Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Miałam kiedyś dwuczłonowe nazwisko. W tym czasie w ówczesnej pracy wyszło jakieś…

Miałam kiedyś dwuczłonowe nazwisko. W tym czasie w ówczesnej pracy wyszło jakieś tam rozporządzenie, już teraz nie pamiętam. Wiem, że było na tyle ważne i dotyczyło kwestii finansowych, że trzeba je było podpisać.

Krążył więc sobie pomiędzy pracownikami plik kilku niedbale spiętych ze sobą kartek. Stanowiły spójną całość, to znaczy najpierw tekst o co chodzi i pod spodem tabelka z listą pracowników. Obok nazwiska miejsce na podpis.

Lista dotarła do mnie w momencie, kiedy kilkoro kolegów i koleżanek już się podpisało. A tu zonk. W moim nazwisku zrobiono trzy błędy.

Przykładowo nazywam się Marta Kowalska-Nowak.
Na kartce było napisane Marta Nowik-Kowlaska.

Powiedziałam kierowniczce, że tego nie podpiszę. Kierowniczka zrobiła ze mnie wroga publicznego nr 1. Prawie byłam zmuszona do podpisu, współpracownicy patrzyli na mnie z wrogością. Oni się podpisywać nie będą drugi raz. Usłyszałam, że "robię problem z niczego", "próbuję na siebie zwrócić uwagę", "robię to specjalnie żeby uprzykrzyć życie kolegom i koleżankom", "powinnam chyba wiedzieć, że każdy się może pomylić" (o osobie która pisała tekst), "ten dokument musi być podpisany przed konkretnym terminem, a zanim pracownicy wszyscy podpiszą, to minie co najmniej kilka kolejnych dni", "specjalnie nie chcę podpisać tego dokumentu, bo się z nim nie zgadzam".

To ostatnie było absolutną bzdurą, bardzo chciałam to podpisać, ale żeby było w 100% wiadomo, że ja to ja. Mówiłam o tym kierowniczce, prosiłam o zmianę, kiedy było na niej może 10 podpisów max, ale słyszałam to samo.

Wzruszyłam tylko ramionami, bo wiem, że z takimi prymitywami, jak tam pracują, nie dogadam się. Przez rok mojej pracy nie dotarły żadne argumenty, więc w tej sytuacji nie spodziewałam się sympatii. A uwierzcie mi, praca w warunkach, gdzie jedyna toaleta wylewa średnio co tydzień, wszędzie jest brudno i nie są stosowane zasady bhp, nie jest przyjemna.

Dokument dotyczył odpowiedzialności finansowej na grube myljony monet, a ja coraz bardziej bałam się, że mnie w coś wrobią, bo kamery były słabej jakości.

Nikt się nie przejął moim brakiem podpisu i współpracownicy podpisywali dalej.

Kierowniczka wzięła mnie na rozmowę i przy mnie, obok mojego nazwiska napisała poprawne. Na końcu dokumentu napisała adnotację do mojego numerku, że nazywam się tak i tak i że dokonała sprostowania. Po czym podpisała się.

Uśmiechnęłam się i podpisałam.

Usłyszałam, że "no i po co robiłam problem?". Odpowiedziałam, że przecież mogła tę adnotację zrobić już na początku.

Dowiedziałam się, że ona przez ten cały czas szukała w necie sposobu jak to rozwiązać. Nawet konsultowała to z prawnikiem :D Tyle czasu jej zmarnowałam!

A wystarczyło poprawić w Wordzie i wydrukować jeszcze raz np. Ale nie, bo już aż kilkanaście nazwisk było! Pracowników było ok. 60.

Materiał o tej placówce nadaje się na sąd pracy co najmniej, ale to państwowa firma, więc nie do ruszenia niestety :(

by konto usunięte
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Fomalhaut
9 15

"Materiał o tej placówce nadaje się na sąd pracy conajmniej, ale to państwowa firma, więc nie do ruszenia niestety :(" A to w państwowych firmach obowiązują inne zasady BHP i jakieś alternatywne prawo pracy?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
6 12

@Fomalhaut: Niestety, w pewnym sensie: TAK. Otóż znakomita część kierowników, naczelników, dyrektorów czy prezydentów takich "państwowych firm" robi sobie na ich podwórku własny, prywatny ku*widołek. I często są to takie kliki, że nie ruszysz. W mojej "firmie" paniusia od BHP jest co najmniej nieodpowiedzialną osobą, ale to koleżanka dyrektorowej. Śmiejąca się ludziom piszącym na nią skargi w twarz. A podatnicy składają się na "nagrody" dla takich osób, nie mając najmniejszego na nie wpływu.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 23 kwietnia 2018 o 22:15

avatar pasjonatpl
3 5

@Fomalhaut: Jak firma państwowa, to w zależności od jej wielkości, dyrekcja ma powiązania z władzami lokalnymi, wojewódzkimi albo ze stolicą. Rzadko się zdarza, żeby w państwowych przedsiębiorstwach na stanowiska kierownicze wybierano na podstawie kwalifikacji (mam na myśli kierownictwo najwyższego szczebla). Zazwyczaj to są ludzie z tzw. mianowania, którzy potem zatrudniają swoich znajomych i tak się to kręci. Także w wielu przypadkach są nie do ruszenia. Chyba, że z jakiegoś powodu zrobi się afera, którą trudno zamieść pod dywan, np. ciężki wypadek spowodowany zaniedbaniami ze strony pracodawcy.

Odpowiedz
avatar mim
11 11

@Fomalhaut: Mój tata pracuje w PKP od niemal 45 lat. Kilka kwiatków z jego pracy: 1) Ojciec ma w pracy prywatne narzędzie miernicze z cyfrowym wyświetlaczem, bo wzrok już mu powoli nie powalał na odczytywanie skali bezpośrednio. Aby można było uznać pomiary przeprowadzane narzędziem za poprawne, i z czystym sumieniem wpisać je do protokołu, należało przeprowadzić proces certyfikacji narzędzia - co też ojciec uczynił. Czas mijał. Certyfikaty kolejnych należących do zakładu narzędzi tego typu wygasały, na co mój ojciec zwracał uwagę przełożonym i administracji. Wszyscy mieli to w głębokim poważaniu. Doszło do tego, że narzędzie ojca jest jedynym tego typu z ważnym certyfikatem na całym zakładzie. Kierownictwo nie widzi problemu i każe mierzyć niecertyfikowanym sprzętem. 2) Pewne badania wymagają dużo czasu. Przerywać ich nie można, bo wtedy wyniki nie pokazują tego co potrzeba. Kolejne etapy badania MUSZĄ następować natychmiastowo po sobie. Dlatego pracownicy zakładu pracowali po 10h - aby można było w ciągu dnia roboczego przeprowadzić dwa takie badania. (Bonus: umowę mięli tak skonstruowaną, że pracownicy przychodzili na 10h, ale mieli jeden dzień więcej wolny w tygodniu). Przychodzi nowy manager i chcąc "usprawnić" pracę, wprowadza 8-mio godzinny dzień pracy. Efekt: spadek produktywności zakładu. Zamiast badać 10 x w tygodniu, badają 5x w tygodniu. 3) Mój tato, wraz z jedną jeszcze osobą, mają uprawnienia do przeprowadzania specyficznych badań. Bez podpisu któregoś z panów nic nie może wyjechać na tory. Wielokrotnie zdarzały się sytuacje, w których kierownik rozkazywał mojemu tacie podpisanie protokołu pomimo rażących uchybień od norm. Oczywiście tato zazwyczaj każe mu iść pobiegać, bo zaświadczać nieprawdy (i w razie tragedii odpowiadać za katastrofę w ruchu lądowym) nie zamierza. 3) Kupiono super-hiper-nowoczesną maszynę do pomiarów, co potrafi wszystko i ma wszystkie certyfikaty z całego układu słonecznego. Nic, tylko mierzyć! Tylko trzeba wiedzieć jak. Ojciec poprosił o instrukcję obsługi - żeby przypadkiem nie wejść w jakiś dziwny tryb samozniszczenia urządzenia. Kierownik odsyła go do administracji, a tam "piękna Helena"* rozkłada ręce mówiąc: mamy instrukcję w wersji cyfrowej (około 400 stron w kolorze), ale nie możemy wydrukować, bo to tajemnica pomiędzy producentem a PKP (oczywista bzdura, producent udostępnia instrukcję na swojej stronie). Administracja może co najwyżej pod stołem udostępnić wersję cyfrową (oczywiście nie zapewnia przy tym ani nośnika dla pracownika, ani komputera, na którym można by było się z instrukcją zapoznać). Czyli albo pracownik wydrukuje to sam, albo maszyna będzie stać i się kurzyć, bo nikt nie potrafi jej obsługiwać. *-termin "piękna Helena" (od Heleny trojańskiej) jest określeniem używanym w stosunku do parownicy administracji, która piastuje swoje stanowisko już od dawna, ale tak na prawdę nikt (łącznie z nią) nie zna jej zakresu obowiązków. BHP też wszyscy mają tam w bardzo głębokim poważaniu. Osobiście mnie to trochę dziwi, bo kiedy pracujesz przy tonach żelastwa, to raczej powinieneś czuć respekt przed tym co takie monstrum jest w stanie zrobić z ciałem człowieka. Ale chodzenie bez kasków, kamizelek, słuchawek wygłuszających, praca bez odzieży ochronnej i ignorowanie procedur bezpieczeństwa jest tam na porządku dziennym.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

@mim: to się nadaje na osobną historię :)

Odpowiedz
avatar PiekielnyDiablik
7 7

historia z cyklu "całe życie z debilami" http://i1.memy.pl/obrazki/1540825014_cale_zycie_z.jpg poprawia się , parafuje i spokój, tylko dopilnować aby potem w wersji cyfrowej też poprawić, zwłaszcza gdyby ta lista miała gdzieś dalej iść

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 24 kwietnia 2018 o 0:02

avatar piesekpreriowy
5 9

A czemu sama tego nie skreslilas i nie walnelas przy tym parafki z datą i nie napisałaś obok poprawnie? Xd no może i nie twoja robota, ale nie prościej?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 10

Chyba żartujesz? Sama nie miałam zamiaru jic tam kreślić. Jeszcze posądziliby mnie o fałszowanie dokumentu. Takie rzeczy muszą byc podparte czymś. Np podpisem szefostwa.

Odpowiedz
avatar adas
3 3

@sotalajlatan: Chyba Ty żartujesz - pracodawca potrzebował po prostu podpisy wszystkich zainteresowanych pracowników. To, że na kartce z podpisami była pomocniczo tabelka z nazwiskami nie ma przecież żadnego znaczenia. Jak księżniczka nie mogła poprawić błędu w swoim wydrukowanym nazwisku i się po prostu podpisać obok, to księżniczka mogła się podpisać po prostu pod tabelką, na wolnej pozycji wpisać swoje nazwisko i obok podpis.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-2 4

Księżniczka wolała załatwić to inaczej :)

Odpowiedz
Udostępnij