Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Mieszkanie "na pokoju" za granicą, odsłona trzecia. Tym razem piekielni nie byli…

Mieszkanie "na pokoju" za granicą, odsłona trzecia.

Tym razem piekielni nie byli współlokatorzy, a właściciele, Hindusi.
Jako, że wynajmowałyśmy pokoje w domu, to wszystkie rachunki były wliczone w cenę wynajmu.

W związku z tym, nieraz budziłam się po południu w zimnym domu, bo właściciele wpadali,  kiedy nikogo nie było, a ja spałam i wyłączali ogrzewanie i ciepłą wodę. Dom niestety zimny jak diabli - jeszcze ze starymi, pojedynczymi oknami.

No i pewnego razu stał się cud.
Council rozdawał dofinansowania na remonty domów i nasi kochani landlordzi załapali się na dofinansowanie wymiany okien i bodajże podłóg.
Dzwoniłyśmy do nich codziennie dowiedzieć się, kiedy zacznie się remont - zwłaszcza dla mnie było to ważne - przy pracy na nocki potrzebowałam sobie ustawić z wyprzedzeniem grafik albo wziąć urlop.
Niestety, chyba trzy dni urlopu zmarnowałam na czekanie na panów robotników, ale nie doczekałam się. Za to jakieś dwa tygodnie później, wracam o ósmej rano z pracy i nawet nie mogę się dostać do pokoju -wszystko wyniesione z niego na korytarzu, porozrzucane po podłodze, wykładziny zdjęte, okna wymontowanie,  a panowie robotnicy wyskakują na mnie, że im pomieszczenia nie przygotowałam.

Właścicielka w rozmowie telefonicznej tylko powtarza że jest wszystko "all right".

Na szczęście, bo urlopu już tracić nie chciałam, mój szef pozwolił mi się przespać w pracy w wolnym pokoju (dom opieki).
W ten oto sposób stałam się na kilka dni rezydentką w swoim własnym miejscu pracy :-)

Właściciele nie bardzo znali pojęcie prywatności.  Potrafili przyjść niezapowiedzianie i zaglądać nam do pokoi czy podnosić pokrywki w garnkach i sprawdzać co gotujemy.

W międzyczasie zmieniłam pracę na dzienną, w innym mieście i zaczęłam się powoli rozglądać za pokojem. Pewnie pomieszkałabym tam dłużej, bo nieźle dogadywałam się z pozostałymi dziewczynami, ale właściciele uznali, że za mało na nas zarabiają i drastycznie podnieśli ceny, a kiedy odmówiłyśmy zastosowania się do podwyżki, stwierdzili, że wystawiają dom na sprzedaż i mamy się wyprowadzić.

Znalazłam wtedy na szybko pokój w Bradford i to był koszmar, przy którym chowają się najgorsze horrory. Ale ta opowieść następnym razem :-)

by GoshC
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
2 4

@maat_: Przepisy się zmieniły? Nas agencja uprzedza na dzień przed planowaną wizytacją. Nie patrzą po szafkach ani garnkach. Chyba,że byłyby własnością landlorda.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 4

@maat_: Właściciel domu zgodnie z brytyjskim prawem NIE ma prawa robić niezapowiedzianych wizyt. Z momentem podpisania umowy wynajmu traci prawo dowolnego rozporządzania swoją nieruchomością, obowiązują go terminy wypowiedzenia, a wszelkie wizyty muszą być umówione, musi on uzyskać zgodę osób którym wynajmuje nieruchomość żeby móc na niej postawić swoją stopę.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 czerwca 2018 o 20:31

avatar konto usunięte
2 2

@mooz: @Day_Becomes_Night: Dosłuchałam to dotyczyło osób wynajmujących pokoje a nie całe mieszkania, gdzie istnieją części wspólne: przedpokój, łazienki, kuchnia i te części wspólne ma prawo landlord odwiedzać, tak przynajmniej twierdzą w tym programie

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

@maat_: Części wspólne jak najbardziej mogą odwiedzać, ale do pokoju wejść już nie mogą. Nie mają też prawa zaglądać do garnków - stanowią one własność wynajmującego pokój.

Odpowiedz
avatar Norwatt
4 6

Żaden landlord (ani pracownik agencji) w Anglii nie ma prawa zaglądać do szafek, garnków czy lodówki. Nie jego biznes co tam trzymasz.

Odpowiedz
avatar kostuch
2 4

Bradford to syf totalny.

Odpowiedz
avatar GoshC
1 1

@kostuch: zwłaszcza BD7 gdzie pracowałam i BD5 gdzie mieszkałam :-)

Odpowiedz
avatar cassis
-3 5

Mam wrażenie, że takich czasów dozyliśmy, że jak ktoś ma mieszkanie to mu się we łbie poprzewracało i uważa siebie za boga, pana wszechrzeczy... W każdym kraju więcej jest powalonych Wynajmujących niz normalnych O_o

Odpowiedz
avatar leprechaun
3 5

@cassis: Nie wiem, skąd tyle minusów dla ciebie. 3/4 landlordów, jakich spotkałam, miała ego rozdęte do rozmiarów Zeppelina, bo przecież MAJĄ NIERUCHOMOŚĆ, którą wynajmują, a my jesteśmy biednym plebsem etc.etc. Pomijam fakt, że większość tę nieruchomość dostała w spadku po rodzicach, a zachowywali się, jakby co najmniej pół miasta za własne pieniądze kupili... A już znajomi, którzy z konieczności mieszkają pod Dublinem, opowiadają mi takie historie o landlordach, że łeb urywa przy samych pośladkach.

Odpowiedz
avatar GoshC
4 4

@leprechaun: w tej chwili ja też jestem landlordem. I w Polsce i w UK. I w życiu do głowy by mi nie przyszło zjawić się pod którymkolwiek wynajmowanym adresem bez zapowiedzi.

Odpowiedz
avatar leprechaun
3 5

@GoshC: Chwała ci za to! Dałam ci plusa, tyle przynajmniej mogę zrobić. ;) Ja z landlordami przeżyłam tak chore jazdy, że zaczynam mieć jakieś dziwne myśli typu "A może zamieszkać na barce mieszkalnej, w końcu łatwiej kupić barkę, niż mieszkanie?". :D

Odpowiedz
avatar GoshC
2 2

@leprechaun: ale ciężej dostać kredyt :-) A jazdy z landlordem to ja dopiero miałam w Bradford :-)

Odpowiedz
avatar leprechaun
-1 1

@GoshC: Niby tak, z drugiej strony jak ktoś się uprze, to może barkę mieszkalną kupić za kwotę, którą przy kredycie hipotecznym wymagają jako wkład własny. Mieszkałam swego czasu bezpośrednio przy marinie, więc miałam sporo okazji do rozmów z ludźmi żyjącymi na barkach. :) Tylko mnie osobiście by przerażały zagadnienia techniczne typu "A co, jeśli zepsuje się system odprowadzania ścieków do zbiornika?", "A co, jeśli coś klęknie w silniku?", "A co, jeśli zacznie coś przeciekać?" itd.itp. :)

Odpowiedz
avatar cassis
-1 1

@GoshC: chwała ci za bycie normalnym człowiekiem. Takich naprawdę mniejszośc teraz. W ostatniej dekadzie zmieniłam mieszkanie 4 razy, za każdym razem z powodu właściciela - zj3ba. Typ nr.1 - wynajął nam zadłużone mieszkanie. Najazdy komorników to była norma. Umowę najmu w końcu nakleiłam na drzwiach i pokazywałam palcem... Po tym jak odcięto nam prąd [rachunki płaciliśmy właścicielowi, on już do Energi nie] - wynieśliśmy się. Typiara nr. 2 - ciotka mojego ówczesnego. Poinformowaliśmy że wprowadzamy się z psem. Nie wyraziła sprzeciwu. Pewnego pięknego dnia weszła do domu pod naszą nieobecność. Pies zagnał ją do kibla i tam przesiedziała 7 godzin - ciężko oburzona, ze mamy psa mordercę i chciał ją pogryźć! I jakim prawem śmiemy w ogóle mieć pretensje że ona ma drugie klucze i sobie wchodzi? Podczas wyprowadzki próbowała nam ukraść komputer - zamknęła go w pawlaczu i liczyła ze nie zauważymy jego braku. Autentyk! typ 3 - tez miał zapasowe klucze, wchodził do domu kiedy mnie nie było. Przekładał rzeczy, grzebał w szafkach. Wyżerał mi szpej z lodówki. Skąd wiem - przyłapałam go. Typ 4 - parka. Co niedzielę przed mszą przypi3rdalali na kontrole i o siódmej rano dobijali się do drzwi. Nikt ich nie wpuszczał. Pewnej niedzieli przyjechali z zapasowymi kluczami. Zastali mnie i ówczesnego w czasie seksu, współlokatora nago, wychodzącego spod prysznica. Darcia pi#dy było co niemiara nt. naszej bezbożności. Wymieniliśmy zamki. Oni wymnówili nam umowę. My zabraliśmy nasze zamki i nasz piecyk gazowy z łazienki :P Wszystko to w Warszawie. Historii z UK tez trochę mam bo jest tam moja przyjaciólka z rodziną.

Odpowiedz
avatar Lynxo
2 2

Poczytaj sobie co sie dzieje w Dublinie. Tutaj mieszkanowo to dopiero cyrk na kolkach.

Odpowiedz
Udostępnij