Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Dostałam stanowisko menadżera w McDonaldzie. Oczywiście oprócz układania grafiku, zamawiania potrzebnych towarów…

Dostałam stanowisko menadżera w McDonaldzie. Oczywiście oprócz układania grafiku, zamawiania potrzebnych towarów i nadzoru, smażę kotlety, sprzątam i obsługuję.

Co w tym piekielnego?

Komentarze, często od znajomych. - No ale to wstyd! Jak można pracować po studiach w Macu? Już wolałbym być bezrobotny! (acha...) - Nic innego nie było? Może jakiś kolejny staż, gdzie cię jednak zostawią? To lepsze niż smażenie frytek (koleżanka po tym samym kierunku, nie przepracowała dnia, na utrzymaniu męża, zajmuje się dzieckiem). - Hahaha! I co? Proponujesz frytki do zestawu? Ale beka (Jakiś pijany koleś na domówce, kiedy zapytał gdzie pracuję.

Czy naprawdę praca w Macu to taki wstyd? To kilka przykładów szydzenia z mojego miejsca pracy, śmieszkowania i dowartościowywania się moim kosztem.

Nie rozumiem, uważam to stanowisko jako pracę jak każdą inną, to znacznie lepsze niż siedzenie na bezrobociu czy łażenie na wszelkiej maści staże za marne grosze.

Już mi się odechciewa mówić gdzie pracuję, a lubię swoją pracę...

mcdonald

by ~olaolaola234
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar TakaFrancuska
4 36

@majkaf: podejrzewam, że autorce chodziło o to,że własnie osoba, która nigdy w życiu godziny nie przepracowała, bo siedzi w domu i nic nie robi, czyni jej uwagi na temat pracy. Samo siedzenie i nic nie robienie nie jest złe ( o ile ktoś daje Ci pieniądze.. i o ile nie będziesz oczekiwać pomocy od podatników, gdy ten ktoś Cie zostawi... Wiesz bo to trochę tak jakbym ja, będąc osobą otyłą, czyniła uwagi na temat odrzywania i odchudzania osobie szczupłej.. bo własnie do tego się to sprowadza... . Aczkolwiek wiele też zależy od tonu wypowiedzi. No bo umówmy się, praca w mcDonaldsie, to raczej praca dla studentów, którzy chcą dorobić lub osób bez wykształcenia. Do smażenia frytek, studia sa niepotrzebne. Koleżanka mogła po prostu z troski zapytać. Czasami lepiej jest przez kilka miesięcy zarabiac mniej, by się rozwijać.

Odpowiedz
avatar Mementomoris
32 40

@TakaFrancuska: Chyba pora ustalić jakąś spójną wersję, bo raz się krzyczy, że taka co siedzi w domu, gdy mąż pracuje, to nie zaznała w życiu ani chwili roboty, a potem, że prowadzenie domu i opieka nad dziećmi to jedna z najcięższych i najbardziej niedocenianych prac...

Odpowiedz
avatar Iceman1973
12 22

@majkaf: Czyżbyś była taką kobietą na utrzymaniu męża? Może dlatego czytasz to zdanie jako atak i nie wyłapałaś prawdziwego sensu tego zdania?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
24 28

@noddam: ani kiedyś, ani teraz nie było idealnie i nie będzie. Kiedyś nie było tak różowo, jak to opisujesz. W przypadku agresji ze strony mężów kobiety były bezbronne. W przypadku śmierci, albo znalezienia sobie młodszej też kobieta zostawała z niczym. Są kobiety, które chcą siedzieć w domu i mają do tego prawo. Ale nie idealizuj tak życia kobiet, które nie pracują zawodowo, bo nie wszystkie mają tak różowo, a życie to nie utopia.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
24 26

@noddam: I przede wszystkim mężczyzna to nie jest maszynka do pieniędzy, tylko człowiek. Człowiek który może zachorować, zaniemóc, mieć wypadek itd. I co wtedy? Cała rodzina jest w kryzysowej sytuacji.

Odpowiedz
avatar majkaf
-3 7

@Iceman1973: no niestety nie trafiłeś. Jeśli Cię to interesuje to jestem w ciaży i przebywam na zwolnieniu lekarskim. Ale jak urodze i skończy mi się urlop macierzyński to kto wie - może podejmiemy z mężem decyzję, że będe opeikować się dziećmi, a on będzie zarabiał. I jeśli nas na to będzie stać to nic nikomu do tego.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 31 sierpnia 2017 o 13:12

avatar pchlapchlepchla16
17 19

@noddam: OK, tylko jaki odsetek kobiet w tych dawnych, idealizowanych przez Ciebie czasach faktycznie miał, cytuję, "czas na rozwijanie swoich zainteresowań"? Wiem, teraz jest taki trend, że ludzie się na siłę doszukują szlacheckich przodków i wychodzi na to, że 99% społeczeństwa należało do klas uprzywilejowanych. A gdzie te miliony kobiet, które wstawały pierwsze i kładły się ostatnie, mimo że (przynajmniej na wsi) nie pracowały poza gospodarstwem? Przecież musiały przed wyjściem w pole napalić pod blachą i przygotować śniadanie dla wszystkich, wydoić krowy, przecedzić mleko, po czym razem z mężem i dziećmi szły do roboty. A w mieście? Na niechodzenie do pracy mogła sobie pozwolić kobieta, której mąż był co najmniej majstrem w fabryce, ewentualnie rzemieślnikiem z własnym warsztatem. Inne pracowały w fabrykach, dorabiały praniem, sprzątaniem po domach itd.

Odpowiedz
avatar Armagedon
10 24

@noddam: Jak czytam takie mądrości, to mi się zawleczka z granatu wysuwa. Facet jest maszynką do robienia pieniędzy i dzieci, a kobieta jest maszynką do ich rodzenia. Oraz robotem do kompleksowej obsługi pana domu. Oboje mają bezawaryjnie funkcjonować, jak dobrze naoliwione mechanizmy. A przyszło ci kiedyś do głowy, że kobieta, oprócz "ładności" i "odpowiedniej konstrukcji ciała" posiada jeszcze osobowość? I wolną wolę? Może nie ma ochoty na rodzenie dzieci? Może woli zostać singielką? A ty co? Chcesz jej zamknąć rynek pracy, żebyś mógł więcej zarabiać? "...to ja rzucam pracę na rzecz wykonywania obowiązków domowych i zajmowania się przyszłym potomstwem." No, ciekawe. Planujesz za partnerkę dzieci urodzić? To jedno ci się akurat nie uda. Cyckiem też nie nakarmisz. "Przynajmniej ona będzie spełniała się zawodowo i nie musiała robić 100 rzeczy + obsługi dzieci." Ojejej! Jakiś ty nowoczesny i szlachetny! A nie przyszło ci czasem do głowy, że obowiązkami można się DZIELIĆ? W dzisiejszych czasach, kolego, oboje partnerzy MUSZĄ pracować, a najlepiej, gdy jedno ma solidną, państwową robotę. Bo to gówno prawda, że jak z twojej firmy odejdą kobiety, to ty zaraz dostaniesz podwójną pensję. Dałby ci szefcio z 500 zeta podwyżki, a ogarnąć byś musiał dwa etaty (o ile nie dwa i pół, zależy ile bab w twojej firmie pracuje), a po powrocie do domu nawet by ci się nie chciało tych dzieci produkować. Inny koleś by stwierdził, że na cholerę mu żona i dzieci, skoro dużo lepiej, wygodniej i dostatniej żyje się samemu. A zapewne nie on jeden. I tym sposobem rzesze bezrobotnych kobiet tkwiłyby w staropanieństwie. Na utrzymaniu rodziców, póki co. I nie sądzisz chyba, że wszyscy faceci są tacy zdolni i ogarnięci, żeby móc zawsze zarobić odpowiednio wysoką kwotę, za którą bez trudu utrzymają wieloosobową rodzinę. Proponuję bajdurzeń pana Korwina słuchać z większym dystansem i mniejszym entuzjazmem. Kobieta MA MIEĆ prawo wyboru. Dokładnie takie samo jak facet.

Odpowiedz
avatar Alien
7 9

@noddam: 1. Bo bycie na utrzymaniu kogokolwiek będąc zdolnym do podjęcia pracy jest po prostu durne. Utrzymującemu może się coś stać, może zachorować, umrzeć albo znudzić się i pójść w cholerę - co wtedy? Utrzymanek/ka jest w czarnej d*pie. 3. Wymiotować mi się chce od tego bełkotu psycho-ewo... wiesz, że to jest paranauka, prawda? 4. Coś mi śmierdzi w tym rachunku i logice, tylko nie jestem do końca pewna, co... Wydaje mi się, że za bardzo upraszczasz, to na pewno. 5. "Zwalmy obowiązki domowe na jedną osobę, bo podzielenie się nimi jest za trudne i bez sensu", aha. Zresztą, co ty tak nadajesz o dzieciach? Przeszło ci przez ten seksistowski móżdżek, że nie każda kobieta chce mieć dzieci?

Odpowiedz
avatar Armagedon
8 12

@noddam: Może zacznę od tego, że jestem kobietą. To ci pewnie sporo wyjaśni. Zresztą płci nie ukrywam. Znaczek przy nicku jest widoczny. A teraz odpowiadam. 1. Powszechnie wiadomo, że według Korwina kobiety mają mieć prawa takie, jakie im dadzą mężczyźni. I nie ma tu dwóch zdań, bo słuchałam jego wywodów nie raz i nie dwa. To o czym piszesz - to czysta demagogia. Co znaczy, że kobieta nie ma dziś prawa wyboru? Oczywiście, że ma. Czemu niby zakładasz, że kobieta w małżeństwie pracuje BO MUSI. Bardzo często jest tak, że pracuje, BO CHCE. ZAWSZE dwie pensje będą większe niż jedna. Tyle, że według "tradycyjnych zwyczajów" rządzi ten, kto "upoluje mamuta", czyli przyniesie kasę. I według Korwina ten OBOWIĄZEK ma facet. Innych obowiązków nie ma. A jeśli żona pracuje i - nie daj boże - zarabia więcej, tradycyjny model rodziny szlag trafia, bo kobieta oczekuje od męża czegoś więcej, niż decyzyjności. I wytłumacz mi, bardzo proszę, JAKI to niby wybór miałaby mieć kobieta, jeśli na rynku pracy nie byłoby dla niej miejsca? To właśnie teraz kobiety mają większą możliwość wyboru, bo jeśli nie chce im się pracować - mogą poszukać bogatego chłopa, wyjść za niego, rzucić robotę, dzieci mu narodzić i wisieć mu u cyca do końca swoich dni. Jeśli, oczywiście, mąż - po dwudziestu latach małżeństwa i odchowaniu progenitury - nie zechce jej wymienić na "nowszy model". Może sama robić karierę, wspiąć się wysoko i szukać sobie męża na podobnym poziomie. Być jego równorzędnym partnerem - o dzieciach wcale nie myśląc, tylko o podróżach, luksusach i zbytku. Może też wybrać mężczyznę bez ambicji zawodowych, spełniającego się w roli gosposi, niańki i kucharki. Czy ty nie pojmujesz, że to co proponuj Korwin - to zredukowanie etatów i nieprzyjmowanie do pracy kobiet? Nie wydaje ci się, że kobiety też mają prawo do wyboru zawodu? Chcieć zostać pilotem, neurochirurgiem, politykiem, operatorem koparki, złotnikiem, kapitanem tankowca? Ma być pozbawiona tej możliwości tylko dlatego, żeby jej mąż mógł zarabiać podwójnie - a ona siedzieć w domu? Założę się, że gdyby Korwin, jakimś cudem, zdobył bezwzględną większość w Parlamencie - to taka ustawa przeszłaby w trzy dni. Wiesz co? Wydaje mi się, że gdybym naprawdę chciała rzucić pracę i pozostawać na utrzymaniu męża - to wymagałabym od niego takiej kasy, żebym mogła leżeć i pachnieć, znajdować czas na fryzjera, spa, własne rozrywki, wyjazdy wakacyjne w ciepłe kraje, zakupy, spacery i jazdę samochodem (własnym) dla przyjemności. A domem niech się zajmują: pan kucharz, pan sprzątający, pan pomoc domowa (pranie, prasowanie, zakupy gospodarcze i spożywcze), pan niania, i pan guwerner. Jak sądzisz? Ilu facetów byłoby stać na taki standard, nawet, gdyby w kraju nie pracowała ani jedna kobieta? 2. Co do tego punktu - odpowiem krótko. Niczego się nie czepiam, a ty histeryzujesz. Miliony dzieci uczęszczało do przedszkoli - co im mogło wyjść tylko na dobre. Integrowały się z rówieśnikami, uczyły socjalizacji, nabywały wiedzy adekwatnej do rozwoju umysłowego, rozwijały się ruchowo i intelektualnie. A także muzycznie i plastycznie. Przedszkole to właściwie obowiązkowy etap edukacyjny, bez względu na to, czy rodzic pracuje, czy nie. Oczywiście, przedszkoli jest za mało, ale to inna bajka. Poza tym - coś zgrzyta w tych twoich wywodach. Bo wynika z nich, że dziecku miałaby wystarczyć uwaga i opieka tylko jednego rodzica, gdyż drugi, zajęty zapewnianiem środków płatniczych w odpowiedniej wysokości - nie miałby na to czasu, wychodząc skoro świt i wracając wieczorem. Ale jeśli sądzisz, że temu właśnie rodzicowi wystarczałyby same wieczory, to ja sądzę, że obojgu też by one wystarczały. Do tego dochodzą weekendy, wyjazdy wakacyjne, święta, urlopy. Obecność w życiu dziecka - to nie jest siedzenie mu na głowie od rana do wieczora i pilnowanie, co robi. To się sprawdza bardzo krótko, dzieci dorastają i musisz spuścić je z oka już w momencie ich pójścia do szkoły. Dzieci są coraz starsze, coraz mniej cię potrzebują, us

Odpowiedz
avatar Armagedon
7 9

...amodzielniają się. I CO ma zrobić ze swoim wolnym czasem osoba, która nie ma już szans na pracę, bo wypadła z rynku? No chyba, że plan jest taki, żeby był "co rok prorok" przez 15 lat z rzędu. Ale to i tak nie załatwia sprawy, bo wystarczy, że przemęczony ciężką pracą "dostawca mamutów" przedwcześnie wyciągnie kopyta. "...ludzie zapominają, że praca nie jest najważniejsza (...) zapominają co jest celem." No właśnie. A CO jest celem? 3. Mężczyzna ma osobowość. Kobieta też ma osobowość, ale... właściwie nie jest jej ona do niczego potrzebna, ponieważ i tak "z behawioralnego punktu widzenia" jej rola społeczna jest z góry określona. No, do pewnego stopnia tak, bo to tylko ona jest zdolna do rodzenia dzieci. Ale powiem ci, że te wszystkie teorie "instynktownego" doboru partnerów można już od dawna wyrzucić na śmietnik. Gdyby on (ten instynkt) tak się sprawdzał - nie byłoby tylu rozwodów, tylu "pomyłek" życiowych, tylu dramatów niechcianych dzieci. Dlatego OBIE PŁCIE mają mieć dokładnie takie same prawa, żeby, w razie czego, nie lądować gołą dupą na lodzie. 4. Przy tym punkcie rozłożyłam ręce, bo nawet nie wiem od czego zacząć. "Nie mówię, że to byłoby lepiej jakby kobiety nie pracowały." No właśnie mówisz. Ponadto mówisz również, że kobiety wywalczywszy sobie prawo do nauki i pracy - odebrały facetom ich pieniądze. Oczywiście, mówimy o pracy "elitarnej", bo są zajęcia, których żaden przyzwoity facet nie tknąłby nawet kijem. Tam, gdzie ogólnie panowała bida - kobiety zawsze pracowały, tyle, że zajęcia miały podłe i nisko płatne. Takie zawody podrzędne, związane zwykle z obsługą i usługą. I to dość poniżającą obsługą, bo nawet na stanowiska kelnerów i fryzjerów zatrudniano wyłącznie mężczyzn. Do takich właśnie czasów tęskni pan Korwin - siebie i swoją rodzinę widząc, oczywiście, w roli obsługiwanych. Bo pan Korwin nie ma nic przeciw pracy kobiet, o ile to są kobiety "z nizin", bo pan Korwin społeczeństwo dzieli na rasę chamów i rasę panów. Sam jest, naturalnie, z tej drugiej. 5. JA opowiadam o "świecie idealnym"? JA jestem oderwana od rzeczywistości? No, bez żartów! Przecież jest dokładnie odwrotnie. Idealny świat to przecież taki, w którym mądrzejszy, zdolniejszy i lepiej wykształcony facet pracuje ciężko na utrzymanie domu, a jego śliczna i "odpowiednio dobrana budową" małżonka z uśmiechem i radośnie zajmuje się ogniskiem domowym. Które musi podsycać regularnie i umiejętnie. Jeśli mąż nie zarabia kokosów - sama musi ogarnąć domowe obowiązki, oczywiście perfekcyjnie, ponieważ nie pracuje i ma dużo czasu. Musi... Na zakupy ciągać się z kilkorgiem dzieci w różnym wieku, które powinna od małego perfekcyjnie wychowywać, stanąć przy garach i zaplanować obiad z dwóch dań plus deser, jednocześnie dopilnowując hasające po domu towarzystwo, a przy okazji kombinując gdzie najtaniej kupić dzieciom buty na zimę, bo kasa się kończy, a mąż swoje już dał i reszta go nie interesuje. Potem jeszcze tylko sprzątanie, odkurzanie, pranie, prasowanie, zmywanie garów, pastowanie butów, przyszywanie guzików... zaraz, zaraz... przecież trzeba zająć się dziećmi, poczytać im książeczki, odrobić lekcje, pobawić się, dopilnować w chorobie, odwiedzić lekarza, bo kolejna ciąża rośnie, wybrać się do dentysty (ale to już chyba nie w tym miesiącu, bo kasa...), cholera, jeszcze farbę do włosów trzeba kupić, bo odrosty widać, mąż powie, że flejtucha ma w domu, manicure hybrydowy by się przydał, bo inaczej co chwila lakier złazi, u starszego wywiadówka, trzeba iść... ojezusie! on zaraz wraca z pracy, a ziemniaki jeszcze twarde, nie miałam czasu na prysznic, spod pachy mi wali... Tatuś wraca, entuzjastycznie witany, bo krótko widywany, spożywa obiadek, poświęca godzinkę dzieciom, zasypia przed telewizorem... I tak płynie sobie dzień za dniem w tym idealnym życiu rodzinnym, wszyscy szczęśliwi, kochający, mąż dowartościowany, dostał awansik, kupi większy samochodzik, będzie mógł zrobić jeszcze jedno dziecko... Dzielić się obowiązkami? A po

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 2 września 2017 o 12:20

avatar Armagedon
7 7

...co? Mam propozycję. Obejrzyj sobie polski film pod tytułem "Komedia Małżeńska". Jest w internetach, znajdziesz jak się postarasz. Może wyciągniesz jakieś wnioski?

Odpowiedz
avatar Leone
12 12

@noddam, nie będę się rozpisywał jak reszta, bo to nie ma sensu. Tylko dwie uwagi: 1. To nie mężczyźni którzy chodzili na polowania zapewniali jedzenie rodzinie/grupie. Polowania często długo trwały, kończyły się porażką, a nawet jeśli sukcesem, to raczej było to jakieś małe zwierzę, a nie mamut czy kilka gazel. Podstawą diety były wtedy rośliny i korzonki zbierane przez kobiety. 2. Zarobki kiedyś nie były większe. Wręcz przeciwnie, były znacznie mniejsze i często, aby rodzina jako tako mogła żyć, pracowali wszyscy. Rodzice i dzieci. Było znacznie mniej bogatych ludzi, natomiast ogromna większość żyła w biedzie.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-4 4

@Armagedon: Co do Twojego 5 punktu. To już zależy od odrobiny empatii i zrozumienia. Nie musi być perfekcyjnie, bo każdy zna realia. Jak się wychodzi za rozpieszczonego gnoja, za którego całe życie ktoś robił i nie ma pojęcia o obowiązkach domowych, to można spodziewać się takiej historii jaką opisałaś. Ale ja zawsze powtarzam, że każdy jest sobie sam winien. Widziałaś za kogo wychodzisz, nie powinnaś mieć pretensji. Uwielbiam jak kobiety przesadnie opisują obowiązki domowe. Taaa.. Pełne sprzątanie domu jest potrzebne codziennie... Taa manicure robisz również codziennie i dla męża... taa... Włosy malujesz codziennie... Jak się umie zaplanować dzień i nie traci się bezsensownie 2+ godzin na ploteczki przez telefon to się spokojnie człowiek wyrobi ze wszystkim. Co to znaczy zaplanowanie obiadu... Kupujesz jeden z 4 podstawowych rodzajów mięsa (zakupów też nie musisz robić codziennie), spokojnie z pamięci można zrobić 40 różnych potraw (a jak nie, to chyba masz smartfona i internet) w szczególności, że przecież gotujesz codziennie (lub co bardziej prawdopodobne, raz na 2-3 dni), wiec masz to w małym palcu. Jedyne co w Twoim zestawieniu faktycznie wymaga więcej czasu to prasowanie. Prania też chyba ręcznie nie robisz, więc wrzucenie brudów z kosza na pranie trwa mniej niż 2 minuty, wliczając w to ustawienie programu i nasypanie proszku + zmiękczacza. Jak ktoś zarabia więcej, to może sobie pozwolić na suszarkę automatyczną (najtańsza aż 800 zł), więc na suszenie czasu nie potrzebujesz, wrzucasz i tylko przeprasować trzeba - a przecież zakładamy model jednej osoby pracującej, w ramach którego zarabia się więcej, więc Cie stać. Dzieciaki też jednocześnie nie wymagają odrabiania lekcji i zajmowania się w chorobie . Albo jest zdrowe i trzeba odrabiać lekcje, albo jest chore i trzeba się nim zająć (oczywiście zakładając najbardziej powszechny model Polskiej rodziny 2+1). Faktycznie przybywa obowiązków jak planujemy rodzinę wielodzietną. Tu się zgadzam, że jest trudniej. Zawsze mnie to frasowało, że ja potrafię posprzątać duży dwupiętrowy dom rodzinny, zrobić obiad, posprzątać po gotowaniu i wyrabiam się przed 12 (wstając o 8); utrzymuję ten stan przez tygodnie. A kobiety opowiadają, że to jest taka masa roboty i nigdy nie ma tych ziemniaków na czas. Może sekretem jest to, że ilekroć dzwoni się na nr domowy/tel. żony to jest zajęte... Teraz już wiem czemu w Twojej wizji świata mój pogląd nie pasuje. Bo zakładasz najgorszy możliwy scenariusz, gdzie jedno pracuje i to za marne pieniądze, gdzie trzeba wybłagać grosze na buty na zimę dla dziecka, gdzie mąż jest tyranem niezdolnym do empatii. Wcale tak nie musi być. Jakbym chciał być złośliwy, to też przeniósłbym obecny model rodziny na realia XIX-XX wieku. Wcale nie byłoby lepiej. Teraz mamy inne czasy, inny poziom rozwoju technologii i bardziej rozwinięte społeczeństwo, ale jak się uparcie próbuje porównywać z minioną epoką to zawsze to co było, wydaje się gorsze.

Odpowiedz
avatar Kokapofy
2 2

@Armagedon: Ja proponuje film "Pleasantville" na ten temat ;)

Odpowiedz
avatar Balbina
2 2

@TakaFrancuska: Tak studia są niepotrzebne do niektórych zawodów ale prawda jest taka ze zanim znajdziesz pracę w swoim zawodzie to się możesz zestarzeć. Jak szukałam pracownika na pół etatu to byłam w szoku z jakim wykształceniem ludzie szukają pracy.Czułam się jak na castingu. Jedna młoda dziewczyna powiedziała że na ok 100 wysłanych cv odpowiedziałam jej tylko ja.

Odpowiedz
avatar omel
6 6

@noddam: Podsumowując - aby mężczyzna mógł zarobić 2x więcej i utrzymać samotnie dom i rodzinę kobiety nie mogą pracować, ale ma to być ich wybór, bo wybór jest ważny, każdy ma prawo wybrać. Mężczyzna ma prawo wybrać pracę, a kobieta rodzenie dzieci. A jak ktoś nie chce dzieci to może wybrać żeby się wyleczyć z niechcenia dzieci. I mieć. Znaczy wybrać że będzie miał, bo wybór jest ważny. Chyba że jest inny niż ty byś chciał - wtedy jestem głupi, mam wszystko przemyśleć jeszcze raz i wrócić jak już mój wybór będzie właściwy. Dobrze to interpretuję?

Odpowiedz
avatar timka
0 0

@TakaFrancuska: Może sama posiedzisz z dzieckiem i tak nic nie porobisz to może zmienisz zdanie czy to jest czy nie jest nic nierobienie..

Odpowiedz
avatar timka
1 1

@noddam: Ok ale jesli dzieci ma być kilkoro i załóżmy rodzą się nie co rok bo też kobiecie wagina musi się zagoić czyli nawet jesli to 4 dzieci razy kazde 2 lata to jest min 8 lat opiekując się małymi dziećmi. Bo jakoś nie wierzę by skoro maż pracuje a żona nie to by decydowali się tylko na jedno dziecko. Presja społeczna nie tylko kobiety ale tez mężczyzny jako reproduktora by na to nie pozwoliła. Także rozumiem, że możesz tak szybko ogarniać dom i wyrobić się przed 12 ale dodaj do tego małe dzieci kilkoro, a jeszcze jakby kobieta urodziła bliźniaki co już nie zdarza się rzadko to min 4 małych dzieci w domu. I teraz zastanów się czy dałbyś radę wyrobić się nawet do 14.. Powodzenia

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
1 1

@noddam: Te Twoje wywody o Korwinie to mnie rozbawiły do łez. Opinia mediów o nim to akurat jedna z niewielu rzeczy, w których zgadzam się z mediami. To co on chce z kobietami zrobić jest okropne. Kobiety nie mają wyboru. Jakikolwiek wybór on proponuje jest czysto iluzoryczny. Tak, mają prawo iść do pracy, ale lepiej żeby zostawały w domu i narobiły dzieci, bo taki ma być model rodziny. Tak, mogą iść do pracy. Ale tylko do tych "babskich" lub śmieciowych, bo tam nie trzeba być mądrym. I to tylko jak z jakiegoś powodu facet nie utrzymuje rodziny (założę się, że po kilku latach będzie potrzebować pozwolenie od męża...). Ubierać też się mogą w co chcą. O ile są to sukienki i spódnice. Wzrok też mogą sobie naprawiać przez noszenie okularów. Ale lepiej nie, bo chyba za mądrze wyglądają a kobieta nie powinna być mądra. To facet ma być mądry, chodzić do pracy i zarabiać. A jak ją bije to albo niech odejdzie (tu się zgadzam) albo niech zastanowi się czy on nie ma racji (!!!) albo niech go "wychowuje" żeby nie bił (!). Bo po co na policję cepa zgłosić, nie? O jego radach jak radzić sobie z gwałtami już nie wspomnę. Twoja dziewczyna do wizji Korwina nie pasuje. Nie jest prawdziwą kobietą. A tylko dla prawdziwych kobiet jest miejsce. Polecam sobie książeczki i inne jego wypociny poczytać bo wbrew pozorom nie wyssałam sobie tych głupot z palca. Wydaje mi się, że każdy normalny, szanujący ludzi mężczyzna by się w głowę puknął czytając te bzdury i by się porządnie zastanowił czy chciałby by jego siostry czy córki żyły w takim świecie. A byłby to dla kobiet wypad 100 lat do tyłu. Mój znajomy też się nim fascynował... Ale zdążył się ożenić, córeczka mu się urodziła i tak jakoś wyrósł z tego... Pseudo teorie z tym jak kobiety są stworzone tylko do konkretnych zawodów i ról społecznych są już w sumie żałosne. Aż za bardzo czasami widać jak niektórzy lubią argumentować to, że kobiety powinny siedzieć w domu i/lub nie brać się za "męskie" zawody. Szkoda, że oni wszyscy się nie zastanowią czy może dziewczyny się zachęca do majsterkowania, grania, grzebania przy samochodzie, komputerze, nauk ścisłych itd. Czy może mniej lub bardziej dosadnie daje się im do zrozumienia, że "to nie dla dziewczynek" (jak ze mną chociażby). Zdawałoby się, że pierdoły a jednak dziecko kształtują. Smutne jest dla mnie ile z tych kobiet, na które tak ci faceci narzekają, mogło być normalne i coś osiągnąć,także w "męskich" obszarach zawodowych gdyby tylko nie przygniótł ich przestarzały model wychowania.

Odpowiedz
avatar Iceman1973
0 0

@majkaf: Po tonie wpisu wnioskuję, że jednak nie czytasz ze zrozumieniem...

Odpowiedz
avatar Shineoff
-3 39

Dlatego uważam, że studia powinny być płatne. Wtedy zniknęłaby masa kierunków niepotrzebnych w żadnej pracy, a społeczeństwo nie musiałoby finansować nikomu nie potrzebnych studiów. Studentów byłoby 10 razy mniej i każdy po studiach miałby pracę w swoim kierunku. A co do pracy w Maku - żadna praca nie hańbi.

Odpowiedz
avatar livanir
21 33

@Shineoff: Weź pod uwagę, ze stracilibyśmy wiele talentów z biednych rodzin, bo ich by nie było stać(np. zamiast na studia woleli by dac pieniądze pracy mamie)

Odpowiedz
avatar SunnyBaby
14 20

@livanir: i tak tracimy. Jak na razie darmowe są studia dzienne, za zaoczne trzeba solidnie wybulić. A nie wyobrażasz sobie chyba, że taka matka, która bierze pieniądze od syna, powie: "no synusiu, ty masz tęgą głowę, skupiaj się przez cały tydzień na nauce a nie na zarabianiu pieniędzy"?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-2 22

@Shineoff: Przeczytałem pierwsze zdanie i wow, w końcu ktoś trzeźwo patrzący na świat. Tak studia powinny być płatne, a im mniej przydatny gospodarczo kierunek, tym opłata powinna być wyższa. A nie jak teraz, mamy 800 tys. absolwentów pedagogiki (dane na 2014r, źródło Bank Danych Lokalnych GUS), uczniów nie przybywa - jest niż, zamykają szkoły ale co z tego jak co roku kształcą się kolejni nauczyciele, a potem płacz, że pracy nie ma.

Odpowiedz
avatar SunAmelia
1 13

@SunnyBaby: A ja sobie wyobrażam, bo u mnie w domu było bardzo krucho z pieniędzmi. I mama się zadłużyła, abym mogła studiować. Jednak jak chciałam iść do pracy i przejść na zaoczne, kategorycznie mi odradzała. Dzięki niej skończyłam studia magisterskie i doktoranckie na zagranicznych uczelniach. Jak dostawałam tam stypendia, to mogłam się jej odwdzięczyć finansowo. Co do tematu płatnych studiów jestem za. Mimo że, ledwo udało mi się utrzymać finansowo w pierwszych latach, uważam, że lepiej jak by były płatne. Zaczęłam studiować jeszcze w czasach obowiązkowej służby wojskowej, gdzie dużo miejsc było zajmowanych przez osoby chcące uciec przed wojskiem. Teraz są zajmowane przez osoby chcące uciec przed dorosłym życiem, często na koszt rodziców. Jednak, aby wprowadzić płatne studia, potrzebne są też inne zmiany. Po pierwsze więcej szkół zawodowych z dobrym prestiżem. Po drugie łatwy i sensowny dostęp do kredytów studenckich. Jak ja się starałam o taki kredyt, nie mogłam go dostać bo, uwaga: moi rodzice za mało zarabiają... No tak, jak by dobrze zarabiali, to bym na pewno go potrzebowała. I rozumiem, że bank musi mieć zabezpieczenie, ale w DE i UK jakoś mogli ten problem rozwiązać. off topic: Ciekawe jest to, że po powrocie do PL znowu mam problemy z wiązaniem końca z końcem... Piekielne

Odpowiedz
avatar Shineoff
0 4

@SunAmelia: No właśnie, emigracja to kolejny problem. Za nasze (podatników) pieniądze kształci się ludzi, którzy następnie jadą pracować do Anglii, Belgii, Niemiec czy USA. A tam na studia nie pójdą, bo tam trzeba płacić! Zgadzam się co do zawodówek, w tej chwili dalej są traktowane jako przechowalnia dla patologii, a przecież mogłyby to być świetne szkoły, które kształcą fachowców. Znam bardzo wiele osób bez wykształcenia wyższego, które nie miały problemów ze znalezieniem pracy (bo się pracą fizyczną nie brzydzili), a obecnie zarabiających dużo więcej niż moi wykształceni znajomi. Jeżeli w awansie przeszkodą jest brak wykształcenia, to na studia zawsze można wrócić. Z kolei mnóstwo wykształconych osób mówi "nie pójdę do pracy tu, tam i siam, bo nie po to kończyłem studia!". No i co? I wolą być bezrobotni, byle tylko się nie skalać pracą poniżej swojej godności :/

Odpowiedz
avatar mijanou
6 10

@Shineoff: absolutnie nie płatne. Właśnie te dziwne, płatne "wyższe" szkoły lansu i bansu powinno się zlikwidować (te, na których "studiują" absolwenci z wynikiem maturalnym 30% z podstawy i 0-5% z rozszerzenia). Studia powinny odzyskać swoją elitarność i naprawdę kształcić elitę umysłową i cenionych specjalistów. Weź sobie porównaj wiedzę dowolnego magistra, który magisterkę robił (dajmy na to) 20 lat temu na państwowej uczelni i magistra, który ukończył niedawno wyższą szkołę gotowania na gazie i zapłacił za napisanie pracy. To taka różnica jakby usiąść na fotelu klubowym a potem na kaktusie.

Odpowiedz
avatar Armagedon
5 7

@mijanou: I tu się podpisuję czterema łapami. Powinno być DOKŁADNIE tak jak mówisz. Dodałabym jeszcze, że na te państwowe, bezpłatne studia rekrutacja powinna być oparta głównie na egzaminach, plus (wstępna selekcja) wyniki na świadectwie maturalnym. Żadna uczelnia płatna w Polsce nie jest w stanie odpowiednio wykształcić swoich studentów. Na wszystko patrzą przez palce - bo najważniejsza jest KASA. A różnica polegałaby na tym właśnie, że za wykształcenie studenta dziennego płaciłoby państwo. A po osiemnastym (bodajże) roku życia obowiązku nauki nie ma. Więc też uczelni nie opłacałoby się trzymać leniwego studenta dla idei - bo płaci. Wręcz przeciwnie. Wywalenie tumana z roku - dawałoby tylko oszczędności. Więc tytuł "magister" oznaczałby przynajmniej w miarę wykształconego człowieka. Który nie musiałby szukając pracy "przeczekiwać" w McDonald's, Biedronce, albo ochronie.

Odpowiedz
avatar SunAmelia
0 0

@Armagedon: Uczelnia państwowa ma płacone od studenta. Na wydziale jednego z uniwersytetów był kierunek, na którym było pełno tumanów, bo był lekki i przyjemny. Wydział rekompensował sobie nim niski poziom studentów na innych kierunkach (6-12 osób). Zgadzam się, że poziom uczelni jest strasznie zaniżony. Dlatego podobają mi się rankingi uczelni. Jest on dobrym wyznacznikiem dla pracodawcy / dalszej edukacji o studencie.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

@SunAmelia: Na szczęście zmieniła się ustawa o Szkolnictwie Wyższym. Teraz nie płaci się od łebka. Tzn nadal się płaci od studenta, ale tylko jeśli został spełniony pewien współczynnik ilości pracowników akademickich do studentów. Jest taka uczelnia u mnie w rejonie, która kształciła 24 tys. studentów, na totalnie nieprzydatnych kierunkach (muzealnictwo - fajnie brzmi tylko bez perspektyw zatrudnienia; archeologia - gdzie, pewnie wykopki pod Radomiem). Teraz mają wybór, albo zamkną/ ograniczą ilość studentów na poszczególnych wydziałach, albo zatrudnią więcej pracowników naukowych (a że są poważnie zadłużeni, to wątpię w przyrost zatrudnienia). Elitarność studiów nie jest wcale tak łatwo osiągnąć. Rankingi też są przekłamane. Niby jest znana metodologia, ale co jest kryterium nadania 100% z danej kategorii? Porównywanie do najlepszej uczelni z poprzednich lat. Zatem 1-2 pozycja nie zmienia się od 10 lat, a inne uczelnie, mimo, że się rozwijają nie są w stanie ich dogonić. Poza, tym jest taka kategoria jak "innowacyjność". Sprowadza się ona do ilości prowadzonych projektów europejskich. W praktyce ma to znikome przełożenie na studenta. Sprzęt zakupiony za fundusze europiejskie przez pierwsze 5 lat jest nie wykorzystywany przez studentów, a potem jest już przestarzały. Kierunki zamawiane / dodatkowe specjalności sponsorowane przez unię też niby są, ale to jest jedno wielkie oszustwo (względem normalnego toku studiów). Wiecie, że jak wystartuje taki kierunek i są na niego 32 miejsca, zgłosi się 32 ludzi to nikt nie może z niego zrezygnować czy zostać oblanym? Jest to 100% gwarancja ukończenia studiów z sukcesem. Bo wystarczy, że jedna osoba odpadnie, wtedy uczelnia będzie musiała zwracać pieniądze unii, pieniądze, które już wydała na opłatę wykładowców/ćwiczeniowców, na opłatę za sale i dodatkowe szkolenia. Dlatego każda uczelnia wchodzi w d* studentom byleby tylko nie zrezygnowali.

Odpowiedz
avatar SunAmelia
1 1

@noddam: To dobrze, że finansowanie uczelni się zmieniło. A to co do drugiego akapitu... to jest naprawdę piekielne....

Odpowiedz
avatar ZaglobaOnufry
1 1

@Shineoff: Za studia w Niemczech nie trzeba płacić (w przeciwieństwie do n.p.USA, gdzie można się na nie zrujnować, albo popaść w wielkie długi). Po wyższej uczelni ma się przeważnie dużo większe szanse na wysokopłatna, dobrą pracę, wymagającą odpowiednich kwalifikacji. Manager to brzmi dumnie i żadna praca nie hańbi n.p. w McDonaldsie, a krytycy może by się posrali, zanim by to potrafili. Najważniejsze, że samemu chce się wybrany zawód wykonywać, a jak on jest zadowalający (nawet finansowo), to tym lepiej. A reszta to pestka, mogą najwyżej człowiekowi naskoczyć.

Odpowiedz
avatar katem
1 1

@Armagedon: Dodam i swoje zdanie odnośnie studiów: Może i nie koniecznie powinny być płatne, ale powinny być na nie egzaminy. W teorii system z lat siedemdziesiątych był wg mnie całkiem dobrym systemem: na studia były egzaminy - im popularniejsze/bardziej prestiżowe studia tym trudniej się było dostać. A szkoły średnie oceniane były pod kątem ilości uczniów, którzy dostali się na studia (bo choć matura była trudniejsza od tej obecnej, to egzaminy na studia były jeszcze trudniejsze od matury). Okrzyczane punkty za pochodzenie nie były złym pomysłem, bo pozwalały nieco wyrównać szanse uczniów z małych ośrodków (małomiasteczkowych i wiejskich), system pozwalał na typowanie na studia najlepszych uczniów (jednego ze szkoły na dowolne, i jednego - na tzw. deficytowe - czyli tam, gdzie nie było chętnych), ale i tak pierwszy rok był sitem, przez które dużo osób nie przechodziło (tym z punktami za pochodzenie nie udało się nadrobić braków ze szkoły, a ci "typowani" weryfikowali jakość swoich ocen ze świadectwa maturalnego). Trzeba jednak pamiętać, że zdanie egzaminów ze średnią powyżej 4,00 zwykle gwarantowało miejsce na uczelni nawet bez dodatkowych punktów (za pochodzenie, stopnie z matury, średnią). Opisuję teorię, bo, oczywiście, jak we wszystkich instytucjach tego czasu korupcja (a raczej - tzw. układy") były wszechobecne, niemniej jednak na uczelni się tego nie odczuwało (pewnie ci "po znajomościach" do tego się nie przyznawali). Zdaje się, że i na studia zaoczne też były egzaminy, ale tego nie pamiętam, a nikt ze znanych mi osób tym trybem nie studiował.

Odpowiedz
avatar pchlapchlepchla16
0 0

@katem: Egzaminy na studia - tak, to jest to! Nie wiem, jak było z zaocznymi, ale nie przypominam sobie (a chyba jesteśmy rówieśnicami), żeby ktoś szedł na takowe zaraz po maturze. Studenci zaoczni to byli ludzie dojrzali, których kierunek studiów był tak czy inaczej związany z wykonywanym zawodem. Co zaś do punktów za pochodzenie: same w sobie były OK, ale złe w nich było to, że to były punkty ZA POCHODZENIE, a nie za ŚRODOWISKO. Np. dziecko majstra z dużej fabryki (a to była, jak na tamte czasy, klasa średnia, która nie żałowała dziecku na książki, języki, zajęcia dodatkowe i inne takie) miało pochodzenie robotnicze. Natomiast dziecko naczelnika poczty w Zakuprzu Średnim - oczywiście pochodzenie inteligenckie. Mniejsza z tym, że ten naczelnik nic nie potrafił napisać bez słownika ortograficznego (o ile w ogóle umiał z niego korzystać) - no, ale yntelygencja!

Odpowiedz
avatar edrima
2 2

@katem: Zgadzam się, egzaminy na studia powinny wrócić! Matura teraz to jest jakiś żart. Zamiast weryfikować wiedzę na tym "egzaminie" sprawdzana jest umiejętność czytania ze zrozumieniem. Serio. Na rozszerzeniu z biologii np. nie ma pytań szczegółowych, wymagających wiedzy, są za to teksty źródłowe do których trzeba się odwołać. Uważam, że osoba bez żadnego przygotowania zdołałaby zdać ostatnią maturę z biologii na około 50%. Z kolei osoby świetnie przygotowane nie mają jak pokazać swojej wiedzy bo nikt o nią nie pyta! W dodatku często tracą punkty bo nie trafiają w legendarny klucz, którego miało już nie być, ale przecież ocenić jakoś trzeba. Egzaminy wstępne na konkretne uczelnie i kierunki rozwiązałyby ten problem, a osoby którym powinęła się noga na maturze miałyby szanse dostać się na kierunek o którym marzą. Ciekawostka na temat płacenia za studia w Polsce. Żeby dostać się na medycynę w trybie stacjonarnym (bezpłatnie) musisz mieć maturę zdaną na powyżej 80% z chemii i biologii. A na tryb niestacjonarny (płatny)? Wystarczy mieć po około 65/70% z obu. Niby różnica niewielka, ale jednak jak komuś na maturze nie poszło, ale ma kasę to na studia się dostanie. Czyli dalej są osoby uprzywilejowane, a wiele biedniejszych talentów musi zdawać maturę po trzy razy żeby w końcu wywalczyć to magiczne 80-pare procent. Egzaminy wstępne mogłyby chociaż odrobinę wyrównać szanse.

Odpowiedz
avatar burninfire
2 2

@Shineoff: Nie, płatne nie rozwiążą problemu. Pójdą idioci na płatne i nie dość, że i tak nie będą mieć pracy to i przy okazji stracą pieniądze. To czyjaś głupota życiowa, że nie umie się zorientować w świecie i idzie na byle co. Sama uważam, że studiuję sensowny kierunek, ale ze mną studiuje 100 innych osób. Tylko 20 wie po co tam jest. Pewnie ze 40 osób w ogóle nie znajdzie pracy w zawodzie, bo nic nie umieją. Powinno się przyjmować mniej ludzi i te durne kierunki zrobić płatne, żeby nie obciążały budżetu państwa (np. studia o mieście, historia przestrzeni publicznej, itp.). No i zmniejszyć nabór, oferować więcej dla mniejszych grup. Fajnie też jakby były kierunki, które są finansowane częściowo przez firmy, np. we Francji studia magisterskie wyglądają tak, że 1 semestr jest wykładów, a 2 semestr to staż w firmie, za który dostaje się pieniądze. Niewielkie, bo jakieś 500 euro (za tyle można tam sobie wynająć pokój), ale w Polsce nawet firma 700 zł by nie wypłaciła, bo weźmie przecież na darmowy staż.

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
2 2

@Shineoff: Pewnie, niech będą płatne... Gdyby studia były płatne to zamiast skończyć swój kierunek, znaleźć pracę w dobrym zawodzie i lubić to co robię to zostałabym w czarnej dupie - pracując za ochłapy. Ciekawe ile takich osób jak ja by było. Świetny pomysł. Nie, nie powinny być płatne. Zas*anym obowiązkiem państwa jest zapewnić edukację swoim obywatelom, również tę wyższą. Problem studentów gier i zabaw należy rozwiązać w inny sposób, który nie przekreślałby szansy dla innych. Np. wprowadzając egzaminy, bardziej surowe warunki (które eliminowałaby "wiecznych studentów"). Myślę, że jakby jakaś bardziej obeznana w tym temacie osoba się dostała do władzy to znalazłaby jeszcze jakieś rozwiązanie. W ogóle płatne studia nic nie dadzą. I tak będziesz miała niemałą bandę bogatych studenciaków, którzy papier sobie tak na dobrą sprawę kupią. Jakość specjalistów Ci się nie powiększy. Przeciwnie wręcz. Szansę na edukację powinien mieć każdy kto spełnia warunki na danym kierunku, a nie ten kto miał szczęście urodzić się w nieco bogatszej rodzinie.

Odpowiedz
avatar timka
1 1

@noddam: i tutaj nie masz racji bo ja byłam na kierunku dotowanym z UE i duzo osób nie obroniło sie bo część osób,dzięki którym dostali kasę sie już obroniła i reszcie robili pod górkę. Mojej koleżance w czerwcu promotorka radziła napisać pracę od początku. Jak ktoś nie wie sam z doświadczenia to potem na necie głupoty wypisuje bo nie wie jak jest.

Odpowiedz
avatar este1
4 12

Ludzie tak mają, dlatego ja odpowiadałam że w restauracji, niewielu ludzi dopytuje. Dzisiaj się tego nie wstydzę bo zyje na innym poziomie niż w innej pracy. Stać mnie na wszystkie zachcianki i przyjazdy do Polski. Pozdrawiam ż Niemiec.

Odpowiedz
avatar ZaglobaOnufry
2 2

@bugmenot: Pecunia non olet. Taka czy siaka praca, to nie gra roli, o ile człowiek sobie coś wybrał i robi swoje, to nikomu nic do tego, bo prawdziwa cnota krytyk się nie boi.

Odpowiedz
avatar krzycz
18 18

żaden wstyd, a do tego możliwość awansu. Ten podstawowy manager (swing, dobrze pamiętam?), czy asystent kierownika to może jeszcze zbytniego szału nie ma, ale później jest już dużo lepiej, a możliwości awansu spore :)

Odpowiedz
avatar mijanou
21 23

Żadna praca nie hańbi. Tym bardziej, jeśli ją lubisz. Ale zastanów się nad selekcją znajomych.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
15 15

Praca jak praca. Niewiele osób tak naprawdę lubi swoją pracę, więc tym lepiej dla Ciebie. Nie wiem, skąd u ludzi takie podejście, nigdy by mi to do głowy nie przyszło, gdyby inni mi nie powiedzieli, że to taki wstyd ponoć.

Odpowiedz
avatar imhotep
11 13

@Day_Becomes_Night: Lepiej z godnością czyścić podłogę, bo ktoś nie trafił z "dwójką" niż mieć kontakt z klientami?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 13

@imhotep: Uwierz mi, że tak. Pracowalam w Maku i jak placki ziemniaczane kocham( a kocham bardzo) wolę czyscić podłogi i kible niż wrocić do Maka.Tutaj nie pracuję po 10-12h, nikt nie rzuca tackami bo maszyna od lodów się zepsuła i nikt nie chce spuścić wpi##lu chłopakowi za to, że ma dlugie włosy. Tamta robota mnie prawie wykończyła. Już nigdy żadnej pracy z klientami

Odpowiedz
avatar mijanou
3 3

@Day_Becomes_Night: tej patoli jest tyle, że w żadnym zawodzie ich nie unikniesz. Ja mam codzienny kontakt z takimi ludźmi a wcale w Macu nie pracuję.Nie unikniesz tego. No i przecież nie tylko patola jada w Macu. Wasza uniżona (zauważcie, jak ładnie siebie określiłam) też bywa tam na sniadaniach bo uwielbia "ichnią" latte i muffiny z jajkiem :D

Odpowiedz
avatar konto usunięte
14 20

Jakby posiedzieli przer rok nabezrobociu, przez ten czas byli na czyimś utrzymaniu i nie mogli sobie kupić nawet bułki, to inaczej by gadali

Odpowiedz
avatar rodzynek2
22 22

Każda legalna i uczciwa praca jest ok. Choć z uczciwą zapłatą bywa różnie.

Odpowiedz
avatar Pesymistka
10 14

Tak jakbym czytała o sobie... Choćbym chciała, nie mogę opowiedzieć jak było w pracy, bo od razu słyszę: "jak tam na studiach?". A są k#@wa wakacje!

Odpowiedz
avatar Lynxo
5 7

Praca nie hanbi.

Odpowiedz
avatar Armagedon
-2 6

@Lynxo: Zależy jaka. Jeśli pracą nazwiesz wszystko to, z czego na chlebuś zarobisz - to niektóre hańbią.

Odpowiedz
avatar Aniela
9 13

Bardzo przykre, że leserzy i pasożyty szydzą z twojej pracy. Wstyd to kraść i żyć na czyimś utrzymaniu ;) Bądź dumny z siebie i nie przejmuj się takimi matołkami. Bardzo nie lubię ludzi, którzy wartościują innych ze względu na rodzaj pracy...

Odpowiedz
avatar Armagedon
2 8

@Aniela: "Wstyd to (...) żyć na czyimś utrzymaniu." Nie sądzę. Żony żyją na utrzymaniu mężów (lub odwrotnie), dzieci na utrzymaniu rodziców (lub odwrotnie) i wszystko jest OK, jeśli obie strony akceptują istniejący stan rzeczy.

Odpowiedz
avatar SamanthaFisher
8 10

@noddam: Ale Mac wcale tak źle nie płaci, a jeśli jest managerem restauracji to tak czy siak żadna różnica czy pracowałaby w McD czy w lokalnej knajpie. W Maku przynajmniej trzyma się jakiś poziom obsługi i jakości towaru, a nie trzeba się użerać z właścicielami, którzy np. zamiast zakupić nowe mięso, to każą myć zielone wodą z octem i podawać to gościom, za co potem się świeci oczami. Praca jak każda inna.

Odpowiedz
avatar imhotep
2 10

@noddam: Nie da się ukryć, że do Maca potrzebne są kwalifikacje jak do machania łopatą na budowie.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-5 15

@SamanthaFisher: Jeśli szczytem Twoich możliwości to praca w McDonalds to po co się na studia pchać i 5 lat marnować? W tym czasie spokojnie awansuje się na menadżera i nie będzie się traciło lat na bezsensowną naukę. Natomiast jeśli kończysz kierunek przyszłościowy, to po znalezieniu pracy w zawodzie możesz liczyć na nieporównywalnie wyższe wynagrodzenie niż te w macu, w końcu specjalistom się płaci. O ile skończysz studia z perspektywą zatrudnienia i z branży, która nie jest przesycona (np. teraz jest boom na zarządzanie, fir, tam nie ma się po co już pchać).

Odpowiedz
avatar rodzynek2
5 5

@noddam: Wstyd, nie wstyd, a żyć za coś trzeba. Wszystko zależy też, jaką pensje i jakie inne warunki pracy można również otrzymać w innych miejscach. Jeżeli jest wyższa, to lepiej pozostać w macu

Odpowiedz
avatar mijanou
5 5

@noddam: jak nie ma pracy to lepiej czasowo wykonywać jakąkolwiek niż siedziec na zasiłku. Mój kuzyn skończył studia, niestety, pracy w zawodzie nie znalazł, więc zatrudnił się w jednej z sieciówek. Pensja wcale nie taka zła (nie jest to najnizsza krajowa a z premią na rękę ma ok 2400 zł, czyli jak na start i na pierwsza pracę nieźle). Jednocześnie nadal rozsyła CV ale pozostanie w obecnej pracy tak długo aż znajdzie coś w swoim zawodzie. Kazda praca może być fajna jeśli nie traktuje się jej "za karę". Gdyby tak się zdarzyło, ze nie miałabym pracy w swoim zawodzie to też poszłabym do Maca i dla własnego dobra starałabym się tę pracę polubić/dołożyć swój pomysł/uatrakcyjnić itp. I nie widziałabym w niej niczego uwłaczającego swojej godności bo godność to przede wszystkim pozytywne postrzeganie samego siebie. I jesli sami siebie tak postrzegamy to zadna patola tego obrazu nam nie zmieni.

Odpowiedz
avatar mijanou
8 8

@noddam: o przyjmowaniu byłych "skazańców" (sic!) To, co teraz napisałeś jest paskudne. To się fachowo nazywa: naznaczenie wtórne. Po pierwsze: za poważne przestępstwa dostaje się wysokie wyroki a w Macu pracują ludzie raczej młodsi wiekiem, czyli nie pracują tam mordercy ani przestępcy seksualni. Teraz pomyśl: masz 18 lat, jesteś głupi prawem wieku, podejmujesz jedną niewłaściwą decyzję pod wpływem chwili i popełniasz drobniejsze przestępstwo (za wykroczenia przecież nie idziesz siedzieć). Odsiadujesz swoje, jesteś starszy, zmądrzałeś, wychodzisz i chcesz rozpocząć normalne życie. A więc szukasz pracy. I masz do tego pełne prawo bo poniosłeś już karę za wyskok młodości (teraz już nie masz 18 a powiedzmy-25). A tu się zjawia taki noddam i wytyka Cię palcami za coś, za co już zapłaciłeś i poniosłeś karę i wciąż krzyczy za Tobą: "złodziej!". O konsekwencjach naznaczenia wtórnego nie będę tutaj rozważać. Ale pamiętaj jedno: nawet jeśli ktoś w przeszłości coś miał na sumieniu, odpokutował za to i stara się zmienić na lepsze to ma taką samą szansę jak Ty po tych swoich świetnych studiach. Z Twoich komentarzy bije jakaś cholerna pycha i przeświadczenie o własnej wyższości i nadrzędności wobec innych ludzi. A życie takie postawy szybciutko weryfikuje, więc może trochę zwyczajnej, ludzkiej pokory człowieku?

Odpowiedz
avatar Armagedon
5 5

@mijanou: Masz wiele racji, ale też sprawy nie są takie proste. Ciekawe, jaki procent skazańców po odsiedzeniu kary wraca grzecznie na łono społeczeństwa i zapiernicza w McDonald's? W "Maku" przyjmują również ludzi po wyrokach, ponieważ firma ma wieczne kłopoty z zatrudnianiem, a rotacja pracowników jest nieustająca. W większości pozostałych firm "skazańców" nie przyjmują. Po to właśnie musisz "legitymować się" świadectwem niekaralności. To jest w porządku? Przecież każdy kto wyszedł na wolność - odsiedział swoje i, przynajmniej w założeniu, potrzebuje pracy. Jeśli jest na warunkowym - ma kuratora. Podjęcie jakiejkolwiek pracy jest mile widziane. A tu, niestety, w wielu firmach roboty nie będzie. A z czegoś trzeba żyć. Wykształceni ludzie też popełniają przestępstwa. Wyjdą z pierdla i pójdą do "Maka", bo nikt inny ich nie zatrudni. Sprawiedliwe? A z drugiej strony... nie wiem, czy tak chętnie pracowałabym z facetem, który zgwałcił zbiorowo nastolatkę, dostał osiem lat i po czterech wyszedł. Albo z kobitą, która próbowała otruć męża? Albo z "tatusiem", który rzutem o ścianę pozbawił życia niemowlę. To nie są takie proste sprawy, jak powiadam.

Odpowiedz
avatar mijanou
0 0

@Armagedon: zapewne masz sporo racji. "Na prostą" wraca jakiś tam procent ludzi po wyrokach i z reguły ci, którzy popełnili jakiś czyn karalny pod wpływem emocji, chwili lub ostrego przedawkowania czegoś tam, po czym włączył im się "syndrom boga". I to procent wcale nie taki wielki bo w resocjalizację w zakladach penitencjarnych to ja za bardzo nie wierzę. Wierzę natomiast, że temu niewielkiemu procentowi należy dać szansę na powrót do społeczeństwa. I dobrze, że są firmy, które takich ludzi chcą zatrudnić. Pytasz, czy jest sprawiedliwe żeby przy podejmowaniu pracy "legitymować się" świadectwem niekaralności. Myslę, że w niektórych zawodach ma to głęboki sens jednak, np. jeśli ubiegasz się o pracę nauczyciela/wychowawcy lub generalnie o jakąkolwiek pracę z młodzieżą/dziećmi, którym masz przekazać pewne wzorce. A żeby je przekazać, musisz być etycznie nienaganny. Podobnie rzecz ma się z zawodami, w których egzekwuje się przestrzeganie prawa. Natomiast nie widzę sensu, by ubiegając się o pracę sprzedawcy/ogrodnika/murarza/elektryka/.... była realna potrzeba legitymowania się niekaralnością. I tutaj też jest pewna niesprawiedliwość w stosunku do ludzi z wyższym wykształceniem, bo kto zatrudni księgową po wyroku za defraudację?

Odpowiedz
avatar ZaglobaOnufry
0 0

@imhotep: Trzeba wiedzieć dokładnie, jak zbudowany jest cep i w jaki sposób funkcjonuje i już są odpowiednie kwalifikacje, a od nich zależy przeważnie wysokość zapłaty. Niezależnie od tego, jak jest popyt na coś (n.p. na BigMaca), to praca przy tym jest widocznie potrzebna i sensowna. Jak ktoś byłby przed laty wielce przewidujący, to zainwestowałby niewielka kwotę w AKCJE firmy McDonalds (czy Microsoft, czy Apple, czy cos podobnego), to nie musiałby dziś wcale pracować, bo miałby forsy do cholery i trochę. A ludzie widzieli, jak rozkręca sie business i powstają coraz to nowe restauracje hamburgerowe, ale nie wyciagali odpowiednich wniosków, bo łatwiej jest popracować na n.p. zmywaku za psie grosze, niz pomyśleć i dać pieniądzu popracować na siebie i rozmnożyć się (patrz odpowiednio n.p. wypowiedź Suzina w LALCE).

Odpowiedz
avatar falcion
-1 7

Praca w domu to też praca, tylko w podstawowym wariancie trochę jednak lżejsza choćby psychicznie(brak szefa, brak kontaktu z rzeszami ludzi). Oczywiście kwestia indywidualna bo jak w dziecku zamieszkał szatan i daje popalić to też może być ciężko. Ale ogólnie nie jest to praca na hucie przy piecu :P. Więc jak taka osoba która nigdy pracy nie zaznała ocenia prace innych, to może my powinniśmy oceniać np jej metody wychowawcze? Nie wychowywałem dziecka ale widać mogę oceniać nawet jak się nie znam. Żadna praca nie hańbi. Każda może nas czegoś nauczyć, choćby pokory i szacunku dla pieniądza który tak łatwo wydawać gdy dostanie się go za nic.

Odpowiedz
avatar Sintra
4 4

"wolałbym być bezrobotny"- to może powiedzieć tylko ktoś komu bliscy (rodzice,mąż,żona itd) zapewniają komfort finansowy. Owszem, są ludzie którzy do wszystkiego doszli pracą własnych rąk i stać ich na to żeby, przynajmniej okresowo, nic nie robić, ale tacy właśnie wiedzą jaka jest wartość własnej pracy, i mają świadomość że za prąd i chleb trzeba zapłacić. Nabijanie się z maca było od zawsze chyba, i chyba z powodu tych żartów (bo raczej nie warunków pracy), jest odbierane tak a nie inaczej. Teraz trochę się zmieniło ze śmieciówkami, ale słyszałam takie komentarze w czasach studenckich jak właśnie w macu pracowałam w wakacje, na normalniej umowie, za przyzwoitą stawkę, z przestrzeganym prawem pracy, i to od znajomych którzy albo nie robili nic, albo robili na śmieciówkach za połowę lub 2/3 mojej stawki, czasem po 12 godz. dzień w dzień, albo po zmianie porannej- nocna. Tyle że dla nich mac to dno, a praca w koszmarnych warunkach, ale np. w eleganckim sklepie, już była nobilitująca. W macu podobało mi się to że było zawsze czysto, świeżo (nie komentuję tutaj wartości odżywczych tylko higienę przygotowywania posiłków), że zasady BHP były święte, na dodatek miałam świetnego kierownika który dbał o załogę jak mało kto. Wspominam to miło i gdyby mnie przycisnęła sytuacja, to bym tam wróciła.

Odpowiedz
avatar mijanou
1 1

@Sintra: bo zespół ludzki sprawia, że jakas praca jest postrzegana jako "fajna" lub "niefajna". Pomijając kwestie finansowe, to ludzie z którymi się pracuje sprawiają, że do pracy idzie się z przyjemnością lub odwrotnie-jak na skazanie. Sama tego zdążyłam już w krótkim okresie swojej w pełni zawodowej (zgodnej z wyksztalceniem) pracy doświadczyć. Niedawno zakończyłam staż w Stanach i serio, praca była dla mnie przyjemnością bo ludzie byli kapitalni, praca sprawnie zorganizowana, choć kasa dla stażysty to nie kokosy, serio (granty chyba starczyłły tylko na bilety, wiec jak na tamtejsze warunki-bida). Natomiast tutaj, na tym samym stanowisku, idę do pracy i zastanawiam się, co do cholery znów się dziś "urodzi" i co mnie potencjalnie wkurzy (od Czarnego Pana do zachowania współpracowników poprzez stosy nikomu niepotrzebnej papierologii i jałowych "nasiadówek").

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 1 września 2017 o 8:58

avatar Toolipan
1 1

@olaolaola234 nie przejmuj się, jeśli lubisz to co robisz i masz z tego satysfakcję to rób to dalej, trzymaj się

Odpowiedz
avatar leonkennedy
1 1

Nawet gdybyś miała doktorat magistra i inżyniera a pracowała jako sprzątaczka w szkole to i tak należy Ci się szacunek bo pracujesz na siebie. Nie ważne jaka praca ale ważne to że nie jesteś na czyimś utrzymaniu.

Odpowiedz
avatar ZaglobaOnufry
0 0

@leonkennedy: Co to ma być ten doktorat magistra i inżyniera? Nieznany chyba dotychczas stopień naukowy. A istnieli (i istnieją) na świecie n.p. lekarze, będący kierowcami taksówek. Nie wszędzie, ale są. No i co? Nico! Ich sprawa i nic nikomu do tego.

Odpowiedz
avatar leonkennedy
1 1

@ZaglobaOnufry: mogłem się pomylić co do nazewnictwa ale głównie mam na myśli to że ważne jest jak ktoś się utrzymuje z jakiejkolwiek pracy a nie na zasadzie że po studiach nie pójdzie do pracy za mniej niż tyle i tyle. Autorka pracuje i to jest najważniejsze

Odpowiedz
avatar rennard
3 3

Masz ch*jowych znajomych. Zmień znajomych.

Odpowiedz
avatar tallathin
-2 2

Specjalnie założyłem sobie konto, żeby skomentować ten absurd. Towary zamawia kierownik/asystent, grafikami zajmuje się menadżer personalny. Poza koszulą, to co najwyżej zyskałaś przywilej, że nie musisz nosić czepka na kuchni. Wracaj do kotletów :) Pozdrawiam.

Odpowiedz
avatar szafa
0 0

@tallathin: Ale wiesz, że istnieje coś takiego jak franczyzowe McDonaldy? Tam mogą mieć inaczej podzielone obowiązki. Więc sam wracaj do kotletów, a nie pisz bzdur :)

Odpowiedz
avatar bazienka
1 1

ludzie zazwyczaj zle znosza cudzy sukces

Odpowiedz
avatar magic1948
0 0

Nie przejmuj się idiotami. To raz. Dwa, czy to, że menadżer, szef, wykonuje pracę pracownika, jest ujmujące? Robiłem w UK. Przyjechał szef a akurat maszyna się zepsuła, trzeba było naprawiać. Maszyna to kruszarka, taka, bagatela za ok. 800k funtów. Kilka podobnych, było w firmie używanych. Szef razu pewnego przyjechał, zakasał rękawy i zap....ł z nami przy naprawie. Inkszy przykład? Robiłem w UK, w firmie sprzątającej magazyn. Nagle nawaliło nowego towaru, pełno kartonów. Przyjechał akurat "regional manager" i co? Ciął je i z nami sprzątał. Bez gadki. Zwykły człowiek, zero wywyższania. Żadna uczciwa praca nie hańbi!

Odpowiedz
avatar broneq
0 0

Nie widzę w tym nic piekielnego. Każdy żartuje z Maka, bo sama firma sobie na to zapracowała tymi reklamami "a może frytki do tego". Poza tym praca w maku/kfc/pizza hut/itd to praca kojarząca się z wyzyskiem dobrym dla licealisty/studenta. A co innego już być jakimś menagerem. Co innego w sensie inna kasa. Praca jak każda, tylko te "frytki do tego".

Odpowiedz
Udostępnij