"Szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie ile kosztujesz, aż się zepsujesz".
Temat służby zdrowia był tu poruszany nie raz, teraz i mnie dotknęła piekielność systemu.
Historia w skrócie: z powodu wykonywanej pracy zachorowałem. No cóż, zdarza się, a więc galopem do lekarza rodzinnego, bo sprawa poważna.
Moja pani doktor, cudowna kobieta, wystawia mi skierowanie do specjalisty, próbuję się dostać do niego, niestety na NFZ na konsultację czeka się 45 dni.
Nic to, idę prywatnie, pani doktor zaleca badania i kolejną konsultację ze specjalistą z innej dziedziny.
Badania na NFZ - czas oczekiwania na pierwsze 30 dni, na drugie ponad 90 dni, żeby zrobić drugie, muszę wpierw zrobić pierwsze, w sumie 120 dni.
OK, załatwiamy sprawę prywatnie w siedem dni, konsultacja u drugiego specjalisty - czas oczekiwania na NFZ 50 dni, no i znowu prywatnie, wraz z badaniami uwijam się w 9 dni.
Wracam do pierwszej specjalistki, oczywiście prywatnie, badania i konsultacja zrobione, skierowanie do właściwego specjalisty - czas oczekiwania na NFZ 120 dni.
Ponownie idę prywatnie, no i w końcu jestem leczony, hurra! No niestety, drogo wychodzi, ale nic to, zdrowie najważniejsze.
Po 5 miesiącach wracam do pracy, sukces.
A teraz - gdzie piekielność? Ano płacę składki na NFZ od 20 lat, gdybym miał się leczyć w systemie, sama ścieżka diagnostyczna zajęłaby mi ponad 9 miesięcy, i to przy dobrych wiatrach.
Czyli musiałbym iść na rentę, by się leczyć, prywatnie w 5 miesięcy wróciłem do pracy. Koszt - ponad 7000.
A teraz najlepsze. Byłem w NFZ ubiegać się o zwrot za badania, no i lipa, NFZ nie zwraca za badania dostępne w systemie, bo mogłem poczekać itd.
Czyli płacę składki za nic, NFZ woli, by ZUS wypłacał mi chorobowe, a potem rentę, i leczył się z dwa lata.
Policzyłem to sobie, kosztowałbym ZUS przez 2 lata prawie 200 tysięcy złotych (sam dałem 7000), no i chorobowe wypłacone przez ZUS. Leczenie zamknąłem w 40 tysiącach - gdzie tu logika, gdzie sens?
Ten system nie jest piekielny, on jest chory.
Płacisz za nic, a jak zachorujesz i chcesz szybko wrócić do pracy, to jeszcze musisz dopłacić.
Ba, jeszcze komisje Ci wzywają czemu Ty chory jesteś, a może nie tak bardzo jak mówią lekarze. Zgadzam się, system chory. Teraz pomyśl ile byśmy odłożyli, gdyby ZUS nie inkasował nam co miesiąc chorobowego. Można by się leczyć w najlepszych klinikach.
Odpowiedz@mlodaMama23: no ba z zakładu miałem 6 kontroli,a z ZUSu 8
Odpowiedz@Ratman13: Wow, to dużo kontroli z zakładu. Trochę piekielny zakład, zwłaszcza w świetle tego, że choroba związana z pracą (więc raczej nie powinno L4 nikogo dziwić). W naszym zakładzie musi ktoś naprawdę ewidentnie w kulki lecieć, żebyśmy posyłali kontrolę.
OdpowiedzA jak ktoś powie - usunąć ZUS, niech każdy zapisze się prywatnie gdzie chce, to się zaraz zbiegnie banda krzykaczy ze "biednych nie będzie za co leczyć" i "życie tylko dla bogatych". No i nie dogodzisz.
OdpowiedzKtoś kiedyś obliczył, że bardziej niż odkładać na emeryturę w ZUS opłaca się kupować piwo w butelkach zwrotnych, więcej dostaniemy z tej samej sumy "zainwestowanej" z kaucji za te wszystkie butelki niż da nam ZUS. Smutne
Odpowiedz@Rollem: Ale wiesz, że to urban legend?
OdpowiedzDlatego ja tę składkę traktuję jako "nagłoszpitalne". Wiadomo, że większości szkoda, bo to duża kasa jednak jest, ta składka, ale jakoś przestaje być szkoda, jak np. wpadniesz pod samochód
OdpowiedzO to to dokładnie ja z moją chorobą. Tylko że prywatne leczenie kosztuje podobno 300 tys. Dlatego walczę. Szpital wstrzymał przyjmowanie pacjentów na badania i właśnie rozkminiam zrobienie ich prywatnie i wystawienie faktuty na szpital. Ale najpierw skonsultuje się z rzecznikiem praw pacjenta.
Odpowiedz