Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Temat historii może większości wydawać się błahy, ale podejrzewam, że nie tylko…

Temat historii może większości wydawać się błahy, ale podejrzewam, że nie tylko ja mam do czynienia z podobnymi piekielnościami życia codziennego.

Mówiąc krótko - nie lubię tańczyć. Nieistotne, czy umiem tańczyć czy nie (nie jestem w tańcu jakaś wybitnie dobra, ale wstydu nie ma), po prostu nie znoszę tej czynności. Wstydzę się tańczyć, nie bawi mnie to i kropka. Niestety powoduje to szereg piekielności wśród otoczenia.

Zaczynając od początku: moja mama od zawsze była miłośniczką wszelkiego rodzaju baletu, tańca towarzyskiego i wszelkiej maści tańca. Jako, że sama porusza się (niestety) jak słoń w składzie porcelany, całą swoją ambicję przelewała na mnie, choć od małego miałam awersję do tego rodzaju aktywności fizycznej.

W podstawówce płakałam za każdym razem, kiedy zapisywała mnie na nowe zajęcia taneczne. Nigdy nie wierzyłam w jej zapewnienia typu "tym razem ci się spodoba, zobaczysz!". Z przymusu brałam udział w prowadzonych dla mnie w bardzo nieciekawy sposób zajęciach, z których i tak niewiele wynosiłam. Zwyczajnie mnie to nudziło.

W gimnazjum zaczęłam już bardziej się "stawiać" i uciekałam ze szkoły w czasie, kiedy (zazwyczaj po lekcjach) miały być prowadzone zajęcia taneczne. W ten sposób nauczyłam się wagarować :) Oczywiście mama opłacała lekcje tańca, a ja te pieniądze marnotrawiłam nie uczestnicząc w nich, ale nie mam wyrzutów sumienia. Przecież od początku mówiłam, że nie chcę na nie chodzić.

Wypis z zajęć udało mi się wyegzekwować dopiero po którejś z kolei wywiadówce, podczas której mamuśka dowiedziała się o moich nieobecnościach.
W czasie mojej wątpliwej edukacji tanecznej, spotkania i imprezy rodzinne były dla mnie męczarnią. Nie obyło się bez zmuszania mnie do prezentowania figur, które opanowałam czy całych układów. Płacze, krzyki i symulowanie chorób przed wyjazdami nie skutkowały i tak, podczas każdego rodzinnego święta grałam rolę małpki w cyrku, którą zachwyca się podpita gawiedź.

W dorosłym życiu dalej unikam tańca. Rzadko kiedy daję się komukolwiek namówić na wspólny taniec np. podczas wesel czy innych uroczystości. Nie chadzam na dyskoteki czy do klubów, bo nadal nie przemawia do mnie taka forma rozrywki. Mój narzeczony o tym wie i na moje szczęście sam nie jest miłośnikiem wygibasów na parkiecie :)
Problemy z tym tematem nadal niestety się pojawiają. Dla przykładu dwie sytuacje wyłącznie z ostatniego czasu:

W zeszłym tygodniu miało miejsce spotkanie wigilijne mojej firmy. Impreza była w popularnym klubie, bo i dojazd i ceny przyzwoite, a ludzie dość młodzi, więc chcieli (a jakże) potańczyć z tej okazji.

Od samego początku wszyscy ciągnęli mnie na parkiet, a moje grzeczne odmowy były kwitowane stwierdzeniami, że zachowuję się jak stara babka, albo, że mam dwie lewe nogi. Nikt nie był w stanie przyswoić faktu, że nie tańczę, bo nie mam na to ochoty. Bardzo dobrze za to bawiłam się w wynajętej loży rozmawiając z ludźmi, pijąc kolorowe drinki czy szalejąc podczas gry w bilard, która również była w planach imprezy. Ten fakt jakoś umknął współpracownikom, bo przez parę dni wysłuchiwałam umoralniających kazań, jaki to ruch jest dobry dla zdrowia, i że powinnam nauczyć się tańczyć, bo narobię sobie wstydu na własnym weselu, jak poplączą mi się nogi przy "pierwszym tańcu".

Kolejna kwestia: planowanie imprezy sylwestrowej.

Z okazji zbliżającego się Sylwestra razem ze znajomymi postanowiliśmy wynająć salę, w której zamierzamy urządzić imprezę. Większość dziewczyn myślała przy planowaniu o tym, żeby był duży parkiet i dobre nagłośnienie.
Na moje pomysły, żeby zorganizować jakieś np. gry, konkursy, czy nawet planszówki dla zainteresowanych innymi formami zabawy, koleżanki parsknęły śmiechem, bo "jak się włączy muzykę i będziesz miała wygodne buty, to inne rozrywki już niepotrzebne". Na szczęście moje pomysły zostały poparte przez praktycznie całe zaproszone męskie grono i gry również się pojawią :)
Rozumiem oczywiście to, że większość ludzi lubi taniec. Ale czy bujanie się w rytm muzyki przez ok. 6 godzin to naprawdę taka świetna zabawa?

Żeby nie było: bardzo lubię aktywność fizyczną. Kilka razy w tygodniu odwiedzam basen, całe lato przejeździłam na rowerze, nie jestem otyłą i niezgrabną marudą. Nikomu nie zabraniam spędzania czasu tak, jak lubi. Ale czy naprawdę tak trudno zrozumieć, że nie wszyscy muszą lubić to samo? Bardzo mnie irytują wieczne namowy, ciągnięcie za rękę w stronę parkietu i obrażanie się, kiedy po 50 grzecznych odmowach zaczynam być niemiła dla ludzi, których naprawdę lubię, a którzy nie są w stanie zrozumieć po dobroci.

Więcej wyrozumiałości, proszę :)

by konto usunięte
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
13 21

Świetnie CIę rozumiem. Nie cierpię tańczyć, jest to dla mnie zwyczajnie idiotyczne, wole porozmawiać, właśnie pograć w gry, kalambury cokolwiek. Na szczęście rodzina szanowała moją antypatię od zawsze, ale rzeczywiście obcy ludzie maja z tym problem.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
9 19

@maat_: Dokładnie, dużo ciekawsze wydawały mi się jakiekolwiek gry, zabawy itd. Później poznałam planszowe gry rpg, bez których obecnie nie wyobrażam sobie imprezy :) W każdym razie najgorszym w tej sytuacji jest fakt bycia zmuszaną do czynności, na którą nie ma się ochoty. Jest to trochę jak gwałt, bo przecież skoro nie chcę tańczyć na żadnej imprezie, to każdy podchmielony znajomy stawia sobie za punkt honoru porwanie mnie na parkiet przy każdej możliwej okazji, by móc się później przechwalać, że to jego urokowi nie mogłam się oprzeć. Żenada.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
13 17

@elfia_luczniczka: To jest jakaś paranoja, moi dopiero kilka lat temu przyjęli do wiadomości, ze ja nie tańczę. Ale multum razy przynosili mi ulotki szkół tańca! Ale najlepsza była znajoma, kótra dała mój numer jakiejś indywidualnej nauczycielce tańca i ta kobieta zupełnie mi obca dzwoniła do mnie by umówić się na lekcje. tak natrętnej, wrednej baby a do tego despotycznej jeszcze nie spotkałam. Baba wmawiała mi kompleksy, kalectwo, brak poczucia rytmu, bycie świadkiem Jehowy i nie wiem co jeszcze by skręcić mi łeb do tyłka i zmusić do zgody na lekcje. Chora baba! W kólko powtarzała że taniec to zjawisko kulturowe i osoba, która nie tańczy jest upośledzona społecznie i nie ma kultury! Teraz mam już spokój i mam nadzieję, ze od Ciebie też się w końcu odczepią!

Odpowiedz
avatar bazienka
1 1

@maat_: rownez NIENAWIDZE tanczyc, unikam wszelkich imprez tanecznych, wesel itp., nie chodze do knajp z parkietem, bo ni lubie plasac, wydaje mi sie, ze wygladam wtedy jak osoba chora na Huntingtona ;) i to tlumaczenie sie i odmawianie 10 raz na pytania- " zle sie bawisz?", " zatancz z nami", " no chodz!", " z nami nie zatanczysz?" no NIE

Odpowiedz
avatar mijanou
10 16

Ludzie, niestety, nie rozumieją pewnych rzeczy. Ja nie lubię bawić się tylko dlatego, ze tak wypada, bo Sylwester (na przykład). No jak można nie chcieć i oświadczyć, że zostaje się w domu, ewentualnie zaprasza chętnych na posiadówę? Nieraz trzeba też zrezygnować z sylwestrowej zabawy, nawet, jeśli się ma ochotę bo w domu zwierzaki a zwłaszcza pies, który panicznie boi się huku i dostaje drgawek (pomimo leków uspokajających, które w tym dniu są mu podawane). Część ludzi też tego nie rozumie, bo "przecież psu nic się nie stanie". A kij z tym, że pies potrafi cały sylwestrowy wieczór przesiedzieć mi na kolanach i sikać pod siebie ze stresu/strachu, więc przed sylwestrem ja i mój kuzyn ciągniemy losy, kto w tym roku zostaje w domu z psem (o ile akurat jestem w Polsce w tym czasie, inaczej kuzyn-współlokator zostaje obowiązkowo). Poza tym, ja nie jestem małpą i nie muszę robić to, co wszyscy i wtedy, kiedy wszyscy bo "wypada się bawić". Nie chcę/nie mogę to się nie bawię i już. Nie wiem, dlaczego tego nie można uszanowac i trzeba drązyć temat i zmuszać kogoś do wyjaśnień, dlaczego nie.

Odpowiedz
avatar mrshydeqwert
20 22

To jak z każdym odchyłem od ogólnie przyjętej normy. Tak samo mają abstynenci. A jak nie tańczysz i nie pijesz to już całkiem dramat.

Odpowiedz
avatar marcelka
11 11

też tak mam! noo, trochę lepiej, bo w dzieciństwie nie byłam ciągana po szkołach tańca, ale... nie rozumiem na czym polega wyjątkowość tańca, nie mam poczucia rytmu, nie potrafię, nie lubię tańczyć i zwyczajnie mnie to nudzi. znajome ciąglę namawiają mnie na szkołę tańca (dla mnie to trochę jak propozycja hobbystycznego chodzenia do dentysty na leczenie zdrowych zębów)a podczas imprez jest wieczne: no choooodź, no rusz się, no zobaczysz, będzie fajnie, no ale ty dziwna jesteś... gdybym ja nachalnie namawiała kogoś: "pobiegaj ze mną! nie chcesz? to sam pobiegaj. nie lubisz biegać? ale bieganie jest zdrowe bla bla bla. ale nieważne, że nie lubisz, po pierwszym miliardzie kilometrów na pewno polubisz!" i tak przy każdym spotkaniu, to kogoś słusznie szlag by trafił. ale namawianie do tańca jest już postrzegane jak najbardziej ok...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
8 10

@marcelka: Ojej, uwielbiam te wyświechtane teksty "nooo rusz się, nie siedź tak, no nie bądź taka". Ani to dla osoby namawiającej miłe, ani tym bardziej dla mnie. Jaki jest sens takiego namawiania - nie mam pojęcia. Ja np. nikogo nie namawiam, by wziął ze mną udział w Quizie wiedzy o Grze o Tron czy o World of Warcraft, choć dla mnie to serio świetna rozrywka. Nie ukrywam, że na imprezach zazwyczaj szukam i przyłączam się do grupki ludzi o podobnych zainteresowaniach, ale dziwi mnie, dlaczego miłośnicy trzęsienia tyłkiem nie pozostaną w swoim gronie. Co ciekawe, zaobserwowałam wśród swoich znajomych, że fankami tańca są zazwyczaj zdesperowane dziewczęta liczące na to, że książę z bajki dostrzeże je na parkiecie i "przetańczą razem całą noc". Czasem daję się namówić na taniec, a raz na ruski rok sama też mam ochotę się pobujać na parkiecie, ale zazwyczaj ochota przechodzi mi w momencie, kiedy widzę swoje koleżanki wijące się niczym łasice w okresie godowym i szukające wzrokiem przyszłych mężów. Kompletnie nie uważam takich wygibasów za seksowne, ale co kto woli.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
7 7

@marcelka: A ja na takie namawianie mnie do tańca (gdybym była na Twoim miejscu), zaczęłabym właśnie namawiać na bieganie albo inną czynność, której dana osoba nie lubi. Niech poczuje jak to jest. :)

Odpowiedz
avatar Lucario
9 9

Mam tak samo jak Ty :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
11 11

@Lucario: Miasto moje, a w niiiiiim

Odpowiedz
avatar Xynthia
9 11

@Indescriptible: Najpiękniejszy mój świat

Odpowiedz
avatar paski
9 11

@Xynthia: Najpiękniejsze dni :D

Odpowiedz
avatar konto usunięte
7 9

@paski: Zostawiłem tam kolorowe sny!

Odpowiedz
avatar nasturcja
15 15

Rozumiem o czym mówisz chociaż uwielbiam tańczyć. Tylko, że sama. Każdy taniec z partnerem kończy się wywrotką ponieważ każdy ale to każdy facet musi mnie obrócić chociaż przed tańcem mówię, że zatańczę pod warunkiem, że nie będzie tego robić (mam problemy z błędnikiem i gwałtowny obrót zawsze kończy się na podłodze) a potem narzekania, że o co ja się wściekam przecież to na pewno przez alkohol albo dwie lewe nogi a nie przez to, że zrobił to czego kategorycznie mu zabroniłam.

Odpowiedz
avatar bazienka
-3 7

@nasturcja: masz tu pare przecinkow ,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,

Odpowiedz
avatar mim
5 7

Cóż, ja ze swoim obecnym chłopakiem spotykaliśmy się kilkakrotnie, ale zwróciliśmy na siebie uwagę dopiero na parapetówce u znajomych. Impreza była robiona w mieszkaniu zaopatrzonym jedynie w lodówkę (bo właściwie potrzebne jest tylko WC z drzwiami i lodówka żeby zrobić parapetówkę), więc nie było żadnego sprzętu nagłaśniającego - zatem również żadnych tańców. Graliśmy ciągiem przez 10 godzin i bawiliśmy się świetnie. Są takie gry, które wzbudzają niesamowite emocje (z paczką znajomych gram w "Pandemic Legacy". Podczas wczorajszej rozgrywki znaleźliśmy Paranoicznego żołnierza i... przegraliśmy z kretesem). Obecnie jestem s stanie polecić tytuły właściwie z każdej półki cenowej - od 20 zł można dostać naprawdę świetne gry. Słuch mam, rytm czuję, ponoć nawet nieźle śpiewam, ale tańczyć zwyczajnie nie lubię. Tym bardziej do tego co obecnie uchodzi za muzykę.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 11 grudnia 2017 o 12:06

avatar tuxowyznawca
1 1

@mim: Odbiegając od tematu: na upartego można poczekać na przeceny w popularnych sklepach internetowych, popularne i dobre tytuły można wyłapać za kilkanaście złotych.

Odpowiedz
avatar Mori
8 8

Taaaa, też nienawidzę tańca, a oczywiście ludzie tego do wiadomości nie przyjmują. Przynajmniej pare razy byłam bs parkiet DOSŁOWNIE wnoszona i nie dawano mi z niego zejść, bo przecież taniec jest taaaki fajny.

Odpowiedz
avatar Ayla
4 4

Trochę podobnie. Moja matka uparła się, że będę ływiarką. Od 6 roku życia do 3 klasy musiałam zakładac łyżwy i jeździć. Rany, jak ja tego nie cierpiałam, żygać mi się chciało za każdym razem jak wychodziłam na lód, nie znoszę żadnych zimowych sportów, no ale matka chce, córka musi... Od tamtej pory nie założyłam łyżew. Ale taniec... To było to :) Sportowy rock'n'droll to jest to, cztery lata treningu :) Ale na co dzień nie tańczę, mąż prezentuje pierwszy stopień umuzykalmienia (albo grają, albo nie) a jakoś nikogo nie ma, żeby rumbę moja ukochaną zatańczyć, a jak partner chce raz do przodu, raz do tyłu, to wolę siedzieć.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 12 grudnia 2017 o 0:00

avatar madxx
4 4

ooo, jak ja to znam. do dziś mam w pamięci mię mojej przyszłej teściowej na wieść, że na naszym weselu nie będzie "pierwszego tańca", bo nie będziemy z siebie idiotów robić ;)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

Też nie lubiłam tańczyć... dopóki prawie przemocą nie zostałam tego nauczona, wtedy zrozumiałam co ludzi pociąga w tańcu ;) Rozumiem co czujesz. Nie wiem czemu istnieje przekonanie że każdy może nauczyć się dobrze tańczyć i polubić taniec ale np. w przypadku gry na instrumencie muzycznym lub rysunku już ta zasada nie ma zastosowania. Taniec też jest formą sztuki. Dobry tancerz musi mieć rozwiniętą na wysokim poziomie kooordynację wzrokowo - ruchową i rytmizację, zdolności te można dowolnie rozwijać (szczególnie jako dziecko) ale każdy w genach ma zapisane indywidualne granice tego rozwoju. Ja chyba zawsze miałam szczęście do towarzystwa pod tym względem, jak nie tańczyłam spotykałam bardzo dużo osób, które też nie lubiły tańca, dlatego ci współczuję, taka nachalność i złe wspomnienia z dzieciństwa zniechęcają cię jeszcze bardziej i demonizują w Twojej głowie w gruncie rzeczy przecież nieszkodliwą i niewinną formę aktywności.

Odpowiedz
avatar moniqa
2 2

Nie chcę Cie martwić, ale czeka Cie jeszcze "pierwszy taniec". :) Oczywiście żartuję. My z mężem też nie lubimy tańczyć i na naszym weselu nie było "pierwszego tańca". Był parkiet i muzyka kto chciał tańczył ale orkiestry i klasycznej "potańcówki" nie było. Mimo, że wszyscy zaproszeni wiedzieli, że ta raczej obiado-kolacja moja chrzestna strzeliła focha i wyszła. Od ślubu minęło 6 lat nadal się nie odzywamy bo szanowna ciotunia czeka aż ja przeproszę.

Odpowiedz
avatar KasiaPelasia
0 2

@moniqa: My poprosiliśmy DJ'a, żeby zamiast prosić nas na pierwszy taniec poprosił wszystkich na parkiet, bo nie chcieliśmy pierwszego tańca. Niestety nas zrobił w konia i poprosił nas samych... Pewnie chciał nam zrobić przyjemność, bo uznał, że każdy chce mieć pierwszy taniec, tylko stresujemy się za bardzo... No i wyszliśmy pogibać się na środek i byłam maksymalnie tym zestresowana... I wcale nie było mi przyjemnie.

Odpowiedz
avatar gggonia
-2 2

Idź na imprezę gdzie główną atrakcją jest taniec i siedź... ja bym pomyślała że źle się bawisz. Wgl wyobraziłam sobie sale jak na wesele i w środku imprezy rozkładanie monopoly na parkiecie...wut. Nie tańczy się przez 6 godzin jeszcze się je i odpoczywa rozmawiając. Gry i zabawy są ok w kameralnym gronie a nie an imprezie z wynajętym dj'em. Wiesz dlaczego cię ciągną za ręce? bo często ktoś nie ma humoru albo się wstydzi a po paru namowach daje się wciągnąć i świetnie się bawi. Potwierdzone info. Wiń innych.

Odpowiedz
avatar moniqa
0 0

@gggonia: Autorka napisała, że na dyskoteki nie chodzi. Więc raczej omija imprezy, na których główną atrakcją jest taniec. Bo mam nadzieję, że nie piszesz o weselu. Zdecydowanie główną atrakcją wesela nie jest taniec tylko zaślubiny państwa młodych. Gości zaprasza się by razem z nami cieszyli się tą chwilą a nie potańczyli sobie.

Odpowiedz
avatar gggonia
1 1

@moniqa: Wyszłam z założenia że to oczywiste że główną atrakcją jest ślub i szczęście młodych, a taniec jest główną atrakcją zaraz po tym. A mam tu na myśli że skoro wynajmują sale na sylwestra to chyba chodzi o taką "weselną" czyli stoliki i spory parkiet a te są słabe na gry planszowe - ale toi tylko moje zdanie a nie prawda objawiona.

Odpowiedz
avatar Myrada
0 0

Mnie od dziecka rodzice próbowali uczynić "śpiewaczką". Nawet imię dostałam po ulubionej piosenkarce matki. Niestety (dla mojej rodzinki) nic nie pchało mnie w tym kierunku, śpiewać zwyczajnie nie lubiłam i nie lubię nadal. Żadne chórki, zajęcia indywidualne ani inne cuda nie pomogły. Z każdym kolejnym rokiem i brakiem zarówno mojego zainteresowania, jak i postępów zapał rodziców do nawracania mnie na ich wymarzoną ścieżkę stopniowo przygasał. Słoń nadepnął mi na ucho i koniec :)

Odpowiedz
avatar razzk
0 0

Poza tańczeniem nie lubię wesel. Zaproszenia od dalszych znajomych, cóż... wymyślam, dlaczego akurat nie mam czasu. Jak już jestem na weselach to u ludzi, któych na prawdę lubię i to bardziej dlatego, żeby oni mieli wielkie wesele ich marzeń. Dla mnie to jest survival. Jak uniknąć parkietu, nie dać się wplątać w durne weselno-oczepinowe zabawy. A, zapomniał bym dodać, czystej wódki też zbytnio nie lubię. No po prostu tor przeszkód. Byle wytrwać do momentu, kiedy ewakuacja nie będzie obrazą organizatorów. Zwykle po prostu przysiadam się pogadać z ludźmi którzy akurat odpoczywają po zejściu z parkietu, a kiedy na niego wracają, szukam kolejnych odpoczywających. Że też w naszej krajowej tradycji weselnej nikt nie przewidział planszówek.... :P

Odpowiedz
Udostępnij