Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Mieszkam na 3. piętrze. Mieszkanko fajne. Okna salonu wychodzą na "front", czyli…

Mieszkam na 3. piętrze. Mieszkanko fajne. Okna salonu wychodzą na "front", czyli widok na otaczający ocean, zamek, port, ulicę i dworzec autobusowy. Z samego rana parapet to doskonałe miejsce na kawkę i papierosa. Popołudniowa herbatka spędzona przy patrzeniu przez okno na ludzi i zachwycaniu się widokiem. Wieczorna lampka wina okraszona jest wrzaskami dochodzącymi z okolic dworca. Nie przeszkadza mi to zbytnio, bo w okolicach 22 wszystko ucicha i można rozkoszować się ciszą.

Był to poniedziałek, około godziny 18. Luby wyszedł do pracy, ludzie zmęczeni po ciężkim dniu siedzą w domach, kilkoro z nich wybrało się na spacer do baru. A młodzież okupuje przystanki autobusowe i bawi się w najlepsze. Nigdy, ale to nigdy w tych godzinach nie okupowałam swojego okna, ale wtedy coś mnie tchnęło i naszła mnie nieoczekiwana ochota na kawunię, moją bogini.

Zaopatrzona w swój ulubiony kubek z ulubionym eliksirem, zapaliłam papierosa i wypatrywałam w dal, zachwycając się po raz kolejny widokiem i delektując się nim. Wtem moją uwagę przykuła grupka młodocianych. Byli w wieku około 12-13 lat, umiejscowieni centralnie na wprost mojego okna. Zawsze lubiłam wypatrywać ludzi przez okno i obserwować, co robią. Od tamtego czasu jakoś rzadziej to robię (przyczyniła się do tego między innymi ta sytuacja, a także pani pragnąca pochwalić się, co jadła godzinę wcześniej, pan nawożący swoim nawozem kwiatki, a także kilka innych, które niestety nie nadają się na ich opowiedzenie).

Grupka 5 dzieciaków, smarkaczy, gówniarzy i debili. Ulice cichły, przystanki zaczęły pustoszeć i nagle na dworcu zostali tylko oni. Krzyki, śmiechy, zabawy, dopadły mnie wspomnienia mojego dzieciństwa. Powiem, że nie poleciało od nich nawet ani jedno przekleństwo.

Jednak coś zaczynało się dziać. Krzyki nabrały groźniejszego brzmienia, przepychanki przestały być zabawą. Chciałam odejść od okna, ale coś kazało mi zostać i obserwować. I nie wiem, czy to dobrze, czy nie (dla mojej psychiki). Jeden z nich nagle zaczął być odłączany od grupy. Próbował podejść, ale został odepchnięty i upadł. Rozległ się gromki śmiech i okrzyki radości. Dało się zauważyć, że mały (był najmniejszy z nich) jest lekko przestraszony i nie za bardzo wie, co ma zrobić. Próbował odejść, jednak wtedy przyciągnęli go do siebie i trzymali. Myślałam, że może była to tylko taka zabawa, że teraz znowu będą się razem chichrać i wygłupiać.

Błąd.

Przyglądałam się dalej, czekając na rozwój wydarzeń i siedziało we mnie dziwne uczucie. Kątem oka zauważyłam nadjeżdżający autobus. Myślę, będzie spokój. I w tym momencie wszystko wydarzyło się tak szybko, że nie potrafię w to uwierzyć. Młodzież podeszła do krawędzi chodnika. Tak, jakby oczekiwali na autobus, który był już tuż-tuż. Ten mały wylądował pod kołami autobusu. Nie, nie wylądował. Został wepchnięty. Z premedytacją. Rozległy się lekkie śmiechy, które po chwili ucichły, gdy zorientowali się, co zrobili.

Pierwszą rzeczą był telefon w mojej ręce. Halo, karetka, dworzec, chłopiec, autobus, policja, dawać no tu szybko! Jak siedziałam, tak wybiegłam. W kapciach, z fajkiem w buzi, z koszulką Slayera na sobie. Kierowca sparaliżowany siedzi za kierownicą. Znam go, też Polak, staram się go doprowadzić do stanu używania. Spod autobusu wystają nogi. Mała kałuża krwi. Jęczy lekko z bólu. Słyszę karetkę. Akcja ratunkowa, nawet nie wiem, kiedy przyjechała policja, poczułam tylko, jak ktoś chwyta mnie za ramię. Jeden z ratowników stara się uzyskać kontakt z kierowcą. Zajmuje mu 20 minut, zanim jest w stanie coś powiedzieć. Powiedziałam, co widziałam, kierowca potwierdził. Rodzice gówniaków stoją przestraszeni, chłopiec w szpitalu. Przeżył.

Znieczulica. Jak wygląda moja kamienica? Parter - bar. Pierwsze piętro - restauracja, Drugie piętro - mieszkanie. Trzecie piętro - ja. Bar jest codziennie okupowany. Codziennie przesiadują w nim ci sami ludzie. ZAWSZE, ale to zawsze ktoś z klientów jest na zewnątrz, czy to siedzi, czy pali, czy robi cokolwiek chce. Przed wejściem zawsze ktoś jest. Czy ktoś z nich zareagował? Czy ktoś pomógł? Złożył zeznania? Nie. Nikt nic nie widział. Ich tam nie było.

Jakie tłumaczenie gówniaków? Oni się bronili. Bo ten mały chłopiec chciał popchnąć na ulicę chłopaka większego o dwie głowy. On się bronił, nie chciał.

Rodzice? Oni by muchy nie skrzywdzili. Ta ruda i kierowca kłamią. Ja na nich skargę złożę! Nie będą takich rzeczy o moich dzieciach mówić! Złożyli. Poszłam. Wygrałam. Jedna rozprawa. 15 minut. Kamera z restauracji. Doskonale łapie akurat ten przystanek. Kierowca popadł w depresję, nie stawił się na rozprawie. A ja wiedziałam o kamerze, poprosiłam o nagranie. Zniszczyłam życie gówniakom. Trafili do poprawczaka. Rodzice dwojga z nich stracili pracę.

Warto było. Tak, małemu nic nie jest. Oprócz tego, że będzie siedział na wózku. Kupiłam mu misia i słodycze. Ucieszył się. Widuję jego mamę nieraz na ulicy. Zaprasza mnie raz na kilka tygodni na kawę. I właśnie stwierdziłam, żeby wybrać się do sklepu z zabawkami. Ot tak.

by Wygnana
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar kabdam
18 26

Bardzo smutne. Jednak czyta się bardzo ciężko, zwłaszcza taka historia byłaby dużo lepsza krótka i treściwa. Tylko trochę nie rozumiem - "Przeżył, nic mu nie jest, oprócz traumy" czy "Oprócz tego, że będzie już siedział na wózku"? Czy po prostu trochę inaczej rozumiemy stwierdzenie "nic mu nie jest"?

Odpowiedz
avatar tycjana12
7 17

@kabdam: miałam napisać dokładnie to samo.Poza tym trzeba się domyślać,że historia dzieje się(chyba?)za granicą.

Odpowiedz
avatar Armagedon
18 20

@tycjana12: No raczej nie "chyba"? Z terytorium Polski widok na ocean jest raczej niemożliwy. Chyba, że coś przegapiłam...?

Odpowiedz
avatar Wygnana
-1 13

@kabdam: Wybacz, umknęło mi na uwadze że zapomniałam dopisać gdzie dzieje się historia. Tak, za granicą. A w stwierdzeniu "Przeżył, nic mu nie jest, oprócz traumy" faktycznie popełniłam błąd.

Odpowiedz
avatar Iceman1973
3 3

@tycjana12: Widok na ocean... tak, trzeba się domyślać...

Odpowiedz
avatar Agness92
23 23

O k...a. Mam nadzieję, że zmyślasz. Bo taki kompletny brak wyobraźni i przewidywania skutków swoich działań jaki prezentują bohaterowie tej historii to aż ciężko uwierzyć, że istnieje...

Odpowiedz
avatar Wygnana
2 12

@Agness92: chciałabym, ale niestety nie zmyślam.

Odpowiedz
avatar Fomalhaut
4 22

@Agness92: Tak, zmyśla. Można się rozejść.

Odpowiedz
avatar Wygnana
-1 15

@Littlefingers_Throat: A chciałabym żeby tak było.

Odpowiedz
avatar Armagedon
10 16

Czy możesz ujawnić w jakim kraju mieszkasz? Bo to jest dość istotne. Skoro jako jedyna zeznawałaś przeciw "dzieciakom", w dodatku "ujawniłaś" kamerę, dzięki której małolaty dostały wyrok, a na domiar złego jesteś imigrantką - i jedyne co cię spotkało to zarzut kłamstwa i złożenie na ciebie skargi, to MUSI BYĆ bardzo praworządny, tolerancyjny i uczciwy kraj. Żadnych szykan, żadnych gróźb, ostracyzmu, prób zemsty, albo przekupstwa...? No, aż trudno uwierzyć. Człowiek jakby przywykł do innych standardów...

Odpowiedz
avatar Wygnana
8 10

@Armagedon: Cóż, jest to Anglia. A właściwiej, jedna z wysp, należących do Anglii. Rządzi się swoimi prawami, nieco innymi niż w UK. Ludzie lokalni są też tutaj zdecydowanie inni. Mają swoją długą przeszłość, swoje grzeszki, które niestety doprowadziły do stworzenia się chorego "kraju".

Odpowiedz
avatar tycjana12
2 4

@Wygnana: Isle of Man?Znajoma tam mieszka z synem i córką.

Odpowiedz
avatar Ciejka
15 35

Czytać się tego nie da, są tu niepotrzebne wstawki, np. co kogo obchodzi z czym miałaś koszulkę? To było istotne? Wybacz, że się czepiam, bo historia piekielna, tylko po co pieprzyć farmazony? :)

Odpowiedz
avatar BlueBellee
20 24

Skoro była kamera, która nagrała zdarzenie, to raczej była wykorzystana już przy procesie małolatów, więc jaki byłby sens pozwu cywilnego? Z tego co mówisz była jedna karetka, ale ratownik zamiast robić, to co powinien, czyli zająć się poszkodowanym i z nim odjechać, gadał 20 minut do kierowcy? Mimo, że policja była na miejscu i powinna się tym zająć? Zamiast zająć się ofiarą i świadkami służby zajęły się wyciąganiem od dzieciaków namiarów do rodziców, żeby przyjechali na miejsce, chociaż powinni małolatów zawieźć na komisariat i w to miejsce wezwać rodziców? No ogólnie coś mi tu nie pasi. Pomijając już fakt, że gdybym była świadkiem takiej sytuacji, to nie nie przywiązywałabym wagi, do tego, aby wszystkich czytających poinformować, że taka ze mnie "ruda metalówa". Mam wrażenie jakbyś miała z 12 lat. Ps. Jaką Ty się zasadą kierujesz stawiając przecinki? PPs. Ale " wybrało się na spacer do baru" naprawdę mi się spodobało ;)

Odpowiedz
avatar KukuNaMuniu
-4 26

Patrząc na komentarze, chyba tylko mi spodobał się twój styl pisania. Przez chwilę wsiąkłam jakbym czytała książkę. Wprowadzenie, budowanie napięcia, akcja, niby happy end ale nie do końca... Nie wiem czy ta historia jest prawdziwa czy nie, ale fajnie mi sie czytało. Zacznij jakieś opowiadania pisać czy coś takiego. Ode mnie plusik xx

Odpowiedz
avatar pit4824
4 12

Dobrze się czyta. Niezależnie od tego, czy to prawda, czy "fejk". Ale to "pole" pod koniec historii... Kurde, autorka wpisu z Krakowa jak nic.

Odpowiedz
avatar Wygnana
-3 5

@pit4824: No właśnie kurde nie z Krakowa :) Ale bliżej mi do Krakowa niż do Warszawy.

Odpowiedz
avatar Lolitte
1 1

@pit4824: Też mi się rzuciło w oczy :D

Odpowiedz
avatar dyndns
2 8

Nie rozumiem tej wstawki o ludziach na polu. Czy to było w mieście czy na wsi?

Odpowiedz
avatar Wygnana
-2 6

@dyndns: W mieście. Wychowałam się na jako takiej wsi. Zamiast “wychodzę na podwórze” mówiłosię u nas “ide na pole”.

Odpowiedz
avatar SzatanWeMnieMocny
9 13

Trochę zalatuje grafomanią i nie wiem czy to twoje literackie uniesienie czy rzeczywista historia. Mam spore wątpliwości.

Odpowiedz
avatar Tajemnica_17
1 1

Boże jak można wepchnąć kolegę pod autobus? Jakim trzeba być bezmózgiem, żeby zrobić coś takiego? To utwierdza mnie w decyzji jaką podjęłam - jak mój synek nieco podrośnie zapisze go na karate. Tak żeby umiał się obronić...

Odpowiedz
avatar Iceman1973
5 5

Tak czytam te komentarze i dochodzę do wniosku, że ludziom nic nie dogodzi. Jak krótko i zwięźle, to za krótko i za mało szczegółów, jak długo i w formie opowiadania, to grafomania... A najwięcej pyskują Ci co chyba siedzą wyłącznie w domu z jakąś agorafobią, bo po komentarzach można odnieść wrażenie, że są oderwani od rzeczywistości.

Odpowiedz
avatar Ascara
4 4

Historia zredagowana, pola i traumy wyrzucone, można się rozejść i nie marudzić. Styl bardzo fajny, taki poetycki. ;)

Odpowiedz
avatar Zlociutki
0 0

@Ascara: Tu tez jestes adminem? Omg boje sie otworzyc lodwoke

Odpowiedz
avatar Sway
-1 1

Przecież to się kupy nie trzyma. Jeśli wystawały nogi spod autobusu, to znaczy, że chłopak leżał już na asfalcie jak autobus na niego najechał (możliwe). Ale czemu jest na wózku w takim razie? Autobus podjeżdżał na przystanek, czyli nie miał dużej prędkości. mały mógł mieć poparzenia, otarcia, rozcięcia. Ale tu nie ma miejsca na uraz kręgosłupa, czy nóg. No chyba, że przejechał po nim kołem, ale to raczej by nie przeżył, a już na pewno nie wydawał by z siebie jęków, bo koło autobusu duże jest i chłopak miałby poważne obrażenia również innych partii ciała. Poza tym ferajna by się rozbiegła. Gwarantuję. I skąd się tam nagle wzięli rodzice? A ludzie z baru i restauracji by wybiegli i nie rób z siebie takiego bohatera. a) nie udzielenie pomocy jest karalne b) ciekawość, tragedia zawsze przyciąga ludzi c) Ludzie to mendy, ale nie takie. Stwierdzam fejk.

Odpowiedz
Udostępnij