Fundacje zajmujące się kotami. Zawsze je szanowałam, wspierałam czy to karmą, czy w miarę możliwości pieniędzmi. Mój jeden procent podatku zawsze wędrował właśnie na ten cel.
Szczególnie wspierałam jedną z wrocławskich fundacji.
I koniec. Nigdy więcej.
Znalazłam się w sytuacji mocno podbramkowej: wyciągnęłam z rzeki kocie dziecko. Maleństwo dwutygodniowe, prawdopodobnie nie udało się go utopić.
Wyłowiłam je z rzeki i bardzo szybko się okazało, że to był początek problemów.
Właściciel mieszkania zlitował się nade mną (mam w umowie kategoryczny zakaz trzymania zwierząt) i dał mi dwa dni na znalezienie kotu domu pod groźbą wyrzucenia nas obojga.
Wiedziałam, że tak mały kociak nie ma szans na przeżycie w schronisku (nie potrafił jeszcze sam jeść), więc uderzyłam do wrocławskich fundacji, zaczynając od tej przeze mnie wspieranej.
I odbiłam się wszędzie od ściany.
Kot miał dach nad głową, więc nie było problemu. Moja argumentacja, że nie mogę go zatrzymać była zbywana tym, że to mój problem. Że nie wolno mi go wyrzucić, ale oni go nie wezmą, bo mają już dużo kotów.
W każdej fundacji dostałam mniej lub bardziej bezpośrednie "zjeżdżaj".
Gdyby nie pani, która znalazła moje ogłoszenie i przygarnęła kociaka do siebie, musiałabym albo w trybie pilnym szukać mieszkania, albo zostawić kocię na pewną śmierć.
Z mojej strony pomoc zawsze była przyjmowana z chęcią, kiedy ja jej potrzebowałam: zostałam spławiona.
Od tej pory wspieram domy tymczasowe, albo od fundacji trzymam się z daleka.
W fundacji zapewne uważali, że nie powinnaś ratować kociaka. Mógł sobie umrzeć, a Ty nie zawracałabyś im głowy. Maja ważniejsze sprawy - np. zbieranie pieniędzy.
OdpowiedzNapisz proszę jaka fundacja, zwłaszcza, że Wrocławska więc i mój rejon. A gdyby był problem z przetrzymaniem kociaka to zamiast skazywać na śmierć daj mi znać na priv.
OdpowiedzTo nie wiesz, że fundacje służą do zbierania pieniędzy na dostatnie życie ich założycieli?
OdpowiedzTakie rzeczy się piętnuje po imieniu - dawaj listę fundacji które cię spuściły na drzewo.
Odpowiedzwłaśnie, jaka fundacja? wspieram jedną z Wrocławskich i liczę że to nie ta.
OdpowiedzZ kolei u mnie działa stowarzyszenie, które jest przepełnione kotami. Przyjmują wszystko jak leci a mają niewielki fundusz. Po prostu nie potrafią odmówić, gdy widzą kolejną kocią "biedę". Znam osobę, która prowadziła kiedyś dom tymczasowy dla kotów i nasłuchałam się różnych historii zarówno o podopiecznych, jak i osobach chętnych do przygarnięcia kotka. Skoro te fundacje pomagają zwierzętom jedynie w opisie, to lepiej dać sobie z nimi spokój.
OdpowiedzSą fundacje i są "fundacje". Kiedyś już tu opisywałam, jak koleżanka chciała przygarnąć kotka i fundacja się nie zgodziła, bo dziewczyna mieszkała w kawalerce, a to za mało dla kota. No na bank jest mu lepiej w schronisku.
Odpowiedz@GythaOgg: A gdyby chciała kupić to i 10 ktoś by jej sprzedał :) Nie rozumiem tego, powinna być tylko rozmowa, po której można stwierdzić czy ktoś faktycznie chce zwierzę i wie jak się nim zajmować, czy zabaweczkę na tydzień.
OdpowiedzSerio hejtujesz wszystkie fundacje, bo kilka nie chciało Ci pomóc? Znam mnóstwo fundacji, bo tak się składa, że w jednej z nich pomagam (fizycznie, nie tylko finansowo). Te, które przyjmują zwierzęta "jak leci" często mają ogromne długi w lecznicach, zwierzęta nie są odpowiednio zaopiekowane, nie mają mocy przerobowych aby tylu zwierzętom pomóc. Moje koty pochodzą właśnie z takiej fundacji. Były w fatalnym stanie, gdy je przejęłam, nikt mi o nich nie powiedział prawdy, nie poinformował o problemach jakie mają. Wydali mi je w ciemno - bez wizyty przedadopcyjnej, do domu z niezabezpieczonym balkonem (miałam tyle oleju w głowie aby go zabezpieczyć bez niczyich próśb. Warunki, w jakich przebywały moje koty były tak dramatyczne, że poczułam natychmiastową potrzebę aby je stamtąd zabrać. A są też fundacje, które doskonale dbają o swoich podopiecznych, karmią je dobrym jedzeniem, a nie czym popadnie, wydają ogromną kasę na weterynarzy - no i te fundacje nie mogą sobie pozwolić na przyjmowanie wszystkich zwierząt z okolic, bo nie miałyby szans na zapewnienie im odpowiednich warunków. Niemniej jednak normalna fundacja, gdy dzwoni ktoś z prośbą o pomoc, a nie ma miejsc na kota, stara się udostępnić informacje tej osobie gdzie może kota umieścić - podaje numery do innych fundacji, sama z nimi rozmawia, aby miejsce się znalazło. Takie olanie "radź sobie sama" jest przykre, zgadzam się. Ale tak jak mówię - nie każda fundacja ma wolne miejsca! Niestety, trafia do nich więcej zwierząt w potrzebie, niż je opuszcza :(
OdpowiedzSzkoda, że kotek nie potrzebował jakiejś kosmicznie drogiej operacji, wtedy z chęcią zostałby przyjęty. Czasem widzę ogłoszenia, że zbierają pieniądze na operacje potrąconego/chorego kota ze zgnilizną na połowie ciała, ale takie trzeba ratować. Zdrowe bezdomne koty już nie :/
OdpowiedzFundacja fundacji nierówna. Dlatego jak już człowiek znajdzie "ratowaczy" naprawdę z powołania, to lepiej się ich trzymać nogami i rękami. Mam takie szczęście, że przyjaźnię się z fundacją prowadzoną przez dwójkę pasjonatów (+ domy tymczasowe) - żyją z normalnej pracy, a cały czas wolny poświęcają ratowaniu sierściów. Wszystkie datki idą na jedzenie, wetów itd. Złoci ludzie, kiedyś zadzwoniłam do nich w środku nocy, że znalazłam szczeniaka potrzebującego pilnej pomocy weterynaryjnej, a nie mam żadnej lecznicy całodobowej w okolicy. Godzinę później byli u mnie z weterynarzem. :) A niestety zanim trafiłam na "swoją" fundację, miałam wątpliwą przyjemność trafić na różne organizacje, które prozwierzęce były tylko z nazwy. M.in. też właśnie znalazłam kociątko, którego nie mogłam u siebie przetrzymać (mieszkałam wtedy w dzielonym mieszkaniu). Akurat był długi weekend majowy i spędziłam cały weekend wydzwaniając od jednej organizacji do drugiej. W każdej powiedziano mi to samo: "Jest długi weekend, żadnego z pracowników nie ma na miejscu, żeby przyjąć znajdę, proszę dzwonić po majówce". :/
Odpowiedzmoże piekielne pytanie - po co mówiłaś właścicielowi o kocie? nie mówię, że powinnaś trzymać kota wbrew zakazowi, tylko po prostu miałabyś więcej czasu na znalezienie kotkowi domu. ale i tak dobrze, że dobrze się historia skończyła :)
Odpowiedz