Pracuję w instytucjonalnej pieczy zastępczej o charakterze interwencyjnym, czyli w miejscu, gdzie przebywają dzieci po odebraniu ich rodzicom bądź opiekunom.
Samych piekielności w tym miejscu co nie miara, jednak ostatnio zrobiło się jeszcze gorzej.
W moim mieście wybrano nowego dyrektora instytucji, pod którą bezpośrednio podlega piecza zastępcza. Pan jest absolwentem matematyki i filozofii oraz podyplomowo psychologii i pomocy społecznej, posiada idealistyczną wizję reorganizacji placówek. W skrócie: pan dyrektor chce zamykać domy dziecka.
Gdzie zatem umieścić przebywające tam dzieci? Ano potworzymy rodzinne formy pieczy zastępczej, przeszkolimy rzeszę ludzi i tym samym domy dziecka przestaną mieć rację bytu, bo wychowankowie trafią do rodzin zastępczych. Piękna wizja, prawda? Niestety rzeczywistość już nie jest taka różowa.
Zacznijmy od tego, jakie dzieci trafiają do placówek? Straumatyzowane, po doświadczeniach przemocy w każdej możliwej formie, z rodzin z problemem alkoholowym, ale też zdemoralizowane, niepełnosprawne etc.
Już widzę te rzesze ludzi, którzy z otwartymi ramionami przyjmują pod swój dach dziecko z FAS, bo mama w ciąży była w ciągu… lub dziecko z ADHD. Albo z zaburzeniami psychicznymi, po próbach samobójczych, nieletnie prostytutki, handlarzy narkotyków. Kto odważy się, mając własne dzieci, rodzinę, dom, na podjęcie się trudu wychowywania cudzych synów i córek z problemami?
Nadmienię, iż najczęściej w domach dziecka i rodzinach zastępczych przebywają dzieci, których rodzice nie są pozbawieni praw rodzicielskich (zazwyczaj są one tylko ograniczone), a co za tym idzie - nadal są osobami decyzyjnymi w wielu sprawach (np. muszą wyrazić zgodę na leczenie, zmianę szkoły), mają prawo do utrzymywania kontaktów ze swoimi pociechami (odwiedzać, dzwonić).
Mamy zatem na wychowaniu cudze dzieci plus ich rodziców na głowie (agresorów, alkoholików), z którymi musimy współpracować. Często zdarza się, że rodzice się awanturują, grożą, przychodzą pod wpływem...
Pan dyrektor w swojej utopijnej wizji zakłada, że jego i naszym pracodawcą są dzieci, zatem nie liczy się dobro pracowników, tylko dobro najmłodszych.
Nieważne więc, że polikwiduje placówki i wyrzuci ludzi na bruk, ponieważ daje im wielką szansę i propozycję nie do odrzucenia - pierwszeństwo w zostaniu rodziną zastępczą! Chcąc jak najszybciej wprowadzić swoje zamiary w działania, odwiedza placówki i wypytuje pracowników, kto by wziął dzieci pod opiekę. Tłumów nie ma...
Moim zdaniem największą piekielnością w tej sytuacji jest brak doświadczenia i praktyki.
W teorii wszystko prezentuje się pięknie, natomiast życie nie jest czarno - białe. Na stanowiska dostają się osoby z wizją, niemające pojęcia, jak sprawa wygląda w rzeczywistości. I to oni decydują o losie innych, próbują na siłę zmieniać coś, co może nie jest idealne, ale spełnia swoją rolę.
Ja kategorycznie odmówiłam przyjęcia dzieci pod opiekę. Znając te historie, mając z nimi do czynienia na co dzień, nie wyobrażam sobie narażać własnej rodziny. Usłyszałam, że skoro pracuję w placówce, to powinnam mieć powołanie do pracy z dziećmi, a skoro go nie mam (bo nie chcę pomagać biednym, pokrzywdzonym, obcym maluchom), to może czas zmienić pracę. I skoro likwidowane będą placówki, to nie mam co liczyć na pracę w zawodzie.
Czy naprawdę cel uświęca środki? Ma być tak, jak ja chcę, a jak nie, to do widzenia?
Niestety, pan dyrektor nie konsultował się z nikim, nie zasięgnął porady specjalistów (psychologów, psychiatrów, pracowników socjalnych), tylko po trupach prze do przodu. Bo ma cel, bo musi go zrealizować.
Zastanawiam się tylko, czy naprawdę w tym wszystkim dba o dobro dzieci.
Dom dziecka
Absolwent matematyki i filozofii? Nie widzę tego jakoś. Może zaczął matematykę ale była za trudna i zmienił na filozofię? Bo cała historia pasuje do absolwenta tego jakże niewymagającego i oderwanego od rzeczywistości kierunku. Tak, filozofia powinna być ograniczonym kierunkiem, za którego studiowanie ludzie powinni płacić. Jeśli coś jest społecznie/gospodarczo nie potrzebne, to powinno być płatne - chodzi mi o kierunki bez przyszłości.
Odpowiedz@noddam: Cóż filozofia jako kierunek dodatkowy to całkiem niezła decyzja. To jest kierunek bardzo rozwijający i dla ludzi naprawdę inteligentnych. Cóż, niewymagający? Nie studiowałam filozofii, ale miałam zajęcia przez każdy rok studiów z tego zakresu i uważam, że ogólnie kierunek wymaga: czytania i samodzielnego rozwoju.
Odpowiedz@noddam: Co ciekawe badania wykazują, że absolwenci filozofii radzą sobie na rynku pracy dużo lepiej niż absolwenci innych kierunków.
Odpowiedz@no_serious: W pracy, a w zasadzie na różnego rodzaju targach mam bardzo często styczność z ludźmi po filozofii. Większość tego co mówią to wyidealizowany bełkot, który nie ma absolutnie żadnego odniesienia do rzeczywistości. Ludzie naprawdę inteligentni to jakiś promil absolwentów tego kierunku. Ludzi naprawdę inteligentnych jest bardzo niewielu w społeczeństwie i często ograniczają swój potencjał, aby dopasować się do głupoty innych, bo w przeciwnym wypadku zostają wyalienowani i niezrozumiani. @2night: To już zależy na jakiej grupie były prowadzone badania, z zasady badania mają udowodnić pewną tezę a nie jej zaprzeczyć. To tak samo jak robią badania przedwyborcze. Jeśli chcemy, aby badania udowodniły daną rację to przeprowadzamy je na odpowiedniej grupie ludzi. Np. chcemy wykazać, że dana partia prowadzi w sondażach to badamy ludzi z województwa, gdzie poglądy polityczne są dla niej korzystniejsze. To tak samo jak Keynes wykazał, że noworodki są zdolne do odczuwania przyjemności seksualnych i generalnie pedofilia to działa na korzyść dziecka. Wyszedł mu taki wynik, ponieważ odpowiednio dobrał grupę badanych (1/3 stanowili pedofile, 1/10 bywalcy klubów gejowskich, prostytutki i alfonsów uznawał za małżeństwa itp)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 30 sierpnia 2017 o 10:26
@noddam: Nie Keynes tylko Kinsey.
Odpowiedz@noddam: wbrew pozorom tak, są matematycy z drugim dyplomem z filozofii. Kojarzę przynajmniej 2 wykładowców u siebie na uczelni (przy okazji: na matematyce miałam 2 semestry tego cudownego przedmiotu).
Odpowiedz@noddam: "z zasady badania mają udowodnić pewną tezę a nie jej zaprzeczyć". Wow. Mam nadzieję, ze sam nigdy nie studiowałeś, bo jeśli jakaś szkoła uczy ludzi takich "zasad", to ci nieszczęśni absolwenci filozofii naprawdę nie są tu problemem. Swoją drogą, filozofia jest bardzo ściśle powiązana z logiką, przez całe studia uczysz się rozwiązywania abstrakcyjnych problemów, dlatego absolwenci zwykle dobrze sobie radzą jako np. analitycy w bankach. Ale do tego muszą być ogarnięci życiowo i mieć dodatkowe umiejętności - czyli tak, jak w dzisiejszych czasach absolwenci wszystkich innych kierunków.
Odpowiedz@recaptcha: Chodzi mi jedynie o metodykę prowadzenia badań. Nie prowadzi się badań na zasadzie: zadaję pytanie, sprawdzam jakie ludzie mają na ten temat zdanie. Prowadzi się badania na zasadzie: stawiam tezę, dobieram grupę badanych na swoje potrzeby, mam wyniki które spełniają moje oczekiwania, teza udowodniona. Jeśli uważasz, że tak nie ma, to znaczy tylko i wyłącznie tyle, że nie zgłębiłeś tego zagadnienia i bazujesz na tym co Ci się wydaje, że jest, a nie na stanie faktycznym. Ja Ciebie nie obrażałem, ale też mogę wyciągnąć wniosek z Twojej wypowiedzi, że zapewne nic nie studiowałeś, a na pewno nic co wymaga samodzielnego myślenia i analizy danych.
Odpowiedz@recaptcha: Powiem więcej, wszelkiego rodzaju badania przedwyborcze to są badania zamawiane - można to przeczytać na koniec *badania prowadzone na zlecenie Partii.. albo ruchu społecznego (czyli lobbystów). Kilka lat temu jak jeszcze Samoobrona miała się dobrze (za czasów Leppera), to badania przedwyborcze popadały ze skrajności w skrajność. Albo miała 2-3% poparcia albo 12-17%. Zależało to od tego kto i na jakiej grupie przeprowadzał badania. Niskie wyniku uzyskiwano wybierając grupę mieszkańców dużych miast i terenów wiejskich należących do aglomeracji miejskiej dużych miast (tak zwane "sypialnie miast"), wysokie wyniki były uzyskiwane w województwach nastawionych na produkcję rolną (wschodnia Polska). Proszę wygooglować zagadnienie "mechanizm manipulacji sondażami" lub pochodne.
Odpowiedz@noddam: No nie wiem, ja prowadzę badania na zasadzie stawiania tezy i sprawdzania jej poprawności. Na podstawie źródeł, do których się odnoszę, każdy może sprawdzić wiarygodność tych badań. Ale skoro Ty wiesz lepiej, to spoko. Rozumiem, że twoje badania tej grupy filozofów, z którymi spotykasz się a targach, były przeprowadzone według innej "metodologii", podobnej do tej, na podstawie której wywnioskowałeś na podstawie znajomości JEDNEJ (grupa badawcza, co?) osoby z zespołem Downa, że tacy ludzie to warzywa (cytat). A jak idziesz od lekarza, to on też wymyśla sobie na początku tezę, a później robi wszystko, żeby udowodnić, że jesteś właśnie na to chory. Podobnie nie korzystasz z żadnych dobrodziejstw nauki - w każdym momencie spodziewasz się zawalenia budynku, w którym mieszkasz, bo zapewne badania nad statyką budowli na przestrzeni całych naszych dziejów były sfingowane, a samochodem jeździsz jak Flinstonowie, bo przecież ktoś, kto wymyślił silnik, prowadził badania nad tym całym tłokiem, a wiadomo, że Z ZASADY każde badanie jest bzdurą. A bitwa pod Grunwaldem nigdy się nie wydarzyła, co nie?
Odpowiedz@recaptcha: Nie wiem teraz czy jesteś trollem czy po prostu debilem. Co Ty mi próbujesz udowodnić? Wyciągasz jakieś stare komentarze pod postem, którego ktoś nie zrozumiał i wyciągnął mylne wnioski. Robisz identycznie jak tamta osoba co wywołała gówno-burzę. Przyczepiłeś się jednego stwierdzenia "z zasady". Powyżej podałem Ci przykłady jak są prowadzone badania, które mają na celu udowodnienie jakiejś tezy, a nie zbadanie fatycznego stanu rzeczy. Gratuluję, że zrobisz rzetelne badania, ale najwidoczniej nie dotykają one ważnych problemów. Tam gdzie jest walka o władzę czy gigantyczne pieniądze, zawsze badania będą fałszowane. Chyba nie podważasz teraz moich słów o badaniach Kinseya? On jest idealnym, udowodnionym przykładem tego jak można manipulować badaniami dobierając odpowiednią grupę badanych. Serio, im więcej czytam Twój komentarz, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że jesteś po prostu głupkiem. Co to za argumenty z kosmosu...
Odpowiedz@noddam: Dziwne jest to co piszesz bo teza jest teza a nie czymś co ma zostać udowodnione, teza może być również obalona. Chyba ktoś na studiach źle Cię do tego przygotował tam gdzie ja studiowałam(uczelnia państwowa) różne były wyniki badań i na pewno nie prowadziło się badań by coś potwierdzić tylko by sprawdzić jak sytuacja wygląda w rzeczywistości.
Odpowiedz@timka: Na uczelniach nie prowadzi się istotnych badań. Już pisałem, tam gdzie jest walka o władzę lub wielkie pieniądze, tam fałszuje się badania. Co do udowadniania tezy, nazywa się to dowód matematyczny. W badaniach stawia się pewną tezę np. "Dzieci zdolne są do czerpania przyjemności seksualnych od 6 miesiąca życia". Następnie p. Kinsey dobiera grupę badanych, która ma udowodnić słuszność jego tezy. Dobiera grupę składającą się z pedofili i więźniów. Odpowiedni dobór grupy badanej = odpowiednie wyniki, które zanegowano dopiero po 13 latach. Jak ktoś nie lubi czytać, to można odpalić film na cda lub na yt np. pt. "Syndrom Kinsey'a"
Odpowiedz@noddam: "Na uczelniach nie prowadzi się istotnych badań":D Kurde, to Ty naprawdę chyba musisz nie ufać lekarzom
OdpowiedzCo do historii: wykształcenie w tym przypadku nie ma nic do rzeczy. Ten człowiek po prostu nie używa mózgu i nie myśli racjonalnie. Każdy człowiek który jest normalny i jego mózg pracuje prawidłowo widzi, że te zmiany nie mają racji bytu. Szkoda, że tacy ludzie piastują wysokie stanowiska.
OdpowiedzLudzie są różni. Jedni chętni do brania dzieci i to niekoniecznie wyłącznie zdrowych a inni za żadne skarby świata nie wzięliby tych dzieci. Ja z żoną byliśmy rodziną zastępczą. Nie traktowaliśmy dziewczyn jak to się mówi "zawodowo". Były na tych samych warunkach jak nasza biologiczna córka. Starsza z dziewczyn była problematyczna. Chytra, sprytna, kradła, kłamała, podrabiała podpisy w szkole... Zgłaszanie problemów w MOPR kończyło się zawsze tak samo. Nie da się, nie można, nie idzie, a tak w ogóle to moja i żony wina. Interwencja odbyła się w momencie gdy to ta dziewczyna poszła na nas na skargę. Nasze kilkukrotne zgłoszenia o problemach były ignorowane. Ona zrobiła raban raz i nagle machina rusza. Dzieci zostają zabrane do innej rodziny. Mijają cztery lata i w skrzynce znajdujemy awizo, z wezwaniem na Policję. Co się okazuje? Oskarżają nas o znęcanie się nad dziećmi... Znajomi, rodzina, sąsiedzi zeznają na naszą korzyść ale pan prokurator wie lepiej... Jakie mam stanowisko na dzień dzisiejszy? Kto tylko pyta o opinię w tej kwestii odradzam brania dzieci i zostawania rodzinami zastępczymi.
Odpowiedz@Iceman1973: Może zamieścisz jakąś historię z perspektywy rodziny zastępczej?
Odpowiedz@yakhub: Myślałem o tym gdy wielokrotnie ale na dzień dzisiejszy nie wiem czy gdy ktoś skojarzy sytuacje, nie narobię sobie tylko kłopotów bo opisując całość czyli zaczynając od momentu gdy dzieci do nas trafiły musiałbym opisać konkretne działania pewnej pani z MOPR, która ewidentnie działa na szkodę rodzin i dzieci.
Odpowiedz@Iceman1973: bardzo bym chetnie przeczytała taka historie.. Chocby na priv. Jak to własnie wyglada od strony rodziny zastepczej. :) . Zastanów się prosze nad zamieszczeniem takiej historii
Odpowiedz@yakhub: @TakaFrancuska: Pomyślę o tym. Muszę się zebrać w sobie a już na pewno ułożyć to tak by w miarę dużo wyjaśnić ale też by nikt tego nie powiązał ze mną w realu. Kto wie... może Pani z MOPRu tu czyta?
Odpowiedz@Iceman1973: moi rodzice byli rodziną zastępczą, gdy ja byłam nastolatką. Też swoje widziałam, jak naprawdę to funkcjonuje. PCPR sprawujący pieczę nad nami to była kpina. Wszelkie prośby o psychologa czy coś bo dzieci z problemami i to poważnymi (wyobraźcie sobie siedmiolatka chowającego się pod stołem by zjeść, inaczej się bał, lub chowającego jedzenie pod poduszką "na potem". Albo dwulatkę odgrywającą scenę seksu z lalką i misiem, bo "wujek i mama tak robili i byli wtedy bardzo szczęśliwi, tak mama odpowiadała jak pytałam co robią") były zbywane "A po co państwu taki problem? Niedługo oddamy je matce a państwo inne dostaną". Ale na końcu kto obrywa? Rodzina zastępcza. Bo nic nie robi, dzieci krzywdzi (na osiedlu byliśmy tymi najgorszymi, bo dzieci u nas krzyczą czasem i nigdzie nie puszczamy ich samych, a dzieci to swobody trochę potrzebują!) a jeszcze gruby szmal za to bierze! Fakt, nie życzę nikomu. Dzieci są trudne, ale to nic w porównaniu z ludźmi sprawującymi pieczę nad tobą
OdpowiedzMoże niech pan szef przygarnie najpierw sam garstkę takich dzieciaków... Idiota.
OdpowiedzA pan dyrektor ile takich dzieci już przygarnął? On ma w ogóle prawo likwidowania placówek?
OdpowiedzJeżeli jego plan się uda to może i zamkną kilka POW, ale placówkę interwencyjną już trudniej zamknąć, myślę, że nie masz co się bać o pracę. Poza tym, zgodnie z ustawą zamykanie POW nie może się odbyć bez zgody wojewody, więc nie wszystko zależy od Twojego dyrektora :)
Odpowiedz@2night: masz rację, że to wojewoda musi się zgodzić, ale póki co wojewoda nie wypowiada się w tym temacie i nie protestuje, dyrektorzy placówek zaczęli się buntować, ponieważ dyrektor pomija ich (i drogę służbową) w kontaktach z kadrą i rozdaje im nowe zakresy obowiązków. Ja nie wiem, jakie on ma układy z prezydentem, ale na razie nikt z "władzy" nie interweniuje na jego dziwne pomysły. Więc teoretycznie wojewoda ma głos, ale w praktyce wygląda to tak, że dyrektor robi co chce i nikt go z tego nie rozlicza.
Odpowiedz@SpongeBobbie: Hmm ja tu widzę spory błąd w podejściu. Proponuję jak najszybciej dowiedzieć się jakie pan dyrektor ma "plecy". To może wiele wyjaśnić.
OdpowiedzW kwestii oderwania pomysłów pana dyrektora od rzeczywistości masz zapewne sporo racji, natomiast w kwestii założenia, że dobro podopiecznych jest w waszej pracy najważniejsze, rację ma dyrektor. Celem powołania tej instytucji było właśnie zapewnienie opieki tym dzieciakom, zatrudnienie pracowników jest środkiem prowadzącym do tego celu. Ty sytuację przedstawiłaś, jakby było odwrotnie.
Odpowiedz@Jorn: No nie do końca. Jako szef placówki tak, ma dbać o dzieci. Natomiast jako pracodawca ma pewne obowiązki wobec pracowników, których nie ma prawa ignorować, nawet w imię rzekomego dobra dzieci. To oznacza, na przykład, że ma obowiązek na przykład "organizować pracę w sposób zapewniający zmniejszenie uciążliwości pracy" oraz "zapewniać bezpieczne i higieniczne warunki pracy". Takie prawo.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 30 sierpnia 2017 o 12:46
@Jorn: ja się zgadzam, że w pracy najważniejsze jest dobro dziecka. Tylko w tej sytuacji zaciera się granica między pracą, a własnym życiem osobistym i dobrem swojej rodziny - pracując w instytucji spędzam tam 8-10 godzin i wracam do domu, gdzie mam możliwość odetchnąć, odciąć się. A bycie rodziną zastępczą to praca 24/7. Więc powinni się na to decydować ludzie, którzy chcą, a nie, bo muszą. W takiej sytuacji większość jednak wybierze swoje dobro.
OdpowiedzA szanowny Pan Dyrektor ile dzieci przyjmie..?
Odpowiedz@Tralalilaa: żadnego bo ma od tego ludzi. Osobiście ja bym takiego dziecka nie przyjął do domu w obawie o zdrowie czy nawet życie. Już wolałbym zmienić pracę.
OdpowiedzDroga Autorko pracujemy w tej samej instytucji,( a raczej z ramienia tej instytucji, ale jesteśmy na innych stanowiskach) w tym samym mieście. Nasz nowy Pan Dyrektor, a raczej pełniący obowiązki dyrektora, na mnie też nie zrobił dobrego wrażenia. Z tego co zrozumiałam jego wypowiedź, dla niego ważni są klienci pomocy społecznej bo to dzięki nim pracujemy. Zatem jak tutaj piszę, gorąco zachęcam wszystkich likwidujmy bezrobocie, szukajmy pracy i dawajmy pracę innym, pomagajmy szukac pracy innym, wtedy co prawda ja wylecę z roboty, ale Pan Dyrektor "tyż", a pomoc społeczna zostanie rozwiązana- za czym gorąco jestem. Warto nadmienić, że zaczęłam tę pracę, bo chciałam tępić nierobów, co nawet mi się udaje z niezłym skutkiem, a pomagać tym naprawdę potrzebującym, którzy zazwyczaj tej pomocy nawet nie chcą, bo się wstydzą. Co do rozwiązywania domów dziecka, P.O. Dyrektor nie wymyślił niczego nowego, ustawowo już dawno miały być likwidowane domy dziecka na rzecz rodzin zastępczych. On po prostu zabrał się do tego od d***y strony i bez żadnej wiedzy merytorycznej, pewnie po to, żeby pokazać, że on coś robi.
Odpowiedz@Nir87: masz rację, plany likwidacji domów dziecka były, ogólnie reorganizacja instytucjonalnej pieczy zastępczej była zapowiadana do 2019 roku (choćby zmniejszenie "mocy przerobowej" placówek do 14 dzieci), jednak to, co się dzieje, jest dla mnie niedopuszczalne...pan dyrektor chodzi po placówkach, zapowiada czystki, na sugestie, że pracownicy się boją o pracę odpowiada, że "w mieście jest zerowe bezrobocie, nikt nie każe wam pracować w placówkach", sugeruje, że będzie przesuwał pracowników zamkniętych domów dziecka do innych miejsc, żeby nie płacić odpraw. Jak dla mmie człowiek na tak odpowiedzialnym stanowisku używający takich argumentów nie powinien się brać za reorganizację. Bo on kiedyś odejdzie, a bałagan po nim zostanie.
Odpowiedz@SpongeBobbie: Zostanie i to duży, poza tym z tego co wiem, chce wprowadzać umowy zlecenie właśnie w pieczy zastępczej. Plot nie chcę siać, ale wydaje mi się, że w siedzibie pieczy zastępczej już pracują na śmieciówkach, bo ich prace można podpiąć pod pracę zadaniową. Trudniej jest tak udupić pracowników socjalnych, także terenowych.
OdpowiedzZastanawiam się mimo wszystko czy Ty serio tam pracujesz bo placówka, którą opisałaś czyli o charakterze interwencyjnym, gdzie trafiają dzieci "odebrane" rodzicom to pogotowie opiekuńcze a nie dom dziecka i dopiero stamtąd do innych placówek ewentualnie od razu do rodzin zastępczych. Poza tym by być rodziną zastępczą to sobie jaśnie dyrektor nie może ustalić tylko trzeba przejść odpowiednie szkolenie, nie każda rodzina nadaje się do bycia rodziną zastępczą. Przypuszczam, że możesz być co najwyżej albo jakąś rodzina pracującej tam osoby, która nie zna się na wszystkim albo znajomą ale na pewno nie pracujesz w takiej placówce bo każdy kto pracuje w placówce interwencyjnej wie co i jak. Nawet jeśli toś chce być taką rodziną to nie znaczy, że nią zostanie choćby był nie wiem kim bo są odpowiednie procedury jak choćby odpowiednie warunki mieszkaniowe, finansowe, jeśli też ktoś ma dzieci to nie bez wpływu jest ich zdanie, także zdanie małżonka, tu jest tyle czynników mających na to wpływ, więc dla mnie taki tekst, że sobie dyrektor chce to jest śmieszne, może sobie chcieć ale to nie znaczy, ze tak się stanie.
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 3 września 2017 o 16:19
@timka: Przecież Autorka napisała "Pracuję w instytucjonalnej pieczy zastępczej o charakterze interwencyjnym" czyli właśnie w pogotowiu opiekuńczym. Piecza zastępcza to taki twór, który dzieli się na instytucje np. ośrodki wszelakie, jak i na rodzinną piecze zastępczą, czyli właśnie rodziny zastępcze i rodzinne domy dziecka. Dyrektor wpadł na pomysł, że z interwencyjnych ośrodków, dzieci będą trafiały do rodzin zastępczych, a nie do domów dziecka, bo ich nie będzie. Oczywiście to bzdura, bo nie można zlikwidować kilkunastu, czy kilkudziesięciu domów dziecka w miesiąc i umieścić Bóg wie gdzie dzieci.
Odpowiedz@Nir87: W dalszej części pisała o domu dziecka jako swoim miejscu zatrunienia..
Odpowiedz@timka: otagowałam historię jako dom dziecka, ponieważ to te placówki są głównym celem pana dyrektora. Ja pracuję w interwencji i choć zapewniono nas, że nic się nie zmieni (bo "interwencja MUSI być, przecieź uciekinierów z Monaru czy MOWów nie damy do rodzinnej formy"), to jednak zmuszono nas do przyjmowania dzieci poniżej określonego wieku, gdzie kadra nie jest wykształcona i doświadczona w opiece nad dziećmi poniżej 3 lat. Jedyną kompetencją ma być rodzicielstwo pracowników...tylko co z tymi, którzy dzieci nie mają? I takie dwu-, trzylatki mieszkają pod jednym dachem z dzieciakami zdemoralizowanymi, przywożonymi w środku nocy w kajdankach...
OdpowiedzJak spotykam aktywistów pro-life to zawsze się ich pytam ile dzieci już adoptowali. Niestety dotąd żadnego.
OdpowiedzNajwiększy syf zrobiły ośrodki adopcyjne zagarniając adopcję ze wskazaniem. Nieistotny dla nich był los dziecka, które miałoby od razu dom tylko "aby pracownik na bruku nie wylądował". To wy jesteście dla dzieci a nie dzieci dla was.
Odpowiedz