Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Z perspektywy czasu dziwię się, że nie osiwiałam przy załatwianiu wielu spraw…

Z perspektywy czasu dziwię się, że nie osiwiałam przy załatwianiu wielu spraw związanych z problemami, które zwaliły mi się na głowę. Pewnie dlatego, że mając do wyboru to, czy śmiać się, czy płakać, wolę jednak śmiać się. Poniżej całkowicie prawdziwa opowieść o tym, co może człowieka spotkać w poważnym banku w mieście wojewódzkim.

Po śmierci ojca skorzystałam z nowowprowadzonego przepisu umożliwiającego zlokalizowanie kont bankowych posiadanych przez osobę zmarłą i złożyłam wniosek o poszukiwanie. Ot na wszelki wypadek. Po kilku dniach dostałam od siostry telefon, że przyszła odpowiedź i ona mi tę odpowiedź właśnie wysłała mailem. Obejrzałam sobie załącznik, zdumiałam się i od razu po pracy poszłam do placówki.
Nie spodziewałam się, że ktoś mi udzieli szczegółowej odpowiedzi, bo akurat z wymaganych dokumentów miałam swój dowód i ojca skasowany dowód. Akt zgonu i akt potwierdzenia dziedziczenia były w domu, no ale spytać zawsze można. Najwyżej usłyszę, że dowiem się wszystkiego, gdy przyjdę ze stosownymi papierami.

Mogłam sobie darować.

Pracownica banku, młodziutka dziewczyna, na wieść, że mój zmarły ojciec był ich klientem zażądała naszych dowodów osobistych. Dostała. Mój zignorowała, za to zażądała aktualnego dowodu osobistego ojca, bo ten, który jej dałam jest uszkodzony. Wytłumaczyłam, że nie jest uszkodzony, jest skasowany, ojciec nie żyje, takie rzeczy robi się z dowodem osoby zmarłej. Pełna wątpliwości zdecydowała się wprowadzić dane ojca do systemu. Coś tam sobie poklikała, wysnuła wnioski i się nimi ze mną radośnie podzieliła. Nie upewniając się wcale, że ma w ogóle prawo ze mną na ten temat rozmawiać.

Otóż mój ojciec nie miał u nich kredytu (ufff), ale miał razem ze współwłaścicielem konta lokatę bankową i przysługuje mi wypłata tej kwoty. Tak, tylko mi. Ona tylko sprawdzi, czy kwota jest w kasie i ją wypłaci. Hę? Zastopowałam panią, bo nie miałam ochoty potem zostać posądzona o wyłudzenie, albo inne różne atrakcje. Jeśli mi przysługuje jakakolwiek wypłata środków to ja to chcę zrobić w oparciu o wszystkie wymagane dokumenty, w pełni legalnie i bez wywoływania u kogokolwiek cienia wątpliwości. Poprosiłam o informację, kto jest tym współwłaścicielem. Otóż moja babcia.

Kolejny problem w tamtym momencie polegał na tym, że babcia jest chora na Alzheimera, wówczas postępowanie o ubezwłasnowolnienie jeszcze trwało, w jego wyniku miałam zostać babci opiekunem prawnym. A to, że babcia jest współwłaścicielem konta oznaczało również to, że to są pieniądze wyłącznie babci, mnie nic do nich. Postanowiłam zaczekać do zakończenia postępowania i sprawę załatwić legalnie. Legalnie wyjąć te środku i wpłacić na babci konto w banku wybranym przeze mnie. Mimo tego, że siedząca przede mną panienka, miszczyni bankowości, nadal upierała się, że ona mi te pieniądze wypłaci zaraz już. Drobiazgiem było to, że używała słów pełnomocnik i współwłaściciel zamiennie. Łącznie z uznaniem, że pełnomocnictwo się dziedziczy. Prawie uciekłam.

Gdy kilka miesięcy później miałam już wszystkie ważne dokumenty, zapakowałam wszystko do jednej teczki i poszłam uporządkować sprawę. Przewidująco do innej placówki, pełna nadziei, że tam spotkam kogoś mądrzejszego. O święta naiwności.

Elegancki młody człowiek zaprosił mnie do biureczka i spytał, w czym może mi pomóc.
- Mój zmarły ojciec był współwłaścicielem konta z moją babcią, której ja jestem opiekunem prawnym. Są to pieniądze wyłącznie babci i chcę się dowiedzieć, na jakich zasadach mogę mieć do nich dostęp – w trakcie wypowiadania tych słów na biurku wylądował mój dowód, ojca dowód, akt potwierdzenia dziedziczenia po ojcu (!) , babci dowód, prawomocne postanowienie sądu o ustanowieniu mnie opiekunem prawnym babci.
Po wstępnej lekturze elegancki młody człowiek zawołał kolegę i uciekł. Zapowiadało się ciekawie.
Kolega przeczytał wszystko, co było do przeczytania, poklikał w systemie, pomyślał i wymyślił, że on może jedynie wprowadzić do systemu fakt, ze ojciec nie żyje, ale nic więcej nie może zrobić.

- Bo? – wyrwało mi się w osłupieniu.
- Bo ja muszę potwierdzić im, że ja mogę dziedziczyć po ojcu. Takie potwierdzenie sporządza sąd wydając postanowienie o nabycie spadku.
- NOTARIALNY AKT POTWIERDZENIA DZIEDZICZENIA MA TĘ SAMĄ WAGĘ, CO POSTANOWIENIE SĄDU. Ma go pan przed sobą.
- Aha.
Klika. Klika. Myśli. Zapowiedział, że będzie to musiał zeskanować i wysłać do prawników. Proszę bardzo, niech skanuje.
Następnie przeszedł do lektury postanowienia sądu o ustanowieniu mnie opiekunem prawnym babci. Lektura natchnęła go do wniosku, że to jest za mało, bo żeby wypłacić te pieniądze, bo ja albo muszę przyjść z babcią (z tą ubezwłasnowolnioną babcią???), albo iść do notariusza i notariusz mi szczegółowo rozpisze, do czego mnie to postanowienie upoważnia.
No nie.

Gdy już udało mi się wbić panu do głowy, że póki co to nie ma instytucji wyższej niż sąd i skoro sąd coś postanowił to tak ma być. Skoro sąd postanowił, że jestem opiekunem mojej babci to ma przed sobą wszystko, czego mu trzeba. SKANOWAĆ! Zeskanował w końcu wszystko, przeżył, wrócił do biurka, zaczął czytać od nowa. Wyczytał z aktu potwierdzenia dziedziczenia po ojcu, że po nim dziedziczą łącznie trzy osoby i my właśnie mamy problem, bo do wypłaty środków muszą się stawić te osoby osobiście. Nie mamy problemu. Dziedziczy moja siostra, która przyjdzie osobiście, żaden kłopot. Dziedziczy również moja matka, która ze względu na stan zdrowia się nie stawi, ale na tę okoliczność to ja mam pełnomocnictwo notarialne, zgodnie z którym mogę matkę reprezentować przed bankami. Proszę sobie zeskanować i wysłać do prawników.

Od połowy tej dyskusji to ja się zaczęłam nawet świetnie bawić. Biedny chłop, któremu pracodawca nie zapewnił porządnego szkolenia, męczył się zarzucony przeze mnie papierami, skanował, klikał wprowadzał i prosił uprzejmie o jeszcze chwilę cierpliwości. Zeskanowawszy wyraził nadzieję, że wszystko uda się załatwić pomyślnie. Zdaje się, że go nie poparłam w nadziei, bo powiedziałam, że jak się pomylił to będzie skanował ponownie.

Musiałam nieźle zapaść w pamięć, bo gdy dwa miesiące po ostatecznym i pozytywnym załatwieniu sprawy spotkał mnie na ulicy, pierwszy powiedział „dzień dobry”.
Mam nadzieję, że nie miał koszmarów.

banki usługi bankowość

by Gabs
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Mavra
12 12

Zgodnie z prawem gdy na jednym koncie jest 2 włascicieli i jedne z nich umiera to połowa na koncie należy sie żyjącemu właścicielowi a dopiero 2 połowa podlega spadkowi

Odpowiedz
avatar Gabs
18 18

@Mavra: Ja wiem o tym doskonale i wiedziałam od początku, tylko w banku mieli problem. Mimo tego,że te pieniądze w rzeczywistości to były oszczędności wyłącznie babci, zgodnie z prawem babcia miała prawo do połowy, druga połowa była do podziału na trzy osoby dziedziczące po moim ojcu. Trzeba było potem złożyć wnioski o wypłatę: 1. o 1/2 z całości: składałam wniosek jako moja babcia będąc jej opiekunem prawnym. 2. o 1/3 z drugiej połowy: wniosek składałam jako ja jako pierwsza ze spadkobierców ojca 3. o 1/3 z drugiej połowy: wniosek złożyła moja siostra, jako druga ze spadkobierców ojca. 4. o 1/3 z drugiej połowy: wniosek złożyłam w imieniu mojej matki w oparciu o pełnomocnictwo do reprezentowania mojej matki Całość środków wpłaciłam na konto, które założyłam babci w innym banku.

Odpowiedz
avatar Armagedon
2 20

@Gabs: Moja droga. Ty się nie dziw, że pan w banku deko zgłupiał, bo ta akurat sprawa była dość skomplikowana i sama, czytając ją, trochę się pogubiłam, pomimo, że napisałaś ja przejrzyście i zrozumiale. Zapewne młody człowiek nie znał biegle prawa spadkowego. Do tego sytuacja się gmatwa, bo jedno ze WSPÓŁwłaścicieli lokaty nie żyje, drugie, zaś, jest ubezwłasnowolnione, do tego jedno ze spadkobierców również nie stawi się osobiście, ale dostarczy upoważnienie. A w dodatku, żebyś mogła wpłacić całość środków na konto babci, i żeby wszystko było załatwione formalnie, musiałabyś mieć na ręku zrzeczenie się spadku po ojcu od wszystkich spadkobierców - na rzecz jego matki. (Choć to, akurat, pana z tego banku nie dotyczyło, jeśli środków w całości nie PRZELEWAŁAŚ do innego banku na nazwisko babci, tylko je podjęłaś w całości, w gotówce. Oprócz spadku siostry, która chyba musiała go podjąć osobiście.) No, mówię, skomplikowana historia. A pan w banku podejrzliwy był, dupy, w razie czego, moczyć nie chciał - w przeciwieństwie do panienki Nr 1, która wypłaciłaby ci całość środków od ręki.

Odpowiedz
avatar Mavra
2 4

@Armagedon: panienka numer 1 nie poniosłaby z tego tytułu żadnych nieprzyjemności. Niestety ostatnio przekonał sie o tym jeden mój znajomy. Panienka w banku mu wypłaciła, on nierozwaznie powydawał a teraz po sprawie spadkowej to on musi oddać reszcie spadkobierców kasę. Oczywiście jego bład, ze sie nie zainteresował czy rzeczywiście należą mu sie w całości pieniadze

Odpowiedz
avatar ewilek
-1 5

@Armagedon: co za bzdura z tym zrzeczenie się spadku? Nie ma to żadnego wpływu na założenie lokaty. Poza tym spadku nie można się zrzec. Można go odrzucić a i to tylko w ściśle określonym terminie od otwarcia spadku . Tutaj akurat wszyscy spadkobiercy spadek juz przyjeli.

Odpowiedz
avatar Armagedon
-3 5

@ewilek: No, racja. Wyraziłam się nieprecyzyjnie i przeoczyłam fakt, że kasa z lokaty została wypłacona w gotówce na podstawie wniosków o tę wypłatę.

Odpowiedz
avatar Armagedon
4 6

@Mavra: Prawdę mówiąc, to mnie jednak zaskoczyłaś informacją, że urzędnik banku nie ponosi żadnych konsekwencji swoich bezprawnych działań. Może chodzi o to, że w tej konkretnej sytuacji bank, jako taki, nie ponosiłby żadnych strat finansowych?

Odpowiedz
avatar Jorn
3 3

@Armagedon: Pan w banku miał rzeczywiście prawo lekko zgłupieć, ale bank powinien mu zapewnić możliwość zadzwonienia po pomoc. I zawsze, kiedy w jakimkolwiek banku lub innej podobnej instytucji znajdowałem się w sytuacji, w której pracownik mnie obsługujący nie wiedział, jak sprawę załatwić, sięgał po słuchawkę i albo mu przez telefon tłumaczyli, albo przychodził ktoś, kto się znał i mu podpowiadał. W związku z tym myślę, że to ten szeregowy pracownik jest tu piekielny, bo nie potrafił, albo nie chciał wezwać posiłków.

Odpowiedz
avatar rodzynek2
0 0

@Armagedon: Też mnie dziwi, że pracownik lub bank nie poniósł odpowiedzialności za swoje działania. Bez aktu zgonu i pewności, że rozmawia z uprawnionymi do ewentualnego spadku osobami w ogóle nie powinien rozmawiać na temat spraw objętych tajemnicą bankową.

Odpowiedz
avatar edeede
5 5

Niestety w tego typu usługach mało kto ma porządne szkolenia.

Odpowiedz
avatar kaps
7 7

Może i miał koszmary, ale dużo się nauczył na przyszłość.

Odpowiedz
avatar dyndns
-5 7

Trzeba było wziąć pieniądze od tej pierwszej panienki i miałbyś z głowy.

Odpowiedz
avatar GythaOgg
3 3

Mnie nie dziwi w ogóle, że chłopak w banku nie wiedział, co z tym fantem zrobić. Ale zamiast wymyślać rozwiązania z głowy powinien powiedzieć uczciwie "przepraszam, to skomplikowana prawnie sytuacja, chciałbym panią rzetelnie obsłużyć dlatego najpierw poradzę się prawników". No przecież nikt nie jest wszechwiedzący. Przyznanie się do niewiedzy nie jest nieprofesjonalne, ale zmyślanie rozwiązań owszem.

Odpowiedz
avatar dayana
1 1

@GythaOgg: A mnie jakoś nie. Nie sądzę, że ktoś w technikum ekonomicznym wykłada prawo spadkowe. A przecież takich zatrudniają, bo bez problemu przedstawi ofertę banku, założy konto, wykona jakieś proste rzeczy (np. zmiana numery do przelewów). Sprawdziłam plan ekonomii na UWM i finanse i rachunkowość: specjalista bankowy na UMCS i tam nie ma prawa. Wiem, że to nie są uczelnie z czołówki (pierwsze 2 wyskoczyły w google), ale to już daje jakiś obraz.

Odpowiedz
avatar LoonaThic
1 1

Moja droga- trzeba było brać kasę i zakładać nowe konto - po problemie :)

Odpowiedz
Udostępnij