Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

W nawiązaniu do historii #81366 sprawa nie dotyczy picia, ale właśnie mieszkańców…

W nawiązaniu do historii #81366 sprawa nie dotyczy picia, ale właśnie mieszkańców wsi.

Mianowicie wybudowałem dom na wsi. Jeszcze w trakcie budowy domu padały pytania "A ty to kto ?" Nie rozumiałem o co chodzi dopóki przy mnie nie padały odpowiedzi w stylu "to syn tej z XXX co jej ojciec listonoszem był w YYY". Samo to mnie szokowało, bo co ma piernik do wiatraka skoro buduję się 15km dalej od posiadłości mojego dziadka i ludzi pierwszy raz w życiu widzę na oczy a tak w ogóle to jestem z miasta?
No i teraz najlepsze.

Zacząłem hodować na własne potrzeby kozy. I polubiłem to, bo mieć własny ser i mleko od kóz z pastwiska to jest to, co mnie relaksuje po pracy zawodowej.
I o hodowli oraz mentalności "nowomieszczuchów wiejskich" będzie.

Tytułem wstępu.
Wszystko zaczynam od zera. Dom pobudowałem w szczerym polu, nie odziedziczyłem żadnych zabudowań gospodarczych i inwentarskich, ze zwierząt miałem dotychczas tylko psa, tak więc dłuuga droga przede mną.

Ostatnio kupując siano i owies dla kóz usłyszałem historię na mój temat. Niby nic takiego bo padło stwierdzenie, że ta moja hodowla to się do telefonu do TOZu kwalifikuje..." na pytanie kto tak mówił, to padło stwierdzenie, że "nie powiem ci bo może znasz, a może i nie" To odpowiedziałem by przekazał tej tak bardzo troskliwej osobie, że jak jeszcze raz wspomni coś na mój temat to przyjadę, mordę obiję i opierniczę do trzeciego pokolenia wstecz.
Dlaczego mnie to rozdrażniło?
Bo w promieniu 40 km jestem JEDYNYM zarejestrowanym hodowcą kóz.
A wiem to od swojego WETa, który jednocześnie jest pracownikiem Powiatowego Inspektoratu Weterynarii i u którego z racji wypasania kóz na wolnym wybiegu regularnie badam stado.

Wspominam o tym bo moja jak i okoliczne wsie się "umiastowiły", w promieniu paru kilometrów ciężko jest kupić mleko i jaja z gospodarstw wiejskich. Miejscowi porzucili te hodowle na rzecz pracy w mieście lub zasiłków i zyskania wolności w postaci dysponowania czasem spożytkowanego w znacznej mierze na piwkowanie, małpkowanie lub raczenie się winkiem na ławeczkach w rynku, lub pod sklepami a potem dosłownie rozbijania się pod wpływem promili.

I tacy to "znawcy tematu" u których stodoły, obory, pomieszczenia gospodarcze odziedziczone po przodkach świecą pustkami, a sprzęt rolniczy rdzewieje w polu..
Po prostu nic się nie opłaca i po co to w ogóle robić jak można pod sklepem informacje i swoje mądrości życiowe wymieniać?
Bo najważniejsze to jest to czyj, kogo i skąd pochodzi.
Nic tylko po chłopsku "mordę obić", bo edukować nie ma sensu.

A wspominam o tym dlatego, bo gdy padły mi 2 kozy i starałem się dowiedzieć od tych nielicznych hodowców krów to dostałem trzeba przyznać szczerze udzieloną życzliwą informację, że to "trzeba mieć szczęście i czasami tak bywa, ale krew raz do roku trzeba by było zbadać stadu..." Ot tyle na temat chorób i leczenia zwierząt, gdzie weterynarz to co najwyżej do porodu jest potrzebny. A reszta społeczności wiejskiej stwierdziła, że po co mi w ogóle te kozy jak życie można znacznie lepiej spożytkować?

A w moim przypadku okazało się że sprawcą był pasożyt "pozyskany" od danieli i saren, z którymi moje kozy współdzielą pastwisko.
Uroki wolnego wybiegu.
Ale to ja jestem nienormalny, bo kto to słyszał kupy zwierząt do badań wozić. Zresztą kto normalny z miasta na wieś się wyprowadza? Pewnikiem nienormalny. A jak nienormalny to na pewno zwierzęta cierpią.

Trochę chaotycznie pod wpływem emocji napisane, ale wczoraj sąsiad "po miedzy" mi wspominał, że będzie kupował nowy samochód i czy mnie to nie będzie razić ? No moje zdumione pytanie "A co mnie to obchodzi" odpowiedział... Wiesz, na wsi to ludzie różnie reagują, więc wolę uprzedzić. Czyli że jak? Pić na ławeczce to spoko, ale starać się dorobić czegoś w życiu i cokolwiek posiadać lub mieć w planach poza piciem to w ogóle zło?

życie wieś

by Gienek
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
17 25

Doskonale Cię rozumiem, niby bieda a żaden kur czy świniaka nie ma bo to kłopot, a łapę po zasiłek wyciągają

Odpowiedz
avatar Xynthia
30 30

@maat_: - Gospodarzu, a pszenica to u was rośnie? - Nie rośnie. - A żyto u was rośnie? - Nie. Nie rośnie. - No a jęczmień rośnie? - Nie. Tu nic nie rośnie. - A jakby tak łubin zasiać, jak myślicie? - Aaaaa... jak by zasiać, to może i by urosło...

Odpowiedz
avatar Ciejka
17 19

Takie rzeczy to nie u mnie (taaa), mała wioska, czasem ludzie się wtrącają, no ale to tacy jak w historyjce, mieć może i by chcieli, ale robić nie ma komu.. ciotki żądają czegoś z ojcowizny, tylko że dziadek im po równo podzielił, one już swoje przepieprzyły, sprzedały, a że u mnie wszystko się rozwija, hajs "jest" no to "daj, bo ja biedna nic nie dostałam"... Wkurzają mnie ludzie, którzy pokazują jak to na wsi, na gospodarstwie jest fajnie, zajmujesz się tylko czymś tam, masz z tego dużo pieniędzy, tylko policz wodę, prąd, paliwo, pracę fizyczną, dopłaty tu nic nie dają, bo co ci po paru zł więcej, skoro zdrowia brak, wolnego brak, nie pojedziesz choćby na cały dzień gdzieś, bo zajmować zwierzakami się trzeba. Dzięki. Ulżyło mi.

Odpowiedz
avatar Meliana
6 16

Trochę mieszasz pojęcia - wieś i wiocha, mieszkaniec wsi i wieśniak - niby synonimy, niby oznaczają to samo, ale jednak różnica jest spora, więc bardzo proszę, nie uogólniaj. Też mieszkam na wsi, od 5 pokoleń w jednym miejscu i też mogłabym psy wieszać na "mieszczuchach", którzy masowo mi się tu pchają - ale staram się tego nie robić, bo ludzie są różni. Więc albo trafiłeś do popegeerowskiej dziury, gdzie mieszkańcy granatem od pługa oderwani na siłę próbują garniturem przykrywać słomę z butów, albo od początku sam sobie robisz "czarny PR" i po prostu miejscowi cię nie lubią. To działa dokładnie tak, jak w blokach - można zacząć mieszkanie w nowym miejscu od przywitania się ze wszystkimi, przedstawienia się i poczęstowania ciastem, a można i od dzikiej parapetówy z muzyką do 4 rano i "co się gapisz, stara ruro, masz jakiś problem?!". I też reakcje będą zgoła różne. A ludzie nie hodują sobie świniaków, kurek i krowy nie dlatego, że im się nie chce, tylko dlatego, że zwyczajnie się to nie opłaca i kto, jak kto, ale ty powinieneś mieć pojęcie dlaczego. Mały prosiak aktualnie kosztuje ok 200zł. Do tego trzeba doliczyć opłaty za opiekę weterynaryjną, kolczyk, ewentualną kastrację i ubój - co daje razem ok. 250-300zł. Prosiak musi też coś jeść przez te 4-6 miesięcy chowu - więc albo taki rolnik musi kupić paszę, albo po pracy zapieprza na polu, a później w chlewie, bo wiadomo - gnój sam się nie wyniesie. Jeśli ma maszyny, to pół biedy, jak musi pożyczyć, to jest to kolejny koszt - a jak ktoś twierdzi, że co to za problem ręcznie obrobić, to zapraszam na wykopki, żniwa, albo sianokosy i zobaczymy, co to za problem i czy ten wysiłek jest aby na pewno wart efektów, jeśli w zeszłotygodniowej gazetce z biedry szynka była za niecałe 8zł, a karkówka za 10. No złoty biznes po prostu, taka domowa hodowla świniaka, albo dwóch.

Odpowiedz
avatar siara
7 11

@Meliana: Zapomniałaś jeszcze dodać o "zjawisku chorób żeby doje... tym co próbują coś trzymać"(ja to tak określam). Wcześniej Choroba Creutzfeldta - Jakoba (choroba szalonych krów)następnie ptasia grypa a obecnie mamy ASF (Afrykański pomór świń) Niektórzy myślą a przecież odszkodowania. A g... prawda. Nie zdajecie sobie sprawy jakie wymagania muszą byc spełnione aby dostać chociaż jedna złamana złotówkę. Ktoś krzyknie to chociaż ziemie obrabiajcie tak jak to zresztą osoba na samej górze napisała. To coś Wam wyjaśnię. Na terenach objętych chorobami pojawił sie problem ze sprzedażą zbóż ze względu na wprowadzone "środki zapobiegawcze". Każde zboże musisz zmagazynować i musi odleżeć swoje. Dopiero później możesz je sprzedać. A ja sie pytam gdzie taki rolnik ma magazynować zboże jak zawsze był nastawiony na bezpośrednia sprzedaż "z pola". Mogę podać więcej przykładów ale wątpię czy chcecie o tym posłuchać. Więc taka mała prośba nie mieszajcie z błotem wszystkich co nie trzymają zwierząt/nie uprawiają już ziemi jeśli nie wiecie jakie obecnie wyglądają sprawy z tym zwiazane

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 12 lutego 2018 o 12:00

avatar kierofca
0 8

@Meliana: Szynka w sensie wędlina po 8zł ? Jeśli tak to kijem bym nie dotknął tego czegoś, zwłaszcza że szynka surowa kosztuje więcej. Jak porównasz ceny szynki z domowej wędzarni, to takiej którą można miejscami kupić za 50-70zł/kg to porównanie będzie uczciwsze i finansowo zacznie się opłacać. Kur się nie opłaca ? Ziarno kosztuje grosze, uczciwe jajko to złotówka średnio. Jak ktoś ma sad to mu kaczki ochronę przed ślimakami załatwiają, szybko rosną i łatwo się mnożą. Tylko ludzie mówią że "podwórko będzie zasrane, wolę kupić jajko i pędzonego sterydami kurczaka w sklepie" :-) Ale każdy robi co lubi, tylko wkurza że miłośnicy tui i trawnika obrabiają zad bo komuś się opłaca i mu się chce.

Odpowiedz
avatar Gienek
4 6

@Meliana: Nie jestem pewien czy to do mnie, ale się ustosunkuję. Generalnie odnoszę takie wrażenie które tyczy moich "wieśniaków "- "gówno wiem, ale się wypowiem". Kozami się zainteresowałem przez przypadek, gdy pojechałem podpatrzeć budowę pieca chlebowego. Nie jestem alfą i omegą. Baardzo dużo muszę się nauczyć - i wiem o tym. Jak nie wiem to staram się szukać informacji i dopytać bardziej doświadczonych. Upłynie wiele wody nim na tych kozach zacznę zarabiać. Z dopłatami wychodzę na zero. Mego czasu nie liczę.. Ale szlag mnie trafia jak żulik z ławeczki będzie anonimowo mądrości prawił - bo prosto w twarz to raczej nikt nie ma odwagi. Co do bycia rolnikiem - jak nie powódź to susza - i to przerypane - z konkurencją jakoś można walczyć, z naturą nie wygrasz. Ale są ubezpieczenia, śmieszne OC bo 25 zł/rok na szkodę 1mln zł - sam załatwiałem sąsiadowi jak moje kozy w szkodę poszły - przez 5 lat nie musi siać -a i tak obsiał na jesień, mało tego było - to inni zaczeli do mnie przychodzić bo moje kozy też im zeżarły.. tylko moje kozy są białe - a sarny.. ale do związku to nie pójdą, bo po co, bo tu jeden taki wypłaca odszkodowania.. więc robić z niego dosłownie jelenia. Dopłaty.. JA wiem, że handel na tym to znikomy i po moich doświadczeniach doskonale rozumiem dlaczego przy setkach sztuk stosowany jest chów zamknięty. Ale świadomie wybrałem ( no moze nie do końca bo o tym że kozy od saren mogą się zarazić to do głowy mi nie przyszło ) swoją kozinę i mleko kozie z wszystkimi tego konsekwencjami ( pasożyty, watahy psów ) niż UHT ze sklepu. BTW. Mleko krowie w sąsiedniej wsi sprzedają po 1,5 zł/ litr - chów bez kiszonki co 2 dzień do mleczarni oddają i jakoś się opłaca - innemu nawet na kiszonce się nie opłaca, a systematycznie zwiększa stado i inwestuje w sprzęt rolniczy (wiem: ponarzekać każdy lubi :) ) Ale mi kompletnie nic do tego i nie wypowiadam się jak ktoś sobie w życiu radzi. Tak samo nawet internetowo nie powiem Ci czy robisz dobrze czy zgoła inaczej bo się na hodowli świń najzwyczajniej nie znam, lecz jestem ciekaw ilu anonimowo jednak mimo wszystko Ci przysłowiowo dupę na wsi obrabia lub swe mądrości na temat hodowli świń wypowiada.

Odpowiedz
avatar Carima
7 7

@siara: Aktualnie żeby uprawa ziemi była opłacalna, trzeba mieć hektary w setkach. Dziadek mój za życia miał 5ha ziemi (czarnoziem) i to było coś. Można było wyżyć, aktualnie wszyscy w wiosce, co mają po kilka hektarów dają w dzierżawę. Kokosów z tego nie ma, ale ziemia odłogiem nie leży i jakaś kasa wpada co roku. @kierofca jajko na wsiach w okolicy mnie to jakieś 70-80 groszy. A i tak się chyba opłaca, jak masz 100 kurek to masz 7-8 dych na dzień. No i mięsko drobiowe od czasu do czasu. Kury i króliki się opłacają. Gęsi są bardzo opłacalne, bo gęsina drogo stoi, a bardzo smaczna, polecam. Tak swoją droga jak byłam mała, mieliśmy dwie kozy. Tęsknię za kozim mlekiem, było pyszne. To sklepowe "kozie" to nawet kozą nie śmierdzi :/ na rynkach w moim mieście jeszcze nie trafiłam...

Odpowiedz
avatar kierofca
8 10

@Carima: Mnie chodziło o średnią roczną, no i nie na wsi tylko po ruszeniu zadka do miasta. Gęsi mam, ale sąsiedzi mówią że się nie opłaca bo walą duże kupy i się drą. Ani wypocząć, ani trawniczkiem się nacieszyć (chociaż fantastycznie koszą). Dwóch we wsi ma inne zdanie i duże stada ;) W każdym razie dużo z tego "nieopłacasię" to zwykłe "niechcemisię". I o ile rozumiem że jak ktoś ma pracę to później może mu się zwyczajnie nie chcieć (choć przy drobiu dla siebie roboty specjalnie niema), to ciśnienie mi podnosi np taki wiejski pijaczyna który mlaska, opowiada jak to on by zjadł rosół tylko niema z czego, a kawałek pola ma i nawet gdyby kury pasł wyłącznie na tym polu to by nie musiał żebrać ani kupować ziarna. Ja koziego mleka nie lubię, ale kocham mięso kóz :)

Odpowiedz
avatar Balbina
6 8

@kierofca: Mój dziadek w latach 70 miał i kury i kaczki i indyki i dwa albo trzy prosiaki.Za płotem kawałek ziemi gdzie były warzywa. Dalej buraki dla świnek. Dawał radę i pole obskoczyć i gadzinę. Ale pracował od rana do wieczora.W sklepie to tylko pieczywo było kupowane bo mleko miała sąsiadka. Teraz? ta sama wieś.Zero świnek,zero kaczek o indykach nie wspomnę. Co trzeci dom ma może dwie albo trzy kurki. Nikt nie sadzi warzyw bo się nie opłaca. Jak kuzynka jechała tam,to poprosiła o 30 jajek coby jej przygotowali to się obśmiali jak norki. Tyle to oni po całej wsi musieliby w miesiąc zbierać. A wieś w poznańskim co się szczyci pracowitością.

Odpowiedz
avatar Meliana
10 10

@kierofca: Szynka, w sensie surowe mięso pakowane próżniowo. I też uogólniasz, bo jeśli byłoby tak, jak piszesz, to wszystko by się opłacało i Polska byłaby krajem drobnych rzemieślników, eko-rolników i rodzinnych manufaktur - a nie jest i chyba nie będziesz mi udowadniał, że się mylę? ;) No i w ogóle, całkowicie bezcelowe jest moim zdaniem porównywanie patoli, której nic nigdy się nie opłacało, nie opłaca i nie zacznie opłacać, do normalnych ludzi. A normalny człowiek, mając 2 hektary ziemi V/VI klasy (jak u mnie), woli je oddać w dzierżawę albo sprzedać na działki. Bo z 2 hektarów rodziny się nie utrzyma, a tyrać przy tym hobbystycznie lub dla zysku rzędu 3-5 tys. rocznie, po 10 godzinach etatu i bez prawa do urlopu dłuższego niż 2-3 dni... no mało komu się dzisiaj chce i ja to akurat całkowicie rozumiem. Nie każdy jest emerytem przed 40-tką albo pracuje w systemie 12/24, żeby sobie "na luzie" dorabiać w taki, czy inny sposób.

Odpowiedz
avatar Zunrin
4 8

@Meliana: błędnie zrównujesz marketowe mięso z masowej hodowli naszprycowane nie wiadomo czym z dobrze rozebraną świnką z przydomowego chlewika. Różnica jak między maluchem a mercedesem.

Odpowiedz
avatar kierofca
5 7

@Meliana: Opłaca się nie zawsze w pojęciu "można na tym zarobić" :) Po prostu jakość takich produktów jest wysoka, nie każdy chce za to zapłacić. Tym co pracują się specjalnie nie dziwię, dziwię się tym którzy nie pracują, są na zasiłkach/dorywczo pracują i to oni najbardziej jęczą że się nic nie opłaca.

Odpowiedz
avatar Balbina
5 5

@Zunrin: Brat znajomego hoduje świnki.Tak na dużą skale. Ale dla siebie to ma osobny chlewik. Tamtego mięsa nie tknie i jego rodzina też.

Odpowiedz
avatar pchlapchlepchla16
5 5

@Meliana: Tak, pamiętam tych pracowitych rolników na 2 - 3 ha. W każdym gospodarstwie był drób, co najmniej jedna krowa (świnie już nie wszędzie), własne ziemniaki, własne warzywa itp. itd. Sielanka, jednym słowem. Ale pamiętam też kobiety z pokolenia moich rodziców - czterdziestoletnie kobiety, wyglądające na sześćdziesiąt, a wyniki medyczne miałyby pewnie jak siedemdziesięciolatki - gdyby miały czas jeździć po lekarzach (a nie każdy miał samochód, tym bardziej mało która kobieta miała prawo jazdy). W mojej rodzinnej okolicy dominowały gospodarstwa do 5 ha i większość ludzi - zwłaszcza mężczyzn- pracowała poza wsią. Co za tym idzie, kobieta musiała tyrać w polu i w obejściu za siebie i częściowo za męża.Jeszcze najlepiej miały żony kolejarzy, bo jak mąż pracował 12/24, to dawał radę ogarnąć pole i inwentarz. Nie ma się więc co dziwić ludziom, którzy pracują poza rolnictwem. że nie chcą do tego wracać... Ale jeśli ktoś żyje z zasiłku i nie trzyma choćby kury, to faktycznie - lenistwem się brzydzę.

Odpowiedz
avatar airbender
3 7

Ze samochodem to jest kwestia względnej różnicy zamożności. Jeśli w dzielnicy, gdzie mieszkają biedni ludzie pojawi się ktoś obnoszący się bogactwem, to nastroje się pogorszą, bo zazdrość itd.

Odpowiedz
avatar krzychum4
5 5

Życie jak wszędzie, swoje życie nudne to interesują się czyimś. Ja miałem wizytę dzielnicowego, że niby drewno z lasu nielegalnie mam, czemu do późna światło się świeci.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
9 11

A ja się odniosę tylko do pierwszego akapitu. Pochodzę ze wsi i jak byłam w liceum przyjechała do mnie koleżanka na tydzień na wakacje. Wszystkie babcie tak łypały na nią okiem jak gdzieś szłyśmy, moja babcia mi mówiła, że próbowały same dowiedzieć się kim ona jest. W końcu nie wytrzymały i podeszła do nas jedna z tychże i pyta: "A od kogo ty dziecko jesteś? Bo ja to cię nie znam!". Chciałam odpowiedzieć coś w stylu, że to moja dziewczyna albo że moi rodzice ją zaadoptowali, ale znajoma mnie ubiegła i powiedziała prawdę.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 12 lutego 2018 o 12:54

avatar kierofca
3 9

Przyzwyczaj się. Też robię za dziwaka na wsi, a jak jeszcze się nie meldujesz na mszy co niedziela to masz kolejny kamyczek czemu z lubością dupę Ci obrabiają :)

Odpowiedz
avatar Gienek
3 3

@kierofca: Jestem agnostykiem. :) Swoją drogą przypomniała mi się historia. Kładła u mnie miejscowa ekipa ocieplenie i styropian. Ja byłem w pracy i dostaję telefon od ojca kiedy będę. Zapytałem się co się stało. Nie powiedział ( piekielny jest ) Przyjeżdżam, a pod domem 3 radiowozy, jeden nieoznakowany, jakiś bus. Pytam się co tu się dzieje. ano nic - złapali pijanego kierowcę busa z 3 promilami - jak zobaczył radiowozy to skręcił do mnie na posesję. I teraz czekają jeszcze na technika coby ślady zabezpieczył.. Gdzie piekielności ?? 1 piekielność - chłopinę złapali TRZECI raz za jazdę po pijaku. Na drugi dzień już wyszedł z dołka. Oczywiście nie on winny, a sklepik na wsi bo gdyby go nie było to on by nie pił. 2 piekielność - na wsi rozniosła się "wieść", że ekipie budowlańców nie chciałem zapłacić i wezwałem kolegów z branży coby ich wynieśli. ( do 2017r byłem biegłym sądowym ) Tej drugiej piekielności mogłem nie prostować :)

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
2 10

Wsi spokojna, wsi wesoła. Czasami aż ciężko uwierzyć (a z pewnością nie chce się wierzyć), jak prawdziwy jest ten dowcip (w sensie mentalności, a nie istnienia piekła i diabłów): Lucyfer w piekle przeprowadza inspekcje. Podchodzi do pierwszego kotła, którego pilnuje aż 10 diabłów i pyta: -dlaczego aż 10 diabłów pilnuje tego kotła? -bo w tym kotle gotują się Amerykanie, oni są ambitni i każdy co chwilę usiłuje wyskoczyć Lucyfer idzie dalej i zauważa kocioł, a przy nim 5 diabłów. Podchodzi i pyta: -czy tu tylko 5 diabłów wystarczy? -tak, w kotle gotują się Anglicy, są ambitni, ale przy tym trochę flegmatyczni więc 5 wystarczy Następnie lucyfer podchodzi do kotła przy którym stoi jeden diabeł i zadaje mu pytanie: -czy Ty tu sam wystarczysz, aby przypilnować kotła? -tak bo w kotle gotują się Niemcy, to zdyscyplinowany naród, więc jeden diabeł wystarczy Lucyfer idąc dalej zauważa kocioł, którego nikt nie pilnuje. Chodzi i szuka jakiegoś diabła, który by mu wyjaśnił zaistniałą sytuację, aż w końcu znajduje gdzieś odpoczywającego diabła, więc podchodzi i pyta: -dlaczego nikt nie pilnuje tego kotła? -bo w nim znajdują się Polacy -Czy Ci ludzie nie chcą wydostać się z tego kotła? -ależ chcą, tylko jak już jeden próbuje się wydostać i wspina się na ściankę, to reszta go łapie i ściąga z powrotem na dół.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 12 lutego 2018 o 13:45

avatar Bryanka
5 5

U mnie sytuacja nieco odwrotna. Kilka starych domów kupili ludzie z Londynu. Nie chcą się integrować z miejscową społecznością, traktują nas jak "wsioków" co w gruncie rzeczy generuje zabawne sytuacje :D np. jedna babka wprowadziła się do domu koło szkoły i narzeka, że dzieci hałasują.

Odpowiedz
avatar kierofca
12 12

@Bryanka: niestety ludzie tak lubią. Wyprowadzają się na wieś i im kogut przeszkadza, albo obornik na polu, albo traktor o świcie bo oni chcą odpocząć po pracy. Ale tacy wyprowadzają się nie tylko na wieś, koło Toru Poznań ludzie pobudowali chałupy i chcieli żeby zamknąć tor bo im głośno. Koło strzelnicy budują i chcą zamknięcia strzelnicy bo się boją i hałas przeszkadza, kupują działkę koło lotniska i chcą zakazu lotów.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 4

Historia jak najbardziej na +. Ja nigdy nie zapomnę karczemnych awantur, kiedy przyjeżdżałam do babci na wakacje i w lato chodziłam w popularnej w tamtych czasach arafatce. "Bo co ludzie powiedzą, jak to wygląda, a Janinka mnie pytała czy cię gardło boli, że w szaliku łazisz". Masakra jakaś. Każdy wszystko widzi, wie, o każdym gada na prawo i lewo... Okropne.

Odpowiedz
avatar PrincesSarah
2 2

Dlatego właśnie miastowi siedzą u siebie żeby nie mieć styczności z ludźmi nie zawsze wykształconymi. Żeby nie powielać stereotypów to oczywiście nie każdy ze wsi jest po podstawówce, a nie każdy z miasta ma studia nie mniej jednak wieś ma takie uroki życia właśnie jak opisujesz. Każdy siedzi w swoim domku i tyle.

Odpowiedz
Udostępnij