Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Przez ponad 1,5 roku pracowałem w „słonecznym” kinie w dużym, włókienniczym mieście…

Przez ponad 1,5 roku pracowałem w „słonecznym” kinie w dużym, włókienniczym mieście w centrum Polski. Zaczynałem jeszcze jako student. Praca ciężka, w beznadziejnych i na beznadziejnych warunkach. Kierownictwo, dyrekcja oraz podejście do klienta to istny koszmar. Mimo to, elastyczny grafik, względnie nieduży ruch i siła przyzwyczajenia sprawiły, że raczej nie myślałem o zmianie zatrudnienia.

Po wspomnianym okresie wypruwania sobie flaków na wszystkich stanowiskach (co było rzadkością wśród pracowników), czasem po 15 godzin dziennie, łaskawie zaproponowano mi stanowisko kinooperatora. Oczywiście wciąż na zleceniu i oczywiście tylko kilkadziesiąt godzin w miesiącu. Głupi, przyjąłem propozycję. Brałem wszystkie nocne zmiany i cieszyłem się, że mam okazję pracować z naprawdę nowoczesnym sprzętem (11 olbrzymich projektorów, szafy dźwiękowe, serwery - dla kogoś, kto interesuje się tematem to istna bajka). Po kilku miesiącach pracy jako kinooperator/pracownik obsługi, zaproponowano mi awans...

I tu przechodzimy do meritum, choć uprzedzam, że historia nieco się komplikuje. Proszę jednak, abyście dotrwali do końca, gdyż zwrot akcji jest wręcz rozkoszny.

W kinie pracuje czterech kierowników. Oprócz tego, jest też stanowisko zastępcy kierownika ds. kinotechnicznych. Ponieważ kierownik gastronomiczny odszedł z kina, jego miejsce zajął dotychczasowy zastępca, którego to stołek otrzymałem ja. A przynajmniej tak mi się wydawało. Nigdy bowiem w swoim krótkim życiu nie zostałem wyd**any tak dobitnie.

Wszystko wyglądało pięknie. Niezła stawka, etat, obietnica badań lekarskich, szkoleń i uprawnień, za które oczywiście płaci firma. Na stanowisko wszedłem jeszcze tego samego dnia. I trwałem na nim dwa miesiące. Wypełniałem wszystkie obowiązki pracownika etatowego. Zostawałem po godzinach, by dopilnować wszystkich projektów specjalnych oraz robiłem multum rzeczy, których nie powinienem, a które musiałem. Oczywiście wciąż pozostając na zleceniu. Na każde moje pytanie o umowę, dyrektor kina odpowiadał "Wszystko już dogadane, tylko dział kadr jest na urlopach, więc nie ma kto wypisać umowy." albo: "Tak, oczywiście, ale dopiero w przyszłym tygodniu". I tak w kółko. Sytuacja wyglądała jednak na tyle wiarygodnie, że nie miałem powodów, aby nie wierzyć.

Wyda Wam się to błahe, ale kiedy pracuje się w jakimś miejscu przez naprawdę długi czas, kiedy poznało się w nim wielu fajnych ludzi, w tym jednego przełożonego, który traktuje cię z szacunkiem, to awans i perspektywa dalszego rozwoju były powodem do czegoś na kształt dumy. Koledzy i koleżanki gratulowali, rodzina zadowolona, że znalazłem stabilne zatrudnienie jeszcze na studiach. Nie pracowałem już jako student na zleceniu, ale jak dorosły, odpowiedzialny człowiek.

Tylko, że nie.

Na czwartej z kolei rozmowie dotyczącej umowy usłyszałem od dyrektora:
[D]: To by było na tyle. Wracasz na stare stanowisko.
[J]: ...
[D]: Tak wyszło.
[J]: Ale co to znaczy, że tak wyszło?
[D]: X (kolega, który zajął miejsce kierownika) jednak nie jest w stanie pogodzić pracy kierownika ze studiami, a ja go nie zwolnię, żebyś TY miał stanowisko.
[J]: Chyba pan żartuje. Przecież to jest żenujące.
[D] (z pretensją w głosie): Ale w czym masz problem?
[J]: W czym mam problem? Przez dwa miesiące robię nadgodziny, pracuję jak etatowiec, wypełniam wszystkie obowiązki wzorowo, znajomi na dole dopytują ile zarabiam, gratulują awansu, a pan mi teraz mówi, że mam wrócić na dół i znowu nasypywać popcorn?
[D]: Nie mogłem tego przewidzieć.
[J]: Z całym szacunkiem, ale to nie jest wytłumaczenie.
[D]: X dopiero wczoraj przekazał mi, że chce wrócić na stare stanowisko.
[J]: Ale co to w ogóle znaczy? To każdy może sobie przyjąć awans, a po dwóch miesiącach stwierdzić, że jednak mu nie pasuje? To jest w porządku według pana? To jest OK, że teraz jak gdyby nigdy nic odbiera mi się stanowisko? A gdzie jakaś odpowiedzialność za swoje decyzje?
[D]: Już powiedziałem, nie zwolnię X, żebyś TY mógł pracować. Mogę ci zaproponować co najwyżej kilka godzin więcej w kabinie projekcyjnej.
[J]: To jest śmieszne.
I wyszedłem.

Ale to jeszcze nie wszystko. Dosłownie parę minut później na rozmowę poprosił mnie X. Przekazał mi, że jego rezygnacja to bujda, którą dyrektor wymyślił i kazał rozpowszechnić jako oficjalną wersję. A prawda?

Prawda była taka, że kilka dni po moim „awansie” okazało się, że bliżej nieokreślony, nieposiadający żadnych kwalifikacji oraz doświadczenia "Mietka żony brat rodzony" zostanie kierownikiem „z nadania”, gdyż jest bezrobotnym nieudacznikiem. Tym samym, X kierownikiem był tylko tymczasowo, tak jak ja zastępcą.

Sęk jednak w tym, że od samego początku wszyscy - dyrektor, kierownicy, X, pracownicy IT oraz pracownicy biura świetnie widzieli, że mój awans, jest tylko chwilowy, i że nigdy nie dostanę etatu. Mimo to, przez dwa miesiące robiono ze mnie debila, odstawiano teatrzyki, mydlono oczy umową, udawano, że wszystko jest w porządku, a na koniec zapytano: "W czym mam problem?".

Wypowiedzenie złożyłem kilka dni później.

słoneczne kino

by aidenP
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar babubabu89
33 35

No przykre. Ale Ja po takiej sytuacji bym po prostu wyszedł i poszedł od razu do domu i więcej tam nie wrócił. Nie ma umowy o pracę - nie ma wypowiedzenia. I jeszcze im koło dupy narobił idąc do inspekcji pracy z prośbą o ustalenie stosunku pracy.

Odpowiedz
avatar Zunrin
10 12

@babubabu89: Możliwe, że jeszcze formalnie był na umowie-zleceniu i musiał złożyć wypowiedzenia. Nie wiem ile jeszcze czasu zostało do jej końca, ale przy krótkim terminie pomyślałbym nad numerem powrotu na stare stanowisko i nie przyjściu do pracy dzień po wygaśnięciu umowy. Bo pewnie nie wyrobią się przed wygaśnięciem starej z podpisaniem nowej.

Odpowiedz
avatar Naa
10 12

@babubabu89: Zdecydowanie sprawa nie tylko dla PIPu, ale i dla Sądu Pracy, i tylko dlatego warto było jeszcze wrócić tam jeszcze - nagrać parę rozmów z szefem, zorientować się, kto byłby skłonny złożyć zeznania, pokopiować dokumenty. Samo odejście z pracy to wręcz przysługa dla zatrudniającego - poszuka następnego naiwnego, i może zaczynać krętactwa od zera, nawet bez wymyślania nowych numerów.

Odpowiedz
avatar aidenP
5 9

@Naa: Rozmowa oczywiście nagrana ;) Niestety PIP i Sąd Pracy nie dotyczy umów cywilno-prawnych, a prawo pracy nie ma zastosowania przy śmieciówkach. Co do przysługi dla zatrudniającego - nie do końca jest tak. W kinie byłem jedynym pracownikiem dostępnym przez 200-220 godzin w miesiącu na wszystkich stanowiskach (to nie kwestia naiwności, a moja decyzja z uwagi na potrzeby finansowe). Swoją pracę lubiłem, a na stanowisku operatora sprawdzałem się najlepiej z dotychczasowych pracowników. Ze źródeł, które zostały w kinie wiem, że obecnie dalej borykają się z brakiem kompetentnych pracowników kabinie projekcyjnej i ogólnie rzecz ujmując, temat leży. Najgorsze jest jednak to, że zleceniodawca wielokrotnie nie dotrzymywał okresu wypowiedzenia zwalniając pracowników, często z błahych powodów - ot, bo ktoś podpadł kierownikowi. Takie sku*******two w najczystszym wydaniu.

Odpowiedz
avatar babubabu89
-3 9

@aidenP: Bo na śmieciowych umowach nie ma czegoś takiego jak okres wypowiedzenia więc nie trzeba niczego dotrzymywać.

Odpowiedz
avatar aidenP
7 7

@babubabu89: Niestety okres wypowiedzenia jest stosowany powszechnie na śmieciówkach. Jest to forma zabezpieczenia, w pełni uzasadniona prawnie. Niestety, zleceniodawca może zawrzeć okres wypowiedzenia w umowie i jego niedotrzymanie ma takie same konsekwencje jak niedotrzymanie warunków każdej innej umowy, np.: cywilno-prawnej. Innymi słowy, gdyby zleceniodawca napisał w umowie, że w przypadku niedotrzymania okresu wypowiedzenia mam mu oddać jelito grube to będę do tego prawnie zobowiązany. W swoim życiu pracowałem cztery razy w oparciu o zlecenie. W każdej z nich zawarty był okres wypowiedzenia obowiązujący obie strony. Dlatego, wydaje mi się, że jednak coś takiego istnieje. Nie twierdzę jednak, że to dobrze. Sprawa rozbija się o konieczność dopełnienia czynności wynikających ze zlecenia, a nie stricte o okres wypowiedzenia. Postaw się np.: w sytuacji zleceniodawcy - wyobraź sobie, że zatrudniasz pracownika na zleceniu i ustalasz mu grafik na tydzień. Jednocześnie jest on jedynym pracownikiem, który w okresie tego tygodnia może wykonać czynności wynikające z umowy. I pewnego dnia pracownik nie przychodzi, bo wypowiedzenie jest przecież niepotrzebne. Czy się to nam podoba czy nie, zgodnie z prawem zleceniodawca może dochodzić, np.: odszkodowania w sądzie cywilnym. I to samo w drugą stronę. Jesteś zwalniany z dnia na dzień, a zlecenie jest dla Ciebie jedynym źródłem utrzymania. Też masz przerąbane. Wypowiedzenie na zleceniu ma sens.

Odpowiedz
avatar Naa
5 7

@aidenP: Przepraszam za to "naiwnych"; zabrzmiało bardzo ostro, a chodziło mi tylko o te ostatnie dwa miesiące (aż!), podczas brałeś za dobrą monetę kolejne preteksty, żeby odwlec podpisanie nowej umowy. Moim zdaniem kilka dni można zrozumieć, ale nie więcej niż tydzień (i tylko dlatego cały tydzień, że już od dawna tam pracowałeś). Co do wcześniejszego okresu, mogę zrozumieć Twoje podejście: elastyczny grafik, jako student miałeś ubezpieczenie zdrowotne, a uczyłeś się mnóstwa nowych rzeczy, więc w sumie mogłeś uznać taki układ za opłacalny, z założeniem, że z czasem zostaniesz doceniony, i zaproponują Ci lepsze warunki... I, jak dla mnie, idiotyzmem było, że tego nie zrobiono. Jednak co do Sądu Pracy - na pewno słyszałeś o możliwości ustalenia stosunku pracy (np. http://www.infor.pl/prawo/praca/pracownik-przed-sadem/294538,Kiedy-zleceniobiorca-moze-wniesc-pozew-o-ustalenie-stosunku-pracy.html) - mimo braku odpowiedniej umowy przez te dwa oszukańcze miesiące faktycznie byłeś pracownikiem tak, jakbyś miał podpisaną umowę o pracę, nie umowę-zlecenie, i możesz to wstecznie "poprawić" w Sądzie. A kontakt z PIP też zdecydowanie by się przydał, skoro ten kierownik poczyna sobie jak na prywatnym folwarku, i jakby nie obowiązywały go żadne zasady. Na Twoim miejscu zebrałabym tyle dowodów, ile tylko się da, i nie popuściła! Jeszcze swoją drogą - przecież ten kierownik chyba nie jest właścicielem kina??? Przypuszczam, że ma kogoś nad sobą, i może warto by zobaczyć, czy jego przełożeni mają pojęcie, że wrabia ich firmę w łamanie prawa?

Odpowiedz
avatar aidenP
4 4

@Naa: Masz sporo racji. Ale sprawa niestety jest znacznie bardziej skomplikowana. Nowy kierownik do pracy "polecony" został z samej góry. Kino w mieście o którym mówimy, to oczko w głowie prezesa. Kolebka firmy. W związku z czym gość jest nie do ruszenia. Dyrektor jest w bardzo dobrych stosunkach z przełożonymi. To takie kino potiomkinowkskie - kiedy prezes przychodził na film cała ekipa była stawiana na nogi, żeby wszystko wyglądało różowo. Zdarzało się, że pracownicy zostawali niepotrzebnie w pracy, by podczas wyjścia z ostatniego seansu, prezes widział, że ktoś pracuje. A tak naprawdę kazano im wycierać niewidzialny brud. Gdy wychodził maski opadały. Dla kierowników regionalnych i zarządu owe kino jest perłą w koronie i nie dopuszczają możliwości, że ich ukochany dyrektor może być prostakiem, który tłustą łapą rozpina dziewczynie z kawiarni guzik przy dekolcie. Moje skargi utonęłyby w morzu gó**a, w którym cała firma się tapla.

Odpowiedz
avatar Naa
3 3

@aidenP: Wiesz, jak dla mnie to, że dyrektor tak się starał, żeby wszystko wyglądało różowo na wizytę prezesa, to dowód, że wcale nie był pewny swojej pozycji. Facet jest kłamcą - kto wie, czy i o tym poparciu u prezesa nie kłamał, właśnie po to, żebyście Wy, pracownicy, nawet nie próbowali go ruszyć. Równie dobrze może być tak, że prezes go nie lubi, ale ceni jego rzekomo doskonałe zarządzanie kinem, więc dla dobra firmy udaje przyjaźń... Gdyby w takim wypadku wszystkie paskudne zachowania kierownika wyszły na jaw, równie dobrze prezes mógłby (z ulgą) dopuścić wreszcie do głosu swoje prawdziwe uczucia, i zmusić go do poniesienia konsekwencji.

Odpowiedz
avatar babubabu89
1 9

@aidenP: "wyobraź sobie, że zatrudniasz pracownika na zleceniu i ustalasz mu grafik na tydzień." I w tym momencie łamię prawo gdyż w takim przypadku powinna zostać zawarta umowa o pracę. A na umowie śmieciowej czy zlecenie czy dzieło nie ma czegoś takiego jak grafik i pracownik może sobie po prostu nie przyjść bez żadnych konsekwencji czyli nie istnieje coś takiego jak okres wypowiedzenia. Nie próbuj usprawiedliwiać łamania prawa przez pracodawcę.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 14 stycznia 2018 o 15:33

avatar BORCH
4 4

@aidenP: Posłuchaj dobrej rady i uważnie przeczytaj to co napisała Naa. Według mnie powinieneś przejść się do PIP (Państwowej Inspekcji Pracy) i zorientować się w swojej sytuacji prawnej. Jeśli przez długi czas pracowałeś na umowę zlecenie to być może korzystne będzie dla Ciebie złożenie wniosku do Sądu Pracy o ustalenie stosunku pracy (o czym też pisała Ci Naa). Ale o szczegółach pogadaj z inspektorem w PIP - tam powinni ci doradzić co i jak zrobić żeby tę sprawę ruszyć. Nie siedzę na bieżąco w przepisach ale myślę, że przynajmniej finansowo mógłbyś tu wiele zyskać. Gdyby Sąd Pracy potwierdził stosunek pracy to przy ilości godzin jakie pracowałeś może się okazać, że będzie ci się należał dodatek za nadgodziny i dodatek za pracę w nocy. To mogą być naprawdę niemałe pieniądze. A co do nietykalności tego prezesa czy dyrektora, to o ile mi wiadomo cała sprawa odbywa się na drodze urzędowej lub sądowej. Jakoś wątpię, żeby twój były pracodawca miał aż takie układy w Sądzie Pracy czy PIP.

Odpowiedz
avatar exoproblematique
2 2

@BORCH: Dzięki za radę :) Powiem szczerze, że byłem przekonany, że nie przysługują mi żadne prawa. Myślę, że skontaktuje się z PIP. Pieniądze swoją drogą, ale może warto sprowadzić cały ten burdel do poziomu.

Odpowiedz
avatar Kocilla
2 2

@aidenP: Dotyczy o tyle, że jeśli miałeś grafik, przełożonego i wszystko jak przy normalnym etacie, to masz prawo ubiegać się o ustalenie stosunku pracy, czyli odgórne przyznanie, że pracowałeś de facto na umowie o pracę, a nie zleceniu. Ze wszystkimi wynikającymi z tego przywilejami.

Odpowiedz
avatar Jorn
2 2

@aidenP: Ale ciebie tam zatrudnili na etacie. Jeśli pracodawca w ciągu sied;iu dni nie dał ci umowy do podpisania, to byłeś zatrudniony na warunkach przeciętnych dla stanowiska tego typu w firmie. Tylko musisz udowodnić, że ci ten etat obiecali i rzeczywiście na tym stanowisku pracowałeś. PiP i Sąd Pracy ci w tym pomogą.

Odpowiedz
avatar Grejfrutowa
-1 9

Wypowiedzenie? Po co na śmieciówce wypowiedzenie? Po prostu nie przychodzi się do pracy od razu po takim upokorzeniu, a nie po kilku dniach.

Odpowiedz
avatar aidenP
5 7

@Grejfrutowa: W umowie niestety widniał zapis, że przy braku wypowiedzenia zleceniodawca może wstrzymać wypłatę wynagrodzenia. Niestety śmieciówka to umowa cywilno-prawna, zleceniodawca może napisać w niej co chce. Poza tym, potrzebowałem trochę czasu na znalezienie nowej posady. Ale uwierz, że też nie byłem zadowolony z takiego obrotu spraw ;)

Odpowiedz
avatar dayana
-1 1

@aidenP: I to jest legalne? Na tym polega zlecenie, że ani pracownika, ani pracodawcy tak naprawdę nie urządza, więc powinno być rozwiązaniem chwilowym. Rozumiem, że jakiś januszpol by tak budował swoje imperium biznesowe, ale znana korporacja? No przepraszam, nawet w McD studentom dają umowy o pracę, bo rozumieją, że może być problem jak ktoś z dnia na dzień nie przyjdzie do pracy. Może idź z tą umową do jakiegoś radcy prawnego, może uda się jakieś odszkodowanie wywalczyć. A tak poza tym to nie ma co liczyć na to, że jak ktoś pracowników traktuje jak śmieci to zmieni swoje zdanie. Przecież jest 200 innych na Twoje miejsce :) Tylko ciekawe czemu potem ze wschodu trzeba ściągać.

Odpowiedz
avatar xpert17
0 6

Oczywiście złożyłeś do sądu pracy pozew o ustalenie stosunku pracy?

Odpowiedz
avatar aidenP
1 9

@xpert17: Gra nie warta świeczki, uwierz. Kolejną pracę, znaczenie lepiej płatną, choć mniej zadowalającą, znalazłem szybko. Kopanie się z koniem to strata czasu, nerwów, energii i pieniędzy. Postanowiłem na odchodne narobić przysłowiowego "gnoju" dyrekcji i całej firmie. Wici wśród znajomych rozpuszczone, wszyscy pracownicy dowiedzieli się jak sprawa wyglądała naprawdę. Obecnie atmosfera w kinie kiśnie, ludzie się zwalniają na potęgę. Oczywiście nie mówię, że dzięki mnie ;) Głównie z powodu kierownika, który jest kompletnym tumanem. Ustalenie stosunku pracy nic nie da, ponieważ jako kinooperatora obowiązywała mnie identyczna umowa jak pracowników obsługi, baru, itp. (praktyka chora, ale nagminna). W treści umowy nie ma wystarczających podstaw prawnych. Mógłbym się opierać jedynie na zeznaniach świadków. Nie mam ochoty na takie zabawy. Wolę mniej oficjalne sposoby na zemstę ;)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 14 stycznia 2018 o 12:38

avatar xpert17
-1 13

@aidenP: odszkodowanie za miesiąc lub może nawet kilka miesięcy pracy niewarte świeczki? no cóż, Twoja sprawa

Odpowiedz
avatar Naa
3 7

@xpert17: Zgadzam się, to nie tylko poprawki w papierach (jak dwa miesiące więcej do stażu pracy), także możliwość uzyskania odszkodowania, czyli konkretne, dające się wziąć w rękę pieniądze - po co je darowywać? Jeden rodzaj zemsty nie wyklucza drugiego, a ten kierownik zasługuje, żeby polecieć ze stanowiska jak najprędzej; wciągnięcie kina w sprawę sądową może to znacząco przyspieszyć.

Odpowiedz
avatar BORCH
5 5

@aidenP: Cóż - Twoje życie Twoja sprawa. Jedyne co Ci mogę napisać to, że ja kiedyś w podobnej sprawie odpuściłem i dzisiaj żałuję. Co prawda nie miało to dla mnie jakichś negatywnych skutków oprócz straty finansowej, którą byłem w stanie przeżyć. Żałuję tylko tego, że nie pokazałem mojej byłej dyrektorce, że pracownik jednak też ma prawa a nie same obowiązki.

Odpowiedz
avatar Face15372
6 6

Ale zauważ też plus - nauka życiowa jak złoto. Od teraz już na pewno wiesz, że wpierw papier, potem robota. Tego doświadczenia nikt już Ci nie zabierze :).

Odpowiedz
avatar aidenP
7 7

@Face15372: Masz rację :) Moim błędem było zaufanie. Pracowałem tam niemalże od samego powstania kina, byłem pracownikiem z długim stażem, znałem kino na wylot. Cokolwiek by się nie działo: wysiadło 6 projektorów na raz - ogarnąłem; premiera Gry o Tron przy zapchanych salach - byłem; wysypały się centrale wentylacyjne - zrobione. Nawet jak wchodziłem na film na wejściówkę pracowniczą wychodziłem z seansu, żeby poprawić ustawienia i skalibrować projektor, bo coś nie grało. Zdawało mi się, że ktoś to docenia i nie widziałem powodu by nie wierzyć w zapewnienia dyrektora. Sytuacja wyglądałaby zdecydowanie inaczej, gdyby zaraz po tej akcji z nowym kierownikiem (czyli 2-3 dni po moim "awansie"), kiedy dyrektor wiedział już jak się sytuacja potoczy, przyszedł do mnie i powiedział: "Słuchaj, narzucają mi kogoś z góry, nie mogłem tego przewidzieć. X też jest poszkodowany. Nie obejdę tego". Zrozumiałbym, naprawdę. Nie byłbym zadowolony, ale pracować na stanowisku dwa dni, a dwa miesiące - to różnica. Ale on postanowił zrobić ze mnie i z siebie debila. Pracownicy okłamywali mnie w żywe oczy na jego polecenie. Najbardziej rozczarował mnie fakt, że naprawdę starałem się zawsze być sumiennym i dobrym pracownikiem, bo tak mnie nauczono - niezależnie co robisz, rób to najlepiej - a potem sprzedano mi lepę mokrą szmatą w pysk. Życie to nie bajka, zgoda. Ale tak się k***a nie robi. To jest po prostu smutne. Zwłaszcza, że kierownictwo kina niczego od siebie nie wymagało - ani kultury, ani wiedzy. Na zmianie bez operatora, są jak dzieci we mgle. Człowiek naprawdę robi co może tylko po to, żeby dostać po dupie. Wiem, że to żadne odkrycie, ale jeszcze nikt nigdy nie potraktował mnie tak ch****owo.

Odpowiedz
avatar boom_boom
-5 9

@aidenP: nie placz lala :D

Odpowiedz
avatar Naa
1 1

@aidenP: Wychodzi na to, że byłeś tam bardziej niezbędny od kierownika. Czy to, że rozegrał sytuację tak, żebyś stamtąd znikł, nim ktoś to zauważy, i go Tobą zastąpi, nic Ci nie sugeruje?

Odpowiedz
avatar aidenP
4 4

@Naa: Nie sądzę, żeby ktokolwiek obawiał się tam o swoje stanowisko, zwłaszcza, że nie miałem na nie ochoty. W owej sieci kierownictwo ma d**y solidnie przyspawane do stołków. Kolesiostwo i układy są ważniejsze niż kompetencje. Co do tego czy byłem bardziej niezbędny, po części się zgodzę. Ale nie chodzi tylko o mnie ale też innych zleceniobiorców. Dostawy przyjmują pracownicy, z roszczeniowymi klientami również musieliśmy radzić sobie sami. Po pojawieniu się nowego kierownika, to koledzy i koleżanki (SIC!) musieli tłumaczyć mu jak się rozlicza stanowiska kasowe w systemie kierowniczym, bo jemu zawsze się coś nie zgadzało. Wcześniej zdarzało się, że kierownik znikał na kilka godzin i nikt nie wiedział gdzie jest. A kino zostawało pod opieką, powiedzmy, pani Jadzi z biura, która mentalnie żyje w poprzednim ustroju. A przypomnę, że nie jest to 2-salowe kino, tylko naprawdę spory multipleks. Od strony kinotechnicznej, czyli jakby nie patrzeć dość istotnej, kierownictwo leży i kwiczy. Poza jednym kierownikiem, który potrafił jako tako obsłużyć projektor, są oni kompletnie nieudolni. W momencie, kiedy na zmianie nie ma kinooperatora, kino dosłownie może się wysypać i nikt nie jest w stanie nic zrobić. A takie awarie zdarzały się naprawdę często. A nawet jak jeden z kinooperatorów był, to zgodnie z zaleceniem dyrektora byli oni szkoleni tak, aby "nie wiedzieć za dużo". W sytuacji awaryjnej przerastającej ich możliwości zaczynała się panika i sr**nie po gaciach. Głównym zadaniem kierownika na zmianie jest robienie raportów ze sprzedaży, sprawdzenie czystości stanowisk i wydawanie darmowych wejściówek jeśli chce się niezadowolonemu (bardzo często słusznie) klientowi zamknąć usta. Nic czego nie mogłaby zrobić pani Jadzia. Choć kierownicy mieli jeszcze parę ważnych obowiązków, to wywiązywali się z nich z bardzo miernym skutkiem. Nie wspominam o kulturze osobistej, a raczej jej braku.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 14 stycznia 2018 o 16:02

avatar Naa
2 2

@aidenP: Przypadkiem bardzo dobrze wiem, jak to jest mieć szefa - idiotę. Wyrazy współczucia. Ale w takim układzie byłoby całkiem nieźle, gdyby jednak którego dnia wszystko się wysypało - byle w sposób, dowodzący, że to kierownictwo zawaliło sprawę, bez pracownika, na którego można by zrzucić winę. Posypałyby się głowy... ]:-)

Odpowiedz
avatar Grav
0 0

Piorun, to Ty? :P

Odpowiedz
Udostępnij