Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Popełniłam życiowy błąd i spędziłam weekend, udzielając awaryjnych i ekspresowych korków z…

Popełniłam życiowy błąd i spędziłam weekend, udzielając awaryjnych i ekspresowych korków z chemii ogólnej, biochemii, farmakologii i fizjologii studentce pewnej stołecznej uczelni medycznej. Takie kombo, do pełni szczęścia zabrakło tylko anatomii i etyki w postępowaniu medycznym.

W życiu bym się nie ugięła, gdyby nie to, że Bardzo Była Uczennica to kuzynka dobrej przyjaciółki, której wisiałam od dawien dawna ogromną przysługę i w ten sposób przyszło mi spłacić dług. Dziewczyna ma jakieś warunki, jakieś poprawki, sesję mocno przedłużoną, średnio mnie to zresztą interesowało, ważne było dla niej, że potrzebuje pomocy na już, teraz, natychmiast, a dla mnie - co w zasadzie mam jej tłumaczyć.

Okazało się, że wszystko...
I niech mi stawy zaczną wyginać się w drugą stronę, jeżeli przesadzam. Wszystko. Zaczęłam z grubej rury - kazałam jej zaznaczyć na listach zagadnień wszystko, co już umie, żebym wiedziała, z czym się mierzymy. Dziewczynka po minucie czy dwóch gapienia się tępo w przestrzeń wyjąkała "No... ale ja nic jeszcze nie umiem. Dlatego korków potrzebuję, nie?".

Po bardzo niedługim czasie okazało się, że "nic" to bardzo trafne określenie. Podręczników i skryptów dziewczyna nie czyta, bo ich nie rozumie (i - w większości - ich nie posiada). Na zajęciach "trochę byłam, no wiesz, hehe, bo sprawdzali obecność, ale średnio ogarniałam". Dlaczego nie odpaliła choć Wikipedii, żeby tam sobie przeczytać absolutne minimum? Nie potrafiła powiedzieć.

Zdusiłam w sobie ubolewanie, szok, gorycz i resztę operetkowych odruchów i przeszłam do tłuczenia bazy pytań, bo nie streszczę jej kilkuset godzin wykładów i nauki własnej w 2 dni, może przynajmniej prawidłowe odpowiedzi zapamięta. Rozmowy o pytaniach wyglądały przeważnie tak:
- Ale ja nie rozumiem, o co chodzi w tym pytaniu.
- Którego słowa nie rozumiesz?
- Wszystkich...

Skracając przydługą opowieść - po raz pierwszy w życiu zdarzyło mi się spotkać studentkę IV roku, która planuje mieć napisane na dyplomie "lekarz-dentysta", a której trzeba było wyjaśniać, czym są - z chemicznego punktu widzenia - białka. Tak, białka. Jak trzynastolatkowi w gimnazjum. Przy aminokwasach jej twarz się rozjaśniła i zachwycona wystękała "aaaaa... TO BYŁO!...". Na całe szczęście, bo chyba bym udusiła dla dobra ludzkiej puli genetycznej.

Pod koniec drugiego dnia poinformowałam ją z mocą i przekonaniem, że nie ma najmniejszych szans zdać żadnego z egzaminów i zapytałam, jak zdała maturę z biologii i chemii.

Ściągała.
Najciekawsza była jej reakcja na moją złowrogą wróżbę - wzruszyła ramionami i stwierdziła, że "tatuś zadzwoni, zapłaci i dadzą jej zdawać znowu, w następnej sesji".
Zaciekawiłam się, kim jest tatuś.
Tatuś jest profesorem kardiochirurgiem. Nawet kiedyś byłam na jego wykładzie, tylko nazwiska nie skojarzyłam.
Zastanawiam się, dlaczego sam nie uzupełnia braków w wykształceniu córeczki. Może przejdę się na jego dyżur i zapytam.

niestety moja kuchnia

by Ursueal
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
13 17

Nepotyzm i korporacyjna zawodowa klika

Odpowiedz
avatar konto usunięte
23 23

Przez głowę przeszło mi tyle myśli, że aż nie mam pojęcia jak tę sytuację skomentować.

Odpowiedz
avatar BlackAndYellow
6 12

@Marcelinka: nie tylko tobie :) jedyne reakcja na jej postawę i umiejętność to tylko śmiech, nic więcej

Odpowiedz
avatar konto usunięte
20 20

@BlackAndYellow: Właśnie śmiech jest ostatnią rzeczą na jaką mogłabym się zdobyć. Przez nie tak krótką chwilę po przeczytaniu historii towarzyszyło mi przerażenie.

Odpowiedz
avatar pchlapchlepchla16
0 0

@Marcelinka: Prawidłowo - na myśl o wizycie u dentysty przechodzą ciarki :) A może nie - taki dentysta (o ile skończy te studia, a zwłaszcza o ile zda LEP) trafia się jeden na sto tysięcy

Odpowiedz
avatar katem
1 1

@pchlapchlepchla16: Trzeba sprawdzać genealogie dentystów, z których usług mamy zamiar skorzystać - czy w rodzinie nie ma jakichś profesorów medycyny.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
21 21

Mnie ciekawi jak zwalała na maturze. Generalnie,jak można zrobić ściągę z materiału z trzech lat,na tyle małą aby nikt jej nie zobaczył i nikt się nie zorientował. A jeżeli przemyciła telefon...to gratuluję nauczycielom z komisji.

Odpowiedz
avatar WhatISeeIsMine
18 24

@Day_Becomes_Night: zapewne tam tatuś również zadzwonił i zapłacił, aby komisja przymknęła oko.

Odpowiedz
avatar Daphneblake
-2 22

Widać mało wiesz o obecnej maturze xd serio lekarz nie ma jakichś niesamowitych wpływów, aby załatwić takie rzeczy

Odpowiedz
avatar Ursueal
15 17

@Day_Becomes_Night: W moim liceum matury z obleganych przedmiotów (polski, matematyka, angielski, chemia właśnie) pisaliśmy na sali gimnastycznej w 150 kilka osób i na końcu sali ściągać się, niestety, dało. Są szkoły średnie kształcące typowo pod medyki właśnie, gdzie wszyscy albo prawie wszyscy zdają zestaw biologia - chemia - fizyka i możliwe, że piszą w podobnych warunkach. Komisja zwyczajnie nie jest w stanie patrzeć w jednym momencie na wszystkich.

Odpowiedz
avatar lotos5
0 0

@Daphneblake: U mnie na zaocznych udawali, że nie widzą ¯\_(ツ)_/¯

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
22 26

I to jest przyszłość elitarnego, wykształconego narodu, który w przyszłości będzie nas leczyć /robić nam badania. Zaczynam sie solidnie bać..

Odpowiedz
avatar Ursueal
18 18

@KatzenKratzen: Dam sobie uciąć parę kończyn, że ani leczyć, ani badać nie będzie, bo to, że dobrnęła do IV roku to tylko zasobność portfela i - w mniejszym, nawet dużo mniejszym stopniu - układy między dziekanami wydziałów, ale całych studiów raczej nie skończy z takimi ogonami.

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
1 3

@Ursueal: Obyś miała rację! Ale co, jak jej się jednak uda i tatuś fundnie jej własny gabinet???

Odpowiedz
avatar Ursueal
2 2

@KatzenKratzen: Po zobaczeniu jej motywacji i zapału do pracy wątpię, żeby jej się chciało - ona chyba w ogóle nie myśli o jakiejkolwiek pracy... Poza tym, nie wydaje mi się, żeby jej ojciec tak samo zapatrywał się na wywalenie z portfela kilkunastu tysięcy na warunki dla córki w drodze do dyplomu (mimo wszystko, dla miażdżącej większości medyków, dentystów i farmaceutów dziecko, które po rozpoczęciu takich studiów nie dało rady ich skończyć to po prostu wstyd przed rodziną i znajomymi) i wyłożeniem kwoty sześciocyfrowej na zabawkę dla dorosłego dziecka. Bo taki gabinet byłby tylko zabawką, która nie miałaby szans się zwrócić (chyba że dziewczyna ograniczyłaby się do roli właścicielki gabinetu i zatrudniała tam innego stomatologa, ale to już tworzenie za mało prawdopodobnych wersji wydarzeń).

Odpowiedz
avatar dayana
0 0

@Ursueal: Oczywiście, że skończy. Na każdej z polskich uczelni, na jakich studiowałam bywały legendarne obrony, gdzie ktoś nie potrafił odpowiedzieć na pytania takie na poziomie gimnazjum/podstawówka i zazwyczaj odnoszące się do jego pracy. Przykładowo piszesz pracę o pozytywizmie i ktoś pyta co to jest praca organiczna. Piszesz pracę o układzie krwionośnym i ktoś prosi o wymienienie 3 rodzajów naczyń krwionośnych, albo jaka jest podstawowa różnica między budową żyły i tętnicy. I ja nawet robiłam rozeznanie wśród znajomych, którzy albo studiują co innego, albo są w szkole, albo w ogóle są już dosyć wiekowi, skończyli zawodówkę. Każdy mi na te pytania odpowiedział. I wiem, że to nie jest plotka, bo słyszałam to od prowadzących, którzy na takich obronach byli. Skoro takie osoby docierają do obrony to znaczy, że resztę studiów też przechodzą.

Odpowiedz
avatar Rak77
30 30

Trzeba mieć nadzieję że jak skończy (a jest duża szansa że skończy) studia to zostanie z zawodu żoną a nie lekarzem stomatologii.

Odpowiedz
avatar szafa
1 3

@Rak77: Parę kiepskich opinii i będzie po gabinecie.

Odpowiedz
avatar Ciejka
15 17

aż mnie oczy....zęby bolą na samą myśl, że można trafić na takiego tłumoka "lekarza", ale co się dziwić, hajs z tego jest nie mały

Odpowiedz
avatar Daphneblake
-3 23

Moim zdaniem ta historia to fejk. Dziewczyna jest na przedostatnim roku studiów i ma egzaminy z przedmiotów, które są na pierwszym i drugim roku?

Odpowiedz
avatar Daphneblake
16 18

Poza tym nawet jak to jest historia prawdziwa (a dużo w niej nieścisłości, które zauważam jako osoba, która pisała maturę 3 lata temu i studiuje na kierunku lekarskim), to jeżeli ta dziewczyna skończy studia to i tak pełne prawo wykonywania zawodu dostanie po zdaniu końcowego egzaminu państwowego. W którym nie pomoże jej tata lekarz.

Odpowiedz
avatar Ursueal
21 21

@Daphneblake: Warszawski uniwerek "magiczny" ma jedną, świętą zasadę - możesz mieć milion warunków, póki jesteś w stanie za nie płacić. Sama powtarzałam immunologię, z anatomią spora część moich kolegów pieprzyła się do III roku, a ile osób karnie płaciło za waruneczek z farmakologii, to już nawet nie liczyłam. Niby są jakieś limity i obostrzenia, niby ktoś musiał w pewnym momencie zapłacić krocie za powtarzanie całego roku, ale bywali i tacy szczęściarze, którym udało się dostać wpis na kolejny rok "w drodze wyjątku".

Odpowiedz
avatar konto usunięte
11 11

@Daphneblake: Ale to jest jak najbardziej prawdopodobne. Na mojej uczelni można do jednego przedmiotu podejść trzy razy, o czwarty raz trzeba napisać podanie, a jak wciąż się nie uda, to trzeba załatwiać sprawę osobiście z dziekanem. Do tego - do zmiany przepisów o finansowaniu uczelni - prodziekan mojego wydziału rozdawała urlopy dziekańskie na prawo i lewo. Sama jestem na trzecim roku i poprawiałam dopiero teraz wykład z pierwszego semestru. Chciałam się do niego porządnie przygotować, bo nie lubię robić nic na pół gwizdka, a dopiero teraz znalazłam czas na dodatkowy przedmiot, któremu musiałam poświęcać dwa dni w tygodniu.

Odpowiedz
avatar LPP
15 15

Szkoda, że nie można czegoś takiego udusić bez konsekwencji.

Odpowiedz
avatar lady1990
1 5

Takie rzeczy się dzieją na uczelniach medycznych? To aż strach się leczyć... Studiowałam kiedyś obcy język. Warunek możliwy owszem był, ale jeden po pierwszym roku i dwa po drugim. Baaa. Trzeba było je zdać, bo jak nie to do widzenia, warunku się nie powtarza. Swoją drogą bardzo dobry system. Wiem, że nie porównuje się studiów filologicznych i medycznych, ale gdyby tak zrobili jak ja miałam na studiach i się tak nie "bawili" to może byśmy mieli mniej konowałów? Jednak wiedza medyczna może komuś uratować życie - albo zabić. Tłumacz zawsze może zajrzeć do słownika, nauczyciel w książkę jak czegoś zapomni, a lekarz podczas operacji?... Oczywiście, że noga się powinąć może na ciężkich egzaminach, ale nie po kilka razy z większości przedmiotów... Nawet ciężko to jakoś skomentować...

Odpowiedz
avatar Ursueal
7 9

@suonick: W czwartej klasie szkoły podstawowej raczej nie naucza się o polikondensatach i aminokwasach. ;)

Odpowiedz
avatar suonick
0 4

@Ursueal: @Massai: mówię o starym systemie, przed reformą 2000. Wtedy z początkiem klasy 4 szkoły podstawowej wchodziły przedmioty: biologia, geografia, fizyka itd., więc @Massai zanim przesadzisz z ignorancją doczytaj. Przyroda była przedmiotem w klasach 1-3. Matematyka i polski w klasach 1-8. Zresztą matematyka bardzo podstawowa była już w przedszkolu. W podręczniku do biologii dla klasy 4 było najpierw omówienie królestw, a później podstawy pół na pół o pro- i eukariontach, gdzie siłą rzeczy pojawiało się pojęcie białka. Dlatego mówię - ale to może być też efekt ludzi i czasów - mając 13 lat nasz rocznik potrafił wymienić i opisać rolę popularnych hormonów oraz opisać proces syntezy i przeznaczenie białek. To, że rocznikom +2000 regularnie zaniża się poziom nauczania to inna sprawa.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 15 lutego 2018 o 17:21

avatar suonick
2 2

@Ursueal: @Massai: A żeby było jeszcze ciekawiej to w programie nauczania biologii dla 3 klasy liceum miałem genetykę, kompletną, razem ze stojącą za nią matematyką. Żeby nie było - powszechne liceum ogólnokształcące, profil ogólny. Na matmie dali dupy, bo mieliśmy mieć już matematykę dyskretną, a skończyliśmy na całkach, przez co osoby, które wybrały studia techniczne miały problemy np. z algorytmiką. Nie dziwcie się więc, dlaczego niektórzy mają tak złe zdanie o "millenialsach", a należy wiedzieć, że już naszą edukację uważaliśmy za fatalną i zazdrościliśmy naszym rodzicom.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 15 lutego 2018 o 17:40

avatar ziobeermann
14 14

„Jak pomyślę, co ze mnie za inżynier, to strach iść do lekarza."

Odpowiedz
avatar dorota64
0 2

Pewnej stołecznej uczelni. W Krakowie jest Uczelnia prywatna , która kształci przyszłych lekarzy. Aby sie dostać trzeba mieć 30% z matury z biologii i 30% z matury z chemii. No i zapłacić. Ale dla mnie to fejk. Przedmioty zupełnie sie nie zgadzają. No i profesor kardiochirurgii to trochę za mała persona, żeby załatwić komuś egzaminy po znajomości. W Krakowie syn profesora(z medycznych kierunków) wyleciał, bo sie nie uczył. Tatuś chciał załatwić, ale się nie dało

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

Czyzby studentka UJ? Uczelnia znana z tego, ze 99% studiujacych medycyne to potomkowie lekarzy. Opisany przypadek to masakra, moze chociaz manualnie cos potrafi? Jakie to jest irytujace, ze takie glaby studiuja na kierunkach medycznych bo tatus zaplaci i zabiera miejsce innym, ktorzy nie maja tyle szczescia w zyciu.

Odpowiedz
avatar dorota64
0 0

@nursetka: 99%, w grupie mojego syna jest dwoje takich studentów. Na Uj trzeba miec najwyższe wyniki ze wszystkich uczelni medycznych, więc statystycznie dostają się najlepsi a nie koniecznie dzieci lekarzy. Oczywiście mozna zapłacići dostać sie po ledwie zdanej maturze, ale to nie na UJ czy WUM, tylko do prywatnych uczelni.

Odpowiedz
avatar n0rek
1 1

Sam nie uzupelnia jej brakow bo on w godzine zarobi tyle co ty za caly dzien, rachunek bardzo prosty. Zreszta fakt ze ktos cos potrafi nie znaczy ze wie jeszcze jak to przekazac.

Odpowiedz
Udostępnij