Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Ok.10 lat temu, niewielka podstawówka (po jednej klasie z rocznika, łącznie ok…

Ok.10 lat temu, niewielka podstawówka (po jednej klasie z rocznika, łącznie ok 80 dzieci, w budynku były klasy 3-6), godzina wychowawcza. Pedagog szkolny chciał poznać przyczyny "podziału klasy". I oto przeprowadził "głosowanie" kogo w klasie lubimy najbardziej, a kogo najmniej.

Wystąpienie przed wszystkimi osoby, która była lubiana najbardziej nie wzbudziło mojego sprzeciwu, Lecz wyobraźcie sobie wyciągnięcie mojej koleżanki (dostała najwięcej negatywnych głosów) przed szereg i pytanie wszystkich: "Dlaczego nie lubicie Agnieszki?". Niestety Agnieszka nie należała do osób przebojowych, nie była też zamożna, choć jej rodzice ciężko pracowali. Do dziś mam w głowie obraz 11-letniej dziewczynki gniotącej rękaw swetra ze zdenerwowania i spuszczoną głową. Moi znajomi z klasy byli na tyle bezczelni, że właśnie te 2 cechy wykrzyczeli jako dyskwalifikujące koleżankę. Przez długi czas byłam zła na siebie za bezradność w tamtej chwili i dlatego pewnie nie powiedziałam o niej rodzicom.

Bonus 1: Gdy teraz o tym myślę to wiem, że z tymi uczniami było coś nie tak. Przez jeden dzień też stałam się publicznie "nielubianą" i to przez mojego przyjaciela. Otóż powodem, dla którego byłam podobno niekoleżeńska, okazał się mój nieczęsty udział w wycieczkach klasowych (na te najdroższe rodziców nie było stać, a w terminach większości pozostałych byłam po prostu chora).

Bonus 2: Pan pedagog jeszcze długo pracował w naszej szkole. Jego syn z czasem stał się dyrektorem, więc wiedzieliśmy, że posadę będzie miał zapewnioną. Po paru latach jednak "zniknął" ze szkoły, w nieznanych mi okolicznościach. Myśleliśmy, że odszedł na emeryturę. Dopiero po kolejnych kilku latach jakaś kontrola z kuratorium wykazała, że pedagog na papierze nadal jest zatrudniony. Nie muszę chyba wyjaśniać, że oznaczało to, że dostawał pieniądze za pracę, której nie wykonywał. Niestety nie wiem jakie konsekwencje wyciągnięto wobec pedagoga i jego syna-dyrektora, który mu to załatwił.

Bonus 3: W trakcie "pracy" tego pedagoga, czyli już w okresie kiedy fizycznie nie było go w szkole, tę funkcję pełniła inna nauczycielka. Prywatnie matka 3 dzieci, które regularnie biła. Z najstarszym jej dzieckiem chodziłam do klasy, bywałam u nich w domu na urodzinach. I choć przy obcych się hamowała, to i tak potrafiła poprosić córkę do innego pokoju, skąd dziecko wracało po chwili zapłakane z czerwonymi śladami na rękach. Może i było to "tylko" kilka siniaków, ale jednak niesmak jaki wiązał się z funkcją tej nauczycielki w szkole pozostał. Zresztą z czasem te zachowania były przenoszone do szkoły i co niektórzy uczniowie byli przez tę nauczycielkę popychani, szarpani itd.

Być może wyda Wam się, że to błaha historia, lecz dla osoby, której była wpajana tolerancja i szacunek do innych to była prawdziwa próba charakteru. Żałuję, że nikt z tym nic nie zrobił. Z perspektywy czasu myślę, że grono pedagogiczne było jedną kliką. Ot, patologia w polskiej szkole nie tylko od uczniów.

Szkoła

by maze111
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar bazienka
3 15

pamietam u mnie konkurs na najbardziej lubiana osobe- kazdy na godzinie wychowawczej podchodzil do tablicy i zaznaczal kreseczke w tabelce obylo sie na szczescie bez " nielubianych" straszne jest takie pietnowanie, nie rozumiem nauczyciela, moglo to sie odbyc chocby w formie anonimowej ankiety :(

Odpowiedz
avatar CatGirl
11 11

U mnie w gimnazjum też kiedyś pani pedagog prowadziła takie badania. To najgorsze, co można zrobić uczniom.

Odpowiedz
avatar bazienka
0 6

@CatGirl: wiesz one maja na celu tez wylapanie problemow w grupie ale na boga, ktoregokolwiek, NIE JAWNIE

Odpowiedz
avatar SzalonyJez
2 2

otoz to, takie rzeczy sie robi w anonimowych ankietach albo pyta sie osobno kazdego ucznia

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@bazienka: wyłapanie problemów tak, a nie publiczny ostracyzm na zasadzie "no to kto nie lubi małego Jasia?" bo to tylko pogłębia istniejący problem. Problem ze szkolnymi pedagogami jest niestety taki, że w znacznej mierze działają z subtelnością młota wyburzeniowego, albo wręcz wpiep**ają się w rzeczy i widzą problemy tam, gdzie ich nie trzeba.

Odpowiedz
avatar TheDoctor
9 9

Japrdl. Na pozycję psychologa szkolnego chyba zatrudniają ludzi, którzy dyplom w czipsach znaleźli. :(

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 7

@TheDoctor: Żaden psycholog z prawdziwego zdarzenia nie chciałby pracować za taką jałmużnę. Podobnie z nauczycielami - która inteligentna osoba z ogromną wiedzą i darem jej przekazywania chciałaby pracować za takie grosze? W szkole pracują jedynie nieudacznicy (życzę rychłej zmiany zawodu) i hobbyści (serdecznie pozdrawiam). Podpisano: były nauczyciel.

Odpowiedz
avatar atol
6 6

W gimnazjum mieliśmy świetną panią pedagog. Potrafiła dotrzeć do prawie każdego ucznia, służyła pomocą, uczniowie chętnie do niej chodzili chociażby tylko porozmawiać. Niestety poszła na zdrowotny, a na zastępstwo wszedł Rudolf. Po dwóch tygodniach co gdzieś przechodził to było słychać "adolf, adolf", gościu był dokładnym przeciwieństwem swojej poprzedniczki. Na korytarzu przy wszystkich potrafił grozić uczniowi że wezwie policję, że ten będzie notowany i trafi do zakładu poprawczego. Podczas moich ostatnich wtedy 6 miesięcy w gimbazie, komendanta widziałem 3 razy :) Ostatnio na spotkaniu "dziesięć lat po" dowiedziałem się że pan adolf dalej niestety pracuje w moim starym gimnazjum :(

Odpowiedz
avatar Irena_Adler
9 9

To właśnie w szkole nauczyłam się, co oznacza w praktyce termin "niesprawiedliwość". Panie faworyzowały dziewczynki ładne, ja do pięknych nigdy nie należałam. Albo z bogatych domów - bo rodzice zawsze mogli coś do sali szkolnej zasponsorować. Albo takie, których mamy były np. przełożonymi pielęgniarek w szpitalu - wiadomo, leki za darmo. Wręczane pani wychowawczyni przy całej klasie, całkiem oficjalnie.

Odpowiedz
Udostępnij