Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Czytając dzisiejszą porcję "piekielnych", przypomniała mi się historia z wycieczki w Pradze…

Czytając dzisiejszą porcję "piekielnych", przypomniała mi się historia z wycieczki w Pradze kilka lat temu. Historia jest z serii "Cebulaki za granicą".

Na wstępie zaznaczę, że nie uważam, że jako naród jesteśmy wielce piekielnymi turystami, jednak jak to w życiu bywa, ludzie zwrócą uwagę na buractwo szybciej, niż na normalne zachowanie. Mi ta historia zapadła w pamięć z powodu dwóch absurdów, które bohaterka tej historii nie potrafiła pojąć. Ale do sedna.

Testowaliśmy restauracje polecane w przewodniku, oczywiście te z klasy "ekonomicznej" i trafiliśmy do takiej, gdzie i jedzenie było pyszne i na ludzką, a nawet studencką kieszeń, 200KC za posiłek, którym się można było nażreć. Kelner uwijał się przy stolikach, nie zapominając o nikim, dorzuciliśmy mu ekstra za obsługę, bo naprawdę w tej cenie jedzenia było pysznie, dużo i miło.

No ale nie pisałbym tego, skoro było "tak pięknie".

Stolik obok nas zasiadły 2 pary znajomych, wiek około 50 na moje oko, raczej nie więcej, może troszkę mniej. Było to tym bardziej widoczne, że "lansowali" się na wiecznie młodych. Ubierali się raczej jak 20-latki niż osoby dojrzałe, fryzury na żel u panów, panie tipsy, samoopalacz, full mejkap. Nie mam na myśli, że nie powinni, ale to ich "wyróżniało" z tłumu. Jedna z Pań zamówiła za całą resztę "herbatę owocową", nie po czesku, po polsku. Nasz Kelner zrozumiał, poszedł, przyniósł po chwili 4 zestawy filiżanek, imbryków, herbatek zapakowanych w folijki. Po 10 minutach może, owa Pani woła kelnera i wywiązuje się mniej więcej taka rozmowa:

[P-ani]: Proszę zabrać tę herbatę, zamawiałam "owocową".
[K-elner łamanym Polskim]: To jest herbata owocowa.
[P]: Nie, nie jest.
[K]: To jest herbata cytrynowa.
[P]: No właśnie, nie owocowa.
[K]: Cytryna to owoc.
[P]: Nie, to nie jest owoc.

Tutaj licytowali się jeszcze chwilkę, że cytryna to nie owoc, że pani nie sprecyzowała jaki smak chce, że przyniósł najpopularniejszy z "owocowych" smaków, itp, itd. Nie dało się tego ignorować i nie słyszeć, bo to odbywało się stolik obok, a tę panią cała restauracja słyszała, mimo, że nie krzyczała, lecz raczej "żywiołowo" Kelnerowi tłumaczyła swoje racje. Na koniec przysłowiowy gwóźdź do trumny dostarczył i przybił partner owej pani, odzywając się w te słowa:

- Bo wie pan, my 3 lata temu byliśmy również w Pradze i w restauracji podano nam "herbatę owocową". która mojej <wstaw imię> bardzo smakowała.

Wtedy nauczyłem się, że cytryna to nie owoc, a w każdej praskiej restauracji na hasło "herbata owocowa", powinno się podawać jedną i tę samą magiczną mieszankę, którą owa pani piła 3 lata wcześniej. Piszę "w każdej", bo pan partner nie podał nazwy restauracji ani żadnego potwierdzenia, że to była ta, w której właśnie rozgrywała się akcja tej "opery mydlanej".

Pani wstała i powiedziała, że za tę herbatę nie zapłaci, bo to nie jest ta, która piła wtedy, po czym ubrała płaszcz i wyszła. Nie wiem czy jej partner uregulował rachunek, czy kontynuował tę herbacianą farsę, ale tego już nie doczekaliśmy, plan mieliśmy napięty jak baranie jaja i wyszliśmy przed wielkim finałem. Co nie było takie złe, bo nie przegapiliśmy "pokazu": jakaś pani chodziła nago po spacerniaku i filmowali ją (przypuszczam, że jako wstęp do jakiegoś ślizgacza), więc nie ma tego "złego" co by na dobre nie wyszło.

Edit: Dodam kilka wyjaśnień do komentarzy. Po pierwsze to nie była herbaciarnia, ani w karcie nie było herbat "wymienionych", była po prostu "herbata - różne rodzaje", my również herbatę po obiedzie zamawialiśmy (czasowo wcześniej niż ci państwo), ale pomyśleć nie jest rzeczą trudną, więc zapytaliśmy jakie herbaty Pan Kelner poleca. Piekielnością nie jest nieporozumienie, bo się zdarza, może pani zmęczona była, żeby się domyśleć że jest wiele rodzajów herbat, może ma w swoim słowniku, tylko Liptona, Sagę i Owocową, ale, nie wiem czy "piekielnością", na 100% buractwem było zachowanie Pani.

Kelner rozmawiał z panią spokojnie, jak już ustalili, że wg pani cytryna nie jest owocem, chciał się dowiedzieć co nim jest. Myślę, że bez problemu przyniósłby inną herbatę, tylko, że pani innej już nie chciała, strzeliła fochem "udowadniając" Kelnerowi, jak On nie zna się na swojej pracy, bo nie podał jej "herbaty owocowej" takiej jaką ona chciała (wiem, że w legendach jest dużo o czeskich czarodziejach i wiedźmach, lecz bez przesady).

Choć nie krzyczała na niego, jak wspomniałem, mówiła podwyższonym tonem i manierą "co to nie ja, jesteś tu by mi służyć" delikatnie mówiąc, taka pani światowa, co jej słoma z butów wychodzi. Jeśli to nie buractwo według części użytkowników Piekielnych, to nie chcę chodzić do tych samych miejsc publicznych co oni.

Praga restauracja turyści

by kubeck30
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Jorn
9 15

Jaka to piekielność? W najgorszym wypadku nieporozumienie. O ile rzeczywiście cytryna jest owocem, a tyle na hasło "herbata owocowa" nikomu w Polsce na myśl nie przyjdzie cytrynowa. Nie wiem, może w Czechach jest inaczej i stąd nieporozumienie.

Odpowiedz
avatar Halasuwa
13 19

Szczerze mówiąc też bym nie pomyślał, że jak zamówię herbatę owocową, to dostanę herbatę cytrynową. Jakoś mi się to wyklucza, mimo że cytryna jest owocem.

Odpowiedz
avatar kokosanka
8 14

@Halasuwa: No widzisz, a ja z kolei nie wpadłabym na to, żeby w obcym kraju złożyć zamówienie po polsku i jeszcze mieć pretensje, że zaszło drobne nieporozumienie.

Odpowiedz
avatar Halasuwa
1 3

@kokosanka: Super, a czemu mi o tym piszesz? Tak się jakoś składa, że ja też nie rozumiem zamawiania czegoś w obcym kraju po polsku, z tym, że dla mnie jest to tak oczywiste, że aż niewarte wspominania. Pretensje rozumiem jako tako (z jednej strony nie popieram, babka zachowała się jak idiotka, z drugiej rozumiem zdziwienie), ze względu na różnice między ichnim a naszym rozumieniem określenia "herbata owocowa"

Odpowiedz
avatar nemo333
4 4

@kokosanka: w przygranicznych miejscowościach popularne jest obsługiwanie w języku gościa i jadłospis również w tym języku, przynajmniej ja spotykałem się z takimi udogodnieniami m.in. w czeskim Cieszynie. Zresztą z Czechami nawet głębiej w kraju też dało się dogadać po polskoczesku, oni po polsku rozumieli, ja po czesku trochę mniej ale nie było większych problemów ;)

Odpowiedz
avatar PaniPatrzalska
3 3

@kokosanka: W niektórych sytuacjach lepiej można się dogadać po polsku, szczególnie w mniejszych miejscowościach, gdzie nie ma turystów. Tam bywa ciężko znaleźć kogoś, kto zna jakikolwiek język obcy. Po polsku, angielsku, niemiecku, na migi, co za różnica, byle się dogadać. Moi rodzice mówią tylko trochę po angielsku i pojedyncze frazy po niemiecku, a zjeździli pół Europy. Czasem bywają zabawne sytuacje, ale jakoś sobie radzą. Tylko nie robią awantur, jak pochodzi do nieporozumień…

Odpowiedz
avatar Trepan
-1 1

@PaniPatrzalska: Czesi jako naród mają jakąś niechęć do angielskiego. nie przypominam sobie sytuacji, w której musiałem dogadać się z Czechem i konwersacja poszłaby w języku wyspiarzy. zdecydowanie łatwiej szło po Polsku, zwłaszcza, że nasze języki są dość podobne.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
2 2

@Halasuwa: Ja też bym się nie spodziewał, ale po prostu bym się z tego śmiał. Tak samo jak we Włoszech zamówiłem kiedyś latte i spodziewałem się kawy z mlekiem, a dostałem... kawy w tej filiżance nie było. Dopiero wtedy sprawdziłem w słowniku, że "latte" to po włosku "mleko". No i co. Pośmialiśmy się, jeden z nas mleczko wypił i tyle. A następnym razem już używaliśmy pełnej nazwy "cafe latte". Tutaj paniusia zachowała się po prostu po chamsku i bez powodu strzeliła focha. Ja wytłumaczyłbym kelnerowi, że nie do końca się zrozumieliśmy, bo w Polsce raczej nie uznaje się herbaty z cytryną za owocową i czego innego się spodziewałem, ale w sumie często zamawiam owocową herbatę i zawsze pytam, jakie mają smaki. A paniusia nie potrafiła powiedzieć, czego właściwie chce i potem foch.

Odpowiedz
avatar Jaladreips
-2 6

Najgorsi i tak są Anglicy.

Odpowiedz
avatar Balbina
2 8

Cieszmy się że mieli jakakolwiek herbatę. Będąc na zimowisku w Czechosłowacji(jeszcze wtedy była) w latach 70-tych podano nam pierwszego dnia do kolacji piwo. Tak 14-18 latkom piwo. Wychowawczynie oniemiały i zaczęły jazgot. -No jak to piwo nieletnim. -Czesi na to a co my mamy im podać. -no jak to herbatę. No dostaliśmy i wykończyliśmy cały zapas herbaty hotelowej w dwa dni.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

@Balbina: ja bylam na kolonii na Slowacji gdzies w polowie lat 90tych. Gorszego jedzenia nie pamietam juz pozniej nigdzie, a troche jezdzilam na rozne kolonie i wczasy. Podawali suche, twarde bulki, wedlina tez nie wygladala na pierwszej swiezoscii Wieczorem bylo ognisko i smazenie kielbasek, zamiast zorganizowanego paleniska, nawrzucano smieci i podplono.

Odpowiedz
avatar gggonia
7 13

W sumie to może dziwne ale tez bym się poczuła zdezorientowana, i że chcą mi wepchnąć tańszą herbatę, bo na słowa "Herbata owocowa" zawsze przychodzi mi na myśl jakiś mix czerwonych owoców, albo też owoców leśnych a nie najzwyklejsza z cytryną. W restauracjach też często jest herbata z cytryną lub owocowa i często nie jest dokładnie opisana (w menu) jaki ma skład bo każdy domyśla się że będzie czerwona XD. A nie rozumiem też po co kelner się wdaje w dyskusje, (no chyba że tam taka sparta i jemu by obcięli te złocisze za herbatę, ale w normalnych sklepach/restauracjach jak się ktoś pomyli/ klientowi coś wyleje i robią jeszcze raz to nikt nie ma odliczane od wypłaty) w normalnych lokalach jeśli dochodzi do nieporozumienia bez słowa zawsze wymieniano mi produkt a nie wmawiano że się mylę, bo nie myślałam tak jak kelner XD. Więc to kelner moim, zdaniem powinien to po prostu zabrać i przynieść nową/ przecież nie wymieniał im całych obiadów. Tylko 4 herbatki w paczuszkach.

Odpowiedz
avatar kubeck30
3 3

@gggonia: Rozumiem i zgadzam się z Tobą, jednak dyskusja lub dialog jest jak najbardziej na miejscu. Ja nie chciałbym, żeby kelner zgadywał co ma mi znowu przynieść, wykazał się inicjatywą i jak dopisałem do historii, chciał się dowiedzieć, to dobrze, że chciał zebrać dodatkowe informacje, których nie miał wcześniej. Kelner nie wmawiał pani że się myli, przedstawiał swoje zdanie i dobrze, rozwiewa wątpliwości. Ludziom się wydaje, że w restauracji pracownicy są ich sługami, którzy mają ich traktować jak stałych klientów (domyślać się co chca zanim Oni jeszcze sami się zdecydują) i jak kelner nie wie, "to co on tu robi, przecież od tego jest żeby usługiwać".

Odpowiedz
avatar aklorak
3 5

Nie piłam nigdy herbaty owocowej z cytryny, bo termin herbata owocowa oznacza dla mnie zaparzony susz owoców. Są to najczęściej mieszanki na bazie hibiskusa z dodatkiem owoców i kwiatów, zaś herbata o smaku owocowym to herbata aromatyzowana, czyli bazą są liście herbaty (czarnej, zielonej, białej, oolong itd.) aromatyzowane, lub z dodatkiem suszonych owoców, kwiatów, przypraw. Pewnie większość Polaków nie widzi tej subtelnej różnicy, a co dopiero Czech. Ale już pomijając to, to nawet "owocowa" znaczy jakąś mieszankę owoców, bo jak jest tylko cytryna, wiśnia, malina to wtedy nazywamy to herbatą cytrynową, malinową, wiśniową. Wydaje mi się, że jak klient zamawia tak nieprecyzyjnie to kelner powinien się dopytać, a nie decydować za klienta.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

Ja się zdziwiłem jak w karcie proponowano čerstvy chlèb

Odpowiedz
avatar bazienka
0 2

historia czytala historie i sie przypomniala? aha proponuje zapoznac sie z zastosowaniem imieslowow pomylka, bywa, w rozumieniu wiekszosci "owocowa" herbata to taka z roznych owocow np. truskawek, malin lub owocow tropikalnych ale afery az takiej pani nie musiala robic, ze to nie taka herbata jak pita gdzie indziej

Odpowiedz
Udostępnij