Pracuję w dziale obsługi klienta pewnej firmy.
"Klient nasz pan", więc praca odbywa się codziennie, a co za tym idzie są wyznaczane dyżury w weekendy i święta. Osoby dyżurujące mają za zadanie udzielać informacji telefonicznej i mailowej. Każdy kto się zatrudniał, wiedział jaki jest charakter danego stanowiska, ale nie byłoby tu historii, gdyby wszystko było perfekcyjnie...
Firma się rozrasta. Zapotrzebowanie na pracowników także idzie w górę. Liczyliśmy na to, że skoro ostatnimi czasy "stara" kadra obstawiała dyżury, to teraz nowy narybek przejmie przynajmniej większość kalendarza na w dni ustawowo wolne itp.
Ależ się myliliśmy. Dostajemy grafiki i co się okazuje? "Nowi" mają luz, blues i orzeszki, a my jak dawniej obstawiamy weekendy i święta. Szybkie spotkanie z kierownikiem. Ten rozkłada ręce, że nie ma na to wpływu, że trzeba wyżej uderzyć w temacie. No to kontakt mailowy z Wielkim Niedostępnym, czyli menadżerem.
Odpowiedź: Nowi jeszcze się uczą i nie mają wszystkich szkoleń. Tak, tak, trzeba to nadrobić, ale szkoleniowcy są teraz poza zasięgiem, więc musi na razie tak zostać.
Ciśnienie nam wzrosło. Poczekaliśmy zatem co będzie w następnym miesiącu, gdzie ilość dni wolnych była większa niż standardowa. Sytuacja się powtórzyła, ale dodatkowa kwestia pchnęła niektórych do podjęcia jeszcze innych kroków.
Okazało się, że "nowi" mają wyższe pensje od nas! Niektórzy w firmie mają kilkuletni staż. Znają się na robocie jak nikt inny, a osoby bez doświadczenia, często bez większej wiedzy na temat branży od początku zarabiają więcej! Do tego ciągłe tłumaczenie, że czegoś nie mogą, bo nie wiedzą, bo szkolenie podobno za miesiąc to wtedy chętnie pomogą.
Mail do menadżera po raz kolejny. Tym razem z prośbą o spotkanie. Wszyscy zainteresowani podpisani. Czekamy na wyznaczenie daty, godziny zebrania. No i się nie doczekaliśmy. Krótka informacja mailowa: tajemnica zarobków nie pozwala na grupowe spotkanie w tej kwestii.
Kto jeszcze mógł to w dzień dyżuru wykorzystał urlop. Taki mamy czas, że niektórzy są na zwolnieniu chorobowym. Chcąc nie chcąc trzeba było rzucić "nowych" na głęboką wodę.
Wraz z informacją o różnicach w wynagrodzeniu zaczęliśmy obmyślać plan dotarcia do wyższych władz... Czas pokaże co uda się zdziałać. Tajemnicą poliszynela stała się kwestia, że niektórzy zaczynają rozglądać się za nową pracą.
Chciałabym postawić minusujących na twoim miejscu. Może by zobaczył/a jak to fajnie. Walczcie o swoje, nie odpuszczajcie.
Odpowiedz@kudlata111: Dzięki za wsparcie :*
Odpowiedz@kudlata111: przyłączam się do duchowego wsparcia :)
Odpowiedz@kudlata111: ojej, ojej - historyje minusujo - jak oni mogo!!!!111jeden Uwielbiam te jęki - "kto minusuje", "przecież to piekielne". Wyobraź sobie, jeśli potrafisz oczywiście ogarnąć tak rozbudowaną myśl - że to co TOBIE się podoba/jest piekielne, itp, innym nie musi. Może także forma się nie podobać, lub być inny powód minusa, ale nie każdy jest w stanie na to wpaść jak widać i to straszna obraza jego majestatu, że inni nie myślą tak jak oni.
Odpowiedz@Face15372: Nie zwracaj uwagi, ona tak ciągle.
Odpowiedz@kudlata111: Ja na jego miejscu zaczęłabym szukać nowej pracy. Ż opisu wynika, że nie jest jest to stanowisko marzenie w najlepszej firmie na świecie więc nie szkoda raczej tego rzucać.
Odpowiedz@MyCha: No tak, ale zmiana pracy nie rozwiązuje problemu. Takie chowanie głowy w piasek upewnia pracodawcę że może robić co chce. A jak się nie podoba to won, szukać szczęścia gdzie indziej. Tak to mniej więcej wygląda. @Face15372 - chyba jesteś po tej samej stronie co pracodawca?!
Odpowiedz@kudlata111: "@Face15372 - chyba jesteś po tej samej stronie co pracodawca?!" Nie spodziewałem się po Tobie zbyt wiele, a takie "rozumienie" słowa czytanego, tylko mnie w tym utwierdza.
Odpowiedz@kudlata111: Jak to nie rozwiązuje problemu? W pierwszej pracy miałam kiepskiego szefa co miał problem z terminowością wypłat to zmieniłam pracę. Teraz każda wypłata jest idealnie w terminie, menadżer dba o swój zespół i płacą mi 3 razy tyle co w poprzedniej pracy. Jak dla mnie to moje problemy uległy rozwiązaniu, a biznes tamtego kolesia mało mnie obchodzi i nie zamierzam go uzdrawiać.
OdpowiedzSezon taki, że nagle wszyscy mogą iść na trzytygodniowe L4. Ciekawe, co wtedy powie Wielki Nieosiągalny Manager. Chorować wolno każdemu, za bycie chorym nie można nikogo zwolnić.
Odpowiedz@Ursueal: Ale zwolnienie zawsze kiedyś się kończy, to tymczasowe. A problem rzeczywisty pozostaje, to jego trzeba rozwiązać.
Odpowiedz@Ursueal: oficjalnie. Nieoficjalnie - jak szefostwu wadzą nieobecności, to tak zrobią pod górkę, że człowiek sam się zwolni albo go zwolnią ze względu na utratę zaufania. Owszem, sąd pracy zapewne cofnie zwolnienie, ale mało niestety osób decyduje się na wniesienie sprawy (a jak już wniesie i wygra, to po powrocie do pracy ma przerąbane), więc pracodawcy robią co chcą
Odpowiedzhttps://img1.dmty.pl//uploads/201601/1453214676_vbosgx_600.jpg
Odpowiedz@krzycz: I to jest chyba sedno problemu. Zarówno jeżeli chodzi o wyższe pensje, jak i pewnie o dyżury.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 listopada 2017 o 18:32
@krzycz: prawda, ja na infolinii przychodzac mialam wyzsza pensje niz ludzie pracujacy tam po 3 lata
Odpowiedz@bazienka, @rodzynek2: w grę wchodzi czasami jeszcze coś innego - kretyńska polityka wynagrodzeń w korpo. Często jest tak, że jednorazowa podwyżka na danym stanowisku nie może przekroczyć X%. Jeśli więc widełki są pomiędzy 3000 a 4000 PLN, to mając te 3300 PLN, ustalone jakiś czas temu przy zupełnie innej koniunkturze, do górnej granicy widełek dojdzie się nawet po kilku latach. A jak firmie brakuje ludzi i przychodzi człowiek z ulicy, to może z miejsca zawołać 3950 PLN i to będzie ok, bo mieści się w widełkach, a przecież brakuje ludzi. I tym sposobem stary wyjadacz, znający wszystkie niuanse będzie zarabiał mniej niż nowy, którego ma szkolić...
Odpowiedz@krzycz: czy nie powinno być tak, że za taką samą pracę lub pracę o takiej samej wartości powinno być równe wynagrodzenie? Czy jest jakaś opcja, żeby to obejść?
Odpowiedz@bazienka: I jak szefostwo to tłumaczyło starej kadrze?
Odpowiedz@krzycz: Ale potem będzie lament, że ludzie z wieloletnim stażem odchodzą do konkurencji, bo na starcie mają lepsze warunki np. płacy. @Kirenne: Da się obejść. Mając w ręku umowę o pracę z lepszą płaca w innej firmie, najlepiej u konkurencji.
Odpowiedz@Kirenne: powinno, ale jak już zostało wspomniane - w PL obowiązuje, tylko w regulaminach zakładów bo w prawie pracy tego nie ma, tajemnica wynagrodzeń (popatrz na ogłoszenia o pracę w PL i zagranicą - tam masz w samym ogłoszeniu podane zarobki. A u nas? "zarobki adekwatne do doświadczenia i umiejętności"...). Oficjalnie znasz tylko widełki na danym stanowisku. A te mają spory rozstrzał. W jednej z firm, w której pracowałem, dla jednego ze stanowisk widełki były od 3500 do 8500. @rodzynek2: owszem, ale z perspektywy pracownika - to już nie jego problem :)
Odpowiedz@krzycz: No te widełki są najdziwniejsze. Bo skoro zależą od doświadczenia i umiejętności to "starzy" pracownicy, którzy mają i doświadczenie i nabyte umiejętności powinni docierać do górnej granicy a ci "na starcie" od dolnej.
Odpowiedz@Kirenne: no jest tylko mało moralna. :P
Odpowiedz@Kirenne: Znam firmę, po kilku kolejnych połączeniach już nie istniejącą, w której widełki za poszczególne stanowiska zachodziły na siebie, np. asystent (najniższe stanowisko) to były widełki 1800-3000, specjalista (kolejne stanowisko) to było 2500-4000. Asystent nie odpowiadał za nic, bo nie był samodzielnym pracownikiem, a specjalista odpowiadał materialnie za podejmowane decyzje. I zgodnie z polityką płacową firmy mógł zarabiać mniej niż asystent.
Odpowiedz@rodzynek2: ano wlasnie, my przychodzac na info mielismy 2200 brutto, tamtejsi starzy pracownicy mieli 2000 nie bylo jakichs indywidualnych prosb o podwyzke , bo kazdy robil przeciez to samo a zarobki tajne
OdpowiedzBardzo dobrze, że wy "starzy" jesteście solidarni w tym przypadku.
OdpowiedzSzukać jak najszybciej nowej pracy.Pracodawca musi szanować jednakowo pracowników wykonujących swoje zadania, także finansowo. Nie wiem, może w tym przypadku liczy na przywiązanie do firmy "starych" pracowników.
OdpowiedzJakoś mnie to nie dziwi. Taki janusz biznesu pewnie liczy na to, że i tak nikt nie odejdzie, bo przecież kredyty, dzieci na studiach itp. Poza tym jakoś mam wrażenie (ale może ze względu na moje środowisko), że w Polsce to trzeba złapać pracę i trzymać ją aż do emerytury. Zero chodzenia do innych firm na RK tak dla sportu, zero dokształcania się, w razie "a co gdyby".
Odpowiedz@burninfire: tak było dawniej i z niektórych ta moda jeszcze nie wyszła. Mój poprzedni Manager.. i to przez naprawde wielkie M, nawet mnie zachęcał do chodzenia na RK, chociażby po to aby być na bierząco z wymaganiami i się dowiedzieć czego ewentualnie może mi brakować, abym mogła się w tym kierunku szkolić/ edukować. On wcale nie odbierał chodzenia na RK jako coś negatywnego. Z jednej strony mamy wybór, pracę możemy zawsze zmienić, ale z drugiej, musimy ciągle walczyć i nie mamy tej pewnosci, czy za 10 lat będzie dla nas praca. To też jest trochę przykre.
OdpowiedzU mojego męża było podobnie, na początku fajna praca, niby możliwość rozwoju, a w rzeczywistości prawie nic się nie zmieniało, a w szczególności wysokość zarobków, po jakimś czasie wręcz zarobki spadły, bo zmieniono kryteria przyznawania premii. Ludzie zaczęli odchodzić, więc dodatkowo robota stała się cięższa, bo ciągle nowi się pojawiali na miejsce tych doświadczonych. Mąż zaczął się rozglądać, znalazł ofertę z firmy o podobnym charakterze, poszedł na rozmowę i złożył wymówienie w starej firmie. O pracy powiedział koledze, który wymówienie złożył już wcześniej. Z kolegą spotkali się w nowej pracy, kolega zaczął wcześniej. Po około pół roku w zespole miał już więcej osób ze starej pracy. Ludzie zachęcali kolejnych do zmiany pracy, nowa firma potrzebowała ciągle nowych pracowników (i nadal potrzebuje), a podbierając ich tamtej firmie, dostawała już pracowników wstępnie wyszkolonych i z podobnym doświadczeniem.
OdpowiedzDlatego zarobki powinny być jawne.
OdpowiedzDokładnie tak to działa, zatrudniliśmy się ostatnio (5 miesięcy temu) z kolegą w firmie na produkcji, już na start było kilkaset złotych powyżej minimalnej, o dziwo wypłacalne w całości na czas, szybko przyszły kolejne podwyżki. Co się okazało ? Starzy pracownicy zarabiali tak mało, a że ludzi do pracy nie szło znaleźć to nowi dostawali nawet do 40% więcej niż ludzie z kilkuletnim stażem według swoich starych, wciąż obowiązujących umów, za dokładnie tą samą pracę (no, może gorzej wykonaną, brak doświadczenia :)) Podobno mają to wyrównać na początku nowego roku, ale spora część nowych ma obiecane podwyżki do 3 z przodu, więc jestem ciekaw jak to nowa dyrekcja obmyśli, w końcu zyski magicznie nie wzrosną :P
OdpowiedzRozwiązanie jest oczywiste - kto tylko może (a najlepiej wszyscy) znajdują sobie nową pracę i odchodzą. Ideałem by było gdyby wszyscy odeszli dokładnie tego samego dnia. Takiego się ma szefa jakiego się sobie wychowa. Powodzenia!
OdpowiedzNie możesz zmienić po prostu pracy? Obudzą się dopiero jak zaczniecie masowo odchodzić. To niestety bardzo częste, że stawki na rynku rosną znacznie szybciej niż podwyżki obecnych pracowników :(
Odpowiedz@Wilczyca: Dopóki nie ma na horyzoncie czegoś bardziej sensownego to jeszcze zostaje walczyć w tym miejscu, gdzie jesteśmy.
OdpowiedzAle nie rozumiem jednej rzeczy, podpisaliscie umowe na dana ilosc pieniedzy to co was obchodzi ze ktos zarabia wiecej? Czyli jakby nikt nie zarobil wiecej od was to wtedy pensja bylaby ok?
Odpowiedz@katka1110: Art. 183c Kodeksu pracy: pracownicy mają prawo do jednakowego wynagrodzenia za jednakową pracę lub za pracę o jednakowej wartości.
OdpowiedzMoja pierwsza praca zawodowa - byłem w stanie zrozumieć, że na różnych stanowiskach są różne płace, ale że młodsi ode mnie stażem dostawali podwyżki, a ja byłem pomijany? Oczywiście zwracałem uwagę na to, gdy były fale podwyżek, ale byłem zawsze spławiany przez szefa. Był bardzo zdziwiony, że nie chciałem przedłużenia umowy. W innej pracy z kolei dołączyłem do zespołu, gdy jedna osoba od nich odeszła. Pensja standardowa, nie miałem za bardzo możliwości negocjacji. Gdy później pojawiła się informacja, że firma jest sprzedawana komuś innemu i ludzie zaczęli odchodzić z firmy (lub do innych zespołów, skoro pojawiły się wakaty), każdy pierwszy lepszy był przyjmowany do zespołu za pieniądze wyższe, niż ja miałem już po dwóch podwyżkach. I to mowa o niedoświadczonych osobach, które z reguły nie wnosiły własnej wiedzy, wszystkiego uczyły się od nas. Półtora roku trwało przejęcie, po czym dostałem "lukratywną" ofertę od nowego właściciela - awans do zespołu o większej odpowiedzialności (trzecia linia wsparcia / rozwój), na stanowisko wyżej płatne (moi niedoszli koledzy zarabiali średnio 160-180% tego, co ja). Zaproponowana pensja - 60% tego, co zarabiałem na dotychczasowym stanowisku (pierwsza linia wsparcia). Ot, biznes po polsku. Wtedy dopiero czara goryczy się przelała.
Odpowiedz@Hideki: dlatego właśnie w tym tygodniu idę na dwie rozmowy :D nie mogę się przebić przez podwyżki, a "konkurencyjne" firmy oferują mi 30 - 40% wyższe wynagrodzenie (na początek) :D Co lepsze... kilka osób już tak odeszło, a zarząd się jeszcze nie nauczył.
Odpowiedz