Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Święta. Czy ktoś je obchodzi "po Bożemu" czy nie, to jednak chyba…

Święta.

Czy ktoś je obchodzi "po Bożemu" czy nie, to jednak chyba każdy wie, że to czas, który raczej spędza się z rodziną. W rodzinnym gronie. Przy rodzinnym stole, choćby nie było na nim "12 potraw".

Nie jestem religijna. Nigdy nie byłam. Ale potrafię uszanować to, że ktoś chce wykorzystać ten świąteczny czas dla rodziny.

Z mężem i jego rodzicami przygotowywaliśmy Wigilię (u nich). Miał wpaść jego brat i siostra z rodzinami. Choć próbowałam delikatnie przemówić jego rodzicom, że nie ma sensu przygotowywać zbyt wiele, bo siostra i brat mojego M. mają już rodziny i pewnie zjedzą przed kolacją u nich obiad, to jednak potraw było dużo...

Zaczęliśmy nakrywać do stołu, gdy brat i siostra weszli do mieszkania ze swoimi partnerami i dziećmi. Wszyscy usadowili się przy stole nawet nie pytając, czy może w czymś pomóc. Sama nie znoszę takich "gości", więc zapytałam to jedno, to drugie dziecko, czy może nie pomoże (dzieciaki od 10 lat w górę, a chodziło nawet o głupie przyniesienie chleba w koszyczku)... Ale nie. Telefony. Telefony. Telefony ważniejsze.

Mama mojego męża uspokajała, że pomogą przy sprzątaniu.

Poustawialiśmy wszystko sami. Prawie (tylko brat mojego M. trochę pomagał). Telewizor był wyłączony, laptop miał wrzucone kolędy, czas na wspólne jedzenie...

Nie. Telefony. Mnie już złość zaczęła brać. Mój M. zaczął im proponować, żeby odłożyli telefony, bo czas na posiłek... Ale nie.

Trzeba przecież napisać na "wallu" wszystkim życzenia. Trzeba Gosi odpisać na życzenia. A bo właśnie bije rekord...

Opłatkiem też nie było się z kim podzielić. Dziecko nie lubi "andrutów". Chlebem się podzielić? Ale skąd?! To nie jest tradycyjnie!!!

Teście mieli dla każdego mały upominek. Okazało się, że prócz nas reszta gości przyszła z kompletnie pustymi rękoma.

Zjeść nie zjedli. Rozmawiać nie rozmawiali. Dzielić się opłatkiem nie dzielili. Dzielić się czasem nie dzielili.

Najdłuższe 2 godziny... najbardziej zmarnowane. I dużo jedzenia, z którym nie było co zrobić. Posprzątać po kolacji? Ale komu?! Nawet wszyscy się nie pożegnali.

„Nietradycyjne?”. W życiu nie miałam do czynienia z takimi świętami. Życzę Wam wszystkim, jak i sobie, by takich świąt, z nosem w elektronice, nigdy nie było.

Wigilia rodzina grudzień

by ~Mila87432
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
36 44

Co za chamstwo, współczuję. Mnie do szału doprowadza, gdy widzę gnojków ze słuchawkami na uszach przy stole. Jak można sobie takiego buraka wychowywać i jeszcze za własne go ubierać, żywić i kupowac te słuchawki. Po takiej akcji byłyby w śmieciach. Od razu umiałby się zachować

Odpowiedz
avatar Agness92
16 22

Na przyszłość: coraz więcej jest organizacji, które zabierają od ludzi jedzenie, które zostało i przekazują potrzebującym. (Sama o tym nie wiedziałam do tego roku)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
10 10

@Agness92: Są, ale u nas na przykład jest tak, że jedzenie można oddać tylko w dwa konkretne dni, co bywa kłopotliwe.

Odpowiedz
avatar Minny_Jackson
28 30

No i teraz nachodzi mnie refleksja: po co w ogóle przyjechali? Chyba tylko po to by zawracać dupę. Nie znoszę takich gości. Lepiej byłoby jakby wcale nie przyjechali.

Odpowiedz
avatar Jorn
2 12

@Minny_Jackson: Po co przyjechali? Zdanie z pierwszego akapitu historii ("każdy wie, że to czas, który raczej spędza się z rodziną") każe mi przypuszczać, że być może wcale nie chcieli przyjeżdżać, ale jednak przyjechali pod groźbą wielkiej obrazy rodzinnej. A że się do roboty przy tym nie dali zapędzić, to plus dla nich.

Odpowiedz
avatar szafa
0 4

@Jorn: No tak, to rzeczywiście straszne, żeby się poświęcić raz na czas dla rodziców, którzy zrobili, wykarmili i wychowali. Ja nie jestem katoliczką, święta z rodziną to też dla mnie niespecjalna przyjemność, ale jednak jaka by nie była moja matka, a do ideału jej daleko, to jednak coś od niej dostałam w życiu i wypada czasem się poświęcić, jeśli jej na czymś zależy, a nie robić wielką łaskę.

Odpowiedz
avatar rodzynek2
25 29

Mam wrażenie, że siostra i brat z rodzinami przyjechali do rodziców niechętnie, ale pod przymusem. Odbębnić to co "wypada" albo ktoś tam kazał i wio z powrotem do domu.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
13 15

Rozumiem Twoje zirytowanie. Mi nikt w Wigilię nie zawracał pupy,bo chwilę przed wieczerzą utopiłam telefon w umywalce. Chyba kara za babcię z porannej Wigilijnej historii. Dostęp do świata telefonii komórkowej odzyskałam dopiero przed Sylwestrem. Jakoś nie umarłam z tego powodu.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
9 25

Miałam w tym roku Święta w większym niż zawsze gronie. Miło, przyjemnie, rodzinnie, nikt nie siedział z telefonem bardziej niż to konieczne (jedynie telefony typu: "o której będziecie?" albo "weźcie ze sobą miskę, bo brakuje jednej" albo wymiana numerami) z wyjątkiem 14-kuzynki, której mama niespecjalnie się tym interesowała. Chyba każdy mówił cioci, żeby ogarnęła dziecko i zabrała telefon, bo nie od tego są Święta, ale cioci to nie ruszało. Dopiero jak babcia na nią nakrzyczała, kiedy były same, to zabrała kuzynce telefon z fochem, a kuzynka usiadła w fotelu i się słowem nie odezwała do nikogo.

Odpowiedz
avatar Leone
12 48

Kuzynka pewnie myślała, że święta są po to aby wypocząć i miło spędzić czas. Nie wiedziała, że tak naprawdę trzeba się spotkać z rodziną, sztucznie uśmiechać i udawać że jest fajnie. Młoda i naiwna.

Odpowiedz
avatar rodzynek2
12 36

@Leone: Taki przymusowy spęd rodzinny, to chyba najlepszy sposób na popsucie sobie Świąt i atmosfery z nimi związanej.

Odpowiedz
avatar katzschen
15 29

Taaak, bo każde spotkanie rodzinne to sztuczny spęd, na którym wszyscy się straszliwie męczą i sztucznie uśmiechają. Współczuję rodzin w takim razie (i braku umiejętności zastosowania innego argumentu niż równia pochyła). Nastolatki nawet w najcudowniejszej rodzinie będą bardziej zainteresowane znajomymi z fb niż wspólną kolacją, takie prawo młodości, ale jeśli się nauczą, że spędzanie czasu z najbliższymi jest ważne, a niesiedzenie z nosem w telefonie to kwestia przynajmniej kultury i szacunku, to bez obaw: nie dostaną traumy na całe życie.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
8 16

To nie był przymusowy spęd rodzinny, bo - pomijając kuzynkę, która jednak została zabrana przez swoją mamę - nikt nikogo nie zmuszał. Ktoś się nie chciał pojawić, to się nie pojawił i nikt problemów nie robił. Kuzynka jest po prostu nauczona, że nikt nie zwraca jej uwagi, nawet jeśli zachowuje się nie w porządku. I wiecie, ja bym nawet ją zrozumiała, gdyby była sama w takim wieku, ale tak nie było. Od początku spotkania siedziała z nosem w telefonie i oderwała się tylko na dzielenie opłatkiem.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 9

@Marcelinka: czyli jednak ją zmuszono.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 8

@Caron: Nie rozpatrywałabym dziecka w takiej samej kategorii jak dorosłego - bo 14-latka jest wciąż dzieckiem, nastoletnim, ale dzieckiem. Ciocia chciała przyjść, to przyszła z własnej woli, ale jednak jej dziecko zostało zabrane przez nią, rodzina nie nalegała. Nie wiem jak to wygląda w Twojej rodzinie, ale w mojej dzieci nie są zostawiane same w domu w czasie spotkań rodzinnych.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 6

@Marcelinka: w mojej też. Z tym, że jeśli dziecko jest wiekowo na tyle kumate, że może zostać samo i nie zrobi sobie krzywdy - to jego wolę się szanuje. Przyjdzie czas, że samo może zachce integracji.

Odpowiedz
avatar Leone
11 17

A w poprzednich latach było inaczej? Rodzina normalnie rozmawiała, pomagała? Tak nagle się zmienili, czy może tak było od wielu lat, tylko wcześniej to nikomu nie przeszkadzało?

Odpowiedz
avatar AdeptkaAretuzy
12 16

Z telefonami rzeczywiście przechlapane. U mojej rodziny w święta podobny problem mamy z telewizorem - działa nawet podczas modlitwy... Ale jeśli chodzi o pomoc w sprzątaniu/ przygotowaniu kolacji, to mnie uczono, że wymaganie jej od gości też kulturalne nie jest (chyba, że się oczywiście sami zaoferują). Na ogół raczej gospodarz przygotowuje wszystko z jakimś zapasem czasu, więc nie uważam, że powinnaś się złościć, że nie zapropownowali tej pomocy sami.

Odpowiedz
avatar jass
12 14

@AdeptkaAretuzy: Mnie też ten punkt uderzył - nie jestem zbyt przebojowa i raczej będąc u kogoś w gościach nie wpadłabym na to, żeby zaoferować pomoc. Chyba gospodarzowi korona z głowy nie spadnie jeśli po prostu o taką pomoc poprosi?

Odpowiedz
avatar xandra
8 8

@AdeptkaAretuzy @jass: No nie wiem, dla mnie pomoc u własnych rodziców / dziadków jest oczywista. Co innego wymaganie przez ciotkę - siódmą wodę po kisielu (chociaż wtedy też często oferuję pomoc) a co innego tak bliska rodzina...

Odpowiedz
avatar katem
3 5

@xandra: No właśnie - oni przyjechali do rodziców i brata - do najbliższej rodziny, więc wydaje się oczywistym, że powinni zaproponować pomoc, a nie siedzieć i pozwalać się obsługiwać. Buractwo i tyle.

Odpowiedz
avatar Kirenne
2 2

@AdeptkaAretuzy: Kwestia kto komu pomaga zależy wg mnie od relacji pomiędzy gospodarzem a gośćmi. Będąc u znajomych zawsze takową pomoc sama proponuję. Czasami się zdarza gospodarz dla którego najlepsza pomoc to "nie przeszkadzać". W przypadku historii tak jak to ujął przedmówca- skoro wizyta odbyła się u najbliższej rodziny to wszyscy po równo powinni się zaangażować.

Odpowiedz
avatar jass
2 2

Wiecie, to wcale nie musi być taka zero-jedynkowa sytuacja. Nie wiemy np: czy nie jest tak, że rodzice organizują Wigilię, a u dzieci obchodzone są inne święta. Nie wiemy nawet czy rodzice w ogóle należą do gospodarzy, którzy chętnie przyjmują pomoc, czy raczej do takich, którzy chcą się zająć wszystkim sami. Tak na dobrą sprawę znamy wyłącznie relację jednej osoby, więc trudno oceniać czy coś było czy nie było buractwem...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

Wydaje mi się, że pomaganie gospodarzowi jest podyktowane nie tylko wychowaniem, ale i tradycjami w danej rodzinie. U mnie to logiczne, że jak przyjeżdżam do rodziców czy do siostry to pierwsze co, idę do kuchni i pytam czy w czymś pomóc. Zresztą u bliższych znajomych tak samo. Jak znajomi przyjdą do mnie i zaoferują pomoc, nie mam skrupułów ich wykorzystać ;) Natomiast u mojego męża wszystko robi jego mama. Podczas świąt teściowie przygotowują Wigilię i to jest ich prezent dla nas. Natomiast cała reszta przychodzi na gotowe, z prezentami dla wszystkich (oczywiście dla rodziców również). Siostry męża co prawda zapytają zawsze czy coś nie pomóc, ale tylko raz i z grzeczności bo dobrze wiedzą jaka będzie odpowiedź. Robię to samo. Ciężko się było przyzwyczaić, że jedna kobiecina ogarnia kolację dla ogromnej rodziny, ale ona naprawdę nie chce pomocy. Co rodzina, to inne obyczaje.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 stycznia 2018 o 9:08

avatar cassis
1 9

Zachowanie faktycznie niekulturalne, ale... Ale to często jest jednak wymuszane - że musisz przyjechać na święta. MUSISZ. Nawet jeśli nie chcesz, nawet jeśli nie obchodzisz, albo nie jesteś katolikiem. Masz być bo taka jest tradycja. I uwierz mi - mało jest ludzi, którzy mają jaja żeby się postawić i odmówić. Bo to zawsze są albo fochy albo pakowanie w wyrzuty sumienia ze strony zapraszających. I potem przyjeżdżają i siedzą tacy "odcięci" - bo jednocześnie nie chcą tu być, ale czują ze muszą. U nas tak było wiele razy, że robiliśmy coś pod przymusem "z okazji" Świąt. Ja ze swoją rodziną kontaktów nie utrzymuję. MŻ tylko z najbliższą [mama, tata, dziadkowie, rodzeństwo rodziców. Żadnych kuzynów itd.] Obydwoje nie jesteśmy wierzący, ale jeździliśmy dotychczas do jego domu rodzinnego, ponieważ chcieliśmy spotkać się z Rodzicami. A tam co roku na wigilii wujek z ciotką wmuszali w nas, że mamy przeczytać pismo święte i się pomodlić z innymi. A jeśli grzecznie odmawialiśmy, to był płacz. Tak, ciotka zaczynała płakać że nie szanujemy tradycji i rodziny. Wtedy była połajanka od Rodziców, ze co nam zależy, moglibyśmy nie odstawiać szopki w święta i zmówić tę gównianą modlitwę do świętego spokoju... Zatem w tym roku już nie pojechaliśmy. Rodzice dzwonili. Ciotki dzwoniły. Było płakanie przez telefon. Było o braku szacunku do rodziny i o tym, że oni już nas na pewno nie obchodzą. Były szantaże, wymuszenia i fochy. Mimo to nie pojechaliśmy, argumentując jak wyżej - że jesteśmy niewierzący i nie chcemy być zmuszani do praktyk religijnych. Nigdy nie wyszliśmy ostentacyjnie w czasie modlitwy z pokoju. Nigdy nie mieliśmy komórki przed nosem, kiedy była czytana biblia. Po prostu chcieliśmy stanąć z boku w ciszy i nie być zmuszanymi do praktyk które nie godzą się z naszym światopoglądem. A jednocześnie być obecni w Święta bo poza nimi nie ma wiele okazji w roku, kiedy wszyscy dostają wolne z pracy i mogą się spotkać. Zobaczymy za rok, czy rodzina zrozumiała. Ale to była nap;rawdę trudna decyzja i te wymuszenia naprawdę nas bolały. Bo cięzko słuchać o tym, że już nie kochasz rodziców skoro nie mozesz się zmusić do odmówienia głupiego paciorka nad karpiem...

Odpowiedz
avatar Agrotora
1 1

@cassis: W sumie nie bardzo rozumiem, czemu akurat Was zmuszali do odczytywania Pisma Św. skoro przyjęło się, że to zazwyczaj głowa rodziny jest za to odpowiedzialna. W takiej sytuacji chyba najlepiej po prostu, jak osoba niewierząca po prostu wstanie razem z innymi i nie będzie przeszkadzać innym w modlitwie. Nie jest to chyba zachowanie, które może naruszyć poglądy którejkolwiek ze stron.

Odpowiedz
avatar cassis
0 6

@Agrotora: jak widzisz - było i powodowało fochy, co wyraźnie napisałam. Zawsze próbowaliśmy stanąć sobie spokojnie, w ciszy... ale nie - wpychanie na siłę pisma świętego w łapy i fochy, ze nie chcemy się w to bawić. To już chyba jednak narusza nasze poglądy - nie sądzisz?

Odpowiedz
Udostępnij