Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Odezwała się do mnie dawna znajoma ze szkoły. Dziewczyna w moim wieku…

Odezwała się do mnie dawna znajoma ze szkoły. Dziewczyna w moim wieku (czyli młoda, przed 30), obecnie ma czwórkę dzieci i męża. Utrzymujemy raczej luźny kontakt, głównie internetowy, czasem wpadamy na siebie gdzieś w mieście i ucinamy pogawędkę. Szkołę kończyłyśmy w tym samym czasie, obie poszłyśmy na studia, w tym samym mieście, na inne uczelnie. Nie pracowała nigdy, bo jeszcze w trakcie studiów zaszła w ciążę, urodziła pierwsze dziecko, potem drugie, potem wyszła za mąż, później kolejne, rozwiodła się, później znowu wyszła za mąż i tak dalej.... Generalnie scenariusz życiowy rodem z "trudnych spraw".

Najpierw zapytała czy mogę załatwić robotę jej obecemu konkubentowi. Akurat szukaliśmy pracowników na kilka stanowisk (od pracowników fizycznych po wykwalifikowanych inżynierów), więc pytam jakie ma facet kwalifikacje, a najlepiej niech sam przyśle do nas CV. Usłyszałam, że on nic wysyłać nie będzie, chciałaby go w końcu z domu wygonić, bo nic nie robi, a dzieci głodne. No ale ja dalej nie wiem, co facet potrafi, to się dowiedziałam - nic nie potrafi, chce lekkiej pracy żeby się nie przemęczać, tak najlepiej to z pół etatu, za minimum 3 tys. na rękę, bo inaczej to mu się nie opłaca wstawać sprzed TV. Super, mam nadzieję, że szybko pogoni tego nieroba.. Oczywiście żadnej pracy mu nie załatwiłam, bo w mojej firmie niestety trzeba pracować :(

Długo była cisza z jej strony, myślałam nawet, że się obraziła. Ale nie, po jakichś 2 tygodniach znów napisała do mnie z prośbą o pomoc. Tym razem chciała żebym jej dała tysiąc złotych, bo będą chrzciny jej kolejnego dziecka, a ona nie może nie wyprawić imprezy dla rodziny, a pieniędzy nie ma. Nie pożyczyła tysiąc złotych, tylko DAŁA. Dlaczego? Odpowiedź mnie zwaliła z nóg "nie masz dzieci, to nie masz takich wydatków, a przecież pracujesz, no weź mi daj, pewnie nie masz co robić z pieniędzmi!". Nie no jasne, śpię na pieniądzach, rzeczywiście mam ich takie ilości, że nie mam co z nimi robić, może niedługo kupię sobie prywatną wyspę? I to wszystko dlatego, że nie mam dzieci! Argument, że jednak mam na co wydawać i niestety nie jestem jeszcze milionerką nie trafił do niej. Spowodował kaskadę wiadomości, że jestem egoistką i generalnie pójdę do piekła. Kurczę, jeszcze jakby to była jakaś dramatyczna sytuacja, nie wiem, dziecko chore i nie ma na leki, to dałabym jej chociaż część kwoty. Ale na przyjęcie z okazji chrzcin? Serio?

Kolejna, ostatnia już rozmowa, która spowodowały, że ręce mi opadły i odechciało się utrzymywać jakikolwiek kontakt z tą osobą.
Odezwała się do mnie żeby się pochwalić, że ma nowego konkubenta (mam nadzieję, że troszkę bardziej zaradnego niż poprzedni) i jest z nim w ciąży, więc za chwilę powitają na świecie jej 5 dziecko! I niemalże jednym tchem pojazd w moją stronę - a ty jesteś taka beznadziejna, jeszcze żadnego dziecka nie macie, no jak tak można żyć?! Oczywiście wklepałam standardową formułkę "nie mam dziecka, bo nie mam na to warunków, nie stać mnie, na razie mam wiele rzeczy do zrobienia, za jakiś czas o tym pomyślimy". I dowiedziałam się, że "za jakiś czas" to już będzie ZA PÓŹNO i po co mi ajfon i inne bajery, lepiej te pieniądze wydać na dziecko! Tłumaczyłam, że ajfony i inne bajery jeść nie wołają, a w ostateczności można je sprzedać, że z dzieckiem to trochę jednak inaczej, że trzeba mieć na nie miejsce nie tylko w życiu, ale i w domu/mieszkaniu, a obecnie nie mam miejsca nawet na suszarkę do prania :/ Wszystko to jak grochem o ścianę. Odbijanie moich argumentów "my w szóstkę, a zaraz siódemkę mieszkamy na 50 metrach! Da się!". No da się, nie przeczę. A jak dzieci podrosną, to nie wiem jak się pomieszczą.

Kobieta non stop się żali, że konkubent zły, że pieniędzy brakuje, ale ma już piątkę dzieci. OK, jej sprawa. Najwyżej sąd jej te dzieci odbierze, jak będą chodziły głodne cały czas. Ale do jasnej cholery, po co innym wmawia, że powinni mieć dzieci? I jeszcze bezczelnie rozlicza ludzi z ich dochodów, aby pokazać, że "dziecko to żaden wydatek!". Co trzeba mieć w głowie, żeby być takim człowiekiem...

Ps. Nie wyjaśniłam Wam, o co chodzi z mężem i konkubentami. To jest rzeczywiście "trudna sprawa" i temat na osobną historię, ale w telegraficznym skrócie - mąż (któryś z kolei) jest jej partnerem. Raz na jakiś czas robi "skok w bok" do konkubentów, ale finalnie do niego wraca. Nie mam pojęcia dlaczego ten związek tak wygląda i chyba nie chcę tego wiedzieć. Z moich informacji wynika, że mąż jest ojcem co najmniej jednego z jej dzieciaków.

znajoma

by Shineoff
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar BlackAndYellow
8 14

500+ piechtą nie chodzi, ale po co ma mówić innym jak mają żyć, nie rozumiem. Każdy robi to co uważa za słuszne, jak widać nie wszystkim to odpowiada

Odpowiedz
avatar Shineoff
10 12

@BlackAndYellow: I wiele, wiele innych zasiłków :D

Odpowiedz
avatar Armagedon
6 12

@Shineoff: To po jaką cholerę chciała od ciebie tysiaka?

Odpowiedz
avatar Shineoff
12 18

@Armagedon: No na imprezę. Myślę, że w MOPSie nie dają zasiłków celowych na wyprawienie imprezy :D

Odpowiedz
avatar urbandecay
23 27

No jak to, po co opowiada innym, żeby mieli dzieci. Skoro ona sobie zrujnowała życie, to reszta także powinna.

Odpowiedz
avatar bazienka
15 21

@urbandecay: no ja bym jej powiedziala- ty masz dzieci i musisz zebrac po obcych ludziach i szukac sponsoringu na impreze niech sie obrazi i da spokoj

Odpowiedz
avatar Leone
32 32

Jeśli masz 5-6 dzieci i równocześnie nie masz warunków aby o nie zadbać, aby nigdy nie były głodne, aby miały zabawki, rzeczy do szkoły i tak dalej, to albo się załamujesz, albo sobie wmawiasz że tak być powinno i to inna są dziwni /źli a nie Ty

Odpowiedz
avatar WilliamFoster
20 20

@Leone, trafiłeś w sedno. To się nazywa czasem odwrócenie normy. Jeśli robisz coś niezbyt mądrego, to żeby nie czuć się z tym głupio namawiasz innych żeby zrobili to samo, wtedy masz nową grupę odniesienia. Jeśli nowa grupa stanie się wystarczająco duża, to najpierw jest akceptowalną alternatywą, a potem nową normą.

Odpowiedz
avatar mijanou
29 37

Szczerze mówiąc też nie rozumiem, dlaczego część dzieciatych osób uważa, że bezdzietni mają obowiązek im pomagać. I to nie tylko finansowo. Pamiętam, że na studiach dostawaliśmy m.in zespołowe projekty i kilka razy zdarzyło mi się odwalać robotę za dzieciate koleżanki (były w grupie 3) bo...ona ma dzieci.Odkąd pracuję zawodowo nie pomnę już też, ile razy słyszałam argument: "Mija, weź dyżur w sobotę/nedzielę/w nocy/w okresie wakacyjnym i świątecznym/.... bo ja mam dzieci a Ty jako bezdzietna nie masz takich obowiązków". Jasne, jako bezdzietna nie mam żadnych obowiązków i zapewne dysponuję nieograniczoną ilością czasu. Kurczę, nie chodzi o to, że ja jestem nieużyczliwa, każdemu może coś wypaść, wiadomo i każdy wtedy potrzebuje zastępstwa/pomocy. Ludzka rzecz. Ale nie można stale w pracy zasłaniać się rodziną i dziećmi. Co ciekawe (choć wiem, że to, co napiszę będzie niepopularne i zaraz posypią się minusy) ten etos matki działa jedynie w Polsce. Część roku spędzam też (rok rocznie) w UK a ostatnio zakończyłam kilkumiesięczny staż w Stanach i nie zauważyłam, żeby tam ktokolwiek domagał się jakichkolwiek przywilejow i ulg z tytułu macierzyństwa/tacierzyństwa.

Odpowiedz
avatar Bevmel
8 10

@mijanou: W UK akurat to nikt się przywilejów domagać nie musi, bo z rodzenia dzieci, to w takiej Szkocji można się utrzymać na całkiem niezłym poziomie. Tam socjał jest rozwinięty o niebo bardziej niż w Polsce.

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
13 15

@mijanou: To są pasożyty po prostu. Usiłują sobie zaoszczędzić czas poprzez zrzucenie swoich obowiązków na kogoś innego. Mam też wrażenie, że część z tych ludzi zapomina, że decydując się na dziecko "podpisali" swego rodzaju "umowę", która informuje jak dużym obowiązkiem jest dziecko i że może wiązać się z wyrzeczeniami i brakiem czasu.

Odpowiedz
avatar mijanou
0 8

@Bevmel: owszem ale jednak nie są to luksusy. Szczerze mówiąc wszyscy moi znajomi (ci mieszkający w Szkocji i nie są to Polacy) pracują, więc praca jednak bardziej się im oplaca niż benefity.

Odpowiedz
avatar monikamaria
6 8

@mijanou: z Polsce socjal to już w ogóle nie luksusy. A praca w Szkocji opłaca się bardziej, bo tam przeważnie nawet mało prestiżowe zajęcia są opłacane dużo wyżej niż u nas.

Odpowiedz
avatar mijanou
0 10

@monikamaria: No widzisz, a u nas się nie opłaca, skoro za posiadanie trójki dzieci i nic nie robienie dostaje się odpowiednik najniższej krajowej. Dlatego udzie są źli na taki rozdawnictwo. Może jednak warto zacząc od tego, żeby praca się oplacała w Polsce a nie pasożytowanie?

Odpowiedz
avatar monikamaria
6 10

@mijanou: no właśnie problem w tym, że ta praca rzeczywiście mało się opłaca. Zwłaszcza młodej matce, która za opiekę nad dziećmi zapłaci tyle samo, albo więcej, niż zarobi. To nie zasiłki są za wysokie, tylko pensje za małe. Ale to się powoli na szczęście zmienia, jeszcze nie w tych małych prywatnych biedafiremkach, ale już np. w dużych sieciach handlowych.

Odpowiedz
avatar Bevmel
2 2

@mijanou: A z tym już tak do końca nie jest, jak piszesz. Twoim znajomym, zwłaszcza jak nie są to Polacy, się chwali, że pracują, bo w Szkocji to właśnie największy problem jest z siłą roboczą, gdyż zasiłki są większe niż niejedna wypłata. Naoglądałem się milowych kolejek po wypłaty. Mój znajomy, weteran, rodowity Szkot, wyjechał nawet do Krakowa by otworzyć knajpę, bo jego firma ochroniarska w Londynie prosperowała już bez potrzeby nadzoru a on, jak stwierdził, miał dość oglądania nierobów.

Odpowiedz
avatar Jorn
3 3

@mijanou: Mało wiesz o świecie. W Wielkiej Brytanii, podobnie jak w większości krajów z rozbudowanym socjalem, jest masa rodzin, w których już od kilku pokoleń nikt nie pracował i żyją sobie z zasiłków.

Odpowiedz
avatar zendra
1 1

@Jorn: Właśnie tak sobie czytam @mijanou i przecieram oczy ze zdumienia... W rzeczywistości to właśnie na Zachodzie jest potężny socjal, a szczególnie dla rodzin z dziećmi. Nasze 500+ to mały pikuś w porównaniu do bogatego i szczodrego socjalu na Zachodzie.

Odpowiedz
avatar katem
0 4

@monikamaria: Tak się składało [i dalej składa], że opłaty za opiekunkę są tej wysokości, co najniższa płaca. Moja mama też płaciła opiekunce za opiekę nad nami tyle, że zostawało jej może 20% pensji, ale wiedziała, że dzieci podrosną, wtedy babcia będzie ich pilnować (takimi małymi - do 3 roku życia zająć się nie chciała, choć była w domu obok, zresztą nigdy mama na to złego słowa nie powiedziała) więc te 5 lat - mam młodszą o 2 lata siostrę) musi się przemęczyć - jako osoba ze stażem (wtedy był to procent dodatku do pensji) zarobi więcej. Dodam, że była to głęboka komuna, a u nas na wsi żłobków nie było. My chyba jednak byliśmy mniej roszczeniowi - może więc nie zganiajcie na komunę, że to ona tak ludzi wychowała, to chyba efekt ostatnich czasów. :-)

Odpowiedz
avatar monikamaria
16 16

Szkoda tych dzieci tylko. Będzie im w życiu bardzo ciężko.

Odpowiedz
avatar mijanou
12 14

@monikamaria: pewnie, że szkoda. I należy jedynie mieć nadzieję, że nie będą powielać rodzinnego schematu w przyszłości. Ale z drugiej strony, monikomario, nie można wymagać od osób postronnych, by ponosiły jakiekolwiek konsekwencje cudzych, nietrafnych wyborów. To, że ktoś posiada 5 dzieci nie mając na to odpowiednich warunkow to jest tylko sprawa tej osoby i jej priorytetów.

Odpowiedz
avatar monikamaria
0 16

@mijanou: wiesz, ja nie lubię takich autorytatywnych stwierdzeń w stylu "nie można wymagać od postronnych, aby ponosili jakiekolwiek konsekwencje cudzych wyborów" . Bo o ile w tym przypadku mamy do czynienia z bezczelną, roszczeniową postawą wobec koleżanki, a pewnie i wobec wszystkich wokół, o tyle trzeba sobie zdawać sprawę, że konsekwencje społeczeństwo ponosi zawsze, w taki czy inny sposób, a to dlatego, że nikt nie żyje w próżni. A nietrafione wybory są różne - bo i posiadanie kupy dzieci bez wystarczających środków na ich utrzymanie, i decyzja o ich braku może być uznana za wybór zły, zwłaszcza, gdy potem taka starsza, niedołężna osoba trafia pod opiekę państwa i też stanowi społeczne obciążenie. Nie wiem - może powinno się taką osobę porzucić w lesie, żeby społeczeństwo nie ponosilo konsekwencji jej bezdzietności? Są też sytuacje, gdy zdarza się po prostu rodzinna tragedia, inwalidztwo, i to komplikuje finanse na długie lata. Ja nie potrafiłabym powiedzieć takiej osobie "sorry, nikt nie będzie ponosić konsekwencji twoich wyborów, radź sobie sam". Po to płacę podatki, żeby z nich szły pieniądze na pomoc ludziom, którzy jej potrzebują. Wspieram także różne zbiórki na osoby chore czy pokrzywdzone przez los w inny sposób. Uważam, ze przez sam fakt, że jestem zdrowa i mam dobrą pracę jestem w jakiś sposób zobowiązana do tego, aby się dobrem choć trochę podzielić. Nie popieram jednak postawy, jaką prezentuje koleżanka autorki. Ona nie walczy, nie stara się, tylko oczekuje i to w dodatku z myślą, że jej się to należy. Mało tego - robi swoim dzieciom krzywdę, skazując je na marne warunki życia. Dlatego szkoda mi ich okropnie, bo nie mają żadnego wpływu na to, w jakiej rodzinie przyszło im żyć, a ich późniejsze życiowe wybory mogą być niestety zdeterminowane przez te negatywne doświadczenia.

Odpowiedz
avatar bazienka
-1 11

@monikamaria: jak sie naucza zebrac o zasilki i sponsoring od obcych osob to nie bedzie chyba ze panstwo zlikwoduje te zasilki, to wtedy smuteczek

Odpowiedz
avatar mijanou
5 9

@monikamaria: ja doskonale zdaję sobie sprawę z różnicy pomiędzy biedą spowodowaną chorobą, naglą sytuacją a zawodowym pasożytnictwem, monikomario. I dzieci chore, wszelakie tragedie oraz ludzi starych, chorych, którzy nie są w stanie na siebie zarobić zawsze wspieram i podpisuje się czterema łapami pod pomoca dla nich. Natomiast osoby takie, jak znajoma Autorki nie budzą mojego współczucia. Kobita ma czworo dzieci, to jest 2000 zł miesięcznie za free, za chwilę będzie pobierać 2500. Coś jeszcze uważasz, że jej się należy od społeczeństwa? Inny musi się nazasuwac za te 2500 jak koń na westernie a jaśnie pani siedzi sobie w domu i jeszcze marudzi, że jej źle. Przeciez to sensu nie ma.

Odpowiedz
avatar monikamaria
7 9

@mijanou: ja współczucie mam wyłącznie do dzieci, które będą gnieść się na 50 metrach przez całe dzieciństwo. Postawę koleżanki autorki już wcześniej skrytykowałam.

Odpowiedz
avatar mijanou
-3 9

@monikamaria: no dobrze, ale co proponujesz? Zrzucić się jeszcze na mieszkanie dla takich ludzi? To, co napiszę może bedzie bezduszne ale w normalnym społeczeństwie (każdym) są ludzie bardzo bogaci, średnio bogaci, biedni i jest też margines społeczny. To jest norma. Tylko w niektórych krajach, typu Niemcy czy Szwecja można nie pracować i naprawdę wygodnie się urządzić na benefitach. Ale to są bardzo bogate kraje. Bo w bajki o tym, jak wspaniale się zyje na benefitach w UK nie wierzę, spędzając i pracując w UK przez znaczną część roku każdego roku od kilku lat.

Odpowiedz
avatar monikamaria
5 11

@mijanou: gdyby zrzucenie się na mieszkanie spowodowało, że dzieci wychowywane w lepszych warunkach ułóża sobie lepiej życie, nie rzucą wcześnie szkoły i nie powielą wzorca rodziców, to właśnie to bym postulowała. Ale niestety, to tak nie działa. Z opisu autorki wynika, że koleżanka nie stworzyła dzieciom stabilnego domu, co chwila zmienia skład rodziny, a skutki takiego postępowania są jeszcze gorsze, niż skutki wychowywania się w biedzie. Prowadziłam kiedyś badania nad uwarunkowaniami niedostosowania społecznego i jednoznacznie wynikało z nich, że niestabilna sytuacja z domu, zła atmosfera, brak normalnych więzi z rodzicami i innymi członkami rodziny jest główną przyczyną niedostosowania społecznego u dzieci. Tu muszę uczciwie dodać, że mieszkanie w zbyt ciasnym mieszkaniu ma także negatywny wpływ na relacje rodzinne, natomiast w tym przypadku z historii duże zagęszczenie lokalu jest skutkiem, a nie przyczyną. Nie ma jednak wątpliwości, że oba te czynniki - niestabilna sytuacja rodzinna r ciasne mieszkanie - będą przez kolejne lata niekorzystnie oddziaływać na dzieci. Może się to skończyć tym, że zamiast jednej roszczeniowej koleżanki będziemy mieć pięć kolejnych roszczeniowych ludzi, nie potrafiących osiągnąć w życiu pożądanej sytuacji materialnej i osobistej. Pomoc takim rodzinom jest niestety bardzo trudna i zdecydowanie nie powinna polegać na dawaniu wszystkiego pod nos. Trzeba się też skupić na dzieciach, aby zminimalizować szkody doznane w domu rodzinnym. Tu dużą rolę do odegrania ma szkoła. Ważne jest, aby dzieci nie były traktowane z pogardą - to bardzo często prowadzi do głębokiej frustracji i odrzucenia pozytywnych wzorców z otoczenia. Powinny mieć możliwość uczestnictwa w dodatkowych zajęciach, wycieczkach, warsztatach. Wyrównywanie szans to właściwa droga, aby dzieci wyrosły na pożytecznych członków społeczeństwa.

Odpowiedz
avatar mijanou
2 12

@monikamaria: wiesz co? Jak słyszę, że szkoła jest od niwelowania braków w wychowaniu i w ogóle od wychowywania za rodziców to mi się nóż w kieszeni otwiera. Szkoła może wspomagać proces wychowawczy ale go nie tworzy za rodzica. Szkoła jest przede wszystkim od uczenia, od przekazywania wiedzy. Ale nie jet w stanie wychować dziecka za rodzica.

Odpowiedz
avatar monikamaria
4 10

@mijanou: nie rozumiem, co Cię tak mocno w tym irytuje. Jedną z funkcji szkoły jest funkcja wychowawcza, co więcej, nie da się tej funkcji oddzielić od pozostałych. Szkoła wychowuje i to zarówno dzieci z domów dobrych, jak i z tych gorszych. Tu dzieci stykają się z zupełnie innym światem niż w domowych pieleszach, stają przed innymi wyzwaniami, dojrzewają do życia w społeczeństwie, które jest zróżnicowane i uczą się, jak w nim poprawnie funkcjonować. W przypadku dzieci z tzw. dobrych rodzin, albo powiedzmy normalnych, przeciętnych rodzin, szkoła wspiera proces wychowawczy. W przypadku dzieci z rodzin z jakiś sposób niewydolnych wychowawczo, szkoła niweluje deficyty i nadrabia to, czego dzieci nie dostają w domu, co więcej, robi to z korzyścią dla całego społeczeństwa. Rodziców najprawdopodobniej zmienić się już nie da, a odebranie dzieci z domu jest naprawdę ostateczną ostatecznością, zarezerwowaną dla najbardziej toksycznych rodzin. Ja wiem, że w idealnym świecie to rodzice powinni być bogaci, zdrowi, wykształceni i miec świetny kontakt z dziećmi, ale skoro tak nie jest, to trzeba szukać rozwiązań, które zminimalizują straty. Jeśli ta piątka dzieci wyjdzie dzięki szkole i pomocy społecznej na ludzi, to ich dzieci już nie będą miały takich problemów. Jeśli zaś nie - to sama wiesz, co będzie.

Odpowiedz
avatar mijanou
-1 3

@monikamaria: żeby zniwelować złe nawyki wyniesione z domu, dziecko musiałoby w szkole przebywać 24/24 a nie 6/24. I konieczna jest tutaj współpraca ze strony rodziców bo bez tego szkoła nic nie zrobi, bo nie jest w stanie. A rodzice "problematycznych" dzieci często kontakt z szkołą olewają ciepłą strugą, względnie pojawiają się pod koniec roku szkolnego by wrzaskiem wymusić promocję do następnej klasy. I na tym kończy się ich chęć współpracy. Tak wygląda rzeczywistość. Reszta to piękna teoria.

Odpowiedz
avatar monikamaria
3 7

@mijanou: wcale nie musiałoby przebywać przez okrągłą dobę. Wpływ szkoły nie kończy się w momencie wyjścia poza jej mury i nie wraca magicznie rano po wejściu do szatni. Dobry pedagog jest w stanie zmienić podejście dziecka do wielu spraw, w tym właśnie do nauki. A oprócz szkoły są także takie miejsca, jak świetlice środowiskowe, gdzie można zjeść posiłek, odrobić z czyjąś pomocą lekcje, poczuć się częścią grupy. Owszem, przy braku wsparcia ze strony rodziców odpowiednie ukształtowanie dziecka jest bardzo trudne, ale nie niemożliwe. Jeśli problemy w rodzinie to nie przemoc i alkoholizm, istnieje duża szansa na to, że rodzice współpracować jednak będą. Na tyle, na ile potrafią. Bo najczęściej oni także mają pewne deficyty.

Odpowiedz
avatar Bevmel
0 2

@ZlyPorucznik: Ale przynajmniej w swoim domu, albo mieszkaniu, a nie w świetlicy domu samotnej matki na państwowym garnuszku :)

Odpowiedz
avatar mijanou
-1 3

@monikamaria: dziecko przede wszystkim i ponad wszystko powiela wzorce reprezentowane przez rodziców.Możesz się z tym nie zgadzać ale statystyki bezlitośnie to weryfikują. Dzięki szkole dziecko może poznać inny punkt widzenia na wiele spraw ale czy to wystarczy, by diametralnie zmodyfikować wzorce wpojone w domu to jest sprawa dyskusyjna.

Odpowiedz
avatar monikamaria
1 5

@mijanou: bardzo często nie wystarczy, i to z różnych względów, jak choćby niewystarczające zaangażowanie szkolnej kadry, zbyt późne wdrożenie terapii albo jeszcze tysiac innych powodów. Ale to nie znaczy, że można temat odwiesić na kołku i powiedzieć, że tak być musi, pofukać z pogardą na roszczeniowe mamusie i ich rozwydrzone potomstwo, popłakać nad losem zmarnowanych pieniędzy z podatków, a następnie przejrzeć się z dumą i satysfakcją w lustrze, z głębokim przekonaniem o własnej wyższości.

Odpowiedz
avatar tova123
1 1

@monikamaria: Jest jednak różnica między osobą bezdzietną, pracującą całe życie i płacącą składki i podatki a taką, która całe życie nigdzie nie pracowała i tylko żerowała ze swoimi dziećmi na społeczeństwie (sorry, ale taka prawda). Pierwsza, w normalnym państwie miałaby zapewnioną godną starość, bo sobie ją wypracowała. Druga.. no cóż... prawdę mówiąc nie mam pojęcia.

Odpowiedz
avatar mijanou
-1 1

@monikamaria: absolutnie nie należy odwieszać sprawy na kołku. Ale nie można też oczekiwać, że szkoła jest cudownym panaceum na błędy wychowawcze rodziców. A do siebie podchodzę bez wyższości. Raczej trzeźwo. Byłabym nie za dobrym rodzicem i z tą swiadomością nie mam i nie planuję posiadania dzieci.

Odpowiedz
avatar tick
19 23

I niech mi ktoś teraz logicznie wytłumaczy, DLACZEGO z naszych pieniędzy (czyli z podatków, bo państwo nie ma własnych pieniędzy) takie osoby są utrzymywane? Bo są niezaradne? - proste prace nie są powyżej ich zdolności intelektualnych i fizycznych Bo są roszczeniowe? - są najlepszymi wyborcami - zagłosują na tego, kto więcej obieca...

Odpowiedz
avatar mijanou
9 11

@tick: myślę, że w ostatnim zdaniu sam odpowiedziałeś na swoje pytanie.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
16 20

Aż przykro się to czyta. Wychowa kolejne roszczeniowe pokolenie, któremu wszystko się należy, bo tak, bo ty masz, bo ci przecież nie ubędzie, jednym słowem "#dej". Ale jest jakieś takie przyzwolenie na takie myślenie, my się z mężem postaraliśmy o dziecko jak jacyś frajerzy - jak już oboje mamy stabilne prace, swoje mieszkanie, samochód i słyszę komentarze, że późno. Mam 30 lat..., ja wiem że w tym wieku moja babcia to miała piątkę nastolatków, ale teraz są chyba inne czasy...

Odpowiedz
avatar Armagedon
-5 13

@252426: To pierwsze urodziła mając 15? No wiesz, nawet jak na "tamte czasy" to było deko przywcześnie. A sądząc z twojego wieku - pierwsza ciąża babci musiałaby wypadać w połowie lat sześćdziesiątych. To już był całkiem okrzepły PRL. Dziewczynki do szkół chadzały nawet na wsiach, obowiązek szkolny był! I NA PEWNO piątka nastolatków u trzydziestoletniej matki - to nie była rzecz normalna. A wręcz przeciwnie. Zresztą panował model 2+2, bo szalał wyż demograficzny. Wielodzietne rodziny pokazywano palcem. Istotnie, kobiety "młodziej" wychodziły za mąż i młodziej rodziły dzieci, ale nastoletnich dzieciorobów nikt nie wychwalał i nie dawał za przykład.

Odpowiedz
avatar monikamaria
4 10

@252426: cały problem polega na tym, że dojrzałość biologiczna i najlepszy wiek do rozmnażania się nie idą w parze ze stabilną sytuacją społeczną. 30 lat to nie jest jeszcze tak późno, aczkolwiek po 29 roku życia płodność kobiety maleje, a po 35 spada wręcz lawinowo, za to wzrasta ryzyko wad wrodzonych u dziecka. Dlatego też z medycznego punktu widzenia o dziecko warto się postarać pomiędzy 20 a 29 rokiem życia, i "inne czasy" nie mają tu nic do rzeczy.

Odpowiedz
avatar KIuska
3 3

@Armagedon: Myśle, że to była przenośnia jedynie. A nawet jeżeli to z takim liczeniem wieku nie mogę się zgodzić. Mam 18 lat, a moja babcia pierwsze dziecko urodziła w 1954 roku. A ja nawet nie jestem najmłodsza z rodzeństwa ciotecznego, najmłodsza ma 11 lat. Wystarczą duże przerwy między dziećmi i powstaje taki galimatias. Babcia urodziła mojego tatę w 1972, ciocię (matkę najmłodszej siostry) 4 lata wcześniej.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 5

@Armagedon: To była przenośnia. Babcia swoje dzieci urodziła od roku 1957, i miała wtedy od 22 do jakiś 33 lat. Ale chodziło mi o to, że nie podoba mi się takie stanowcze stawianie sprawy, że jak mam 30 lat, to powinnam zawiązać jajowody na supeł i spokojnie dożyć starości (która wszak już wkrótce!). No bo dzieci to trzeba mieć wcześnie. I tak mi mówi z mądrą miną babcia czy ciotka, której córka urodziła pierwsze dziecko mając 31 lat. Jej jakoś wolno.

Odpowiedz
avatar mijanou
0 6

@monikamaria: No to ja proponuję, żeby już od razu rozmnażać się między 20 a 29 rokiem zycia a reszta niech się składa na radosną twórczość radosnego rozmnażania wprowadzając "bykowe", czyli podatek od tych, co się nie chcą rozmnażać, jak było za komuny. Z tym, że za komuny był chociaż obowiązek pracy a teraz to już socjalizm całą gębą.

Odpowiedz
avatar monikamaria
1 7

@mijanou: ironia ironią, a biologia biologią. Nic nie poradzimy na to, że korzystniej jest mieć dziecko w młodym wieku, bo tak po prostu ma nasz gatunek (i nie tylko nasz).

Odpowiedz
avatar mijanou
2 8

@monikamaria: Ja to wszystko rozumiem, naprawdę. Ale skoro ktoś nie ma za wiele kasy to jedno, dwoje dzieci, przy pomocy własnej pracy i życzliwości babć/dziadków wychowasz. Czy jednak mając niewiele trzeba fundowac sobie pięcioro nie zastanawiając się jak to towarzystwo utrzymać bo zegar biologiczny tyka? Przecież to sensu nie ma. Cholera, ja mam pięć kotów i psa. Biorąc zwierzaki do domu podjęlam wobec nich zobowiązanie, że zapewnię im odpowiednią karmę, miejsce do życia i opiekę weterynaryjną. Może porównanie głupie, ale decydując się na posiadanie dzieci chyba podejmujemy wobec nich wieksze zobowiązania niż wobec kotów i trzeba jednak się zastanowić i mierzyć zamiary na siły?

Odpowiedz
avatar monikamaria
0 8

@mijanou: ale ja nie piszę w ogóle o tym, żeby mnożyć się bez opamiętania, nie bacząc na finansowe możliwości. Ja po prostu zwracam uwagę, że z biologicznego punktu widzenia najlepszy czas na poczęcie dziecka jest między 20 a 29 rokiem życia i pech w tym, że bliżej tej dolnej granicy mało kto ma na tyle dobrą sytuację, aby dziecko samodzielnie utrzymać. Odkładanie macierzyństwa, jeśli ktoś z ogóle jest nim zainteresowany, na "wieczne później", bo najpierw trzeba zmienić samochód, kupić lepsze mieszkanie i jechać na Malediwy, jest jednak ryzykowne.

Odpowiedz
avatar mijanou
-2 4

@monikamaria: NO dobrze, ale pamiętaj, proszę, że dla jednego szczęściem są dzieci a dla drugiego nowy samochód, lepsze mieszkanie i podróże na Malediwy czy inne Kanary. Macierzyństwo/tacierzyństwo nie jest priorytetem dla wszystkich. A nawet jeśli to chyba lepiej jest mieć to dziecko koło trzydziestki i zapewnić mu jakieś warunki niż w wieku dwudziestu lat i się szarpać bo stale kasy nie ma a nic.

Odpowiedz
avatar monikamaria
5 5

@mijanou: ależ ja absolutnie o tym nie zapominam - napisalam wyraźnie, że dla tych, którzy planują macierzyństwo, odkładanie go w nieskończoność jest ryzykowne. Daleka jestem od tego, żeby kogokolwiek zmuszać do posiadania potomstwa - bo też i po co? Ale jeśli ktoś chce, planuje, zamierza - to niech bierze tę nieszczesną biologię pod uwagę, bo bardziej prawdopodobne jest, że po 50 wyjedzie na Malediwy, niż zajdzie w ciążę. A co do tego, co jest lepiej, to też niech sobie każdy oceni, w zależności od swojej sytuacji, nie tylko materialnej.

Odpowiedz
avatar kertesz_haz
0 4

@monikamaria: Nie przesadzasz trochę? Medycyna poszła do przodu, mam parę koleżanek, które pierwsze dziecko urodziły po 30 - wszystkie zdrowe i fajne. Biologia też ma znaczenia, jednak obecnie dla bardzo dużej grupy kobiet najbardziej komfortowe jest rodzenie pierwszego dziecka po 30, więc dlaczego mają tego nie robić? Masz wtedy stabilność, ugruntowaną sytuację i osobistą i zawodową - możesz spokojnie na jakiś czas poświęcić się dzieciom w większości przypadków bez obawy, że odbije się to na twojej karierze. Jak mama spełniona to i dzieci szczęśliwsze.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 września 2017 o 1:04

avatar monikamaria
1 5

@kertesz_haz: nie przesadzam - każda kobieta rodzi się z pewną liczbą komórek jajowych i ta liczba już nie rośnie, tylko spada. Według badań 30latka ma już tylko 12% swoich komórek jajowych. Ponadto komórki te także się starzeją, co niesie ze sobą ryzyko powstawania wad płodu. Także organizm młodszej kobiety lepiej znosi trudy ciąży, porodu i połogu. Medycyna może pomóc w utrzymaniu trudnej ciąży, ułatwić zapłodnienie, ale biologii niestety nie zmieni. Decydując się na dziecko w późniejszym wieku trzeba mieć to po prostu na uwadze.

Odpowiedz
avatar Bevmel
-1 3

@monikamaria: Z medycznego punktu widzenia tak, ale ze spolecznego nie. Co ci po zdrowym dziecku, jesli bedzie zylo w przytulku albo niedojadalo i chodzilo brudne, bo pieniedzy nie ma na jego utrzymanie? Gwarantuje ci, ze dlugo wtedy zdrowe nie zostanie.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 września 2017 o 13:20

avatar konto usunięte
-1 3

@monikamaria: Trzydziestolatki czy nawet czterdziestolatki rodzące dzieci nie są żadnym wymysłem naszych czasów. Od wieków było tak, że kobiety w tym wieku normalnie rodziły i wychowywały dzieci. Tylko przeważnie to były już kolejne dzieci, a nie pierwsze. I owszem może i biologia wskazuje na najlepszy wiek dla matki, ale też nie ma magicznego punktu, np. w dniu 3o-urodzin, którego przekroczenie wyklucza urodzenie zdrowego dziecka, cały czas jest mowa o prawdopodobieństwie i ryzyku.

Odpowiedz
avatar monikamaria
0 4

@Bevmel: tworzysz sztuczną alternatywę. Nie jest tak, że każde późne dziecko będzie chore, ale zamożne, a wczesne zdrowe, ale drastycznie biedne. O niekorzystnej korelacji między najlepszym czasem biologicznym a społecznym pisałam wcześniej. Każdy musi sam ocenić ryzyko i zdecydować. Na pewno jednak łatwiej będzie uzyskać pożądany stan materialny niezamożnej parze, która zdecydowala się młodo na dziecko, niż wyleczyć dziecko z poważnymi wadami wrodzonymi, nawet pomimo posiadania zadowalających środków finansowych.

Odpowiedz
avatar monikamaria
2 4

@252426: ja nie twierdzę, że późne macierzyństwo to wymysł naszych czasów. To Ty napisałaś, że teraz mamy inne czasy i młode macierzyństwo nie jest już standardem, jak w przypadku naszych babć. Aczkolwiek jak sama zauważyłaś, w przeszłości późne dzieci to były już dzieci któreś z kolei. Nie twierdzę też, że kobieta po 30 nie ma szans na zdrowe dziecko, bo to po prostu nieprawda. Natomiast przed podjęciem decyzji warto mieć świadomość wszystkich stron zarówno wczesnego, jak i późnego macierzyństwa, a odnoszę wrażenie, że te biologiczne aspekty często się pomija.

Odpowiedz
avatar kertesz_haz
-1 3

@monikamaria: Myślę, że to nie chodzi o pomijanie biologicznych aspektów, ale raczej zdrowy rozsądek przy podejmowaniu decyzji o dziecku. Bo co z tego, że kobieta zdaje sobie sprawę, że jest w najlepszym wieku do rodzenia dziecka jeśli właśnie jest na studiach i dziecko wymagałoby angażowania rodziców z obu stron do opieki nad nim, młodzi nie mają własnego mieszkania, albo kobieta dopiero zaczyna działać zawodowo i macierzyński może w obecnej chwili źle wpłynąć na jej karierę. I to naprawdę nie chodzi o te Malediwy, ale zwykłą ludzką odpowiedzialność.

Odpowiedz
avatar Bevmel
-3 3

@monikamaria: Dlaczego sztuczna alternatywe? Faktem jest, ze jak Cie nie stac na utrzymanie dziecka, to sie nie powinnas na nie decydowac. Tylko tyle i az tyle.

Odpowiedz
avatar WilliamFoster
19 21

Nosz... Nie rozumiem po co nawet wdawać się w dyskusję z ta kobietą. Ona już ma ugruntowany pogląd na świat, więc żadne argumenty do niej nie trafią, a Ty sobie tylko poziom kwasów żołądkowych podniosłaś. Niestety, koleżanka znajduje się w grupie uprzywilejowanej, jako ceny elektorat, więc będzie utrzymywana w przekonaniu, że jej się należy. No chyba, że to ja jestem dziwny, bo uważam, że jak się zdecydowałem zostać ojcem, to dzieci, ich utrzymanie i wychowanie, to mój problem, a nie wszystkich dookoła?

Odpowiedz
avatar mijanou
11 13

@WilliamFoster: Nie, nie jesteś dziwny. To jest normalne i odpowiedzialne podejście do kwestii posiadania dzieci.

Odpowiedz
avatar SunnyBaby
17 17

Mnie to dziwi, że ona nazwała Cię beznadziejną, a Ty jej jeszcze cokolwiek tłumaczyłaś. Trzeba było jej tak odpowiedzieć żeby jej w pięty poszło

Odpowiedz
avatar mijanou
12 14

@SunnyBaby: ja sie dziwię, że Autorka w ogóle podjęła temat bo szkoda czasu na dyskusję z dorosłym, który nie wyciąga wniosków z własnych błędów i każdy nowy związek honoruje kolejną ciążą.

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
7 7

@mijanou: Wydaje mi się, że to coś w rodzaju mechanizmu obronnego. Ludzie mają potrzebę tłumaczenia i ochrony swoich racji nawet w tak trywialnych przypadkach. Widziałam to praktycznie zawsze i sama też to przejęłam w wychowaniu. O ile z ludźmi w miarę mi bliskimi jeszcze wejdę w dyskusję o tyle "z tylko" znajomymi już się oduczyłam.

Odpowiedz
avatar Shineoff
4 6

@SunnyBaby: Myślałam, że coś z tego tłumaczenia do niej trafi i np. dłużej zastanowi się nad szóstym dzieckiem, które bardzo możliwe już planuje...

Odpowiedz
avatar mijanou
4 4

@Imnotarobot: Oczywiście, że zadziałał tu mechanizm obronny w postaci usprawiedliwiania i racjonalizowania własnej głupoty ale nie zmienia to faktu, ze Autorka niepotzebnie podniosła sobie ciśnienie wysłuchując te mądrości.

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
2 2

@mijanou: No niepotrzebnie, ale tak ten mechanizm właśnie działa... Takich rzeczy niestety trzeba się oduczyć a najlepszym na to sposobem są tego typu sytuacje. W pewnym momencie się powie "A po ch*j się kłócić?" i tyle. @Shineoff Cóż... Nadzieja umiera ostatnia :)

Odpowiedz
avatar Anka8976
15 17

Już nie mówiąc o roszczeniowej postawie, bo to nie podlega żadnemu komentarzowi, a wręcz mi niedobrze czytając takie coś... Na jasny ch** wpierać komuś dzieci!?! "Bo ty nie masz, to by ci się przydało", "Kiedy dziecko" itp. słyszałam tyle razy, że aż mnie coś brało... Szkoda, że nikt nie spyta, czy CHCĘ, czy MOGĘ, tylko KIEDY DZIECKO? Urodziłam jedno. Kocham, ciąża była dla mnie traumą, poród, połóg również. Nie zamierzam mieć następnego nigdy. Nigdy nie chcę już przez to przechodzić. Macierzyństwo nie cieszy mnie aż tak, żeby fundować sobie kolejne obowiązki. Mam inne plany. Tylko co teraz? "To kiedy drugie?" odpowiadam - nigdy. Ile razy spotykam się z pełnym litości i powątpiewania wzrokiem, no bo jak to? Tylko jedynak? Nawet nieraz słyszę: "ja bym tego dziecku nie zrobił/a, żeby było jedynakiem". A kiedy odpowiadam, że "ja bym dziecku nie zrobiła po mojej śmierci kłótni o dom/pole/wstaw co chcesz" - kiwanie głową z politowaniem. Szkoda, że naoglądałam się tego zbyt dużo w swoim życiu. I nikt ZNÓW nie spyta "czy CHCESZ", czy MOŻESZ. Masz mieć. Bo wszyscy mają minimum dwójkę. Bo tak trzeba, bo tak.

Odpowiedz
avatar mijanou
9 11

@Anka8976: ech, jak mnie coś takiego wkurza. Najpierw pytania: "a kiedy masz zamiar wyjśc za mąż?". A teraz: "a kiedy dzieci?". I święte oburzenie bo nie planujemy potomstwa. Jak mozna nie planować dzieci? Mozna, bo nie każdemu dzieci potrzebne są do szczęścia małżeńskiego.

Odpowiedz
avatar Armagedon
6 8

@mijanou: No to ja mam chyba wyjątkowe szczęście. Albo wyjątkową rodzinę. Nikt mnie nigdy nie wypytywał "kiedy ślub?", "kiedy dzieci?", nikt nie pouczał, nie naciskał, nie straszył. Nawet matka nigdy nie jęczała, że wnuków brak, a ona by już chciała "pobawić". Zresztą o nic mnie nie wypytuje, w życiorys mi się nie wtrąca. Reszta rodziny i znajomych - też nie. I nawet jeśli czasem ktoś o coś zapyta, to, po prostu, ze zwykłej uprzejmości, bo czasem wypada. Żeby nie wyglądało, że ma dokładnie w dupie mnie i moje sprawy.

Odpowiedz
avatar mijanou
5 5

@Armagedon: rodzinę to ja już oduczyłam (bliższą), zresztą oni stosunkowo mało mi kiedykolwiek się wtrącali w życiowe wybory. Natomiast dalsza rodzina, z którą spotykam się przy okazji styp (z uroczystości rodzinnych uczeszczam jedynie na pogrzeby) nadal próbuje niekiedy zadawać mi osobiste pytania.

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
5 5

@Anka8976: Znam to aż za dobrze. Od dziadków dowiedziałam się, że to mój zas*any obowiązek znaleźć sobie męża i urodzić mu dzieci... A moja praca? E tam... mąż będzie pracował... Masakra. Szczerze nienawidzę tej "presji" na dzieci i nie rozumiem jak można sobie do łba nie wbić, że dzieci nie będzie i koniec. Nie, i tak będą pytać i męczyć przy każdym spotkaniu. Razem z resztą równie bystrej rodzinki. Tyle dobrze, że rodziców mam normalnych i jakoś im nie przeszkadza, że ślubu i dzieci nie planuję.

Odpowiedz
avatar paski
3 3

@Armagedon: Też mam mało wtrącającą się rodzinę i jest to naprawdę wyjątkowe szczęście. Niektóre baby mające dorosłe dzieci zaczynają się zachowywać, jakby przeżywały jakiś drugi "instynkt macierzyński", tylko, że teraz to nie one będą musiały rodzić, teraz to córka/synowa ma robić za inkubator i wydawać potomstwo na świat ku radości "mamusi".

Odpowiedz
avatar Halasuwa
18 18

Czytam takie historie, czytam, czytam... i ciągle nie rozumiem. Po cholerę Wy się ludzie wszystkim tłumaczycie? Na pytania typu "dlaczego nie masz dzieci/kota/psa/telewizora/zamka w drzwiach" odpowiada się krótkim "BO NIE" i tyle. Jeszcze zacznijcie przepraszać, że żyjecie i zabieracie tlen innym. Swoją drogą żałuję, że nie mam takich znajomych. Przydałoby mi się trochę rozrywki w życiu.

Odpowiedz
avatar LTM87
0 0

@Halasuwa: Dokładnie tak, to najlepsze z możliwych rozwiązań w tego typu sytuacjach. Nikt nie ma obowiązku "składania obszernych zeznań" zupełnie obcej osobie, która pojawiła się w jego życiu diabli wiedzą skąd, a do tego jej postawa roszczeniowa jest gęsto przeplatana zwyczajnym chamstwem. Po pioruna całe te dyskusje, próby przekonania i inne wygibasy? Tacy ludzie są na tego typu bodźce uodpornieni. Teksty o tym, że coś w ich życiu idzie nie tak słyszeli nie raz i nie dwa. Kolejna pogadanka moralizatorska wzbudzi w nich jedynie znane i wypracowane reakcje obronne, które w połączeniu z totalnie opacznym rozumieniem rzeczywistości powodują właśnie takie kwiatki - "co ty tam możesz wiedzieć, ty to śpisz na pieniądzach, więc mi daj, bo masz, a tak w ogóle to głupia jesteś, bo nie masz dzieci...".

Odpowiedz
avatar Jon
7 7

Myślę, że w takich sytuacjach jedynym argumentem jest, że posiadanie dzieci to nie jest obowiązek. Wdawanie się w dyskusje i przekonywanie nie ma sensu.

Odpowiedz
avatar bazienka
8 12

nawet gdybys byla milionerka, nie obligowalby cie to do DAWANIA znajomym pieniedzy nie jestes instytucja charytatywna

Odpowiedz
avatar konto usunięte
6 6

A nie lepiej po prostu nie odpisywać na takie wiadomosci? Od razu zablokować numer/zablokować na facebooku?

Odpowiedz
avatar Zimny
1 1

Ale wtedy nie byłoby historii na Piekielnych :)

Odpowiedz
avatar Armagedon
0 8

Droga autorko. Jeśli zasiadasz do pisania historii, to najpierw przemyśl jej konstrukcję i fakty opisuj chronologicznie. W pierwszym zdaniu piszesz, że znajoma MA męża i CZWÓRKĘ dzieci. Pod koniec historii wychodzi na jaw, że mieszka z konkubentem i MA piętkę. Najpierw piszesz, że OSTATNIA JUŻ ROZMOWA ze znajomą sprawiła, iż przestałaś utrzymywać ze znajomą kontakty. Akapit niżej oświadczasz, ,ze NON STOP ŻALI się ona (czas teraźniejszy) na swego konkubenta. W "międzyczasie" informujesz, że znajoma prosi cię o pieniądze na chrzciny dziecka, które się jeszcze nie urodziło, bo czytelnik nie ma nawet tej wiedzy, że panna jest w ciąży. Jednakże używasz sformułowania "kolejnego dziecka", więc, w sumie zupełnie nie wiadomo kiedy ta rozmowa miała miejsce. W następnym akapicie dopiero informujesz, że kobieta ma nowego konkubenta i jest z nim w ciąży. Co jest z tym mężem też dokładnie nie wiadomo. Podobno od niego odchodzi i wraca kiedy zechce, z kolejnym przychówkiem. Ciekawe, czy mąż czuje się zobowiązany dokładać do dzieci? J jakie warunki mieszkaniowe posiada, bo nie wiadomo również w czyim mieszkaniu on przebywa? W swoim, znajomej, wynajmowanym? Panna do każdego kolejnego konkubenta odchodzi z dziećmi, zamieszkuje u niego i oczekuje, by utrzymywał "ze swojego" ją i całą gromadkę dzieciaków. A oni się na to godzą (niekoniecznie spełniając wymagania, ale godzą się). Laska musi być, po pierwsze, wyjątkowo atrakcyjna, po drugie - mieć sporo szczęścia, skoro każdy kolejny gach miał mieszkanie. A częstotliwość zmiany tych mężów/gachów musi być duża. Pięcioro dzieci w ciągu, powiedzmy, ośmiu lat - to jest właściwie (wyłączając okres połogu) co rok prorok.

Odpowiedz
avatar Shineoff
5 7

@Armagedon: 1. Chrzciny dotyczyły dziecka nr 4, nie tego co się urodzi. 2. Non stop żali się, w sensie są to smaczki z poprzednich rozmów oraz pewnego rodzaju ekshibicjonizmu, który wykazuje na portalach społecznościowych (np. posty typu "jest mi tak źleeee, znowu mnie zdradził." albo "nie dałeś mi pieniędzy ty @^!@@&* "). 3. Co do męża - tak jak piszę, nie wiem na czym konkretnie polega ich zażyłość, jednak jego imię pojawia się od czasu do czasu w różnych postach, czasem wrzucają wspólne zdjęcia i nie wiem dlaczego dwa posty później jest wielka miłość do konkubenta. Nie rozumiem tego zachowania, dla mnie i ona i mąż mają jakieś odchyły od normalności.

Odpowiedz
avatar Bedrana
2 2

@Shineoff: Ja się tylko zastanawiam, kiedy ona miała czas na poznawanie tych wszystkich nowych tatusiów? Chodziła na randki z niemowlęciem u cyca? Nie miała co robić przy dwójce, trójce, potem czwórce dzieci? Zatrudniała nianię, czy za nianię robił przygłupi małżonek, żeby ślubna mogła bezproblemowo łajdaczyć się z innymi i żeby ją mogli zapładniać? Patologia - to za słabe określenie na taką sytuację. Ciekawe dlaczego dotąd dzieci jej nie odebrali? Pomoc społeczna nic nie wie na ten temat? OPSy zawsze sprawdzają warunki w jakich dzieci mieszkają i jaką mają opiekę. Ciekawe też, jakie nazwisko noszą te wszystkie dzieci. Bo jeśli urodziły się w małżeństwie - to oficjalnie musi to być nazwisko męża, czyli, musi on te dzieci uznać. A rodziców to ta koleżanka nie ma? W dupie mają córkę i gromadkę wnucząt? Przecież przynajmniej najstarsze powinno już chodzić do szkoły!

Odpowiedz
avatar Alien
3 3

@Shineoff: Może mają otwarty związek, co się czepiasz :D

Odpowiedz
avatar Shineoff
0 0

@Bedrana: Nie mam pojęcia jakim cudem ona tych wszystkich ludzi poznawała. Dziewczyna jest ładna i zadbana, więc nie dziwi mnie, że ci faceci na nią lecą. Jak dzieci mają na nazwisko - nie wiem, ich zdjęcia podpisuje "Brajanek", a nie "Brajan Kewin XYZ" :D Żartuję z tym Brajanem, nie ma takiego akurat (chociaż wcale bym się nie zdziwiła). Rodziców ma, ale w innym mieście, chyba do niej nie przyjeżdżają. Co do OPSów - mam o nich jak najgorszą opinię, może i funkcjonuje to w małych miasteczkach, gdzie ludzie się znają, ale w naszym mieście to nie działa. Znam blisko rodzinę, która jest bardzo, ale to bardzo dysfunkcyjna, przychodzi do nich nawet asystent rodzinny ale dziecka nie odebrali, mimo że panuje tam skrajna bieda, awantury i alkohol non stop :/ Więc nie dziwi mnie, że koleżance dzieci jeszcze nie odebrali.

Odpowiedz
avatar hulakula
2 2

@Armagedon: owszem, ja znałam taką dziewczynę- miała z byłym mężem dwójkę dzieci, mąż mieszkał w UK. ona w polsce mieszkała z kolejnymi facetami. jak były mąż zjeżdżał do PL na urlop/wakacje to je z nim spędzała, czasem jeździła do niego do uk, a na co dzień bujała się z różnymi kolesiami.

Odpowiedz
avatar Bevmel
4 4

Trzeba jej było powiedzieć że owszem, da się, ale ty przynajmniej nie żebrzesz po znajomych jak ona, by utrzymali za nią jej potomstwo. A swoją drogą to nie jest pierwsza historia o konkubentach czy mężach obibokach, leniach i patałachach. Może mi któraś kobieta wyjaśnić jak to jest, że decydujecie się wiązać z takimi ludźmi i rodzić im dzieci (i to zwykle nie jedno)? Bo to nie są jednostkowe przypadki tylko dość wyraźna tendencja. A potem jest wzdychanie w internecie "gdzie ci mężczyźni"...

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 3 września 2017 o 14:08

avatar livanir
9 9

@Bevmel: Wszędzie sie powtarza "Miłosć jest najważniejsza! Z resztą sobie da rade poradzić", a wszelkie kobiety które nie biorą faceta z długami/bez pracy wyzywane są od materialistek itp. Mimo ze chcą tylko zapewnić sobie byt. Takie programowanie. Jak ja rzuciłam faceta, którego kochałam(poza tym istotnym szczegółem był super, ale zmienić sie nie dał), bo stwierdził ze po co ma pracować jak dostaje zasiłki, jedzenie z kościoła i coś tam, coś tam. Zostałam wyzwana od najgorszych, ze pewnie zostanę dziwką która znajdzie sobie bogatego faceta by nie pracować itd :/ Niektórzy mają na tyle słabą psychike pod kontem tego co inni o nich mówią, ze sie poddają na starcie.

Odpowiedz
avatar katem
9 9

@Bevmel: Żadna normalna kobieta Ci tego nie wyjaśni, bo sama nie jest w stanie zrozumieć takiego postępowania. Dla nas, tych normalnych, tego rodzaju zachowanie jest równie kosmiczne, jak i dla Ciebie.

Odpowiedz
avatar Alien
5 5

@Bevmel: W tym konkretnym wypadku chyba zwyczajnie ciągnie swój do swego. Po co jeden z drugą ma sobie rączki kalać pracą, skoro MOPS da?

Odpowiedz
avatar Shineoff
2 2

@Bevmel: Znam niejedną kobietę, która właśnie z miłości jest z takim leniem i robi na niego i dzieci. Wydaje mi się, że to jest jakiś głęboko zakorzeniony problem psychiczny, bo nie sądzę, żeby trzeźwo myśląca osoba wytrzymała dłużej w takim związku.

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
3 3

@Bevmel: Bo są albo głupie albo z dysfunkcyjnej rodziny. Takie głupie baby znałam i widziałam. Weszły w takie popaprane związki a później marudziły jak im źle mimo, że doskonale wiedziały jacy ci faceci ich byli (czyli można wykluczyć "aktorów", psychopatów i innych takich). Durnota po prostu. Za to prawie połowa rodziny mojej matki składa się z "panów i władców" i pomiatanych niewolnic robiących za panów wszystko. Uwierz, że dziewczynkom z takich rodzin ciężko jest wyjść na rozgarnięte kobiety bez pomocy z zewnątrz i kończą jako zajechane wraki.

Odpowiedz
avatar xyRon
3 7

Klasyczny przykład tzw. madki spod znaku "Dej mi, bo mam horom curke".

Odpowiedz
avatar Trepan
4 4

kupić wyspę, to ma sens. oczywiście zakaz wstępu dla idiotów

Odpowiedz
avatar minus25
2 2

"my z X dzieci na 50 metrach I SIĘ DA" no tak bardzo się da że musi się domagać od dalekich znajomych grubego hajsu :D

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 9 września 2017 o 2:59

Udostępnij