Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

W poprzedniej historii wspominałam o piekielnym pracodawcy- oto jeden z powodów, dla…

W poprzedniej historii wspominałam o piekielnym pracodawcy- oto jeden z powodów, dla których jest moim byłym pracodawcą.

Pracowałam wówczas jako handlowiec w firmie produkującej opakowania- produkcja na zamówienie (czyli wpada zamówienie na ściśle określony, "spersonalizowany" produkt, produkujemy to i jak najszybciej wysyłamy) tylko na potrzeby innych firm. Każdy z handlowców (a było nas 4-5 osób, w tym Pani Kierownik Działu Sprzedaży) miał swoją grupę stałych Klientów + mieliśmy za zadanie zdobywać nowych. Do naszych obowiązków należało także koordynowanie zleceń produkcyjnych, czyli ustalanie z Produkcją (zarówno Kierownikiem jak i kolegami z działu produkcji) co, kiedy i w jakiej kolejności ma schodzić z produkcji.

Firma była wtedy w dość trudnym okresie, w którym z jednej strony było ciężko o Klienta, ale i zainwestowaliśmy w nową maszynę, której trzeba było zapewnić obłożenie, więc trzeba było jeszcze bardziej niż zwykle dbać o zaspokojenie wymagań Klientów, żeby od nas nie odeszli. Zasady były jasne: czas realizacji zamówienia ok 7 dni roboczych + 2 dni na dostawę (najczęściej wysyłaliśmy towar kurierem, stąd te dodatkowe dwa dni)- taką informację dostawał każdy Klient, niezależnie od wszystkiego. Wiadomo, część Klientów to Klienci strategiczni, niektórzy wymagali od nas krótszego terminu pod groźbą zerwania współpracy i dawało się to zrobić jak trzeba było.

Na początku faktycznie tylko, jeśli sytuacja była awaryjna, ale z czasem Pani Kierownik przyzwyczaiła swoją grupę Klientów, że 4-dniowy termin realizacji to prawie standard i wystarczy powiedzieć "No fajnie byłoby to dostać szybciej", żeby Pani Kierownik "przepychała" swoje zlecenia przed nasze. Pod koniec mojej pracy tam, co najmniej raz w tygodniu jeden z jej Klientów dostawał zamówienie w ciągu 3 dni (w tym dostawa naszym transportem, żeby było szybciej). Wszystko byłoby ok, bo przecież dzięki temu zatrzymywaliśmy sporych Klientów, gdyby nie to, że "przepychanie" zleceń odbywało się kosztem:

1. naszych Klientów- niejednokrotnie nasi Klienci mieli mieć produkowane swoje zamówienie w ostatnim terminowym dniu, na drugiej zmianie, tak, żeby jeszcze tego samego dnia kurier zdążył to odebrać, czyli i tak w sporej nerwówce, bo zawsze było ryzyko, że nie uda się tego wysłać. Nie raz, nie dwa dzwoniliśmy przed wyjściem z pracy do Klientów, potwierdzaliśmy im, że zamówienie na pewno od nas danego dnia wyjedzie i jeśli kurier nie zawiedzie, to kolejnego Klient będzie miał towar, po czym okazywało się następnego dnia rano, że jak tylko wyszliśmy do domów, Pani Kierownik podchodziła do kuwety ze zleceniami produkcyjnymi i przekładała swoje zlecenia na początek kolejki (często totalnie mieszając też kolejność pozostałych zleceń, które układaliśmy konsultując to wzajemnie). Przez to czasem nasi Klienci (a zwłaszcza zaopatrzeniowcy) mieli naprawdę spory problem.

2. handlowców- nie dotrzymywaliśmy obietnic, więc często dostawaliśmy okropny opierdziel od Klientów, że ich oszukujemy, że jesteśmy niepoważni itd. Przecież w takich sytuacjach to zawsze handlowiec obrywa i nie może się bronić- przecież nie powiem, że to moja szefowa zawiniła. Druga strona medalu- każdy z nas musiał słuchać dość ostrych, kąśliwych uwag Pani Kierownik na temat tego, że nie potrafimy dobrze wykonywać swojej pracy i powinniśmy budować lepsze relacje z Klientami, mimo, że głównym problemem było to, że Klienci mieli dość ciągłego przekładania terminu dostawy na dzień przed ustalonym wcześniej terminem lub w dniu, w którym powinna mieć miejsce dostawa. Wg Pani Kierownik, gdybyśmy się z Klientami wręcz zaprzyjaźnili, byłoby im niezręcznie odchodzić, więc powinniśmy częściej się z nimi spotykać. Problem w tym, że większość z zaopatrzeniowców traktowała nas jak natrętów kiedy proponowaliśmy więcej niż drugie spotkanie w ciągu roku zwłaszcza, jeśli nie dotrzymywaliśmy terminów.

3. pracodawcy- straciliśmy przez to kilku Klientów (także tych sporych, ale nieobsługiwanych przez Panią Kierownik), bo ile razy można ściemniać, że mieliśmy przerwę w dostawie prądu, że kurier nawalił albo że UFO porwało operatora maszyny konfekcjonującej? Zarówno my jak i cała firma wyglądała bardzo nieprofesjonalnie, co zaczęło odbijać się na przychodach.

Najlepszy przykład obrazujący jak to działało. Jeden z moich największych Klientów, który współpracował z nami od lat, przechodził restrukturyzację i planował zrezygnować z jednego z dostawców. Zgłosiłam to natychmiast Pani Kierownik zaznaczając, że jednym z wymagań jest skrócenie terminu dostawy z 9 do 6 dni, a w sytuacjach szczególnych do 3. Stwierdziła, że da się to zrobić, dodatkowo sprzyjał nam fakt, że Klient miał zakład niedaleko nas, więc mogliśmy zaoszczędzić trochę czasu i dowozić zamówienia zamiast wysyłać kurierem. Dostałam polecenie, żeby traktować tego Klienta priorytetowo i nie dopuścić do tego, żeby odszedł. Za każdym razem, kiedy dostawałam od nich zamówienie, zgłaszałam to Pani Kierownik, Kierownikowi Produkcji, na samym zleceniu czerwonym długopisem dopisywałam "PILNE" oraz oczekiwaną przez klienta datę dostawy i chodziłam kilka razy dziennie na magazyn i produkcję, żeby zobaczyć czy wszystko gra.

Przez 5 miesięcy okresu "próbnego" w trakcie którego Klient oceniał spełnianie wymagań przez dostawców tylko raz udało nam się dotrzymać terminu, który wskazał Klient, bo zostałam dłużej w pracy a Pani Kierownik nie było. Na nic zdawały się rozmowy z przełożonymi (zarówno Panią Kierownik jak i samym właścicielem), tłumaczenie, prośby i groźby. Za każdym razem Pani Kierownik przekładała swoje zlecenie przed moje. Ten Klient odszedł, a ja dostałam ostrą reprymendę, że do tego dopuściłam.

praca

by Anytsuj
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar BlueBellee
16 16

@glupia: Ogólnie też mnie wkurza ta tendencja do pisania wszystkiego dużymi literami, ale kiedy taki zwrot jest używany w tekście, jako nazwa własna zamiast np. imienia, nie jest to błąd.

Odpowiedz
avatar Anytsuj
2 4

@glupia: Fakt, może to i głupi nawyk, ale jakoś tak wszedł mi w krew właśnie przez kilkuletnią pracę w handlu, co wiązało się z ciągłą korespondencją mailową, często między mailami do klientów pisałam np z kierownikiem produkcji i później to szło do klienta właśnie. A że dbaliśmy o to, żeby klient czuł się dobrze (ale nie aż tak, żeby realizować mu zamówienia w terminie) to i "Klient" zawsze był z wielkiej :)

Odpowiedz
avatar manius
3 9

A nie mogliście po prostu numerować zamówień i realizować na produkcji w kolejności? Każda zmiana numeru powinna się wtedy łączyć z parafką zmieniającego i jeszcze jednej osoby i problem by się rozwiązał w miarę szybko. Nie byłoby mieszania zleceń, nikt by się w kolejkę nie wpychał, klienci zadowoleni i wy nie mielibyście problemów.

Odpowiedz
avatar Lolitte
13 15

@manius: Pewnie by mogli. Ale to była Pani Kierownik, i tak pewnie robiłaby co chciała. I któż jej podskoczy?

Odpowiedz
avatar tvh
7 7

@Lolitte: Właściciel czy "Szef wszystkich szefów" :-)

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
6 6

@tvh: Na nic zdawały się rozmowy z przełożonymi (zarówno Panią Kierownik jak i samym właścicielem)

Odpowiedz
avatar Anytsuj
8 8

@manius: Mogliśmy i nawet tak robiliśmy- zlecenia produkcyjne to dokumenty i jak każdy dokument, miały swoją numerację i daty wprowadzenia, więc już po samych datach było widać, że coś jest po terminie. Nie produkowaliśmy zgodnie z numeracją z dwóch powodów: 1. Była grupa klientów, którzy zamawiali ze wskazaniem dłuższego terminu realizacji niż nasz standardowy, np. prosili, żebyśmy dostarczyli towar za 30 dni i najczęściej były to duże zamówienia. Wymóg był taki, żeby wprowadzać zlecenie w tym samym dniu, w którym klient złożył zamówienie, a zwyczajnie bez sensu było dla nas produkować coś, co nie musiało wyjeżdżać od ręki, bo mogliśmy w tym czasie przygotować większą liczbę mniejszych zamówień, dzięki czemu czasem udawało się je dostarczyć przed terminem. A te z długim terminem realizowaliśmy sobie jak nam pasowało czasowo:) 2. Specyfika produkcji była taka, że pod każde zlecenie trzeba było odpowiednio ustawić maszyny (w tym uzbroić je w ciężkie wałki do druku)- zabierało to sporo czasu, więc ustawiając zlecenia tak, żeby drukować po sobie zamówienia wykorzystujące takie same rozmiary wałków lub takie same kolory farb, oszczędzaliśmy mnóstwo czasu na przezbrajanie czy czyszczenie maszyn. Dzięki takiemu kombinowaniu udawało nam się niekiedy wygospodarować czas potrzebny na zrealizowanie dodatkowego zamówienia w ciągu dnia (małego, ale zawsze). @Lolitte- święte słowa, zwłaszcza, jeśli prywatnie Pani Kierownik to narzeczona właściciela tego przybytku. Smutne tylko, że szef nie dbał o swój interes jak należy i pozwalał jej na takie rzeczy, bo to zwyczajnie w ostatecznym rozrachunku było niekorzystne dla niego (a w sumie dla nich obojga, skoro oboje się z tego utrzymują).

Odpowiedz
Udostępnij