Magia Świąt.
Wczoraj po świątecznej obiadokolacji ze znajomymi usiedliśmy w salonie i rozmawialiśmy. Koło 20 rozlega się dzwonek z furtki i nim ktoś zareagował, łomotanie w drzwi - kolędnicy. Jako tymczasowa głowa rodziny wychodzę z lekko podniesionym ciśnieniem i grzecznie mówię, że kolędników nie przyjmujemy.
W odpowiedzi słyszę równie kulturalnie od na oko 13-latka "A to spie*dalaj k*rwa". Zamknąłem drzwi, już mam się oddalać gdy słyszę huk. Otwieram ponownie i widzę rozbitą lampę ogrodową oraz tego gówniarza biegnącego do furtki. Nie jestem jakoś super wierzący, ale chyba Bóg spojrzał na niego złym okiem, ponieważ dosłownie metr przed wyjściem pięknie wywinął orła na kostkę.
Pozostali uciekli, więc zgarnęliśmy lotnika no i krótka piłka - wzywamy policję. Młody zaczął płakać, smarkać i błagać, że nie, że proszę bo mamusia okrzyczy. Widząc jaki młody ma strach do matki, wezwaliśmy właśnie ją.
Mama przyjechała, wysłuchała co synek zrobił i potem zrobiła coś (według mnie) pięknego - wydarła się na syna, wytargała za ucho i wrzuciła do samochodu, potem podeszła przepraszając za "tego małego idiotę", zapłaciła za lampę + mimo protestów za szkody moralne jak to sama ujęła (Lampa +- 200 a dała 400) i dziękując za telefon do niej, odjechała.
Święta Kolędnicy
Mam pytanie : skąd znaliście numer do mamusi ? Jak udało się wydobyć dane od chłopaka? Bo miałam podobny przypadek, ale dopiero policja ustaliła, jak chuligan się nazywa i kontakt do rodziców...
Odpowiedz@Arielka: Też się zastanawiałam, ale podejrzewam, że skoro gówniarz od początku zaczął smarkać i płakać ze strachu to wydobycie danych mogło nie być takie trudne.
Odpowiedz@Arielka: Unieruchomiony,wystraszony dzieciak . Pewnie sam podał numer do matki.
OdpowiedzI matka okazała się gorsza od policji
OdpowiedzJak dzieciak błaga, żeby nie policję, to chyba nie tak trudno wydobyć od niego numer do matki? Choćby najprostszym "numer do matki albo jednak policja". Mogę się założyć, o sporo, że taka metoda zadziała.
OdpowiedzMatka albo policja. Prosta opcja, albo dowie się tylko matka, albo policja i matka, bo przecież policjanci samego gnojka nie puszczą.
Odpowiedz@Arielka: Do przesluchan to ty sie nie nadajesz.
Odpowiedz@Arielka: Po prostu daliśmy mu ultimatum: Albo da nam telefon do matki, albo dzwonimy na policję i wtedy i tak przyjedzie.
Odpowiedz...Albo był cwańszy niż na to wyglądał, i od samego początku zamierzał w ten sposób się wywinąć od wezwania policji ;) Niektóre smarkacze mają dobre zdolności aktorskie.
OdpowiedzDziwne zwyczaje u was panują, że się chodzi z portfelem wypełnionym stówkami. Ale może się nie znam.
Odpowiedz@Dominik: I do tego jakieś medium skoro wiedziała skąd odebrać syna. Nie pomyślałeś, że może przez telefon pokrótce dowiedziała się o zarysie całej sytuacji?
Odpowiedz@Dominik: Wcale nie musi być dziwne. Jak kobieta dostała telefon, że jej syn coś przeskrobał to mogła kasę ze sobą zabrać, albo po prostu pobrała z pobliskiego bankomatu. A mogła też być po prostu bogata... Możliwości wiele. Nie jest sprecyzowane i nie jest to też najważniejsza część historii.
Odpowiedz@Imnotarobot: Może i nie jest najważniejsza, ale daje podstawy do podważania jej prawdziwości, co zresztą widać wyżej - a skąd numer, a skąd pieniądze w takiej ilości itp. Jakby nie było, nie jest to jakaś zwyczajna sytuacja.
Odpowiedz@Dominik: Bez przesady, 400zł to nie tak dużo w portfelu, nie wszyscy korzystają z elektronicznych płatności, zwłaszcza w okolicach świąt.
Odpowiedz@kitusiek: Przecież to całkiem logiczne, że skoro matkę wezwano, żeby odebrała synalka, to wyjaśniono jej choćby pobieżnie, co jej ananasek przeskrobał. W dodatku ta obawa przed policją, i dopłata za "straty moralne" wyglądają, jakby to nie był jego pierwszy podobny numer - kobieta wolała nie ryzykować, że @Althing jednak się namyśli i zgłosi wybryk, więc wzięła gotówkę, żeby uciąć sprawę w zarodku.
Odpowiedz@Naa: Ale ja wiem, że to całkowicie logiczne - nigdzie nie napisałem, że uważam to za kolejną bajkę na Piekielnych. Napisałem, że brak takich informacji może być podstawą do stwierdzenia, że to bajka - tak jak to robią osoby wyżej - "a skąd miała gotówkę, a skąd numer do matki, pewnie z tyłka jak cała historia". Sytuacja jest o tyle "niezwykła", że udało się złapać sprawcę - w przeciwieństwie do praktycznie każdej historii na tym portalu - rzadko kiedy na takiego dzieciaka działa karma forte instant.
Odpowiedz@kitusiek: Wydaje mi się, że gdyby te wszystkie szczegóły jednak znalazły się w historii, to z kolei byłyby zastrzeżenia, że napisana zbyt rozwlekle, a przecież można się domyślić, co, kto, i czemu ;] Jak dla mnie wszystko jest bardzo prawdopodobne pod względem psychologicznym, i powiązane bardzo logicznie. Jedyny niezwykły szczegół, to właśnie ta wywrotka małego wandala, ale w końcu jeden raz na ileś (dziesiątej? setek?) może się zdarzyć, że sprawca nie zdoła uciec, zwłaszcza na nieznanym terenie. Swoją drogą, mam nadzieję, że te 400 pln to nie prezent, i będzie je miał potrącane po trochu z kieszonkowego, póki nie odda całej sumy rodzicom.
Odpowiedz@kitusiek: "...daje podstawy do podważania jej prawdziwości..." Oj, daje, jak najbardziej. Do powyższych wątpliwości dodam kolejną. CZYM chłopaczyna tę lampę rozwalił? Gołą ręką, czy też "był przygotowany" i trzymał po kieszeniach kamienie? @Imnotarobot: No, masz rację, na biednego nie trafiło skoro mamuśka pod adres podjechała furą. Ale tak sobie myślę, że skoro wiedziała co synek nawywijał to autor nie napisałby zdania "Mama przyjechała, wysłuchała co synek zrobił i potem...". Ponadto, zawsze mi się wydawało, że kolędnicy chodzą w Wigilię, i że są to dzieci raczej z niezamożnych rodzin. Mają jakąś "szopkę" i jakiś repertuar... No, ale tutaj upierać się nie będę, bo chodzących po domach kolędników widziałam ostatnio pacholęciem będąc. Natomiast, prawdę mówiąc, cała historia wydała mi się wiarygodna aż do słów "zapłaciła za lampę + mimo prostestów szkody moralne jak to sama ujęła (Lampa +- 200 a dała 400)..." Bo ludzie zamożni własnie dlatego są zamożni, że kochają pieniądze, znają ich wartość i nie mają skłonności by je wydawać bez wyraźniej potrzeby. A cztery stówy, i to tuż po świętach - to jednak kawał grosza. Dla każdego. Tym bardziej, że sylwester za pasem. Zawsze powtarzam. Nie przesadzać z konfabulacją. Te dwie stówy za lampę wystarczyłoby w zupełności.
Odpowiedz@Armagedon: mógł jeszcze kopnąć, jeżeli lampa była niska, powiedzmy 40 cm (są takie)...
Odpowiedz@Armagedon: oj głupi ty, głupi albo na siłę szukasz. Zastosuj się do własnej rady i nie przesadzaj. Sporo lamp można skasować z buta. Kamień w ogrodzie kogoś by zdziwił? Akcesoria kolędnicze często są na kiju: gwiazda, łeb turonia... A 200 zł żeby dzieciak nie dostał kuratora i by uniknąć skandalu typu "syn adwokata wandalem" to nie jest drogo.
Odpowiedz@Armagedon: Ależ się silisz na udowodnienie, że historia to zmyślenie. Niby co jest nieprawdopodobnego w tym, że kobieta wolała zapłacić podwójnie i mieć pewność, że jej dziecko nie skończy z kartoteką? Po opisanym zachowaniu widać, że to była rozsądna osoba, nawet człowiek niebogaty wolałby na pewno załatwić sprawę w ten sposób niż narazić swoje dziecko na konsekwencje prawne, nie widzę w tym niczego dziwnego. A nie znając Autora nie mogła wiedzieć czy zapłata za samą lampę albo z tylko niewielką górką będzie wystarczająca, żeby go udobruchać, więc wolała zapłacić więcej i mieć spokój, no faktycznie szokujące...
Odpowiedz@kitusiek: @Dominik: Jak widzę macie tu zjazd inteligentnych inaczej?
Odpowiedz@Dominik: Nie lubię gotówki. Właściwie jej nie noszę. A dzisiaj wyjątkowo mam przy sobie kilkaset złotych. Wczoraj miałem odebrać przesyłkę za pobraniem - nie dotarła i mam gotówkę ze sobą. Coś w tym dziwnego?
Odpowiedz@Armagedon: Ja się zaczynam o Ciebie martwić... 1) Już Ci odpowiedziano, ale dodam od siebie: czy Ty uważasz, że kamienie trzeba specjalnie hodować, czy jak? Albo, że lampy są butoodporne? 2) A nie wpadłaś na to, że przez telefon otrzymała ogólny zarys sytuacji, a na miejscu szczegółowy? 3) Dobrze powiedziane: wydawało Ci się. Pozwól, że wstrząsnę Twoim światem: nie wiem skąd Ci się wzięło to przekonanie, ale już od lat '90 (wcześniej nie pamiętam) w kolędowaniu uczestniczyły dzieciaki ze wszystkich warstw społecznych. To nie jest i nigdy nie był (przynajmniej w moim rejonie oraz tylko) sposób na wykarmienie rodziny. 4) Przecież to normalne. Poza tym, co już napisano o tym, że matka nie chciała, aby jej dziecko miało problemy, to jest jeszcze zwykły wstyd. W końcu to rodzice odpowiadają za wyczyny latorośli. A sama wartość lampy nie wynagradza całej sytuacji. Ale cóż... Może mnie inaczej wychowywano i mam inną mentalność.
Odpowiedz