Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Miał być komentarz do 80467, ale wyszłoby za długo. Otóż absolutnie mnie…

Miał być komentarz do 80467, ale wyszłoby za długo.

Otóż absolutnie mnie nie dziwi, że młodzi nauczyciele niczego nie potrafią. I nie chodzi o to, że nie potrafią uczyć - nie znają tego, z czego uczą.

Kilka lat temu, kiedy jeszcze parałem się korepetycjami, zadzwoniła do mnie matka pewnej studentki anglistyki z niezbyt prestiżowej uczelni prywatnej, z pytaniem, czy bym córce nie pomógł. I to pomógł z konkretną rzeczą - zrozumieć trudny przedmiot, jakim był wstęp do językoznawstwa.

Dla wyjaśnienia - jest to przedmiot mocno ogólny, traktujący o podwalinach języków w ogóle, a na tym kierunku z naciskiem na angielski, stanowiący - cóż za zaskoczenie - wstęp do bardziej wnikliwych rozważań teoretycznych w kolejnych latach nauki. Przedmiot, w zasadzie, dość łatwy, choć na egzamin trzeba przyswoić "sporo" materiału - jedną książkę, długości przeciętnej powieści, napisaną popularnonaukowym angielskim.

Jaka miała być moja rola w zrozumieniu przedmiotu? Dowiedziałem się faktycznie dopiero na miejscu, kiedy to z dziewczęciem usiadłem i zacząłem badać grunt. Problemem było po prostu zrozumienie tego, co się czyta. Czyli zostałem wynajęty jako... słownik. Studentka nasza kaleczyła język straszliwie, nie znała wielu podstawowych zwrotów, co bardziej zaawansowane konstrukcje po prostu nic jej nie mówiły. To nie był materiał na dyskusję o przedmiocie - to był materiał na przygotowanie do matury...

No i w sumie machnąłbym ręką, wytłumaczył jej to wszystko, wziął kasę i się nie odzywał, ale zapytałem co chce po tych studiach robić. No i się dowiedziałem, niestety, że planuje dzieciaczki w szkole uczyć, bo ona zawsze tak kochała dzieci i chce z nimi pracować i angielski to zawsze jej wychodził, więc wybrała anglistykę.

I witki mi opadły. I opadły mi po raz kolejny, kiedy zacząłem rozmowę z nią i jej matką, próbując delikatnie zasugerować, żeby poszły do kogoś innego zrobić testy na profa (końcowe egzaminy na licencjacie są na poziomie C1 właśnie), żeby potwierdziły sobie moje słowa, że dziewczę w obecnym stanie nie powinno uczyć nawet pierwszaków - jak grochem o ścianę. Zapłaciły, pożegnały się, i być może pani nauczyciel z historii 80467 to właśnie ta dziewczyna - i jeśli tak jest, to absolutnie mnie nie dziwi, że niczego nie uczy.

szkolnictwo

by Grav
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Rak77
8 18

Ale czemu się dziwisz? Ja musiałem nauczycielce mojego syna tłumaczyć że woda wcale nie wrze w 100°C. Stało się to po tym gdy syn został oceniony na 2 na lekcji bo po pytaniu właśnie o temperaturę wrzenia wody synu odpowiedział że "zależy gdzie tę wodę będziemy gotować"

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 października 2017 o 11:35

avatar Naa
5 5

@Rak77: W której klasie to było?

Odpowiedz
avatar Rak77
1 1

@Naa: Początek gimnazjum, świeża szkoła i nauczycielka.

Odpowiedz
avatar Naa
1 1

@Rak77: To już przegięcie. Gdyby to były początki podstawówki, pierwsze zetknięcie dzieci z zagadnieniami fizycznymi, a nauczycielka bez wykształcenia ścisłego, to jeszcze - od biedy. Ale tak, mam nadzieję, że przeniesiono ją do bardziej dla niej odpowiednich zadań ]:-)

Odpowiedz
avatar Naa
11 11

Pewnie rodzina miała ambicje, albo wręcz tradycję "rodową", nie wypadało im, żeby córka kogoś "na stanowisku" nie miała wyższego wykształcenia. I tak jej wrabiali tę miłość do nauczania (w którą osobiście nie wierzę za grosz), przepychali przez edukację, nie patrząc na zainteresowania i uzdolnienia... A może byłaby doskonałą, zadowoloną z życia fryzjerką, czy kucharką, popularną jak Magda Gessler.

Odpowiedz
avatar rodzynek2
11 11

@Naa: Ambicje rodziców, a szczególnie niespełnione marzenia, które rodzice przenoszą na swoje dzieci, to najczęściej jedna z najgorszych rzeczy co może dzieci spotkać.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 października 2017 o 12:36

avatar Naa
3 3

@rodzynek2: Niestety. Bo dobrzy rodzice dbaliby, żeby dziecko wyrosło na człowieka wartościowego i szczęśliwego, nie marionetkę do zaspokajania ich życzeń. A swoją drogą, czytałam kiedyś o utalentowanym malarzu, popularnym, odnoszącym sukcesy artystyczne i towarzyskie. Kiedyś z ciekawości zrobił sobie testy na inteligencję, i wyszło mu IQ poniżej 30. Może ta dziewczyna też miała duże zdolności w innym kierunku - takie, którym nie pozwolono się rozwinąć, albo nawet rodzice nie dali jej spróbować, bo była to dziedzina, jakiej oni nie uznawali za odpowiednią :(

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 października 2017 o 19:53

avatar Betoniarka
2 2

@Naa: IQ poniżej 30 to ciężkie upośledzenie, osoba z takim IQ prawdopodobnie nie byłaby w stanie mówić i wymagała całodobowej opieki.

Odpowiedz
avatar Naa
3 3

@Betoniarka: A jak sądzisz, dlaczego napisałam "wyszło mu...", a nie "miał IQ poniżej 30"? :P To, że ktoś jest kiepski w konkretnej, wyspecjalizowanej czynności, jaką jest rozwiązywanie testów na inteligencję, nie znaczy, że nie może być utalentowany w czym innym, i wciąż radzić sobie w życiu. I co więcej: to, że ktoś jest nogą w umiejętnościach, potrzebnych do uzyskania dobrych ocen w szkole, też wcale nie wyklucza posiadania uzdolnień (może dużych) w innych dziedzinach (zresztą, szkolne niepowodzenia mogą świadczyć również o nauczycielach, czy opiekunach, którzy w pierwszych latach nauki robili coś nie tak - nie tylko o uczennicy).

Odpowiedz
avatar I_m_not_a_robot
9 9

Nie wiem jak jest w Polsce, ale w większości szkół we Francji (chyba że ma się nieziemskiego farta i trafi się na szkołę, która do tematu porządnie podchodzi) nauczyciele języków to ludzie, który spędzili parę lat np. w Stanach albo w Hiszpanii i po powrocie do kraju idą uczyć języków do szkół. Potem mamy społeczeństwo francuskie, które ledwo co włada własnym językiem i żadnym innym. A na studiach zdarzają się kwiatki typu wielkie oburzenie, bo profesor wymaga przeczytania artykułu naukowego w oryginale.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 5

Miałam znajomą, która skończyła zrobiła licencjat z anglistyki, mimo że nie umiała złożyć po angielsku dłuższego zdania bez popełnienia przynajmniej jednego błędu. Specjalizacja nauczycielska i wcale nie zła uczelnia, nie była też prywatna. I to było dziwne, bo cała reszta studentów naprawdę była ogarnięta. Na szczęście pracy w szkole nie dostała, pracuje w knajpie.

Odpowiedz
avatar ocelota
7 7

proficiency to poziom C2 a nie C1, tak na marginesie :)

Odpowiedz
avatar Grav
3 3

@ocelota: Fakt, pisałem na szybko i nie upewniłem się co do tego :)

Odpowiedz
avatar pfefferminztee
7 7

Jakiś czas temu sprawdzałam pracę licencjacką z niemieckiego osobie, która kończyła nauczycielskie kolegium językowe. Miało to być sprawdzanie ostateczne-ostateczne, już po klepnięciu pracy przez promotora, ot, przecinki, literówki może, jeden wieczorek, 5 dych. Po trzeciej stronie byłam w stanie totalnego WTF. Mnie krew zalała, a czerwień długopisu używanego do korekty zalała te kartki. Podstawowe błędy gramatyczne, stylistyczne, dramat w każdej formie. Dziołcha ciągle operowała w sumie czterema czasownikami na krzyż, treściowo - masło maślane. Przesyłam jej skany i wyjaśniam, że jak mam jej dalej korygować tę pracę i ją jako tako wyprowadzić na prostą, to i cena znacznie podkoczy. Oddam tu honor klientce - mocno się przejęła i jednak zdecydowała się kontynuować współpracę, bo nie chciała, żeby "coś takiego" trafiło do archiwum szkoły, niech już będzie porządnie. I tu padło wyznanie: bo ona na ten niemiecki to poszła bez przekonania, bo nie miała na siebie pomysłu, w sumie to ta praca licencjacka to jej ostatni w życiu kontakt z językiem, uczyć nie zamierza, bo zdaje sobie sprawę, że uczniowie by ją zjedli. No okej. Kilka miesięcy później się dowiaduję, że rozpoczęła studia magisterskie oraz pracę w liceum w jakimś niewielkim miasteczku. Na początek trafiła na zastępstwo do - a jakże - klasy maturalnej...

Odpowiedz
avatar unaragazza
0 0

Ale ten wstęp mam nadzieję ironiczny?

Odpowiedz
avatar mikado188
2 2

Swego czasu miałam znajomych w IA na UW, czyli państwowych, dziennych studiach i podobno był tam kwiat narodu na czele z dziewczyną, która będąc na 2 roku filologii angielskiej pisała na poziomie 6 klasy szkoły podstawowej. I to prace, które nie byłyby ocenione w tej 6 klasie na 5. Były kwiatki, że koleś nie wiedział jakie mamy samogłoski.itd. Puszczają takich dalej z różnych powodów, kolega doktorant powiedział, że nie chce mieć w pierwszym roku uczenia komisów :/. No i idą do przodu i robi im się w ten sposób krzywdę, bo mimo że spędzą te 5 lat na studiach, to nic nie umieją.

Odpowiedz
Udostępnij