Przedwczoraj siostra udała się z mężem na wakacje do Albanii. Przechodząc przez salon usłyszałem od mamy - rozmawiającej z siostrą przez telefon - żeby nie jadła owoców morza, co przypomniało mi historię sprzed roku.
Zeszłego sierpnia byłem właśnie w Albanii z mamą - kraj piękny, stosunkowo tani, co prawda ludzie wówczas po angielsku ledwie przebąkiwali, ale obecnie (według relacji innej części rodziny, która w tym roku tam była) można się już dogadać bez migów. Niemniej jednak nie przedłużając, będzie o feralnych owocach morza.
Jako iż moja mama je uwielbia, chcąc nie chcąc wiem, że jeżeli ugotowany omułek nie otworzy muszli, oznacza to, że jest od dłuższego czasu martwy i absolutnie nie nadaje się do spożycia. Rok temu oczywiście zajadała się nimi codziennie, dopóki siostra nie zadzwoniła z Grecji, skąd powiedziała, że rezydentka ostrzegła turystów przed owocami morza, albowiem w Grecji - a być może na całym obszarze śródziemnomorskim - zamknięte omułki są otwierane na siłę i zwyczajne podawane wśród tych wcześniej żywych. Rodzicielka moja oczywiście zbladła, zalała się zimnym potem i dla pewności nie chciała już ich zamawiać.
Niestety było za późno - następne kilka dni spędziła na białym tronie.
Dzisiaj podobno już się tego nie robi, jednak sądzę, że takie świństwo z podawaniem toksycznego jedzenia bardzo negatywnie wpływa na opinię turystyczną, i ci kucharze - zarówno greccy jak i albańscy - strzelają w kolano i sobie i całemu państwu.
albania małże omułki
Zajadała się nimi codziennie do telefonu siostry - wygląda jak typowa reakcja psycho-somatyczna.
Odpowiedz"Zeszłego sierpnia byłem właśnie w Albanii z mamą - kraj piękny, stosunkowo tani, co prawda ludzie wówczas po angielsku ledwie przebąkiwali, ale obecnie (według relacji innej części rodziny, która w tym roku tam była) można się już dogadać bez migów. " - cały kraj się w rok wyszkolił ;) "Dzisiaj podobno już się tego nie robi" - kolejna cudowna przemiana całego kraju i zmiana mentalności w rok ;)
Odpowiedz@imhotep: Mnie zastanawia fakt, że mało komu przyjdzie do głowy pomysł kupienia rozmówek polsko - x, o ile nie zna się języka odwiedzanego kraju. Za granicą najlepiej i najbezpieczniej (także taniej) można zjeść w knajpach dla tuziemców, które łatwo rozpoznać - brak menu w obcym języku. W przeciwieństwie do knajp dla turystów one nie mogą sobie pozwolić na utratę klientów.
OdpowiedzDo Grekow, oszustow i naciagaczy, bezczelnie zyjacych machlojkami na koszty reszty strefy Euro i UE - nie pojade nigdy, a do Albanii - prymitywow, bylego kraju Enwera Hodzy tez nie. Sa fajniejsze, spokojniejsze i ciekawsze cele podrozy. Owoce morza sa smaczne, ale mozna bez nich tez dalej sobie zyc.OK
Odpowiedz@ZaglobaOnufry: Mam w pracy combo. Albankę wychowaną w Grecji. Fajna dziewczyna ale tylko zerka jak by tu robić aby się nienarobić ;)
Odpowiedz@ZaglobaOnufry: A najgorzej, że wszędzie polaczki złodzieje i cebularze się pojawiają.
OdpowiedzUwaga obalamy mity. Nie każda małża - cozza otworzy się na patelni. I otworzenie ich siłą nie zamieni ich w jadowitą truciznę. Za to każda cozza która jest martwa śmierdzi tak, że jej nie przełkniesz. Lepiej, żeby kucharz je dootwierał, bo wtedy to on wyrzuci podejrzane.
OdpowiedzAle autorka naiwna. Jakie strzelanie w kolano? Do Grecji turyści będą zawsze walić drzwiami i oknami. Dla Greka zrażony turysta to żaden problem. Bo na nim zarobił, a w jego miejsce przyjedzie następny. A Albańczycy podobnie korzystają z turystycznego boomu.
Odpowiedz@Zunrin: Dlatego prywatnie bojkotuję tych śródziemnomorsko-egejskich Giorgiosów i Nikosów z mentalnością typowego Janusza (wszystko się należy i oszukaj na wszystkim) i szukam innych miejsc na spędzenie czasu - w tym roku Macedonię, którą najserdeczniej polecam. Gwoli ścisłości, jestem facetem.
OdpowiedzJak dla mnie to efekt nocebo, nic więcej.
Odpowiedz