Jestem nauczycielką przedszkolną, uczę angielskiego wszystkie grupy wiekowe (czyli dzieci od 3 do 6 lat). Poza tym jestem wychowawczynią jednej ze starszych grup. Lubię swoją pracę: dzieciaki chętnie uczestniczą w moich zajęciach, dyrekcja i inne nauczycielki są w porządku, w przedszkolu panuje przyjazna atmosfera. Ale gdyby było tak idealnie, nie byłoby tu tego wpisu.
Piekielnością są, oczywiście, rodzice. Przez pierwszy miesiąc pracy miałam ze wszystkimi raczej dobry kontakt, ale od pewnego czasu coraz częściej dochodzi do konfliktów. Opiszę kilka niemiłych sytuacji.
1. Niektórzy rodzice mają pretensje, że ich dzieci nie potrafią biegle mówić po angielsku. Przypominam: przedział wiekowy 3-6 lat. Słyszałam skargi, że nie uczę gramatyki, ale hitem był tatuś, który burzył się, że jego pięcioletnia córka nie potrafi mu przetłumaczyć z angielskiego na polski jakiegoś zwiastuna filmu z youtube'a.
2. Sytuacja odwrotna: zatroskani rodzice skarżą się, że ich dzieci są przytłoczone ogromem informacji. Bo jak wracają do domu, to opowiadają, że na angielskim śpiewają piosenki, uczą się słów i wypowiadania krótkich zdań. I chociaż dziecko wydaje się być zadowolone, rodzic twierdzi, że je męczę. W salach mamy telewizory i dostęp do internetu - kilkoro rodziców powiedziało, że najlepiej by było, gdybym po prostu puszczała im bajki, bo to są tylko dzieci, na naukę mają jeszcze czas.
3. I jedna z ciekawszych historii: pod koniec pracy siedziałam z kilkorgiem dzieci przy stoliku i kończyliśmy pracę plastyczną. Po jedno dziecko przyszła mama, wstałam od stolika, poszłam się przywitać i chwilę porozmawiać. Kilka dni później mamusia przyszła na skargę do dyrekcji, że w czasie pracy siedzę na tyłku zamiast stać przy drzwiach i witać się z rodzicami.
Historii mam jeszcze więcej, ale może opiszę je już innym razem.
przedszkole dzieci rodzice
Uczę jazdy konnej, jestem tzw. "instruktorem dziecięcym" czyli moi podopieczni są w przedziale wiekowym 4-10 lat. Kilka tygodni temu jedna z mamuś spytała się kiedy jej córka będzie już galopować samodzielnie i zniesmaczyła się gdy stwierdziłam, że na obecną chwilę nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Pytanie zostało zadane podczas pierwszej lekcji, a dziecko ma 4 lata.
Odpowiedz@Bryanka: :D O ja pierniczę :D Z takich kwiatków to raz trafiła mi się dziewczynka w sztylpach uszytych z mięciutkiej skórki i w toczku materiałowym :D W toczku nie puściłam i była obraza majestatu, ale sztylpom się nie przyjrzałam no myślałam sztylpy jak sztylpy przy pierwszym kłusie sztylpy pękły. Okazało się, ze i toczek i sztylpy mama dałą uszyć zwykłej krawcowej, sztylpy były z cieniutkiej skórki królika :D Pani mama miała do mnie pretensje, ze zniszczyłam dziecku sprzęt na lata :D
Odpowiedz@maat_: Tu to akurat nie miałam problemów, wszystkie dzieciaki są dobrze zaopatrzone w sprzęt. Raz jednak miałam na jeździe dzieciaka, którego rodzice nie wpisali w kwestionariuszu, że ich syn jest opóźniony i ma zaburzoną motorykę. Zauważyłam dopiero mniej więcej w połowie lekcji.
Odpowiedz@Bryanka: Teraz to inne czasy, to było z 18 lat temu To koleżance raz matka "zapomniała" powiedzieć, że dziecko niedowidzi na jedno oko
OdpowiedzPracuję jako nauczyciel języka polskiego oraz wychowawca świetlicy...o rodzicach można napisać księgę. Ostatnio pewna mama przyszła z pretensją, że jej dziecko zostało uderzone przez pewnego chłopca. Dziecko zostało zaprowadzone do pielęgniarki, po zdarzeniu została mała kropeczka, z chłopcem przeprowadzono rozmowę (to bardzo trudny przypadek). Mamusia oczekuje sama nie wiem czego. Pisemnych przeprosin? Zadośćuczynienia? Niestety, to tylko szkoła, nie przewidujemy przyszłości.
OdpowiedzNie zazdroszczę. Swoją drogą to jak męczyć dziecko w przedszkolu? Przecież to taki wiek, że jak się zmęczy to samo się nie zmusi do skupienia, więc chcąc nie chcąc odpocznie. Już pomijam genialną logikę "cieszy się, na pewno jest wycieńczone". Po za tym dzieciom łatwiej uczyć się języków. Do bycia matką jeszcze mi baaardzo daleko, ale nawet ja nie rozumiem toku myślenia rodziców. Ze skrajności w skrajność.
Odpowiedz@Sandziunia: co do języków to nie wiem (znam tylko rosyjski lecz czekam na opanowanie "polskich liter" aby pokazać dzieciom piękno języka Puszkina), lecz co do aktywności to syn sam mi d*** zawraca aby z nim na treningi karate pojechać. A jak usłyszy o turnieju to wiem że mam wszystkie popołudnia zajęte. No ale jak dzieciak będąc w przedszkolu zdobył 3 zlota z rzędu i cały czas mowi ze chce czarny pas, to już nie moja decyzja.
Odpowiedz@sutsirhc: Zgadzam się z tobą. Jeśli dziecko ma do czegoś chęci to trzeba w tym wspierać, a nie ograniczać, bo komuś wydaje się, że to za dużo. Przede wszystkim musi to wynikać z potrzeb dziecka. Mój trzylatek mógłby nie schodzić z boiska do nogi. Bardzo żałuję, że u nas szkółki przyjmują dopiero czterolatki. Natomiast są zajęcia muzyczne dostosowane do jego wieku. Bardzo szybko okazało się, że młody ich nie lubi i nawet domowe śpiewanki zaczął kwitować " nie lubię hałasu". Więc dałam sobie spokój
OdpowiedzWszystkim nie dogodzisz. Szkoda, że rodzice nie rozumieją, że to dzieci i muszą mieć czas na naukę i zabawę. A niekórych zwiastunów i dorosły nie przetłumaczy- gra słów, nie wyraźnie mówienie. Wymaganie tego od pięciolatki to kuriozum.
Odpowiedz@no_serious: Niektórych rzeczy to się w ogóle nie da przetłumaczyć - albo tracą sens tudzież urok. Śmiem twierdzić że język znam całkiem nieźle, i o ile jestem w stanie film czy zwiastun zrozumieć, to tłumaczenia tego komuś ze słuchu bym się nie podjął, bo to się mija z celem i moimi możliwościami (jak się język zna to się nim operuje jak swoim, natomiast zamiana na swój jest nieco problematyczna jak ktoś nie jest tłumaczem)
OdpowiedzZgłosił się do mnie kiedyś chłopak z pierwszej klasy liceum, żeby mu "przetłumaczyć kilka zdań", bo ma egzamin komisyjny z języka niemieckiego. Egzamin miał w środę. Zgłosił się w poniedziałek. Jego wiedza z przedmiotu była zerowa. No się tak jakoś nie zgodziłam, mimo że jego rodzice proponowali niezłą stawkę. Bo owszem, wiedzieli o egzaminie. Przez całe wakacje wiedzieli.
OdpowiedzHa ha ha o masakra! Chętnie poczytam więcej :D W przedszkolu mojej Myszy rodzice w ramach pomysłów na aktywnośc proponowali jogę dla 3latków :D
Odpowiedz@maat_: haha, ja ostatnio dzieciom chciałam zrobić gimnastykę (piosenki dziecięce jakieś typu: głowa, ramiona, kolana, pięty), to mnie wyśmiały, bo myślały, że będzie fitness. Klasy 1-3. :D
Odpowiedz@CatGirl: Ha ha ha :D Czad ale ludzie mają pierdzielca :D To u nas był jeszcze jeden kwiatuszek otóż urodzinowo tortowy wyścig zbrojeń :D dyrekcja zakazała przynoszenia tortów z okazji urodzin dziecka przez rodziców, tort będzie zamawiany przez przedszkole jeden typ dla dziewczynek i jeden typ dla chłopców, wszystkie identyczne :D Dyrektor opowiadała mi że w jednej grupie zrobiła się awantura o to,z ę jakieś dziecko miało identyczny tort jak inne i matki scenę zrobiły to przeważyło szalę :D Do tego torby były co raz bardziej wydziwione, coraz większe i zrobił się cyrk :D Także rodzice nawet z tortu przedszkolaka umieją zrobić wojnę :D
Odpowiedz@maat_: ale joga dla trzylatkow jest super. Dobrze poprowadzona.
OdpowiedzW sumie to widząc co się działo "za moich czasów" to się nie dziwię, że później takie palnięte jednostki mają palnięte wymagania. Na początku kursu test na znajomość angielskiego - napisanie tego testu jak najgorzej byleby trafić do najbardziej "lajtowej" grupy. Standard. Marudzenie, że lektor czegokolwiek wymaga. Pamiętam jeszcze jak te grupy o najniższym poziomie śmiały się z mojej bo lektorka nas ciśnie. Że robi sprawdziany, odpytuje, robi próbne egzaminy, prezentacje... No "skandal". A oni sobie filmy na YT oglądają. Po polsku. Czasami coś odwalą byleby ocena była. Później płacz. Bo kurs musiał być zakończony ogólnym egzaminem dla wszystkich. A oni oczywiście nic nie wiedzą. I to było na studiach. Czyli zdawałoby się dorośli ludzie. W teorii odpowiedzialni. Oczywiście o egzaminie wiedzieli lata wcześniej. Nie ma to jak uwalić semestr przez angielski.
Odpowiedz@Imnotarobot: Wiesz, zasadniczo jest tak, że studenci mają tyle wspólnego z dorosłością, co pilot samolotu pasażerskiego z astronautą ;)
Odpowiedz@Imnotarobot: Faktycznie debile. Nie tylko ze względu na egzamin, bo w dzisiejszych zglobalizowanych czasach nieznajomość angielskiego dość mocno ogranicza. Ja za to miałem odwrotnie w liceum. Na pierwszej lekcji w pierwszej klasie odbył się podział klasy na dwie grupy. W tych grupach uczyliśmy się potem języków obcych: jednego dnia jedna grupa miała rosyjski, druga niemiecki; innego dnia tygodnia odwrotnie. Z tamtych czasach rosyjski był obowiązkowy dla wszystkich, co do niemieckiego zaś, okazało się, że połowa klasy już się tego języka wcześniej uczyła, reszta nie. No to nas podzielono na grupy na tej właśnie podstawie. Po prawie czterech latach okazało się, że grupa "zaawansowana" wyprzedza grupę "początkującą" w nauce o dwa tygodnie.
OdpowiedzNo ostatnie mnie zadziwiło. To wynika z tego ze ty nie masz być dla dzieci tylko jako codzienny komitet powitalny dla rodziców
Odpowiedz