Procedury bywają bezduszne.
CCC. Wielka promocja - obniżki na to, na tamto. W związku z tym w sklepie pogrom i apokalipsa. Buty, torby zdziesiątkowane, zdekompletowane, wyparowują w ekspresowym tempie, kartony porozrzucane, pełen spontan konsumencki. Wybrałam, co miałam wybrać i pogrzałam do kasy.
Jakieś trzy osoby przede mną babeczka z - na oko - pięcioletnią córką. Kupują jakieś tam letnie sandałki z motywem Disneya i diodami w podeszwach, zapewne aktualny szczyt mody w przedszkolu. Nad młodą unoszą się różowe serduszka szczęścia i prosi kasjerkę, by ta obcięła metki, bo ona zaraz te sandały założy. Sprzedawczyni zgadza się, odcina metki, i - co ważne - kładzie obok siebie na blacie. Dziecko wkłada buty i w oparach euforii rodzina wychodzi.
Nie minęły 3 minuty - mama z córką wracają. Ja jeszcze nie zdążyłam zapłacić, więc czasu minęło naprawdę niewiele. Buty zepsute - nie działają diody. Panie chcą sandały wymienić.
- Dobrze - mówi kasjerka - Pani napisze reklamację, że buty uszkodzone, dwa tygodnie na rozpatrzenie decyzji.
Klientka zbaraniała, kolejka też. Dziecko w płacz.
- Przecież kupiłam je dwie minuty temu!
- Takie są procedury, METKI OBCIĘTE, dziecko wyszło za sklep, to znaczy, że buty są noszone.
Nie przedłużając wpisu dalszym dialogiem, argumentami o tym, że jakoś dziecko ma skarpetki, a inni klienci mierzą na bosą stopę i nikt im nie zwraca uwagi, o tym, że przecież metka leży na blacie, prośbami małej, napiszę tylko, że faktycznie skończyło się na wypisaniu reklamacji i wyniesieniu rozszlochanego berbecia ze sklepu.
Jak nie jestem za rozpieszczaniem dzieciaków, tak tej małej mi żal.
sklepy
Też pracuję na kasie i z własnego doświadczenia powiem; w takiej sytuacji zawsze żądajcie wezwania kierownika. Skoro taka jest procedura to kasjerka mogłaby mieć spore problemy gdyby zgodziła się przyjąć te buty a z kierownikiem być może udałoby się coś ugrać.
OdpowiedzDlaczego, jak ktoś nawet delikatnie łamie zasady to od razu wszyscy krzyczą, że takie są zasady prawo etc., że po to ktoś określił zasady aby się ich trzymać a jak już dotyka to nas z drugiej strony to nie mamy skrupułów aby prosić czy nawet żądać złamania zasad. Takie "lex kali". Nie lubię CCC bo właściciel faktycznie naciąga warunki reklamacji i trudno odzyskać kasę czy nowe buty, nie chcę więc być adwokatem diabła. Ale zasady jasno mówią: użyjesz towar - zostaje Ci tylko reklamacja. Zwroty towaru są wolną wolą sklepu (właściciela/sprzedawcy). Jaką sprzedawca ma gwarancję że dziecko po wyjściu nie zepsuło samo tych butów. Pewnie nie, ale sprzedawca nie musi się nad tym zastanawiać. Po drugie- tak został przeszkolony i tak robi. Klient jest sam sobie winny, że nie sprawdził towaru. I że pozwolił aby dziecko ubralo buty na nogi. Ja ubierając coś na sklepie (czego nigdy zresztą nie robię) miałbym świadomość, że pozbywam się prawa do zwrotu. Niemiła sytuacja ale nie z winy sprzedawcy.
Odpowiedz@Daro7777: ZAŁOŻYŁO buty na nogi. Litości dla polszczyzny
Odpowiedz@ooomatko: I dlaczego, jak ktoś nie ma się czego czepić, czepia się pisowni? xD
Odpowiedz@Daro7777: Wiesz, jest coś takiego jak duch prawa, bardzo enigmatyczny termin. Powoływanie się na ducha prawa, nawet w wyrokach sądowych, ma właśnie ukrócić bezduszne, bezsensowne trzymanie się litery prawa w sytuacjach, które nie były zamierzone przez twórcę. Wiele jest wyroków sądów administracyjnych uchylających decyzje urzędników, które były zgodne z literą prawa, ale bezduszne i bezsensowne z punktu widzenia ducha, czyli intencji danej np. ustawy.
Odpowiedz@Daro7777: niech mi ktoś powie, dlaczego na tej stronie jest taka dziwna mentalność, że analfabetów się broni, a ludzi zwracających im uwagę się atakuje?
Odpowiedz@Jaladreips: A nie wiem. Nie znam żadnego analfabety.
Odpowiedz@muflon63: dzięki, za - jak na razie - jedyny komentarz w temacie. Nie znałem tego terminu i musiałem o nim poczytać. Jednak wydaje mi sie, że w tym przypadku powoływanie się na ducha prawa nie miałoby sensu, gdyż przepis ze zwrotami nie jest bezduszny. Na prawdę nie wiemy jak było z butami, czy to dziecko nie uderzyło gdzieś butem i "przedsiębiorcza" matka chciała wymiany od ręki. Prawo konsumenckie mówi jasno i wyraźnie na jakich zasadach są zwroty a na jakich reklamacje. Jest to wiedza powszechna, chociaż nawet jak by ktoś zasłonił się nie wiedzą, to istnieje zasada ignorantia iuris nocet. Oceniająć jednak piekielność w tej historii, podkreślę - nie ma jej po stronie sprzedawcy. Takie są przepisy, klient wyszedł z towarem, który został użyty. Zgodnie z przepisami w większości firm i prawem konsumenckim - sprzedawca przyjął na reklamację. Pozdr!
Odpowiedz@Daro7777: Tutaj możemy się przerzucać różnymi argumentami, na tym polega praca prawnika, że tą samą sytuację można różnie interpretować i mając odpowiednie argumenty wygrać. W tym przypadku kluczowe były te nieszczęsne oderwane metki, ale myślę, że odrobina dobrej woli u sprzedawcy wystarczyłoby, żeby poprosić kierownika i przedstawić sytuację. Przecież to dziecko niemal cały czas było w sklepie, kwestia dosłownie kilku minut od zakupu. Sytuacja oczywista i przyjmowanie w tej sytuacji reklamacji jest służbistością, w dodatku robiącą przykrość dziecku. Rodzice mogli lepiej sprawdzić nieszczęsne sandały przed zakupem, jasne. Sprzedawca / kierownik mógł być człowiekiem i ogarnąć sytuację, w końcu metka może się też oderwać niechcący podczas przymierzania w sklepie. Ja raz zwracałam kurtkę bez metki, ale wytłumaczyłam, że kupiłam już bez metki i pokazałam, że większość identycznych kurtek w sklepie wisi bez metki. Może były źle zamocowane czy coś, nikt mi nie robił problemu. Czasem zadowolony klient jest wart więcej niż sztywne trzymanie się zasad, jeśli oczywistym jest, że produkt na 99% był uszkodzony w momencie zakupu.
Odpowiedz@muflon63: Masz w zupełności rację, że zadowolony klient jest więcej wart niż trzymanie się sztywno zasad. Tylko, że nie wiemy jak wygląda sytuacja w sklepie. Może kierownik jasno określił, że nie ma odstępstw od zasad. Może przejechali się na kimś już. Kiedyś w swoim sklepie też miałem sytuację, że poszliśmy na rękę klientowi a ten zupelnie tego nie docenił i jeszcze narobił kłopotów. Oczywiście to tylko gdybanie. Nie wiemy, jak zachowała się matka. Czy poprosila o możliwośc wymiany, czy weszła i pretensjonalnym tonem kazała wymienić albo zrobiła gównoburzę z powodu odmowy. A, jak wiemy, takie zachowanie baaaaardzo zmniejsza szansę na pozystywne i szybkie załatwienie sprawy. Wiem, że sprzedawcy potrafia być czasami złośliwi i upierdliwi w trzymaniu się zasad, ale zazwyczaj jest to spowodowane właśnie tym, że się już sparzyli lub ktoś niemiło się do nich odnosi.
Odpowiedz@Daro7777: Zgadzam się z Tobą, ale muszę poprawić: "pretensjonany", nie oznacza "z pretensją".
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 6 czerwca 2018 o 23:53
@BlueBellee: pretensjonalny ton to ton zmanierowsny, świadczący o swojej wyższości. Tu w kontekscie wyższości klienta nad sprzedawcą.
Odpowiedz@Daro7777: No to prędzej "zachowywała się pretensjonalnie", "wypowiedź brzmiała pretensjonalnie", ale "pretensjonalny ton"? Nie bardzo.
Odpowiedz@Daro7777: czas poznać ;) najpierw musisz jednak zaopatrzyć się w takie coś: https://www.edomator.pl/pol_pl_Lustro-ozdobne-GABRIELLE-biale-313_7.jpg
Odpowiedz@Daro7777: To poczytaj posty. Wirtualnie poznasz ich wielu.
Odpowiedz@muflon63: Ale kasjerka, która straci część wypłaty za naruszenie przepisów, które ją obowiązują, nie pójdzie do sadu walczyć o 100, 200, 500 zł bo za tą kasę wyleci na pysk pod pretekstem cięć lub po prostu ktoś jej podłoży świnię. A o duchu prawa jakoś nie słychać za bardzo. ja znam wiele sytuacji z cyklu "dura lex, sed lex" w wykonaniu sądu...
OdpowiedzTo jest tak: jak długo są metki, sklep może produkt wrzucić do braków bez problemu. Ot, nie działało. Efekt dokładnie taki jakby się jeszcze w sklepie, przed sprzedażą okazało że popsute. I nikt nie dojdzie, włącznie - co ważne! - producentem. A jak metek nie ma, no to faktycznie znaczy, że ktoś już nosił, i producent może się spierać, że np było źle noszone. i problem dla sklepu, stąd taka procedura. Ciężko mi uwierzyć, że diodek nie dało się wypróbować jeszcze przed kupieniem.
Odpowiedz@bloodcarver: Wiesz, ja rzadko zakładam oba buty przy zakupie, szkoda czasu. Zwłaszcza, skoro był taki tłum. Być może na tym przymierzanym działały, a na drugim już nie.
Odpowiedz@muflon63: Jeśli masz taką metodę, to ok. Tylko w takich wypadkach musisz się liczyć, że jak buty okażą się zepsute, to nie wymienią ci ich od ręki i sklep nie będzie wtedy piekielny,a twój 2 minutowy pośpiech(np. Jak nagle się okaże, że w drugim była dziura). Osobiscie zawsze zakładam buty i w nich staje. W butach na obcasie już mi się zdarzało, ze wygodnie się siedziało, ale na stojąco była tragedia(wiem ze takie są obcasy, ale była większa niż standardowo :p )
Odpowiedz@livanir: Jest różnica czy się kupuje buty na obcasie czy sandały dla dziecka, zwłaszcza w tłumie. Co innego jak sobie idziesz sama na zakupy, a co innego z dzieckiem / dziećmi. Poza tym, towar powinien być sprzedawany wolny od wad, prawda? Czyli to moja wina, że nie prześwietlam kupowanego towaru, czy producenta / sklepu, że sprzedaje bubel?
Odpowiedz@muflon63: Ale sklep się nie wymawiał. Przyjął zgłoszenie reklamacyjne. Chcesz, by sklep ułatwiał bardziej? To ułatwiaj sklepowi. Pomóż im sobie pomóc.
Odpowiedz@bloodcarver: Nie wydaje mi się, żeby akurat CCC należało do sklepów, które bardzo chcą pomóc swojemu klientowi. Poza tym, jeśli przez pomyłkę kupię w sklepie przeterminowane mięso, to też moja wina? Pewnie, mogłam sprawdzić. W ogóle mogę na nic innego czasu nie poświęcać, tylko oglądać z każdej możliwej strony każdą kupowaną rzecz, trawiąc na tym długie godziny. Nie lubię robić zakupów, zwłaszcza jak jest dużo ludzi i staram się to załatwić jak najszybciej. A sklep powinien pilnować jakości sprzedawanych produktów, w przeciwnym razie po prostu więcej tam nie wrócę po kilku takich wpadkach.
Odpowiedz@muflon63: czy do ciebie nie dociera? Twoja wina jest jedynie w tym, że sama sobie zamykasz najszybszą drogę do rozwiązania problemu.
Odpowiedz@bloodcarver: Też o tym pomyślałam. Czy ta matka nie przymierzyła butów? Czy dziecko nie zrobiło kilku kroków w celu sprawdzenia rozmiaru i ogólnej wygody? Jeżeli tak było, to tym bardziej głupota, że wyszła od razu ze sklepu w butach.
OdpowiedzJa niedawno reklamowałam buty w Pepco, takie zwykłe sandałki dziecięce do biegania po placu zabaw. Rozpadły się po czterech dniach. Okres oczekiwania na rozpatrzenie reklamacji dwa tygodnie. Pytam, a co mam założyć dziecku przez dwa tygodnie? Kupić drugie i potem mieć dwie pary butów, których nie potrzebuję? Przecież skoro rozpadły się po czterech dniach, w dodatku noszone były tylko dwa i nawet nie są w żaden sposób zniszczone to oczywiste, że reklamacja jest zasadna. Nie i już, pani to nie obchodzi. Cóż, wypisałam reklamację z żądaniem zwrotu pieniędzy i poszłam kupić buty. W innym sklepie.
Odpowiedz@muflon63: A czego właściwie domagałaś się od ekspedientki? Miała Ci zwrócić pieniądze z własnej kieszeni? Przecież ona nie jest od rozpatrywania zasadności reklamacji. Mało tego, wielu producentów z automatu odrzuca pierwszą reklamację, ze standardową formułką o "używaniu niezgodnie z przeznaczeniem". Reagują dopiero wtedy, gdy klient złoży odwołanie od decyzji.
Odpowiedz@niemoja: Wiesz, wiele sklepów zwłaszcza dyskontowych ma taką politykę, że od razu wymienia albo zwraca pieniądze, jeśli nie ma danego przedmiotu już w sprzedaży. Tak jest chociażby w Lidlu, oni tego nawet nie wysyłają na żadne reklamacje tylko leci w straty. Nie jest to towar najwyższej jakości ani za duże pieniądze, więc chociaż w ten sposób nie utrudniają ludziom życia rozpatrując reklamację przez dwa tygodnie, bo się rzecz za 30 zł rozpadła po kilku dniach. Nie mam pretensji w sumie do ekspedientki, ale polityka firmy mnie powaliła. Przy takim towarze powinni od razu zwracać pieniądze i tyle.
Odpowiedz@muflon63: Ale tak realnie- jakiej jakości spodziewałaś się po PEPCO? Rzeczy są tam tak tanie, że nawet za ściągane z Ali zapłacisz więcej niż tam. I jeśli kupujesz towar to akceptujesz działanie gwarancji (+na rozpatrzenie rękojmi też jest 14 dni). Żaden sprzedawca ci jej nie przeskoczy, bo masz takie widzi mi się. Kasjerka ma swoją pracę, nie jest szefową, aby uwzględniać, że możesz dostać pieniądze od ręki. Musi trzymać się określonych procedur. Twój argument o tym, że nie masz co założyć dziecku przez dwa tygodnie jest śmieszny. Jeśli twoje dziecko jest już chodzące, to logika nakazuje mieć chociaż 2 pary na wszelki wpadek. Przecież buty się brudzą i trzeba je wyprać. Wtedy też masz problem, że nie masz co dziecku na stopy ubrać, bo but się suszy? Czy godzisz się na to, aby dziecko chodziło albo w brudnych, albo mokrych butach?
Odpowiedz@Habiel: Aha, czyli teraz będziemy liczyć ile butów ma moje dziecko. No dobrze, skoro tak Cię to interesuje to ma na sezon letni cztery pary, ale tylko jedne sandały i nie widzę powodu, aby miało więcej, bo oprócz tego potrzebne są trzewiki, trampki, kalosze i takie tam. W komentarzy wyżej napisałam, że mam świadomość jakości rzeczy z Pepco, ale mam też świadomość, że w np. w Lidlu wymienia się rzeczy od ręki albo zwraca pieniądze bez bawienia się w idiotyczne w tej sytuacji gwarancje. Spodziewałam się podobnego podejścia po innym dyskoncie i się zawiodłam. Uważam po prostu, że bawienie się w rozpatrywanie gwarancji przy tego typu towarze jest graniem na nerwach klientowi i więcej ich kosztuje (wizerunkowo) niż wymiana od ręki. Poza tym nie o jakości tu rozmawiamy. Nie wiem czy masz dzieci, ale każdy rodzic wie, że dziecko potrzebuje rzeczy porządnych i takich "jednorazówek". Po prostu w czym innym ubierasz je do piaskownicy, a w czym innym na poważniejsze wyjście. I nie masz potem problemu pilnowania dziecka, żeby czasem się za bardzo nie ubrudziło - w najgorszym razie spodnie / bluzkę wyrzucasz i już. A nie jak czasem nawiedzone mamuśki biegają po placach zabaw, żeby się tylko dziecko nie ubrudziło, albo - o zgrozo! - nie przetarło spodni na kolanach.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 6 czerwca 2018 o 17:56
@Habiel: I szczerze, gdyby te sandały rozpadły się nawet po miesiącu, nawet by mi do głowy nie przyszło ich reklamować. Ale serio, cztery dni? W dodatku akurat niezbyt intensywnego noszenia, praktycznie bez śladów użytkowania?
Odpowiedz@muflon63: lidl to lidl a pepco to pepco. Co sklep to inne obyczaje. Nie ma sensu porównywać
Odpowiedz@Czarnechmury: Ale jakość i ceny podobne, więc dziwi mnie takie nie dbanie o klienta ze strony pepco. Po prostu sandały musiały być od początku uszkodzone, tylko nie zauważyłam. Inna sytuacja, zupełnie inny sklep: zamówiłam dawno temu karuzelę do łóżeczka, taką z tych droższych, prawie 200 zł kosztowała. Szmery, bajery. Oczywiście przy kupowaniu na odległość można zwrócić w ciągu 14 dni, ale towar nie otwarty i nie używany. Karuzela była tak zapakowana, że nie dało jej się już zapakować z powrotem tak, żeby nie było widać. Niestety, okazało się od razu po włączeniu, że jest wadliwa, zacina się. Ewidentnie przyszła od razu uszkodzona, w grę wchodziła tylko reklamacja. I co, to też moja wina, że jej nie obejrzałam przed zakupem? Dla mnie to jest piekielne samo w sobie, żeby sprzedawać już uszkodzony produkt i jeszcze zamiast spróbować załagodzić sytuację i pójść klientowi na rękę z wymianą od ręki (cóż, zdarza się) to kazać czekać na rozpatrzenie gwarancji 14 dni. Z resztą często jeszcze nie uwzględniając reklamacji i trzeba się znowu odwoływać. A produkt już w momencie zakupu uszkodzony.
Odpowiedz@muflon63: Swoją wypowiedzią "Pytam, a co mam założyć dziecku przez dwa tygodnie?" sugerujesz, iż to były jedyne buty twojego dziecka. I okej, mnie ilość butów nie obchodzi, tak samo jak sprzedawcy, czy szefostwa dyskontu. Ustalili określone, jasne zasady i ty, jako klient, je zaakceptowałaś. To, że w innym dyskoncie wymieniają od ręki, nie znaczy, że również tak będzie w tym. To są zupełnie inne sieci. Rozpadły się po 4 dniach. Zaniosłaś je na gwarancje. Jak rozumiem ją przyjęli. Mają procedurę, że najpierw stwierdzają po czyjej stronie jest wada, a potem rozpatrują co dalej. Mają na to 14 dni i je wykorzystują. Działają jawnie, regulamin gwarancji, czy rękojmia nie są utajnione. Pamiętaj, że twoje dziecko może być z tych co butów nie niszczą, ale ja sama po moich dziecięcych latach wiem, że są dzieci, których buty muszą znieść warunki ekstremalne, więc nawet po 4 dniach mogą się rozwalić ;) Jeśli ich procedura Cię nie zadowala, to nie kupuj w ich sklepie. Nie bronię tu PEPCO, czy CCC (akurat z tymi drugimi to sama miałam przeboje), tylko tłumaczę Ci, że każdy sklep ma inną procedurę i ty, jako klient, musisz przez nią przejść. Nie miej pretensji o coś, co przez umowę sprzedaży, zaakceptowałaś. Jeśli uważasz, że potraktowano Cię w sposób niewłaściwy, chociaż z twojej wypowiedzi to nie wynika, zawsze możesz iść do rzecznika konsumentów.
Odpowiedz@Habiel: Co do zasady masz rację, nie potraktowano mnie w sposób niewłaściwy. Wszystko było zgodnie z prawem i wszelkimi regulaminami. Raczej chodzi mi właśnie o to, żeby przy takiej jakości produktów i takiej procedurze reklamacyjnej tracą klientów, mnie na pewno bardzo to zirytowało. Chociaż z drugiej strony bronią się cenami i mogą mieć obsługę klienta w nosie, bo i tak przyjdą (u nas w Pepco całymi dniami są kolejki czasem prawie do drzwi, pół godziny stania w kolejce).
OdpowiedzPoza tym, szczerze mówiąc bardziej mi chodzi o szerszy problem, który świetnie oddaje powyższa historia i mój komentarz, czyli: sklepy mają klienta coraz bardziej w nosie i nie zawracają sobie głowy jakością sprzedawanych produktów, a potem obciążają klienta konsekwencjami (w postaci biegania z reklamacjami). W moim przypadku zamówiłam sandały dla syna przez internet, ale przysłali zły rozmiar. Ich błąd, niby spoko, zdarza się, wymienią bez problemu. No, ale to trwa. A tu majówka zrobiła się nadzwyczaj gorąca. To lecimy do Pepco kupić jakiekolwiek sandały, co by dzieciak miał. I te właśnie sandały po czterech dniach się rozpadły. Czy to wina Pepco, że tamci nawalili? Nie, ale irytujące jest to, że dopiero przy trzecim podejściu udało mi się kupić buty w dobrym rozmiarze, które się nie były kupione uszkodzone. A nie jest to odosobniony przypadek. Coraz częściej mi się zdarza, że praktycznie od razu jest coś nie tak, a bardzo nie lubię wyrzucać pieniędzy i potem jeszcze czekać na rozpatrzenie reklamacji na rzecz, która była już sprzedana wadliwa niezależnie, czy to taniocha z Pepco (ja rozumiem niską jakość, ale nich to chociaż w momencie zakupu będzie sprawne), wypasiona karuzela do łóżeczka czy telewizor 4k za ciężkie tysiące. A teraz się okazuje, że cokolwiek się kupuje to trzeba trzymać wszystkie paragony (nawet na spożywkę!) i najpierw pójść do sklepu kupić a potem lecieć tracąc czas jeszcze raz z reklamacją. Nawet durne mięso z Tesco jest śmierdzące, choć ważności ma jeszcze 4 dni. Takie podejście do klienta jako całość, nie jako jeden konkretny sklep, uważam za piekielne. No, chyba że to ja mam jakiegoś pecha.
Odpowiedz@muflon63: zanim o czymś zaczniesz mówić to zastanów się czy nie kłamiesz. "Oczywiście przy kupowaniu na odległość można zwrócić w ciągu 14 dni, ale towar nie otwarty i nie używany" - bzdura! Towar jak najbardziej można otworzyć i potem zwrócić. Ba! Może nawet nosić ślady użytkowania! Ale tylko takie które mogły powstać przy sprawdzaniu produktu - np. drobny kurz na podeszwie buta w którym się przeszło przez pokój, telefon czy inną elektronikę można odpalić, a ubrania mogą się pognieść przy przymierzaniu, itd. Sklep ma obowiązek przyjąć taki towar i zwrócić za niego pieniądze oraz za najtańszą opcję przesyłki dostępną w danym sklepie, np. możesz wybrać przesyłkę kurierem 48h za 25 zł lub zwykłym za 10 zł i nawet jeśli wybrałaś przesyłkę za 25 zł to sklep ma w obowiązku zwrócić 10 zł. Zwrócenie większej kwoty, w tym przykładzie 25 zł, to już akt dobrej woli. To, że tobie za ciężko coś przeczytać nie oznacza, że masz prawo wprowadzać innych w błąd
Odpowiedz@Shi: Masz jakiś problem ze sobą, żeby obcym ludziom na forum zarzucać kłamstwo? Ze słownika języka polskiego: kłamać 1. «świadomie mówić nieprawdę» Więc mogłam się pomylić, ale na pewno nie kłamać. Nie wspominając już o tym, czy to by było uczciwe odkryć wadę i zwrócić jakby było sprawne, żeby ktoś kolejny się naciął. Ale na pewno nigdzie nie skłamał, co najwyżej się pomyliłam. I dlatego oczekuję od Ciebie przeprosin, bo nie kłamię i nie życzę sobie, żeby mi ktoś zarzucał kłamstwo.
OdpowiedzI nadal uważam, że sprzedawanie wadliwego towaru i żądanie od klienta składanie reklamacji i czekania na jej rozpatrzenie to zwykłe naciąganie. Co innego, jeśli rzecz się zepsuła po miesiącu czy kilku, a co innego jak ujawniono wadę właściwie od razu po zakupie. W tym momencie ja wydałam pieniądze i od razu jestem danej rzeczy pozbawiona, a jeśli potrzebuję tego na już to muszę iść i wydać pieniądze jeszcze raz. A potem czekać, aż sklep łaskawie reklamację rozpatrzy i może zwróci mi pieniądze, bo nie ma takiego obowiązku, może naprawić i zostaję z dwiema takimi samymi rzeczami. Dla mnie to jest oszustwo, żeby rzecz działała krócej niż trwa rozpatrzenie reklamacji albo od razu po zakupie była uszkodzona, a sklep się wypiera odpowiedzialności.
Odpowiedz@muflon63: Zdradzę Ci sekret. Te rzeczy przychodzą w kontenerach z Chin i nikt tego nie przegrzebuje i nie sprawdza. Zresztą tutaj nawet się nie dało, bo przecież przez 4 dni buty działały. Jak chcesz produkt akceptowalnej jakości, to zapłać więcej. Może też warto przekalkulować, że lepiej kupić buty za 100 zł, które posłużą pół roku, niż co miesiąc buty za 30 zł, za które zapłacisz 6*30=180 zł. Ceny przykładowe, nie orientuję się w dziecięcym obuwiu. Nie wiem jak w Pepco, ale raz oddawałam za kogoś buty do CCC i tam od razu się zaznaczało czy ktoś życzy sobie naprawę, zwrot pieniędzy, czy wymianę na takie same buty. Znów wszystko rozbija się o jakość obsługi, no sorry, nie można kupić czegoś tak tanio, że taniej się nie da i jeszcze oczekiwać obsługi na poziomie. Na czym by ten sklep miał zarabiać?
Odpowiedz@dayana: Widzę, że komentujący bardzo wybiórczo podchodzą do podawanych argumentów. Pisałam przecież wcześniej, że zdarzały mi się identyczne problemy niezależnie od tego czy kupowałam akurat taniochę w Pepco czy coś wysokiej jakości i drogiego. Nie ma reguły. Ale nawet niska jakość, której można się spodziewać po niskiej cenie nie usprawiedliwia działania cztery dni. A argument z "oszczędnością" na droższych butach w tym wypadku idiotyczny, bo dzieci potrafią czasem i tak wyrosnąć w dwa miesiące i nawet nie zniszczone buty nadają się już tylko do wyrzucenia, ewentualnie oddania. Poza tym dziecko potrzebuje więcej niż jednej pary na raz, wyobraź sobie. Część rzeczy kupuje się droższych, na większe wyjścia a część tańszych do biegania po podwórku, nie widzę w tym nic niezwykłego, bo dzieciakowi trzeba kupić więcej ubrań i butów niż dorosłemu a i tak najdalej po sezonie z nich wyrośnie, czasem nawet szybciej. A akurat sandałów w naszej szerokości geograficznej dzieciak i tak nie będzie nosił pół roku tylko, trzy, góra cztery miesiące. Owszem, czasem można zaznaczyć czy życzysz sobie naprawy czy zwrotu pieniędzy, ale zgodnie z prawem sprzedawca ma obowiązek zwrócić pieniądze dopiero przy trzeciej reklamacji. Wcześniej to jest tylko jego dobra wola, podobnie jak z przyjmowaniem zwrotów w sklepach stacjonarnych - mogą, ale nie muszą.
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 7 czerwca 2018 o 11:52
@muflon63: Można rządać zwrotu kasy już podczas drugiej reklamacji i sklep ma obowiązek Ci te pieniądze oddać.
OdpowiedzI dlatego właśnie, również po przygodzie z butami dziecięcymi w CCC (sandałki Lasocki), kiedy to buty dziecko miało założone 4x,a ja później dwa miesiące się z nimi bujałem przy pomocy RPK, przez co dziecko z butów wyrosło (i lato się skończyło), powiedziałem że nic nigdy tam już nie kupię i w doopie mam patriotyzm konsumencki.
Odpowiedz@krzycz: zauważyłam że, paradoksalnie, najwięcej problemów i reklamacji w CCC dotyczy tych droższych i "lepszych" marek, jak Lasocki, na przykład. Zawsze mi szkoda wydawać tyle na buty i kupuję z Jenny Fairy, czasem nawet po 30 zł za kozaczki ocieplane na obcasie, i służą mi latami, póki się nie nie zniszczą chociaż trochę. Kupuję tanie buty by mi nie było szkoda jak po jednym sezonie się rozpadną, a gnidy wytrzymują już 3 sezony i nie mogę sobie kupić nowych :D (w końcu muszę sobie nałożyć limit butów, bo mam takiego fioła, że musiałabym im poświęcić cały pokój a nie "tylko" jedną szafę, dlatego nie kupuję nowych póki stare dobrze wyglądają)
Odpowiedz@krzycz: Od ponad 5 lat moja stopa nie przekroczyła progu tego sklepu - od momentu, w którym buty zimowe rozpadły mi się po miesiącu, z reklamacji wróciły w gorszym stanie niż przed, a wszelkie pisma były podpisane "Rzeczoznawca", już nie wspominając o tym, że odpowiedź, którą dostałam na odwołanie była nie na temat. Byłam u rzecznika i też mi nie pomógł, więc uznałam, że jest to ostatni zakup jaki zrobiłam w CCC. Odpukać, od tamtej pory nie reklamowałam ani jednej pary kupionej w innych sklepach. Jednorazowo wydaję więcej, ale np. jedne buty zimowe nosiłam już 3 czy 4 sezony, zamiast jednej zimy...
Odpowiedz@Madeline: Ja również nie korzystam już z tego sklepu. Pierwszy raz kupiłam tam buty z narzeczonym 2 lata temu - obie rozkleiły się po ok 6 miesiącach (Lasocki). Drugie były jakieś tanie balerinki, w których kawałek podeszwy odpadł po mniej niż miesiącu. Kolejne buty ok rok temu - rozkleiły się po 1 użytkowaniu (niestety założyłam je z 2 tyg po zakupie, nie wiem więc czy ktoś w to uwierzył - no nieważne, ja nabyłam doświadczenia). Sklejono. 3 miesiące później znów się rozkleiły, oddałam z prośbą o wymianę a nie naprawę, bo drugi raz w tak krótkim czasie znaczy, że coś jest nie tak. Odmówiono mi 3 razy. Powołałam się na RODO i zażądałam usunięcia wszystkich moich danych, zezwoliłam na jednorazowy kontakt w celu poinformowania, że to zrobili. Nie otrzymałam maila zwrotnego i zastanawiam się co teraz mogę z tym zrobić? Nie wiem czy usunęli moje dane a definitywnie nie chcę mieć z tym "sklepem" nic wspólnego.
Odpowiedz@Shi: Dziwne macie doświadczenia. Chyba z 4 razy reklamowałem buty w CCC i tylko raz byłem wkurzony, bo zamiast wymienić mi zimowe zwrócili kasę (nie mamy na wiosnę tego modelu). Może mi się inaczej psuły ;)
OdpowiedzNie czytałem wszystkich komentarzy, natomiast trochę przeczytałem. Wiadome jest, że jak nie ma metek, to produkt już jest nie pełnowartościowy, sprzedawca nie może go raczej przyjąć. Napisałem "raczej" bo pewności nie mam, ale na zdrowy rozum tak mi się wydaje. Niemniej jednak, jeżeli nie działały diody ( przypuszczam, że to były takie buty, co jak dziecko nadepnie, to się świecą ) to może kwestia była inna, wymiana albo brak baterii ? W tej historii akurat mogło tak być, że matka nie zauważyła wcześniej tego, rozumiem, zdarza się, chociaż nie jedno już widziałem i słyszałem, jak ludzie potrafią wymyślać, bo "nagle się rozmyślą" od zakupu. Ewentualnie jak ludzie kombinują, kiedyś "kolega" opowiadał mi, jak to w McDonald's się najeść do syta, zamawiał burgera w zestawie, jadł, a na końcu jak mu zostawało nie dużo burgera, szedł ze zwrotem, bo coś tam niby nie grało, ludzie lubią januszować.
Odpowiedz@tasman: Halo, ten produkt nie jest pełnowartościowy nie z powodu metek, tylko dlatego, że NIE DZIAŁA. Pracowałam kiedyś w Euro i tam po zakupie możesz podłączyć i sprawdzić kupioną rzecz. I jeśli się okazywało, że nie działa, to nawet jeśli trzeba było rozpakować tak, że nie dało się potem już zapakować (np. suszarki Remington są tak zapakowane w woreczek, który trzeba rozerwać) to sklep brał na siebie reklamację wewnętrzną, a klientowi dawaliśmy sprawny towar. I to było uczciwe, bo nie było w tym ŻADNEJ winy klienta, że miał pecha. A klep i tak sobie to potem wysyłał do producenta na reklamację, ale już we własnym zakresie.
Odpowiedz@muflon63: Możesz sobie sprawdzić w sklepie czy rzecz działa i musisz rozerwać opakowanie. Sory suszarki w woreczku nie sprawdzisz. Ale buty możesz zmierzyć PRZED zakupem nie uszkadzając metki. A, że kobieta tego nie zrobiła z niezrozumiałych powodów? Nie jest to wina ani kasjerki, ani sklepu. Kupujesz buty z diodami, to chyba logiczne, że jeśli masz obok siebie dziecko to mierzysz.
Odpowiedz@wkurzonababa: A czy gdyby ta kobieta nie oderwała tych cholernych metek i je wymieniła, to wszystko byłoby ok? Nie, nie byłoby, buty nadal byłyby uszkodzone i czekały na kolejną "ofiarę". A gdyby ktoś zgłosił przy przymierzaniu pracownikowi, to i tak nie mogliby ich sprzedać tylko odesłać we własnym zakresie na reklamację albo wrzucić w straty. A tak to sklep się po prostu sprytnie pozbył problemu doskonale sobie zdając sprawę, że to nie dziecko uszkodziło te buty i gdyby zostało to zauważone kilka minut wcześniej, to byłby to ich problem. A tak, kasę wzięli a Ty się kliencie bujaj.
Odpowiedz@muflon63: Może by je odłożyli na stos "towar uszkodzony". Pracujesz tam, że wiesz? Problemu by nie było, gdyby dzieciak założył te buty i przeszedł się po sklepie.
Odpowiedz@muflon63: Gdyby kobieta zmierzyła buty przed zakupem to nie byłoby problemu bo od razu wiedziałaby, że są popsute. A sklep ma swoją politykę i ma do tego prawo. Więc przestań się pieklić, bo ludzie Ci mówią swoje, a Ty ciągle swoje.
Odpowiedz@wkurzonababa: Dla mnie takie zachowanie sklepu jest naganne nawet, jeśli jest zgodne z prawem i procedurą. Ciekawe czy miałabyś takie samo zdanie, gdyby to Tobie się zdarzyło, że zakupiony towar jest niesprawny od razu po wyjęciu z pudełka i pokornie czekała na łaskawe rozpatrzenie reklamacji. Naciągactwo i tyle, a nie handel.
Odpowiedz@muflon63: A właśnie miałam. Nałożyłam but dwa razy i odkleiła się podeszwa. Ot, złożyłam do reklamacji i w ciągu tygodnia oddali buty. Byłam zła, bo to było przed wyjazdem, ale przeżyłam. I teraz powiem jeszcze jedno GDYBY TA KOBIETA ZMIERZYŁA CÓRCE BUTY I PRZESZŁA SIĘ PO SKLEPIE WIDZIAŁABY OD RAZU, ŻE SĄ NIESPRAWNE I MOGŁABY WYBRAĆ SPRAWNE. Tu też jest jej wina. Bo powtarza Ci to wiele osób, a Ty to olewasz. Po prostu unikajmy takich sytuacji i myślmy robiąc zakupy.
Odpowiedz@wkurzonababa: Czy Ty nie możesz zrozumieć, że te buty nadal byłyby popsute i gdyby kobieta z wyznania była bardziej przewidująca to sklep musiałby je wrzucić w straty, a tak to po prostu zaśmiali się jej w twarz? Po prostu nie ta kobieta miałaby problem to inna, bez różnicy. Chodzi o to, że sklep się wykpił choć oczywistym było, że buty były od razu zepsute. A jest w historii wyraźnie napisane, że w sklepie był tłum i może nie chciała już dłużej dzieciaka w tym bałaganie trzymać albo w zamieszaniu zwyczajnie tego nie zauważyła pomimo przymierzania. A problem jest taki, że sklep przerzucił odpowiedzialność za wadliwy towar na konsumenta.
Odpowiedz@muflon63: Kurcze są przepisy i one obowiązują czy chce się, czy nie. Sklep nie zrobił nic złego. Równie dobrze dziewczynka mogła w te kilka minut te buty popsuć ( choć, okej to mało realne). Nie mówmy, że sklep jest piekielny, bo korzysta z przepisów tak by było mu wygodnie. Akurat przepisy są bardzo pro konsumenckie, muszą też dbać o interes właściciela sklepu. A gdyby kobieta była bardziej przewidująca, to nie byłby jej problem i nie byłoby historii. Sklep wrzuciłby popsute buty w straty i tyle. Chociaż nie, PANI wie wszystko najlepiej.
Odpowiedz@wkurzonababa: Pisałam już wcześniej, że zadowolony klient jest wart więcej niż sztywne przestrzeganie przepisów i jeśli nie sprzedawca, to na pewno kierownik mógł po prostu wymienić buty a tamte wrzucić do tych wadliwych. Serio, żadnej straty by nie ponieśli, w różnych sklepach pracowałam i coś takiego nie jest problemem, często się idzie na rękę klientowi. Z resztą pojawia się tutaj sporo komentarzy klientów również niezadowolonych z CCC, ich jakości i obsługi reklamacji. A tak to kobieta im pieniądze zostawiła, które chętnie zainkasowali, ale i tak została bez towaru. I piekielne jest to, że sklepy chętnie pieniądze przyjmują, ale niechętnie się wywiązują z tego, za co się płaci (akurat sandałki z historii z postaciami z bajek do najtańszych zapewne nie należały). Niedawno zamówiłam mamie nową kuchenkę gazową, bo stara się zepsuła. Zapłaciłam za full serwis, włącznie z wypoziomowaniem i podłączeniem. Tak wypoziomowali, że mama ma przypalony blat a poziomować musiał mój mąż. Sytuacja może inna, ale sens ten sam: płacisz i zostajesz z niczym. I uwierz, że interesy właścicieli sieci handlowych nie są w żaden sposób zagrożone. Oni doją i pracowników i klientów zwykle na każde możliwe sposoby. Co innego mały, prywatny biznes, ale nie takiego dotyczy historia.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 7 czerwca 2018 o 13:22
@muflon63: "A tak to kobieta im pieniądze zostawiła, które chętnie zainkasowali, ale i tak została bez towaru." Ta klientka po 2 tygodniach dostanie to, za co zapłaciła. W przeciwieństwie do usługi przy kuchence będącej składową całego pakietu "full serwis".
Odpowiedz@vonKlauS: Chyba, że akurat CCC uzna, że użytkowała buty "niezgodnie z przeznaczeniem".
Odpowiedz@muflon63: Ja mam taką propozycję. Załoz firmę, otwórz sklepy i wtedy udowodnij, że to co próbujesz nam teraz wmówić jest prawda. Zobaczymy jak długo Twój sklep pociągnie :)
OdpowiedzNo cóż, nie reklamacja lecz niezgodność towaru z umową i żądanie wymiany na nowy lub zwrotu pieniędzy. I będę blokować kasę, aż do zamknięcia sklepu, aż dostanę zwrot pieniędzy.
Odpowiedz@krogulec: Niezgodność produktu z umową to w dalszym ciągu podlega pod reklamacje. Więc stój i tydzień.
OdpowiedzProcedury? Sprzedawca wprowadzil konsumenta w blad,gdyz istnieje ustawa o Szczegolnej sprzedazy konsumenckiej. Stoi jak byk,ze w przypadku wad ukrytych do pol roku(!) od zakupu towar zakupiony sprzedawca ma obowiazek wymienic na produkt pelnowartosciowy "od reki" w przypadku zaistnienia znacznych niedogodnosci po stronie konsumenta. W tym i w podobnych przypadkach po wygloszeniu w/w formulki nastepuje ZAWSZE cudowny zwrot akcji,sprzedawca wola kierownika,kierownik rozplywajac sie w usmiechach wymienia uszkodzony produkt na pelnowartosciowy badz tez zwraca naleznosc. NIGDY nie stawia ultimatum- wymiana tylko na produkt z naszego sklepu. Inne zalatwienie sprawy grozi sklepom sadem konsumenckim. Kary sa potezne.
Odpowiedz@Niunieczka89: Od jakiej ręki? No chyba sobie jaja robisz? Oni muszą sprawdzić czy to istnieje w bucie czy nie. I skoro nie ma metek domniemuje się, że but był użyty i właściciel mógł sam popsuć.
Odpowiedz@Niunieczka89: jakiś konkretny zapis ustawy podasz, czy to kolejna pasta tak jak obowiązek przyjęcia zwrotu w sklepie stacjonarnym?
Odpowiedz@madzialna: w sensie chodzi mi o artykuł
OdpowiedzJeśli towar jest uszkodzony i używany, (mała wyszła ze sklepu w nowych butach) to niestety ale tylko reklamacja. Jeśli coś jest uszkodzone to już nie odpowiada sklep ale producent. Uwierzcie że jeśli producent nie uzna reklamacji to sklep też traci. Procedur się nie przeskoczy. Jeśli by klientka załatwiła wszystko grzecznie to dało by się obejść sprawę dookoła na korzyść klienta
Odpowiedz