Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Na studiach dorabiałam jako kelnerka w dość dobrej restauracji. Historii o piekielnych…

Na studiach dorabiałam jako kelnerka w dość dobrej restauracji. Historii o piekielnych amantach, roszczeniowych dorobkiewiczach czy wojujących nazirodzicach uzbierało mi się na pęczki. Dziś podsumowanie tych ostatnich. Pominę już przeświadczenie niektórych, że kelner to sługus i darmowa niańka dla ich pociech. Za często nam się to zdarzało.

Nasza restauracja wygląda tak, że wchodzi się na otwartą przestrzeń bez stołów, gdzie stoją wieszaki, a naprzeciwko jest bar. Taki jakby przedsionek. Głębiej poustawiane są stoły dla gości. Tyle słowem wstępu.

1. Dzieci plątające się pod nogami kelnerów, biegające, wrzeszczące, też standard. Mamy w naszej ofercie danie podawane na ciężkiej żeliwnej patelni, które jeszcze dymi, gdy serwuje się je gościom. Niosę więc 3 takie patelnie, lawirując między fruwającymi kilkulatkami. Zero reakcji, że może twoje dziecko mi przeszkadza, że może się przez nie przewrócę i w rezultacie zostanie poparzone. Hit sezonu? Dziecko siedzące tuż przy tatusiu perfidnie puściło mi pod nogi samochodzik. Tatuś spojrzał obojętnie i wrócił do swoich zajęć.

2. Dzieciaki wcinające się w pół zdania i wrzeszczące co to one chcą zamówić. Nie dość, że nie słyszę zamówienia, które składa rodzic to jeszcze nie wydaje mi się, żeby darcie gęby na dorosłą osobę, że ma w tej chwili coś przynieść było odpowiednim zachowaniem u przedszkolaka.

3. Dzieciaki w wieku 8-13 lat na obiedzie po jakiejś rodzinnej uroczystości, bo stół spory i wszyscy odświętnie ubrani. Biegają, krzyczą, ganiają się, rzucają w siebie pomarańczami (przed barem stoją kosze z owocami, z których robimy świeże soki), wybiegają z restauracji, po czym wbiegają znowu. Koleżanka idzie z tacą, jedno dziecko na nią wpada, tylko dzięki jej refleksowi nic się nie zbiło. Dzieciak ogląda się na nią i biegnie dalej bez przepraszam. 15 minut później koleżanka niesie na tacy karafki z wodą, napoje, szklanki. Dzieciak znowu na nią wpada, tym razem koleżanka i cała zawartość tacy lądują na ziemi. Szkło pobite, koleżanka tyłek stłuczony. Reakcja rodziców? Ano oczywiście beznamiętne spojrzenie i powrót do przerwanej rozmowy.

4. Sadzanie dzieci na wysokim stołku przed barem z tekstem 'To ty sobie tu posiedzisz a pani ci poopowiada co robi', po czym szybki sus do swojego stołu. Jakbym miała czas zabawiać czyjeś dziecko, kiedy na barze czeka 10 bonów do zrobienia na już. Pomijając fakt, że taki kilkulatek może łatwo spaść i zrobić sobie krzywdę.

5. W restauracji stoi duża waza z cukierkami, które wydajemy do rachunku. Notorycznie dzieci sięgają do wazy i wybierają stamtąd cukierki. Efekt łatwy do przewidzenia, waza pobita.

6. Duża rodzina, 7 osób, najmłodsze dziecko miało jakieś 3 lata. Podczas składania zamówienia wrzeszczy, szarpie mnie za koszulę, próbuje mnie uderzyć, bo on chciał colę, a mama się nie zgadza. Pani beznamiętnie mówi, że w takim razie mam colę przynieść. Dzieciak kopie, bo chce wyjść z fotelika (mamy specjalne krzesełka dla dzieci). Mama wyciąga dziecko z fotelika, po czym ono odpycha mnie z zadziwiającą siłą (stałam mu na drodze), wpadam na sąsiedni stolik. 'Pani się nie przejmuje, on taki żywy, hehe'. Uśmiecham się kwaśno i odchodzę. Przyjmuję zamówienie ze stolika obok, siłą rzeczy blokuję swoją osobą przejście. Biegnie Brajanek, przebiec nie ma jak, więc co robi? Ano wali taranem. Ja nie zareagowałam, mimo, że zabolało. Myślałam, że odpuści i przejdzie drugą alejką. Ale Brajanek staje i wali pięściami po moich udach. Patrzę na madkę, a ona nic. Więc nachylam się do niego, unieruchamiam mu ręce i syczę 'Masz w tej chwili przestać'. Brajanek ucieka wystraszony i do końca obiadu siedzi cicho jak trusia.

7. Niedziela, większość stołów to rodziny z dziećmi. Przy jednym z nich, centralnie na środku restauracji, pani kładzie na ławę około dwuletnią dziewczynkę i zaczyna zmieniać jej pieluchę z grubszą zawartością. Środek lata, w restauracji tłok i duchota, więc i zapaszek szybko się rozprzestrzenił. Ludzie spoglądają z niesmakiem, zatykają nosy, dziewczynka wierzga i przebieranie trwa jeszcze dłużej. Podchodzę do pani i wywiązuje się dialog:
[J]a Przepraszam, mamy osobny pokój, w którym może pani przebrać swoje dziecko, w toalecie też jest to możliwe. Proszę, żeby nie robiła pani tego na głównej sali.
[P]ani My już kończymy.
[J] Proszę pani, to jest restauracja, ludzie tu jedzą. Proszę dokończyć przebieranie dziecka w osobnym pomieszczeniu.
[P] O co pani chodzi, przecież nic nie widać i nawet nie śmierdzi! To tylko dziecko!
[J] No właśnie proszę pani, tak, śmierdzi i przeszkadza innym gościom. Na tej sali się je, a pani wyciąga na wierzch zużytą pieluchę.
W tym momencie kobieta skończyła przebierać dziecko, podnosi je i krzyczy
[P] Proszę bardzo! Skończyłam!
[J] - zrezygnowana - Dobrze, proszę, żeby następnym razem przebrała pani dziecko w pokoju do tego przeznaczonym.
Odwróciła się ode mnie i nawet mi nie odpowiedziała, więc odeszłam, a ona powiedziała niby do męża, ale tak ,żeby cała sala ją słyszała:
[P] Widziałeś ją! Dziecka się czepia! To trzeba gdzieś zgłosić!
Smaczek: po ich wyjściu znalazłam tę samą pieluchę rzuconą pod stołem. Żeby nie było, kosze też w restauracji mamy.

Smacznego :)

gastronomia restauracja dzieci rodzice

by Owiec
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar digi51
22 22

Krew mnie zalewa, bo znam ten typ człowieka, na szczęście mnie jak do tej pory żaden dzieciak nie zaatakował fizycznie (w przeciwieństwie do dorosłych), ale więdnące od wrzasków uszy i slalom między latającymi berbeciami jest na porządku dziennym. No i tłumaczenie rodzicowi z dzieckiem, że niestety fakt posiadania dziecka nie uprawnia go do zajmowania stolika dla 5-6 osób.

Odpowiedz
avatar mijanou
29 29

Niestety, byłam świadkiem chyba wszystkich opisywanych przez Ciebie sytuacji jako klient. I rozumiem, że kelnerce jest niezręcznie zwrócić takim klientom uwagę lub też musi podporządkowac się hasłu, że klient nasz pan. Na szczęście ja, jako klient nie mam takich przeciwwskazań i mi wolno bez ograniczeń. I zawsze z tego prawa korzystam. Jak ktoś nie umie się zachować lub wychowywać dzieci a nie tylko chować to niech, do cholery, siedzi w domu. Jako dziecko często bywałam z rodzicami w różnych restauracjach i jakoś nie biegałam, nie szarpałam ludzi i nie roztrącałam/nie potrącałam ich. Więc można zapanować jednak nad własnymi pociechami.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 sierpnia 2017 o 14:44

avatar paski
13 13

@mijanou: Dobrze robisz. Ja jako klient też staram się reagować na pewne sytuacje albo np. stawać w obronie kasjerek/kelnerek czy kogokolwiek, jeśli widzę, że jest niesłusznie atakowany a sam nie może się odezwać, bo jest w pracy.

Odpowiedz
avatar bazienka
-1 7

@mijanou: @paski: tez zawsze reaguje, bo wiem, ze personel nie moze mi ez przeszkadzaja wrzaski i dzikie galopady, do lokalu przychodze ZJESC W SPOKOJU i ewentualnie nawet POROZMAWIAC, a nie sluchac dracych ryj bachorow jakbym chciala posluchac gowniakow, poszlabym na plac zabaw

Odpowiedz
avatar bazienka
3 9

@Tajemnica_17: jak galopuja i dra sie w miejscach publicznych to gowniaki, niewychowane bachory, a nie dzieci

Odpowiedz
avatar Tajemnica_17
-1 3

@bazienka: Plac zabaw jest od tego żeby dzieci się tam pobawiły, pobiegały, a nawet pokrzyczały, jeśli nie jest on tuż pod czyimś blokiem, więc jeśli nikomu nie szkodzą, są tam dziećmi.

Odpowiedz
avatar Ciemnooka
-2 6

@bazienka: Nie piętnuj dzieci za głupotę rodziców. Dzieci do 5-6 roku życia najintensywniej rozwijają się ruchowo i mają niespożyte pokłady energii. Nie wysiedzą w miejscu, po prostu, bo tak przebiega rozwój człowieka. To rolą rodzica jest wychowywanie, nauczenie, że trzeba też szanować święty spokój ludzi wokół, pokazanie jak można tę energię zużyć w inny sposób, w innym miejscu. Dziecko nie jest winne temu, że rodzic ma to w d*pie, albo po prostu nie potrafi tego zrobić.

Odpowiedz
avatar bazienka
1 3

@Tajemnica_17: no i o to chodzi plac zabaw nie kawiarnia czy restauracja @Ciemnooka: wiem, ale to jednak wkurza zwlaszcza jak taki zlosliwy dzieciak zacznie cie np. kopac

Odpowiedz
avatar Tajemnica_17
0 2

@bazienka: Więc na placu zabaw nie ma gówniaków, tylko po prostu dzieci które się bawią. I o to tylko mi chodziło.

Odpowiedz
avatar Balbina
8 8

W moim sklepie nagminne jest straszenie mną dzieci. Bo pani coś ci tam zrobi jak nie będziesz to i to. Latające po sklepie dzieciaki,szarpiące firanki i macające każdy materiał ustawiam krótko. Patrzę,głową kiwam na nie i karcę palcem-zazwyczaj pomaga. Jak nie reagują zwracam uwagę matce.

Odpowiedz
avatar Jaladreips
7 25

Jacyś naukowcy powinni się zabrać za to zjawisko i je opisać, jak to jest że dzieci wyzwalają w rodzicach pokłady najgorszego chamstwa. Nie ma nic gorszego niż hołota z dziećmi. Na szczęście do dobrych restauracji nie wpuszczają z gówniakami. Mam nadzieję, że kiedyś to będzie standard we wszystkich restauracjach.

Odpowiedz
avatar mijanou
6 10

@Jaladreips: Nie lubię tego słowa: gówniaki ale ogólnie zgadzam się. W UK (na przykład) są obszary "wolne od dzieci/hałasu/zwierząt" itd. I nikogo to nie oburza. Jeśli komuś nie odpowiada to szuka dalej. Zasady ustala właściciel i każdy się podporządkuje do oferowanych warunków. Sama dość długo szukałam lokum bo mam koty a nie każdy landlord/landlady życzy sobie, żeby lokator posiadał zwierzęta. Ludzie, to naprawdę nie jest prześladowanie dzieciolubów/zwierzolubów. To normalna praktyka.

Odpowiedz
avatar Tajemnica_17
-5 9

@Jaladreips: Dziećmi jak już.

Odpowiedz
avatar singri
13 13

A czy dawcom genów z punktu 3 kazano zapłacić za stłuczone szkło? Przecież to się w głowie nie mieści...

Odpowiedz
avatar Owiec
2 12

@singri: Niestety nie, w restauracji nie było ani właściciela ani menagera, a my nie wiedziałyśmy czy możemy domagać się zapłaty. Menager wyznawał zasadę klient ponad wszystko...

Odpowiedz
avatar szafa
3 3

@Owiec: No to wspaniała restauracja, nie dziwie się, że ludzie robili, co chcieli, skoro taka była polityka firmy. Dobrze, że już tam nie pracujesz

Odpowiedz
avatar SunnyBaby
17 21

No i teraz pytanie, co konkretnie oznacza "dość dobra restauracja" bo gdybym ja zobaczyła taką atmosferę jak w przedszkolu gdzie dzieciaki z wrzaskiem ganiają się albo wyżej wspomnianą panią zmieniającą pieluchę to bym zrobiła w tył zwrot szybciej niż żołnierz na paradzie. A wychodzi, że w tejże restauracji dość często się działy takie dantejskie sceny...

Odpowiedz
avatar mijanou
3 5

@SunnyBaby: Czasami jest tak, że już siedzisz i czekasz na zamówienie lub już jesz, gdy do restauracji wkraczają ludzie opisani w historii. Niestety, nie da rady takich ludzi wyprosić a przynajmniej kelnerkom nie wolno tego zrobić. Mnie denerwuje reakcja innych klientów na opisane zachowania: większość coś tam pomamrocze, porobi miny ale żaden nie zwróci uwagi i nie powie, że mają zapanować nad swoim potomstwem. I chyba ten brak reakcji sprawia, że tacy ludzie robią, co chcą i mają w doopie innych gości w restauracji. Ja może jestem piekielna ale reaguję za każdym razem: najpierw grzecznie a potem już stanowczo bo nie wszyscy rozumieją grzeczne prośby. Do restauracji idzie się po to, by zjeść coś dobrego w ładnym otoczeniu, miłej atmosferze i spokojnie pogadać ze znajomymi a nie po to, by obserwować harce niewychowanych i niedopilnowanych dzieci i wysłuchiwać ich niekontrolowanych wrzasków.

Odpowiedz
avatar xyRon
3 5

@mijanou: Ale Ty, jako klient, nie jesteś od tego by zwracać uwagę innym klientom. Tym powinni zająć się włodarze lokalu, menager, czy ewentualnie kelner czy kelnerka. Powinnaś się poskarżyć obsłudze. Już mówię, dlaczego tak uważam - bo narażasz siebie na stres oraz odwet ze strony osób, którym zwracasz uwagę. A w końcu jesteś w restauracji i płacisz za to, by móc sobie zjeść posiłek w ciszy, spokoju i miłej atmosferze. O to powinien zadbać restaurator. Co innego w parku czy na ulicy.

Odpowiedz
avatar mijanou
6 8

@xyRon: owszem, ale często jest tak, że właściciel nieobecny a kelnerki mają przykazane, że klient nasz pan. Więc mogę się skarżyć do dyrekcji dzwonków tramwajowych. To raz. Dwa, może zabrzmi to głupio ale część rodziców Brajanków i Dżesiczek jest tak głupia, że autentycznie nie ma świadomości, że wydzieranie się/bieganie/roztrącanie w wykonaniu ich dzieci może komuś przeszkadzać. I o ile zdaniu kelnerki, że jednak przeszkadzają, mogą nie dowierzać lub je zignorować, tak zdanie innego klienta może wywołać w nich coś w rodzaju refleksji oraz próby powściągnięcia Brajanków i Dżesiczek od wierzgania (oczywiście to, by własne dzieci jakoś zaopiekować i zająć nie jest wynikiem tej próby refleksji, częsciej jest to po prostu wrzask, że mają się uspokoić). Tak, czy inaczej- prawda jest taka, że jeśli naprawdę chcę spędzić z kimś miły wieczór to wybór pada na naprawdę ekskluzywne restauracje z obowiązującym dress code bo na szczęście tam nie ma Karyn i Sebków z potomstwem.

Odpowiedz
avatar bazienka
0 6

@xyRon: tak, ze manager wyznaje zasade- klient nasz pan i gowno powie takim klientom wolalabym zalatwic sprawe sama

Odpowiedz
avatar szafa
1 1

@SunnyBaby: Słusznie, słusznie, czeto kierownik nie zwróci uwagi klientowi, bo ojezusmariatoćtoklientnaszpan, ale jak już inny klient się wkurzy i powie, że drugi raz nie przyjdzie do takiego bajzlu, to wtedy do kiera coś może dotrze, że chyba lepiej stracić piekielnego niż niepiekielnego klienta

Odpowiedz
avatar rodzynek2
15 15

Dlatego ja nie nadaje się do pracy kelnera, czy jakieś podobnej, bo w większości przypadków skończyłoby się wykopaniem klientów z lokalu przeze mnie. Zawsze podziwiam tych ludzi za cierpliwość.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
16 20

Kompletnie nie rozumiem przekonania, jakie wyznają maDki, że "dziecięce fekalia nie śmierdzą". Moim skromnym zdaniem j**ią bardziej, niż kupa mojego kota po zjedzeniu puszki tuńczyka na raz. I niestety, ale przebieranie brudnych pieluch lub wysikiwanie dzieci na chodnikach i w parkach jest czymś, z czym spotykam się praktycznie codziennie (częściej akurat to drugie). Co najlepsze, przed moim blokiem są krzaki bzu i jakiegoś innego zielska. Mamusie Brajanków z okolicznych bloków ustanowiły, że podczas zabaw ich dzieci na podwórku w razie potrzeby mają załatwiać się właśnie w tych krzakach. Zatem przy każdym wyjściu z mojego bloku, podwórko wali moczem okrutnie, zwłaszcza przy upałach. Okna w kuchni też lepiej nie otwierać. Kiedyś zwróciłam jednej babie uwagę i wspomniałam, że sąsiadki to nawet po psach sprzątają, a ta mi dziecko pod balkonem odlewa. Obruszyła się, że TO TYLKO DZIECKO. No fakt, dziecko jak dziecko, ale dziecięce szczochy to już co innego.

Odpowiedz
avatar Litterka
6 10

@elfia_luczniczka: eh, chciałoby się postrzelać solą do rodziców...

Odpowiedz
avatar mijanou
3 7

@elfia_luczniczka: proszę Cię, ja to mam na codzień. Współczuję tym mieszkającym na parterze bo w upalny dzień zapaszek dziecięcych siuśków nawet do mnie dolatuje na trzecie piętro z krzaczków. Nie rozumiem- ja psa nie wysikuję komuś pod balkonami a maDki nie mają żadnych oporów, by wysikać dziecko komuś pod oknami (niektóre, bo maTki szanuję). Kurczę, jeśli maDkom nie wadzi zapach efektów defekacji ich dzieci to niech sobie te zużyte pieluchy nawet na stole położą. Ale U SIEBIE w domu bo przewijanie dziecka na stole w restauracji/kawiarni jest nie do przyjęcia i powinno byc karane dożywotnim zakazem wstępu dla inteligentnych inaczej rodziców (sic!). Przecież przez takie zachowania klentów i przyzwalanie na nie traci się sporą cześć klientów (nie mam tu żalu do kelnerek bo one niewiele mją do gadania w polityce firmy).

Odpowiedz
avatar lady0morphine
4 8

@elfia_luczniczka: Jakiś czas temu spotkałam się z komentarzem na facebooku, w którym prawdziwa maDka wyzywała inną kobietę od nienormalnych i chorych, bo ta śmiała wspomnieć, że miała odruch wymiotny, gdy zmieniała pieluchy swoim dzieciom :) Bo prawdziwych matek nie powinny brzydzić odchody ich dzieci, kupka dziecka w odczuciu matki powinna pachnieć fiołkami.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 5

@lady0morphine: Jak jeszcze funkcjonowała bekazmamusnaforach na facebooku, to pamiętam jeden post jakiejś maDki. Śmiała się i opowiadała jak to przewijała dzieciaka i jakimś sposobem ubrudziła sobie włosy kupą. Dla niej strasznie zabawna historia. Ugh.

Odpowiedz
avatar bazienka
1 3

@Niamh: polecam Spotted: Madka bez cenzury, S M b C, Spotted: dej ;)

Odpowiedz
avatar imhotep
5 7

Po takiej historii mam ochotę zatrudnić się jako kelner, tylko po to, by temperować takich rodziców. Taka forma weekendowej rozrywki :P

Odpowiedz
avatar Malutka_87
7 9

Szlag mnie trafia jak słyszę takie historię. Sama mam dziecko 1,5-letnie i w życiu mi się nie zdarzyło zachować jak wyżej wymienieni rodzice. Jak moje dziecko zaczyna się gorzej zachowywać to najpierw zwracam uwagę a jak to nie działa, to wychodzę, żeby nie przeszkadzać. Już nie mówiąc o tym, że jak dziecko biega to chociażby dla jego bezpieczeństwa bym go wzięła, bo wiadomo, że w restauracji chodzi się z gorącymi posiłkami. A tu brak reakcji, ale gdyby coś na dziecko spadło, to oberwałoby się zapewne kelnerom. I coraz mniej mnie dziwi negatywne odbieranie rodziców z dziećmi przez społeczeństwo, skoro takie historie jak wyżej powtarzają się coraz częściej. Tylko szkoda, że później obrywają też Ci normalni rodzice.

Odpowiedz
avatar xyRon
2 8

Co do ostatniej klientki, przewijającej gówniaka - tak, to trzeba zgłosić do sanepidu, bo to urąga wszelkim zasadom, żeby dziecko przewijać, tam gdzie ludzie jedzą. To nie toaleta. Po tym jej tekście, podszedłbym, zrobił zdjęcie, a jakby spytała o co chodzi, to bym powiedział, że to do naszej gabloty pod tytułem "Tych klientów nie obsługujemy".

Odpowiedz
avatar Tajemnica_17
-4 8

@xyRon: a może jednak dziecko?

Odpowiedz
avatar bazienka
1 3

3 i 5- odpowiedzialnosc finansowa rodzicow, jak zaplaca, to beda pilnowac 4- normalnie mowisz, ze jestes zatrudniona jako barmanka/kelnerka, a nie opiekunka do dzieci

Odpowiedz
avatar mijanou
1 5

@mijanou: trochę mi bełkot wyszedł bo ucięło mi część zdania: a dlaczego waza z cukierkami ma stać pod ladą? Dzieci nie powinny wspinać się * na ladę na ladę* a o cukierka zawsze można poprosić. Uwierz, że to nie przekracza umiejętności kilkulatka o ile rodzice nauczą go słowa: "proszę" (nie zapominając też o pozostałych dwóch magicznych słowach: "dziękuję" i "przepraszam") I ja przepraszam za niezamierzony bełkot ale pora prawie poranna, spać nie mogę a logika jednak zaburzona

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 19 sierpnia 2017 o 3:27

avatar bazienka
3 5

@Tajemnica_17: waza jest dla klientow tylko normalny klient wezmie jednego cukierka, a nie pelne garsci do kieszeni dziecko nalezy rowniez uczyc umiaru bo potem wychodza takie Grazyny na targach pracy- nie wiem, co to jest, ale wezme 5, bo za darmo no i lada nie sluzy do wspinania sie tak trudno nauczyc dzieciaka, ktory tam nie siega, by powiedzialo " przepraszam, czy moge poczestowac sie cukierkiem?"

Odpowiedz
avatar Halasuwa
2 4

@Tajemnica_17: Wystarczy, że wychowacie swoje dzieci i też nie będzie problemu. Co to ma być, żeby cały świat się dostosowywał do rozwydrzonego bachorka i jego zidiociałych rodziców?

Odpowiedz
avatar Nielubiany
0 0

Tobie jako pracownikowi nie wypada za bardzo naciskac na klienta bo jak wiadomo wizerunek zakladu i tym podobne bzdury. Ale zawsze niepomiernie dziwi mnie fakt ze nikt z gosci nie raczy sie odezwac. Ja przy takiej akcji nie wysiedzial bym cierpliwie dziesieciu sekund...

Odpowiedz
avatar Tilian
1 1

Nie, ostatnia akcja mnie zmiotła. Serio? Muszę Twoim koleżankom po fachu zostawiać większe napiwki jak będę gdzieś jadł, bez kitu.

Odpowiedz
Udostępnij