Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

W nawiązaniu do historii o sezonowaniu komputerów przypomniała mi się historia z…

W nawiązaniu do historii o sezonowaniu komputerów przypomniała mi się historia z przedszkola.

Działo się to bardzo dawno temu, kiedy moja grupa rozpoczynała ostatni rok edukacji przedszkolnej. Wróciliśmy po wakacjach do znajomej sali i znajomych zabawek - większość zabawek jakie mieliśmy do dyspozycji była już mocno zużyta, a że zabawek w sklepach nie było tyle co dziś i ich ceny były kosmiczne, to przez całe przedszkole bawiliśmy się pocerowanymi misiami, lalkami bez rąk, czy rozpadającymi się samochodzikami.

Co ciekawe, opiekunki nie pozwalały dzieciom przynosić własnych zabawek (podejrzewam, że bały się awantury gdyby zabawkę ktoś uszkodził - serio były drogie i mało osób było stać żeby kupować dziecku co tydzień nową lalkę), więc nasze zabawy opierały się głównie na dużej kreatywności i fantazji. No ale na początku wspomnianego roku moja grupa została zaproszona do specjalnego magazynku, zamykanego na klucz.

Naszym oczom ukazał się widok jak ze snu - caluteńki magazynek wypełniony był pachnącymi nowością super wypasionymi zabawkami, o jakich mogliśmy tylko pomarzyć. Były tam samochodziki, na których mogło się jeździć, nowe lalki Barbie, mini pralki, kuchenki, i inne dobra, wszystko z "nowoczesnego", kolorowego plastiku, piękne, błyszczące. Dzieciaki rzuciły się do zabawy, pani stała nad nami i pozwoliła bawić się tym przez jakieś 10 minut, przy czym nie wolno nam było wynosić ich z magazynku.

Później wyprosiła nas z pomieszczenia, zamknęła na klucz i powiedziała "te zabawki nie są dla was, będą się nimi bawić dzieci z kolejnych roczników, chciałam wam je pokazać, żebyście się cieszyli, jak młodsze dzieci będą miały fajnie!". Możecie sobie wyobrazić jak się poczuliśmy.

Do tej pory nie rozumiem po co ta kobieta nam to pokazywała, i dlaczego właściwie zabawki nie mogły od razu trafić w nasze ręce tylko właśnie były "sezonowane" przez co najmniej rok?

przedszkole

by Shineoff
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Soulsick1988
12 16

Podejrzewam jakąś polityczną zagrywkę - w stylu niech dzieci powiedzą rodzicom, że dzieci których rodzicę płacą na komitet rodzicielski będą miały zabawki itd. Chociaż bardziej prawdopodobne jest że po prostu przedszkolanka jest czystym chamem i ją takie coś bawi....

Odpowiedz
avatar Shineoff
13 15

@Soulsick1988: Nie mam pojęcia czy w tym przedszkolu był komitet, i w jakiej kwocie, ale patrząc po dzieciakach, które tam ze mną uczęszczały to raczej ich rodzice byli normalni i zapłaciliby gdyby było trzeba. Po całej sytuacji wielu rodziców zrobiło awanturę, jak im zapłakane dzieciaki przyszły do domu. Najpierw nie chcieli nam wierzyć (wiecie, przedszkolaki miewają bujną wyobraźnię), ale jak się między sobą skomunikowali i doszli do wniosku, że dzieciaki nie kłamią to poszli do przedszkolanki z pytaniem po co i dlaczego do takiej sytuacji doprowadziła. Nie pamiętam jak to się skończyło, jednak finalnie zabawki nie trafiły w nasze ręce.

Odpowiedz
avatar Fomalhaut
11 19

Człowiek - skur wiel w czystej postaci z tej przedszkolanki.

Odpowiedz
avatar Justi
-3 9

@Fomalhaut: przedszkolanka w przedszkolu a w szkole szkolanka?

Odpowiedz
avatar fawaszi
2 2

A na studiach??? :P

Odpowiedz
avatar Monomatopeja
8 8

@fawaszi: studzienka, rzecz jasna. :D

Odpowiedz
avatar Fomalhaut
0 0

@Monomatopeja: StudniUwka.

Odpowiedz
avatar Justi
1 1

@Fomalhaut: dla scislosci..przedszkolanka nie jest oficjalna nazwa zawodu..jest nia nauczyciel wychowania przedszkolnego..przedszkolanka jest nazwa potoczna dosc gleboko zakorzeniona w swiadomosci spoleczenstwa..

Odpowiedz
avatar Daro7777
9 9

Brzmi jak temat orwellowskiej powieści

Odpowiedz
avatar paski
7 7

Gdy mój młodszy kuzyn chodził do przedszkola (lata 90) to też podobno mieli taką salkę, w której były super zabawki, nowe lalki, jakieś wózki dla lalek, wypasione narzędzia ogrodowe w wersji dziecięcej itd. Dzieciaki były tam wpuszczane tylko czasami na kilkanaście minut i w zasadzie nie wolno im było za wiele się pobawić, dziewczynki mogły tylko sobie "powozić" lalki w wózkach ale nie mogły ich wyciągać, chłopcy mogli sobie np. pojeździć taczką dookoła sali i tyle. To było przedszkole prywatne i podobno chodziło o to, aby dzieci nie zniszczyły za szybko zabawek, żeby można było się pochwalić rodzicom, jak to przedszkole jest świetnie wyposażone, jakie to ma wspaniałe zabawki itp. czyli krótko mówiąc, była to salka pokazowa dla rodziców. A czemu czasami wpuszczano tam dzieciaki? Tego nie wiem. Zaznaczam, że nie jestem pewna czy to była na 100% prawda, opowiedziała mi o tym kiedyś mama mojego kuzyna.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 2 września 2017 o 22:42

avatar Shineoff
8 8

@paski: Tak sobie myślę, że to bardzo możliwe, że w moim też mogło chodzić o posiadanie "Salki pokazowej". Ale dalej nie rozumiem po co pozwalali dzieciom się tym przez chwilę bawić. To tak jakbyś dostał/a najnowszego Mercedesa/Audi/Jakąś markę samochodu, którą lubisz jako auto służbowe, wsiadasz, jedziesz coś załatwić i jak wracasz na bazę to szef zabiera ci kluczyki i mówi "no, mam nadzieję, że się cieszysz, że jest to nowe służbowe auto dla innego pracownika. Wracaj do swojej Pandy" :D

Odpowiedz
avatar bazienka
6 8

i pomyslec, ze takie sadystki potem pracuja z dziecmi to tlumaczy problemy psychiczne niektorych osob w zyciu doroslym

Odpowiedz
avatar bukimi
2 2

Odniosę się tylko do zakazu przynoszenia własnych zabawek. To akurat jest bardzo dobry pomysł, powszechnie praktykowany np. w USA. Nie ma tam popularnej u nas presji "wszyscy mają lalki z Littlest Pet Shop" lub [wstaw dowolną inną bajkę] i "Asia nie ma, nie bawimy się z nią, jest biedna". Kto ma dziecko w przedszkolu lub podstawówce, ten wie, że taki szpan to u nas codzienność, a rodzice się poddają dla świętego spokoju, przerzucając presję coraz dalej i dalej. Dodam, że normą są też mundurki, by nie było dzieci lepiej i gorzej ubranych (niektórym ten pomysł podoba się bardziej, innym mniej, zrozumiałe). Zakaz własnych zabawek jest OK. Oczywiście udostępnianie byle czego do zabawy w samym przedszkolu już nie, ale to inna bajka.

Odpowiedz
avatar downthedrain
1 7

Witam, a ja może podejdę do tego z drugiej strony. A nie możliwe było, że zabawki były kupione nowe dla nowego rocznika za wpisowe? Sama jestem przedszkolanką i wiem, że dzieciaki, nie ważne czy to grubą tekturową książkę, czy jakieś pancerne samochodziki, potrafią rozwalić w kilka miesięcy jak nie tygodni. Bo to nie ich prywatne, więc można rzucać, skakać po tym etc. Autorka pisze, że to był ich ostatni rok w przedszkolu i ich zabawki wyglądały w następujący sposób. A może to nie były antyczne zabawki przekazywane z dziada pradziada, a po prostu zabawki, które oni rozwalili przez 2 lata? Bo taki stan techniczny by się akurat zgadzał... Nauczycielka, więc nie była żadną zołzą ani 'sadystką' tylko pozwoliła pobawić się dzieciom zabawkami przeznaczonymi na nowy rocznik, a potem jeszcze miała z tego powodu problemy. Zaznaczam, że nie wiem czy tak było, ale nie można o niczego podchodzić jednostronnie.

Odpowiedz
Udostępnij