Dużo jest historii o "piekielnych sprzedawcach”.
Moja koleżanka pracuje w handlu jako ekspedientka. Teraz jest zatrudniona w małym, prywatnym sklepiku z konfekcją skórzaną i nie narzeka, ale był czas, że pracowała w sklepie z garniturami - i tam wytyczne szefostwa były m.in. takie:
- Zakaz siadania. W sklepie nie było żadnego krzesła, a ekspedientki były pouczone, że za siadanie uważa się także opieranie o ladę z kasą bądź o takie stoisko na środku z krawatami, skarpetkami itp., przysiadanie na pufie w przymierzalni... Stanie przez 8, 10 lub 12 godzin...
- Podchodzenie do klienta - miały "nie dać się spławić". Czyli na początek standard - po wejściu klienta: "dzień dobry, czy mogę w czymś pomóc, doradzić?". Jeśli klient nie życzył sobie pomocy, miały spis zdań/rozmówek, którymi mają go zaczepić, w stylu:
-- <przymierza koszulę>: Do twarzy panu w tym kolorze!
— <ogląda garnitur>: To nowa kolekcja, wykonana z najlepszej jakości wełny (whatever), świetnie się nosi.
lub: Mamy dopasowane kolorystycznie koszule i krawaty, gdyby pan był zainteresowany kompletem.
-- <ogląda krawat>: To najnowszy krzyk mody, badania psychologiczne wykazały, że osoby noszące dodatki w tej kolorystyce postrzegane są jako profesjonaliści.
itd.
Podobno kilka stron a4 miały z różnymi wersjami "zaczepek". W sklepie na zmianie przeważnie były dwie, był też nakaz, że jeśli trzykrotna zaczepka od pierwszej nie skutkuje, to ma podejść ta druga.
Dla nich to było wybitnie piekielne, przypuszczam, że dla klientów również, chociaż koleżanka twierdzi, że jeśli chodzi o klientów, to było pół na pół - średnio od połowy dostawały opiernicz, że się narzucają, ale połowa gładko się łapała na te gadki z kartek.
Tak czy siak, koleżanka wytrwała tam tylko 2 miesiące...
piekielni_klienci piekielni_sprzedawcy sklep
Ja, przy takich "warunkach" pracy nie wytrzymałbym 2 dni, a co dopiero 2 miesięcy. Pracodawca, to chyba sobie pomylił epoki, bo tak, to się obozowi kapo zachowywali...
OdpowiedzStraszne- w pracy mają wymagania. A koleżanka ma 100lat, że nie potrafi parę godzin na nogach spędzić? Nie oszukujmy się, jakby miała jakiekolwiek kompetencje do pracy siedzącej, to by taką wykonywała. Jak ja widzę tą leniwą dziatwe, co niby chce pracować po zawodówce, ale tylko na siedząco, ale tylko trochę i żeby kawkę i ciastka ktoś przynosił.
Odpowiedz@SaraRajker: Jest różnica pracować na stojąco, bo inaczej się nie da i na to narzekać, a nie móc usiąść w momencie, w którym nie ma kompletnie nic do roboty w pracy - bo w sklepie wszystko na swoim miejscu, a klientów brak - a zakaz to zwykłe widzimisię pracodawcy.
Odpowiedz@SaraRajker: Pewnie nigdy nie pracowałaś po 8 godzin dzień w dzień nie mogąc nawet przycupnąć na trochę. To jest chore.Można tak wytrzymać jakiś czas ale nie non stop. A gdzie prawa pracownika(jakiekolwiek że tak powiem) Miałam kiedyś pracownicę która pracowała w znanej sieci ekskluzywnej bielizny i wyrobów pończoszniczych. U mnie raz jest klient raz go nie ma.Raz się zasuwa a kiedy indziej jest laba. Patrzę a ona dzień w dzień ściąga ścierki,obrusy,ręczniki,myje półki i układa na nowo. Pytam się-co ty robisz?Przecież wczoraj to robiłaś. O ona że w tym salonie musiały robić to codziennie. Musiały ściągać te koszulki,piżamki,rajstopki,myć półki i układać na nowo.Kamery były które je kontrolowały. Nie było zaplecza,nie było krzesła,żeby zjeść kanapkę chowały się za kartony.Aha i jeszcze musiały nosić mini i wysokie obcasy. Kręgosłup siada w rekordowym tempie. I zapewniam Cię w biurze kawka i ciastka są na porządku dziennym i wypijasz ją w spokoju. A w sklepie jak sobie zrobisz to łykasz w biegu albo wypijasz już zimną.
Odpowiedz@SaraRajker: koleżanka jak najbardziej ma kompetencje do pracy siedzącej i ma ukończone studia wyższe, mgr przed nazwiskiem i kończy obecnie kolejny poziom nauki, po którym będzie mogła założyć własną działalność. i właśnie ze względu na tę naukę (zajęcia 2 dni w tygodniu, 1 dzień obowiązkowych praktyk w branży) trudno jej znaleźć pracę poza handlem, np. w urzędzie.
Odpowiedz@SaraRajker: Uwielbiam takie czepialstwo na zasadzie "nie chciało się uczyć, nie chce się pracować". Wśród młodych pracowników sklepów wielu jest takich, którzy dopiero się uczą, a przy okazji tego uczenia starają się zarobić na własne utrzymanie. Praca zmianowa w sklepach i gastronomii jest, niestety, często jedyną możliwością pogodzenia pracy z nauką. Nie trzeba od razu tak atakować.
Odpowiedz@Balbina: ostatnio pracuję po 12h na produkcji, bo brakuje ludzi w firmie (po co robić jak można dostać zasiłek( i trzeba biura zostawić. I od tefo jest praca żeby robić. A jak nie ma nic innego do pracy,to chociaż udawać że się robi, jak chce siedzieć na tyłku najlepiej z gębą w komórce to droga wolna - ale za ten czas ma niepłacone. I tyle w twmqcie.
Odpowiedz@SaraRajker: ale jaka dla pracodawcy jest różnica, czy ona siedzi z gębą w komórce, jak to określiłaś, czy też stoi z gębą w komórce? oczywiście w sytuacji, gdy w sklepie nie ma żadnych klientów, nikt nawet nie kręci się w pobliżu drzwi i nie ma do wykonania żadnych innych obowiązków (typu rozłożenie towaru, zmiana ekspozycji itp.) bo to jest już zrobione? a jakbym chciała być złośliwa, to bym napisała komentarz w Twoim stylu - "nie chciało się uczyć, to na produkcji trzeba zaiwaniać, było się uczyć i siedzieć jak prezes". ale nie wiem nic o Tobie, Twoim wykształceniu, nie znam szczegółów Twojej pracy, dlatego potraktuj proszę to w cudzysłowie tylko jako przykład, nie personalny przytyk.
Odpowiedz@SaraRajker: Swego czasu pracowałam na akord więc wiem co to za praca ale i wtedy pracownik miał swoje prawa. A jak pracujesz po 12h to chyba z własnej woli i nikt Cię do tego nie zmusza. A co ma gęba w komórce do poruszanego tematu to nie wiem.
Odpowiedz@SaraRajker: A jakie to są te "kompetencje do pracy siedzącej"?
Odpowiedz@SaraRajker: 1. Tak, bo usiąść na chwilę gdy nie ma co robić to taka straszna roszczeniowość. Sama sobie tak postój i snuj się po sklepie przez 8 godzin albo i dłużej bez możliwości przycupnięcia albo oparcia. Już widzę jak wtedy marudzisz na "leniwych" sprzedawców. Pewnie pierwsza smarowałabyś taką historię i broniła sprzedawców. Ja nie jestem w stanie wytrzymać paru godzin w takich warunkach. Ból krzyża jest paskudny. A leniwą i słabą osobą zdecydowanie nie jestem. 2. W d*pie mam czy ten sprzedawca jest dorabiającym studentem/emerytem, czy ma na tym sklepie okres przejściowy, czy tę pracę lubi, czy "nie miał kompetencji". Wykonuje uczciwą, legalną pracę zamiast siedzieć w domu i pobierać zasiłki od państwa. Należy mu się dobra wypłata, szacunek i jakieś normalne, nie wyniszczające warunki pracy do licha ciężkiego. A przynajmniej nie bezsensowne jak zakaz siadania...
Odpowiedz@Imnotarobot @marcelka : a ja całkiem nie rozumiem, tego zdziwienia, że w sklepie pracodawca wymaga aby pracownicy stali. W niektórych boutikach jest to praktykowane i ma to pewne wytłumaczenie ale o tym później. Kiedyś sama tak pracowałam.. tylko nie 8h a 12h bo braca była 9 - 21. Takie były wymogi pracodawcy i nikt nie traktował tego jako piekielność tylko normalny wymóg... Te, zaczepki tez maja swoj cel. Chodzi o to aby pracownik był aktywny w sprzedaży. Pracodawca nie wystaiwa swego towaru na ogladanie, tylko na sprzedaż i sprzedawca jest po to aby tę sprzedaż doprowadzić do końca. Część osób powie, że klient ma prawo sobie pooglądać.. jasne ma prawo... ale wiecie kiedy zaczyna się piekielność ?? Kiedy klient tak sobie ogląda.. maca... wypytuje sprzedawce o wady zalety.. czyli następuje pełna obsługa... i potem klient kupuje sobie w internecie... A wracając do stania. Tu chodzi o takie wrażenie.. Jak klient wchodzi to sklepu, to pracownik musi wstać.. i to powoduje takie podświadome wrażenie ze przeszkodziło się temu pracownikowi.. ze ja tu tylko poogladac a on już tu wstaje gotowy do "ataku"... A jeszcze jak ktoś sapie przy wstawaniu. Daje to takie niemiłe wrażenie... dlatego częśc sklepow preferuje własnie aby pracownicy stali
Odpowiedz@Balbina: no właśnie nie zmusza. Brakuje ludzi nq produkcji to biuro ruszyło z odsieczą. Jednak jakbym nie chciała, to nie muszę, bo w umowie mam stanowisko kadrowe. Jak się nie podoba praca to trzeba iść pod most i żreć trawę a nie narzekać że pracodawca zabrania się lenić. Skoro ktoś jej płaci za stanie na baczność to.la stać na baczność. Jeśli chce leżeć i pachnieć to niexh znajdzie sobie taką prace, w której będą za to płacić. Dziewczyna jest śmierdzącym leniem i jeszcze robi z siebie ofiarę.
Odpowiedz@SaraRajker: Dziwi mnie Twoja nieomylność i wypowiadanie sądów o osobie której nie znasz. Łał i te epitety Może na swoim stanowisku pracy tak samo traktujesz ludzi jak o nich się wypowiadasz.
Odpowiedz@TakaFrancuska: Bo ten zakaz jest zwyczajnie idiotyczny. Żeby się nie można było nawet oprzeć? No przecież to kpina. Mi nie przeszkadza, że sprzedawca siedzi czy czasem zajrzy w telefon, albo wyjdzie do kibla. Póki na sklepie jest czysto, sprzedawca kulturalny i pomocny. Ale może ja po prostu wiem, że sprzedawca to człowiek a nie maszyna i ma swoje potrzeby. Te wszystkie zakazy i standardy pod kątem klienta i kosztem zdrowia pracownika są chore. Pracownik, który nie jest zadowolony, którego coś od tej pracy boli nie będzie dobrze wykonywał swojej pracy bo będzie myślał tylko o tym by sobie w końcu przycupnąć i ulżyć trochę plecom. No ale po co zadbać o tych "roszczeniowych" i "leniwych" pracowników skoro można mieć ich dużą rotację i/lub uważać, że te wszystkie odrealnione pomysły są jedyne słuszne.
OdpowiedzNie widzę nic dziwnego w zakazie siadania. w handlu to niegrzeczne gdy klient chodzi i się rozglądać a pracownik laszczy dupe na pufie, a na magazynie pracownicy stoją przy taśmach i nawet się nie przemieszczają (a stanie w jednym punkcie jest okropne)i nikt nad ich losem nie płacze.
Odpowiedz@gggonia: ale to oczywiste, że jak klient przychodzi, to sprzedawca wstaje/podchodzi/pyta o pomoc. i tak właśnie koleżanka robi w obecnej pracy. a do tamtego sklepu z relacji koleżanki czasem nikt nie zaglądał przez 2-3 godziny. poza tym co innego coś robić na stojąco, nawet przy taśmie, a co innego po prostu stać na baczność, bo ileż można chodzić w kółko po sklepie 3m na 5m...
OdpowiedzJeżeli połowa się łapała to jaki ty widzisz problem? Mogła tam posiedzieć jeszcze dwa miesiące i czegoś się nauczyć. A zakaz siadania w pracy, kiedy obsługuje się klienta a praca wymaga pewnej mobilności to absolutny standard. Ciężko, nie ciężko... Zdrowo lub nie, ale tak jest.
Odpowiedz@fenek: to, że połowa się łapała, to raczej jako ciekawostkę dodałam... i po co miała tam siedzieć jeszcze 2 miesiące, jak znalazła inną pracę, która jej bardziej odpowiada? a zakaz siadania, jak się obsługuje klienta jest jak najbardziej uzasadniony. ale tu był zakaz totalny siadania, nawet opierania się o ladę, nawet jak klienta ani widu, ani słychu. no wg mnie to jest bez sensu i piekielne...
Odpowiedz@marcelka: jeżeli jakaś metoda sprawia, że 50% klientów się na nią łapie, to jest genialna. Siedzieć po to, zeby się uczyć. Najwidoczniej pracodawca/kierownik był geniuszem marketingu. (To oczywiście wszystko półżartem, bo go wno prawda, że połowa się łapała). Jeżeli podajesz te "rozmowki" jaka jedna z 2 piekielnosci to ich skuteczność (zwłaszcza na tak ogromnym poziomie 50%!) nie jest już "ciekawostka". A co do siedzenia - chodzi o pierwsze wrażenie. Nie wiesz kiedy ktoś do sklepu wejdzie. A chodzi dokładnie o moment kiedy ktoś drzwi otwiera i co dokładnie w tej sekundzie obsługa robi. Poza tym jeżeli pracownik ma gdzie siedzieć to gwarantuje ci że jego wydajność w pracy (układanie towaru, sprzątanie) drastycznie spada. Bo siedzi. W każdym razie to żadna piekielnosci. To tak jakby górnik opisał tu, że mu gorąco w kopalni, a lekarz, że przychodzą do niego chorzy ludzie...
Odpowiedz@fenek: "łapała się" - nie miałam na myśli, że od razu coś kupowali, ale wdawali się w rozmowę ze sprzedawcą, przyjmowali pomoc, której wcześniej nie chcieli (z reguły odmawiali na pytanie "czy mogę w czymś pomóc"). I część z nich zostawała w ten sposób przekonana do zakupu. Więc tak, jakaś skuteczność tej metody była, niemniej jednak w ten sposób potem powstają "piekielne historie" o narzucających się sprzedawcach. a dla koleżanki też było piekielne, kiedy musiała zaczepiać raz, drugi, trzeci nawet te osoby, które stanowczo i zdecydowanie mówiły "nie, dziękuję". stanie szefostwo uzasadniało dokładnie tak, jak piszesz - że klient przechodząc obok sklepu powinien widzieć sprzedawcę jak stoi i na niego czeka, gotowy do pomocy. nie wiem, czy to miało jakąś skuteczność, ale nawet jeśli, to jak wspomniałam zawsze były dwie osoby na zmianie - więc jak już, to reguła mogłaby być taka, że jak jedna osoba siedzi, to druga musi stać. zawsze to by było dla nich stanie przez pół czasu, a nie całą zmianę, a klientowi chyba by wystarczyło, że jeden sprzedawca stoi. no i wiadomo, że jakby się zdarzyło kilku klientów w tym samym czasie, to by nikt nie siedział...
OdpowiedzNa studiach pracowałam w handlu, w tygodniu zajęcia, a w weekendy praca (zmiana między 6 a 12,5 h). Moi pracodawcy w pierwszej tego typu pracy też zakazywali czegokolwiek poza staniem i oczekiwaniem na klienta (mówię oczywiście o sytuacji, kiedy w sklepie nie ma nikogo poza pracownikami - czasem w ogóle nikt nie wszedł przez 6 h do sklepu), a każde odstępstwo to był telefon z pretensjami o obijanie się. W sklepie był monitoring i kiedyś dostałam na maila zdjęcie mojego zadka (kamera skierowana na kasę), rozmawiałam wtedy przez telefon z dostawcą, a koleźanka oparła się łokciem o stolik. I afera była o ten łokieć, bo zamiast pracować, to się opieramy o meble! Nie ukrywam, że nie czułam się najlepiej z tym, że szef robi zdjęcie, gdzie prawie cały kadr to moje 4 litery, a w tle widać niewyraźnie łokieć na stole (a w sklepie brak żywej duszy)...niestety standardy w handlu są odrealnione. Jak dla mnie nie ma nic złego w tym, że sprzedawca siedzi za kasą jak wchodzę do sklepu, byle tylko nie ignorował mnie, kiedy faktycznie potrzebuję pomocy. Narzucanie się z nieśmiertelnym "w czym mogę pomóc" na wstępie to już odrębny temat, będąc sprzedawcą nie cierpiałam tego, bo widziałam, jak to denerwuje klientów, jako klientka rozumiem sprzedawców i nie traktuję ich jak wroga, bo wiem, że jest im to narzucane w standardach.
Odpowiedzprzy probie zagadywania mimo mojej odmowy potrzeby pomocy, i to tak nachalnej od razu bym powiedziala pani, by przestala mnie zaczepiac i dala w spokoju obejrzec towar jesli wtedy dalej by zaczepiala albo zaczela zaczepiac kolezanka, po prostu bym wyszla lub tez poprosila o kontaktt do wlasciwiela i wytlumaczyla mu, ze takie durne zasady odstraszaja klientow jako sprzedawczyni po poznaniu tych zasad nie stosowalabym sie wcale, i pewnie nastepnego dnia sie zwolnila
Odpowiedz