Pojechałam sobie na konferencję na południe Polski. Firma moja zapłaciła jak za zboże, bo kwota opłaty za sam udział niebezpiecznie zbliżyła się do czterocyfrowej, noclegi we własnym zakresie. Kontakt z organizatorami na poziomie maila miałam mieszczący się w granicach przyzwoitości, choć denerwowało mnie, że korespondowałam w jednej sprawie z 4 różnymi osobami ("przekazałem Pani wiadomość do XYZ, bo to on się zajmuje tą częścią prac organizacyjnych..." wpieniało mnie niesamowicie już za trzecim razem).
Tak w skrócie:
- W ramach powitalnych gadżetów, ludzie dostawali torbę biurową, kubek termiczny, organizer i jeszcze coś. Dla mnie i kilku innych osób materiałów zabrakło. Po solidnym opierd*leniu jednej organizatorki ("Proszę się tak nie unosić, ja mam doktorat!" - "A ja mam ciężkiego wk*rwa na panią!" prawdopodobnie zrobi furorę w pracy, kiedy wrócę), dostałam tylko trochę używany program, bloczek firmowy i długopis. Mniej asertywno-agresywni nie dostali nawet tego.
- Program zresztą niewiele mi się przydał, bo przestał być aktualny długo przed początkiem obrad.
- Zapytałam dziewczynę z rejestracji uczestników, gdzie moja faktura i komu mam zostawić delegację do podbicia. "Nie wiem". Lepiej niech się dowie, bo za 3 godziny mam zamiar ją znaleźć i wymolestować odpowiedź.
- Nie zmieściłam się w sali konferencyjnej, bo geniusze nie pomyśleli, że jednym panelem może być zainteresowanych więcej niż 20 osób na raz, a na konferencji jest, lekko licząc, jakieś 150 luda.
- Nikt nie wpadł na pomysł poinformowania prowadzących sesje o tym, kto z ich prelegentów się pojawił, a kto nie. Sprawdzanie listy obecności na początku panelu przypomniało mi pocieszne lata podstawówki.
- Konferencja w trzech budynkach jednocześnie. Bynajmniej nie tworzą one trójkąta. W rezultacie z popołudniowej sesji na przerwę kawową zasuwałam ponad kilometr z buta, bo w trakcie referatów zdążyła ona przewędrować wraz z organizatorami.
- Znalezienie kogokolwiek technicznego, żeby np. przyniósł drugi mikrofon, kiedy pierwszy się rozładował albo ogarnął niezsuwający się ekran do projektora okazało się niemożliwe, bo pan techniczny jest tylko po wcześniejszym zgłoszeniu telefonicznym, jako że urzęduje w budynku głównym w innej dzielnicy.
- Nie wiem, po co na życzenie organizatorów deklarowałam konkretne opcje żywieniowe ze wskazaniem dań z menu obiadowego włącznie, skoro okazało się, że obiad nie był wydawany na porcje, ale rzucany na stoły systemem "na tym końcu ryba, a na drugim makaron".
- To zresztą nieważne, bo zanim ryba i reszta przewędrowały połowę stołów już ich zabrakło.
- Na uroczystej kolacji uroczysta była tylko moja garsonka, bo do jedzenia jako opcję wege dostałam surówkę z jabłka, marchewki i słonecznika. Mięsożercy dostali pieczeń wołową w sosie jabłkowym ORAZ dziwnie znajomą surówkę.
A na koniec najlepsze. Swój poster wysłałam tutaj pocztą 3 tygodnie temu i dwa razy się upewniałam, czy na pewno go mają. Poszłam wczoraj zobaczyć, gdzie mam dzisiaj stać. Mojego posteru NIET. Organizatorzy nie potrafią go znaleźć, nie wiedzą, kto ostatni go miał w rękach, kto ostatni go widział i gdzie on może być, skoro już nie wymagam informacji, gdzie na pewno jest. "Najwyżej będzie pani miała referat".
Po 8 nocnych godzinach przerabiania posteru na referat na tablecie, serdecznie nie pozdrawiam pewnego "przodującego wydziału chemii". Mogą być pewni, że przed wyjazdem wymolestuję zwrot opłaty konferencyjnej gotówką do ręki.
Wątpię żebyś dostała gotówkę do ręki. W ogóle wątpię w zwrot. Jakoś te konferencje zarabiają przecież :D
Odpowiedz@fenek: jeśli była płatność kartą, to pokusiłabym się o najdziwniejszy chargeback ever :D
OdpowiedzNa pierwszym miejscu problem z brakiem gadżetów wymieniony...
Odpowiedz@Michail: może dlatego, że problemy wynienone są w kolejności chronologicznej?
Odpowiedz@digi51: a nawet jesli nie chronologicznej to co? Zaplacila ciezkie pieniadze za nieudolnsc organizatorow, ktora sie przejawiala rowniez w problemie zliczenia do 150. Uszy po sobie polozyc, bo nie wypada sie upominac o swoje?
Odpowiedz@Limek: dokładnie. mnie też ostatnio firma wysłała na konferencję za około 800zł i dla paru osób zabrakło długopisów i bloczków do notowania, niby nic, a niesmak pozostaje.
OdpowiedzBardziej wygląda mi to na stopniowanie piekielności organizatorów- od najmniejszej do największej. Przynajmniej ja tak to odbieram. Autorce współczuję i życzę powodzenia w walce o zwrot kosztów, bo ewidentnie się należy!
Odpowiedz@Limek: Po co do mnie wyskakujesz z jakąś pretensją? Napisałam tylko możliwy powód, dla którego akurat ten zgrzyt został wymieniony jako pierwszy. Po co ten nieuprzejmy ton?
Odpowiedz@digi51: Możliwe
Odpowiedz@digi51: sorry, to oczywiscie bylo do Michaila, zle mi sie kliknelo.
Odpowiedz@digi51: bo chcialam nawiazac do Twojego komentarza :) bije sie w piers ;)
OdpowiedzCo to za konferencja? Byłam na niejednej, zaczynając od studenckich i te czasem nawet jakością organizacji przewyższały krajowe (oczywiście tańsze gadżety, czy zwykły obiad, nie uczta w 5 gwiazdkowym hotelu, ale jednak). Za taką akcję z gadżetami już by przeprosiny były, a i tak byłoby po konferencji (raczej na następny rok by nikt nie przyjechał). Konferencje organizuje się nie po to aby zarobić, ale żeby się wypromować, pokazać co się potrafi, mieć znajomości z czego na kolejne lata jest spora kasa. Ogólnie to jednak chyba faktycznie chcieli na tym zarobić. Koszty konferencji są niemałe, ale przecież firmy branżowe się na takich reklamują na różne sposoby to i bierze się ich jako sponsorów i kupę hajsu za to często dają...
OdpowiedzJako osoba z recepcji powiem tylko tyle - osoby na niej siedzące wiedzą tylko tyle, co im przekażą administratorzy etc. Z reguły jest to jedno wielkie NIC.
Odpowiedz@Mori: Jako osoba która pracowała przy wykonywaniu różnorakich usług dla klientów zazwyczaj mówiłam i mówię: "nie wiem, ale dopytam się kogoś kto prawdopodobnie wie". Zwyczajne "nie wiem" brzmi raczej jak "odczep się, mam gdzieś Twoje problemy", w ten sposób firma traci klientów. Inna sprawa że to organizatorzy powinni zadbać o odpowiednie przeszkolenie recepcjonistek.
OdpowiedzJa osobiście dziwię się,że Ursulea nikogo tam nie zabiła ani nie pobiła. To demon wku..nia a nie kobieta.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 grudnia 2017 o 16:07
Hm, możliwe, że po objeździe za brak gadżetów trafiłaś na czarną listę i stąd zagubienie posteru ;). Tak czy siak nieprofesjonalne.
OdpowiedzJa wszystko mogę zrozumieć w tej historii. Brak organizacji, mamtowdupizm organizatorów itp. Ale jeśli na początku rozdają gadżety a Ty robisz raban bo nie dostałaś... Słoma z butów wychodzi właśnie Tobie w tym momencie. Bijesz się o badziew, który nie spełnia swoich funkcji poza reklamowaniem kiepskiej jakości imprezy. Byłem dwa razy na szkoleniach branżowych, za 2500 zł każde. Też dawali gadżety. Za 50zł max. Gdybym miał się żołądkować o niesprawny długopis to zamiast coś wynieść ze szkolenia, rozwaliłbym całą atmosferę. Ja jako osobna, która nie lubi nosić ze sobą zbędnych rzeczy, gdybym tam był, z miłą chęcią oddałbym Ci te wszystkie pierdoły, byleby nie słuchać roszczeniowej kobiety, która walczy jak lwica o rzeczy, które po pierwszym użyciu, jeśli nastąpi, wyrzuci w kosz bo niesprawne.
Odpowiedz