Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Na co dzień żyję za granicą - jak łatwo wywnioskować z nicku…

Na co dzień żyję za granicą - jak łatwo wywnioskować z nicku i avatara, w Irlandii. Życie jednak pisze różne scenariusze i nagłe problemy zdrowotne zmusiły mnie do przyjazdu na dłuższy czas do Polski.

Kiedy już udało się zażegnać najgorszy kryzys i doprowadzić mnie do stanu, w którym mogłam w miarę normalnie funkcjonować, zaczęłam szukać pracy, jako że większość moich oszczędności poszła na bieganie prywatnie po lekarzach, a muszę zostać pod opieką lekarską w Polsce jeszcze mniej więcej do połowy przyszłego roku. Zarejestrowałam się w PUP, aby perfidnie skorzystać z dobrodziejstw darmowego ubezpieczenia i rozpoczęłam Tour de Frustracja po wszelkich możliwych miejscach oferujących pracę.

Obecnie mijają cztery miesiące bezskutecznych poszukiwań, a ja dochodzę do wniosku, że jeśli uda mi się wreszcie znaleźć normalnego pracodawcę, to chyba wyślę go do komisji badania cudów w celu sprawdzenia, czy to nie jakaś fatamorgana.

Kilka kwiatków:

a) Praca na 1,5 etatu z umową na 1 etat.

Minimalna krajowa, obowiązkowe nadgodziny (za minimalną stawkę godzinową, świątek, piątek czy niedziela), dzień wolny za pracę w sobotę "może być oddany w tygodniu, a może dopiero zbiorczo pod koniec kwartału”… MOŻE, podpytani delikatnie pracownicy przyznali się, że jest problem z wypłatami w całości.

System pracy: zmiany 9h dziennie + w dzień zmiany ekspozycji (która następuje centralnie w środku tygodnia roboczego) zmiana od 9:00 do 22:00, choć według pracowników najczęściej siedzi się do północy lub dłużej, a potem wraca pieszo 7-10 km do domu, bo nic już o tej porze nie jeździ. Na następny dzień znowu na 9:00 rano. W umowie oczywiście nie ma na ten temat ani słówka, praca przez cały tydzień teoretycznie w godzinach 9:00-18:00.

Jedna przerwa piętnastominutowa bez względu na liczbę godzin. Zakaz picia wody w sklepie, można tylko na przerwie (a u mnie odwodnienie kończy się potwornymi bólami głowy). Do tego odpowiedzialność materialna za ewentualne straty w towarze i obcinanie wypłat, jeśli nie wciśnie się klientom narzuconej odgórnie liczby "bonusów". Brak apteczki pierwszej pomocy.
Zastanawiam się nad zgłoszeniem tego miejsca do Państwowej Inspekcji Pracy, żeby choć trochę ulżyć ludziom, którzy tam pracują na stałe.

b) Zgłosiłam się na kilka ogłoszeń dotyczących sprzątania na 1/4 czy 1/2 etatu w biurowcach, gabinetach lekarskich etc.

Ze wszystkich odrzucono mnie ze względu na brak orzeczenia o niepełnosprawności (oczywiście w ogłoszeniu ani słowa na ten temat).

c) Pan, który w połowie dnia próbnego nagle się zorientował, że na co dzień żyję w Irlandii (bo wcale tego nie widać w CV, wcale...) i wywalił mnie niemalże na kopach ze swojego przybytku, wyzywając mnie od ladacznic, zdrajców narodu, antychrystów, islamistów (?) i przyczyny upadku RP.

Pieniędzy za przepracowany czas oczywiście nie zobaczyłam nigdy na oczy.

d) Nagminne, namolne drążenie moich problemów zdrowotnych.

Rozumiem oczywiście, że pracodawca musi wiedzieć o chorobach, które mogą mnie dyskwalifikować z pracy, ale moja przypadłość już do takich nie należy. Dźwigać mogę (dopóki to nie jest 20 kg, rzecz jasna), niczym nie zarażam, nie ma ryzyka omdleń i tym podobnych - o tym wszystkim uczciwie informuję pracodawców.

Ale to nie wystarcza, o nie! Rekordzistką była pani, która przez cały dzień próbny próbowała dociec, na co choruję. Przegięła w momencie, kiedy przy klientach zaczęła na głos się zastanawiać, czy przypadkiem się "nie kryję" z powodu choroby psychicznej albo czy nie mam "syfa od k*rwienia się". Poczekałam, aż klienci wyjdą, wygarnęłam babsku, co myślę, wzięłam pieniądze za przepracowany czas i wyszłam.

e) Wszystkie najbardziej syfiaste oferty pracy na olx.pl są zawsze pisane w dwóch językach: po polsku i ukraińsku. Raz z ciekawości zadzwoniłam pod numer z takiego ogłoszenia, zaproponowano mi umowę o dzieło i zawrotne 5 zł na godzinę. Ogłaszającego zgłosiłam do olx, o dziwo zablokowano mu konto.

Coś czuję, że powstaną jeszcze jedna lub dwie historie na temat szukania pracy w mojej okolicy; mam takich sytuacji dużo, dużo więcej, a część z nich jest znacznie gorsza od tego, co opisałam tutaj...

Jeśli kiedykolwiek tkwiły we mnie jakieś sentymenty odnośnie moich rodzinnych stron, to coś czuję, że po tym roku nie będę już mieć żadnych. I tylko niezmiernie żal mi tych, którzy tutaj żyją na stałe i nie mają zbytniego wyboru w kwestii pracy.

poszukiwanie pracy

by leprechaun
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar pasjonatpl
5 17

@b_b: O wiele bardziej opłaca się być na zasiłku w Irlandii, ale w przypadku powrotu do Polski, można przez jakiś czas dostawać zasiłek w Polsce. Nie znam szczegółów. Ma to związek z regulacjami unijnymi. Ale coś mi się zdaje, że przynajmniej przez jakiś czas to właśnie strona irlandzka płaci pieniądze. Mogę się mylić, ale raczej nie. Zdarzało się, że niektórzy przyjeżdżali do Polski i przez jakieś 6 miesięcy otrzymywali irlandzki zasiłek. Po prostu w ramach granic UE można było przenieść świadczenie do innego kraju. Więc psioczenie na autorkę postu, że niby wyzyskuje polski budżet, możecie sobie... Pamiętam, że mi się w dawniejszych czasach zasiłek nie należał, bo nie pracowałem na pełny etat. Więc nie sądzę, że ktoś mógł otrzymywać świadczenia z Polski, jeśli w Polsce nie pracował.

Odpowiedz
avatar leprechaun
7 15

@Bevmel: W dużych miastach zapewne wygląda to inaczej, ja niestety pochodzę z małego miasteczka (w zasadzie to taki dziwny twór złożony z kilku wsi, no ale administracyjnie jest miastem), z którego większość młodych uciekła, jeśli tylko miała możliwość, czy to za granicę, czy po prostu do dużego miasta. W efekcie jakieś 70-80% mieszkańców to osoby mające 40-50 lat i wyżej, z czego duża część to ludzie bardzo prości, najczęściej rolnicy, większość to byli pracownicy PGRu. Jest więc tutaj bardzo silna mentalność "bogoojczyźniana" i panuje powszechne społeczne potępienie ludzi wyjeżdżających z naszego "cudownego i obfitującego w dobrobyt" zadupia. Jedynie osoby, które za komuny uciekły do Niemiec / Holandii cieszą się poważaniem i estymą, może ze względu na wysyłanie przez długie lata paczek i pieniędzy do pozostawionych w Polsce bliskich. Najbliższą korporację mam prawie 100km stąd, a nie mogę obecnie prowadzić samochodu (właśnie ze względu na problemy zdrowotne), więc jestem całkowicie zależna od autobusów, które notabene są chyba projektowane pod dziadków jeżdżących na zakupy, bo na bezsensowność rozkładu jazdy skarżą się i uczniowie, i ludzie pracujący.

Odpowiedz
avatar leprechaun
13 23

@b_b: Czy ja gdzieś wspomniałam o zasiłku? Proszę się nie pienić, nie biorę od RP ani złotówki (zaraz po maturze wyjechałam z Polski), w przeciwieństwie do moich wspaniałych, patriotycznych sąsiadów, którzy są już trzecim pokoleniem żyjącym z zasiłków. Zarejestrowałam się w PUP ze względu na ubezpieczenie na wypadek, gdybym wymagała nagłej hospitalizacji (odpukać!), bo moje ubezpieczenie irlandzkie by tego nie obejmowało. Lekarzy opłacam z własnych pieniędzy, za własne pieniądze kupuję też leki. Zasiłku z Irlandii nie pobieram, żyję z oszczędności. "nie opłaca się już zatrudniać niepełnosprawnych". Och, doprawdy? Wejdź proszę na pierwszy z brzegu portal pokroju olx, wpisz "sprzątaczka orzeczenie" czy "sprzątaczka niepełnosprawność" i zobacz, ile wyskakuje świeżych ogłoszeń. Wtedy możemy podyskutować.

Odpowiedz
avatar Bevmel
-1 9

@leprechaun: W takiej sytuacji proponuję Ci jeszcze nie przekreślać całkowicie korporacji, a poszukać ofert korporacyjnych, które wiążą się z pracą z domu . Jest tego dużo ostatnimi czasy. Nie wiem jednak jakie masz wykształcenie i jakie doświadczenie, więc ciężko mi tak wróżyć z fusów.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 października 2017 o 18:53

avatar leprechaun
1 1

Niestety, póki co znajduję głównie ofety z branży IT. Próbowałam podreperować budżet copywritingiem, ale nie dostałam żadnych stałych zleceń. Z dorywczych wychodziło mi niewiele, z pewnością nie na tyle, żeby choćby samej sobie opłacić ubezpieczenie (a boję się trzaskać "nielegalkę").

Odpowiedz
avatar szafa
1 1

@Bevmel: W korporacji trzeba przynajmniej dwa płynne języki, sam angielski nie wystarczy - gdyby tak było, nie siedziałabym w markecie. Albo płynny angielski i doświadczenie w IT tudzież w HR lub finansach.

Odpowiedz
avatar zendra
0 2

@Bevmel: Autor historii pisze w notce o sobie: "poganin-asatryjczyk". To chyba wiele wyjaśnia :)

Odpowiedz
avatar leprechaun
0 0

@szafa: Tak, języki też są problemem. Moja znajoma szukała pracy w Czechach (mieszka na Śląsku i mogłaby dojeżdżać), zgłosiła się do paru korpo. Jedno jej odpisało, że mogą ją wziąć do call-center przyjmującego zgłoszenia o problemach z internetem i przekazującego dane technikom (wszystko poprzez system komputerowy)... Praca w godzinach takich, że cały dzień można sobie za przeproszeniem wsadzić, wykańczająca psychicznie i fizycznie tak, że nikt długo tam nie wytrzymywał, a wymagania? Minimum trzy języki obce w stopniu biegłym + biegły czeski! Powód takich wymagań był jeszcze bardziej absurdalny, ale nie chce mi się rozpisywać, bo to taki off-topic.

Odpowiedz
avatar leprechaun
1 3

@zendra: To znaczy? W moim CV nie znajdziesz żadnego, choćby mglistego napomknięcia na ten temat, bo pracodawcy moje wyznanie nie powinno w najmniejszym stopniu obchodzić (zawsze mnie też śmieszy konieczność wypisywania swoich zainteresowań w polskim CV, czy moje hobby wpływają na to, jakim jestem pracownikiem...?). A że nie daję sobą pomiatać ani wrabiać się w żadne chore układy i kopanie dołków (co wynika zarówno z wyznania i filozofii życiowej, jak z doświadczenia w Irlandii i zwykłej ludzkiej przyzwoitości), to inna sprawa i to może się nie podobać. Zwłaszcza w korpo-gułagach, gdzie punktowane jest podpie*dalanie innych pracowników i pięcie się do celu po trupach innych.

Odpowiedz
avatar zendra
-1 3

@leprechaun: To znaczy, że skonfrontowanie twojej deklaracji pogaństwa oraz wątpliwości wyrażonych przez @Bevmel w sprawie podpunktu c, skłania mnie bardziej do dania wiary @Bevmelowi niż tobie. Mam nadzieję, że wyraziłam się dostatecznie precyzyjnie.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 30 października 2017 o 23:26

avatar leprechaun
-1 3

@zendra: Czy masz w ogóle pojęcie, czym jest Asatru, inaczej stara wiara lub pogaństwo germańskie, ostatecznie WIERZENIA WIKINGÓW (to najczęściej do ludzi przemawia)? Czy też na sam widok słowa "poganin" uruchomił ci się jakiś okołokościółkowy mechanizm gardzenia wszystkim, co odmienne, a twój umysł zaszufladkował mnie do kategorii "crowleyowski wicco-świr latający nago wokół ogniska, żyjący w alternatywnej, pełnej grzybów i zielska rzeczywistości oraz mający silny przypadek mitomanii"? Chciałam zaproponować samodzielne zapoznanie się z filozofią życiową asatryjczyków, ale wiem, że googlanie może niektórych przerastać, więc służę pomocą. Związek Asatru w Polsce bardzo przejrzyście streścił główne założenia starej wiary, służę: http://starawiara.org/zalozenia-podstawowe/ Podpowiem, że należy zescrollować do podrozdziału "Etyka", zaraz pod tabelą "Wybrane źródła materialne". Tam też pokrótce opisany jest nieformalny "kodeks" pogan germańskich wraz z wyszczególnieniem najważniejszych tzw. cnót, do których między innymi należy "Uczciwość – oznacza poszanowanie zawartych umów, dotrzymywanie przysiąg i danego słowa. Często ma charakter sprawy honorowej, wymaga również odwagi, bywa powiązana z wiernością oraz lojalnością wobec swojej społeczności. Rozumiana jest również jako szczerość i prawdomówność." Mniemam, że to może delikatnie nakierować na fakt, że absolutnie nie znoszę i nie toleruję kłamstw (co się pracodawcom nie podoba, oj nie). A w opisie profilu mam podane "poganin-asatryjczyk" z tego względu, że być może trafię tutaj na pokrewną duszę? Nie jesteśmy zbyt mnodzy w Polsce, zawsze chętnie pogadam z innym asatryjczykiem, Słowianinem czy Celtem, jako że mamy wiele pokrewnych tematów i chętnie ze sobą współpracujemy. A może ktoś, kto słyszał o Asatru i nie miał się kogo dopytać, przypadkiem trafiłby na mój profil i mogłabym służyć pomocą? Rozmawiałam też z kiloma studentami piszącymi prace n.t. religii i kultur przedchrześcijańskich, znajdywali mnie najczęściej po opisach na komunikatorach, zawierających właśnie słowo klucz "poganin-asatryjczyk". Jedno jest pewne: nie mam takiej informacji zamieszczonej po to, żeby się jakoś na siłę wywyższać czy odcinać od reszty, bo po cholerę mi to. A już z pewnością nie mam tej informacji po to, żeby ktoś będący kompletnym ignorantem w kwestii Asatru sugerował, iż jestem mało wiarygodna czy wręcz kłamię tylko dlatego, że wyłamałam się spod Jedynej Słusznej Narzucanej Taśmowo Religii i wybrałam świadomie to, co odpowiada mojemu wewnętrznemu poczuciu porządku świata i boskości. Jeszcze mi się nigdy nie zdarzyło, żeby mnie okłamał czy za przeproszeniem wych*jał Asatryjczyk, Celt czy Słowianin, a często ważne umowy zawierałam wyłącznie na czyjeś dane słowo (jako że we wszystkich wspomnianych rodzajach pogaństwa dane słowo jest rzeczą świętą). Ile razy natomiast zostałam wych*jana, zmieszana w błotem czy wyklęta przez ateistów oraz "miłujące wszystkich owieczki pańskie", to nie zliczę. Utrzymuję również kontakty z kilkoma wspaniałymi niewierzącymi oraz katolikami, ale są to ludzie, którzy swoją drogę duchową wybrali z pełną świadomością, nie pozwalają swoim poglądom na zaślepienie ich oraz chętnie poznają inne religie z czystej ciekawości i chęci poszerzania światopoglądu. Niestety, jest to garstka wspaniałych ludzi w całym morzu "moralnych inaczej" i krystowierców z taśmociągu, którzy pierwsi rwą się do wrzeszczenia "wszystko co złe, to poganie!".

Odpowiedz
avatar zendra
-1 3

@leprechaun: Wykazujesz zachowania jak u szalonej, wojującej neofitki religijnej. Atakujesz, wyśmiewasz, ironizujesz, odsyłasz do poczytania sobie, itp... Klasyka religijnej agresji w połączeniu z nieproszonym kaznodziejstwem. Kompletnie nie obchodzi mnie w co wierzysz, ani czym jest twoje neopogaństwo à la Wikingowie, nic mi się nie uruchomiło na słowo "poganin", nikim nie gardzę (skąd wytrzasnęłaś taką bzdurę?) i daruj sobie patetyczne zgadywanie co i jak "zaszufladkował mój umysł". Dziewczyno, bredzisz! Sama stawiasz tezy, sama na nie odpowiadasz, dyskutujesz sama ze sobą, a raczej ze swoimi urojeniami na mój temat. Twój atak jest tak głupi a kaznodziejstwo tak namolne i od rzeczy, że pozbyłam się wszelkich wątpliwości: @Bevmel ma 100% rację. W swoim neopogańskim zaślepieniu nawet nie zrozumiałaś na czym polega nasza krytyka. Wiedz zatem, że naprawdę g... mnie obchodzi czy jesteś wielbicielką bogów Wikingów, albo Wisznu, albo Jehowy, albo Allaha, albo Latającego Potwora Spaghetti. Sensem postów @Bevmela, którym wyraziłam poparcie, była konstatacja, że perturbacje opisane przez ciebie w punkcie c. wyglądały niewiarygodnie, niespotykanie, wyglądały na zmyślone. Twój opis wydarzeń z punktu c. był de facto hejtem na jedną wiarę, w sytuacji gdy ty deklarujesz inną wiarę - mamy konflikt wiar. To rodziło podejrzenia o fake. Dotąd pozostawało to w sferze spekulacji, przypuszczeń. Na szczęście postanowiłaś odezwać się i rozwiałaś wszelkie wątpliwości: jesteś zajadłą, wojującą neopoganką. Twoje zjadliwe komentarze, w rodzaju "Jedyna Słuszna Narzucana Taśmowo Religia", pokazują dokładnie kim jesteś. I nie chodzi o to, że wyznajesz tę czy inną religię, ale o to, że wyraźnie ironizujesz na temat innej religii, chociaż ja ani razu nie zrobiłam tego na temat twojej religii. ANI RAZU! To nie ja, ale ty gardzisz inną religią. To potwierdza twoje złe intencje, i utwierdza w przekonaniu, że punkt c. jest fakem. A już twoje idiotyczne uwagi o tym, że mi pomożesz, jeżeli nie umiem szukać w Google, to zwykłe chamstwo. Zostałaś skrytykowana w jednym, jedynym punkcie twojej historii, który w ocenie mojej i @Bevmela brzmiał niewiarygodnie i wyglądał na efekt konfliktu wiar, a ty swoją histeryczną reakcją, chamskim atakiem i impertynenckimi insynuacjami nie tylko, że nie rozwiałaś wątpliwości, ale potwierdziłaś je w 100%. Zachowałaś się jak rozbuchana dziewczynka, żarliwa wyznawczyni swoich bogów, która przyłapana na religijnej czarnej propagandzie, odpowiedziała chamstwem, szyderstwem, obmową. Fatalnie przysłużyłaś się siłom nadprzyrodzonym Wikingów.

Odpowiedz
avatar leprechaun
1 1

@zendra: Muszę cię serdecznie przeprosić za ten wybuch hejtu, wstyd mi za siebie i normalnie taka nie jestem. Po prostu od niedzieli zwalili nam się na łeb dalecy krewni "do przechowania" z okazji Wszystkich Świętych i byłam przez ostatnie trzy dni tak wkurzona, że miałam chęć kogoś zabić. Nie dość, że skłamali i przyjechali z małym, rozwydrzonym gnojkiem, który wrzeszczał i demolował wszystko wokół siebie 24/7 (a mój pokój ma zepsuty zamek, więc musiałam całymi dniami przesiadywać u siebie, żeby nic więcej nie zniszczył - pierwszego dnia zdążył połamać mi parę pędzli i podrzeć kilka projektów obrazów, kiedy na chwilę wyszłam do kibla...), to jeszcze przy każdym wyjściu z pokoju musiałam się nasłuchać, że jestem pierdo*nięta i najpewniej chora umysłowo, bo kto to widział takie fanaberie, nie być katolikiem! Wstyd na cały powiat! Co to w ogóle za wymysły, czczenie drzew, może jeszcze zacznę czarne msze odprawiać i kościoły palić! Tak więc jeszcze raz cię przepraszam, poniosło mnie. Dzisiaj wreszcie się wynieśli i wracam do zdrowych zmysłów, a zatem widzę, że zdecydowanie przesadziłam z reakcją. Wiesz, jak to jest - jak człowieka dźgają non stop kijem, to potem na widok każdego patyka kociokwiku dostaje... A co do wojowania, to tak, wojuję: z monopolem jakiejkolwiek religii. Mnie absolutnie nie obchodzi, co kto wyznaje i nikogo nie namawiam do swojej wiary, ale pod jednym warukiem: że czyjaś wiara nagle nie zaczyna dyrygować polityką, włazić mi z butami do życia prywatnego i podporządkowywać wszystko wedle swojego mniemania. I dotyczy to zarówno Kościoła, jak i islamu, absolutnie nie chciałabym też, żeby Asatru nagle stało się główną religią i zaczęło babrać się w polityce. Tymczasem Kościół obecnie interesuje się bardziej polityką i pieniędzmi, niż życiem duchowym, a już absolutnym jego konikiem jest chamskie przerabianie norm publicznych pod swoje dyktando (prosty przykład: w Irlandii mam sąsiadów ateistów i muszą oni wozić swojego dzieciaka 70km do szkoły w dużym mieście, bo wymogiem, aby przyjęto dziecko do szkoły w naszej okolicy jest...bycie ochrzczonym. PUBLICZNE, TEORETYCZNIE ŚWIECKIE SZKOŁY!). Wkurza mnie też niemiłosiernie ta hipokryzja: katolicy, super, full przywileje. Islam, no wiadomo, poprawność polityczna, stanowią zagrożenie kulturowe i żerują na socjalu, ale przecież poprawność polityczna, więc dajemy przywileje i głaszczamy po główce... A inne religie w dobie "powszechnej tolerancji i dowolności religinej"? Niech się wypchają tak głęboko, że im gardłem wyjdzie. W pracy nie miałam możliwości wzięcia wolnego na dwa bardzo ważnego dnia mnie święta, kiedy mamy zlot. Wolne oczywiście chciałam odpracować, nawet odpracować 4 dni za 2 dni wolnego. I co? NIE. Dlaczego? "Bo taka religia nie istnieje i to są fanaberie, nie można sobie pozwalać na rozpuszczenie pracowników, bo za chwilę każdy będzie coś dziwnego wyznawać i chcieć za to wolne". Ale oczywiście pracujący w tej samej firmie Hindusi, Pakistańczycy, Jehowici, Żydzi i ktokolwiek tam jeszcze się przewija mogą brać wolne w dni swoich świąt i nawet nie muszą tego odpracowywać. Co więcej, wszystkie te religie mają pozwolenie na noszenie krzyżyków, księżyców, turbanów, pejsów i co tam jeszcze, a mi kazano nosić młotek Thora pod ubraniami albo zdjąć, bo "gorszę klientów". Więc pytam się, czy to nie jest dyskryminacja? Dlatego walczę z monopolem, walniętą poprawnością polityczną i rozumowaniem "jeśli religia jest mała, to nie istnieje". Bo jak tak dalej pójdzie, to znów wrócimy do czasów, kiedy antykoncepcja była zakazana (zresztą podwiązać się nie można, ale już facet wazektomię może mieć...), klauzula sumienia będzie przyczyną traum medycznych coraz większej liczby ludzi, a kler będzie się rządzić. Lub co gorsza, ludzie zrażeni z jednej strony przez kler, a z drugiej przez poprawność polityczną, popadną w kompletną bierność i zamiast bronić pięknej, wielowiekowej kultury europejskiej, pozwolą ciapatej fali socjalożerców zalać nas tak, że najpierw cała Europa zamien

Odpowiedz
avatar leprechaun
0 0

cała Europa zamieni się we Francję, a potem nastanie Europejski Związek Emiratów Arabskich. Niczego bym tak nie pragnęła, jak żeby wszyscy katolicy, poganie, żydzi, taoiści i co tam jeszcze kto wyznaje zjednoczyli się w jednej słusznej kwestii: bronienia naszej kultury, historii i prawa do wolności na własnej ziemi. Ogromnie bym chciała, żeby cała Europa stanęła w jednej linii i powiedziała: to ziemia moja i moich przodków, mój język, kultura, religia, dziedzictwo. Nie będę tolerować tego, że boję się wyjść z własnego domu rodzinnego, bo najeźdźcy z maczetami biegają mi pod oknem. Nie będę tolerować tego, że będąc europejczykiem z dziada pradziada jestem dyskryminowany i traktuje się mnie jak dojną krowę. Koniec z poprawnością polityczną. No ale niestety, Kościół parę lat temu spektakularnie "pojednywał się" i "ustanawiał dialog" ze swoimi odłamami ORAZ przywódcami religii muzułmańskiej, a neopogaństwo wpisał na listę grzechów śmiertelnych i pieprzy farmazony o tym, jakie stanowimy zagrożenie dla jedności Europy i jej kultury... (dla portfeli kleru, to taaak! ale tego przecież nie powiedzą wprost). Także szkoda, ogromna szkoda. Bo ja z wielką chęcią walczyłabym w słusznej sprawie z wyznawcą dowolnej innej religii u boku. Ale skoro nie potrafimy zażegnać maluczkich podziałów między sobą, to oby element to wykorzysta i jeśli nic się nie zmieni, to Europa będzie krową, którą najpierw wydoją do zera, a potem zarżną. No ale to neopoganie są zagrożeniem. A piekielni.pl mogliby się wysilić i dać jakiś komunikat "komentarz przekracza dopuszczalną liczbę znaków", a nie tak po prostu cichcem uwalać mi wypowiedź w połowie. :P

Odpowiedz
avatar digi51
10 16

Dlaczego nie leczysz się w Irlandii?

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
7 13

@digi51: Wyższe koszty leczenia. Nie wszystko pokrywa ubezpieczenie. Do tego wizyta u lekarza kosztuje ok. 50 euro. Jak jest coś poważniejszego i pacjent trafia do szpitala, to rozliczają to jakoś inaczej. Znam jednego, który spędził w szpitalu kilka dni i nie musiał za nic płacić. W Polsce za leczenie prywatne płaci się tyle samo złotówek, co tu euro, więc wychodzi ok. 4 razy taniej (zależy od aktualnego kursu waluty).

Odpowiedz
avatar leprechaun
10 16

@digi51: Niestety, byłam u dwóch lekarzy w Irlandii i obaj olali mnie ciepłym moczem. Jeden zrzucił to na problemy hormonalne wywołane stresem, drugi na anemię (w obu wypadkach nie dało się doprosić o najzwyklejszą morfologię). Przyleciałam więc do Polski do lekarza, który prowadzi mnie już od wielu lat, i okazało się, że wymagam kilkumiesięcznego leczenia. Więc zostałam, po pierwsze bardziej ufam mojemu lekarzowi tutaj (w końcu od lat zajmuje się moim przypadkiem), a po drugie, tak jak pisze pasjonatpl, jest to dużo, dużo tańsze. Po powrocie do Irlandii zmieniam przychodnię, definitywnie. Wolę dalej jechać, ale mieć sensownego lekarza, bo ci w lokalnej przychodni się nie popisali.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 października 2017 o 16:27

avatar bloodcarver
-5 19

@leprechaun: Czyli płaciłaś podatki i SKŁADKI NA LECZENIE w Irlandii, a potem przyjechałaś korzystać z tych pieniędzy, które wpłacili ludzie w Polsce? Mimo tego, że my tu i tak swoje musimy odczekać i niewiele oraz nieszybko za swoje pieniądze dostajemy? Cóż, niestety jest to legalne, ale wg mnie z twojej strony zupełnie niemoralne.

Odpowiedz
avatar leprechaun
2 14

@bloodcarver: Na maturze zastanawiałam się, po co do diaska jest test z czytania ze zrozumieniem, ale powoli zaczynam widzieć, dlaczego... Pozwolę sobie przekopiować fragment mojej wypowiedzi ledwie kawałek wyżej: "nie biorę od RP ani złotówki(..) Zarejestrowałam się w PUP ze względu na ubezpieczenie na wypadek, gdybym wymagała nagłej hospitalizacji (odpukać!), bo moje ubezpieczenie irlandzkie by tego nie obejmowało. Lekarzy opłacam z własnych pieniędzy, za własne pieniądze kupuję też leki. Zasiłku z Irlandii nie pobieram, żyję z oszczędności." Czytając komentarze tutaj, zaczynam rozumieć, skąd bierze się ta fala hejtu na mnie i ludzi mi podobnych, zmuszonych do zostania w RP na parę miesięcy...

Odpowiedz
avatar hulakula
17 17

d. nie czekałam bym aż ludzie wyjdą, narobiłabym babie wstydu przy innych.

Odpowiedz
avatar leprechaun
4 10

@hulakula: Mała miejscowość, zrobisz awanturę w jednym miejcu, fama się rozejdzie i możesz zapomnieć o tym, że dostaniesz pracę gdziekolwiek indziej. :/

Odpowiedz
avatar Zimny
0 0

A ja mam nadzieję, że pan z c) został gdzieś zgłoszony.

Odpowiedz
avatar Daro7777
6 8

Niekoniecznie łatwo. Do dzisiaj nie wiedziałem co to jest leprechaun :) A avatara w komórce nie widać;) szybkiego powrotu do zdrowia!

Odpowiedz
avatar leprechaun
1 3

@Daro7777: No proszę, a wydawało mi się, że "propaganda kulturalna" na trwałe wypaliła u większości ludzi skojarzenie "Irlandia - leprechaun - Guinness - koniczynki". Zwracam honor. ;) I faktycznie, na małym avatarze moja pinta Guinnessa z kapeluszem leprechauna wygląda jak szklanka coli z czymś pokroju zdeformowanej limonki... :D

Odpowiedz
avatar Gorn221
1 1

@leprechaun: Wątpię, żeby ktokolwiek w Polsce zapisywał leprokonus w ten sposób co ty.

Odpowiedz
avatar leprechaun
0 0

@Gorn221: Ja z kolei spotkałam się tylko z pisownią oryginalną, czasem jeszcze ze spolszczeniem "leprikon". Leprokonusa nie słyszałam nigdy, człowiek się uczy całe życie. :)

Odpowiedz
avatar Monoslad
7 9

Z Irlandzkimi lekarzami nie miałem nic wspólnego, z Angielskimi owszem. Przed laty, gdy w NATO byliśmy od niedawna, wysłano mnie na szkolenie do GB. Stacjonowałem tam niecały rok. W trakcie, w banalny sposób, na sali treningowej, nabawiłem się kontuzji pleców. Bodaj tydzień trwało, gdy trzymałem właściwą diagnozę, na podstawie RTG i zaczęto leczenie, które wcześniej polegało na: "bierz pan przeciwbólowe i odpoczywaj". Zaznaczam, iż mówimy o lekarzach wojskowych.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
7 7

@Monoslad: O lekarzach wojskowych krąży dowcip: - Jak tam symulant spod trójki? - Zmarł w nocy. - Zmarł, powiada pan? No to trochę przesadził.

Odpowiedz
avatar jasiobe
-4 4

Nie psioczcie na służbę zdrowia. Czy w Pl, czy gdziekolwiek na świecie, liczy się człowiek, do którego, jako pacjent trafiamy. Mogę mieć pretensję do angielskiego NHS, który szukał ponad 8 miesięcy tego, co polscy lekarze zdiagnozowali po 8 dniach. Ale nie mogę mieć pretensji do tego, co angielscy lekarze znaleźli potem ( polscy po prostu przeoczyli - nie wiem... jakieś niedbalstwo, czy inne zaniedbanie ). Fakt, że 2 ( słownie DWA )razy uciekłem " Nikosiowi Dyzmie " spod łopaty;) A porównanie opieka w szpitalu PL, a opieka w szpitalu UK - KOSMOS, nawet nie ma co porównywać. Ciekawych zapraszam na priv

Odpowiedz
avatar leprechaun
0 2

@jasiobe: Ależ ja w żadnym wypadku nie generalizuję, że wszyscy "wyspiarscy" lekarze to niedouczone konowały! Tamci dwaj to lekarze w malutkiej, wiejskiej przychodni (zapisałam się tam głównie na wypadek, gdybym potrzebowała jakichś papierków czy coś, bo na co dzień nie wymagam jakiejś szczególnej opieki lekarskiej), głównie zajmują się szczepieniami przeciwko grypie, kontrolowaniem emerytów i oglądaniem dziecięcych migdałków. :) Chociaż na morfologię mogli mnie wysłać, zwłaszcza, że były przesłanki związane z moimi dawnymi problemami zdrowotnymi. Nic to, po powrocie zapiszę się do którejś z dużych przychodni w mieście, w którym pracuję, i zobaczymy. A muszę zaznaczyć, że w Polsce trafiłam na konowała, który prawie doprowadził moje nerki do katastrofy, gdyby nie świąteczna pomoc lekarska, to byłoby ze mną bardzo, bardzo źle. Tak więc to wszystko kwestia człowieka. :)

Odpowiedz
avatar jasiobe
0 0

I nie wszyscy lekarze w UK ordynują paracetamol jako panaceum.

Odpowiedz
avatar Etincelle
8 8

"I tylko niezmiernie żal mi tych, którzy tutaj żyją na stałe i nie mają zbytniego wyboru w kwestii pracy". Pokuszę się o twierdzenie, że większość ludzi "bez wyboru" tego wyboru nie ma na własne życzenie. Nie mają (sensownych) studiów, nie mają kwalifikacji, nie są gotowi nawet na najdrobniejsze poświęcenia (typu dojazd czy przeprowadzka, bo przecież praca musi się znaleźć u nich na wiosce, a jak nie, to najlepiej wysnuć wnioski o całej Polsce), żądają więcej, niż są w stanie zaoferować itd. Nie mówię tego o Tobie, ale w ostatnim zdaniu mocno generalizujesz i z tym się nie zgadzam. Prawie zawsze o braku pracy czytam/słyszę w rozmowach z ludźmi, którzy na pytanie, jakiej właściwie pracy szukają albo jaka stawka ich interesuje i co mogą za nią zrobić, reagują wielkim zdziwieniem. Najczęściej takie teksty pojawiają się od osób, które właśnie niczego konkretnego nie potrafią - ot, skończyły ogólniak, ewentualnie jakieś nieprzydatne studia, a na zarobki liczą porządne. Nie słyszałam natomiast nigdy takiego marudzenia od ludzi zaradnych, z CV bogatym w sensowne kursy, kierunki, szkolenia itd. Oczywiście temat zarobków pojawia się zawsze, ale ogólnie rzecz biorąc osoby, które nabyły CENNE umiejętności, pracę znajdują.

Odpowiedz
avatar leprechaun
0 2

@Etincelle: Muszę przyznać, że masz dużo racji. Ludzie tutaj nie ogarniają, jak ja w Irlandii mogę dojeżdżać 70km w jedną stronę do pracy. Co ja się nasłuchałam, że "łojezusiczku, taki kawał drogi, na co to komu!", a szczerze powiedziawszy w ogóle tego tak nie postrzegam. Zawsze się śmieję, że Irlandia zmienia postrzeganie odległości. Przejść 10km pieszo? Spacerek. ;) A tak w ogóle, to planuję przeprowadzkę do innego hrabstwa, zebrało się już sporo problemów i może jest to dobry moment, zaplanować wszystko w Polsce i wtedy ruszyć do zmian ze świeżą energią i spojrzeniem. Osobiście nie rozumiem, dlaczego większość ludzi nie chce robić prawa jazdy i woli męczyć się z dupiatą komunikacją miejską, przez którą odpada połowa godzin pracy (no chyba, że ktoś chce iść 10km pieszo do / z pracy, co dla ludzi tutaj jest odległością kosmiczną). Ja obecnie nie mogę prowadzić (przez leki zdarzają mi się silne zawroty głowy i czasami nie ogarniam przez chwilę, gdzie jestem) i czuję się, jakby mi ktoś urżnął rękę. Jest sporo lepszych posad w pobliskim trochę większym mieście, ale po prostu nie ma się tam jak dostać, jeśli nie ma się auta... Moje CV bogate nie jest, ale jestem bardzo konkretna pod względem trzeźwej oceny swoich umiejętności, tego, czego oczekuję od pracy (o ile można w takiej sytuacji mówić o jakichkolwiek oczekiwaniach...), wiem też, jakie rodzaje pracy generalnie mnie pociągają. Jeśli przeprowadzka w Irlandii dojdzie do skutku, to na pewno spróbuję dostać pracę bardziej zbliżoną do swoich zainteresowań i umiejętności.

Odpowiedz
avatar Etincelle
1 1

@leprechaun: dlatego zaznaczyłam, że nie odnoszę się do Ciebie, bo przecież nic o Tobie nie wiem. :P Zdegustowało mnie tylko to generalizowanie na końcu o braku wyboru w Polsce - a wybór jest, tylko najpierw trzeba stanowić atrakcyjny towar dla pracodawcy. Ostatecznie praca działa na zasadzie handlu - ja komuś sprzedaję swoje umiejętności, ktoś mi za to płaci.

Odpowiedz
avatar leprechaun
4 4

@Etincelle: Patrząc na ilość minusów, jaka się posypała na moje komentarze, chyba przewinęła się pod tą historią jakaś fala patriotycznych, a niezaradnych... Dzisiaj byłam na dniu próbnym o pracodawcy, który faktycznie postrzega mnie jako atrakcyjny towar, a nie niewolnika z przeceny... ;) Zobaczymy, jak to się rozwinie.

Odpowiedz
avatar Florka
1 1

@leprechaun: "Osobiście nie rozumiem, dlaczego większość ludzi nie chce robić prawa jazdy i woli męczyć się z dupiatą komunikacją miejską" jeśli faktycznie o pracę jest tak trudno jak piszesz, to kurs prawa jazdy może być dla tych ludzi za dużym wydatkiem

Odpowiedz
avatar leprechaun
0 0

@Florka: W pełni to rozumiem, robienie prawka chyba nigdzie nie należy do rzeczy tanich, a w Polsce dodatkowo do rzeczy łatwych. U nas jednak można dostać nawet całkowity zwrot kosztów kursu prawa jazdy z PUP, wiszą nawet plakaty, jakaś organizacja pro-rozwojowa to współorganizuje... Jedynie za dodatkowe egzaminy trzeba płacić ze swojej kieszeni (jest to dość logiczne), ale kurs + pierwszy egzamin można zrobić z dofinansowania i cieszyć się swobodą nie ograniczaną przez PKS. :) Więc nie wiem, ludziom się po prostu nie chce czy zdawalność prawka w Polszy dalej jest sprawą kontrowersyjną?

Odpowiedz
avatar bazienka
4 4

d)- po co o tym wspominasz w ogole? mowi sie, ze nie masz przeciwwskazan zdrowotych do wykonywania tej pracy i tyle...

Odpowiedz
avatar leprechaun
-1 3

@bazienka: Podczas aplikowania do jednej sieciówki musiałam wypełnić i podpisać formularz, w którym szczegółowo pytano mnie o zdolność dźwigania i długiego stania, problemy z krążeniem, kontuzje pleców itd. Nie wiem, czy to jest w ogóle legalne...?

Odpowiedz
avatar szafa
1 1

Przenieś się do Wrocka. Tutaj przynajmniej w markecie można się bez problemu zatrudnić i dają w okolicach 2 na rękę.

Odpowiedz
avatar leprechaun
1 1

@szafa: Mieszkałam we Wrocku przez jakiś czas przed wyjazdem, przyjemne miasto. :) Ale teraz jest poza moim zasięgiem.

Odpowiedz
avatar MarcinMo
0 0

Szczerze mówiąc wierzę w punkt C i D, bo po prostu różnych psycholi można spotkać. Niemniej jednak w te punkty dotyczące stawek nie uwierzę. Owszem, 10-15 lat temu to była norma, ale obecnie pracy jest wszędzie naprawdę od cholery, a pracodawcy konkurują ze sobą stawkami, żeby złożyć jakiś personel.

Odpowiedz
avatar leprechaun
2 2

@MarcinMo: PunktY...? A, może wliczasz też ten o magicznym rozszerzaniu etatu (1,5 etatu płatne za 1). To wbrew pozorom jest bardzo częsta zagrywka. Niekoniecznie musi się tak dziać od początku, często gdzieś się zatrudniasz na jeden etat, a szef ci dokłada po godzince, po godzince, ty się zgadzasz, bo "300 innych już czeka na twoje miejsce" i po jakimś czasie się orientujesz, że harujesz jak naiwny na 1,5 etatu, a zarabiasz dalej minimalną krajową. Co do punktu e), w ogłoszeniu napisane było, że pracodawca gwarantuje "godzinową stawkę minimalną" i dopiero po zadzwonieniu tam człowiek się dowiadywał, że połowę stawki minimalnej wystawiający ogłoszenie sobie bezczelnie kradnie na "opłatę dla agencji pośredniczącej" (ogłoszenia teoretycznie od osoby prywatnej, żadnej nazwy agencji ani nic), w przypadku Ukraińców na "koszty legalizacji pracy w Polsce" (?) itd. itp., ogólnie facet wyrzucił z siebie litanię opłat jedna po drugiej (niemalże nie brał oddechu) i zakończył "więc stawka godzinowa to pięćzłotygodzina" (dosłownie tak wypowiedziane). Jako, że były to głównie prace dorywcze, fizyczne - sprzątanie, pomoc na gospodarstwie, pomoc w uprzątaniu gruzu etc. - i największe było pół etatu, a najmniejsze chyba 1/8, to cóż... Człowiek szukający stałej pracy na etat raczej nie odpowiada na takie ogłoszenia, a z kolei zdesperowanych szukających czegokolwiek na już (bo inaczej śmierć głodowa) bardzo łatwo oszwabić. W Irlandii też się zdarzały takie cuda, sama harowałam 14h na deszczu za 3 euro na godzinę na czarno, bo inaczej nie miałam dosłownie nawet na chleb i mleko, nic.

Odpowiedz
avatar Florka
0 0

@leprechaun: opłata dla agencji? to już pracownik musi dopłacać za to, że sam znalazł oferte? kto się na to nabiera?

Odpowiedz
avatar leprechaun
0 0

@Florka: Desperaci? Jak zobaczyłam, co trzeba spełnić, żeby załapać się na te marne grosze zasiłku z PUP, to przestałam się dziwić ludziom, którzy pracują w skandalicznych warunkach...po prostu nie chcą umrzeć z głodu (i zagłodzić rodziny, jeśli mają). A im więcej desperatów, tym gorzej kształtuje się rynek pracy i to się wzajemnie napędza.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

W Polsce jest kapitalizm i wolny rynek. W czym problem? Założenie własnej działalności gospodarczej to pikuś, załatwia się to w jednym okienku. Potem jeszcze tylko łapówka za pozwolenie, podatek ZUS, NFZ, dochodowy, łapówka za rejestrację działalności, a potem można działać. Do tego należy pamiętać o podatkach niezależnych od obrotów oraz obowiązek pilnowania zmiennego prawa. Przydałby się też prawnik, gdyż urzędnicy nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za swoje decyzje. Ponadto, jeżeli posiadasz samochód służbowy, musisz udowodnić, że nie jesteś wielbłądem i jeździsz nim wyłącznie służbowo. Nie, przestawienie auta na inny parking to nie przejazd służbowy i można zarobić potężny mandat. Jeżeli chcesz zatrudnić kogoś sezonowo, to musisz zapłacić od tego dodatkowy podatek, niezależnie od tego, jak długo pracuje dla Ciebie taki pracownik. Zatem w czym problem? Do rejestracji firmy wystarczy dowód osobisty. Jeżeli ktoś jest trep i nie zrozumiał - nie popieram wyzysku. Ale wy popieracie, utrudniając młodym ludziom wystartowanie z własnymi firmami i wygryzienie pazernych Januszy.

Odpowiedz
avatar leprechaun
3 3

@lasek0110: Nic dodać, nic ująć, przeraźliwie smutne i prawdziwe. To głównie niemożność zmienienia czegokolwiek w Polsce (pod względem traktowania pracowników, chorych przepisów, kłód pod nogi na każdym kroku, układów itd.) wygoniła mnie do Irlandii. Tam przynajmniej czuję, że mogę coś osiągnąć, zapracować na swój rachunek i przyszłość. To, czy odniosę w czymś sukces, zależy głównie od mojej ciężkiej pracy, a nie wyłącznie od kolesiostwa, układów i łapówek. W Irlandii ciężka praca przynosi owoce, a nie zawał w wieku 30 lat, depresję i zgorzknienie. Prosty przykład: przyjmijmy, że chcesz zacząć sprzedawać warzywka organiczne, które póki co uprawiasz u siebie w ogródku pod jedną foliową szklarnią. Wychodzi ci tego powiedzmy 5 skrzynek całościowo (3 skrzynki ziemniaków, jedna marchewki i jedna ogórków, dajmy na to). Nie wiesz, czy ludziom zasmakują akurat twoje odmiany, a masz trochę nadwyżki w stosunku do tego, ile potrzebujesz na własne gotowanie. Ładujesz więc ze 2 skrzynki do bagażnika w samochodzie, jedziesz na targ lokalny, opłacasz miejsce postojowe (10 euro) i sprzedajesz prosto z bagażnika. Jeśli ludziom smakuje, super! Możesz postawić większą szklarnię, pohandlować jeszcze na innych targach lokalnych, podziałać w myśl zasady, że każda inwestycja przynosi większy pieniądz. Po jakimś czasie takiej dłubaniny na dwa fronty (z normalnej roboty się utrzymujesz, ze sprzedaży na targach inwestujesz w uprawy) masz już ładnie rozkulaną firmę, przynoszącą odpowiednie zyski. Wtedy idziesz do urzędu, szybciutko się rejestrujesz, opłacasz z góry kwity (zazwyczaj jest to 200 euro na rok, moja znajoma płaci 800zł miesięcznie na ZUS i podatki...) i możesz np. zacząć negocjacje z lokalnym oddziałem supermarketu, czy nie chcieliby cię wciągnąć na listę dostawców (a jest to bardzo popularne podejście w Irlandii, zwłaszcza w marketach SuperValu) lub zacząć współpracować z jakimś producentem przetworów warzywnych czy coś. Całość może zająć rok lub nawet dwa, ale cóż to jest w porównaniu z możliwością życia przez resztę swoich lat z czegoś, co się kocha, bycia szefem samemu sobie? Jeśli natomiast ludziom nie smakują twoje warzywka, rozdajesz nadmiar urobku sąsiadom albo jakoś to przerabiasz na weki itd., a w przyszłym roku po prostu mniej sadzisz. I tyle. Całe ryzyko, jakie poniosłeś, to 10 euro postojowego, może z 10 na paliwo i kilka godzin twojego czasu. A teraz spróbuj coś takiego zrobić w Polsce. W Polsce musisz założyć biznes od dupy strony (najpierw kolosalne koszty, a potem próby rozkręcenia), jest gigantyczne ryzyko, że splajtujesz po kilku miesiącach i skończysz na ładnych parę lat z długami do spłacenia albo jeszcze nie daj boże ze sprawą karną za niedopatrzenie jakiegoś przepisiku. A ludzie się dziwią, że "ni ma krajowych i lokalnych przedsiembiorców, skandal!". Ja się nie dziwię, ani troszkę.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 30 października 2017 o 18:34

Udostępnij