Było sporo historyjek o piekielnych matkach, więc dziś, gdy spotkałam piekielną antymatkę, pomyślałam, że dodam dla równowagi. :)
Jechałam autobusem komunikacji miejskiej. Okolice południa, środek tygodnia, wakacje - więc autobus prawie pusty. Autobus duży, przegubowy, z dwoma wyraźnie oznaczonymi miejscami na wózek dziecięcy. W środku - kilkoro emerytów, matka z dzieckiem w wózku i ja, siedzę tuż przy miejscach dla wózków i czytam książkę, jak zmarnowałam dzień urlopu na sprawy urzędowe, to chcę z tego coś mieć też dla siebie. :)
Dziecko zaczyna marudzić. Mama skacze wokół niego, próbuje wody, butelki, zabawić, pogłaskać - nic nie pomaga. Dziecko nie marudzi głośno, ja dalej czytam, wszystko spoko.
Na przystanku wsiada Panna z kolegą. Jak wspomniałam, w autobusie było sporo wolnych miejsc, stojących, siedzących, jakich chcesz - ale oni stanęli dokładnie w ciasnym miejscu na drugi wózek, między pierwszym wózkiem a barierką.
Po czym… dziewczyna zaczęła co chwila przewracać oczami, wzdychać ciężko i głośno narzekać, niby do siebie lub kolegi, ale tak, żeby cały autobus słyszał, że JAK TO TAK MOŻNA Z TYMI DZIEĆMI. Matka bardziej zawstydzona i zestresowana z każdą taką uwagą.
I wtedy w autobusie zrobiło się tak głośno, że czytać się nie dało, choć dziecko było w dalszym ciągu dość cicho. Żeby skończyć rozdział, przesiadłam się na jedno z wielu wolnych miejsc z tyłu autobusu - dziecka już tam w ogóle nie słyszałam, ale głośne narzekania Panny - owszem.
Pomiędzy narzekaniami, Panna opowiadała koledze na tyle głośno, żeby każdy pasażer usłyszał: “JA TO MAM DOPIERO 25 LAT, ALE CZUJĘ SIĘ TAKA DOJRZAŁA, INNI W MOIM WIEKU SĄ TACY EGOISTYCZNI!”.
No i w swoim altruizmie i dojrzałości mężnie przejechała całą trasę wciśnięta w miejsce na wózek, narzekając, że stoi tam wózek, i że sobie nie zniknął, gdy ona zapragnęła, żeby go nie było.
Zamiast się przesiadać, można było stanąć w obronie matki, skoro widziałaś, że czuje się zakłopotana sytuacją. Taki mały dobry uczynek, bardziej pożyteczny niż pisanie na Piekielnych.
Odpowiedz@Miryoku: masz rację :( pewnie bym tak zrobiła, gdyby dziewczyna bezpośrednio się do matki zwróciła z jakimiś żalami, ale ona je wyrażała tak jakoś dziwnie - niby do kolegi, właściwie to jakoś ogólnie w przestrzeń.
Odpowiedz@LuzMaria: A ta biedna matka twoją rejteradę w tył autobusu prawdopodobnie też odebrała jako milczącą, co prawda, ale za to ostentacyjną dezaprobatę dla marudzeń jej dziecka, które przeszkadzało ci czytać.
Odpowiedz@LuzMaria: Też mogłaś rzuć luźno w przestrzeń. Bo kto powiedział, że nie? Albo zwrócić się do matki.
OdpowiedzStan obok szamba. Marudz ze smierdzi. (y)
OdpowiedzJakiś czas temu czekałam w osobą z rodziny w kolejce do specjalisty. W poczekalni między innymi matka z dzieckiem na oko 3 lata. Było duże opóźnienie (ponad godzina) i przez bitą godzinę chłopiec grzecznie siedział przy stoliku dla dzieci, bawił się zabawkami, oglądał książeczki z mamą etc. Potem przyszła jakaś babka, też z synem tyle że nastolatkiem. Najpierw zaczęła się oburzać na ludzi za to, że takie opóźnienie (tak jakby to była wina innych pacjentów), a gdy kazali jej się "odczepić" to za 15 min musiała się chyba na kimś znów wyżyć i zaczęła narzekać, że ten mały dzieciak się za głośno bawi, "WALI TYMI KLOCKAMI". Nie walił, nie rzucał, po prostu drewniane klocki mają to do siebie, że stukają ale dzieciak je zwyczajnie układał.
OdpowiedzZastanawiam się, czy przypadkiem nie miałam okazji "spotkać" tej panienki w internecie. Wiek i postawa "wszystko-mi-źle" by się zgadzały..
Odpowiedz@minutka: Chyba na pewno ;).
Odpowiedzja bym pannie nagadala znajac siebie nienawidze dzieciakow dracych sie w miejscach publicznych ale jesli to niemowle ( ktoremu nie wiadomo, o co chodzi), lub rodzic choc probuje uspokajac, to luz
Odpowiedz@bazienka: Ty byś wszystkim nagadała i w ogóle wszystko zrobiła super... A jedna z Twoich historii pokazała, że rzeczywistość wyglądała inaczej.
Odpowiedz