Mam koleżankę, niech będzie "Kasia".
Kasia jest mamą maleńkiej Oli. Często na spotkania zabiera córeczkę, bo jest samotną matką i nie ma z kim zostawić maleństwa.
"Piekiełko główne"? Komunikacja miejska, kolejka w sklepie, tudzież przejście dla pieszych. Prawie zawsze znajdzie się "dobra ciocia" która stojąc obok, wiek przeważnie 40-70 pcha łapy do wózka ze słowami "a titi maleńki okruszku" i tym podobne, macając, dając cukiereczki i obłapując wózek. Kasia jest zwykle zirytowana i zwraca uwagę, co spotyka się często z obrazą majestatu, no bo przecież "ja tylko pogłaskać chciałam" przy okazji zasypać litanią "jak ma na imię, ile ma lat, a jaka słodka, a jaka mała, a jakie fajne śpioszki" kij, że jesteśmy zajęte swoimi sprawami i Kasia sobie nie życzy aby jakaś obca baba pchała łapy do wózka.
Podobne sytuacje dopadały mnie, kiedy z jednym ze swych kotów zmuszona byłam jechać do weterynarza komunikacją miejską. Drze się toto wniebogłosy, ale tylko dlatego, że strachliwe z nich futrzaki, blokowe, to też trauma związana z transporterem wśród tłumów. Gdy tylko delikatnie uchylam wieczko aby pogłaskać i nieco uspokoić sierścia, obok znajduje się "pogodna dłoń" nie mogąca się powstrzymać przed pogłaskaniem biednego, płaczącego kotka, tu również grad pytań i "ohy ahy"... na delikatne "pani się zajmie swoimi sprawami i zostawi mojego kota w spokoju, bo się stresuje jeszcze bardziej" obraza.
Notorycznie jestem świadkiem osaczania małych dzieci i wszelkiej maści psów i kotów w wyżej wymienionych miejscach niezdrowym zainteresowaniem, nachalnym pchaniem łap i próbą dokarmiania tym, co się aktualnie ma pod ręką. Większość właścicieli, matek czy opiekunów z zażenowaniem stara się ostudzić entuzjazmy ciekawskich. Często kończy się fochem i tekstem "no ale ja chciałam dobrze, niewychowana młodzież".
Trzymajmy łapki przy sobie, nie każdy sobie życzy macania, zabawiania, dokarmiania i złotych rad. A na delikatnie odtrącenie nie reagujmy świętą obrazą majestatu...
Gdzie jest, urwa, piekielność w miłym zagadywaniu do dziecka?
Odpowiedz@Grejfrutowa: Jestem pewna, że była byś zachwycona, gdyby jakaś obca baba podeszła do Ciebie, zaczęła Cię klepać po policzkach, macać po włosach, szarpać za ubranie i próbować przytulić. Wyobraź sobie, że dzieci też nie przepadają za naruszaniem przestrzeni osobistej przez obce osoby. Nawet te bardzo małe dzieci.
Odpowiedz@LittleM: tak, masz rację, ja bym nie byla zachwycona, ale dzieci zazwyczaj się cieszą. Nie pisalabym tego, gdybym ze sto razy nie widziala tego na wlasne oczy, jak np w tramwajach dzieci zacieszaja bo jakas starsza właśnie kobieta taśta je za stopę. A juz oburzanie sie, ze ktos nam mowi, ze mamy slodkie dziecko, to juz sa moim zdaniem szczyty. Mam apel, przestańmy byc dla siebie mili, bo jak widzę to ogromne piekielnosci dla niektórych.
Odpowiedz@LittleM: jeszcze dodam, ze jak wiemy ze nasze dziecko tego nie lubi, to mozna cos kulturalnie odpowiedziec typu: maly sie dzis nie wyspał i ma muchy w nosie. Nie trzeba sie zaraz irytowac o pie rdoły.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 21 września 2017 o 19:16
@Grejfrutowa: mały ma muchy w nosie mama ma muchy w nosie tata ma muchy w nosie. Ba nawet nianie je mają. Z tym założeniem podchodź do obcego dziecka, że z definicji sobie nie życzy dopóki nie poinformuje cię że jest inaczej.
Odpowiedz@Grejfrutowa: ale dlaczego to TY masz sie tlumaczyc obcej babie z tego, ze ty lub twoje dziecko/zwierze nie chce byc dotykane przez obcych ludzi?
OdpowiedzDobrze że u mnie w sytuacjach takich kończy się na uśmiechu lun ewentualnie jakimś miłym słowie. Ale częstowania cukierkami lub innymi słodyczami bym nie zdzierżyła. Zresztą jakby ktoś podszedł do mojego dziecka to moje dziecko od razu "chowa się" w moich ramionach i tyle z gruchania nad nim by było. :D
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 21 września 2017 o 16:31
Wszystkie dzieci nasze są...
OdpowiedzMnie to nigdy nie przeszkadzało. Gdy byłam w ciąży, wiele osób (zwłaszcza starszych pań) chciało dotykać mojego brzucha, bo jakoby to szczęście przynosi. Nigdy nie miałam nic przeciwko, z uśmiechem brzuszysko podstawiałam do macania. Ale! Różnica polega na tym, że one pytały o zgodę i ją otrzymywały. Nikt nigdy nie pchał się z łapami bez pytania. Mój syn od zawsze uwielbiał zainteresowanie swoją osobą i wszelkiego rodzaju mizianie po łapkach czy stópkach przyjmował zachwyconym śmiechem. Nie znaczy to jednak, że wszyscy muszą lubić to samo. Każdy ma prawo do własnego światopoglądu i reakcji. Dlatego zawsze, zawsze przed naruszeniem czyjejś przestrzeni wypada może zapytać, czy wolno? Dotyczy to również zwierząt. One reagują różnie. Moja kotka - obdarzona wybitną urodą, która przyciąga każdego kociarza - jest niesamowicie aspołeczna i nie toleruje dotykania. Żadnego, nawet przez nas, jej opiekunów. Obca osoba potraktowana zostałaby zębami i pazurami. Dlatego zawsze pytam właściciela, czy mogę pogłaskać jego zwierzę. Jeśli odpowie, że nie - podziwiam oczami. Syna tez tego nauczyłam i jest to oczywiste.
Odpowiedz@KatzenKratzen: "Różnica polega na tym, że one pytały o zgodę i ją otrzymywały. Nikt nigdy nie pchał się z łapami bez pytania." Otóż to! Dlatego nie wierzę w te hordy starych bab, które nic innego nie robią tylko bez pytania lecą z łapami do noworodków w wózkach i pchają im na siłę cukierki do buzi. To jest jedno wielkie "gównoprawda". Chodzę po ulicach, jeżdżę komunikacją, spaceruję osiedlowymi chodnikami. NIE ZAUWAŻYŁAM notorycznego "miziania", "ćmoktania", "atitiania" i "puci-puciania". Nie neguję, że to się może zdarzyć, ale można to wtedy opisać jako pojedynczą, piekielną sytuację. Generalizowanie jest tutaj jakimś nieporozumieniem. To samo dotyczy zwierząt. Sama mam psa, na spacery z nim wychodzę. Na palcach jednej ręki (a pies ma już 9 lat) mogłabym policzyć sytuacje, gdy ktoś leciał głaskać mojego psa bez pytania. A tym kimś były zawsze niepilnowane dzieci. Ale to były WYJĄTKI. Więc ja widzę to tak. Ludzie dzielą się na życzliwych i nieżyczliwych. Pogodnych i sfrustrowanych. Subtelnych i arogantów. Ci pierwsi na pytanie "która godzina" - zerkną na zegarek i z uśmiechem odpowiedzą. Ci drudzy - albo zignorują pytanie patrząc spode łba, albo odpowiedzą "a ..uj cię to obchodzi ty szpiclu pie..olony?". Bo już samo pytanie uznają za krwawy zamach na ich prywatność, niepodległość, względnie suwerenność i autonomię.
Odpowiedz@Armagedon: a ja jestem w stanie uwierzyć w takie historie. Mam kota i praktycznie każde wyjście na spacer równa się wielkiemu zainteresowaniu. Jak tylko zagadują - super, przecież nawet mi miło, jak powiedzą coś sympatycznego. Ale mój kot nie lubi obcych, więc jak miłe pogawędki zmieniają się w natarczywe próby pomiziania/wzięcia na ręce/cokolwiek i żadne moje tłumaczenia nie pomagają, to niestety przestaję być miła. Np. raz usiadła obok mnie na ławce jakaś pani. I po chwili rozmowy koniecznie musiała kota pogłaskać, bo ona też ma i wie, jak lubią. Wzięłam go na ręce i chciałam odejść, skoro baba nie rozumie, a ta mi go z kolan próbowała wydrzeć po prostu. Za to w komunikacji miejskiej jest super. Bo kot popłakuje, a ludzie najczęściej proponują mi wynoszenie moich walizek, żebym go nie zgniotła w transporterze. :P Z kolei pociągi - różnie. Kot najczęściej śpi i nie zwraca na siebie uwagi, ale jeśli pasażerowie powiedzą, że nie mają nic przeciwko, biorę go czasem na kolana. I wtedy różnie bywa - dorośli najczęściej tylko próbowali głaskać i widząc jego niezadowolenie, odpuszczali. Ale znudzone podróżą dzieci? Ryk, kwik, bo jak to, taka fajna zabawka, a dotknąć nie można. No i największa trauma: jakaś pani-kociara z lekkim upośledzeniem musiała krążyć między tymi samymi miastami co ja, bo spotkałam ją parę razy. Zawsze próbowała kota miętosić, sama była niby miła, ale chyba przez upośledzenie jej ruchy były jakieś takie gwałtowne, wręcz agresywne, że poza pierwszym razem ocierało się o konduktora, bo się zwyczajnie bałam o kota, a przecież się z nią nie będę w pociągu tłuc.
OdpowiedzO ile niechęć do dotykania mojego dziecka, kota, psa, żółwia czy czegokolwiek innego doskonale rozumiem, o tyle nie rozumiem oburzenia na chęć zagadania do dziecka czy człowieka w autobusie. Zwłaszcza, gdy ktoś ma dobre intencje. W tej chwili to już strach się do kogoś odezwać, bo się będzie opisanym na piekielnych. ;)
Odpowiedz@CatGirl: Problemem jest odległość. Jak stoisz na tyle daleko, że nie "chuchasz" na dziecko to ok. Jak wkładasz twarz do wózka to nie ok. Tak samo dorośli w autobusie. Czułabym się mocno skrępowana jakby osoba do której muszę się w tłoku przytulać zaczęła konwersację.
OdpowiedzPowiem tak: mam 2 golden retrievery. W pełni rozumiem wk*rw na takie sytuacje. Nikt się nie zapyta, tylko od razu leci z łapami. Najgorsze jest to, że jeden z moich psów ma uraz do dzieci nabyty przez jednego gówniarza. A to właśnie dzieciaki (często zachęcane przez matki/babcie) najczęściej do nich lecą. A spróbuj zaoponować, to zostaniesz zwyzywany i wysłuchasz masy pouczeń, że "przecież to takie rodzinne, przyjacielskie psy". Tak kuźwa, tyle że nawet najbardziej do rany przyłóż osobnik może mieć uraz lub poprostu zły dzień, może też być akurat chory. Właściciel zna swojego psa jak nikt inny. Czy tak trudno jest przyjąć do wiadomości brak zgody właściciela na dotyk? Z dziećmi to samo. Wiele razy byłam świadkiem sytuacji, gdy matka wręcz opędzała się od bab chcących pogłaskać jej dziecko lub dać cukierka czy inną rzecz. To nie małpa w cyrku!
Odpowiedz@Fahren tak robie jak mnie ktos wkurzy i nie wyrobie tez mnie to niepomiernie irytuje, kilka razy zwrocilam uwage i zostalam zwyzywana, rowniez przez opiekuna dziecka :/ nie rozumiem czemu starzy ludzie robia sobei z CUDZYCH dzieci dobro wspolne, ktore kazdy moze obmacac, w dodatku potencjalnie brudnymi paluchami
OdpowiedzA ja mam dwoje dzieci. Jedno jeszcze malutkie, bo trzymiesięczne, ale drugie ma sześć lat. I w całym jego sześcioletnim życiu, jak 2 razy mi się zdarzyło, że ktoś obcy do niego zagadał, to wszystko. Albo mam szczęście, albo...wredny wyraz twarzy
Odpowiedz