Będzie na temat osób zza wschodniej granicy.
Z góry powiem, nic a nic nie mam do ludzi innej narodowości, sama mam w rodzinie osoby z tamtych rejonów i to są świetni ludzie, generalnie nie patrzę nigdy przez prymat pochodzenia.
Jest jednak jedna przywara osób głownie z okolic Ukrainy i Białorusi, która mocno działa mi na nerwy i o niej właśnie dziś opowiem.
Pracuję w handlu i mam dość spory wachlarz obowiązków, z których najlżejszym jest sprzedaż papierosów. Zazwyczaj obcokrajowycy posługują się w celu zakupu łamanym polskim lub angielskim, a jeśli z jakiegoś powodu nie możemy się dogadać, to posiłkują się translatorem i transakcja jakoś idzie. Co zaś robi spory odsetek przyjezdnych zza wschodniej granicy? Mówi po swojemu. Ot tak, po prostu podchodzi i, jak gdyby nigdy nic, posługuje się językiem, którego ja nie mam obowiązku znać.
Oczywiście nie jest to problem w przypadku marki papierosów, która zwykle brzmi tak samo, ale określenia kolorów, smaków, prośby o długie lub cienkie już dla mnie oczywiste nie są. Jasne, po czasie nauczyłam się już mniej więcej tych słów, wiem już, o co im chodzi, ale ja przepraszam bardzo, czy tak ciężko nauczyć się kilku niezbędnych do komunikacji słów w języku kraju, do którego jedziesz, albo choćby w języku uznanym za międzynarodowy?
Nie wyobrażam sobie, żeby pojechać do Włoch i poprosić o czerwone Malboro. Mam kilkunastu ulubieńców, którzy ewidentnie nawet się nie starają, od lat z uporem maniaka postępują w ten sposób. Może zaleje mnie fala hejtu, ale w takich wypadkach jestem wredna i, mimo że już rozumiem, wypytuję i nie sprzedaję, póki nie wyduka słowa po polsku (i olaboga, zawsze się to udaje).
Moi inni ulubieńcy pokazują mi papierosy palcem bez słowa. Wtedy mamy zabawę w szarady, bo dziwnym trafem nie posiadam superwzroku, który rysuje mi linię prostą od palca, którym pan/pani wskazuje aż do celu.
Mimo iż naprawdę nie mam nic personalnie do tych ludzi, uważam, że jakieś minimum komunikacyjne powinno się posiadać, jadąc do obcego kraju. Może być to nawet język angielski.
Fajki to tylko najczęstszy przykład, bo nie sprawia wielkiego problemu, ale jeśli taki przychodzi do mnie z inną sprawą (zwrot, reklamacja, pytanie etc.), to niestety często odchodzi z kwitkiem, bo nie rozumiem go i tyle. Odchodzi wkurzony, a ja nawet winna się nie czuję.
Czy ktoś rozumie, czemu ci ludzie tak robią?
A nie pomyślałaś, że może wcale nie mówią "po swojemu" czyli po białorusku czy ukraińsku, tylko po rosyjsku, czyli w języku uważanym przez nich (skądinąd słusznie) za międzynarodowy? Siódmy język świata, którego używa coś koło 270 mln osób, z czego mniej niż połowa to mieszkańcy Rosji...
Odpowiedz@Trepcio: Czyli uważasz,że jak ktoś Ci walnie po Chińsku w Polsce to ok,bo przecież tyle ludzi mówi po chińsku na świecie? Chiński to również język międzynarodowy, ale podajesz tu przykład wykorzystania języków przez ONZ, a nie faktyczne użytkowanie i powszechność danego języka. Faktyczne języki międzynarodowe to : Angielski, francuski, hiszpański, łaciński plus języki sztuczne.
Odpowiedz@Trepcio: Rosyjskiego od dawna nie naucza się w naszym kraju. Ja zbliżam się do czterdziestki,a nie musiałam już się go uczyć w szkole. I wyprzedzam kolejny argument - nie, rosyjskie wcale nie jest podobny do polskiego.
Odpowiedz@Trepcio: Taaa, bo wielka Rosja to przecież cały świat, nie? Pal z tym, że połowa tego kraju jest pusta. Jak nie więcej. Przecież my Polacy mamy obowiązek mówić po białorusku, ukraińsku bo może łaskawie królewicze się do nas pofatygują.
Odpowiedz@Billie_Jean: Oficjalnymi językami używanymi w Organizacji Narodów Zjednoczonych są: angielski, arabski, chiński, francuski, hiszpański i rosyjski. A nie podaję wykorzystania języków przez ONZ. Język międzynarodowy to język używany przez więcej niż jeden naród. A rosyjskiego używają Rosjanie, Białorusini, Ukraińcy, Kazachowie, Gruzini, Łotysze... Myślę, że można by jeszcze trochę powymieniać.
Odpowiedz@Billie_Jean: Mimo wszystko jest większe prawdopodobieństwo spotkania osoby z którą da się porozumieć, choćby na poziomie podstawowym, w języku rosyjskim, niż znającą łacinę, czy esperanto. Już widzę próbę zrobienia zakupów w kiosku przy pomocy któregoś z tych języków.
Odpowiedz@Irena_Adler: Owszem, naucza się. Ja jestem sporo młodsza i musiałam się go uczyć od 4 klasy podstawówki. Drugim językiem w szkole był niemiecki. Więc chyba jednak naucza się w naszym kraju...Na czym opierasz argument, że nie jest podobny do Polskiego skoro nie znasz tego języka?
Odpowiedz@Trepcio: W zasadzie zgadzam się z tym co piszesz, ale jeszcze dodam od siebie, że Litwa, Łotwa, Estonia, Ukraina, Białoruś, Gruzja, Armenia, Mołdawia, Uzbekistan... i jeszcze kilka innych - to byłe republiki Związku Radzieckiego, gdzie języka rosyjskiego uczono od pieluch, był on drugim językiem urzędowym i właściwie wszyscy posługiwali się nim bardzo dobrze. Do dziś na tych terenach wszyscy ten język rozumieją i mogą się śmiało w nim dogadać. Sprawa druga. Mieszkańcy byłych republik (a także sami Rosjanie) doskonale wiedzą, że w państwach byłych "demoludów" rosyjski był obowiązkowym językiem obcym nauczanym w szkołach. W PRL, praktycznie, wszyscy dogadaliby się w języku rosyjskim. Może oni nie kumają, że już od lat tego języka się nie naucza? I sprawa trzecia, która się z tym łączy... Zaraz po transformacji rozpoczęły się pielgrzymki handlowe ludności zza wschodniej granicy, powstawały bazary i bazarki "ruskich" z "ruskim" towarem. I nikt nie miał problemów z komunikacją. Więc pewnie, siłą rozpędu, przyjezdni z tamtych rejonów uważają, że nadal tak jest, tym bardziej, że ciągle bardzo wiele osób ich rozumie.
Odpowiedz@Irena_Adler: Jestem w podobnym wieku i musiałem się go uczyć przez 3 lata. W szkole średniej przeszliśmy na niemiecki. Nie zgadzam się z tobą, że rosyjski nie jest podobny do polskiego. Jest trochę podobnych słów, ale też sporo różnic. Generalnie przy stałym obcowaniu z Rosjanami szybciej zaczniemy ich rozumieć niż np. Niemców. Najbardziej podobne do polskiego są słowacki i czeski. Często wystarczy się trochę osłuchać, żeby rozumieć bez większego problemu. Nieraz mówiłem po polsku, a jakiś Czech po czesku i się rozumieliśmy.
Odpowiedz@Irena_Adler: 1. Naucza się, nawet jeśli nie jest to już tak powszechne jak kiedyś. Tylko, że w tych czasach bardzo często można sobie w szkole wybrać pomiędzy rosyjskim a jakimś innym. 2. Akurat rosyjski jest w pewnych aspektach podobny do polskiego (oba należą do tej samej rodziny językowej). Tym bardziej, że polski posiada naleciałości z rosyjskiego :)
Odpowiedz@niezlaczarownica: Użyłam skrótu myślowego. Niepotrzebnie. Miałam na myśli to, że nie jest to język w naszym kraju nauczany tak, jak to było w czasach ustroju, który słusznie przeminął. Na czym opieram? Jestem, powiedzmy, językoznawcą. Znam też Ukraińców, którzy twierdzą, że ciężko było im przejść z rosyjskiego na polski. A to, że polski i rosyjski są językami słowiańskimi, nie jest mocnym argumentem, bo rosyjski zawiera wiele wpływów np. tureckich i w ogóle wschodnich. Ale tu już wkraczamy na szerokie wody językoznawstwa.
Odpowiedz@pasjonatpl: Tak, jak się trochę napiję to i ja mówiąc po polsku i Węgier po węgierski się dogadamy i zrozumiemy :D wiadomo ...
Odpowiedz@Baobhan_Sith: Po pijaku, to ja się nawet z Filipińczykami dogadywałam - to się nie liczy :P
Odpowiedz@niezlaczarownica: "Polskiego" nie znam, ale polski owszem i mimo, że podobne mogą być, to po rosyjsku nie rozumiem prawie nic. I sorry, ale to durne pytanie. Zależy też, co masz na myśli, pisząc "podobny". Pewnie to, że jest tak podobny, że Polak Rosjanina zrozumie i na odwrót. A myślałam, że tak myślą tylko Amerykanie :P
Odpowiedz@Armagedon: "Może oni nie kumają, że już od lat tego języka się nie naucza?" I po trzydziestej wizycie w tym samym miejscu, gdzie nie mogli się dogadać dalej nie kumają?
Odpowiedz@Poecilotheria: 30 wizyt w sklepie, to może być za mało na naukę języka.
OdpowiedzZ jednej strony racja, z drugiej Polaków, którzy uważają, że jak będą mówić "głośno i wyraźnie" to " ten idiota makaroniarz" wreszcie sprzeda im czerwone Malboro, jest całkiem sporo.
Odpowiedz@LittleM: W każdej nacji występuje taki problem. Widziałam to wielokrotnie na własne oczy na międzynarodowych targach
Odpowiedz@LittleM: W jaki sposób niby usprawiedliwia to Ukraińców?
OdpowiedzAmerykanie też czasem tak robią (z tym, że mają do pewnego stopnia świadomość własnej ignorancji, w przeciwieństwie do Januszy). W zasadzie to przypomina mi to scenkę z jednego odcinka Family Guy'a, której głównym przesłaniem było mniej więcej: "Jeśli nie mogą zrozumieć, jak mówisz po angielsku... to mów po angielsku głośniej!"
OdpowiedzKto nigdy się z tym nie spotkał ten nie zrozumie.Chodzi tu o poczucie wyższości tego typu osób. U nas mamy to samo. Kiedy ktoś po prostu bezczelnie wali długie zdanie w swoim języku i to MY mamy się głowić o co chodzi. Pokazujemy,że nie rozumiemy,a ten dalej.Kolejne zdanie,a najlepiej jeszcze śmieszkują sobie z osobą towarzyszącą,podczas gdy my próbujemy zrozumieć i strzelają miny. To żenujące dla sprzedawcy. I jeszcze zdziwienie,że po słowie "Kalosza" podaję babce kalosze ;) A to się okazuje,iż oznacza to coś innego u nich(oczywiste przecież,nie?)
Odpowiedz@Billie_Jean: Kiedy moja przyjaciółka jeszcze pracowała jako sprzedawca to po prostu takie elementy olewała. Pewnie, pytała kilka razy, próbowała po angielsku, ale jak obcokrajowiec w żaden sposób nie chciał współpracować to po prostu ich przepraszała, że nie rozumie i nie ma obowiązku ich rozumieć i zaczęła obsługiwać kolejną osobę w kolejce lub przechodziła do swoich innych obowiązków. Nie reagowała na żadne krzyki czy fochy. Jak sama mówiła, większość nagle umiała po angielsku lub po polsku coś powiedzieć. I o ile nie były to przekleństwa czy obelgi to jeszcze obsłużyła, w innym wypadku ich wypraszała.
Odpowiedz@Billie_Jean: To często zwykłe lenistwo, a poczucia wyższości używają jako wymówki. Nie powie, że nie uczy się języka, bo jest tępym, ograniczonym umysłowo leniem, tylko powie, że on jest taki cwany, mądry i niech inni uczą się jego języka. Albo jeszcze celowo będą wkur... sprzedawcę, gadają do niego w swoim języku. Ubaw po pachy, bo ten idiota nie rozumie. Tylko kto tak naprawdę jest idiotą?
OdpowiedzSłużbowo jeździłam na targi do Berlina, targi międzynarodowe, spotykałam tam wiele osób, które nie mówiły po angielsku, ale uważały, ze jeśli głośno i powoli będą do mnie mówić to w magiczny sposób okaże się że jednak znam hiszpański, portugalski, włoski, niemiecki, ale też właśnie chiński czy hinduski. To typowe zjawisko
Odpowiedz@maat_: Bywałam na targach międzynarodowych (służbowo - a jakże) i nie tylko w Berlinie. Nigdy nie zetknęłam się z sytuacją, żeby ktoś próbował ze mną rozmawiać w swoim języku - zawsze był to jeden z języków tzw. międzynarodowych (angielski, niemiecki, francuski).
Odpowiedz@katem: Szczęściara, spotykało mnie to nagminnie
Odpowiedz@katem: Ja natomiast nie spotkałam się z tym, żeby ktoś mówiący innym językiem chcąc się ze mną skomunikować typował mówienie po francusku czy hiszpańsku (o ile nie byłam w jednym z krajów, gdzie ten język jest powszechny w użyciu). Poza ogólnym stwierdzeniem, że część języków jest "międzynarodowa" i powszechna, to prawda jest taka, że w kontakcie z normalną częścią społeczeństwa (bo nie mówię o urzędnikach, naukowcach i innych od których wymagana zawodowo może być znajomość jakiegoś języka)trzeba stawiać na język, który może być u nich powszechny. Stąd założenie, że Polacy dobrze rozumieją i znają rosyjski wynika chyba tylko z tego, że Ukraińcy mierzą nas swoją miarą - oni znają.
OdpowiedzW tego typu zachowaniu, jak wynika z moich obserwacji, wybitnie przodują Niemcy. Uber alles.
Odpowiedz@Irena_Adler: Typowe dla nich. Ja choć znam ( z przymusu, ale jednak) ten ohydny język, to zawsze im odpowiadam po polsku, jeśli o coś mnie pytają. Dopiero w momencie obrażania mnie lub mojego narodu przechodzę na ichniejszy.
Odpowiedz@Irena_Adler: Przyznaję. Wiele razy spotkałam się z tym będąc za zachodnią granicą. Na przyjazne zagajenie po angielsku padała zagniewana odpowiedź: jestem Niemcem i będę mówił po niemiecku!
Odpowiedz@Littlefingers_Throat: i rozczarowujące jest dla mnie też to, kiedy podróżuję ich autostradami. Ruch międzynarodowy, oni - kolebka Unii Europejskiej i jej kręgosłup, multikulti w Berlinie, a menu w przydrożnych restauracjach wyłącznie po ichniemu.
Odpowiedz@Irena_Adler: ostatni bastion niemieckości- karta dań. Trochę śmieszne, trochę smutne.
Odpowiedz@Littlefingers_Throat: sami sobie zgotowali ten los:)
Odpowiedz@Irena_Adler: Hm. Niedawno w przygranicznej miejscowości turystycznej kupowałam pocztówki i coś tam jeszcze. Po niemiecku, język znam. Sprzedawca wychwycił jednak akcent, podziękował i pożegnał się po polsku. Sądząc z jego wymowy, na sto procent nie był Polakiem - ot, zwykły Niemiec, ale z godnym pochwały podejściem do zagranicznego klienta. Zdarzyło się więcej niż raz.
Odpowiedz@Kikai: mi też kiedyś kanar podziękował po polsku za okazanie biletu ;)
Odpowiedz@Kikai: Klient to klient. Nie ma narodowości - jest po prostu zarobkiem, ale faktycznie to zawsze bardzo miłe, jeśli w przygranicznych miejscowościach, sklepach mówią w twoim języku - nawet jeśli słabo.
Odpowiedz1. Wziąć cienki, prosty kijaszek odpowiedniej długości. 2. Na jednym końcu wywiercić dziurkę (żeby wyszło coś jak igła). 3. Przewlec sznurek. 4. Przywiązać do lady. 5. Zamontować haczyk do odwieszania kijka. 6. Na kijku napisać po rosyjsku: ''Sprzedawca nie zna rosyjskiego. Pokaż mu, co chcesz kupić, a na pewno się dogadacie". Ten sam komunikat można wydrukować na kartce, włożyć do koszulki ochronnej i nakleić na ladzie. 7. Mniej straconych nerwów (obustronnie) => profit.
Odpowiedz@Peppone: niestety pomysł nie jest aż tak genialny jak myślisz. 1. Nikt nie da mi zgody na To, bo wygląd mojego miejsca pracy ustala główną centrala 2. Jak w widocznym miejscu znajdzie się kartka napisana cyrylica to przysięgam, zw znajdą się geniusze, którzy pomyślą "ktoś to napisał, ktoś tu mówi po naszemu!" I będzie się wykłócać o rozmowę z ta osoba
Odpowiedz@Izamirabela: co do pierwszego niewiele poradzę. Możesz mieć taki kijaszek pod ladą i podawać delikwentowi w miarę potrzeby. Co do kartki - taktyka zdartej płyty. Cokolwiek powie delikwent - pokazujesz na kartkę i odpowiadasz - ''nie panimaju''.
OdpowiedzO z tym, że "na pewno zna język" to prawda. Ja już się nauczyłam, żeby przy wyjeździe za granicę nie uczyć się zdania "nie umiem mówić w języku X" w języku "tubylców". Bo wtedy jest wniosek, że skoro zna się jedno zdanie to na pewno zna się dużo...
Odpowiedz@Peppone: Przecież w historii jest o pokazywaniu...
OdpowiedzW mojej przedostatniej pracy, też niestety handel, ze względu na lokalizację przewijało się mnóstwo cudzoziemców. Ruscy to była zmora. Było dokładnie tak, jak piszesz - nie dość, że gadali po swojemu, mimo że nic nie rozumiałam, po angielsku nie rozumieli z kolei oni, to jeszcze się wściekali się na mnie - a ja na nich, bo co trzeba mieć w głowie, żeby jechać do obcego kraju i nie znać ani tamtejszego języka, ani chociaż angielskiego? Do podstawowej komunikacji naprawdę wystarczy kilkanaście podstawowych zwrotów. Drudzy w kolejce byli Chińczycy, ale oni przynajmniej się nie wkurzali.
Odpowiedz@popielica: Ej, a odwrotnie - jeśli jest tyle klientów rosyjskojęzycznych, to co za problem się nauczyć tych kilku podstawowych zwrotów? Łatwiejsze to, niż zmusić wszystkich, żeby się nauczyli po twojemu, przy okazji masz i rozwój osobisty, i handel lepiej idzie - czysty profit.
Odpowiedz@avtandil: gdyby to był mój punkt i kasa ze zwiększonych obrotów szła by do mojej kieszeni, tak bym pewnie zrobiła. Albo gdyby chociaż zależało mi na tej pracy. Jako zwykły robol na śmieciówce, nie mający do handlu serca ani trochę i szukający w międzyczasie pracy w zawodzie - nie miałam w tym żadnego interesu. Języków znam kilka, rosyjskiego jeszcze nie, kiedyś się za niego pewnie wezmę, ale z własnej woli. Zresztą nie zmienia to faktu, że to ja byłam w swoim kraju, wykazywałam się też inicjatywą próbując porozumieć się po angielsku, którego znać nie musiałam.
Odpowiedz@avtandil: Ale to nie oni (sprzedawcy) są w Rosji/na Białorusi/na Ukrainie tylko są w Polsce, a językiem urzędowym jest język polski. Jeżeli nie znają - ok. Myślę, że dogadają się po angielsku nawet jak to będzie "Me want water and I do to toilet. Please key."
Odpowiedz@Nehelenia: turysta obsługiwany przez personel mówiący w jego języku w stopniu chociaż komunikatywnym jest bardziej zadowolony, bardziej skłonny do zostawienia napiwku (ważne dla kierowców czy kelnerów), chętniej wróci w to miejsce (ważne w przypadku turystów pozostających w danym mieście co najmniej kilka dni) a widząc tabliczkę z językami w których mówi personel chętniej skorzysta akurat z tej usługi. Gdy pracowałem w przewozie osób na pojazdach obok reklamy i cennika oraz na stronie internetowej umieszczono nam informacje o językach w których mówią kierowcy (oprócz angielskiego były osoby mówiące w niemieckim i rosyjskim oraz po jednej osobie z językiem włoskim, norweskim i hebrajskim). Okazało się z dnia na dzień, że łatwiej o klienta z tych krajów ;-)
OdpowiedzZnam rosyjski bardzo dobrze i lubię ten język, ale jak ktoś w Polsce do mnie podchodzi i od razu zaczyna mówić po rosyjsku czy ukraińsku (ten język też rozumiem) to krew mnie zalewa i udaję że nie rozumiem. Niestety właśnie przyjaciele ze wschodu celują w takim zachowaniu, nigdy mi się nie zdarzyło, żeby przedstawiciel innej nacji podszedł do mnie i zaczął mówić w swoim języku nie pytając wcześniej czy go znam ;-)
Odpowiedz@kokosanka: Może wyglądasz na taką co zna rosyjski :D
Odpowiedz@imhotep: Na pewno właśnie w tym rzecz ;-)
Odpowiedz@kokosanka: Krasna Kokosanka. ;-)
OdpowiedzPracuję z Ukrainkami (w Polsce) i najlepsze jest to, że część z nich też próbuje się ze mną po ukraińsku porozumieć i są święcie oburzone, że jak ja mogę ich nie rozumieć :)
OdpowiedzTeż się dziwię zważywszy, że ukraiński nie różni się od polskiego dużo bardziej niż słowacki. Całe zdania potrafią brzmieć identycznie w obu językach. Brak możliwości porozumienia świadczy o braku woli przynajmniej jednej ze stron.
Odpowiedz@Jorn: Bzdura. Zdarzyło mi się mieszkać z Ukraińcami - owszem, rozumiałam pojedyncze słowa czy zwroty, ale to niekoniecznie zawsze wystarczy żeby zrozumieć wypowiedź...
Odpowiedz@Jorn: No patrz, a moi znajomi Ukraińcy mówią, że te podobieństwa tylko się nam wydają, a w rzeczywistości ukraiński jest do nauki dla nas o wiele trudniejszy niż rosyjsk.
Odpowiedz@Nehelenia: @Jass: Nigdy się ukraińskiego nie uczyłem, a rozumiem niemal równie dobrze, jak rosyjski, którego uczyłem się osiem lat. Białoruski jest jeszcze łatwiejszy.
OdpowiedzProblem jest w tym, ze takie osoby nie chca sie nauczyc jezyka. Znam polakow, ktorzy od 5 lat pracuja w Anglii i dalej nic po angielsku nie mowia. Do sklepow chodza tylko polskich, a jak musza do angielskiego sklepu to gadaja po polsku. Jak pytalam czemu nie naucza sie jezyka to odpowiadaja, ze oni nie beda uczyc sie jezyka wroga i ogolnie anglicy ich wyzyskuja wiec oni w tym jezyku mowic nie chca i wez tu badz czlowieku madry :)
Odpowiedz@healthandsafety: No ale te "polish shop" są obsługiwane przez jakichś sikhów czy innych Pakistańczyków co po polsku ani słowa ;) Przynajmniej takie odniosłem wrażenie jak odwiedziłem kilka razy londek. Inna rzecz że w UK nawet generalnie ludzie są przychylnie nastawieni i nawet melepeta co języka nie zna się jakoś dogada.
Odpowiedz@healthandsafety: Najgłośniej o wyzysku wrzeszczą ci, którym nie chce się nic ze sobą zrobić, czyli właśnie poduczyć się języka, wyrobić parę prostych certyfikatów itd. Dodatkowo często-gęsto są to jełopki, które wolą pracować na czarno. A ja mam na to jedną odpowiedź - tak ci źle w UK, Irlandii czy gdziekolwiek cię wywiało? Spakuj manele i wracaj do Polski. Gwarantuję, że po paru miesiącach jeden z drugim by zatęsknił do "dyskryminacji i wyzysku" za granicą. ;)
OdpowiedzJeśli ktoś od kilku lat bywa, lub mieszka w Polsce, i upiera się, żeby mówić w sklepie w innym języku, to albo jest leniem/durniem, który przez tyle czasu nie opanował choćby podstaw, albo okazuje brak szacunku. Zresztą może część tych przybyszów polski zna, tylko uważają, że im się należy, żeby to do nich się dostosować? No więc nie - to jest Polska, i bardzo popieram odmowę używania rosyjskiego. Mówienie w języku przybysza to uprzejmość, nie obowiązek, nikt nie ma prawa tego wymuszać. Żeby nie było - uczyłam się "na poważnie" trzech języków obcych (angielski, niemiecki, rosyjski), wszystkie opanowałam na co najmniej przyzwoitym poziomie, więc ta opinia nie wynika z mojego wygodnictwa. Ale pomysł, że jakieś "języki międzynarodowe" mają być ważniejsze, uważam za odrażający. Angielski stał się popularny w świecie nie dlatego, że jest lepszy, tylko dzięki arogancji Anglików, którzy, kolonizując jakiś kraj, odmawiali uczenia się lokalnych języków, a żądali, żeby wszyscy dostosowywali się do nich. Tymczasem nasi zawsze podchodzili do tematu na zasadzie "no tak, polski jest taki trudny, to mówmy po twojemu...". Akurat dla Rosjan/Białorusinów/Ukraińców polska wymowa nie jest zbyt trudna, niech się przyłożą.
Odpowiedz@Naa: Niekoniecznie. Są bardzo trudne języki i polski do nich należy. Dla Rosjan nauczenie się paru zwrotów po polsku to nie jest wielki problem, ale już dla Niemców, Anglików i innych nie-Słowian to jak najbardziej. Dlatego miło by było, jakby potrafili się po polsku dogadać, ale czasami to ponad ich możliwości. Za to angielski jest traktowany jako język uniwersalny, więc każdy powinien znać przynajmniej kilka podstawowych zwrotów w tym języku, żeby w razie czego się ze sobą porozumieć. Po prostu polskie głoski dla wielu ludzi są wręcz niemożliwe do wymówienia. Czasami bardziej dla jaj mówię znajomym Irlandczykom, jak coś się wymawia po polsku i w wielu przypadkach nie jestem w stanie ich zrozumieć, kiedy po mnie powtarzają.
Odpowiedz@pasjonatpl: A umiesz wymówić prawidłowo klasyczne angielskie th w słowie "the"? A w słowie "three"? Prawie żaden cudzoziemiec nie umie, zresztą w większości języków tych głosek nie ma. (W Polsce dzieciom w szkołach każe się wymawiać w tym miejscu nasze "w" albo "f", i - ile wysiłku wymaga, żeby później, gdy źle się nauczysz, zacząć SŁYSZEĆ różnicę między nimi, nie mówiąc o wyartykułowaniu...) Ale Anglicy się nie przejmowali, że to trudne, tylko wymagali. A my nie, i kto teraz ma lepiej?... Angielski jest językiem znanym niemal wszędzie, i sama, gdy pisałam z Chińczykiem na Ebayu, to owszem - po angielsku. Ale nie jest prostszy do nauczenia się (nie mówię teraz o "murzyńskim" angielskim ze szczątkową gramatyką, tylko o prawdziwym języku), ani bardziej logiczny, a jeszcze bywa strasznie nieprecyzyjny... Gdyby to polskiego uczono już kilkuletnie dzieci, na całym świecie, to wszyscy by się do naszego "śćź" przyzwyczaili, i nie robiliby sprawy.
Odpowiedz@Naa: Nie. Nie potrafię wymówić tego perfekcyjnie, ale na tyle dobrze, żeby brzmiało zrozumiale. Być może masz rację i każdy mówiłby po polsku, gdybby wszędzie uczono tego języka od dziecka, ale tak nie jest i jest w czołówce najtrudniejszych języków w Europie, a może i na świecie. Więc cały czas podtrzymuję swoje zdanie. Mi się zdarzało być w miejscach, gdzie nie potrafiłem się porozumieć w żadnym znanym mi języku, ale wtedy brałem ze sobą słownik. Zresztą już wielokrotnie się przekonałem, że jeśli mimo bariery językowej ktoś chce się z tobą dogadać, to się dogadacie. Tak samo parę razy zdarzyło mi się w Polsce, że dana osoba w żaden sposób nie chciała się porozumieć, gdyż reprezentowała podejście do klienta rodem z dawnego ustroju, i nic nie wskórałem mimo że płynnie mówię po polsku.
Odpowiedz@pasjonatpl: Ale właśnie o to w tej historii chodzi - o ludzi, którzy czegoś chcą, ale nie na tyle, żeby postarać się dogadać. Różnica między naszymi językami jest niewielka, słowniki znane na całym świecie, i uważam, że gdyby chcieli, to by mogli. To raczej wersja zjawiska, opisanego przez @healthandsafety - sposób na okazywanie wrogości, nie wprost, ale dość jasno, żeby dało się odczuć.
OdpowiedzPrawie żaden cudzoziemiec nie umie wymówić poprawnie "the" czy "three"?! :D Skąd takie statystyki? To wbrew pozorom wcale nie najtrudniejsze słowa do wymowy w języku angielskim, naprawdę wystarczy trochę praktyki i zapewniam, że wszystkie potrzebne głoski są jak najbardziej możliwe do wymówienia przez Polaka.
Odpowiedz@Naa: "Angielski stał się popularny w świecie nie dlatego, że jest lepszy, tylko dzięki arogancji Anglików, którzy, kolonizując jakiś kraj, odmawiali uczenia się lokalnych języków, a żądali, żeby wszyscy dostosowywali się do nich." To samo robili kolonizatorzy francuscy, hiszpańscy, portugalscy, holenderscy i nawet niemieccy, a żaden z tych języków nie osiągnął pozycji, jaką obecnie cieszy się angielski. Uważam, że na popularność angielskiego to przede wszystkim zasługa amerykańskiej "kolonizacji" kulturowej. Nawet w demoludach ludzie słuchali amerykańskiej muzyki i oglądali amerykańskie filmy. Aż do czasów II Wojny Światowej to francuski był językiem dyplomacji. Po wojnie utracił swoją pozycję na rzecz angielskiego. Właśnie dlatego, że to USA stały się w tym czasie supermocarstwem gospodarczym i militarnym.
Odpowiedz@Fomalhaut: do tego, jeśli chodzi o angielski same w sobie podstawy podstaw, ot żeby zapytać o drogę czy nie zdechnac z głodu w sklepie, są stosunkowo proste w porównaniu z innymi językami. Dopiero jak chcesz być w stanie w miarę swobodnie pogadać w tym języku musisz się bardziej wysilać.
Odpowiedz@pasjonatpl: Wszystko to jest lenistwo. Ja wyjechałam za granicę na studia do Portugalii. Z początku "fuj, język ohydny, skomplikowany, trudny NIE BĘDĘ SIĘ GO UCZYĆ, BO ZA TRUDNY". Ale jak posłuchałam, osłuchałam się po paru tygodniach to próbowałam mówić - mówiłam z błędami, ze złym akcentem - ale mówiłam. Byłam zrozumiała. Nikt nie wymaga od obcokrajowców by mówili perfekcyjnie "Cześć, Dzień Dobry. Życzę sobie zaopatrzenia się w ogórki, wątróbkę, wódkę i jabłka. Dziękuję", ale już nawet skinięcie głową na dzień dobry i powiedzenie "woda, yepko, vodka and ogorick please" będzie ok.
Odpowiedz@katzschen: "Prawie żaden cudzoziemiec nie umie wymówić poprawnie "the" czy "three"?! :D Skąd takie statystyki?" Nie potrzebuję statystyk, ja tę różnicę słyszę, wystarczy, że włączę telewizor, albo obejrzę film bez lektora (czyli tak, jak zdecydowanie wolę). Inaczej brzmią te słowa, gdy wymawia je np. Amerykanin, inaczej, gdy Brytyjczyk, a całkiem inaczej, gdy po angielsku mówi Polak czy Niemiec. Pewnie, że my też możemy to wymówić jak "posh" Brytyjczyk po prywatnej szkole, tylko najpierw trzeba zauważyć różnicę, a w szkołach tego nie uczą. @Fomalhaut: No, i potwierdzasz moje zdanie: angielski wygrał z przyczyn politycznych i obyczajowych, a nie dlatego, że jest szczególnie łatwy do nauczenia :)
OdpowiedzZ racji miejsca zamieszkania wiem jedno, żaden Włoch nie będzie się męczył z obcym językiem. Albo ty cudzoziemska niedojdo mówisz po ichniemu, albo to ty masz problem. I najciekawsze, że wszyscy cudzoziemcy uczą się włoskiego błyskawicznie. Cud jakiś. To tylko Polakom wmówiono kompleksy na temat swojego kraju i swojej mowy.
Odpowiedz@misiafaraona: Zgadzam się - daliśmy sobie wmówić, że nasz język jest jakiś szalony, pokręcony, nie do wymówienia dla normalnych ludzi, bo ma takie trudne głoski, i gramatykę, i że żaden Europejczyk nie powinien być zmuszony do mierzenia się z tym naszym narodowym dziwactwem... A gramatyka jest bardzo podobna do łacińskiej i niemieckiej, wiele języków azjatyckich też ma miękkie głoski, jak ć czy ś, i w ogóle - naprawdę nie trzeba być mutantem, żeby sobie poradzić z polskim. My naprawdę mamy (jako naród) mentalność kraju postkolonialnego - co nasze, to z definicji gorsze. Obce języki są przydatne (nie sposób zaprzeczyć!) ale dumni powinniśmy by z naszego.
Odpowiedz@Naa: Polska gramatyka jest trudna. Nie mam większych problemów z nauką hiszpańskiej gramatyki. Gramatyka angielska, poza czasami, jest dość prosta. Niemiecka ma podobne reguły do polskiej, ale ze względu na występowanie rodzajników automatycznie wiadomo, czy dany rzeczownik jest rodzaju męskiego, żeńskiego czy nijakiego. Ogólnie mają bardziej sztywne ramy, jeśli chodzi o gramatykę. W polskim jest mnóstwo wyjątków, a czasami rozpoznawanie rodzaju rzeczownika odbywa się bardziej intuicyjnie. Żaden problem dla nas, bo posługujemy się nim od dziecka, ale dla obcokrajowców? Nie mam większych problemów z angielską czy hiszpańską gramatyką (tej się cały czas uczę, ale na razie idzie mi całkiem dobrze), ale z polską miałem w szkole potworne problemy, choć ogólnie z polskiego miałem dobre oceny. Więc skoro miałem spore problemy z gramatyką w ojczystym języku, a z gramatyką w językach obcych znacznie mniejsze, to coś jednak mówi o skali trudności. Oczywiście jak ktoś przyjeżdża do Polski na dłużej, to powinien uczyć się języka. Znałem kiedyś faceta, który płynnie mówił po arabsku, francusku, angielsku i jeszcze paru językach, ale mimo wieloletniego pobytu w Polsce ciągle miał problemy z wymową i czasami popełniał błędy. Ja z kolei obecnie uczę się hiszpańskiego i nie mam większych problemów z wymową czy gramatyką. Lepiej mi idzie nauka gramatyki hiszpańskiej niż kiedyś polskiej. Zasady są podobne, ale jednak prostsze. Tak swoją drogą to proszę bardzo. Jak uważasz, że wszyscy przyjeżdżający do Polski powinni mówić w naszym języku, to rozumiem, że przed wyjazdem na Węgry opanujesz ten język, bo wcale nie jest taki trudny. @misiafaraona: W jakiej części Włoch mieszkasz? Byłem tylko w Apulii i w Rzymie. Na południu rzeczywiście ciężko było z angielskim i słownik był bardzo pomocny, ale w stolicy każdy gadał po angielsku. Kwestia kasy, jaką mają z turystyki. W miejscach najbardziej obleganych bez problemu się dogadasz po angielsku. Takie są moje doświadczenia z paru miejsc.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 27 grudnia 2017 o 18:30
@pasjonatpl: Jeśli będę się wybierała na Węgry, to na pewno nauczę się nazw najważniejszych rzeczy, które będę mogła chcieć tam kupić w sklepie, i zwrotów grzecznościowych, których jeszcze nie znam - bo kilka znam, zaprzyjaźnieni sąsiedzi mieli gości w Węgier, i parę słów już podłapałam. Zaopatrzę się też w słowniczek/rozmówki/translator. Jeśli kiedyś postanowię tam zamieszkać, albo bywać regularnie, nauczę się więcej. Trochę dobrej woli, i chęci nauki języka kraju, w którym się jest, jest ważniejsze, niż nieskazitelna gramatyka.
OdpowiedzPolski JEST trudny. Nam się wydaje, że przecież tak jak w każdym innym języku trzeba się ot, nauczyć słówek i zapamiętać odmianę czasowników - ale tak naprawdę nie ma porównania z np. językami romańskimi czy germańskimi. Ja poczułam to bardzo wyraźnie, kiedy sama próbowałam nauczyć kogoś polskiego. Uczyłam się zresztą 10 języków europejskich na przestrzeni lat (nie znaczy to, że teraz się nimi posługuję, czasem były to kilkumiesięczne epizody;)) i jedynym o stopniu trudności porównywalnym do polskiego był baskijski ;)
Odpowiedz@Naa: No to jestem pełen podziwu. Masz smykałkę do nauki języków. Raz byłem w Budapeszcie. Angielskim posługuję się na tyle dobrze, że studiuję w tym języku, nauka hiszpańskiego idzie mi całkiem nieźle, w każdym kraju, w którym byłem, potrafiłem nauczyć się przynajmniej paru słów i je wymówić, ale węgierski... Raz byłem w Budapeszcie. Na wszelki wypadek miałem ze sobą słownik, ale na szczęście nie był mi potrzebny, bo wszyscy dobrze mówią po angielsku. Ten język jest naprawdę bardzo trudny.
Odpowiedz@pasjonatpl: Na Węgrzech po Angielsku? Chyba w samym Budapeszcie. Zwiedziłem Węgry i Jedyny akceptowalny dla nich język obcy to Niemiecki. Po Polsku wielu znało zwrot "Polak Węgier dwa bratanki....."
Odpowiedz@Naa: To ci pomogę :"Jurka podkówano" - na powitanie, kessele jak coś dają, i aby było miło: "Két magyar unokahúga, a kard és az üveg"
Odpowiedz@thebill: Tak. W Budapeszcie. Nigdzie indziej na Węgrzech nie byłem. Tam można bez problemu porozumieć się po angielsku, więc nie miałem problemów.
Odpowiedz@pasjonatpl: Na stałe mieszkam na Sycylii, ale i na północy mają podobne podejscie. I nie mówię o miejscach typowo pod turystów.
Odpowiedz@pasjonatpl: Myślę, że moje zdolności językowe są przeciętne, ale właśnie o to mi chodzi - różne języki są trudne dla różnych osób, i różne rzeczy mogą sprawiać trudności. Akurat dla mnie te trochę węgierskich słówek problemu nie stanowiło, a np. w rosyjskim miałam problem z taką głupotką, jak połączenia głosek twardych i miękkich - całkiem inne, niż w polskim, chociaż oba języki niby blisko spokrewnione. @pasjonatpl, @katzschen: Poziom trudności może zależeć od bardzo wielu czynników, i masa z nich jest subiektywna. Nie twierdzę, że polski jest bardzo łatwy, tylko, że jest wiele innych języków, które są równie trudne, a ludzie się ich uczą, i nie narzekają (np. bo maja motywację, jakiej nie ma anglojęzyczny pracownik korporacji, oddelegowany do Polski na dwa lata - bo w firmie i tak obowiązuje jego język, więc co się będzie wysilał?). A nastawienie też dużo zmienia; jak ktoś wierzy, że "tego ciężko się nauczyć", no na 99% będzie trudno. Jak nie "wie", że trudno, może nie zauważy? ;) @thebill: Dzięki, akurat węgierskie "dzień dobry" i "dziękuję" były pierwszymi słowami, jakich się nauczyłam. Na razie nie wybieram się na Węgry, więc tak bardzo mi się nie śpieszy z dalszym nauczaniem akurat tego języka.
OdpowiedzZauważ, autorko, ze Polacy robią dokładnie to samo wszędzie, gdzie są. Kto pracował w branży turystycznej ten wie. Teraz dla tych niedorozwojów są nawet "polskie strefy" żeby nie musieli się wysilać... I o ile każda nacja ma takich "geniuszy", o tyle tylko Polacy i Francuzi mają swoje strefy na wyjazdach, oraz tylko te dwie nacje uważają że gdzie nie pojadą, to lokalsi mają znać ich język.
Odpowiedz@cassis: I w jaki sposób usprawiedliwia to Ukraińców? Bo póki co, twój komentarz nie wniósł nic, prócz: "A Polacy też!"
Odpowiedz@cassis: prawda jest taka, że od turysty, który przyjeżdża do danego kraju na wakacje to tak naprawdę nie wymaga się znajomości języka, ot co najwyżej miło by było znać zwroty grzecznościowe. Dużym problemem natomiast jest jak ktoś przyjeżdża do pracy w danym kraju i mając w perspektywie dłuższy pobyt wypadałoby się danego języka nauczyć, chociażby w stopniu z grubsza komunikatywnym. Nie wymagam żeby taki Ukrainiec od momentu miniecia granicy z automatu rozmawiał że mną o literaturze, filozofii czy biologii molekularnej ale na litość Boską niech bedzie w stanie zrobić podstawowe zakupy. A brak chęci nauczenia się języka kraju, którego się jest rezydentem/ mieszkańcem uważam za karygodne- nieżależnie od narodowości. Według mnie, przed wydaniem pozwolenia na pracę, powinny być testy językowe na właśnie podstawową znajomość języka.
Odpowiedz@alexiell: co innego w pracy, co innego w sklepie. W pracy język MUSI znać brygadzista, aby odebrał polecenia kierownika, a z brygadą niech gada jak chce, operr i tak zbierze on jak coś jest nie tak.
Odpowiedz@thebill: chyba się nie zrozumieliśmy... mnie to lotto po jakiemu oni gadają w pracy- ja mieszkam w Polsce ale w pracy posługuje się przede wszystkim angielskim. Inni moi znajomi pracują po francusku czy niemiecku. Niech w pracy mówią tak jak ich pracą wymaga. W moim komentarzu powyżej chciałam zwrócić raczej uwagę na to, że przyjeżdżając do danego kraju mając w perspektywie wielomiesięczny/letni pobyt to nieznajomość języka za poziomie przynajmniej "Kali jeść, Kali pic" jest karygodna i uniemożliwia funkcjonowanie w społeczeństwie nawet w tak podstawowych sprawach jak zrobienie zakupów.
OdpowiedzPodsumuje to tak: Na Węgrzech na sklepach jest napis "Mówimy po Polsku" Nasz klient - nasz Pan. A Ciebie z roboty powinni zwolnić za utrudnianie życia kiientom.
Odpowiedz@thebill: Nick zobowiązuje.
OdpowiedzNie możesz w opisanej sytuacji zacząć wydawać jakiś nieartykułowanych odgłosów? Mam na myśli dzwięki typu: "yyyyyyyy" przeciągłe, warczenie, szczekanie, miauczenie, gwałtowne odbijanie, naśladowanie odgłosów vomitu, defekacji, diurezy, depurtacji, gazów trawiennych, tudzież wręcz defloracji (!). Zaskoczony Ukrainiec czy inny Czeczen otrzymałby potencjalną motywację do opanowania podstaw polskiej mowy.
OdpowiedzBanderowcy jacyś?
OdpowiedzZałatw sobie służbowy wskaźnik laserowy dla tych niemych :)
OdpowiedzWreszcie znalazłam kogoś kto też się z tym spotkał! Pracowałam w sklepach odzieżowych w galerii w Rzeszowie. Nigdy nie uczyłam się języka rosyjskiego. I przychodzi mi jakaś para, trzymają w ręku ubrania, zapewne do zwrotu. I mówią w tym swoim języku, którego ja nawet rozpoznać nie potrafię. Mówię do nich że nie rozumiem, i mówię to w języku polskim i widzę że mnie rozumieją, bo powtarzają i tłumaczą, ale dalej w swoim języku. Po polsku nic. Mówię po angielski, a oni dalej po swojemu. To naprawdę jest wkurzające. Na miejscu autorki zrobiłabym to samo ;).
Odpowiedz