Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Wspomniałam kiedyś, że byłam pulpecikiem i niemodnie mnie ubierano. Naturalnym było, że…

Wspomniałam kiedyś, że byłam pulpecikiem i niemodnie mnie ubierano. Naturalnym było, że dzieciaki się ze mnie nabijały, ale z tym sobie radziłam, bo np. tłumaczyłam im lub dawałam odpisywać zadania i mnie polubili. Ze złośliwymi chłopakami wdawałam się w bójki, które przy mojej masie wygrywałam z najwyższą łatwością, więc wyrobiłam sobie jako taki respekt wśród swojej klasy, choć trochę to trwało - kilka dobrych łez poleciało zanim mnie zaakceptowali.

Gorzej było z nauczycielami.

Wuefiści. Tego nie muszę rozwijać, tyle tylko, że byli złośliwi dla mnie - grubaski, gdy sobie nie radziłam z bieganiem (choć nie powinni drwić!), ale w gruncie rzeczy chcieli dobrze, próbowali motywować. Osobiście, patrząc z perspektywy czasu, nie mam specjalnych pretensji. Tylko nadal nienawidzę biegać.

Ale tej cholernej Hermenegildzie, mistrzyni szufladkowania, mojej pierwszej wychowawczyni, to niech po wsze czasy kaktus na dłoni wyrasta.

Pierwsza rzecz jaką uczyniła, to zignorowanie prośby moich Rodziców o zwracanie się do mnie pełnym imieniem, nie jego skróconą wersją. Ot, tak chcieli, bo tak było ładnie, nie życzyli sobie ksywek, do tej pory nikt nie zwracał się do mnie inaczej, więc nawet nie reagowałam, gdy ktoś zamiast Candela wołał do mnie Ela. Oczywiście po pierwszym miesiącu szkoły, cała klasa za przykładem Hermenegildy wołała na mnie Ela.

Druga sprawa. Przyszło to to takie, brzydkie, niemodne, na pewno bieda, a jak bieda to patola, a jak patola to kazirodztwo i to z koniem zapewne, to głupie musi być na 200%, więc kiedy ELUNIA w pierwszej klasie podstawówki napisała w zeszycie "żodkiewka", to przez kolejnych parę lat była ciągana po poradniach specjalistycznych z podejrzeniem dysleksji. Kij, że reszta siedmiolatków robiła te same błędy, Elunia ma dysleksję, to pewne, od razu po niej widać.

Gdy wyszłam spod rządów Hermenegildy, wysyłano mnie na dyktanda i inne konkursy.

W poradni po raz kolejny wieszano psy na Hermenegildzie, że im pupę zawraca bez powodu, bo dziecko nie dość, że normalne, to jeszcze z wiedzą o parę klas do przodu (lubiłam ciekawostki i zdarzało mi się np. uświadomić Hermenegildę na forum klasy, że przyciąganie ziemskie, o którym przed chwilą wspomniała, nazywa się grawitacją). Pomysłowa wychowawczyni stwierdziła, że muszę chodzić na zajęcia wyrównawcze (6/24 osób z klasy na nie chodziło przy czym te pięć osób naprawdę sobie nie radziło), na których się nieziemsko nudziłam, znałam wszystkie rozwiązania, moja ręka kwitła w górze, aż drętwiała, gdy zgłaszałam się do odpowiedzi, a Hermenegilda kwitowała to: "wiem, że wiesz Ela, ale daj innym pomyśleć". Po co to? Nie wiem.

Hermenegilda do najładniej rysującej dziewczyny: wybierz 12 najładniejszych rysunków i powieście je na gazetce w korytarzu. Nie, Martynka, tego rysunku nie wieszajcie. - "Ale on jest ładny!" - Nie. Tego jednego nie wieszajcie, resztę wybierz sama.

Ten jeden rysunek był mój. I tak go powiesiły.

Lubiła mnie ośmieszać na forum.
Przykład pierwszy: byliśmy na wycieczce w Dużym Mieście i gdy z zachwytem pokazywałam koleżance: "patrz! tu jeżdżą trojlebusy!" (to nie było znane słowo na wsi), koleżanka kiwała głową, a wychowawczyni, słysząc to, na cały głos do mnie: "Elunia, jak się nazywają tamte pojazdy?" no to dumnie odkrzykuję: trojlebus. Chichot nauczycielek. "Możesz głośniej Elunia?" Ja: TROJLEBUS. Wybuch śmiechu nauczycielek. Dzieci cicho, bo słowa nie znały. Zabawa wśród nauczycieli przednia. Nie poprawiono mnie. Nie wiedziałam czemu się ze mnie śmieją. Dopiero w domu spytałam Tatę, co jest śmiesznego w słowie "trojlebus"? Odpowiedział, że nic, tylko zamieniłam literki, mówi się "trolejbus". No to teraz już wiedziałam.

Przykład drugi: obsada do teatrzyków - "Czerwony kapturek" i "Kopciuszek".
H: Kto według was powinien zagrać główną rolę w Kopciuszku?
Klasa: Monikaaa! (najładniejsza dziewczynka).
H: Dobrze! A matkę chrzestną? Kto się ubiera jak starsze kobiety?
Klasa: Elaaa!
H: Świetnie! A kto się najlepiej nadaje na babcię? Kto jest gruby i nosi wielkie okulary?
Klasa: Elaaa!
H: No, Elunia, mamy problem, pasujesz idealnie do dwóch ról, a możesz grać tylko jedną!

Wielcem dumna.

Przykład trzeci: Pierwsza klasa podstawówki. Międzyszkolne zawody w bieganiu (nienawidzę biegać). Zgromadzona śmietanka, sołtys, wójt, rodzice. Boisko zawalone ludźmi, jak na festynie, dookoła boiska mordownia, znaczy bieżnia, udział w zawodach obowiązkowy. No to dawajta, pierwsze biegną dziewczynki z pierwszej klasy. Pif-paf, o mało żem się nie wypier****ła na starcie (nienawidzę biegać), dylam niczym rącza gazela z kulawą nogą, a nawet dwiema (wspomniałam, że nie nawidze biegać?), chmara dziewczyn biegnie, jakieś sto metrów za nimi wlecze się pierdoła Candela. Ze sceny słyszę głos konferansjera: "Jak pięknie biegną te dziewczynki! Ale jedna została z tyłu, musimy jej pomóc! Prosimy o doping!" - ludzie krzyczą do mnie "gazu, dasz radę, biegnij!", wtem na scenę wchodzi Hermenegilda i do mikrofonu: "Ona ma na imię Ela! Ta ostatnia dziewczynka to Ela Łakoć!!!"

"No i ch*j" - pomyślałabym, gdybym nie była siedmiolatką - nie dość, że taki przypał, to jeszcze nie dane mi było pozostać anonimową. Wszyscy poznali imię ofiary losu. Czemu nie krzyczano tak imienia zwyciężczyni? Bo to ja byłam główną atrakcją gminy.

Po zawodach zapadłam się pod ziemię. Nawet nie odebrałam nagrody...

wychowawczyni

by konto usunięte
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar SzatanWeMnieMocny
34 36

Ja byłam najmniejszym dzieckiem w klasie. Przerażająco chuda (niejadek) i największy kurdupel, do tego z wadą wymowy. Idealny obiekt do drwin? Drwili? Nie, bo mój tata na to nie pozwolił. Nie przychodził 2 razy w tygodniu do klasy tylko mnie wychował na strasznego skurczybyka. Twoja pani wychowawczyni bardzo szybko dowiedziałaby się co o niej myślę i jej głupich pomysłach. Ja jestem Ewa i tak do mnie mówiono, bo Ewcią, Ewką, Ewunią można było się do mnie zwrócić tylko raz, zaraz po tym szła taka reprymenda, że więcej nie próbowano. I tutaj prośba do rodziców, nie wychowujcie swoich dzieci na ofiary, bo powinny być "grzeczne, miłe, cichutkie" tylko niech mówią co myślą, bo to o wiele bardziej przyda im się w życiu niż bycie grzecznym dzieckiem. ehh

Odpowiedz
avatar konto usunięte
25 29

@SzatanWeMnieMocny: Moi Rodzice ani razu nie byli w szkole, żeby mnie bronić (trochę mam nawet żal). Mój wpis dotyczy czasu od pierwszej do trzeciej klasy, kiedy jeszcze to co mówiła Pani było świętością. Potem Rodzice byli wzywani, ale w innych sprawach... Niemniej, zgadzam się z tym, co mówisz. Świat jest pełen dupków i ludzie wrażliwi, z sercem na dłoni, nie bardzo sobie radzą w erze rozpychania się łokciami.

Odpowiedz
avatar SzatanWeMnieMocny
8 10

@Candela: Moi rodzice też nigdy nie byli w szkole (chociaż zdarzało im się zostawać dłużej po wywiadówkach). Ale tata mówił mi krótko "Nie daj sobie w kaszę dmuchać!" I nie dawałam. Nie wyobrażam sobie, że nauczyciel mógłby mnie tak komentować bez mojego ostrego sprzeciwu. I szczerze mówiąc dzięki temu potrafię stawiać granice w dorosłym życiu.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
11 15

"Ale tej cholernej Hermenegildzie, mistrzyni szufladkowania, mojej pierwszej wychowawczyni, to niech po wsze czasy kaktus na dłoni wyrasta". A dlaczego na ręce?

Odpowiedz
avatar eulaliapstryk
20 20

@pasjonatpl: Pewnie komciowa cenzura wycięła właściwą lokalizację kaktusa... ;)

Odpowiedz
avatar mim
8 8

@pasjonatpl: Żeby dawało o sobie znać po każdej wizycie w toalecie.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
6 6

@mim: Osobiście zasugerowałbym inną część ciała i z pewnością kaktus dawałby sobie znać w trakcie każdej wizyty w toalecie, a także w trakcie siadania. Właściwie pani Hermenegilda spędziłaby całe życie na stojąco.

Odpowiedz
avatar Visenna
7 13

Kazirodztwo. Poprawisz? O dysleksję Cię nie podejrzewam ;)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 7

@Visenna: Dziękuję za zwrócenie uwagi, poprawione :)

Odpowiedz
avatar Kirenne
16 18

Mimo piekielności historii po Pif-paf nie mogłam się nie zaśmiać. Charakternie napisane to zostało, ot co!

Odpowiedz
avatar imhotep
4 8

Znajdź wychowawczynię, ładnie się przedstaw i powiedz, że spieprzyła ci dzieciństwo ;)

Odpowiedz
avatar mim
10 10

Też nie cierpię biegać. Dowolny dystans przejdę, przepłynę, przeczołgam się, a nawet przeskaczę, ale nie będę biegać. Zmuszali nas do tego w podstawówce aż jedna z koleżanek nie zemdlała na bieżni. Z racji deficytu miejsca byliśmy 2km od szkoły, a co za tym idzie - opieki pielęgniarki. Nauczyciel był przerażony i chyba przekazał innym historię, bo nikt nigdy więcej nie miał tam zajęć. Jak mawia mój ojciec: nie jednego oszołoma przyjdzie ci w życiu spotkać. Szkoda tylko, że Tobie przydarzyło się to tak wcześnie.

Odpowiedz
avatar imhotep
-2 4

@mim: W sensie, że tylko jedna nie zemdlała, a cała reszta tak?

Odpowiedz
avatar Gienek
-1 3

Przez taką pipę z wąsikiem do chwili obecnej piszę tylko prawą ręką - resztę czynności wykonuję lewą.. Pojęcie mańkut dla tej baby było obrzydliwe.

Odpowiedz
avatar leprechaun
3 5

Nienawidzę biegać, trauma po w-fie (kiedyś nikt się nie przejmował problemami zdrowotnymi - dziecko mdleje na lekcji? TO Z BRAKU KONDYCJI!). Za to kocham chodzić na krótkie i średnie dystanse - 30km bez obciążenia mogę przejść w każdym momencie, nawet po półrocznym kwitnięciu w lenistwie. Udało mi się nawet zajechać malamuta, który po miesiącu spacerków po 12-15km jakoś tak mniej entuzjastycznie reagował na widok smyczy... ;)

Odpowiedz
Udostępnij