To było pogodne, lipcowe popołudnie, kilka minut przed siedemnastą. Jechałem ulicą jednokierunkową o dwóch pasach: na wprost i do skrętu w lewo. Po obu stronach znajdował się chodnik, a bezpośrednio za nim niewysokie sklepiki. Zbliżałem się do skrzyżowania z podporządkowaną z lewej strony. Wskazówka prędkościomierza utrzymywała się w okolicach czterdziestki. Na lewym pasie dostrzegłem jak dostawczak przyhamował. Nie wzbudziło to moich podejrzeń – znałem to skrzyżowanie, było ciasne, więc przy lewoskręcie nawet osobówką trzeba było manewrować dość ostrożnie. Spokojnie kontynuowałem jazdę.
W momencie kiedy moja maska zrównała się z maską dostawczaka, rozpoczęła się akcja. Dłonie mocniej zacisnęły się na kierownicy, prawa stopa odruchowo wcisnęła hamulec, serce zaczęło bić szybciej, usta zaczęły kląć, a oczy dojrzały jego... Dzieciaka około 12 lat, wyjeżdżającego na rowerze z podporządkowanej. Bez żadnego upewnienia się, rozglądnięcia, totalnie na pałę. Wyjeżdżającego wprost pod moje koła. "Kur...", tyle zdążyłem z siebie wydusić od chwili kiedy go dostrzegłem, do momentu gdy było po wszystkim. Kto nigdy nie miał wypadku, nie zdaje sobie nawet sprawy jak głośno trzaska zderzak. Chłopaczka rzuciło na asfalt. Samochód się zatrzymał. Dłonie miałem zaciśnięte na kierownicy, a nogi z całej siły wciśnięte w ..... Teraz myślę że organizm podświadomie bronił się przed wyjściem z auta. Bałem się wysiąść. Mijały, ciągnące się w wieczność sekundy, a chłopak nie wstawał...
Zabiłem go – taka myśl kołatała mi w głowie. Leżał na asfalcie. Z okolicznych sklepików wybiegły sprzedawczynie, dwie z nich już klęczały koło rowerzysty. A on leżał...
Nigdy wcześniej, ani potem nie poczułem w życiu takiej ulgi, jak w momencie kiedy się poruszył. Włączyłem awaryjne, wysiadłem i podszedłem do niego. Już siedział, a panie sklepikarki się nim zaopiekowały. Nie wyglądał źle, widać było kilka otarć na łokciach, nic niepokojącego za wyjątkiem strużki krwi cieknącej z nosa. Nie zamierzałem ryzykować. Teraz wydawał się "sprawny", ale nie miałem pewności czy za godzinę lub dwie nie straci przytomności. Na amen. Zadzwoniłem pod 112.
Służby pojawiły się szybko. Chłopaczkiem zajęło się pogotowie, a mną patrol policji, Na początek zestaw standardowy: alkomat i kontrola dokumentów, a potem wstępne przesłuchanie, potem oględziny pojazdu i sprawdzanie hamulców na pobliskim placu.
Finał sytuacji okazał się szczęśliwy: ratownicy stwierdzili tylko wspomniane otarcia i lekkie wstrząśnienie mózgu, a policjanci nie dopatrzyli się żadnych nieprawidłowości z mojej strony. Po wysłuchaniu zeznań jeszcze kilku świadków, potwierdzających moją wersję, panowie mundurowi jednoznacznie stwierdzili winę rowerzysty (wymuszenie pierwszeństwa), oraz poinformowali mnie że rowerzysta raczej nie ma OC i żeby uzyskać odszkodowanie, musiałbym kierować sprawę do sądu. Nie chciałem ani złotówki, to że chłopaczek przeżył było dla mnie warte więcej niż całe auto.
Tego dnia życie nauczyło mnie dwóch rzeczy:
Pokory na drodze i jeszcze bardziej ograniczonego zaufania, bo człowiek nigdy tak naprawdę nie ma pojęcia co się stanie za moment.
Żeby zawsze zakładać kask – gdyby nie on, chłopak mógłby skończyć o wiele gorzej. W tej sytuacji uderzenie głową o asfalt mogło być śmiertelne. I nie jest to mój domysł, to słowa ratownika.
ulica rowerzyści
Widzisz, może trzeba było walczyć o odszkodowanie, bo może debil się czegoś nauczy.
Odpowiedz@krzychum4: Raczej jego rodzice by się nauczyli.
Odpowiedz@MyCha: jakby się rodzice nauczyli, to może i chłopaczka by wyedukowali, jak się jeździ na rowerze. Albo zabrali rower...
OdpowiedzZgadzam się z przedmówcami. Parę tysięcy odszkodowania mogłoby rodzicom gnoja uświadomić konieczność jego edukacji w zakresie przepisów ruchu drogowego.
OdpowiedzMiałam dwukrotnie okazję być "potrąconą rowerzystką". Oba razy nie z mojej winy i oba za dnia przy świetnej widoczności(raz samochód trzasnął mnie na rondzie - ja na rondzie już byłam, a kierowca po prostu we mnie wjechał; za drugim razem trafił mnie "spieszący się" - wyjeżdżał z podporządkowanej, ja akurat przejeżdżałam przez przejazd rowerowy na głównej) Ogólnie w obu przypadkach pierwsza myśl - zacząć się ruszać, coby kierowca zawału nie dostał. Co ciekawe - za pierwszym razem uszkodziło mi się lekko kolano, za drugim - złamanie w stawie ramieniowym - więc w sumie jak na spotkania z samochodami - niewiele.
OdpowiedzRowerzyści generalnie czują się panami dróg i szos. Jedzie niemalże środkiem pasa, z naprzeciwka jadą auta, i wleczesz się człowieku za taką pierdołą 20 km/h bo nie idzie wyminąć, a obok jest chodnik z którego mógłby skorzystać. Jeżdżą po ciemnu, na ciemno ubrani, nie widać ich. Najchętniej bym zahaczała takich lusterkiem, ale to karalne.
Odpowiedz@mlodaMama23: Chciałabyś robić innym ludziom krzywdę, bo Cię irytują? Powstrzymuje Cię przed tym tylko lęk przed karą?
Odpowiedz@mlodaMama23: A może oddaj prawo jazdy? Wiesz że nie wolno jeździć po chodniku?
Odpowiedz@mlodaMama23: Jazda tuż przy krawężniku wbrew pozorom jest dla rowerzysty dużo niebezpieczniejsza. Tam jest wiele nierówności, studzienek, można zahaczyć pedałem o wyższy krawężnik. Do tego chodzi też o to, żeby samochód wyprzedzał rowerzystę większym łukiem. Jeśli rower jest blisko krawężnika, to samochód zmieści się na pasie razem z nim – tylko że odległość między nimi często robi się zastraszająco mała, więc o zahaczenie nietrudno. A jeżeli kierowca musi zjechać lekko na pas obok, to najprawdopodobniej zrobi to już z porządniejszym zapasem, a do tego będzie zmuszony lekko zwolnić. Dopóki rowerzyści nie mają swoich dróg i muszą jeździć ulicami, tak jest dla wszystkich najbezpieczniej, chociaż wielu kierowców narzeka na zawalidrogi. Trudno, na to akurat wiele nie da się w tym układzie poradzić. Oczywiście nie chodzi o poruszanie się środkiem pasa, ale po prostu zajmowanie odpowiedniej przestrzeni na drodze, bez przyklejania się do krawężnika, żeby inni mogli śmigać tuż obok.
Odpowiedz@mlodaMama23: mogłabym opowiedzieć milion historii z punktu widzenia rowerzysty, że np. 99% kierowców strzałkę uznaje za zielone światło, i np. nie sprawdza czy po przejściu/ścieżce rowerowej ktoś na swoim ZIELONYM przejeżdża. ewentualnie NAGMINNE jest stawanie w korku na pasach/przejeździe rowerowym, bo przecież strasznie zbawi takiego kierowcę, jak te pół metra przejrzedzie kilka sekund wcześniej, niż gdyby miał stanąć normalnie NIE blokując pasów. a rowerzysta czaromagicznie przejedzie przez takie zablokowane skrzyżowanie jak mu staną na ścieżce. albo szczere zdziwnie, że nie można parkować na ścieżce rowerowej. albo nagminne NIE zwalnianie na drogach równorzędnych, jeśli rzecz się dzieje na osiedlu między blokami- bo jak nie widzi jeden kierowiec z drugim innego auta, to tnie ile fabryka dała, nieważne, że po prawej MA rowerzystę, któremu musi ustąpić miejsca. mało tego- jak jadę rowerem do pracy- to mam na trasie ścieżki takie miejsca gdzie światła zielone dla rowerów zapalają się później niż dla pieszych. nie zliczę ile razy ktoś do mnie machał, że mam przejeżdżać. no heloł- ścieżka ma czerwone, zatem stoję. i już pomijam fakt, że NIE wiem, czy ktoś ma kamerkę, po prostu mam czerwone.
Odpowiedz@mlodaMama23: Dodajmy jeszcze całkowity brak oświetlenia czy odblasków. Lub jazdę zygzakiem, bo akurat prowadzą rozmowę przez komórkę. A spróbuj zrobić im kontrolę, to normalnie obraza majestatu.
Odpowiedz@mlodaMama23: Agresja jest wyleczalna.
Odpowiedz@zmywarkaBosch: Ale po co? Złośliwość rodzi złośliwość. Jeśli pajac pedalarz jedzie zygzakiem, bo fantazja taka to niech spodziewa się odwetu. To jest normalne. Dalej. Jeśli warunki nie pozwalają pedalarzowi jechać zgodnie z kodeksem, czyli najbliżej prawej krawędzi jezdni to dupa z siodełka i prowadzimy. Nie ma zgody na to że jeden kretyn blokuje dla własnej fantazji kilkanaście innych osób. Jego jednostkowy interes nie jest ponad interes grupy. A takie zachowania są teraz modne.
Odpowiedz@Zunrin: Wczoraj, aż oczy przecierałam ze zdumienia, bo baba jechała chłopu przeed maską, na rowerze rozmawiając przez telefon. Że facet nie użył klaksona to się dziwię. Ja nie utrudniam życia rowerzystom, ale oni naprawdę myślą że są nieśmiertelni, i im wszystko wolno. Tak jak Zunrin pisze, zero odblasków, zero światełek, jedzie matoł którego nie widać, albo myśli że jest królem dróg. Bo ma rower i mu wolno? Nosz kurka nać, jezdnia jest przede wszystkim dla samochodów, a rowerzysta jest uciążliwy jak nie wiem co.
Odpowiedz@Nikorandil: Mam taką ochotę codziennie wracając z roboty.
Odpowiedz"do strzegłem" - trochę boli...
Odpowiedz@Face15372: Cóż, zdarza się najlepszym. Już poprawione.
Odpowiedza powinno nauczyć również trzeciej rzeczy: wideorejestrator.
Odpowiedz@krzycz: Dzisiaj korzystam z tego urządzenia. Historia miała miejsce już sporo lat temu, a wiemy jak kiedyś wyglądała sprawa z ich dostępnością. A konkretnie ceną.
OdpowiedzA pomyślałeś pacanie co by było jakby dostawczak przepuszczał pieszego? Widzisz że na prawym pasie ktoś się zatrzymuje to masz zasrany obowiązek się upewnić czy można przejechać.
Odpowiedz@adamr: Po pierwsze - bez przytyków osobistych. Po drugie - przeczytaj sobie jeszcze raz, tym razem ze zrozumieniem.
Odpowiedz@Songokan: Raz wystarczy, bardzo nieprzyjemnie czyta się tę twoją grafomanię.
OdpowiedzPedalarza nie szkoda, tylko czemu przy tym cierpi niewinny człowiek? Właśnie dlatego ten tekst powinien być obowiązkowy dla wszelkiej maści durnych pedalarzy jeżdżących ze słuchawkami na łbach, oraz tych co twierdzą że rower ma pierwszeństwo. I dalej upierają się przy braku konieczności OC, uprawnień, i tak dalej.
OdpowiedzWielu pedalarzy ma OC, tylko większość tego nie wie. Niektóre firmy przy ubezpieczeniu nieruchomości OC mają rozszerzoną odpowiedzialność na wszystkich członków rodziny, w tym na dzieciaki na rowerach. Nie wierzycie, to sprawdźcie.
Odpowiedz