Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia Iksowate skłoniła mnie do napisania swojej. Jestem opiekunką do osób starszych…

Historia Iksowate skłoniła mnie do napisania swojej.

Jestem opiekunką do osób starszych w Niemczech. Nie mam jeszcze "swojej" podopiecznej, jednak jeżdżenie za każdym razem do nowej osoby zaowocowało w mnóstwo piekielnych historii, ze strony rodzin jak i opiekunek. Dzisiaj zajmę się tą drugą stroną.

Kupowanie mnóstwa niepotrzebnych rzeczy, bo za pieniądze "niedobrych Niemców". Ja wiem, że zakupy są ograniczone czasowo, nie zawsze można tak sobie wyjść i dokupić rzeczy których się zapomniało, ale cholera jasna, raz w ciągu prawie 1,5 rocznej kariery zdarzyło mi się nie wyrzucić czegoś z lodówki po zmianie.

Najczęściej zastaje się zepsute szynki, sery, twarożki, wszystko zawsze najlepszych marek, w ilościach przekraczających możliwości zjedzenia tego przez dwie osoby. O ile rozumiem, że ok, nowy kraj, chce się czegoś nowego spróbować, ale można kupić jedno opakowanie jakiejś fikuśnej szynki, a nie 3 od razu. A potem płacz, bo ja wydałam 50€ w tygodniu, a druga opiekunka 90-100€.

Druga sprawa to kupowanie rzeczy dla siebie. Wyobraźcie sobie sytuację, nie możecie się zaopiekować swoją matką/babcią, przyjeżdża pani oferując swoją pomoc, dajecie jej pieniądze na zakupy, po tygodniu przychodzicie w odwiedziny i co? Lodówka prawie pusta, ale za to pani pachnie jakoś inaczej, a jej kosmetyczka wydaje się jakoś bardziej wypchana niż zawsze.

Swoją drogą raz zmienniczka pokazała mi swój "haul zakupowy", z metkami rzędu 30/40€ (oczywiście nie za swoje, z czego pani była niezmiernie dumna). Czy ktoś to sprawdza? Czasem tak, czasem nie. Ja zawsze spinam wszystkie paragony razem, do tego karteczka z rozliczeniem - czyli tak jak agencja przykazała.

Przyłapałam zmienniczkę na próbie wyrzucenia owego rozliczenia, do mojego wyjazdu (czyli jakieś 6h jeszcze) nosiłam wszystkie kwitki przy tyłku. Kradzieże są na porządku dziennym. Nie dziwi mnie już fakt, że przyjeżdżając w nowe miejsce rodzina patrzy mi się na ręce, a przy zmianie jakoś bardziej skupiają się na walizce, niż na mnie. A kradzione jest wszystko, od biżuterii po pościele, zastawę kuchenną, ubrania, leki.

Piekielne są też same w sobie opiekunki dla podopiecznych. Jakkolwiek smutna nie byłaby historia polsko-niemiecka, tak to do cholery jest praca. I strasznie denerwują mnie sytuacje, w których podopieczny grzecznie prosi o pomoc, a opiekunka wyskakuje z krzykiem, żeby tylko ugrać sobie parę minut wolnego czasu. Okropne jest uczucie, kiedy staruszka zaczyna płakać i całować (dosłownie) po dłoniach, bo byłam tak dobra i zmieniłam jej pościel, która pamiętała jeszcze święta Bożego Narodzenia (był maj).

Ugotowany obiad, postawiony przed podopiecznym. Pan ledwo trzyma widelec w dłoni, opiekunka stoi nad nim i krzyczy, że ma jeść szybciej bo jej się zaraz przerwa zaczyna. Pani śpi w jednej pidżamie przez 3 tygodnie? Zmienię przed przyjazdem, żeby się zmienniczka nie zorientowała. Babcia przecież nic nie powie (niee, no bo niby skąd o tym wiem?).

Nie chcę ubliżać tutaj wszystkim opiekunkom, bo spotkałam również te kochane, z prawdziwego zdarzenia i choć czasem ta praca potrafi zszargać nerwy, tak do takiego zawodu potrzeba niezliczonych pokładów cierpliwości i empatii.

Podopieczni i ich rodziny również mają swoje za uszami, jednak zostawię to może na inną historię. :)

Niemcy opieka

by paukenz
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar pasjonatpl
17 19

Historia polsko-niemiecka to tylko wymówka, bo komuś nie chce się wykonywać swojej pracy. Nie chce mi się ruszyć d...y, więc zasłaniam się historią, co to nam Niemcy zrobili w czasie wojny czy zaborów. Żałosne. A robienie zakupów dla siebie utwierdza Niemców w przekonaniu, że Polacy to naród złodziei i trzeba patrzeć im na ręce.

Odpowiedz
avatar Agrotora
-2 4

@pasjonatpl: Zawsze mnie to zastanawia... Niemcy obłupili i zniszczyli nasz kraj, gwałcili i wymordowali całe rodziny, ale to my według nich jesteśmy złodziejami.

Odpowiedz
avatar pasia251
2 2

@Agrotora: jeśli trafiają na samych kombinatorów i złodziei to takie potem mają zdanie o nas jako narodzie... a na przykładzie powyższej historii widać, że trafiają i to często. Mnie zastanawia, dlaczego Polacy maja pretensje o to do Niemców, a nie do tych co nam opinie psują...

Odpowiedz
avatar bazienka
8 12

mam tylko jedno pytanie- czy zglaszasz to do agencji za kazdym razem?

Odpowiedz
avatar paukenz
2 4

@bazienka: zgłoszenia są, oczywiście. Jednak ja jako robaczek nie za bardzo mogę coś zrobić, najlepiej gdyby takie zgłoszenie złożyła rodzina - no ale niestety trzeba wziąć pod uwagę, że Niemcy strasznie boją się powojennej opinii, nie raz gdy zapytałam się kogoś z rodziny, dlaczego nie została zgłoszona kradzież, 9/10 odpowiedziało, że "bo nie złapałem za rękę/ nie mam odpowiednich dowodów, nie chcę wyjść na oskarżyciela". Taka już ich mentalność, wolą zamieść sprawę pod dywan, zapomnieć, bo a nuż więcej problemów z tego będzie i wyjdą na nietolerancyjnych.

Odpowiedz
avatar CatGirl
9 11

Nie mogłabym wykonywać takiej pracy. Podziwiam Cię.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
6 6

@CatGirl: I dlatego ty albo ja jej nie wykonujemy. Są jednak ludzie, którzy to robią, a nie powinni i o nich jest ta historia. Tak samo jak ty podziwiam autorkę za pracę, którą wykonuje. Niestety takie rodzynki sprawiają, że i jej się częściowo obrywa brakiem zaufania ze strony pracodawców.

Odpowiedz
avatar Naa
5 5

Piekielne są także osoby i instytucje, oraz agencje, które te niby-opiekunki zatrudniają, i ich nie kontrolują. Wystarczyłoby złożyć kilka niezapowiedzianych wizyt u babci, albo wysłać kogoś takiego, jak Ty, kto przyjrzałby się, jak się sprawują "koleżanki z pracy", i osoby, które nie powinny pracować ze starymi ludźmi nie czułyby się tak bezkarne (a najlepiej, gdyby zostały zwolnione). Jak to się dzieje, że nikt tego nie robi?

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
3 3

@Naa: Myślę, że nawet to nie jest konieczne. Wystarczy przeprowadzić rozmowę w cztery oczy z podopieczną lub podopiecznym albo w obecności kogoś z rodziny. Albo wprowadzić system okresowych ankiet, do których opiekun nie ma wglądu.

Odpowiedz
avatar szafa
0 0

@Naa: Obstawiam, że pewnie brakuje chętnych, więc biorą kogokolwiek. Oglądam regularnie oferty pracy od paru lat i non stop szukają tam do opieki w Niemczech, co wyraźnie wskazuje, że nie ma za bardzo popytu (w sumie się nie dziwię, podziwiam te porządne opiekunki, ale sama musiałabym chyba umierać z głodu, żeby wziąć tak ciężką i nieprzyjemną pracę)

Odpowiedz
avatar paukenz
0 0

@szafa: nie jest aż tak źle. :) trafiają się podopieczni z którymi można przegadać całe popołudnie przy kawie, a jak się trafi wspólne hobby to już w ogóle jest sielanka. :D Miałam raz taką pewną panią od której wracałam ze łzami w oczach, bo tak fajnie nam czas minął (uprzedzając pytania - nie zostałam u niej, bo na co dzień zajmował się nią syn, a ona potrzebowała opieki na czas jego pobytu w szpitalu i ośrodku rehabilitacyjnym, czyli jakieś 2 miesiące, gdyby to było możliwe to i nawet na pół roku bym pojechała:D), gotowałyśmy razem, uczyła mnie języka, wychodziłyśmy na spacery z psem, oglądałyśmy filmy, przygotowywałyśmy ozdoby świąteczne, no cuda wianki. Wszystko zależy od podopiecznego i od podejścia opiekunki, bo czasem z takiej starej wredoty da się wyciągnąć naprawdę sympatyczną staruszkę. :D

Odpowiedz
avatar Rollem
0 0

Pytanie z ciekawości - czy w tej pracy opiekunki (zazwyczaj chyba w Niemczech) rzeczywiście potrzebna jest dobra znajomość odpowiedniego języka obcego i czy inne opiekunki/opiekuni znają niemiecki czy raczej na migi komunikują się z opiekowanym?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@Rollem: Dziewczyny które uczyły się w szkole dla opiekunek( coś w stylu wieczorowych szkół policealnych)miały obowiązkowy niemiecki. Od razu im powiedziano,że nauka jest nakierowana bardziej na pracę w Niemczech. Tak samo jak w historii Iksowatej,zachodze w głowę jakim cudem osoba która ledwo duka po niemiecku,dostała pracę jako opiekunka.Gdyby starszej osobie coś się stało,jak dogadałaby się z dyspozytorem pogotowia? Jak powiadomiłaby rodzinę? Albo odczytała polecenia lekarza odnośnie leków? Czy agencja zapewnia jakieś szkolenia z zakresu pierwszej pomocy? Żeby dostać się do pracy w angielskim domu spokojnej starości,trzeba przedstawić certyfikaty ze szkoły jezykowej.

Odpowiedz
avatar paukenz
1 1

@Rollem: prawda jest smutna, niektóre opiekunki ledwo co potrafią wydukać całe zdanie. Takie panie jednak wysyłane są na łatwiejsze (i tańsze) kontrakty, gdzie zazwyczaj oprócz podopiecznego jest ktoś z rodziny, zazwyczaj chodzi o typowa pomoc domową, ot ugotować, posprzątać, zrobić zakupy, ewentualnie pomóc przy toalecie czy myciu. Jeśli ktoś potrafi bardzo dobrze mówić po niemiecku wysyłany jest na kontrakt, w którym już np. w zadaniach opiekunki należy umawianie wizyt u lekarza, wykupowanie recept itp. Wszystko w zasadzie zależy od stanu podopiecznego, bo wiadomo, że jak ktoś ma zaawansowaną demencję i cały szereg chorób, mieszka samemu, to nie wyślę się opiekunki która umie tylko kali jeść, kali pić. :)

Odpowiedz
avatar kitusiek
1 1

@Rollem: Z własnego doświadczenia, czyli moja babcia i mama - babcia jeździ od bodajże '98 roku, z wykształcenia pielęgniarka, wtedy tylko podstawy niemieckiego - miała spore problemy, ale dała radę - dzisiaj zna niemiecki biegle w mowie i przeciętnie w piśmie - robi mnóstwo literówek, czyta bez problemu. Mama - zero znajomości niemieckiego, pojechała "awaryjnie" podczas swoich wakacji (na co dzień nauczycielka) ucząc się języka przez dwa tygodnie przed wyjazdem. Początki niesamowicie trudne, kompletnie nie wiedziała co do niej mówią, porozumiewała się prawie na migi, chcieli ją nawet do Polski odsyłać. Po 6 tygodniach, kiedy wracała do Polski, bez większych problemów była w stanie się dogadać. Miała o tyle dobrze, że - w razie potrzeb wymienionych przez Day_Becomes_Night - oprócz babki, którą się zajmowała, był jej mąż, który z racji wieku (w tym roku 90 lat) i niesamowitej pierdołowatości, nie był w stanie sam sobie z nią poradzić, ale wszelkie rozmowy z ewentualnymi lekarzami, pogotowaniami i innymi takimi mogłyby spaść na niego. Czyli tak jak pisze paukenz. TL;DR - bez niemieckiego się da, ale jest bardzo ciężko i sporo zależy od miejsca. Przy podstawowej znajomości sprawa znacznie prostsza, bo wszystkiego douczy się na miejscu.

Odpowiedz
avatar Iksowate
0 0

@Day_Becomes_Night: nie do każdej osoby potrzebny jest niemiecki. I to 'dukanie' też jest przesadzone. Pewnie chodzi o komentarz, mój język nie jest taki zły, po prostu wszystkie ważne sprawy (rozmowy z lekarzami) czy delikatne kwestie (podejrzenie o kradzież) załatwiam po angielsku żeby uniknąć nieporozumień. Nie zawsze trzeba dużo mówić w tej pracy, a Jet to świetna okazja do nauki. Przeważnie potrzebna jest pomoc w domu i tyle.

Odpowiedz
avatar Iksowate
1 1

Sluchajac tych wszystkich historii czuje się jak ostatni frajer,bo jem to co babcia, a naszym szaleństwem za 'domowe' jest kupno kakao i w weekendy gotowej sałatki na kolację za 3 euro. Moja zmienniczka mila lodowe wypchana drogimi słodkimi napojam, chemie do prania znalazłam taka najtańsza, że moja koszula zdjęta z suszarki jest twarda i sztywna jak wyprasowana,a żelazka to ona nie widziala nigdy;p. Od mamy z kolei słyszałam że przyjechała kobieta kiedyś własnym autem, nakupowala środków czystości dla siebie i odjechała.

Odpowiedz
avatar paukenz
0 0

@Iksowate: Możemy sobie przybić piątkę. A jak już w ogóle zmienniczka usłyszała, że wyprałam swoje ciuchy razem z ubraniami podopiecznej (nie miała żadnych problemów z wypróżnianiem czy oddawaniem moczu, sama była bardzo higieniczna, że tak się mogę wyrazić :)), to zostałam tą "nienormalną". :D

Odpowiedz
Udostępnij