Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Pracowałam parę lat temu na weselu, na którym była masa dzieciaków, no…

Pracowałam parę lat temu na weselu, na którym była masa dzieciaków, no i trzeba je było jakoś ogarnąć, żeby zrobić im grupowe zdjęcie.

Obiecaliśmy im za te 30 sekund skupienia jakąś tam niespodziankę, nic wielkiego, cukierki czy coś tam. Zdjęcie udane, dzieciaki zadowolone, nagle jeden chłopiec w ryk, zaczął kopać, rzucać się, pluć, masakra. No i pędzi do matki i mówi, że go oszukaliśmy! Okłamaliśmy! Miała być niespodzianka a dostał jakiegoś marnego cukierka!

Nie mam dzieci, nie wiem, jak w takiej sytuacji bym się zachowała, ale pewnie obróciłabym w żart, uspokoiła syna, albo odwiozła go do domu, żeby więcej nie świrował. Matka Kacperka nie podzielała jednak moich metod wychowawczych i przyleciała do nas z awanturą, no bo jak to tak, Kacperek jest nauczony, że niespodzianka to poważna sprawa, jakaś konsola, gra, telefon, a nie k*rwa cukierek! Zdenerwowaliśmy jej syna!

Orkiestra przestała grać, goście nie wiedzą, o co chodzi, młodzi próbują łagodzić sytuację, my stoimy jak debile, Kacperek płacze, matka wrzeszczy, cyrk. Wyszli w końcu na zewnątrz, impreza wznowiona, pracujemy dalej.

Poszłam jakiś czas później się przewietrzyć, patrzę, a tam cała rodzinka siedzi i uspokaja młodego, który za nic nie chce przestać płakać. Podeszłam więc do nich i mówię do dziecka, że nic wielkiego się nie stało, nie chcieliśmy, żeby tak wyszło, że go przepraszamy, blabla. No i pytam, czy może chciałby, żebym mu zrobiła ładne pamiątkowe zdjęcie przy fontannie?

Na co rzuciła się do mnie z kolei babcia: "Proszę do niego nie mówić! Proszę się w ogóle do niego nie zbliżać! Kacperek to bardzo wrażliwe dziecko! On teraz do końca życia będzie miał uraz do fotografów.”

Do dziś jak przychodzi do studia jakiś Kacperek, to śmiejemy się między sobą, że pewnie jest bardzo wrażliwy. Nie wiem, dla takich ludzi nie ma chyba ratunku.

wrażliwe dzieci

by Erica_Cartmanez
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar BlueBellee
29 31

Haha, niech jego hodowcy dadzą mi znać, gdzie można dostać konsolę za pozowanie do grupowego zdjęcia z dzieciakami - poświęcę się :P A tak serio: naprawdę istnieją tacy ludzie? Bo wierzę, że ze dwie osoby, ale kilka z familii?

Odpowiedz
avatar Tranquility
15 15

@BlueBellee: oj istnieja. To musi byc jakies genetyczne...

Odpowiedz
avatar themistborn
23 23

@Tranquility: a potem taki Kacperek w wieku nastoletnim zaczyna bić mamusię lub innych ze społeczeństwa i się zaczyna lament: "Gdzie popełniliśmy błąd?"

Odpowiedz
avatar glan
25 25

@themistborn: gorzej jak w wieku dorosłym będzie próbował wejść na rynek pracy a tu niespodzianka. ;)

Odpowiedz
avatar LTM87
30 30

@BlueBellee: Jak najbardziej istnieją. Jestem kolegą po fachu autorki. Sam widziałem przynajmniej dwie większe akcje, w których jakieś 70% uczestników imprezy próbowało spacyfikować małego terrorystę. I określenie "terrorysta" nie jest tu w żadnym stopniu przerysowane, bo próby rozwiązania problemu rzeczywiście przypominały negocjacje z uzbrojonym zamachowcem. I to uzbrojonym po zęby - w tym przypadku w płacz, wyzwiska, niebywałą zręczność do demolki (trzy talerze i szklanka "tango down"), a i siły mu nie brakowało. Chwilami miałem wrażenie, że gdyby padło tradycyjne żądanie miliona dolarów w używanych banknotach i samolotu do Meksyku, to zaraz jakiś wujek albo ciotka powiedzieliby, że milion już jedzie z banku, a samolot tankują. Nie pamiętam o co poszło pierwszym razem, bodajże był to jakiś konflikt z innymi małoletnimi "współimprezowiczami", ale drugi raz dość mocno sparaliżował wesele. Młodzi chcą wykonać pierwszy taniec, a tu po środku parkietu, w kłębach dymu z wytwornicy leży sobie młodziak. Słowne upomnienia? Gromki śmiech. Na razie nikt nie podchodzi. Weselnicy stoją, młodzi stoją, DJ stoi, ja stoję. A młodziak leży. W końcu podchodzi matka. Tłumaczy, namawia. Pierwsze "nie" jest jeszcze w miarę ciche. Za to drugie jest już wywrzeszczane tak, że jęczy zastawa. Chwilę później zaczynają latać teksty rodem bardziej spod budki z piwem, niż z wczesnej podstawówki. Awantura trwała jakieś 20 minut, a do pacyfikacji zbiegła się spora część "weselących się" (w tym pani młoda i świadek) każdy zaś obiecywał złote góry, byle by tylko awanturnik zwolnił parkiet. A zwolnić nie chciał, bo użycie jakiegokolwiek przymusu, choćby w formie odprowadzenia za rękę, owocowało kopaniem, gryzieniem i drapaniem, a po wyswobodzeniu się, powrotem na wcześniejsze miejsce. W końcu jakoś się udało. Efekt był taki, że młodzi odtańczyli swój pierwszy taniec przed plecami rodzinki zajętej uspokajaniem awanturnika i powstrzymującej go przed ponownym wtargnięciem na parkiet.

Odpowiedz
avatar BlueBellee
25 25

@LTM87: To nawet śmieszne nie jest. Znaczy Twój opis jest ;), ale sama treść? W ogóle nie słyszeli, że nie negocjuje się z terrorystami? Małolat za fraki z parkietu i tyle.

Odpowiedz
avatar LTM87
9 9

@BlueBellee: Rzecz w tym, że to się udało chyba za piątym razem i potrzeba do tego było trzech osób - dwie zagadywały, trzecia prowadziła. Wcześniej każda taka próba kończyła się losowo rozdawanymi kopami, drapnięciami i ugryzieniami. Co ciekawe, miałem takie wrażenie, że dla "pacyfikatorów" taka akcja nie była żadną nowością. Ot, znowu...

Odpowiedz
avatar fursik
12 12

@BlueBellee: W opowieści LTM87 padły słowa "wczesna podstawówka" - to jest przerażające, bo takie ataki histerii są dopuszczalne u dwu- lub trzylatków. I to wtedy powinna pojawić się metoda "za fraki i tyle". U takiego dużego dziecka potrzebna jest już raczej terapia niż konsekwencja, a i złapać za fraki jest trudniej.

Odpowiedz
avatar BlueBellee
9 9

@LTM87: To jest przerażające. Tacy ludzie to naprawdę nie rodzice, a hodowcy. Ale serio tyle osób potrzeba? Wiem, że są różne sytuacje, ale moim zdaniem raczej przydałaby się jedna stanowcza. @fursik: Zgadzam się. Ale terapia też dla "rodziców".

Odpowiedz
avatar LTM87
11 11

@BlueBellee: Jak wspomniałem w opowieści (i jak słusznie zauważyła koleżanka fursik), awanturnik "na oko" wyglądał na jakieś 7-8 lat. Pewnie, może i nie był jakimś Pudzianem w wersji mini, ale jednak to już kawałek silnego i zwinnego chłopaka. Do tego mocno rozdrażnionego, chętnego do rękoczynów, a jednocześnie nastawionego na złośliwą "zabawę". Stanowczość spalała na panewce, bo nawet jeśli go odprowadzono i przytrzymywano, darł się wniebogłosy, kopał, szarpał się i gryzł. Ponadto to przecież wesele, mężczyźni w garniturach, kobiety w eleganckich sukienkach, a to raczej średni strój do pościgów i szarpanin. I owszem, to było przerażające. Bez problemu można było odnieść wrażenie, że taki numer to on wywinął nie raz i zwyczajnie jest w tym "niezły".

Odpowiedz
avatar wkurzonababa
4 4

@LTM87: Czy tylko ja czytając historię gdybym była Panną Młodą to wypierdzieliłabym z wesela i gówniaka i jego rodzinkę, która do takiej sytuacji dopuściła?

Odpowiedz
avatar talizorah
12 12

Spokojnie, dopiero zobaczą jak Kacperek dorośnie. Wtedy może zauważą jaką roszczeniową niedojdę życiową mają pod dachem, bo nie sądzę, by Kacperek nabył podczas dorastania jakichkolwiek umiejętności społecznych, by sam siebie utrzymać.

Odpowiedz
avatar themistborn
7 9

@talizorah: Jak się będzie cały czas tak zachowywał to jego rówieśnicy mu nabędą tych umiejętności szybciej niż mu się wydaje :)

Odpowiedz
avatar Lynxo
8 8

Spoko. Mniej konkurencji na rynku randkowym beda mieli jego koledzy.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 4

@Lynxo: Oj, żebyś się zdziwił... Jak obserwuję jakich kolesi wybierają sobie córki moich znajomych, to tracę wiarę w ludzkość.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 2

Mieliśmy w poprzedniej pracy jednego Kacperka. Śmiejemy się z niego do dziś. Więc coś w tym imieniu jest ;)

Odpowiedz
avatar leprechaun
11 11

Uch, aż mi się przypomniał jeden przypadek z poprzedniej pracy (zakład foto). Przyszła rodzinka zrobić dwójce swoich dzieci zdjęcia do paszportów. No to tło w dół, pierwszy dzieciak hyc na taboret, trochę ustawiania i po paru minutach gotowe zdjęcia. Drugi... Drugi chyba stwierdził, że postawienie stopy na płachcie tła niechybnie przemieni go w porośniętego wrzodami trolla... Odwalił taką histerię, że inni klienci zaczęli ze sklepu uciekać. Wycie, kopanie, walenie pięściami w podłogę, ślinienie się. Potem zaczął próbować przewracać lampy fotograficzne (na szczęście każda obciążona 5kg worem z piaskiem) i drzeć tło (na szczęście mieliśmy materiałowe, a nie papierowe). Nie dało się do niego podejść, bo kopał, gryzł, pluł i ogólnie zachowywał się jak zaszczuta kuna. A rodzice na to, z pełnym stoicyzmem: "A, bo wie pani, on nie lubi zdjęć, zapomnieliśmy powiedzieć, hehe... Może niech mu pani poopowiada o jakichś cukierkach czy coś, to się uspokoi". Na szczęście zakład był prywatny i cóż...po tych ekscesach cała rodzinka była odsyłana do konkurencji, ilekroć znowu przyszli. Foch jak stąd na Alaskę, ale dla nas lepiej było stracić jedną rodzinę, niż kilkunastu innych klientów i jeszcze ryzykować uszkodzenie sprzętu za ciężkie pieniądze.

Odpowiedz
Udostępnij