Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

3 maja pożegnałam mojego kochanego kocura. Był to kot z problemami, nazwijmy…

3 maja pożegnałam mojego kochanego kocura. Był to kot z problemami, nazwijmy go nawet kotem specjalnej troski. Wiązało się to ze sporymi nakładami finansowymi, ale to był nasz przyjaciel. Warto było dla niego robić wszystko.

Rodzina oraz znajomi wiedzieli, że nasz Gruby jest specjalny. Początkowo nie komentowali zbyt naszych decyzji - kot musiał dostawać leki wspomagające wydalanie; trzeba było go myć, gdyż przez wady w budowie kręgosłupa nie mógł zrobić tego sam. Oczywiście był też wyprowadzany na smyczy, co niektórych ludzi szokowało. Uwielbiałam słyszeć pytania od przyjezdnych:
1) To kotek na smyczy może chodzić?
2) A to ona w ciąży jest?
A Gruby po prostu był Gruby i bez smyczy nie ruszał się z domu. Ot co, mieli nas za lekkich wariatów.

W grudniu zdiagnozowaliśmy u niego cukrzycę. Zdziwiliśmy się, bo we wrześniu na badaniach kontrolnych nie było żadnych odchyłów. Rozpoczęliśmy leczenie. Gdy powiedziałam mojej przyjaciółce, że wyjazd sylwestrowy sobie odpuszczę, bo moje fundusze obecnie pochłania kot, zrozumiała. Jednak nasi dalsi znajomi zaczęli się śmiać, że tyle pieniędzy na durnego kota idzie. Sama karma dla cukrzyków była droga, nie mówiąc już o insulinie, czy glukometrze. Jak na jeden raz było to dużo dla mojego portfela, ale według nich te pieniądze mogłam przeznaczyć na wyjazd.

Pod koniec kwietnia Gruby zapadł na tajemniczą chorobę. Możliwe iż było to zatrucie opryskami, które osiadły na trawie, bo mieszkamy zaraz przy polach. Zaczęliśmy walkę o jego życie. Sąsiedzi, jak to w bloku, widzieli, że bierzemy kota do auta, pytali się co z nim jest. My ze szczerością mówiliśmy, że wycieczka do weterynarza, bo Gruby jest chory.
Reakcja ludzi - to uśpijcie, weźmiecie sobie kolejnego.
Walczę o życie kochanego zwierzaka, więc takie teksty bardzo wkurzały.
Jeszcze bardziej wkurzyło nas, gdy przedzwoniło wujostwo - typowi Janusze. Zapraszali nas na wycieczkę na działkę do Bydgoszczy. My uświadomiliśmy ich, że nasz kot jest w stanie prawie agonalnym i go ratujemy. "Oj tam, pojedziecie, odpoczniecie sobie to mu przejdzie, a jak nie to najwyżej zdechnie. Przecież to żadna rasówka, że tak o niego latacie".

Ostatnie dni kocura wymagały od nas dużo wyrzeczeń i wysiłku. Kroplówki, leki, insulina, sprzątanie po nim, bo nie zdążył czasem do kuwety. Wyjścia na spacer, bo mimo swojego stanu chciał pójść na dwór. Finanse się uszczupliły o blisko 400 zł w ciągu tygodnia. Jednak nasze wysiłki nie przyniosły skutku i Gruby odszedł.

Spotkaliśmy się zarówno ze współczuciem, jak i tekstami o zabarwieniu podobnym do powyższych - a że za durnym kotem płaczę, a przecież mamy następne 3 w zapasie (opiekujemy się bezdomniakami) i mamy jeszcze przecież jednego w domu, to skąd ta tragedia. Jedna sąsiadka, widząc, że na spacer idziemy tylko z jednym kotem, dodała dwa do dwóch i z uśmiechem na twarzy spytała "o to co, zdechł ten stary?".

Chciałam jakoś go uhonorować. Pokazać, że dalej będzie przy mnie obecny. Wrzuciłam nasze ostatnie, wykonane na parę godzin przed śmiercią, zdjęcie na instagrama (wiem, że niektórzy tego nie pochwalą, ale dla mnie to było trochę jak oczyszczenie). Mają go tylko moi znajomi. Napisałam, że mój przyjaciel zmarł. Poza słowami współczucia dostałam komentarz, że zwierzęta ZDYCHAJĄ, a UMIERAJĄ ludzie.

I może nie są to mega duże piekielności, ale w tych dniach szczególnie we mnie uderzyły.

kot i ludzie

by Habiel
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar katem
21 43

Zwierzęta umierają, albo bywają zabijane. Zdychają tylko podli ludzie.

Odpowiedz
avatar Balbina
11 19

@katem: Ja,jak umierały moje zwierzaki to mówiłam. "odszedł w krainę wiecznych łowów"

Odpowiedz
avatar aegerita
17 27

Współczuję utraty przyjaciela, trzymaj się. Wiem, że żaden inny kot nie zastąpi tego jedynego, ale jest jakieś małe pocieszenie w postaci drugiego futra w domu. A wszystkim czepiającym się słownictwa warto zacytować Słownik Języka Polskiego: umrzeć — umierać 1. «zakończyć życie» 2. «przestać istnieć» Tak, kot też umarł. Tak jak pies, chomik i żółw. Ważne, że to przyjaciel bliski sercu, nieważne jakiego gatunku. A jak ktoś tego nie rozumie, to niech sam sobie zdycha (jak najbardziej można użyć tego określenia do człowieka).

Odpowiedz
avatar JohnDoe
-2 20

@aegerita: to ja również zacytuję za Słownikiem Języka Polskiego. Tylko że poradnią : https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Zdychac;17678.html "Nie tylko polszczyzna nazywa kończenie życia przez ludzi w inny sposób niż kończenie życia przez zwierzęta – odpowiedniki polskiego zdychać istnieją także w innych językach: we francuskim (crever), włoskim (crepare) czy niemieckim (verenden). Śmierć ludzka jest w naszej kulturze traktowana inaczej niż śmierć zwierzęcia – wpisana jest w porządek etyczny, podczas gdy zakończenie życia przez zwierzę należy do sfery po prostu bytowej. Dlatego każde z tych dwóch zjawisk ma swoją odrębną nazwę." - Katarzyna Kłosińska, Uniwersytet Warszawski

Odpowiedz
avatar aegerita
14 20

@JohnDoe: Po pierwsze, to interpretacja kulturowa, a nie zasada językowa. Po drugie, nawet w tej interpretacji nie ma słowa o tym, że nie można czy choćby nie powinno się używać wyrazu "umarł" w odniesieniu do zwierząt innych niż ludzie. zdechnąć — zdychać 1. pot. «o zwierzęciu: skończyć życie» 2. zdychać pot. «cierpieć» 3. pogard. «umrzeć» 4. zdychać pot. «chylić się ku upadkowi» Czyli "zdychać" to określenie potoczne bądź pogardliwe, do tego tylko w jednym z czterech znaczeń używane w odniesieniu do zwierzęcia...

Odpowiedz
avatar aegerita
5 9

@JohnDoe: Potoczne - czyli codzienne, powszechne, niestosowne w sytuacji wyjątkowej. Więc bardzo niezręczne, wręcz obraźliwe w stosunku do wydarzenia tak poważnego i smutnego jak śmierć przyjaciela. Taki przykład: jeżeli powiem komuś: "Przykro mi, że Twój dziadek wyciągnął kopyta", też przecież nikogo nie obrażę, prawda? Użyję tylko potocznego zwrotu oznaczającego śmierć. A jednak odnoszę wrażenie, że byłoby to bardzo przykre dla osoby, która właśnie straciła kogoś bliskiego. Dlatego tak nie powiem. Nawet jeżeli hipotetycznego dziadka nie znałam, więc jego śmierć w ogóle mnie nie dotknęła, to wyrażając kondolencje odniosę się do tej śmierci z pełnym szacunkiem.

Odpowiedz
avatar JohnDoe
1 5

@aegerita: z tym dziadkiem to już w skrajność popadasz :D Nie chcę, żeby dyskusja odbiegła zbytnio od sedna. I nie chcę być źle zrozumiany. Właściciel zwierzęcia ma jak najbardziej prawo powiedzieć, że jego pupil, przyjaciel, z którym przeżył ileś lat umarł. Jego wola. Ktoś inny jako osoba czytająca i z szacunkiem odnosząca się zarówno do autora jak i do jego nieżyjącego zwierzęcia, ale nie mająca związku żadnego emocjonalnego z jego kotem może powiedzieć, "przykro mi, że Twój kot zdechł". I o ile to bez żadnej złośliwości czy chamstwa powie - nie powinno się za to ganić.

Odpowiedz
avatar aegerita
3 5

@JohnDoe: Podany przykład to nie skrajność, tylko zupełnie analogiczna sytuacja. Próbuję wytłumaczyć, że nie zawsze trzeba mieć złe intencje, żeby sprawić komuś przykrość. Nawet jeżeli powiesz, że Ci przykro, że "kot zdechł", i nawet jeżeli powiesz to bez złośliwości, nadal będzie to nieuprzejme i przykre (dla wielu kochających opiekunów). Jeżeli nie przejdzie Ci przez gardło zwrot "kot umarł", może po prostu lepiej nic nie mówić. Bo po co sprawiać osobie, która już cierpi, jeszcze więcej bólu?

Odpowiedz
avatar JohnDoe
0 4

@aegerita: "(...) i nawet jeżeli powiesz to bez złośliwości, nadal będzie to nieuprzejme i przykre (dla wielu kochających opiekunów)." Dla wielu samo wspominanie będzie nieuprzejme i przykre. Dla wielu będzie też to normalnym zwrotem. Wszystko to subiektywny odbiór, na co nie mamy wpływu. Ale zwrot sam w sobie nie jest nieuprzejmy.

Odpowiedz
avatar aegerita
3 5

@JohnDoe: Jeżeli ktoś wyraża się bez należytego szacunku (czyli: potocznie lub pogardliwie) o śmierci czyjegoś przyjaciela, to nie jest normalny zwrot. To brak szacunku i empatii. I pół biedy, jeśli wynika z niewiedzy, bo większości ludzi da się wytłumaczyć zasady współżycia społecznego. Ale jeżeli WIESZ, że kontrowersyjny zwrot sprawia komuś przykrość, a i tak to mówisz, bo TY nie masz żadnego związku emocjonalnego że zmarłym (kij, że rozmówca ma), to jesteś więcej niż nieuprzejmy. Zrozum, kontekst słów też ma znaczenie, nie tylko same wyrazy.

Odpowiedz
avatar JohnDoe
1 3

@aegerita: jest drobna różnica pomiędzy zwrotem potocznym a pogardliwym. Dlaczego uważasz, że zwroty potoczne (czyli używane na co dzień) muszą być bez szacunku? A Ty przez cały czas zdaje się, że wrzucasz jedno i drugie razem do jednego wora. Myślę, że dyskusja dalsza jest daremna, bo jeśli dr hab. z Instytutu Języka Polskiego (którą zacytowałem na początku) nie przekonała Ciebie, że słowo "zdechł" w odniesieniu do zwierząt jest normalnym, nieobraźliwy wyrazem... to jak ja - marny inż. geodezji mogę to zmienić :(

Odpowiedz
avatar aegerita
1 3

@JohnDoe: Zgadzam się, do porozumienia chyba nie dojdziemy. Skoro uważasz, że użycie potocznych określeń na śmierć (np. wykitował, kopnął w kalendarz, wyciągnął kopyta) jest stosowne i uprzejme w ramach kondolencji... Mam nadzieję, że nie obrazisz się, kiedy usłyszysz coś w tym guście po stracie bliskiej osoby.

Odpowiedz
avatar JohnDoe
0 4

@aegerita: "po stracie bliskiej osoby." tematem nie są osoby tylko zwierzęta. I nie wmawiaj mi proszę czegoś, czego nie napisałem. Wskaż, gdzie uważam takie kolokwializmy jak wykitował, kopnął w kalendarz czy wyciągnął kopyta za stosowne? Gdzie w ogóle je napisałem? Nigdzie.

Odpowiedz
avatar aegerita
1 3

@JohnDoe: Tematem są uczucia osoby, która straciła kogoś bliskiego. Ze słownika wiemy, że "zdechł" jest poprawnym zamiennikiem "umarł" zarówno w stosunku do kota, jak i wobec człowieka. Natomiast z szacunku do czyichś uczuć nie powinno się używać tej potocznej formy w kondolencjach. "(...) zwrot [zdechł] sam w sobie nie jest nieuprzejmy." "Dlaczego uważasz, że zwroty potoczne (czyli używane na co dzień) muszą być bez szacunku?" W duchu konsekwencji skoro jeden zwrot potoczny (nie obraźliwy) jest w danej sytuacji ok, to drugi (również nie obraźliwy) w analogicznej sytuacji też jest ok. Moim zdaniem wszystkie są niestosowne.

Odpowiedz
avatar JohnDoe
1 3

@aegerita: "Ze słownika wiemy, że "zdechł" jest poprawnym zamiennikiem "umarł" zarówno w stosunku do kota, jak i wobec człowieka." -chyba różne słowniki mamy. Potoczne "zdechł" w stosunku do zwierząt to nie to samo co POGARDLIWE "zdechł" w stosunku do ludzi. Chyba nie uważasz, iż pogardliwie i potocznie to to samo? "Moim zdaniem wszystkie są niestosowne." -I tu się z Tobą zgadzam. Twoim zdaniem. A nie ogólnie przyjętym normom językowym.

Odpowiedz
avatar aegerita
1 3

@JohnDoe: Napisałam, że jest to wyrażenie poprawne. W stosunku do ludzi może być potoczne (ad. 2) lub pogardliwe (ad. 3). Tak, moim zdaniem. Dlatego napisałam wyżej, że chyba się nie dogadamy, jeśli dla Ciebie stosowną formą kondolencji są wyrażenia potoczne (których przykłady podałam wyżej). Swoją drogą jakoś nie widzę, żeby "ogólnie przyjęte normy językowe" zalecały mówienie komuś "Przykro mi, że Twój przyjaciel wykitował". Skoro nie widzisz tu nic niestosownego, to trudno, świata nie zbawię.

Odpowiedz
avatar niemoja
2 2

@JohnDoe: Autorka nie ma pretensji, że ktoś jej współczuł z powodu "zdechnięcia" kota. Zabolało ją, że w takiej chwili komuś ze znajomych zebrało się na pouczenia językowe, a to już totalny brak wyczucia. Wygląda na to, że Habiel powinna starannie zweryfikować swoich znajomych z Instagrama.

Odpowiedz
avatar pchlapchlepchla16
16 24

"Gdy nagle, że tak powiem/Ubywa wredny człowiek/I pies porządny, niech/Pan zgadnie, który zdechł" (to cytat z Kabaretu Starszych Panów)

Odpowiedz
avatar Arcialeth
2 38

Moze wyjde na nieczułą, ale dla mnie to wygląda jak byś dla własnego widizmisię przedłużała agonię kota.

Odpowiedz
avatar Habiel
13 23

@Arcialeth: Była nadzieja na wyleczenie go. Gdyby jej nie było, to uśpiłabym go od razu. Tym bardziej, że po lekach czuł się dobrze- normalnie mruczał, chodził. Dostawał jednak relanium na uspokojenie i rozluźnienie mięśni przez co miał drobne problemy z toaletą. W piątek miałam otrzymać wyniki, które decydowałyby czy kontynuujemy walkę, czy go usypiamy. Niestety, umarł w czwartek, a wyniki również wskazywały na to, że nawet gdyby do piątku dotrwał, to by trzeba było go uśpić.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 maja 2018 o 12:06

avatar Habiel
12 20

@Ana96: Czytajcie ze zrozumieniem. Gdy zaczął chorować miał robione badania, które wskazywały na to, że jest szansa go uratować. W takim wypadku wolałam o niego walczyć, niż od razu uśpić. Jeśli wyniki od razu by wskazały, że on odejdzie, to bym go uśpiła, ale tego nie zrobiły. Zaczęliśmy leczenie, które miało pomóc. Nie było wiadomo, czy przeżyje, czy umrze, aż do otrzymania wyników ponownych badań po początkach kuracji. One miały pokazać, czy wartości zwiększają się, czy zmniejszają i leczenie przynosi efekt. Nasz weterynarz znał go od małego, więc też niepotrzebnie nie skazywał go na cierpienie. Jednak wszyscy widzieliśmy szansę i chcieliśmy ją wykorzystać. Nawet kot.

Odpowiedz
avatar paperrockscissorslizardspock
8 10

@Arcialeth: Po to powstała medycyna - żeby przedłużać życie. Trudno jest podjąć decyzję o eutanazji jesli istnieje szansa na wyleczenie. Nawet gdy te szanse okazują się zmniejszać, to można zwierzakowi zapewnić świetną opiekę paliatywną. Czy komuś ze swoich bliskich ludzi pozowliłabyś odejść w spokoju, rezygnując z leczenia, bo po co ma się męczyć?

Odpowiedz
avatar Lolitte
8 10

@paperrockscissorslizardspock: To jest ta hipokryzja społeczeństwa: jak mowa o zwierzętach to uśpić, po co ma się męczyć. Ale kiedy mowa o ludziach, to wtedy eutanazja to zło, bo nie wolno zabijać, trzeba jak najdłużej walczyć o życie.

Odpowiedz
avatar 4525882ulasok
4 6

@Habiel: Walczyliście o członka rodziny. Nieważne, ile miał nóg- był częścią tej rodziny. A gdy zabrakło sił -umarł. I tyle.

Odpowiedz
avatar dayana
-1 1

@paperrockscissorslizardspock: Jak były szanse to ok. Jest napisane, że potem już kot był w stanie agonalnym. Bliska mi osoba leżała w stanie agonalnym i nikomu nie życzę takich widoków, a tym bardziej przeżyć, kiedy i tak już nic nie możesz zrobić, ale eutanazja jest nielegalna, bo religia jest ważniejsza od dobra człowieka. Uważam, że zwierzaki mają szczęście, że w ich przypadku to legalne i można im skrócić cierpienie. Poza tym tez nie rozumiem tych pretensji do świata. Dla jednego zwierzę to całe życie, dla innego to tylko głupia istota, albo w ogóle źródło pożywienia. Tam samo jak i ludzie, dla jednego dzieciak to jedyny sens życia, dla mnie to obrzydliwa, rozwrzeszczana istota. Nie uważam, żeby wrzucanie zdjęć zmarłego kota (mam nadzieję, że to nie było zdjęcie trupa) w miejsce, gdzie kolejnym obrazkiem jest zdjęcie z kibla w galerii, bo Karcia kupiła nowy zegarek i trzeba się pochwalić, było w jakikolwiek sposób stosowne. Jak już, to są np. na facebooku jakieś grupy miłośników danych zwierząt i szybciej tam można usłyszeć jakieś słowa wsparcia.

Odpowiedz
avatar szyszunia10
10 22

Mój kocur ostatnio też chorował i było z nim naprawdę źle. W pracy ryczałam jak bóbr za każdym razem, gdy tylko pomyślałam, że jak wrócę wieczorem do domu, to kota może już nie być. Co godzine dzwoniłam do domu zapytać, co z nim. I przechodziłam dokładnie przez to samo. "Głupia, za kotem płacze", "Wzięłabyś se nowego, a nie...", "Tyle pieniędzy na kota wydać?!". I kredyt bym wzięła, gdyby to miało pomóc. U mnie na szczeście historia jest z happy endem, ale doskonale rozumiem przez co przechodzisz. Trzymaj się! Jeszcze wiele wspaniałych kocich przyjaciół przed Tobą :)

Odpowiedz
avatar Edgar
3 15

Niby rozumiem punkt widzenia osób twierdzących, że to było przedłużenie życie kota dla własnego samopoczucia... Z drugiej strony wyobraźmy sobie sytuacje, że ktoś bardzo nam bliski poważnie zachorował. Jest szansa iż osoba ta wyzdrowieje, ale bardzo cierpi. Tylko silna wola i wsparcie najbliższych pozwala tej osobie walczyć dalej mimo możliwości eutanazji. To jak? Zgadzamy się na ten ból czy przekonujemy do walki? Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że dla sporo tutaj osób człowiek, a zwierzak to nie to samo. Mimo wszystko chciałbym, żebyście spróbowali się w to wczuć.

Odpowiedz
avatar Edgar
7 9

Od zawsze jestem otoczony zwierzakami, tak więc normalką dla mnie było na przykład posiadanie szczurów. Pierwsza szczurcia (ostatnia z miotu, odrzucona przez resztę, dlatego też samotna) zachorowała. Poleciałem do weterynarza tego samego dnia z samego rana i jedyne w czym mi pomogli to w wyciągnięciu równowartości 180 złotych z portfela za 10 (z zegarkiem w ręku) minutową wizytę. Doszło do ropnia, z dnia na dzień, bez żadnej widocznej rany. Ten kto miał kiedykolwiek szczury wie o co chodzi. Sam myłem, opatrywałem. Przekopałem cały internet żeby znaleźć porady. No i udało się. Wszystko było okej. Dodam jeszcze: Mieszkam w Szwecji od 10 roku życia, ale pamiętam, że mimo wszystko opieka weterynaryjna była o wiele lepsza w Polsce. Tańsza i porządniejsza. Oczywiście zawsze jestem gotów do oddania wszystkiego byleby tylko pomóc moim futrzakom, tak więc chodzi o sam fakt barku tej pomocy od wykształconych osób.

Odpowiedz
avatar Edgar
6 8

Kolejna sytuacja, już po odejściu pierwszej ogoniastej. Następne szczury. W zasadzie tak jak większość futrzaków znajdujących się w moim domu - znalazły się u mnie w stylu ''jak nikt nie weźmie to uśpimy''. Nie znałem ich historii ani pochodzenia. Dwójka zachorowała z pewnym odstępem czasu. Nieagresywne nowotwory. To bardzo częste schorzenie u, szczególnie szczurów, wynikające z okropnych warunków ich rozmnażania. Kazirodztwo itd. Pomijając historie z weterynarzami, dbałem, dawałem dobre jedzenie. Wspomagałem i obserwowałem. Były wesołe, ruchliwe, gadatliwe. Normalka. Oczywiście byłem świadom iż ból nie zawsze widać dlatego starannie oczekiwałem jakichkolwiek symptomów. Od momentu zachorowania przeżyły spokojnie około półtorej roku, co dało im trzy i pół roku życia. Nawet trochę ponad. Zmarły podczas snu. Inny przypadek, mojej ex. Także posiadała dwa szczury, płci męskiej. Oba zachorowały, również będąc w dosyć późnym wieku. Faktycznie jedynym słusznym rozwiązaniem było pozwolenie na ich odejście... Tam było widać chorobę, ból. To że nie mogły o siebie dbać. Apatia, zmęczenie a nawet poniekąd agresywność. Po prostu bywają przypadki kiedy można a nawet trzeba spróbować pomóc swoich towarzyszom, dla wielu - rodzinie. No ale niestety zdarza się i tak, że trzeba zakończyć ich cierpienie. Wszystko zależy od sytuacji.

Odpowiedz
avatar katem
4 8

@Edgar: W pełni zgadzam się z Tobą.

Odpowiedz
avatar artemisia
13 13

Aż się przypomina zdjęcie nagrobka Dewey'a i napis na nim ("Był tylko kotem", ale był wystarczająco człowiekiem, by pocieszyć w godzinach samotności i bólu). Sama straciłam psinkę kilka lat temu, przykro mi, że musiałaś przez to przejść.

Odpowiedz
avatar KukuNaMuniu
6 8

Hej. Bardzo mi przykro, ze straciłaś przyjaciela. Jednak stało sie to, co pisałas na priv (mam nadzieję, ze moja odpowiedź ci pomogła). Ja też zawsze walczę o swoje zwierzaki do końca i zawsze ciężko odchorowywałam ich stratę. Moze dlatego, że tak ogólnie to bardziej lubię zwierzęta niż ludzi. Trzymaj się autorko, myślami jestem z Tobą

Odpowiedz
avatar 4525882ulasok
2 2

Dziś mija 2 tygodnie od śmierci mojej Bezy, labradorki. Ostatnie dwa miesiące jej życia to walka z jej bólem, dusznością, postępującymi zanikami mięśniowymi. A także czekanie, modlenie się o cud, poczucie bezsiły po kolejnych zdjęciach, pokazujących coraz gwałtowniej pochłaniającego ją raka. Po ostatnim, kiedy ostatecznie widać było, że nie ma z tej drogi powrotu, podjęliśmy decyzję o zakończeniu życia Beziulca. Byłam z nią do końca. Ja, Pańcio i ukochana piszcząca piłeczka. I tak, umarła.

Odpowiedz
avatar Minny_Jackson
3 7

Mój dziewięciomiesięczny szczeniak naderwał sobie więzadło w tylnej prawej łapce. Na operację w celu ustabilizowania kolana i usztywnienia łapki wydałam 600 zł. Teraz nad nim dmuchamy i chuchamy by wszystko skończyło się dobrze. Wybrałam się z nim na spacer przed dom (ma ogród, ale ciągnie go na miasto). I tam spotykamy kobietę, która na odpowiedź co się pieskowi stwierdziła "trzeba było uśpić i wziąć następnego szczeniaka". A dlaczego? "Szkoda pieniędzy". Mnie jakoś nie było, sprzedałam nawet swoje ulubione książki by mieć na operację. To było żenujące zagranie, ale nie zdążyłam się odszczeknąć, bo z naprzeciwka nadchodził facet z bardzo dużym psem i przeszłam na drugą stronę ulicy. Jak ja nie cierpię takiego podejścia do zwierząt.

Odpowiedz
avatar Kosiciel
-1 1

Bardzo wam współczuję utraty futrzastego przyjaciela - mnie samego spotkało to trzy tygodnie temu, z tą różnicą, że nagle, praktycznie bez żadnych wcześniejszych oznak. Umarł na moich rękach. To bardzo smutne, że dla wielu osób domowy zwierzak jest kolejną rzeczą, którą można zastąpić, i nawet nie próbują zrozumieć więzi między nim a właścicielem.

Odpowiedz
Udostępnij