Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Piekielny system, piekielne ustawy, piekielni pedagodzy, piekielni "specjaliści"... Moje dziecko właśnie zostało…

Piekielny system, piekielne ustawy, piekielni pedagodzy, piekielni "specjaliści"...

Moje dziecko właśnie zostało zabrane (wypisane) ze szkoły nr. 1. To była piąta z kolei placówka, w której przebywał.

Jestem mamą sześciolatka z Zespołem Aspergera (nawet nie wiecie ile razy pisałam ten wstęp w mailach, wiadomościach - powoli zaczynam definiować siebie jako "matkę tego chłopca z ZA). Na piekielność całego systemu i poszczególnych osób natykamy się na co dzień, przy czym muszę zaznaczyć, że trafiliśmy również na gros osób kompetentnych, życzliwych i chętnych do współpracy, tyle że nie o nich będzie ta historia.

Mały był pierwszym dzieckiem,, którego rozwój mogliśmy obserwować - ciężko wtedy wyłapać jakieś nieprawidłowości, nie mając "materiału porównawczego". Był jaki był, bardzo bystre, inteligentne dziecko, z którym nie dało się porozmawiać na temat dzisiejszego śniadania, za to bez problemu - na temat morskich żyjątek i komet.

Miał 2,5 roku kiedy po raz pierwszy poszedł do przedszkola. Umowę (za porozumieniem) rozwiązaliśmy po dwóch miesiącach, bo dziecko z każdej strony wydaje się niedojrzałe do przedszkola - raptem nie komunikuje potrzeb fizjologicznych, nie reaguje na polecenia, nie chce integrować się z grupą ani brać udziału w zajęciach, nie wykonuje poleceń, nie respektuje zasad. Pierwsza "dobra rada"- nie będziemy czekać na wizytę psychologa, dziecko jest po prostu za małe i niedojrzałe... Przyjęliśmy do wiadomości, niektóre dzieci mają tzw. gotowość przedszkolną w wieku dwóch lat, inne - czterech. Dla świętego spokoju wizyta u psychologa w ppp (rejonowa poradnia psychologiczno-pedagogiczna), badanie rozwoju dziecka, i... pierwsza, nieśmiała sugestian- proszę spróbować w mniejszej grupie, dziecko może po prostu musi dorosnąć, ale jeśli to nie wypali... nie powinnam tego mówić teraz, ale proszę wziąć pod uwagę diagnozę Zespołu Aspergera.

Temat "odłożony na półkę". Dziecko idzie do publicznego, niesamorządowego (czyli prowadzonego przez osobę prywatną) przedszkola, gdzie ma sporo mniejszą grupę i przyjazne warunki. Jest ok, żadnych krytycznych uwag przez pierwsze tygodnie, miesiące... po czym problemy. Bo bije, ucieka, nie słucha, nie wykonuje poleceń, nie współpracuje.

Skierowanie do kolejnej (obowiązuje rejonizacja) PPP - idą wakacje, zapisujemy się na wizytę, ale ta wypada na koniec lata. Przychodzi wizyta i znowu, oprócz innych zaleceń, sugestia - zrobić diagnozę pod kątem ZA.

Rozmawiamy z przedszkolem. Mówimy na jakim etapie jesteśmy, przedszkole ćwierka i cmoka nad nami, bo oni pomogą, bo dadzą wsparcie, bo nie będziemy sami, bo to tak super-hiper że przejmujemy się i współpracujemy. A my bierzemy to za dobrą monetę. Po wakacjach - jeździmy z małym na 2 godz. zajęć zorganizowanych, bo ma problem przy tzw. zabawie swobodnej czy w czasie spacerów. Dalej diagnoza w PPP i... płacz mojego dziecka, bo on nie chce do przedszkola, bo po co tam jeździmy.

W końcu (kolejny, takich telefonów typu: proszę odebrać już - teraz dziecko, było multum), telefon, mega afera, mały próbował pobić koleżanki, kolegów, nauczycielki i właściwie każdego, proszę go zabrać, chcemy rozwiązać umowę, może panią spakuję w reklamówkę... Prywatna pani psycholog tłumaczy - nie można stać na straży tego do czego mamy prawo, proszę patrzeć na dobro dziecka, a on się męczy.

Owszem - męczy się. Przy ostatniej rozmowie z nauczycielką małego dowiaduję się, że ten co najmniej od tygodni, jak nie od miesięcy, był izolowany, jadł przy osobnym stoliku, do toalety wychodził pod kontrolą nauczycielki, w "kółeczku" przedszkolaków siedział za panią, nie między kolegami, bywało że miał zakaz wyjścia na spacery. Dowiaduję się, że pani dyrektor ma na biurku stos uwag od innych rodziców, którzy domagają się interwencji i nie życzą sobie obecności "takiego dziecka".

Proponuję wizytę psychologa. Większość przedszkoli przyjmuje regularnie wizyty psychologa z ppp - ale to tzw. dobra praktyka, nie obowiązek. Psycholog, taki psikus, musi przyjść na prośbę przedszkola, ale nie musi na naszą prośbę. I nie przychodzi, a przedszkole się nie zgadza, miotając się w argumentach, od "bo akurat będzie miał dobry dzień i psycholog nic nie zauważy", po "on jest do tego stopnia zagrożeniem, że nie wezmę za niego odpowiedzialności nawet na czas wizyty psychologa".


Wychodzi pierwsza piekielność i pierwszy konflikt pomiędzy: "mam prawo i rację", a: "moje dziecko nie powinno się dalej męczyć". Poradnia, nie mając możliwości obserwacji dziecka w grupie, nie potwierdza ZA. Wypisuję małego, z przekonaniem, że to my mamy problemy wychowawcze, a nie on - problemy rozwojowe.

Za sugestią poradni, wykluczamy padaczkę (były przesłanki), prywatnie, bo na NFZ czekanie miesiącami, a inaczej dobiera się terapię do dziecka z takimi problemami. Wykluczamy zaburzenia/choroby psychiczne, żeby upewnić się że jego problemy nie są tym spowodowane. Idziemy (prywatnie, a jakże) na diagnozę zaburzeń integracji sensorycznej - i tu potwierdza się że mały, jak zresztą większość dzieci ze spektrum autyzmu, ma również zaburzenia SI.

Chodzimy na zajęcia, niejako przypadkiem trafiamy na fenomenalnego psychologa, który również od czasu do czasu upewnia się czy diagnoza wykluczająca ZA, była prawidłowa. Pracuje z synkiem, co dostrzegłam duuuużo później, jakby założył że ma to zaburzenie i to daje świetne efekty! W końcu :)

Chodzimy po poradniach - mały zdecydowanie potrzebuje tzw. TUS (trening umiejętności społecznych).

Piekielna poradnia nr 1 - pani ocenia dziecko skalą rozwojową, i, mimo tego że uprzedzałam, że dziecko wszystko "podsłuchuje" i rozumie, rozmawia w jego obecności. Sugeruje, że warto by z synkiem (wówczas czterolatkiem) usiąść nad znajomością liter i cyfr... z dzieckiem, które od dawna zna alfabet, i jest na etapie rysowania ułamków (rysowania- z zakreślaniem części, od "dziadziusia" 8/8 do "dzidziusia" 1/8.). Pani, uprzedzona, że dziecko ma "gumowe uszy", słyszy i rozumie wszystko co jest powiedziane w jego obecności, zdaje się wszystko olewać, i po tygodniu na zajęciach jestem proszona do gabinetu, bo "mały nie chce współpracować, proszę coś z nim zrobić bo ja sobie już nie radzę". Słowa psychologa dziecięcego, specjalisty... Weszłam, ogarnęłam - bo co miałam zrobić? Pani psycholog, specjalista od pracy z dziećmi z zaburzeniami, poinformowana uprzednio, że dziecko wszystko słyszy, wszystko rozumie i będzie to wykorzystywać. Od małego, stojącego z założonymi rękami, usłyszałam tylko: przecież ci mówiłem, że nie chcę do niej chodzić. TUS w tej poradni to totalna porażka, po 4 tygodniach (!) w czasie których synek się oswaja, dostajemy informację, że może to nie jest dla niego najlepsza grupa, dzieci są przestraszone, speszone, są głównie młodsze z trudnościami adaptacyjnymi...

TUS w naszej rejonowej PPP - jest ok, pod warunkiem że w czasie zajęć jest pani, która zajmuje się nami i nam pomaga. Co oznacza, że dziecko uczestniczy w połowie zajęć, jak dobrze pójdzie...

Kolejne przedszkole, pięciolatek, po wakacjach. Synek w terapii, fajnie się z nim współpracuje. Zapisując dziecko do przedszkola upewniam się czy mają doświadczenie w pracy z dziećmi z trudnymi zachowaniami - "ależ oczywiście, różne dzieci tu mamy, damy sobie radę, a jak nie damy, to jest psycholog przedszkolny". Zapisuję małego, dostarczam komplet ocen, diagnoz i opinii i...

1. września - surprise! Moje dziecko, jako że mniej więcej z początku roku, jest zapisane do "mieszanej zerówki", czyli grupy "0", w której są też pięciolatki, teoretycznie idące inną podstawą programową. Pierwszy zgrzyt - nikt nie uprzedził nauczycielek o tym, że moje dziecko ma - miało problemy, nie dostały żadnych opinii, pierwszy raz widzą i słyszą. Panie na tyle rozsądne że rozumieją, czują że dzwonienie po mamusię to złe wyjście, ale i tak po 3-4 tyg. trafiam na dywanik dyrektora.

Przede mną stos papierów - rodzice innych dzieci z grupy, 22 na 24 osoby (siebie nie liczę) złożyli pisma na ręce dyrektora, domagając się interwencji w sprawie mojego dziecka. Bo agresywne i przeszkadza realizować podstawę programową... Skądinąd rozumiem - ale litości, to rodzice, którzy codziennie rano kłaniają mi się w szatni w odpowiedzi na moje "dzień dobry", rodzice których spotykam na zebraniu... nikt, nic - bezpośrednio, w oczy?

Rozmowa z dyrektorem i pierwszy pozytyw - przyznaję, że moje dziecko, jak każde inne, ma prawo do nauki i zabawy. Że nie będzie się kierować życzeniami rodziców, ale zaleceniami poradni. Mówi, że wydzwania do PPP - kiedy, po tygodniu, zniecierpliwiona dzwonię sama, dowiaduję się że wydzwania faktycznie, i to tak, że mają go po dziurki w nosie i zaraz kogoś przyślą do przedszkola. W międzyczasie dyrektor pyta mnie grzecznie czy ja mogłabym towarzyszyć małemu na lekcjach - mogłam, miałam "wolne".

Widzę synka, który w grupie rówieśników zachowuje się jak kosmita... przykry widok. Wizyty z poradni, diagnoza (prywatnie, a jak!) i potwierdzony Zespół Aspergera. Dziecko reaguje agresywnie, bo w grupie czuje się źle i wie że "dzięki" złemu zachowaniu zostanie stamtąd zabrane...

Z diagnozą w ręku zapisuję małego do przedszkola specjalnego. Brzmi okropnie, i mi samej kojarzyło się z miejscem dla dzieci głęboko upośledzonych, i jak tam posyłać moje wygadane, zdolne dziecko... To przedszkole, naprawdę wyjątkowe - a przynajmniej z wyjątkowymi pedagogami, okazuje się być najlepszą decyzją w naszych przebojach dydaktycznych. To miejsce gdzie mały znajduje kolegów takich jak on, gdzie w końcu może iść na spacer, wycieczkę, zajęcia dodatkowe, bez obawy że wbiegnie gdzieś, coś powie nieodpowiedniego, źle się zachowa... Miejsce gdzie chętnego pięciolatka nauczą czytania, tylko dlatego że chciał, i gdzie dostanie zadania matematyczne na swoim poziomie... Dziecko robi niesamowite postępy pod opieką naprawdę świetnych pedagogów.

Po kilku miesiącach, 1. września - szok, dowiadujemy się, że odchodzi praktycznie cała kadra, że dla małego nie ma obecnie odpowiedniej grupy, bo dzieci które zostaną, są nisko funkcjonujące i nie będzie miał nawet towarzysza zabaw. Dyrekcja doradza nam zmianę placówki.

Tu istotna informacja: na zdrowe dzieci jest jedynie subwencja oświatowa - pieniądze wypłacane z budżetu gminy na każdego ucznia. Na dzieci z orzeczeniem o potrzebie kształcenia specjalnego, jak moje, jest dodatkowa subwencja, wielokrotnie wyższa... pieniądze, które idą do budżetu gminy i teoretycznie powinny zapewniać dziecku ze specjalnymi potrzebami odpowiednie warunki. Taki myk - placówki niepubliczne dostają tą specjalną subwencję z całości, jedynie później muszą się rozliczyć w razie potrzeby, placówki publiczne muszą walczyć o każdą złotówkę (uzasadnić wydatki i liczyć na to że gmina zwróci).
Biorąc pod uwagę dostęp do subwencji i sytuację dziecka, które tuła się od przedszkola do przedszkola (cztery placówki już za nim), zapisujemy go do szkoły prywatnej, do oddziału "0".

Tutaj wyraźnie zaznaczę - od pierwszego maila, który wymieniałam z dyrekcją w sprawie przyjęcia dziecka, zaznaczałam, że mały ma sporo trudnych zachowań, że jest agresywny, że w przeszłości było to nasilone i bywało powodem do zmiany placówek. Proponuję też dokumentację która to potwierdza, jednak szkoła tego nie potrzebuje. Wydawałoby się że warunki będą idealne, klasa pięcioosobowa, synek "dostaje" do pomocy asystentkę nauczyciela, pedagoga specjalnego, który ma wspierać go na co dzień. Szkoła prywatna, jak to szkoła prywatna - ma czesne, przy rozmowie okazuje się, że mimo zwiększonej wielokrotnie subwencji, oczekuje opłacania go w całości. Ok, nie ma problemu. Szkoła w ramach czesnego deklaruje świetlicę przez 12 godz. w ciągu doby, część zajęć dodatkowych, oczywiście synek będzie mógł w nich uczestniczyć (dopytywałam o to szczególnie i odpowiedź przekazałam dziecku), będzie miał dobrą opiekę, pani pedagog pracowała już z dziećmi z zaburzeniami i prowadziła terapię integracji sensorycznej (co dla nas jest istotne).

Pierwszy zgrzyt - po pierwszym rozrabianiu małego, szkoła prosi żeby "NA RAZIE" odbierać go zaraz po godzinach zajęć zorganizowanych. Potem jestem proszona o sprawowanie opieki w czasie wycieczki szkolnej - dodam, że wówczas synek nie powoduje żadnych problemów. Potem dowiaduję się że niestety, ale jego trudne zachowania sprawiają, że nie może uczestniczyć w zajęciach dodatkowych, w tym m.in. w zajęciach na basenie, na które wyjątkowo czekał, a które miał obiecane przeze mnie, a potwierdzone m.in. przez panią dyrektor... Nie czują się na siłach zorganizować mu odpowiedniej opieki. Czerwona lampka - halo, dziecko non stop w czasie nauki ma zapewnioną opiekę pedagoga specjalnego, tylko na jego potrzeby! "Proszę czekać do ustalenia ipetu (indywidualnego planu nauczania i terapii)".

Czekamy, rozmowa w pośpiechu, potem czytanie ipet-u na spokojnie. Halo, to chyba nie o moim dziecku! Mały, który od dawna pisze liczby, sprawnie dodaje i odejmuje, ma, według planu, uczyć się jak pisać cyfry? Pisać proste znaki? Nerwy w domu, bo po chorobie zadanie domowe, a w podręczniku "głupie zadania". Siadam i rozumiem, dla mojego dziecka, upośledzonego emocjonalnie i społecznie, to głupie zadania, bo intelektualnie jest ponad normę. A mimo że w szkole obiecano mi dostosowanie metod pracy i programu do jego zdolności i problemów, robi to samo co inni, siedząc nad podręcznikiem. Nie potrafię mu wytłumaczyć dlaczego ma dopasowywać naklejki z odpowiednimi ubraniami do odpowiednich pór roku, skoro to samo robił dwa lata temu, i wyszukiwać w tekście literkę "M", skoro dość sprawnie czyta. Staram się tłumaczyć nauczycieli, asystentkę - nigdy przy dziecku nie krytykowałam metod i środków jakie były stosowane w placówkach, nauczycieli czy opiekunów również.

Próba rozmowy z dyrekcją, spycholandia, i w końcu - pani asystentka ma również dyżury na świetlicy. Tej samej, z której nie możemy korzystać, tej którą opłacamy m.in. z czesnego, asystentka w pełni opłacana z subwencji na ucznia o specjalnych potrzebach. Mały nie ma prawa być na świetlicy nawet wówczas, kiedy jego pani sprawuje nadzór - "bo jest więcej dzieci, a on wymaga indywidualnej opieki". I również - bo "to nie państwa sprawa, to szkoła zatrudnia asystenta (jakoś pani zapomniała skąd pieniądze na niego) i to nasza sprawa jaki ma wymiar pracy... Poruszam kwestię rozdysponowania subwencji - dla rozjaśnienia dodam że szkoła pobiera ok. 500 zł normalnej subwencji na ucznia, 500 zł czesnego z którego guzik mamy, ivok. 4000 zł (tak, 4 tys. miesięcznie) subwencji na ucznia z orzeczeniem.

Próbuję rozmawiać. W trakcie rozmowy słyszę, że szkoła realizuje orzeczenie i to jej sprawa jak wydaje pieniądze, że to szkoła zatrudnia asystenta i to jej sprawa jak dysponuje czasem tej pani... szkoła nie widzi potrzeby zapewniania dziecku asystenta na 2-3 godz. świetlicy dziennie z towarzystwem innego pedagoga, mimo że dla małego to mega frajda, przywilej i nagroda. Kwestię zajęć dodatkowych szkoła pomija milczeniem - za to usilnie nalega na konsultację psychiatryczną i podanie dziecku leków uspokajających. Do tego stopnia, że na rozmowie z nami, po dłuższej (1,5 tyg) nieobecności małego, dostaliśmy ostro przesadzony opis jego sceny buntu z zaleceniem pilnej konsultacji na oddziale psychiatrycznym.

Pani wicedyrektor, skądinąd pedagog specjalny, przy tym radośnie wspomina mi przypadki jej podopiecznych, którzy raptem rok czy pół byli na oddziale psychiatrycznym, a potem tak fajnie funkcjonowali, wprawdzie na lekach i w placówkach specjalnych ale jednak...

Upewniam się u psychologów i pedagogów pracujących dotychczas z małym - nie, absolutnie nie widzą potrzeby farmakoterapii, widzą potrzebę pomocy i zapewnienia odpowiednich warunków. Próby dojścia do porozumienia dają skutek właściwie zerowy - szkoła uważa że jest ok, bo robi tyle ile musi (czyt.- tyle, do czego zobowiązują ją przepisy). Bo dziecko trzeba napchać psychotropami i będzie ok. Bo to ich sprawa jak dysponują czasem pracy asystentki opłacanej z subwencji małego, bo to naszym, jako rodziców, obowiązkiem jest zapewnianie dziecku potrzebnych terapii (ciul z tym co dziecko ma w orzeczeni, co realizowaliśmy sami przez rok i co szkoła deklarowała się realizować). Pani asystentka może kwestię terapii SI realizować tylko prowizorycznie, ale na pytanie dlaczego w takim razie nie robi tego choćby prowizorycznie - słyszę milczenie. Ich nie obchodzi nasza sytuacja materialna (cytat!). Pytania o pobieranie pełnego czesnego w sytuacji, w której dziecko nie ma możliwości korzystania z pełnych świadczeń, również są pomijane milczeniem.

Wypisujemy więc dziecko - naszego paskudnego, agresywnego sześciolatka. Dziecko, które w ubiegłych tygodniach nie ma obcinanych paznokci, bo z nerwów samo je rozdrapuje dokumentnie, dziecko które stwierdza: "oni chyba myśleli, że ja jestem taki zły, że już nigdy nie będę dobry". Które tydzień po tygodniu starało się pracować nad sobą, poprawiać i robić cokolwiek żeby było lepiej, i "żebym mógł robić wszystko tak jak inni".

Piąta placówka. Szukamy szóstej. Placówki prywatne, co już wiem, raczej nie przyjmą "takiego" ucznia - nie po to rodzice płacą, żeby mieć takie towarzystwo. Placówki publiczne mają utrudniony dostęp do subwencji, co jest chore - nawet przy ich dobrej woli, dziecko potrzebujące wsparcia, jak moje, dostaje środki na asystenta np. 5 godzin tygodniowo (sic!), przykład z życia.

Właśnie nam odmówiono w jednej z najlepszych placówek specjalnych, bo mały za dobrze funkcjonuje jak dla tej konkretnej grupy... Zanim ktoś rzuci hasło o placówkach integracyjnych - w takich grupach na 20 dzieci może być o pięciorga dzieci z orzeczeniem, i one wszystkie mają jednego asystenta. Grupa za duża, opieka za mała... synek potrzebuje już, teraz, indywidualnego wsparcia. Potrzebuje, bo za 20 lat wyrośnie z niego facet, który dobrze, samodzielnie sobie radzi ze wszystkim, który sam się utrzymuje, i, mam nadzieję, jest szczęśliwy. Bez pomocy - zostaje nam nauczanie domowe.

Dodam tylko, że to dziecko, które według szkoły okazało się tak mocno zaburzone, że indywidualna opieka pedagoga specjalnego nie pomoże, według ZUS jest dostatecznie sprawne, tak jak inni rówieśnicy. Mimo, że na komisji odwoławczej mały wył i krzyczał równe 2 godziny, tylko dlatego, że z przedszkola pojechaliśmy "złym" autobusem w
"złym" kierunku.

Od 6 lat jeśli pracuję, to "na zakładkę" z mężem, bo nikt inny nie podejmie się opieki. Mimo to się cieszę - mam wspaniałe, zdolne dziecko. Tyle, że mnie serce boli, że właściwie od urodzenia ma pod górkę...

Nie, nie toleruję agresji. Nie toleruję bicia, wulgaryzmów, nie daję na to przyzwolenia. W sprawie mojego dziecka również, bez względu na to czy jest sprawcą, czy ofiarą.. Tyle, że w przypadku dzieci autystycznych agresją słowną jest... dużo wypowiedzi. To z czym on spotyka się na co dzień - "skup się, zachowuj się, nie krzycz, nie rób scen, przecież umiesz to zrobić - nie popisuj się, uspokój się..."

Synek ma 6,5 roku. Szukamy szóstej już z kolei placówki.
Na jednym ze spotkań przy szukaniu szkoły/przedszkola, poinformowany, że pani chce go poznać żeby podjąć decyzję (musiał wiedzieć, że niekoniecznie tam pójdzie), poprosił o kartkę, po czym podpisał się i.. zaczął wypisywać swoje, tzw., trudne zachowania. Żeby wiedzieli...

Mam już gdzieś debilnych psychologów, którzy nie radzą sobie z dzieckiem, niekompetentnych pedagogów specjalnych... Ja rozumiem - nie każdy zna problem. Ale każdy dokładnie poznawał naszą sytuację. Wystarczyłaby szczerość: "nie do końca potrafimy sobie z tym poradzić".

Nie piszę o tym jak my sami na co dzień pracujemy z małym, bo nie o tym jest temat, i ciężko mi to traktować jak piekielność, co najwyżej lekka złośliwość losu.
Oczywiście, nie jest tak, że dzieci z ZA "z zasady" są agresywne, raczej zdarza się to rzadko.
Tak, rozumiem rodziców innych dzieci - nie wiecie ile razy słyszałam "musi pani zrozumieć" - tyle, że nie bardzo czuję że inni rodzice rozumieją mnie.

Edit: Proszę o czytanie do końca i ze zrozumieniem. I nie dopowiadanie. Historię napisałam w chwili załamania, po kolejnej odmowie ze szkoły. Nie daję przyzwolenia na krzywdzenie innych, nie oczekuję cudów i poświęcenia ze strony pedagogów. Oczekuję że pomoc, którą dziecko ma mieć zapewnioną - faktycznie otrzyma. Subwencja oświatowa ma wysokość, która wystarczy na opłacenie asystenta w szkole/przedszkolu, a asystent (musi to być, zgodnie z przepisami, pedagog specjalny), jeśli jest kompetentny, poradzi sobie z problemami małego.

Może nie zaznaczyłam tego jasno - nie dajemy dziecka do pierwszej lepszej szkoły czy przedszkola i nie siedzimy z założonymi rękami. W każdej (poza pierwszą, kiedy nie byliśmy świadomi, że taka sytuacja będzie) informowaliśmy o nich i staraliśmy się przynieść wszelkie dokumenty żeby rozjaśnić sytuację i potwierdzić to co mówimy. W każdej z nich byliśmy zapewniani, że poradzą sobie, a dziecko otrzyma odpowiednią pomoc. Wiele placówek odmówiło, co rozumiemy, szanujemy i co uważam za odpowiedzialne, mimo że mnie to dobija.

by Sintra
Dodaj nowy komentarz
avatar swiezewinogrono
11 19

Niestety na kolejnych etapach edukacji nie będzie lepiej i mogę to powiedzieć z pełnym przekonaniem, jako osoba, która całkiem niedawno ukończyła szkołę. Nauczycieli z powołaniem jest jak na lekarstwo, a dominującym podejściem jest chęć pozbycia się wszelkich problemów w jak najprostszy sposób. Spychologia, szukanie drogi na skróty, brak zainteresowania problemami uczniów są na porządku dziennym nawet w teoretycznie najlepszych placówkach oświatowych. Jeśli uda się znaleźć taką, w której faktycznie otoczą Twoje dziecko profesjonalną opieką, to możesz iść na kolanach do Częstochowy, bo byłby to cud.

Odpowiedz
avatar Agness92
26 30

@SaraRajker: z tekstu, z kontekstu wynika, ze matka sie przejmuje i pracuje z dzieckiem. Poza tym to jest malo istotne dla i tak dlugiej historii.

Odpowiedz
avatar Tranquility
22 24

@SaraRajker: Po raz kolejny: przeczytaj tekst jeszcze raz, a pozniej sie wypowiadaj. Ewidentne braki w czytaniu... to wlasnie jest smiech na sali..

Odpowiedz
avatar Sintra
1 5

@swiezewinogrono: niestety, mam tego świadomość. Z tego co wiem, ZA najczęściej diagnozuje się u dzieci w wieku szkolnym, bo wtedy najbardziej się nasilają objawy.

Odpowiedz
avatar mijanou
25 27

@SaraRajker: to nie do końca jest tak, że dziecko 'z Aspergerem' jest niewychowane. Dzieci z tym zespołem mają mniejsze lub większe problemy z dostosowaniem społecznym bo to specyfika tego zespołu. Niestety, nie ma specjalnych szkół dla takich dzieci, a "normalne" szkoły/przedszkola są z reguły nieprzygotowane do pracy z nimi. Rodzice innych dzieci też z reguły protestują przeciw obecności dziecka ZA w grupie i też trzeba ich zrozumieć, bo nie tylko dziecko Autorki ma prawo do nauki i zabawy. Inne dzieci mają takie samo prawo. Piekielny jest jak najbardziej system bo dziecko ZA nie będzie w stanie funkcjonować nawet w klasie integracyjnej, gdzie jest 15 osób plus nauczyciel wspomagający. Trudna sytuacja i dla Autorki i dla przedszkola/szkoły, w którym uczą się dzieci ZA. I dla pozostałych dzieci w klasie/grupie też.

Odpowiedz
avatar katzschen
22 26

SaraRajker: Chyba inne historie czytalysmy. Jak można takie bzdury wypisywać? Skąd w tobie tyle jadu? Nie masz nic mądrego do powiedzenia (a nie masz), to się nie odzywaj.

Odpowiedz
avatar luczynka
16 22

@SaraRajker: To smutne, że nie wiesz, nie rozumiesz, ale piszesz takie rzeczy. Sama mam dziecko z ZA i to nie jest tak, że da się z takim dzieckiem nie pracować. Nie da się.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
10 10

@mijanou: Muszę się odwołać do Twojej wypowiedzi "Piekielny jest jak najbardziej system bo dziecko ZA nie będzie w stanie funkcjonować nawet w klasie integracyjnej, gdzie jest 15 osób plus nauczyciel wspomagający." Moja mama jest nauczycielką w klasach podstawowych 1-3, od niedawna dostaje klasy integracyjne. Nie pierwszy raz dostała dziecko z ZA. Klasy ponad 20 osób, do tego często z dzieciakami z ADHD i tylko jeden nauczyciel wspomagający. Uwierz mi, że ona uważa te dzieci za aniołki :) W tym roku dostała nową klasę i dziecko z AZ jest tym najgrzeczniejszym. Owszem, wymaga wiele uwagi, często jest tak, że jeden nauczyciel pracuje z całą klasą, a drugi opiekuje się tylko tym jednym, ale da się i nigdy, żaden rodzic nie skarżył się, że nie chcą tego dziecka w klasie. Nie wiem, być może u dziecka autorki zbyt późno odkryli AZ, więc za późno zaczęli z nim odpowiednio pracować. Nie znam się na tym, ale mam namacany dowód, że już w 1 klasie podstawówki, dziecko może normalnie uczestniczyć w zajęciach i być grzeczne.

Odpowiedz
avatar mijanou
11 11

@Indescriptible: Tak, ale proszę weź pod uwagę, że każde dziecko z zespołem Aspergera może wykazywać inne objawy ze spektrum autyzmu (ZA potocznie nazwyany jest i uważany za "lekką" jego odmianę). A i reakcje innych rodziców bywają różne.

Odpowiedz
avatar Tranquility
13 15

@SaraRajker: chyba nie przeczytalas do konca.. prawda? Czy masz problemy z czytaniem ze zrozumieniem?

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 grudnia 2017 o 9:13

avatar pasia251
15 17

@SaraRajker: wierz mi, jak się chce można nauczyć się czytać ze zrozumieniem. Może powinnaś wrócić do podstawówki? bo coś ewidentnie poszło nie tak z twoją edukacją...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
9 9

@SaraRajker: Chyba jesteś najlepszym przykładem na to,ze nie wszystkie upośledzone dzieci można wychować :) Czy ty zawsze musisz mieć jakiś problem?

Odpowiedz
avatar paski
6 6

@SaraRajker: Chyba czytałyśmy różne historie, bo ja nigdzie nie zauważyłam, żeby autorka próbowała wymigać się od pracy nad dzieckiem, wręcz przeciwnie, terapia terapię terapią pogania a autorka rozważa nauczanie domowe co już chyba samo przez się rozumie, że dla dobra dziecka jest gotowa na wiele.

Odpowiedz
avatar Ayla
0 0

@luczynka: Sorry, ależ jak najbardziej DA SIĘ PRACOWAĆ. Czasem wychodząc z siebie i na korytarzu płaczeć waląc pięściami o ścianę. Moj syn z ZA teraz studiuje. A w przedszkolu pani powiedziała,że albo ona, albo on. W podstawówce po pierwszej klasie dwa lata nauczania indywidualnego i dopiero ostrożny powrót do szkoły.

Odpowiedz
avatar margotek
0 0

@mijanou: Jak najbardziej są szkoły dla takich dzieci np. SOSW w Lublinie, więc na pewno i w innych miastach. Dziecko wymagające specjalnego podejścia powinno chodzić do takiej właśnie szkoły, a nie do zwykłej, gdzie się męczy ono i jego otoczenie.

Odpowiedz
avatar jaMamaAAtyp
23 23

Witam, proszę o kontakt ze mną. Mam dzieko z podobnym problemem (a atypowy) siedze w tym bezpośrednio i niejedna walka (wygrana) za mną. Być może będę w stanie pomóc. Pozdrawiam i czekam na kontakt.

Odpowiedz
avatar fenek
12 24

Pierwsza historia gdzie we wstępie jest "uwaga będzie długo" i, na Boga, rzeczywiście bylo! Zwłaszcza, że ciężko się to czyta. Surprise - nie suprise. Polskich baboli nie wytykam bo mnie zjedzą, ten jeden musiałem. Mam nadzieję, że się wygadalas i miałaś spokojny wieczór przez opisanie tego. Życzę powodzenia. (Absolutnie się na tym nie znam; nie można rozwoju społecznego odłożyć na potem, przejść na szkołę domowa, wykształcić go potężnie matematycznie, tak żeby klepał kody we śnie i doktoryzował się w wieku 18 lat? Być może niezbyt szczęśliwy żywot i nie nadrobi kontaktów międzyludzkich, ale chyba fajnie urodzić i wychować geniusza? Takie moje, prywatne, glupie marzenie mieć jakąś odmianę autyzmu i upośledzenia społecznego w zamian dostając naprawdę piękny umysł.)

Odpowiedz
avatar Sintra
8 10

@fenek: poprawione :) mam nadzieję że większość polskich również. Tak, nauczanie domowe to jest nasze "wyjście awaryjne"- ale rozwoju społecznego nie da się odłożyć "na potem". Dla mnie nie jest ważne wychowanie geniusza, tylko szczęśliwego człowieka- a mały chce mieć kolegów, chce pójść do kogoś na urodziny, chce się bawić w grupie- tylko tego nie potrafi. Gdyby nie chciał i nie potrzebował, nie robiłabym tego na siłę, ogólne zasady funkcjonowania w społeczeństwie można wpoić i domowymi metodami.

Odpowiedz
avatar fenek
4 8

@Sintra: coz... Szczęśliwy to jest mało kto, a na urodziny i normalne dzieci nie chodzą. Zasadniczo spora część "zdrowych" dzieci (szerzej - ludzi) jest jak dla mnie społecznie upośledzona. Cóż, powodzenia!

Odpowiedz
avatar Tranquility
11 13

Przykro to stwierdzic, ale psychologow czy pedagogow specjalnych, ktorzy naprawde wiedza co robia za duzo nie ma... wielu ludzi kinczy studia o okreslonym profilu, bo sa prestizowe, bo bedzie mozna zablysnac tytulem, ale kiedy przychodzi do faktycznej pomocy jednostce wielkie g**no potrafia zrobic. Niestety, do tego potrzebna jast wrodzona umiejetnosc, cos na ksztalt intuicji. Nie kazdy rodzi sie empata, a nim wlasnie trzeba byc by moc pomoc komus innemu. Trzeba umiec "zalozyc czyjes buty".

Odpowiedz
avatar pasia251
13 15

Serce się kraje, jak się to wszystko czyta... Bardzo wam współczuję. Mam nadzieję, ze jednak znajdziesz szkołę, która spróbuje dziecku pomóc. albo chociaż zastosuje się do zaleceń i nie będzie przeszkadzać i psuć tego, co wy wypracujecie.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 grudnia 2017 o 9:59

avatar bloodcarver
11 15

Co do innych rodziców to ja im się nie dziwię. Nie każdy ma siłę i ochotę na konfrontację, zwłaszcza jeśli właśnie ma pod opieką własne dziecko. Poza tym jest powszechna, i w sumie uzasadniona wiara, że "niedaleko pada jabłko od jabłoni", i w przypadku agresywnego dziecka pewnie spodziewali się także agresywnych rodziców. Załatwienie tego pismem do dyrekcji jest zwyczajnie bezpieczniejsze.

Odpowiedz
avatar bettieb
8 8

Hej. Mam 7- letniego syna z autyzmem atypowym, wiec problemy podobne. Postaraj sie w mgops o specjalistyczne uslugi opiekuncze. Terapeuci przychodzą do domu. Jesli masz pytania pisz. Zycze spokoju i cierpliwosci. Pozdrawiam cieplo

Odpowiedz
avatar konto usunięte
12 20

Z innej beczki. Po pierwsze prowadziłam charytatywnie hipoterapię, dwa lata. Także znam sprawe z punktu widzenia dobrowolnej chęci pomocy jak i matki zdrowego grzecznego, opiekuńczego dziecka, które było bite w przedszkolu przez dziecko z "problemami". Interweniowałam najpierw u przedszkolanek, potem u matki chłopca. Chłopie chodził do psychiatry, mamy wytłumaczyła mi, ze on nie jest winien temu,z e jedyny sposób w jaki umie okazywac emocje to znecanie sie nad innymi dziećmi. Na moje stwierdzenie, ze moim psim obowiązkiem a do tego ustawowym jest troska o moje dziecko usłyszałam, ze jej synek ma zalecenie kontakt z dziećmi. A więc moje dziecko zostało sprowadzano do roli rekwizytu prowadzenia terapii, co tam że mała uwielbiała przedszkole a teraz płacze i nie che chodzić, że może fobia szkolna sie rozwinie, a wuj z tym jest "zdrowa" i każdy ma jej dobro w dupie. Mamuni psychiatra zalecił sport dla małego agresora, mamunia zapisała go na karate. Szczyt geniuszu, na moje stwierdzenie, ze raczej basen a najlepiej piłka nożna, bo to gra zespołowa i nauczy się jak funkcjonowac w grupie stwierdziła, ze nie bo karate jest blisko. Wkońcu skargi były tak liczne że matka zabrała dziecko z przedszkola. każde dziecko ma prawo być bezpieczne w przedszkolu, nie masz prawa oczekiwac, ze inni rodzice tak samo jak Ty kochajacy swoje dzieci nie będą reagować na znęcanie się nad ich dziećmi. Jakos fakt, ze Twoje dziecko było źle traktowane sie oburzasz, a czy równą zgroza przeszła Twoje serce myśl, ze Twoje dziecko robi krzywdę innym? podejrzewam, ze nie.

Odpowiedz
avatar Tajemnica_17
8 14

@maat_: W końcu! Naprawdę serce mi się nie kroiło czytając o Twoim synu, a o innych dzieciach. Skoro jest agresywny dziwisz się, że rodzice i pracownicy przedszkola nie chcą go tam? Byłam szykanowana w szkole i bita więc wiem jak to boli - i zawsze będę stawać za ofiarą, nie katem. Myślisz że to, że uderzył je chłopak z ZA sprawia, że mniej boli? Że go to w jakikolwiek sposób usprawiedliwia? NIE. Może faktycznie lepiej dla niego i dla innych, żeby miał nauczanie domowe?

Odpowiedz
avatar pasia251
13 15

@maat_: tyle, że nadal piekielny jest system... system, który próbuje wtłoczyć każde dziecko w sztywną ramę i nie przewiduje rozwiązań dla dzieci z problemami... poza tym, w historii jest też mowa o placówkach, które z założenia powinny zajmować się właśnie takimi "trudnymi" dziećmi, a tego nie robią, bo prościej wziąć kasę i olać... Autorka wpisu nie posłała dziecka do normalnego przedszkola i nie usiadła z założonymi rękami. Oczekiwała jedynie, że placówka do tego stworzona pomoże uporać się z problemami dziecka. Rozumiałabym oburzenie rodziców, gdyby to było "normalne" przedszkole. To tak samo, jak niektórzy rodzice zapisują swoje dzieci do przedszkola integracyjnego, bo to takie na czasie i modne, a potem mają pretensje, ze w grupie jest dziecko z niepełnosprawnością - serio, spotkałam się z takim przypadkiem.

Odpowiedz
avatar Sintra
3 11

@maat_: muszę wyjaśnić, nigdzie, w żadnej placówce, nie olewałam tematu. Nigdzie też i nigdy do tej pory żaden rodzic nie zdobył się na rozmowę czy uwagę bezpośrednio do mnie. Jak pisałam, z pierwszego przedszkola dziecko szybko zabraliśmy. W drugim- długi czas nie uświadamiano nas do jakiego stopnia sytuacja jest poważna, wspominałam już że jakiś czas (uściślę- miesiąc) mały chodził na dwie godziny dziennie. Co oznaczało dla mnie koczowanie w pobliżu przedszkola, przy kawie, bo w tym czasie mogłabym co najwyżej wrócić do domu, odbić się od drzwi i jechać z powrotem. W trzeciej placówce dyrektor działał od razu, zorganizował wsparcie nauczyciela tak żeby synek nikomu nie zagrażał, a potem po rozmowie ja chodziłam z małym jako asystent, ponad miesiąc, na całość zajęć, z ciążowym brzuchem. W ostatniej szkole miał opiekę pedagoga specjalnego który był tam po to żeby mu pomagać, a nikt mi nie wmówi że dorosły specjalista, wykształcony w pracy z takimi dziećmi, nie jest w stanie tego opanować (na własne oczy widziałam że jest jeśli chce). Nigdy nie pchaliśmy się tam gdzie nas nie chcą i nie integrowaliśmy dziecka na siłę. Zaznaczyłam wyraźnie- nie tolerujemy, nie tolerowaliśmy i nie będziemy tolerować agresywnych zachowań i krzywdzenia innych, zawsze reagowaliśmy tak szybko jak tylko byliśmy w stanie. Nigdy nie tłumaczyłam tego ani innym, ani dziecku że "tak ma bo jest autystyczny", to że ma ZA oznacza że ma trudniej, a nie- że nie obowiązują go zasady. Nie pisałam o tym (celowo) w tekście, ale będąc w przedszkolu z dzieckiem widziałam że nie tylko moje ma trudne zachowania. Moje też było uderzane, popychane, prowokowane.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
3 17

@Sintra: "zawsze reagowaliśmy tak szybko jak tylko byliśmy w stanie." - to akurat innych dzieci i ich rodziców nie interesuje. Zareagować masz najpóźniej na sekundę ZANIM uderzy, chyba że naprawdę dzieje się to tak rzadko, że nikt nie może się tego spodziewać. Jeśli jakieś dziecko z mojej rodziny trafi na agresywnego bachora, to usłyszy szczerą radę, żeby po pierwsze bronił się, najlepiej w sposób który raz na zawsze zniechęci napastnika, a jeśli to nie pomoże, by namówił wszystkie "ofiary" do bronienia się wspólnie.

Odpowiedz
avatar pasia251
8 12

@bloodcarver: wiesz, mój syn jest zdrowy, a mimo to ja nie jestem w stanie przewidzieć czy kiedyś, gdzieś jakiemuś dziecku z jakiegoś bardziej lub mniej ważnego powodu nie przyłoży... a już na 100% nie ma na tym świecie rodzica, który jest w stanie zareagować przed... można, gadać, tłumaczyć, zabraniać, karać, a kłótnie i przepychanki między dziećmi były, są i będą...

Odpowiedz
avatar Sintra
2 8

@bloodcarver: serio? Taką radę dasz każdemu rodzicowi, czy tylko rodzicowi dziecka z zaburzeniem? Powtórzę- nie bronię dziecka. Tak szybko jak byliśmy w stanie- oznacza natychmiast kiedy zostaliśmy poinformowani o sytuacji. Nie spotkałam się za to z reakcją innych rodziców kiedy "zdrowe" dzieci przeszkadzały, biły, popychały, dezorganizowały lekcję- rodzic przyjmował do wiadomości i najwyżej zostały ukarane w domu. Do głowy mi nie przyszło pisać pisma do dyrektora bo Stasiu rozwalił mojemu dziecku budowlę lego, Krzysiu wpadł na niego na korytarzu, Franiu na schodach, idąc z nim w parze, szarpnął go za rękę... tyle że zdrowe dzieci "tak mają".

Odpowiedz
avatar bloodcarver
2 16

@Sintra: Każde dziecko, jeśli zostanie zaatakowane, powinno się bronić. I każdy, niezależnie od wieku, płci i innych czynników, powinien bronić się tak, by napastnik na drugi raz nie próbował tego samego. Co w tym dziwnego czy złego? A jeśli porównujesz pobicie z rozwaleniem budowli z klocków, czy wpadaniem na siebie na korytarzu, to albo masz odpieluszkowe zapalenie mózgu, albo jakieś zaburzenia rozwojowe, społeczne czy coś. To są zupełnie różne typy zdarzeń.

Odpowiedz
avatar Balbina
9 9

@bloodcarver: Serio? Mój syn w pierwszej klasie został przez duuużą dziewczynkę walnięty pięścią w brzuch.W obronie odepchnął ją. W rezultacie poleciała na umywalkę.Finał? Jemu uwaga plus upomnienie jej nic bo to dziewczynka a ich się nie bije. Akcje takie co jakiś czas bo szybko wpadał w złość. Komentarz dzieci u pedagoga szkolnego. -Bo proszę Pani on tak fajnie się złości więc my specjalnie żeby mieć ubaw. Jedna z matek podeszła kiedyś do mnie i powiedziała że większość dzieci specjalnie prowokuje mojego syna( wiedziała to od swojej córki) i żebym nie uwierzyła że on jest wszystkiemu winny.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 8

@Sintra: Mylisz się, reaguję na każde agresywne dziecko czym wzbudzam oburzenie, bo jak tak można! Jeden jest zdrowym ukochanym jedynaczkiem mamuni kretynki, drugi ma zaburzenia psychiczne a trzeci niedowidzi. Wszystko to podobno są powody, dla których ma prawo znęcać się nad innymi dziećmi. (Nie spotkałam nigdy agresora, który leje się z silniejszymi. Oni jakimś cudem zawsze znęcają się nad słabszymi, a tacy niby zaburzeni i niekontrolujący swych emocji są. Ciekawe, że jakoś tam gdzie zaliczyliby wpierdziel to jednak swe emocje kontrolują. Jakoś Twoje Droga Autorko dziecko również nie przychodziło z podrapaną buzią czy śliwka na głowie do domu, jakoś wiedział kto nie odda.) Mam ten komfort reakcji, że zawsze wszelkiej mamuni wmawiającej mi jaki to jej dzieciaczek jest wyjątkowy/biedny bo chory, bo zdrowy bo cokolwiek i inne dzieci powinny pozwalać się bić. (opisany wyżej dzieciaczek wycwanił się tak, że czatował na dzieci, które szły do toalety i je napierniczał, gdy siedziały na nocniku, pełna premedytacja i planowe działanie), ale ja mogę się nie krępować, bo właśnie kiedyś bez powodu robiłam coś w swoim wolnym czasie, za swoje pieniądze, bezinteresownie dla chorych dzieci. Nikt mi nie wyjedzie, że się nie znam, nie mam serca, że jestem podła itd. Teraz powiem coś o tych wszystkich rodzicach psioczących jak to system jest zły, wszystkich narzekających na pomoc fundacji ich pracowników i wolontariuszy. Otóż powiem rzecz o której nikt nie mówi, bo tekst "mam chore dziecko" zamyka wszystkim gęby. Ale ja mogę i powiem! Przez dwa lata, a właściwie dwa i pół bo jeszcze za własne pieniądze zrobiłam kurs. A wiec przez ten czas, gdy prowadziłam charytatywnie hipoterapię, w swoim wolnym czasie, na swoim koniu dla zupełnie obcych mi ludzi. Nasłuchałam się wiele żali od rodziców tych dzieci, na początku współczułam, ale raz mnie jedno babsko wkoorviło, zaczęła się na mnie wydzierać, że to, że prowadzę to tylko 2 godziny w tygodniu to za mało, że jej dziecko potrzebuje więcej, że co to ma być, że czemu dla tylu dzieci po 25 minut, że lepiej tylko dla niej. Ze jej dziecku się należy. I wtedy zapytałam a co Pani robi bezinteresownie dla innych ludzi. Otóż pani oburzyła się, że ona ma przecież chore dziecko. I była to prawda, dzieciak z poważnymi problemami, ale przecież mówię: pani nie ma chorego dziecka od momentu swoich narodzin, więc co pani robiła bezinteresownie/charytatywnie dla innych zanim narodziło się pani chore dziecko. Otóż NIC! Takie pytanie zaczęłam od tego momentu zadawać każdemu narzekającemu rodzicowi! Nie spotkałam ŻADNEGO! ŻADNEGO który robił cokolwiek dla innych zanim spotkała go tragedia w postaci chorego dziecka. Spotkałam jedną starszą siostrę chorego dziecka, która wyprowadzała przed narodzinami brata psy w schronisku! Jedna osoba i to dziecko (nastolatka), która myślała by pomóc innym na niecałe 30 osób. Gdy się narzeka na świat warto spojrzeć na siebie i zastanowić się co się dało z siebie zanim zacznie się oczekiwać od innych! Draga Autorka tak pomstujesz na wszystkich! Co Ty zrobiłaś charytatywnie dla świata zanim spotkała Cię tragedia?! Dodam jeszcze, ze dano wam dość szybko sugestię, nie szukaliście pomocy/diagnostyki. Dodam,ze większość takich agresywnych zachowań mozna ograniczyć likwidując w domu telewizor, albo chociaż odcinając całkowicie dziecko od bajek, ale to już tak straszny dyskomfort, ze rodzice jakoś sie nie decydują. I jeszcze jedna sprawa, za nim mi napiszecie, ze co ja wiem nie mam chorego dziecka, otóz mam. moje dziecko od urodzenia przechodzi intensywna rehabilitację, którą ze względu na kolejki i konieczny zakres i częstotliwość od początku czyli już ponad 4 lata robimy prywatnie. Znam problem z każdej strony, od strony terapeuty, rodzica dziecka bitego, rodzica chorego dziecka, osoby korzystającej z odpłatnej pomocy fachowców.

Odpowiedz
avatar MyCha
8 12

@maat_: Autorka nie wymaga od nikogo pomocy charytatywnie. Chce tylko aby subwencja 4000PLN jaka przypada dla jej dziecka została wykorzystana. Głównie opłacając nauczyciela wspomagającego co miało miejsce w tej szkole prywatnej. Tylko co to musiał być za niekompetentny człowiek skoro nie radził sobie z 6-letnim dzieckiem z AS. Dzieciak chce uderzyć kolegę z ławki? Czemu nie złapał go za rękę aby tego nie robił? Mały hałasuje na lekcji? Nauczyciel wspomagający wychodzi z nim z sali i go uspokaja. Po to przecież jest. Jeśli zaś danego dnia dziecko byłoby wyjątkowo drażliwe to nauczyciel wspomagający powinien móc usiąść z dzieckiem we dwójkę i tak poprowadzić lekcję. Za taką kasę można chyba coś takiego zorganizować? Ewentualnie ja jeśli miałabym chore dziecko to skłonna byłabym nawet dopłacić do takiego nauczyciela który profesjonalnie zająłby się moim dzieckiem i jednocześnie dbał o bezpieczeństwo i komfort reszty klasy. Żeby nie było, że wcześniej nikomu nic nie pomogłam. Kilka lat z rzędu sędziuję konkurs dla dzieciaków, w pełni charytatywnie. Na chorobach, zaburzeniach, niepełnosprawnościach, problemach z nauką się nie znam i nie czuję abym miała do tego predyspozycje. Zaś złożoność techniczną urządzenia zbudowanego przez dzieciaki już spokojnie mogę ocenić. Jednocześnie uczciwie płacę wszystkie podatki więc nie widzę powodu aby czuć się źle wykorzystują owe 4000PLN.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 8

@maat_: Dziewczyno trafiłaś na wuebanizm systemowy level 1000. Dzieciaka w dupie ma matka ( kto normalny pozwala aby swoje potomstwo biło inne dzieci?) dzieciaka w dupie ma szkoła ( co się będą z debilem uzerać? a psychiatra nic nie pomoże,jeżeli mamunia i szkoła mają dziecko w dupie. Nie obraź się,ale szkoła ma w dupie również twoje dziecko i inne dzieci. Szkoła nigdy nie pomoże uczniowi. Nauczyciele chcą odbębnić swoje i iśc do domu. Większośc z nich to ofiary źle wybranych studiów,którzy nie wiedzieli co ze sobą zrobić po nich. Na przyszłośc. Jak coś będzie się działo wal od razu na policję i kuratorium. Powiadom oczywiście szkołę o problemie,ale na nich nie licz.

Odpowiedz
avatar Etincelle
0 6

@maat_: dobre posty. Ja się jeszcze zastanawiam, jak wg autorki powinna wyglądać ta empatia w wykonaniu rodziców - przymykanie oka na krzywdę własnych dzieci w imię dobra cudzego dziecka, które tę krzywdę wyrządza? Znam jednego mężczyznę z ZA, już dorosłego. Lubię go, pomaga mi znajomość problemu, bo wiem, które zachowania faktycznie nie są jego winą, zresztą on też jest świadomy, zawsze wyjątkowo się stara nikogo nie urazić itd. Ale to i tak nie zmienia faktu, że czasami sprawi przykrość, bo ja wypowiedź zinterpretuję tak, jakby wyszła od osoby neurotypowej - no ale zawsze, choć z trudem, udaje się wszystko wyjaśnić. Różnica jest taka, że utrzymywanie z nim kontaktu to mój wybór - lubię go, decyduję się na wszystkie bonusy. Problem w tym, że dzieci w przedszkolu takiego wyboru nie mają. Nagle w grupie pojawia się ktoś, kto zachowuje się w sposób nieakceptowalny i one muszą z nim przebywać, chyba że z przedszkola zostanie usunięty. Zresztą, zachowania dziecka autorki spowodowane ZA są zupełnie inne, bo to jeszcze dziecko, którego kompetencje społeczne są jeszcze niższe niż dorosłego z ZA, i nie mówimy o przykrych słowach, a np. o biciu. Ich rodzice nie mają wyboru, walczą o swoje dzieci tak, jak autorka walczy o swoje - tyle że to jej dziecko jest źródłem problemów. I tak, jasne, rozumiem, że to dziecko musi gdzieś kompetencji społecznych nabyć, żeby stać się znośnym, samodzielnym dorosłym. Tylko trzeba znaleźć ochotników, a nie skarżyć się na rodziców, którzy nie chcą z własnych dzieci robić worków treningowych.

Odpowiedz
avatar Sintra
3 5

@bloodcarver: tak, popchnięcie- takie że dziecko przewraca się albo uderza o ścianę, traktuję w kategoriach bicia. Zresztą, głównie w ten sposób przejawiała się agresja małego w stosunku do dzieci (co było w stosunku do dorosłych, to inna sprawa). Nie wyglądało to tak że on kolegę walił młotkiem po głowie, a jego co najwyżej ktoś uszczypnął. Rozwalenie budowli z klocków, obliczone wyłącznie na efekt (bo ktoś wiedział że mały się wścieknie) to również tzw. trudne zachowania- u mojego dziecka tak były odbierane.

Odpowiedz
avatar Sintra
3 3

@Etincelle: zaznaczyłam że rozumiem innych rodziców. Jedyne na co się skarżyłam z ich strony- to zerowa komunikacja ze mną, założenie że jestem zamknięta na uwagi, sugestie... nie wyobrażam sobie w analogicznej sytuacji nie odezwać się do rodzica dziecka, a składać pisma na ręce dyrektora.

Odpowiedz
avatar Sintra
7 7

@maat_: wiedziałam że w końcu trafi się jakiś genialny, wszystkowiedzący rodzic, bo i w realu spotykam takich na co dzień. Ludzi którzy komentują moje decyzje- nie wiedząc z czego wynikały, albo zakładają z góry jakieś określone metody wychowawcze lub ich brak i również krytykują. Nie poszliśmy na diagnozę ZA z trzylatkiem, bo psycholog jasno zaznaczyła że jest za wcześnie, i żeby próbować diagnozować jeśli problem powtórzy się w kolejnej placówce. A w kolejnej placówce praktycznie dopiero pod koniec roku szkolnego zdecydowano się na zalecenie udania się do poradni. Diagnozę ZA, dwukrotnie, robiliśmy prywatnie, diagnozę SI również, badania i konsultacje neurologiczne- również, mały chodził na opłacane przez nas zajęcia z psychologiem i terapię SI, i przerwaliśmy to jedynie na okres kiedy był w przedszkolu terapeutycznym, oprócz tego co oferowały ppp. Praca z nim jest, bo musi być, codziennie, na bieżąco, właściwie przy każdych jego kontaktach społecznych. I jest ciężka. Staram się czytać o terapiach czy metodach stosowanych przy trudnych zachowaniach i pomagać mu ile jestem w stanie, prosiłam o propozycje zabaw w domu, ćwiczeń pod kątem SI. Nie oczekuję że szkoła "odwali" za mnie wszystko, oczekuję że znajdę szkołę w której moje dziecko będzie akceptowane i uzyska taką pomoc jaką może w ramach subwencji oświatowej. Dziękuję za radę odnośnie telewizora, również nie pierwsza komentujesz w ten sposób, chyba kupię w końcu ten telewizor i go spektakularnie wyrzucę żeby zadowolić wszystkowiedzących. Jak na razie moje dziecko korzysta jedynie z komputera, jedynie pod ścisłym nadzorem, jedynie kiedy ma dobry dzień, w ramach specjalnego przywileju na wieczór, pół godziny dziennie- po konsultacji z psychologiem. Nigdy nie oczekiwałam żeby ktoś mi ułatwiał życie bo mam chore (zaburzone, bo ZA to nie choroba) dziecko. Rozumiem twoje rozgoryczenie po współpracy z takimi rodzicami, ale dlaczego piszesz do mnie z jakimiś założeniami w głowie? Co robię czy robiłam wcześniej? W liceum chodziłam do pobliskiego DD pomagać dzieciom w lekcjach, a od 10 lat pomagam ile mogę jednej znajomej pani w bardzo podeszłym wieku i w złym stanie zdrowia- nie codziennie, ale stale, w takim zakresie w jakim ona zgodzi się przyjąć pomoc. Ogólnie uważam się za dobrego człowieka- takiego co ustąpi miejsca staruszce (tak, nawet kiedy mam synka na kolanach), pomoże wnieść wózek, pozbiera komuś rzeczy z pękniętej torby, ogólnie staram się na co dzień wykazywać empatią w stosunku do innych, bo wierzę że to wraca. Tyle że nie rozumiem co to ma do rzeczy? Osoba która nie udziela się charytatywnie- nie ma prawa do korzystania z publicznej oświaty? Bo o to chodzi, nie o to że nie ma jakiegoś wolontariusza z dobrym serduszkiem, dlatego piszę o piekielnym systemie. I jeszcze jedno- nie spotkała nas tragedia, przynajmniej nie wtedy kiedy mały się urodził czy kiedy go zdiagnozowano. Po wizytach w poradniach i w przedszkolu terapeutycznych widzę że mamy szczęście że to "tylko" ZA. Że moje dziecko samo je, chodzi, mówi, widzi, a przede wszystkim w końcu nauczyło się przytulać i mówić o swoich uczuciach. Były problemy, złośliwość losum tragedii nie ma żadnej. Mam, inne niż inne mamy, ale swoje powody do dumy i radości z dziecka.

Odpowiedz
avatar Sintra
2 6

@maat_: i jeszcze w ramach wyjaśnienia- owszem, i moje dziecko przychodziło podrapane albo z siniakiem. Ma zaburzenia czucia głębokiego, przeważnie nawet się na to nie skarżył jeśli już zwrócił uwagę. Bywało że dzieci łapały go za ręce żeby go rozkręcić albo rozpędzić, bo to takie zabawne dla nich było. Dodam że jego agresja w stosunku do rówieśników nie była nasilona, przeważnie wpadał na inne dzieci, a wytłumaczenie czemu jest złe wymagało sporej pracy, bo on odczuwał taki sam dotyk inaczej (wpadał też na ściany, przedmioty, podłogę), bił ze złością, (tak, to również nieakceptowalne) głównie nauczycieli i terapeutów.

Odpowiedz
avatar SaraRajker
-1 3

@MyCha: "AS. Dzieciak chce uderzyć kolegę z ławki? Czemu nie złapał go za rękę aby tego nie robił? Mały hałasuje na lekcji? Nauczyciel wspomagający wychodzi z nim z sali i go uspokaja" - dlatego, ze zaraz wparuje mamuska i wypisze dzieciaka ze szkoly a do nauczyciela z pyskiem ze jej biedne chore dziecko smie dotykac i pouczac

Odpowiedz
avatar yakhub
1 1

@pasia251: Kiedy właśnie mówimy o funkcjonowaniu w społeczeństwie. Właśnie o to w tym chodzi, że w społeczeństwie każdy porusza się właśnie w takiej "sztywnej ramie". Na tym to polega.

Odpowiedz
avatar Etincelle
0 2

@Sintra: ale jakie uwagi, sugestie mieliby przekazać rodzice? Że np. Twoje dziecko nie powinno być agresywne? Że im to przeszkadza? Przecież wszystko, co mogliby powiedzieć w takiej sytuacji jest oczywiste i sprowadza się do tego, że nie życzą sobie, żeby ich dzieciom w przedszkolu działo się cokolwiek złego. I generalnie tak powinno być bez żadnych uwag czy sugestii. Trochę mnie mrozi oczekiwanie czegokolwiek od rodziców, których dzieci spotkała krzywda ze strony Twojego dziecka, bo z ich perspektywy jesteś osobą, która poniekąd to spowodowała - znaczy, przyprowadziła dziecko, które nie potrafi na razie żyć z innymi, do pozostałych, które przez to cierpią.

Odpowiedz
avatar Sintra
0 0

@Etincelle: nie do końca. Ja przyprowadziłam dziecko które potrafi świetnie współpracować przy odpowiedniej pomocy i wsparciu do placówek które deklarowały że podejmą się pomocy i zapewnią mu odpowiednie wsparcie i opiekę- tylko do takich. Przykro mi że sytuacja się tak potoczyła, i ze względu na mojego synka, i inne dzieci, ale jeśli chodzi o rodziców- oczekiwałam po prostu szczerości wobec mnie.

Odpowiedz
avatar Etincelle
1 1

@Sintra: jasne, nie twierdzę, że placówki były bez winy, ale to dalej nie zmienia niczego dla tych rodziców. Jeżeli po 3-4 tygodniach prawie wszyscy mieli powód, by żądać usunięcia Twojego dziecka z grupy, to zakładam, że przynajmniej część mogła nawet nie pomyśleć o tym, by z Tobą porozmawiać. Tzn. widzę to tak, że względem wszystkich/większości dzieci X jest agresywny,jestem matką jednego z nich, a matka X prezentuje postawę, że jeśli coś się będzie działo, niech ją o tym ktoś poinformuje. No nie. To matka X powinna stanąć na głowie, wypytywać rodziców, opiekunów, nie wiem, próbować monitorować sytuację wśród dzieci, jeżeli jest świadoma, że jakieś problemy mogą wystąpić, a nie oczekiwać czegokolwiek od poszkodowanych. Jeżeli dziecko wraca i mówi, że X je uderzył dziś, że dokucza wszystkim itd., to nie interesuje rodzica pogawędka, bo ma prawo uważać, że to Ty miałaś nie dopuścić do takiej sytuacji (znowu, jasne, że z pomocą pracowników placówki, ale to znowu Twoje zadanie, nakłonienie opiekunów do współpracy - tak jak zadaniem tamtym rodziców było zapewnienie bezpieczeństwa swoim dzieciom).

Odpowiedz
avatar kitusiek
8 12

Mam wrażenie, że większość komentujących skupia się jedynie na powodach "usunięcia" dziecka ze szkoły/przedszkola/placówki - czyli że był agresywny i że każde inne dziecko ma prawo czuć się bezpiecznie - i nie widzą, że Twoim największym problemem w historii jest brak jakiegokolwiek zrozumienia czy pomocy ze strony szeroko pojętego systemu edukacji. W podstawówce byłem w klasie integracyjnej - "żebym nauczył się tolerancji i akceptacji innych rówieśników", jak to mówili mi rodzice, kiedy już nauczyłem się żyć z innymi dzieciakami. Był tam jeden chłopak z ADHD - wyglądało to tak, że w środku lekcji był w stanie wstać i rzucić ławką w ścianę czy nawet nauczyciela, kilka razy w miesiącu wybiegał z sali, żeby dosłownie walić drzwiami innej klasy głupkowato się przy tym ciesząc - żaden dodatkowy nauczyciel mu nie był w stanie pomóc, farmakologia też ledwo - pomogło dopiero nauczanie indywidualne. Uspokoił się, dorósł trochę, popracował z prawdziwym specjalistą, wyrósł na całkiem normalnego człowieka. Jako że osoby wyżej widzą same problemy (poza jedną osobą) - jak już "wszystko zawiedzie" - postarajcie się o nauczanie indywidualne. Jeżeli syn aż tyle wyprzedza standardowy tok nauczania - może uda się realizować materiał z wyższych klas, tak jakby w wieku 7 lat miał być w trzeciej klasie - podobno jest to możliwe, ale jak zwykle - podobno. Jestem pod wrażeniem Twojej cierpliwości do tego wszystkiego i sił do walki o szansę na normalność dla dziecka. Mam nadzieję, że ten horror wkrótce się skończy - powodzenia, zdecydowanie się przyda.

Odpowiedz
avatar mijanou
2 6

@kitusiek: No dobrze, ale nauczanie indywidualne w domu nie rozwiązuje problemu. Nauczyciele skupią się na przkazywaniu wiedzy a co z kompetencjami społecznymi dziecka? Dla mnie nauczanie domowe (bo odbywa się ono od 1 września br w domu dziecka) to w tym przypadku troche stygmatyzacja tego dziecka. Nie ma tu dobrego rozwiązania w 100% bo z drugej strony żadna szkoła nie stworzy kilkuosobowej klasy, nawet jeśli ma to być klasa integracyjna. Budżet rozdziela miasto i juz sobie wyobrazam, jak chętnie wójt/prezydent miasta daje kasę na ten cel.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-4 12

@kitusiek: Bzdura, sama Autorka się oburza, że jak to moje mądre, wygadane dziecko do zerówki specjalnej! Ani słowa agresywne, krzywdzące inne dzieci. Nie skąd, kolejny spotkany przez mnie rodzic, który w łatwy sposób godzi się z agresją wobec innych dzieci, w jakiś sposób w zamian za to, ze ma zdolne dziecko. Taka cena, do zaakceptowania bije, ale jest mądry. Tragedią by było gdyby nie bił i był przeciętny plus z zespołem Aspergera. No to by była tragedia, a tak cóż, można się z tym pogodzić w końcu każdy geniusz ma jakies problemy. Chrzanić inne dzieci. I to jest straszne! I to podejście: trzy panie na 30 dzieci i oczywistym jest, ze mają skupić swoją uwagę na MOIM dziecku, bo ono ma problemy. A ja się pytam dlaczego? Każde dziecko ma prawo do takiej samej uwagi i zainteresowania ze strony pań. Do tego taka postawa daje zły przykład: dziecko źle się zachowuje i w nagrodę ma uwage pań. A ja jestem grzeczny i pies z kulawa nogą się nie zainteresuje. Tak się wyrabia poważne problemy wychowawcze, wiele dzieci by zwrócić na siebie uwagę pań też zaczną się źle zachowywać. Autorka za wszelkie złe zachowania wini przedszkolanki, przedszkole, po prostu wszystkich, ale nie dziecko i nie siebie. Ma pretensje do rodziców bitych dzieci, ze nic nie powiedzieli, a ja doskonale wiem dlaczego nie powiedzieli, bo nie chcieli by Autorka synka agresora zapytała: A mama Kasi mówi, ze bijesz Kasię I się okaże że zacznie bardziej bić Kasię. Każdy rodzic się tego boi. Od załatwiania problemu jest placówka i pisemna skarga, popieram taką drogę, to droga oficjalna, warto zaznaczyć, ze skąd inni rodzice mają wiedzieć jakim Autorka jest człowiekiem? Może wyskoczy to nich z awantura i okaże się MADKĄ. Zrobi scenę przy dzieciach. Skąd mają to wiedzieć? Autorko nie jęcz ciągle i na wszystkich. Wszyscy źli, a przeprosiłaś tych rodziców za zachowanie Twojego syna? Powiedziałaś im, ze jest Ci przykro, ze ich dzieci musiały przez to przechodzić? Masz jakiekolwiek wyrzuty sumienia, ze zafundowałaś tym dzieciom takie wspomnienia na całe życie? Moja miała 3 lata gdy spotkała agresora. Trwało to 3 miesiące, teraz ma 4.5 i nadal ma złe wspomnienia. Po tamtym zdarzeniu obiecałam sobie nie popuszczać rodzicom agresywnych dzieci, jeśli rozmowa z rodzicem, przedszkolankami, dyrektorką nie pomoże to udam się nawet do MOPS czy sadu rodzinnego i zgłoszę niewydolnośc wychowawczą. Nikt nie ma prawa bić innych ludzi. Ciekawe czy Ty byś sie godziła na to by współpracownik z ZA lał Cie w pracy. Nie widzę żadnej różnicy. Szlag mnie trafia, gdy obserwuję przyzwolenie na przemoc.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 9

@kitusiek: Moja siostrzenica miała w klasie chłopca z ADHD. Tam miał swoją asystentkę i jak zaczoł świrować to wynoszono/wyprowadzano go z klasy. W secondary school( coś jak polskie gimnazjum) już w ogóle się nie chrzanią a za bulling można wylecieć ze szkoły.Syn mojej koleżanki był dręczony przez takiego agresora. Ostrzeżenie,potem znowu coś odwalił i byczek dostał takiego kopa ze szkoły,że leciał i leciał. Wiecie tutaj można skończyć edukację w wieku 16lat. Nikt nikogo na siłę nie trzyma. Ale w polskiej szkole,która ma wszystko i wszystkich w dupie,takie coś nie przejdzie. Tłuk i agresor musi się męczyc do 18nastki a razem z nim reszta.

Odpowiedz
avatar MyCha
8 12

@maat_: Nauczyciel powinien skupić się na całej klasie i to nie budzi żadnych wątpliwości. Tylko, że już nauczyciel wspomagający zatrudniony na pieniądze w subwencji na niepełnosprawne dziecko autorki powinien skupić się na dziecku autorki i reagować na wszystkie jego złe zachowania. W tym zwyczajnie złapać za rękę z zaciśniętą pięścią. Wyjść z nim z klasy jak nie pozwala normalnie prowadzić lekcji. W przedszkolu numer trzy (tym specjalnym) jakoś dali radę ogarnąć dziecko autorki. Więc da się, tylko trzeba chcieć.

Odpowiedz
avatar Tajemnica_17
-5 9

@kitusiek: Jeszcze tylu ludzi nie wie, że ADHD nie istnieje? Sam "twórca" tej choroby powiedział, że ja wymyślił, bo chciał być bogaty...

Odpowiedz
avatar Sintra
3 5

@maat_: czy ty w ogóle czytasz co piszesz? Na pewno odpowiadasz na moją historię? Ja się oburzam że ktoś proponuje placówkę specjalną? Sama zapisałam dziecko do takiego przedszkola- terapeuczne to eufemizm, to są placówki specjalne w których są wyłącznie dzieci z orzeczeniem. I była to jedna z najlepszych decyzji odnośnie małego, dostał tam wspaniałą pomoc, zrobił wielkie postępy- co ciekawe, jakoś psychologowie i pedagodzy stamtąd chwalili bardzo nasze podejście, nasze metody i współpracę z nami. Bardzo żałuję że nie było tam miejsca dla niego, tj odpowiedniej grupy, również w tym roku. Jesteś do tego stopnia sfrustrowana tym co spotkało twoje dziecko, że będziesz przenosić to na każdego rodzica dziecka z zaburzeniem? W którym momencie, według ciebie, winię nauczycielki, przedszkole lub kogokolwiek innego? Nie winię nikogo za agresję dziecka, winię system jako taki bo pomoc dzieciom jest źle zorganizowana (gdyby był asystent, do takich sytuacji by nie dochodziło) i osoby które lekkomyślnie przyjmują takiego ucznia, składając nam obietnice bez pokrycia. Terapeutów i psychologów którzy przez swoją niekompetencję bardziej zaszkodzili niż pomogli- mam porównanie, bo wiem jak to działa kiedy ktoś zna się na tym co robi i jakie to daje świetne efekty. Siebie też nie winię (chociaż miałam taki okres i poczucie że coś zaniedbałam)- również w swojej sprawie i swojego postępowania z dzieckiem konsultowałam się z osobami bardziej ode mnie kompetentnymi. Pracuję nad synkiem i jego zachowaniem więcej niż ktokolwiek inny, stale, codziennie. Tak, daje to efekty- problemy były większe.

Odpowiedz
avatar SaraRajker
-2 2

@maat_: no bo przeciez rodzic jest od wychowywania. On jest onarznarzekankaze inni nie wychowuja mu dziecka zgodnie z zyczeniem i jeszcze maja o to pretensje

Odpowiedz
avatar lady0morphine
-1 1

@Tajemnica_17: To prawda, że facet, który "odkrył" ADHD później przyznał się, do tego, że wszystko wymyślił. Jednakże zaburzenia w stylu ADHD istnieją naprawdę i są bardzo uciążliwe zarówno dla cierpiących na nie dzieci jak i dorosłych. Tyle tylko, że ludzi faktycznie cierpiących jest znacznie mniej, niż postawionych diagnoz. Po prostu obecnie łatwiej jest przykleić żywemu dzieciakowi łatkę ADHD i zamulić go lekami, żeby siedział na tyłku niż np. wspólnie z dzieckiem uprawiać sport i posłać je na sportowe zajęcia dodatkowe, żeby wytraciło nadmiar energii. O dzieciach, które są zwyczajnie niewychowane, ale zostały zdiagnozowane (przez rodziców, nie lekarza, przecież lekarze to zło) jako dziecko z ADHD nie wspomnę. To samo jest z dysleksją- ona istnieje, oczywiście. Ale obecnie każdy dzieciak, który jest zbyt leniwy, żeby wkuć regułki ortograficzne jest diagnozowany jako dyslektyk...

Odpowiedz
avatar jestemtylkosoba
0 0

A ja polecam przedszkole/ szkołę integracyjną. To może być loteria - może być 5 dzieci z orzeczeniami, a może być i 2. I nie, dziecko w tym przypadku nie powinno mieć asystenta (polecam zapoznać się z zadaniami asystenta). Powinien być nauczyciel wspomagający (czasem, może być dodatkowo pedagog, jeśli dziecko sprawia problemy). I poradziłabym - jeśli nauczyciele twierdzą, że dziecko sprawia problemy, poprosić o możliwość bycia na zajęciach (w celu sprawdzenia jak faktycznie zachowuje się dziecko, możesz być Ty, ale najlepiej z psychologiem). A przede wszystkim, znaleźć placówkę, która nie boi się takich dzieci, którzy mają doświadczenie. Miałam przypadek dziewczynki w przedzkolu - też ją "wywalali" za złe zachowanie. Na początku podejrzenie autyzmu, obecnie z tego co wiem raczej ZA. Dziecko po prostu nudziło się na zajęciach, dlatego przeszkadzało. Niestety nie pamiętam, gdzie miała organizowane spotkania z psychologiem (ale z tego co wiem, to jeździła ponad 150 km do specjalistów). A i miała też specjalną dietę - rodzice dostrzegli, że część jej zachowań działa się po zjedzeniu określonych produktów. Życzę dużo siły i wsparcia. Pozdrawiam.

Odpowiedz
avatar Taczer
3 5

Jedną nauczkę weź sobie do serca - jeżeli placówka nie jest zainteresowana treścią orzeczeń, to nie warto się tą placówką interesować. Bo mają w poważaniu problem ucznia i tylko kasa się tu liczy. Druga rzecz - masz w orzeczeniu nauczanie w klasie integracyjnej, czy asystenta? Bo podejrzewam to drugie. To są dwie różne sprawy i nauczyciel wspomagający nie jest asystentem ucznia z ZA. Po trzecie, gmina może się skręcać, ale jeśli jest wskazanie w orzeczeniu, to asystent przysługuje, odwołuje się do kuratorium i będzie. I nie polecam klasy integracyjnej, nie przy takim spektrum zachowań. Zwykła będzie OK a w praniu wyjdzie, czy nie powinno być kombinacji NI z udziałem w wybranych zajęciach. Wreszcie rzecz poruszana już wcześniej: bądź uprzejma zejść z rodziców innych, tzw. normalnych dzieci. Napatrzyłam się dość, jak się z nich robi zespół terapeutyczny dla dziecka z problemami nie dbając zupełnie o ich komfort nauki i bezpieczeństwo. Dlaczego ci rodzice mają rozmawiać z Tobą, to nie Ty odpowiadasz za zdrowie ich dzieci, tylko dyrektor placówki. I co zrobisz, jak usłyszysz od 22 osób, że syn bił, kopał, gryzł, przypomnisz, że to ZA, więc mają przyjąć do wiadomości, że tak się będzie zachowywał? Bo żadna matka spokojnie nie przyjmie takich stwierdzeń. Przeprosisz za syna? I co to da, przecież nie jesteś w stanie zagwarantować, przeciwnie, możesz być pewna, że ponownie kopnie czy ugryzie. Szukaj jednej z dwóch rzeczy: szkoły specjalnej mającej odpowiednią dla niego grupę. Rozejrzyj się po forach i innych podobnych miejscach, gdzie rodzice dzielą się swoimi doświadczeniami, może coś dobrego namierzysz. Lub szkoła publiczna o cechach: dość duża, z oddziałami integracyjnymi, z doświadczeniem we wspomaganiu dzieci z zaburzeniem, ale zapisz do klasy zwykłej. I od razu walcz o asystenta, zanim agresja syna wymusi reakcję rodziców i szkoły.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-2 8

@Taczer: Ze wszystim się zgadzam oprócz ostatniego zdania. Raczej zanim agresja syna zrobi komuś krzywdę. Warto pamiętać, że czeka Autorkę jeszcze okres dojrzewania, czy molestowanie takze bedzie akceptowalne dla Autorki tak jak przemoc?

Odpowiedz
avatar SaraRajker
-5 11

@maat_: @maat_: no bo to bedzie wina wszystkich do okola, ze sie pozwalaja molestowac. Przeciez in jest chory. Moze nawet kogos zabic, to wina zmarlego, ze sie pozwolil zatluc...

Odpowiedz
avatar Sintra
6 6

@maat_: także akcpetowalne? Z której części mojego postu czy z którego komentarza wynika że akcpetujemy agresję? Przeczytałaś do końca i ze zrozumieniem? Nie słyszałam jeszcze o przypadku żeby dziecko z ZA kogoś molestowało. Ale gdyby mój syn coś takiego zrobił, to oczywiście, to byłoby TAKŻE NIEAKCPETOWALNE.

Odpowiedz
avatar Sintra
4 4

@Taczer: W orzeczeniu mamy że dziecko może uczyć się w każdym typie placówki- tj. ogólnodostępnej, integracyjnej albo specjalnej, z zaznaczeniem że w placówce ogólnodostępnej jest konieczne wsparcie asystenta. Z tego co wiem, u nas taką formę orzeczenia dostaje większość dzieci autystycznych. Nie bez powodu nie poszliśmy do placówki integracyjnej, doskonale wiem że nie byłoby to dla małego najlepsze wyjście. Jedno z przedszkoli działało w tym temacie- ale jak pisałam, drugiemu dziecku autystycznemu przyznano asystenta na 5 godz. tygodniowo. Kuratorium stwierdziło że nie ma żadnego przepisu który zobliguje gminę do przeznaczenia na to konkretnych środków, bo żaden zapis nie stwierdza w jakim wymiarze ma być asystent zatrudniony. Szukamy szkoły specjalnej- tyle że właśnie pierwsza nam odmówiła, bo... za wysoko funkcjonuje, a oni dobierają grupy tak żeby były dzieci na podobnym poziomie. Nie, nie kończymy na tej jednej, szukamy dalej. Nigdzie nie atakuję rodziców zdrowych dzieci. Ba, zaznaczyłam że ich rozumiem, tzn. rozumiem ich reakcję- nie rozumiem jak ludzie którzy codziennie witają się ze mną i uśmiechają do mnie, mają problem z powiedzeniem że mają określony problem i podejmą określone działania.

Odpowiedz
avatar Taczer
5 5

@Sintra: żaden_przepis nie ujmuje ilości godzin, bo zakres pomocy określa orzeczenie. Domyślasz się, czego potrzebujesz? W orzeczeniu musi być napisane, że asystent ma być przy dziecku na wszystkich obowiązkowych zajęciach. Przerabialiśmy to parokrotnie. Nie ZA, ale zaburzenia zachowania, psychiatra, agresja. Trochę trzeba powalczyć z organem prowadzącym, ale ostatecznie nie mają wyjścia i przyznają środki na pełen etat. Aktualnie mamy drugi taki na stanie, jeden uczeń nie funkcjonuje bez ciągłego wsparcia, nie jest groźny, tylko trzeba go nakłaniać do każdej kolejnej czynności. Drugi poważnie posiniaczył kilka osób, zanim po przeciągnięciu sprawy przez sąd i kuratora szkoła dostała orzeczenie umożliwiające zatrudnienie asystenta, bo rodzice stosowali klasyczny tumiwisizm. Da się. Ale bierz pod uwagę szkołę z oddziałami integracyjnymi, tam będzie kadra mająca doświadczenie z różnymi zachowaniami i przetarte ścieżki do urzędów. To że nie będzie w klasie integracyjnej nie znaczy, że jego asystent nie skorzysta na współpracy ze wspomagającymi, psychologiem czy socjoterapeutą, którzy już niejeden przypadek widzieli i ogarniali. Słychać wyraźny żal do rodziców, których zachowanie było naprawdę bez zarzutu. Gwarantuję Ci, że rozmowa bezpośrednia nie byłaby przyjemna dla obu stron. I zupełnie zbędna.

Odpowiedz
avatar Sintra
1 1

@Taczer: z rozmową być może masz rację. Ciężko mi ocenić, bo nie jestem obiektywna. Dziękuję za dobrą i konkretną radę odnośnie asystenta- spróbuję na pewno zrobić co się da w tym kierunku, jeśli nie da się nic zrobić z obecnym orzeczeniem, to w wakacje będziemy się starać o nowe, na nowy okres nauki. Faktycznie jest tylko zapis o konieczności zatrudnienia takowego w oddziale ogólnodostępnym.

Odpowiedz
avatar niezlaczarownica
10 10

Wszyscy piszą komentarze o szkołach, z których dziecko wyrzucono, a jedna szkoła świetnie sobie radziła z uczniem, ale niestety została rozwiązana- więc jednak można sobie z chłopcem poradzić. To chyba świadczy o tym, że wystarczy zainteresowanie i odpowiednie podejście pedagogów , aby chłopiec mógł cieszyć się zarówno z nauki jak i towarzystwa innych dzieci. Dofinansowanie jak widać każdy z chęcią bierze, a zająć się dzieckiem nie ma komu, to straszne. Rodzice mogą nauczyć i wyćwiczyć wiele, ale integracja jest dla dziecka w tym wieku niezwykle ważna. Nie powiem, że inni rodzice nie mieli prawa do sprzeciwu, nikt nie chce, żeby jego pociecha cierpiała, ale to chyba pedagodzy- w końcu ludzie z wyższym kierunkowym wykształceniem- powinni się trochę przyłożyć do pracy. W końcu za to im płacą. Autorko, czy próbowaliście ze szkołą Montessori? To całkiem ciekawa metoda nauki.

Odpowiedz
avatar cija
3 3

@niezlaczarownica: jeśli dobrze kojarzę, to Montessori kładzie ogromny nacisk na indywidualizm i samodzielność... na tyle duży, że od paru specjalistów zbiera baty za zaniedbywanie kompetencji społecznych, pracy w grupie czy komunikację. A to chyba nie o to chodzi :<

Odpowiedz
avatar Sintra
6 6

@niezlaczarownica: dokładnie takie było zdanie pedagogów z placówki terapeutycznej, że dziecko dobrze fukncjonuje jeśli ma dobrą opiekę. Tak, myśleliśmy o Montessori- jedna nie miała już miejsc (przypominam że był wrzesień), jedna odmówiła bo miała za dużo chłopców w grupie (!) i nie chciała kolejnego, trzecia odmówiła bo nie czuła się na siłach zorganizować odpowiedniej opieki. Wiele szkół, po zapoznaniu się z dokumentami i dzieckiem, odmówiło właśnie z tego względu, co szanuję- bo to jest odpowiedzialne podejście.

Odpowiedz
avatar Taczer
5 5

@niezlaczarownica: " integracja jest dla dziecka w tym wieku niezwykle ważna" pitu pitu, edukacja włączająca uber alles. Przecież właśnie dlatego jest jak jest. Chłopak niekoniecznie potrzebuje integracji ze zdrowymi na tym etapie życia. Sądząc z opisu, przeciwnie, nie jest jeszcze zdolny do funkcjonowania w typowej grupie rówieśniczej (chyba że pod stałą indywidualną osłoną osoby dorosłej, co to za integracja?). Szkoła, w której czuł się dobrze, to szkoła specjalna, gdzie rytm pracy i zasady były dostosowane do jego możliwości a otoczenie składało się z podobnie mu zaburzonych. I powinien pozostać w tym otoczeniu tak długo, aż zyska minimum samokontroli, nauczy się alternatywnych i społecznie dopuszczalnych form wyrażania emocji. Nie musi być aniołkiem, ale nie może być zagrożeniem. Rodzicom wmówiono, że najlepiej w zwykłej placówce, że się zintegrują, dostosują, dopomogą i cuda na kiju. A wmawiano, bo szkoły specjalne kosztują nieporównanie więcej od zwykłych i im mniej w nich dzieci, tym szybciej można je było zamknąć. Jak teraz masz dziecko ewidentnie potrzebujące takiej placówki, to nie ma miejsca/odpowiedniej grupy dla niego. A dzieciaki tam odżywają. Są takie_same, jak pozostałe, to bardzo ważne dla poczucia bezpieczeństwa i poziomu samooceny. Mają pokoje terapii sensorycznej, trening indywidualny, kadrę, jakiej próżno szukać w typowej podstawówce. Integracja ma swoje granice, dawno zresztą przekroczone. Te granice to przede wszystkim prawa innych dzieci do bezpieczeństwa i spokoju w czasie lekcji ale także prawo dziecka do realizowania swojego potencjału pomimo zaburzeń. To dlatego dyrektorzy tak zachęcają do kontroli farmaceutycznej, doskonale wiedzą, że ani nie zapewniają bezpieczeństwa dzieciakom, ani nie rozwijają niepełnosprawnych i zaburzonych tak, jak powinni. Bo się kurczę po prostu nie da tego pogodzić.

Odpowiedz
avatar niezlaczarownica
3 3

@Taczer: Nie napisałam, że integracja tylko ze zdrowymi dziećmi- szkoła specjalna o której pisała Autorka była do tej pory najlepszą opcją. Chodzi jednak o kontakt z rówieśnikami. Sama wychowywałam się głównie pośród dorosłych, czytać i pisać nauczyłam się w wieku 4 lat, a do szkoły poszłam dopiero do 1 klasy (kiedyś przedszkole i klasa "0"nie były obowiązkowe) i zdaję sobie sprawę, że trudniej nawiązywałam kontakt z rówieśnikami w każdej szkole czy nawet na studiach. To kształtuje młodego człowieka na całe jego życie. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że prywatne placówki zatrudniają tak słabo przygotowane osoby. Wiadomo, że po pieniążki rodziców sięgają chętnie. Zastanawiam się, czy bezpośrednio w regionalnym kuratorium oświaty nie można zasięgnąć informacji o placówkach, które są przygotowane na pracę z wymagającymi dziećmi. Robią wizytacje wszystkich szkół, na pewno mają informacje o tym które placówki sobie radzą.

Odpowiedz
avatar Sintra
1 1

@Taczer: tu się zgodzę w całej rozciągłości- z zaznaczeniem jedynie, że żeby działało to tak jak trzeba, musi być dobrze dobrana grupa dzieciaków. Mały, po ostatniej wizycie w grupie dzieci z autyzmem wysokofunkcjonującym, stwierdził: "ci chłopcy byli tacy jak ja". Przedszkole specjalne było naprawdę świetną placówką i żałuję że ją musieliśmy opuścić. Postępy, jak pisałam, były gigantyczne. Taki drobiazg- to był jedyny okres pobytu w placówce w którym obcinałam dziecku paznokcie. W każdej innej dziecko samo je obrywało i rozdrapywało ze stresu. Mały z miejsca poznał i zapamiętał uczniów, nauczycieli, plan dnia. My, jako rodzice, czuliśmy w końcu wsparcie, bo wszędzie indziej to ja musiałam tłumaczyć co należy z dzieckiem robić. Wiem że rodzice boją się takich placówek- ja muszę przyznać że też miałam zupełnie inne wyobrażenia i masę uprzedzeń. Wydawało mi się że to miejsca dla dzieci głęboko upośledzonych, gdzie ktoś je niańczy i wyręcza. Przekonały mnie zdjęcia z tego "naszego" i cieszę się że się zdecydowałam. Zdziwiło mnie do jakiego stopnia dzieci są tam ciągniete za uszy na maksimum swoich możliwości. W zwykłym przedszkolu nieraz widziałam rodzica czy nauczyciela klęczącego przed zdrowym dzieckiem i zakładającego mu kurteczkę, podającego buciki, nauczyciela sprzątającego talerz bo się śpieszy. Tam dzieci miały tyle czasu, ile potrzebowaly, ale nikt ich nie wyręczał. Miało problem z odkręceniem pasty? Nikt nie odkręcił za nie, po prostu czekano, bez pośpiechu, choćby i pół godziny (nie przesadzam), aż poradzi sobie samo. Czemu po przedszkolu terapeutycznym zdecydowaliśmy się na szkołę ogólnodostępną? Głównie dlatego że przedszkole uznało że jest na to gotowy- pod warunkiem niewielkich grup i asystenta. Dzięki ich mrówczej pracy mały był wyprowadzony właściwie z większości trudnych zachowań, a jeśli chodzi o kontakty społeczne, zrobił ogromne postępy. Nastawiliśmy się na szkołę z oddziałem "0" żeby nie musieć go przenosić do szóstej placówki w kolejnym roku szkolnym, żeby w końcu zagrzał gdzieś miejsce. Patrząc na to co wyszło, mam ochotę walić głową w ścianę. Są w Krakowie dwie placówki wyspecjalizowane w pracy z dziećmi autystycznymi które mają oddziały przedszkolne, do jednej na razie go nie przyjęto (brak odpowiedniej grupy), zobaczymy jak z drugą. Co do integracji w oddziale ogólnodostępnym- oj, tu jednak się będę upierać że się da. Wspominałam że miesiąc chodziłam z małym do przedszkola ogólnodostępnego- owszem, jestem mamą, ale skoro ja mogłam coś wypracować z dzieckiem, działając po omacku czy bazując na tym co przeczytałam, to specjalista tym bardziej powinien sobie poradzić. W momencie jak przyszłam do grupy, przeszłam lekki szok- nie zdawałam sobie sprawy do jakiego stopnia to jest głęboki problem. Mały wówczas chodził już 1,5 miesiąca, nie znał praktycznie w ogóle imion dzieci z grupy, nie znał imion pań, nie brał udziału w zajęciach dodatkowych typu taniec czy gimnastyka bo do tego stopnia rozrabiał, odmawiał siadania w kółeczku na dywanie, prawie wcale nie bawił się z innymi, jadł osobno, chodził za rękę z panią zamiast w parze- z dziećmi, a dzieci od niego stroniły. Po ponad miesiącu, kiedy odchodził razem ze mną (wspólna decyzja nasza i dyrekcji, jak również to żeby najpierw wyprostować sytuację w grupie, a dopiero potem go zabrać), znał wszystkie dzieci, panie, brał udział w zajęciach dodatkowych bez mojej interwencji (siedziałam pod ścianą, na ławce), potrafił godzinę przesiedzieć na dywanie. W trakcie tego miesiąca nikogo nie uderzył i nawet nie próbował, raz wpadł na koleżankę, były inne trudne zachowania, ale do opanowania. Dzieci, bez żadnych tłumaczeń, próśb i nalegań same spontanicznie się włączyły w to co robiłam, koledzy widząc że mały potrzebuje np. wyjaśnienia za kim jest w kolejce, kiedy on ma coś zrobić i co dokładnie będzie robił- zaczęły same tego pilnować, przypominać mu, podpowiadać. Zaczęły dołączać do nas na stołówce, stawać z nim w parze- wiedząc że ja będę szła obok nich, włączać si

Odpowiedz
avatar Taczer
0 0

@Sintra: dwie rzeczy: przedszkole to nie szkoła. To, co jest możliwe do osiągnięcia w grupie przedszkolnej, w systemie klasowo-lekcyjnym stanowi poważne wyzwanie. To różne style uczenia, siedzenie w ławkach itd. Kraków, hmmm. Nie poruszałam wcześniej tej kwestii, bo jest nie do zrobienia w mniejszym mieście, ale tutaj ma szansę. Niestety wymaga sporej aktywności. Idealnym rozwiązaniem jest klasa terapeutyczna. Są takie w Krakowie, ale oparte o uczniów dyslektycznych, co zrozumiałe, bo to tak z 15% populacji i nietrudno znaleźć kandydatów. Autystycy wysokofunkcjonujący są o wiele rzadziej spotykani. Gdybyś znalazła w mieście równolatków z podobnym zaburzeniem i tak w piątkę powiedzmy uderzylibyście do jakiegoś ogarniętego dyrektora o utworzenie od przyszłego roku w tej szkole klasy terapeutycznej... to ma szanse przejść. Ale zacząć trzeba od wyszukania rodziców, o ile wiem, nie istnieje żaden centralny rejestr, każda poradnia pracuje na własną rękę i musiałabyś naprawdę aktywnie szukać. Ale warto, bo to rozwiązanie wręcz skrojone pod ten przypadek.

Odpowiedz
avatar Sintra
0 0

@Taczer: myślisz że ma sens? W Krakowie mamy placówki terapeutyczne przygotowane stricte do pracy z dziećmi autystycznymi, ale obecnie w dwóch takich, w zerówkach, nie ma dzieci z ZA, najwyżej robią grupę HFA. I prawdopodobnie do takiej mały teraz trafi. W szkole, być może, będzie lepiej, próbuję właśnie rozgryźć plan na przyszły rok. Mam jednego fajnego, życzliwego dyrektora któremu "się chce" z tego co widziałam po działaniach w przedszkolu, i jest chętny do współpracy, tyle że ta szkoła to taki wielki gmach, dużo klas i dzieci (zespół szkolno- przedszkolny), nie wiem czy mały ogarnąłby się tam bez indywidualnego asystenta. Ale jak piszesz że musi być zapis że asystent na wszystkie godziny... to być może jest to do wywalczenia i tam również się uda.

Odpowiedz
avatar Taczer
0 0

@Sintra: Ciężko powiedzieć, główna trudność polega na znalezieniu mu podobnych. Ale jeśli w placówkach będzie grupa HFA, to powinno być dla młodego dobre, powinni dopasować się z szybszym tempem nauki a wolniejszym socjalizacji. Jak masz oszczędne i kombinujące gminy, to trzeba ogarniać na poziomie orzeczenia, żeby wymóg nie był ogólny, tylko nie pozostawiający pola manewru. Nie wszędzie tak jest, ale to dość częste.

Odpowiedz
avatar Allice
0 2

Od razu zaznaczam, nie jestem ani matką, ani psychologiem ani nikim taki. Chodziłam do podstawówki z chłopakiem lekko upośledzonym. To było kilkanaście lat temu, był traktowany nieco indywidualnie, ale jednocześnie klasa była niewielka (uroki małej wiejskiej szkoły), dawał radę. Niedawno go przypadkiem spotkałam, praktycznie po nim nic nie widać. Jednak, mój brat w zerówce i potem przez fragment pierwszej klasy miał styczność z chłopakiem z zespołem downa. Też chyba nie jakąś ciężką postacią, ale naprawdę kiepsko było, szczególnie jak się zaczęła nauka już szkolna. Wiem że tego nie można porównywać do ZA, ale i tak. Widzę że autorka nie ma pretensji wielkich do rodziców, ale oni też mają swoje racje, tak samo jak nauczyciele którzy nie mają jak zajmować się indywidualnie jednym dzieckiem. Tak się zastanawiam... A opcja właśnie nauczania indywidualnego/domowego, integracja dziecka ze społeczeństwem na płaszczyznach pozaszkolnych, praca nad nim, może za kilka lat wykształci psychikę na tyle żeby mógł wrócić do normalnej edukacji? Zresztą jest tu mowa o tym że jest mądry, do przodu z materiałem, czy to nie byłoby dla niego lepsze?

Odpowiedz
avatar Sintra
1 1

@Allice: trudno o jakieś zajęcia poza szkołą gdzie mógłby się integrować do tego stopnia- nie może jeszcze być bez wsparcia, więc odpadają zajęcia typu piłka nożna czy gimnastyka, czy jakiekolwiek inne gdzie jest stała grupa. Nie zamykamy małego w domu- ćwiczymy z nim jak najczęściej sytuacje społeczne, zakupy, zabawy na placu zabaw, wyjścia do kawiarni, warsztaty dla dzieci, bywało że i w pracy nam towarzyszył, tyle że trudno wtedy o stałą grupę i nawiązanie bliższych relacji. Przy sporadycznym kontakcie nieraz potrafi się fajnie i długo bawić z przypadkowymi dziećmi, nie miał z tym problemu również za granicą.

Odpowiedz
avatar 2night
0 0

Zastanawiam się, czy nie myśleliście nad nauczaniem indywidualnym z zachowaniem części przedmiotów szkolnych. To oznacza, że dziecko chodzi do szkoły i większość przedmiotów ma z nauczycielem, osobno- wtedy nauczyciel mógłby dostosować treści do wymagań dziecka. Poza tymi lekcjami Twój synek mógłby chodzić na inne zajęcia np. wychowanie fizyczne, rytmikę itp. z całą grupą. Może to byłoby rozwiązanie? Jednocześnie rozwijałby się intelektualnie i zaspokajał potrzeby socjalizacji.

Odpowiedz
avatar Sintra
1 1

@2night: myśleliśmy, owszem, to by było i dla małego, i dla innych dobre rozwiązanie- nie ma w tym momencie takiej możliwości (była jeszcze rok temu). "Dobra zmiana" sprawiła że obecnie nauczanie indywidualne, tj. indywidualny tok nauki, jest w domu ucznia, i nigdzie indziej. Nauczyciel przychodzi, z tego co wiem, na ok. 8 godz. tygodniowo.

Odpowiedz
avatar Taczer
0 0

@Sintra: nope. &2 rozporządzenia o NI z końca sierpnia tego roku, jeśli masz orzeczenie wydane przed 1 września b.r. a szkoła ma wolną salę, do końca tego roku szkolnego NI może być na dotychczasowych zasadach.

Odpowiedz
avatar Sintra
0 0

@Taczer: dziękuję, widzę że siedzisz w temacie :) Nie wiesz czy obowowiązuje to również w "zerówce"? Bo obecne orzeczenie jest na okres przedszkolny, a nowe już będzie na nowych zasadach.

Odpowiedz
avatar Taczer
1 1

@Sintra: obowiązuje a widzisz, dałam namiar na poprawkę dotycząca szkół jako takich (sądziłam że to pierwsza klasa) a Tobie potrzeba tego: http://dziennikustaw.gov.pl/du/2017/1616/1 (otwórz pdf) paragraf 13 zawiera wszystko, czego potrzebujesz. Generalnie... sugeruję zapoznanie się ze zmianami/przepisami u źródła. Często nawet dyrektorzy nie nadążają, w nauczaniu dzieci z trudnościami aktualnie obowiązuje kilka różnych aktów prawnych, z różnych lat, zależy czy stara czy nowa podstawa programowa. Dużo weszło latem, głównie w sierpniu.

Odpowiedz
avatar Sintra
0 0

@Taczer: dziękuję raz jeszcze. Bardzo mi pomagają takie konkrety. Chociaż w tym konkretnym przypadku raczej nie przejdzie- wedlug ustawy, musi być w orzeczeniu zapis o możliwości indywidualnego toku nauczania, a my takiego nie mamy. Przed wydaniem orzeczenia szukałam informacji o tym o co się starać, ale trafiłam jedynie na porady o tym żeby walczyć o asystenta, i np. upierać się przy zapisie o terapii SI. Który to zapis mamy, a jest bezcelowy- według kuratora nie obowiązuje formalnie bo nie ma takiego pojęcia jak "terapeuta procesów przetwarzania sensorycznego" czy 'terapeuta integracji sensomotorycznej" w ustawie o oświacie, a tylko to co w niej jest obowiązuje szkołę. Niestety, dużo się da dobrą wolą w prywatnej placówce, w publicznej- nawet dobra wola niewiele zrobi.

Odpowiedz
avatar jaMamaAAtyp
1 3

STane tutaj w obronie mamy idziecka a stane naprzeciw wszystkim tym, którzy są za usunięciem dziecka. Owszem, być może mama popełniła błąd zmieniając dziecku placówki ale kierowała się dobrem dziecka swojego i miała do tego prawo, błędy popełnia kazdy jedni takie drudzy inne, zobaczcie jak łatwo wam idzie rzucanie kamieniem... Zastanówcie sie również nad tym ile dzieci zdrowych jest agresorami, tak agresorami ponieważ w stosunku do dzieci ze spektrum autyzmu przemocą jest wyśmiewanie sie, obgadywanie, wytykanie palcami. owszem jest to przemoc dokładnie tak samo traktowana jak uderzenie go jesli nawet nie jest karna mocniej. Miałam syutyacje w szkole, dziecko klasa integracyjne, rodzice za tym aby ich syn chodził di=o tej klasy, poziom wysoki i tolerancji sie nauczy jak sie patrzy. I zaczeły sie schody, skargi bo X moj syn popchnął Y chłopiec, rodzice y w krzyk bo jak można, nauczyciele x dostanie uwage i prosze zabrać do domu. W domu rozmowa i słysze" Y powiedział ,że jestem nienormalny, i zarażam go w jednej klasie i zachoruje on tez. nikt mnie nie chce" pytam jak nauczyciel zareagował "Nic Pani nie powiedziała" wiec z telefonem w dłoni odprowadzałam syna nagrywając Kazde spotkanie obu chłopców i co sie okazałao y prowokował słowanmie "noo uderz mnie debilu" jak tylko sie pojawiałam ja zaraz sytuacja sie zmieniała o 180 stopni "x pomogę ci z tąkurtką", sytuacja woelokrotna, nagrana na dyktafon, telefon dodatkowo kamera z szatni nagrała chowanie ubrań, kopanie plecaka itp, okazało się że przemoc ze strony była ogromna i przerastała całkowicie mojego syna. Zwrócicie uwage, ze dzieci z zaburzeniami maja wieksze problemy z werbalnym przekazaniem emocji i opowiedzeniem co sie dzieje, z góry brane są za te "złe". W większosci sytuacji obrona jest brana jako atak, a atak tak naprawde jest ze strony dzieci zdrowych. I tak wiem, że nie wszystkich ale ludzie miejmy litośc i uderzmy sie sami w pierś, jeśli w domu smiejemy sie czy rozmawiamy o dziecku chorym negatywnie to czego uczymy swoje dzieci?

Odpowiedz
avatar SaraRajker
-3 3

@jaMamaAAtyp: swietnie, to jqk jakis niewychowany smarkacz wybije twojemu dziecku zeby mniej pretensje do siebie a nie choregodzieciaka. Twoja wina ze narazilas swoje dziecko na cierpienie.a skoro twoj dzieciak sie mu na piesci nabi - nie jego problem

Odpowiedz
avatar jaMamaAAtyp
1 1

@SaraRajker: my rodzice mamy reagowac odpowiednio wcześnie, zanim dojdzie do czegos gorszego. nie pozwolila bym na sytuacje aby moje dziecko bylo bezposrednio narazone na atak fizyczny a na psychiczny reaguje rozmowa, pilnowaniem i tak z dzieckiem ktore zaczepiało tez rozmawialam, prosilam z czasem "zaprzyjaznilismy" sie, nie atakowałam. kontrolowałam. Wiecie co a kto doprowadza do wieszań sie dzieci z podstawowek, gimnazjów, kto doprowadza do depresji wieku dziecięcego? dzieci w szkole i brak reakcji WSZYTKICH rodziców dzieci, ktorych to dotyczy, zarówno jesli wszystkie sa zdrowe czy ktores jest chore, jeslina ten przykład dziecko Twoje/Pani zaczepiało by moje, prowokowalo/wyzywalo/niszczylo jego rzeczy to czy w sytuacji gdybym ja sie zwrocila z prosba o rozmowe i rozwiazanie problemu rowniez by reakcja byla taka jak w komentarzu? jesli tak to kto jest winien? dziecko czy rodzic? ponadto chciałam dodac, że decydujac sie na danie dziecka do szkoły integracyjnej rodzic dobrowolnie zgadza sie na bycie w bezpośrednim kontakcie z dziecmi z zaburzeniami. to jest szkoła/klasa integracyjna. Podobnie ze szkoła plastyczna, idą tam dziecki które kształcą sie w tym kierunku i "mniej zdolne" nie mogą miec pretensji o nakierowanie zajęc pod kątem rozwoju dzieci "zdolniejszych". zacznijcie myslec bo dziecinstwo to nie wyscig szczurów, zycie to suma empatii, zdrowego egoizmu, pomocy,oczekiwan, zrozumienia innych i dbania o ogolne bezpieczestwo całego otoczajacego nas swiata. Nie zjadajmy sie nawzajem tylko niech kazdy postara sie zrozumiec. Moj syn nie ma problemu z kontaktem,dostosowaniem sie do regół (JUZ) bo bywało różnie, ale wymagałam zarówno od niego (jak najwiecej) wspolracowalam z placowkami, przyjezdzalam do szkoly czy przedszkola wtedy kiedy trzeba było i kazda sprawe udało sie załatwic WSPOLPRACUJAC. Bywa zmeczony wszystkim, bo tak jak osobie z chorym kregosłupem ciezko siedziec/stac przez 8 godzin kilka dni w tyg dzien po dniu tak i dzieciom ciezko jest wytrzymac ten czas w ławce. Ale tak ma kazde nawet zdrowe dziecko, tylko zdrowe bezposrednio nie zakomunikuje DOSC MAMO TATO JESTEM ZMECZONY, moj tak i ma dzien wolny, ktory nadrabiamy w ciagu poł godziny sami w domu. czasem wystarczy chciec nie poddawac sie i przedewszystkim nie miec rzucanych kłód pod nogi

Odpowiedz
avatar jaMamaAAtyp
0 0

@SaraRajker: Twoja wina ze narazilas swoje dziecko na cierpienie.a skoro twoj dzieciak sie mu na piesci nabi - nie jego problem=swoja droga zabawne to ze sie sam nabija na piesci, hehe no a zamordowany pcha sie pod noz mordercy, a gwałcona sama idzie szukac gwałciciela. Fajnie masz tam u siebie

Odpowiedz
avatar jaMamaAAtyp
1 1

Tak zdaje sobie sprawe, ze moj syn nie ma prawa popchnąc inne dziecko ale tamto inne dziecko tez nie ma prawa stosowac AGRESJI w stosunku do mojego syna. I uprzedzam ludzi broniących dzieci zdrowe , bo to tylko zarty, nie to juz jest agresja. Karana dokladnie tak samo jak popchniecie, kopniecie czy uderzenie.

Odpowiedz
avatar SaraRajker
-1 5

@jaMamaAAtyp: tak, bo Twoje dziecko jest chore to moze? Moje dzieci maja powiedziane zeby sie bronic. Nie wazne czy agresor ma downa, asbergera czy poprostu gownianych rodzicow. Ktos Cie uderzyl - oddaj mu 2 razy mocniej. Wiecej cie niezaczepi

Odpowiedz
avatar jaMamaAAtyp
2 2

@SaraRajker: Kolejna wspaniała osoba "moje prawda jast najprawdziwsza" jezeli czyjes dziecko stosuje agresje w stosunku do mojego dziecka co zostalo udowodnione!!! to tak lepiej niech odda, i jesli bylo by zdrowe zapewne to samo bym mu podpowiedziala, jesli zadne inne metosty by nie dawały skutku. "Nie wazne czy agresor ma downa, asbergera czy poprostu gownianych rodzicow. Ktos Cie uderzyl - oddaj mu 2 razy mocniej. Wiecej cie niezaczepi" ktos tu popada w hipokryzje hmm?

Odpowiedz
avatar menevagoriel
-5 5

Nie wiem czy autorka czyta komentarze, ale jeśli tak - zapraszam do grupy na fb - autyzm biomedycznie. Bo pisze Pani tylko o terapii zachowania, a przy problemach ze spektrum autyzmu konieczne jest wprowadzenie diety, oczyszczenia organizmu z obciążeń (patogeny, grzyby, metale ciężkie) i wtedy zobaczy Pani co znaczy mieć nie tylko zdolne dziecko, ale także spokojne i szczęśliwe. Jakby co, proszę pisać :)

Odpowiedz
avatar Andu
-2 2

Współczuję autorce i naprawdę życzę wam dobrze, ale szczerze dotrwałem tylko do połowy, historia jest trochę za długa aby dobrze się jej czytało. Nie oceniałem historii, na pewno jest ona smutna, ale jest trochę za długa.

Odpowiedz
avatar Sternlein
1 1

Historia Pani zmagań jest mi poniekąd "znana" z racji wykonywanego kiedyś zawodu. Dysponuję książką, która może się Pani przydać. Jeśli nie ma Pani nic przeciwko używanym pozycjom - wyślę na mój koszt w ramach prezentu świątecznego :) Proszę o kontakt na prv jeśli byłaby Pani zainteresowana.

Odpowiedz
avatar Sintra
0 0

@Sternlein: dziękuję serdecznie! Najlepszym "prezentem świątecznym" jest niesamowite zrozumienie z którym się tutaj spotkałam, osoby piszące wspierające, pozytywne komentarze, i prywatne wiadomości- niejednokrotnie rejestrujące się tylko po to żeby powiedzieć że rozumieją i trzymają kciuki :) To jest to czego mi brakuje, bo sedno tej historii jest takie że i my, i mały taplamy się w (prawie) wszechobecnym poczuciu odrzucenia. ALe tytuł książki chętnie poznam, chociaż mam już parę pozycji w domu.

Odpowiedz
avatar polkrzys
-1 1

Kiedyś o takich zaburzeniach sie nie słyszało.. Porządny wpierdziel w domu i w szkole wystarczył.. Może "brutalne" i niesprawiedliwe dla dziecka które "nic za to nie może ze takie jest" Ale skuteczne..

Odpowiedz
avatar Sintra
-1 1

@polkrzys: taaaa, jedynie brutalne i niesprawiedliwe, ważny efekt, tj. zastraszone dziecko które ma przekonanie że nie ma prawa czuć tego co czuje, ale siedzi cicho. Właśnie nie tak dawno miałam scenę urządzoną przez małego na ulicy- po odebraniu go ze szkoły, więc był mocno naładowany negatywnie. Krzyk i szarpanie się, bo nie weszliśmy do piekarni, a zawsze wchodzimy... jakaś paniusia wychyliła się przez balkon i na cały regulator krzyczała o rozwydrzonych gówniarzach i o tym że takiemu dać w dupę i będzie cicho. Miałam wielką ochotę zapytać czy wobec tego jeśli podejdę i "dam jej w dupę", to zamknie jadaczkę i przestanie się wydzierać...

Odpowiedz
avatar polkrzys
-1 1

Bardziej skuteczne niż myślisz.. Nie spróbujesz, bo łatwiej jest powiedzieć "moje dziecko ma ZA i takie już jest to nie jego wina".. Twoje dziecko nie zna konsekwencji swojego zachowania, jeden wpierdziel nie wystarczy, karane powinno być po każdym wystepku, w przedszkolu szkole domu.. Ale przecież nie można bić dzieci bo bezstresowe wychowanie etc.. A nie przepraszam.. Twoje dziecko ma ZA i stresuje się wszystkim co nie jest po jego myśli i reaguje wtedy agresja.. Kurde.. No jakby nie patrzeć to każde rozwydzone dziecko zachowuje się tak samo.. Skoro jest takie mądre i potrafi zadania matematyczne rozwiązywać i czytać to szybko skuma ze jak się będzie tak zachowywać to będzie kara i pupa będzie boleć, więc przestanie się tak zachowywać.. Nie zapomnij oznaczyć mu dysleksji dysortografi i innych super ciekawych i nie istnejacych schorzeń.. Kiedyś dostawali linijka po łapach i byli uznawani za leni, a nie za dysortografow.. Więcej pracy ze słownikiem i tyle.. Nie kazdy sie rodzi z darem do matmy albo polskiego, sam nie znam wszystkich zasad języka polskiego i popelniam bledy.. Mam powiedzieć ze jestem dysortografem bo nie chciało mi się tego nauczyć? Nie ! Byłem leniem i mi się nie chciało. Zapomnialas też ze nauka jest przywilejem a nie obowiązkiem, jest tylko obowiązek szkolny, nie obowiązek nauki.. Ty byś stwierdziła mając psa, że on jest agresywny i nie lubi innych psów i ludzi, zamiast go tresowac.. Nie neguje Cię jako rodzica, ale jak chcesz coś zrobić to rób to poprawnie zamiast tulac się od przychodni do poradni.. Zamiast szukać kolejnych schorzeń i biadolic jak to zle jest bo twój berbec nie potrafi się zachować to spusc mu wpierdziel za każdym jednym razem jak coś się dzieje.. Kiedyś to pomagało i dzisiaj też pomoże.. Tylko niech ludzie przestaną słuchać bzdur o bezstresowym wychowaniu etc. Kochasz dziecko? To go nie krzywdz.. A z tego co piszesz to krzywdzisz i je i inne dzieci.. Pas na tyłku zostawi chwilowe slady, a rozwalona psychika I bycie wyrzutkiem zniszczy mu całe życie.. Nic z tym ciekawego nie zrobisz.. Lekarze nie pomogą, mimo że bardzo będą się starać.. Niestety ale tylko konsekwencją i wpajaniem tego ze ponosi się ODPOWIEDZIALNOŚĆ za swoje czyny i słowa można coś zdziałać.. Z tego co sama piszesz wynika jasno ze jesteś nieodpowiedzialna sama więc czego spodziewać się po dziecku.. Za dużo mu mówisz i prawdopodobnie w zły sposób.. Skoro dziecko słyszy "ze jest chore i ma ZA" to upewniasz go w przekonaniu ze to co robi jest usprawiedliwione i nie można go za go karac bo ono po prostu takie jest.. Zastanów się nad tym co robisz sobie, dziecku i innym..

Odpowiedz
avatar wittusus
3 3

Kobieto... Pół strony piekielnych zajęłaś... Ale poza: też się z tym spotkałem. Mając ZA dożyłem jak na razie 15 lat i podstawówka to było piekło... Bójki co przerwę, wyśmiewanie, a pedagog uważa, że ja ich zaczepiam, bo 3 osoby tak mówią a ja sam...

Odpowiedz
avatar Sintra
0 0

@wittusus: trzymam kciuki. znam dorosłych z ZA- będzie lepiej! Specjalnie nie pisałam o piekielnościach i agresji ze strony innych dzieci, też były, bo widziałam to na własne oczy (a ile nie widziałam, wolę nie myśleć)- ale nie o tym temat, zresztą zostałabym tu zjedzona żywcem gdybym wspomniała że to agresywne dziecko również doświadczało i doświadcza agresji, poniżania, wyśmiewania, prowokowania...

Odpowiedz
Udostępnij