Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Wychowałam się w czasach, w których kiedy dziecko przyniosło uwagę/jedynkę do domu,…

Wychowałam się w czasach, w których kiedy dziecko przyniosło uwagę/jedynkę do domu, dostawało jeszcze solidny OPR od rodziców. Było to normalne.

Odprowadziłam dzisiaj córkę do zerówki. Wychowawczyni powiedziała mi, że Młoda była wczoraj niegrzeczna, a wielokrotne zwracanie uwagi nie dawało rezultatów. Wzięłam dziecia na stronę i zaczęłam tłumaczyć, że ma się tak nie zachowywać, a za to, że nie słuchała pani, ma szlaban na oglądanie bajek (to tak w skrócie, w rzeczywistości mój wywód był nieco dłuższy).

Młoda miała łzy w oczach, więc kazałam jej się uspokoić i iść do ławki. Kiwnęła głową, przetarła buzię i poszła układać puzzle. Nauczycielka była w szoku. Zaczęła tłumaczyć, że jestem jedną z niewielu matek, które wyciągają konsekwencje z niewłaściwego zachowania dziecka. Przestała wpisywać dzieciom uwagi do zeszytów, bo potem przychodziły mamuśki z pretensjami i tłumaczeniami, że "to przecież tylko dziecko". Brak szacunku do nauczycieli to norma, nawet dyrektorce włażą na głowę. A grono pedagogiczne nic nie może zrobić, bo jak tylko zwrócą uwagę, zaraz zlatują się waleczne madki gotowe zagryźć w obronie swoich młodych.

Jak to powiedziała wychowawczyni, za 20 lat te dzieci będą prezesami firm, politykami, będą zajmować wysokie stanowiska, bo ambicje mają przerośnięte, więc gębą wszystko sobie wywalczą. Tylko społeczeństwo ucierpi na tym ich bezstresowym wychowaniu.

bezstresowe wychowanie szkoła

by Nieniecierpliwa
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar wystraszony
19 21

@mrkjad: Raczej chodzi o to, że te dzieci nie będą widziały w niczym swojej winy i będą myślały, że mogą wszystko i wszystkich zdeptać. Ja jednak na zastępstwo w mojej firmie (czysta fantazja, bo firmy nie mam) wybrałbym kogoś to wie, czym są konsekwencje złych wyborów i że za to się płaci. Nawiązując jeszcze do historii: mnie bardziej, jako mam nadzieję przyszłego nauczyciela, przeraża to, że te wszystkie Brajanki i Dżesiki będą niedługo posyłały własne dzieci do szkół. Już teraz nie wolno dzieciom zwracać uwagi, bo nie daj Boże powie rodzicom i masz problem.

Odpowiedz
avatar monikamaria
6 16

Żeby w życiu osiągnąć sukces, przerośnięte ambicje nie wystarczą, a wręcz mogą stanowić hamulec do rozwoju. Sama ambicja jest postawą jak najbardziej pożądaną, motywuje człowieka do wyznaczania sobie celów i wytrwałego dążenia do ich osiągania. Gdyby brak wyciągania konsekwencji z niewłaściwego zachowania miał prowadzić do przyszłych sukcesów zawodowych dziecka, to sama bym także swoje dzieci w ten sposób wychowywała. Jednak jest dokładnie na odwrót. Dziecko nie umiejące współpracować w szkole, będzie miało takie same kłopoty w pracy, o ile nie zrewiduje swojego postępowania. Brak szacunku dla przełożonego także nie skończy się dobrze. Wychowawczyni w tym punkcie głęboko się myli. Z drugiej strony sądzę, że na szczęście minęły już czasy, gdy dzieci i ryby głosu nie miały. Zapewne jakaś część nauczycieli z dłuższym dorobkiem zawodowym nie może pogodzić się z faktem, że współczesne dzieci potrafią zwrócić uwagę, gdy nauczyciel się myli, nie są bierne, gdy łamane są ich prawa, i takie postępowanie po prostu mylą z brakiem szacunku. A jeszcze trzecia strona to rodzice, którzy często naprawdę są bezkrytyczni w stosunku do swoich pociech i wyrządzaja im ogromną krzywdę, nie reagując we właściwy sposób w przypadku problemów.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 21

@monikamaria: Czwarta strona,bezkrytyczne przyjmowanie słów nauczyciela. Autorka zapytała się dziecka czy tak naprawdę było?

Odpowiedz
avatar monikamaria
13 19

@Day_Becomes_Night: bardzo dobry punkt. Najpierw trzeba poprosić, aby dziecko opowiedziało swoją wersję zdarzeń.

Odpowiedz
avatar CatGirl
-5 27

@Day_Becomes_Night: Ciekawe po co nauczycielka miałaby zmyślać? Nudzi się w robocie? :D :D

Odpowiedz
avatar LittleM
24 26

@CatGirl: A może po prostu nie znała całej sytuacji? Jako dziecko dostałam uwagę za gadanie na lekcji. A ja po prostu próbowałam pożyczyć od kogoś długopis, bo mój się wypisał. Nauczycielki kompletnie nie interesowało, czemu się kręcę. Jeszcze bardziej spektakularna była sytuacja mojej koleżanki. Któregoś dnia rozbolał ją brzuch. Na lekcji rozbolał ją brzuch, a że była potwornie nieśmiała nie zgłosiła tego. Za to kręciła się w ławce próbując jakoś złagodzić ból. Nauczycielka zamiast spytać co się dzieje zaczęła zwracać uwagę. A że nie pomogło? Wezwała do odpowiedzi " skoro ci tak niewygodnie w ławce". Koleżanka zwymiotowała pod tablicą. Nie wiedzieć czemu po tym incydencie zrobiła się jeszcze bardziej nieśmiała. Nie mówię, że zawsze należy podważać słowa nauczyciela, ale nie można też przyjmować ich bezkrytycznie. Chyba każdy w czasach szkolnych spotkał nauczyciela, który był niesprawiedliwy.

Odpowiedz
avatar CatGirl
8 12

@LittleM: Mogło tak być, sama kiedyś dostałam uwagę za to, że krzyczałam podczas dzwonka, co było nieprawda - mówiłam normalnym głosem do koleżanki. Nie sądzę, żeby pytanie dziecka "czy to prawda co mówi pani było dobre". Należałoby porozmawiać z dzieckiem przed ochrzanieniem go, ale nie oszukujmy się - dzieci wiele powiedzą, żeby się wybielić. Ja w ubiegłym roku szkolnym miałam problem z dwiema uczennicami - zachowywały się w stosunku do mnie bardzo niegrzecznie, nie sądzę, żebym czymś zawiniła, byłam nowym nauczycielem. Potem musiałam się tłumaczyć, bo przyjaciółki powiedziały mamom, że ja mówię do nich "zamknij się". Mi nie sprawia przyjemności wpisywanie jakiemukolwiek uczniowi uwag, wzywanie rodziców, wypisywanie maili. To dla mnie ostateczność. Nauczyciel jest jeden, uczniów wielu, więc zdarzają się sytuacje pomyłek. A jeśli jakiś nauczyciel miałby na celu zrobienie na złość uczniowi i "kablowanie na niego", to jest zwyczajnie niestabilną psychicznie osobą. Wolałabym założyć, że takie wśród nauczycieli nie istnieją. ;)

Odpowiedz
avatar LittleM
18 22

@CatGirl: Szkoda, że takie założenie jest całkowicie błędne. Niestabilnych psychicznie nauczycieli jest całkiem sporo. Chociaż większość takich sytuacji wynika ze zmęczenia, braku czasu i wypalenia zawodowego. Ale co do pytania " czy to prawda" masz rację. Bo po zadaniu go wiadomo, że dziecko będzie się wybielać. Ale jeśli każe się opowiedzieć samodzielnie sytuację i zada potem kilka dodatkowych pytań, to rodzic, który zna swoje dziecko łatwo zorientuje się, czy dziecko zmyśla. Szkoda, że coraz mniej rodziców ma czas i chęci na poznanie własnego dziecka. I kończy się to często dodatkowym ochrzanem, kiedy powinno się dziecko wesprzeć, albo wybielaniem dziecka, które wybitnie potrzebuje dyscypliny.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 17

@CatGirl: Bo zdecydowana liczba nauczycieli jest jeb..ta? Powinna najpierw zapytać się dziecka. Nawet nie zna wersji córki

Odpowiedz
avatar mijanou
4 14

@Day_Becomes_Night: Ale po co te rozkminy? Dziecko było niegrzeczne, nie reagowało na uwagi i prośby nauczyciela. Rodzic zareagował prawidłowo, przecież nie krzyczał, nie bił a wyznaczył karę za niewłasciwe zachowanie (karę nieuwłaczającą godności dziecka, nie okrutną). A skąd masz dane o "zdecydowanej liczbie" (czym jest liczba zdecydowana?) "jeb.." nauczycieli to nie mam pojęcia.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 listopada 2017 o 21:36

avatar Taczer
1 5

@monikamaria: masz dziecko? To zabierz je z tej placówki jak najszybciej. Jeśli nie wierzysz, że nauczycielka mówiąc o zachowaniu Twojego dziecka mówi prawdę i wie, o czym mów, w tak prostej sprawie jak parokrotne zwracanie uwagi, to jak możesz zostawiać swoje dziecko pod jej wyłączną opieką na wiele godzin każdego dnia? Przecież zakładasz właśnie, że opiekunka Twojego dziecka kłamie, konfabuluje, zmyśla albo się uwzięła.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 2

@mijanou: Nie osądzam sytuacji przy której mnie nie było. Jeżeli nauczycielka czy ktokolwiek inny powiedziaby,ze twoje dziecko zwyzywało/pobiło czy okradło innego ucznia,uwierzylabyś bez zapytania dziecka o jego wersję wydarzeń? Wedle twojego toku rozumowania,sądownictwo powinno przestać istnieć. Ten powiedział,że tak było i to napewno prawda.

Odpowiedz
avatar mijanou
2 2

@Day_Becomes_Night: Wiesz, co innego skarga na przemoc fizyczną/werbalną a co innego prosta informacja, że dziecko nie reagowało na zwrocone mu za złe zachowanie uwagi. W pierwszym przypadku nauczycielka zapewne porozmawiałaby i z dzieckiem i z rodzicem. I z pewnością Autorka w domu pogadała z dzieckiem i wyjaśniła zasadność kary (przypominam, że kara nie uwłaczała dziecku i nie byla fizyczna ani brutalna). A co Twoim zdaniem miała zrobić? Pochwalić?

Odpowiedz
avatar All4You
17 19

1. Tak, sukces wychowawczy zależy od współpracy rodziców i nauczycieli. Jednak dwie strony mają swoje za uszami. Rodzice bezkrytycznie stojący za swoimi dziećmi, oraz nauczyciele, którzy oczekują że dzieci będą tylko słuchać i siedzieć jak kołki. Niestety to nie ten etap rozwojowy. 2. Najlepiej by było jakbyś wysłuchała też dziecka. Może było inaczej jak mówi nauczycielka? Sama tak miałam w zerówce. Ganiałam się z kolegą a ten się przewrócił i wybił sobie ząb. Nie pomagało, że zgodził się ze mną tak bawić. Dla nauczycielki to ja specjalnie wybiłam mu ząb. Nie pomogło nic i musiałam iść do kąta za karę. I gdzie tu sprawiedliwość?

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
0 0

@All4You: Możliwe, że zapytała i to po prostu pominęła w historii jak całość swojego wykładu. Ale fakt, że taka wiara z automatu to nie jest zdrowe podejście.

Odpowiedz
avatar Naa
25 31

- Nauczycielka naskarżyła, matka z automatu reaguje burą i karą... - Nauczycielka naskarżyła, matka z automatu uznaje, że dziecko musi być niewinne... Tak naprawdę w obu wersjach wszystko rozgrywa się między dorosłymi kobietami, które uważają, że one wiedzą lepiej, i nie ma potrzeby zwyczajnie porozmawiać z dzieckiem. Po co pytać, co się stało, i dlaczego postąpiło tak jak postąpiło, ustalać, czy faktycznie zasługuje na karę, czy raczej należy wyjaśnić, dlaczego to było niewłaściwe? A nauka okazywania szacunku innym ludziom (w tym i nauczycielom)? Jak dziecko nie odczuje, co to znaczy BYĆ szanowanym (lub szanowaną), to i tak nie zrozumie, o co chodzi. Czy to tak trudno zrozumieć, że dziecko też jest osobą?

Odpowiedz
avatar bazienka
-3 9

niech zagryzaja, ciekawe co bedzie, jak z gowniaka wyrosnie nastolatek mowiacy do madki " spiertalaj" albo " zamknij morde" jak w innych historiach, ktore czytalam... wtedy to dopiero jest placz

Odpowiedz
avatar goodfather
7 7

Część z tych dzieci osiągnie sukces ale większość zostanie brutalnie zweryfikowana przez życie kiedy okaże się że gębą wszystkiego nie wyszarpią a na każdego cwaniaka przypada większy cwaniak.

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
-3 3

@goodfather: Jedyne z tych dzieciaków, które osiągną jakikolwiek sukces to dzieciaki, których rodzice mają znajomości i te, które dały radę się wybić z tego absurdu (czasem się da). Reszta dostanie porządnego kopa w tyłek od życia.

Odpowiedz
avatar gggonia
3 11

Dużo jest tu mówione by pytać dziecko o zdanie, ale myślę że lepiej jednak ufać przedszkolance (dobrze wybranej) bo dzieci kłamią i to bardzo. Bo nawet jak im się tłumaczy to nie pojmują konsekwencji tych kłamstw i widzą reakcję rodziców i otoczenia na różne kłamstwa w które ci wierzą i to wykorzystują, dlatego zwalają winę na rodzeństwo, dlatego gdy pytasz czy byli grzeczni przed świętami zawsze mówią że tak nawet jeśli przed chwilą na twoich oczach zrobili coś złego. Potrafią krzyczeć w niebogłosy o zabawkę i jak raz ulegniesz będą krzyczeć już zawsze jak byś im największą krzywdę robił bo dostaną to co chcą. Co innego z dzieckiem w wieku szkolnym, tu już można więcej przedyskutować. Ale przede wszystkim w dziecku trzeba wpoić, że nawet jak kłamie to prędzej czy później odkryjesz prawdę więc nie warto. Bo kara za kłamanie jest większa niż za samo przewinienie.

Odpowiedz
avatar mijanou
0 4

@gggonia: Kłamią to może nie. Kłamstwo jest raczej celowe i z założenia perfidne lub zmierzające go uzyskania określonej korzyści. Ale małe dzieci mają skłonność do konfabulacji a to troszkę coś innego jest bo konfabulacja sprawia, że maluch może autentycznie wierzyć w swoją wersję wydarzeń a zmyślone/podkoloryzowane fakty są dla niego realne. Nie ma w tym żadnej premedytacji.

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
5 5

@mijanou: Dziecko z premedytacja chce uniknąć kary... Nie róbmy z dzieci małych debili. Wielokrotnie już tu mówiono, i co jest też prawdą, że dzieciaki są całkiem rozumnymi istotami. Byłam dzieckiem i wiem, że zdarzało mi się w ten sposób robić (oczywiście rodzice byli ode mnie sprytniejsi, więc szybko mnie tego oduczyli). Tylko teraz rodzica zadaniem jest ocenić czy jego dziecko kręci czy może faktycznie mówi prawdę. Bo absolutnie nie neguję, że nauczyciel mógł podać zupełnie nieprawdziwą wersję historii.

Odpowiedz
avatar Naa
2 4

@Imnotarobot: Mnie tu najbardziej brakuje opcji "dziecko, wiedząc, że zrobiło coś niewłaściwie, zwraca się do rodziców, i razem podejmują starania, żeby ta sytuacja się nie powtórzyła". Może bardziej by pomogło wyjaśnienie czegoś, czego dziecko jeszcze dobrze nie rozumie, może bardziej wychowawcze byłoby naprawienie błędu (zapomniane nawet przez większość chrześcijan zadośćuczynienie), i szczere przeprosiny. Zastanowienie się wspólnie z dzieckiem, jak powinno się zachować - bo dzieci bardzo często zwyczajnie nie mają pojęcia, gdy stykają się z jakąś sytuacją po raz pierwszy. Ostatecznie (mam nadzieję!) chodzi o to, żeby dziecko postępowało właściwie, nie krzywdząc innych, i nie dając się skrzywdzić, a nie żeby je skutecznie przyłapywać. Jeśli dziecko ma do wyboru tylko karę, albo większą karę (za kłamstwo), to, oczywiście będzie próbowało jej uniknąć, nie ma co się oszukiwać. Ale nawet gorsze jest to, że pewnie nie będzie miało dość zaufania do rodziców, żeby poprosić o pomoc, nawet gdy będzie niewinne; przecież problem + rodzice = kara, nie pomoc. A przekonywanie, że rodzice są wszechwiedzący, i ich oszukać się nie da, jest na krótką metę - bo nie są, i w końcu dzieci to zauważą. Szacunku się tą metodą nie zbuduje, najwyżej obawę. Jak dla mnie to kiepska namiastka prawdziwych więzi.

Odpowiedz
avatar Taczer
2 2

@gggonia: zasadniczo to nie jest ani kłamstwo, ani konfabulacja, upraszczasz niesamowicie. Kiedy zapytasz dwójkę bijących się dzieci, kto pierwszy zaczął, każde wskaże to drugie. Kłamią? Nie, po prostu przejście od zabawy do bitki dla każdego z nich zaczęło się w innym momencie. Czyli wtedy, kiedy poczuł, że obrywa. Co do zasady, w takim starciu masz zawsze ofiary. ;) ZANIM (o ile w ogóle) ukarzesz, dzieciak musi zrozumieć, gdzie i kiedy popełnił błąd. Tutaj sprawa była akurat prosta, złamana zasada słuchania uwag pani z zerówki, wystarczy upewnić się, że dziecko wie o co biega i przypomnieć, jak się należy zachowywać.

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
0 0

@Naa: Bez względu na to czy wyjaśnisz czy nie to i tak znajdą się dzieci, które będą usiłowały pewne zasady złamać. Tak już po prostu jest. A za złe wychowanie należy się kara - co w tym dziwnego? Dziecko widzi, że to nie przelewki i może spróbować się się od tej kary wymigać. Tak bywa. Skąd bierzesz brak zaufania? W jaki sposób ukaranie dziecka za złe wychowanie jest jednoznaczne z utratą zaufania? To mają nie wyciągać konsekwencji z wybryków dziecka? Bo nie rozumiem jak Ty sobie to wyobrażasz. Rodzic nie jest wszechwiedzący i nie powiedziałam, że jest. Ale jednak to rodzice widzą swoje pociechy na co dzień i są w stanie oceniać ich emocje, dojrzeć czy coś je trapi, a także czy aby na pewno mówią prawdę. Nie zawsze, ale jest to jak najbardziej możliwe. Z moich złych uczynków były wyciągane konsekwencje. Moja wina, wyciągnęłam wnioski. Jakoś nie sprawiło to, że straciłam zaufanie do rodziców i nie prosiłam ich o pomoc. W sumie to często nie prosiłam. Bo sami wiedzieli, że coś jest nie tak.

Odpowiedz
avatar Naa
1 1

@Imnotarobot: Chyba mamy problemy terminologiczne ;] Dziecko JEST WYchowywane. Dziecko SIĘ ZAchowuje. Więc karanie dziecka za złe wychowanie to absurd - jak może być sprawiedliwe karanie za coś, co zrobiono jemu? Bywa sprawiedliwe karanie za złe ZAchowanie, bo to dziecko robi samo - o ile to złe zachowanie nie jest spowodowane przez czynniki od dziecka niezależne. Natomiast resztę przecież wyjaśniłam, częściowo się z Tobą zgodziłam... Może przeczytaj jeszcze raz? Tylko więc podkreślę: konsekwencje nie muszą się sprowadzać do kary, i nie powinny. Ale jeśli w jakiejś rodzinie się sprowadzają, a dziecko jest karane nawet wtedy, gdy rodzice powinni go bronić, bo nikt nie wnika, o co chodziło - to jakim cudem dziecko ma zaufania nie stracić? Nawiasem: zastanawia mnie, jakie to "złe uczynki" miałaś na koncie w dzieciństwie... Czy kilkuletnie dziecko w ogóle jest w stanie być naprawdę złe, czy jednak tylko jest czegoś nieświadome, albo źle rozumie?

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
1 1

@Naa: Mam wrażenie, że nie doceniasz umiejętności poznawczych dzieci. One bardzo często doskonale wiedzą, że źle robią. Ciężko nie wiedzieć jeśli zwraca mu się wiele razy uwagę. A jeśli mimo tłumaczenia i zwracania uwagi dalej robi swoje... To należy wyciągnąć z tego konsekwencje - karę. Mówimy przecież o złym "ZAchowaniu". A wyciąganie konsekwencji to też jest część "WYchowania". Jak dziecko jest karane bez dociekania czy aby na pewno było winne to owszem, jest to problem i nie dziwne, że zaufanie się traci. Też bym rodzicom wtedy nie ufała. Mówię - chyba po prostu nie doceniasz dzieci. Wiele rzeczy i dla mnie i moich rówieśników było jasnych, ale i tak znajdowaliśmy sposoby by te zasady łamać. I cieszę się niezmiernie, że moi rodzice wyciągali z tego zachowania konsekwencje.

Odpowiedz
avatar Naa
-2 2

@Imnotarobot: Wiesz... ja też byłam dzieckiem. Co nieco pamiętam ;] Oczywiście, że dziecko nie zawsze słucha, z wielu przyczyn. Ale czy tylko dlatego, że jest nieposłuszne, znaczy, że to ono robi źle? Jeżeli każe mu się siedzieć w miejscu (i "być grzecznym", albo "uczyć się teraz"), a jego organizm domaga się ruchu, będzie się wiercić, a przy najbliższej okazji zacznie biegać albo rozrabiać - tylko przecież winni będą rodzice, czy nauczyciele, którzy tę potrzebę (bardzo silną u dzieci) zlekceważyli, i nie pozwolili jej normalnie zaspokoić. Jeżeli dziecko wchodzi gdzieś, gdzie mu wchodzić zabraniają, znaczy, że jego instynkt poznawczy okazał się silniejszy, niż nakaz posłuszeństwa opiekunom - ale gdyby dorośli pozwalali badać świat w takim stopniu, w jakim to jest bezpieczne, pod kontrolą, pokusa przekraczania wyznaczonych granic byłaby nieporównanie słabsza. Tymczasem i ruch, i ciekawość są potrzebne do normalnego rozwoju - tylko jaki odsetek rodziców oderwie się od swoich ważnych spraw, żeby razem z dzieckiem pójść oglądać taaakie ciekawe robaki na krzaku pod domem? ;] I podobnie jest z masą innych zachowań - stanowią część ludzkiej natury, i zamiast je zwalczać, byłoby rozsądnie rozpoznać, czym są powodowane, po czym odpowiednio pokierować sytuacją. Można by uniknąć całej masy problemów.

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
3 3

@Naa: Wszyscy nimi byliśmy. Ale mało kto pamięta albo chce pamiętać. Ano tak - robi źle. Zasady są takie a nie inne i jeśli dziecko je łamie to robi po prostu źle. A jak rodzice czy nauczyciele mają zaspokoić potrzebę ruchu u dzieci podczas lekcji? W zerówce i podstawówce miałam trochę zajęć ruchowych (oprócz wf-u) i wtedy był czas na nauko-zabawę, a na lekcjach trzeba niestety siedzieć i słuchać. Jak dla mnie to możesz mieć tu pretensje do systemu a nie do rodziców czy nauczycieli. Mimo wszystko dzieci też muszą się tej koncentracji gdzieś nauczyć a samo przejście z lekcji-zabaw do lekcji normalnych jest raczej płynne. To samo z ciekawością. Mało to jest dzieci, które biegają, szukają, bawią się i po prostu poznają świat? Gdzie tu według Ciebie rodzice im nie pozwalają na to? W każdej normalnej rodzinie dzieci bawiące się na podwórku czy to same czy z rodzicami to standard. Tylko jest pora na zabawę i jest pora na obowiązki. Nie można karać za byle co, ale też nie można tłumaczyć tego samego w nieskończoność bez wyciągania konsekwencji za złe zachowanie (bo jak wspominałam, dziecko często doskonale wie, że robi źle, ale skoro nie ma kary to ma to w nosie).

Odpowiedz
avatar Naa
0 0

@Imnotarobot: Zasady są ustalane, i zmieniane cały czas, w każdej sekundzie. To nie dziesięć przykazań, żeby traktować je jako coś nienaruszalnego. W podstawówce miałam nauczycielkę matematyki, która w połowie lekcji zawsze kazała wszystkim na chwilę wstawać, i zrobić kilka prostych ćwiczeń gimnastycznych (jakieś machanie rękami, parę podskoków, nic skomplikowanego), aż do siódmej klasy. Można? Można, i jestem pewna, że ta minuta, czy dwie nie były stracone, bo później lepiej wykorzystywaliśmy pozostały czas. Gdzie rodzice nie pozwalają? Wszędzie, gdzie są miejsca, uchodzące za niebezpieczne. Stary cmentarz, plac budowy, ruiny opuszczonego budynku, nieznany las. To zawsze bardziej kusi, niż podwórko, nie pamiętasz? ;] Można podejść z dzieckiem, dać mu popatrzeć, pilnując, żeby zostało tam, gdzie nic nie grozi, albo wydać zakaz... A przypomnij sobie dowolny pobyt w miejscowości wypoczynkowej: dzieci chciałyby iść najlepiej wszędzie, zobaczyć wszystko (i miałyby co wspominać miesiącami), a rodzice - jak często widać takich, co wolą rozłożyć się na plaży, czesto z piwem, albo gadać w kawiarni ze znajomymi, a dzieci niech nie zawracają głowy? Oczywiście, jak coś przeskrobią, to dzieci są niegrzeczne, dorośli to przecież tacy spokojni, dobrze wychowani ludzie... Rozejrzyj się, znajdziesz dziesiątki takich przykładów.

Odpowiedz
avatar turin
4 6

``Wuj Jack usiadł na łóżku. Z brwiami ściągniętymi patrzył na mnie uważnie. - Mów - zachęcił. Nabrałam tchu. - No, przede wszystkim to wcale nie poczekałeś, żebym ci powiedziała, jak to było od mojej strony, tylko od razu napadłeś na mnie. Kiedy my z Jemem się spieramy, Atticus wysłuchuje Jema od Jema strony i mnie od mojej strony. Wuj Jack podrapał się w głowę. - Więc jak to było od twojej strony, Smyku? '' -- Harper Lee, Zabić drozda

Odpowiedz
avatar mijanou
0 4

@turin: A ja odpowiem pewnym opowiadaniem Mrożka (polecam cierpliwym doczytać do końca): S. MROŻEK "WINA I KARA" Cichy, liliowy pokój dziecinny. Na łóżeczku, nie zmówiwszy paciorka, zasypia smacznie mały chłopczyk. Na uboczu, zhańbiony, z wypiekami wstydu, przysłaniając sobie twarz dłonią - bezradny anioł stróż. Chłopczyk przez cały dzień brnął znowu od jednego zła do drugiego. Wyjadał konfitury, garbił się, nie uważał i biegał. Anioł daremnie otaczał go błagalnym powiewem skrzydeł, szeptał mu wskazówki o życiu czystym i prawym. Od garbienia się do garbienia się, od biegania do biegania, od stłuczonego kolana do rozdartego ubranka staczał się mały nieszczęśnik. Nic nie mogło go powstrzymać. Ani przypomnienie, że tatuś tak nie robi, ani powoływanie się na Piotrusia Pokrowskiego, małego bohatera. Ani ciche nucenie łagodnych pieśni, ani strącenie w przepaść znanego w dzielnicy garbusa, co miało uwolnić chłopczyka od złego przykładu. Stał anioł stróż bezsilny. Oto wyczerpał wszystkie środki dostępne aniołom stróżom. Dobroć, słodycz, łagodna perswazja, ukojenie, cisza... Na nic. Oto leży ten nieporuszony w błędzie swoim, w pysze, paciorka nie zmówił, głuchy na głos dobra, zasypia, rozmyślając o tym pewnie, jak to jutro będzie się garbił. I nagle gorycz wezbrała się w aniele. Jakże to? Czyżby Prawo w całym swoim łagodnym majestacie nic nie znaczyło wobec woli jednego malca? Fala uwielbienia dla Prawa wezbrała w nim i poruszyła równą falę niechęci do zła. Nadeszła chwila, gdy małe serce służebnika w miłości dla Sprawy zabiło silniej niż wielkie serce Sprawy samej. Z miłości do Prawa przekroczyć Prawo. To miara ofiarności. Oderwał dłoń od czoła, podszedł cicho do łóżeczka i silnie wypalił chłopczyka w ucho. Ten zerwał się przestraszony. Pod wpływem ciosu odmówił pospiesznie paciorek i, mrucząc coś niezrozumiale, położył się i zasnął. Anioł, drżący i zachwycony, długo, nieruchomo wpatrywał się w noc. Nastał ranek świeży i krzepiący. Sen zatarł w chłopczyku wspomnienie wczorajszego wieczoru. Podano mu śniadanie. Jak zwykle nie chciał pić mleka. Od mleka było mu niedobrze. Wtem odczuł dotkliwe kopnięcie. Zrozumiał. W milczeniu wypił mleko. Pożegnawszy się z mamusią, ruszył do szkoły. Grzecznie przechodził przez ulice, nie przystawał, nie rozglądał się. Miał się na baczności. Jednak nie był jeszcze pewny. Gdy znalazł się sam w pustej alei, rozejrzał się i błyskawicznie zgarbił. Silna blacha w czoło natychmiast przywróciła go do porządku. Nie mógł mieć wątpliwości. To bił go anioł stróż. Dobry duch zasmakował w nowej metodzie. Łatwość z jaką teraz osiągał to, co dawniej było nieosiągalne, mimo dużego nakładu dobrej woli i cierpliwości, olśniła go. Wkrótce odkrył, że metodę można znacznie udoskonalić, różnicując ciosy i znajdując w tym przyjemność podobną do tej, jaką odczuwa pobożny organista, gdy zręcznie naciska odpowiednie klawisze organów. A więc: za niedojedzenie obiadu do końca - cios tak zwany piwniczny, za garbienie się - blacha w czoło, za niezmówienie paciorka - faja, za bieganie i pocenie się - hak, za chodzenie po kałużach - hak z mańkuta, za hałasowanie, kiedy tatuś pracuje - byk, i inne. Metoda najwidoczniej dawała doskonałe wyniki. Upokorzenie już nie zapędzało anioła stróża wieczorami do kątów, gdzie by musiał kryć twarz w dłoniach. Przeciwnie: wygodnie usadowiony, masując sobie prawą dłoń lub bębniąc palcami po stole, nadzorował z zadowoleniem posłuszne i biegłe odmawianie. Czasami ogarniała go nawet pewna nuda i wtedy z podwójną czułością zważał na posunięcia chłopczyka, pragnąc jednym, umiejętnie dobranym ciosem przypomnieć mu o przewadze dobra nad złem. Zdarzyło się nawet kilkakrotnie, że musiał nawet wtedy, gdy nie dawał ku temu żadnych powodów - chłopczyk odczuwał bolesne uderzenie. A więc anioł bił go już dla wprawy, na wszelki wypadek. Chłopczyk bardzo zmienił się na lepsze. Nie biegał, nie garbił się, nie hałasował, odmawiał, dojadał. Zmienił się także zewnętrzn

Odpowiedz
avatar Naa
5 5

@mijanou: Nie zmieściło się całe opowiadanie, lepszy byłby link. Ale, niestety, aniołek zachowuje się tak, jak wielu rodziców i wychowawców - skupia się na postawieniu na swoim, i zapomina, co jest naprawdę ważne. Mój cytat: "Babcia Weatherwax: Zło jest wtedy, kiedy traktujesz ludzi jak rzeczy. Wielce Oats: oh,z pewnością są gorsze przestępstwa... Babcia Weatherwax: Ale ZAWSZE zaczynają się od traktowania ludzi jak rzeczy!" - Terry Pratchett, "Carpe Jugulum"

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
1 1

"za 20 lat te dzieci będą prezesami firm, politykami, będą zajmować wysokie stanowiska, bo ambicje mają przerośnięte, więc gębą wszystko sobie wywalczą" Samą gębą g...o sobie wywalczą. Albo wykażą przy tym chociaż odrobinę inteligencji i sprytu albo wywalczą to sobie koneksjami. Inaczej to będą życiowi nieudacznicy z kategorii "szlachta nie pracuje".

Odpowiedz
avatar Poecilotheria
9 9

Może autorka pominęła w historii kwestię rozmowy z dzieckiem, na temat tego, co się stało, nie jest napisane, że bezkrytycznie przyjęła słowa nauczycielki. A może zna przedszkolankę nie od dziś i wie, czy może ufać jej słowom? Moja mama na przykład wiedziała, komu wierzyć. Kiedyś w podstawówce w środku lekcji (ostatniej) zgarnęłam swoje rzeczy do plecaka, wyszłam z klasy i poszłam do domu. Już nie pamiętam, z jakiego powodu, ale nauczycielka nazwała mnie małpą :) A jak jej zwróciłam uwagę, że nie powinna tak do mnie mówić, nawrzeszczała na mnie i kazała mi wyjść z klasy. No to wyszłam :P Jeszcze tego samego popołudnia moja mama została wezwana do szkoły i poszła, zapytać od kiedy do dzieci się mówi "ty małpo", bo w naszym domu się nie wyzywamy, i o co właściwie chodzi, bo przecież nauczycielka sama kazała mi wyjść:D Ja wiedziałam, że rodzicom mogę ufać, więc bez strachu powiedziałam, co się stało, jak tylko mama wróciła z pracy. Jeszcze profilaktycznie mama zadzwoniła do mamy kolegi z klasy a swojej przyjaciółki, żeby ta zapytała syna, co się ciekawego na lekcji działo ;) Sprawa się o dyrekcję obiła, ale mama twardo za mną obstawała. Swoją drogą pozdrawiam serdecznie panią Aleksandrę K. środkowym palcem. Mam nadzieję, że ciebie też ktoś wyszarpie za ucho, a tak jak ty przyszarpałaś do tablicy Piotrka, który bał się podejść (ciekawe czemu?). Twoje przepowiednie, że jeszcze za tobą zatęsknimy w dorosłym życiu, też się nie spełniły, mam szczerą nadzieję, że cię więcej nie spotkam. Uff, ulżyło mi trochę :)

Odpowiedz
avatar PluszaQ
2 2

Mam 5 nauczycieli w rodzinie. Doskonale wiem, o czym mówisz. Ile to razy słyszałem opowieści, jak wściekła matka przyszła na skargę, bo "ukochane dziecko" dostało karne zadanie domowe, bo rozrabiało na lekcji. Albo uwagę do dzienniczka, czy jakąś inną karę za złe zachowanie. Oczywiście taki rodzic nie widział nic złego w tym, że jego pociecha nie potrafi się zachować. Za to do linczowania nauczyciela jest pierwszy.

Odpowiedz
avatar Deante86
0 0

Za 20 lat? To już się dzieje moi drodzy, każdy na cwaniaka, gadaniem i wykłócaniem sie wszystko chce załatwić.

Odpowiedz
avatar Chantall
7 7

To nie jest bezstresowe wychowanie tylko brak wychowania. Proszę nie mylić pojęć

Odpowiedz
avatar Rollem
1 1

W mojej opinii bycie roszczeniowym, chamskim, wulgarnym (oczywiście w innym tego słowa znaczeniu niż przeciętny "sebix") nie pozwoli zostać kimś ważnym (nie licząc przypadków ustawionych rodziców czy Misiewiczów-utrzymanków), ale z pewnością może być pomocne do bycia przeciętnym - kierownikiem, podkierownikiem, nadkierownikiem (teraz nazwy zawodów brzmią inaczej więc raczej np. manager of parcels suppliers). Taka jest oczywiście tylko moja opinia, nie wyniki badań amerykańskich naukowców.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

Jakimi prezesami? Jakimi ważnymi pracownikami? Oni będą listy beneficjentów wypłat w MOPS zasilać i wiecznie przychodzić z rozdartym ryjem, bo im się należy, a nie prezesami. Jakby to pracowało w zieleni miasta albo np. wywoziło śmieci to można by powiedzieć, że są ważną znaczącą częścią rynku pracy i życia społecznego, a nie, że to z rozdartym ryjem sobie prezesurę lub dyrektorstwo wywalczą.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 26 listopada 2017 o 9:10

avatar sinne
-1 1

Zapominamy tutaj o bardzo ważnym pojęciu, czyli "bezstresowym wychowaniu" - skoro dzieci są wychowywane w pozbawionym stresu środowisku, jak mają nauczyć się na niego reagować? Wszelkie historie "jak ja chodziłam do szkoły, to Pani na mnie nakrzyczała, a nie miała do tego podstawy" są kompletnie bez sensu i nie bronię tutaj nauczycieli, pamiętam swoich, wielu z nich nigdy nie powinno nauczycielem w ogóle zostać. Nie mniej jednak, każda bura od nauczyciela była sytuacją stresującą, z którą należało sobie jakoś poradzić (pomijam tutaj czy dziecko miało rację, czy mama się wstawiła w obronie, itp.), a obecne dzieci pozbawione krytyki i stresu właśnie za parę lat nie będą potrafiły poradzić sobie z własnymi emocjami.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

Bezstresowe wychowanie to nie jego brak. A debile ktore sie rozmnazaja wlasnie to rozumieja. Dzieciak sie ma nie bac bo dostal jedynke, bo zapomnial odrobic lekcje albo ma sie nie bać, bo stłuklo wazon i matka je zleje. Pada polecenie: Krzysiu masz posprzatac pokoj. Masz na to 3 godziny (i pokazac na zegar) jesli wskazowka bedzie tu i tu to mama sprawdzi. Pomoge ci z odkurzaniem i skladaniem ubranek ale masz sam poukladac zabawki. Jezeli tego nie zrobisz, mama powie babci i nie pojdziecie w sobote do zoo." to jest bezstresowe wychowywanie.

Odpowiedz
Udostępnij