Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia z pracy. Dwa lata temu udało mi się załapać do pracy…

Historia z pracy.

Dwa lata temu udało mi się załapać do pracy jako terapeuta zajęciowy. Umowa na okres trzech miesięcy, po tym czasie normalna o pracę. Stawka jak na warunki lokalne - nie najgorsza. Nic rewelacyjnego, ale nie najgorsza. Miejsce pracy oddalone od 30km od mojego miasta, więc nie ma tragedii. No, ale żeby nie było za wesoło:

1. Uczestnikami terapii byli mieszkający w całej gminie niepełnosprawni. Ośrodek zapewnia dojazd. Świetnie. Za kierowców robię ja i drugi terapeuta. Wcześniej byli zatrudnieni normalni, pełnoetatowi kierowcy ale "za drogo wychodziło".
W praktyce oznacza to, że codziennie spędzałem cztery godziny za kółkiem prastarego fiata ducato. W samochodzie nie działał obrotomierz, prędkościomierz i miernik poziomu paliwa.

2. Cztery godziny żeby przywieźć uczestników a później rozwieźć ich po domach. To daje nam cztery godziny normalnej pracy, prawda?
Otóż nie. Podopieczni mieli zapewnione dwa posiłki, co zajmowało im łącznie około godziny. Do tego po obiedzie o godzinie trzynastej i tak mieli średnio ochotę na jakąkolwiek pracę poza plotkami, więc za dużo w mojej pracowni się nie narobili (obsługiwałem pracownię stolarską).
Polecenie kierowniczki - wpisywać w dziennik, co robiliśmy na zajęciach. Jeśli na zajęciach nic nie robiliśmy (bo, zwyczajnie, nie było na to czasu) - wpisywać z wcześniej przygotowanego planu zajęć.

3. Papierkologia. Kierowniczka kochała produkować papier. I to w ilościach takich, że nawet kontrolerzy z finansującej tę imprezę fundacji łapali się za głowę. Ja i drugi terapeuta byliśmy "tymi złymi". Dlaczego?
Wszyscy, poza nami mieli cztery godziny, kiedy nie ma podopiecznych, na produkcję papieru. Dzięki temu mogli w miarę na bieżąco prowadzić jakieś zajęcia, uzupełniać dzienniki i ogólnie - normalnie pracować. My na to wszystko mieliśmy o połowę mniej czasu plus prowadzenie dokumentacji związanych z przebywanymi odległościami.

4. Dobór podopiecznych - w statucie placówki stało jasno - osoby ciężko lub średnio upośledzone, w wieku 18-50 lat rokujące szansę na zdobycie nowych umiejętności i wejście na rynek pracy. Brzmi pięknie.
Na salę informatyczną Tomek dostał sześć osób. Jedna potrafiła pisać. W założeniach - nauczyć ich tworzyć CV. Cudnie.
Aby przyjąć podopiecznego do placówki należało zebrać pracowników, żeby usiedli nad podaniem i dokumentami i ustalili, czy osoba w ogóle się nadaje. Zamiast tego kierowniczka przyprowadzała coraz to bardziej beznadziejne przypadki i oczekiwała cudów. Hitem był ponad pięćdziesięcioletni pan ze schizofrenią i ciężką demencją. Ogólnie miał wrażenie, że codziennie jest w placówce po raz pierwszy. Tyle odnośnie misji placówki.

Ogólnie praca tam była naprawdę "cudowna". Zrezygnowałem po tym, jak jeden uczestnik zaatakował mnie a kierowniczka stwierdziła, że "nic się przecież nie stało" (ogólnie jest to dłuższa, osobna historia). Dzień po mnie zrezygnował drugi terapeuta, więc ośrodek został bez kierowców.
Nie wiem, jak tam to działa. W lokalnym urzędzie pracy co chwilę pojawiają się ogłoszenia, że ośrodek poszukuje pracowników.

by drogowit
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar bloodcarver
4 4

Kierowniczka robiła to, do czego ją przepisy zmuszały. Bo po pierwsze, ilu może być takich niepełnosprawnych w gminie? Ba, w powiecie nawet? Po drugie, ilu z nich zaryzykuje obniżenie renty z "całkowita niezdolność do pracy" do poziomu niezdolności częściowej, wiedząc jak chętnie ludzie w ich stanie są zatrudniani i na jak "intratne" stanowiska ich przyuczacie? No bo co może stolarz bez własnego warsztatu i doświadczenia?.. A ośrodek działa, jak długo ma podopiecznych. Przestanie mieć, to kobieta straci pracę. A mniej podopiecznych to mniejszy budżet. Więc sytuacja była ustawiona tak, by kierowniczkę zmusić do tego, co zrobiła.

Odpowiedz
avatar drogowit
0 2

@bloodcarver: Przepisy nakładają też limit nadgodzin i obowiązek ich zwracania, co już było nie w smak kierowniczce. Ona z kolei miała zwyczaj bimbać zarówno na regulamin ośrodka, jak i na kodeks pracy.

Odpowiedz
avatar WilliamFoster
3 3

@bloodcarver: Niestety masz w dużej mierze rację... Większość tego typu placówek, po zmianie przepisów kilka lat temu doszła do absurdalnej sytuacji, że liczy się "sztuka" i"papier". Cała reszta, w tym i skuteczność i sens całej terapii to sprawy drugo, jeśli nie trzeciorzędne. Dopóki budżety były stałe i palcówki miały zapewniać pomoc dla określonej liczby osób, to można było planować spokojnie, teraz kiedy z miesiąca na miesiąc mogą ci obciąć transzę o kilkanaście czy kilkadziesiąt procent, to świrujesz, żeby stan podopiecznych się zgadzał. Niemniej chorym jest, ze pracownik, który ma być terapeutą zajęciowym, został praktycznie w całości oddelegowany do innych zadań, a zajęcia odbywały się "wirtualnie". Rozumiem frustrację autora, a za niesprawny technicznie samochód, to kierowniczka powinna beknąć. Na marginesie dziwię się, bo ja bym takim złomem odmówił wyjazdu i kropka!

Odpowiedz
avatar bloodcarver
2 2

@drogowit: Owszem, bimbała przepisy które bimbać mogła, by zapewnić istnienie ośrodka i kasę na pensję swoją i twoją. Czy dobrze? Cóż, dzięki temu miałeś przynajmniej *wybór* czy chcesz tak pracować, czy nie. Jakby tego nie robiła, to po prostu byś tam nie pracował, bez żadnej możliwości wyboru w tej kwestii. @WilliamFoster: Cóż, rozumiem i frustrację autora, i nie do pozazdroszczenia pozycję kierowniczki. Co do niesprawnego auta zaś, to prędkościomierz jest obowiązkowy, pozostałych dwóch zaś na liście nie widzę. Niemniej można było (i może nawet należało) zadzwonić na policję, i poprosić by odebrali dowód rejestracyjny. I skończyłoby się jeżdżenie. Oczywiście bardzo możliwe, że też skończyłby się ośrodek.

Odpowiedz
avatar WilliamFoster
2 2

@bloodcarver: I znów trafiłeś w sedno. Ale czy działalność jakiejkolwiek placówki ma jedynie polegać na utrzymywaniu się na powierzchni? Zgroza... Niestety znam temat z własnego doświadczenia i może kiedyś się nim podzielę, ale teraz chyba jeszcze mam za wiele złości do byłego miejsca pracy, więc poczekam, aż mi emocje ostygną (tak z pół roku...).

Odpowiedz
avatar bloodcarver
2 2

@WilliamFoster: no nie powinna, to po prostu naturalny odruch by chronić swoje źródło utrzymania. Tu dał przykre efekty, ale niczym niezwykłym nie jest.

Odpowiedz
avatar drogowit
1 1

@bloodcarver: Prosta sytuacja. Placówka działa od poniedziałku do piątku, w godzinach 8-16. Kierowniczka wymyśliła sobie "nieodpłatne dyżury" w soboty żeby móc jechać na różnorakie pokazy dla niepełnosprawnych. Oczywiście nadgodziny miały być nieliczone, zostały dopiero po postawieniu się wszystkich pracowników (którzy nie mieli pojęcia, że im tych godzin nie ma zamiaru liczyć). Placówka nie miała obowiązku uczestnictwa w tego typu imprezach, ale pani kierownik coś się poprzestawiało i stwierdziła "yolo, jedziemy". W końcu weekend nie jest dla pracownika.

Odpowiedz
avatar Halasuwa
11 11

@g_3: Ale w czym problem, bo nie rozumiem? Przecież to JEST upośledzenie. Co jest złego w tym określeniu? O co chodzi z godnością człowieka? Jak powiem komuś, kto nie ma ręki, że nie ma ręki, to znaczy, że go nie szanuję?

Odpowiedz
avatar WilliamFoster
4 4

To polecam zapoznanie się z ICD-10. F70 - F79. Upośledzenie umysłowe, to termin medyczny.

Odpowiedz
avatar drogowit
2 2

@g_3: Użyłem terminu "upośledzeni" na potrzeby historii. Mam świadomość, że w terminologii medycznej i w dokumentacji się go nie stosuje. Zwykłe uproszczenie mające ułatwić odbiorcy historię. Generalnie rotacja na stanowisku była taka, że w ciągu roku przewinęło się przez nie czterech pracowników. W mieście, gdzie znalezienie pracy innej niż "kasjer/sprzedawca" jest nie lada wyczynem.

Odpowiedz
avatar WilliamFoster
7 7

@g_3: Z całym szacunkiem, ale jak na razie, to poza ośrodkami akademickimi, czy szkoleniowymi, to DSM czy ICF się w naszym kraju nie używa. Poza tym, czy termin "upośledzenie", to coś takiego strasznego? Upośledzenie funkcji trzustki już nie brzmi tak okropnie, a upośledzenie umysłowe, tak? Nie dajmy się zwariować, bo o ile stara nomenklatura, typu: kretyn, debil, idiota, została usunięta z języka medycznego, gdyż terminy te stały sie pejoratywne i powszechnie uznano je za budujące obraźliwe skojarzenia, to obecnie funkcjonujące terminy takich konotacji już nie mają i dajmy im spokój.

Odpowiedz
avatar archeoziele
2 2

@WilliamFoster: Teraz ponoć nawet termin "niepełnosprawny" staje się wyklęty.

Odpowiedz
avatar Halasuwa
0 0

@g_3: No i mi nie odpowiedziałaś, a ja pytałem poważnie, bez ironii. Jakich terminów się niby używa? Bo już sprawdziłem to, co podał @WilliamFoster, ale to są jakieś podręczniki, pisma czy coś w tym stylu. To jest już jakiś absurd...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

@g_3: http://www.psouu.org.pl/ Polskie Stowarzyszenie na Rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym - oficjalna strona. Nie prowadzisz żadnych zajęć ze studentami i bredzisz o sprawach na których się zwyczajnie nie znasz.

Odpowiedz
avatar greggor
2 2

"W samochodzie nie działał obrotomierz, prędkościomierz i miernik poziomu paliwa." Jakim k...a prawem toto w ogóle było dopuszczone do ruchu???

Odpowiedz
avatar drogowit
-1 1

@greggor: Cudem. Po prostu cudem.

Odpowiedz
avatar tachimetryk
0 0

"w statucie placówki stało jasno - osoby ciężko lub średnio upośledzone, w wieku 18-50 lat rokujące szansę na zdobycie nowych umiejętności i wejście na rynek pracy" -średnio mi się chce w to wierzyć. ZAZ, WPZ czy ŚDS?

Odpowiedz
avatar tekila007
1 1

Pracuję także w ŚDS, do tego typu placówek przeważnie trafiają osoby z sprzężoną niepełnosprawnością w stanie znacznym, umiarkowanym lub głębokim - jest to ośrodek płatny - nie płacą najbiedniejsi - więc osoby sprawniejsze nie chcą tam chodzić wolą wtz i zaz. Niskie w porównaniu do oświaty dofinansowanie jest przyczyną wiecznych problemów tego typu ośrodków dla niepełnosprawnych.

Odpowiedz
avatar SpongeBobbie
0 0

Mam wrażenie, że pracowaliśy w tym samym WTZ ;) chyba, że to jest po prostu standard prowadzenia tego typu placówek. W każdym razie opis pasuje do mojego byłego miejsca pracy, a pan "ze schizofrenią i demencją" przypomina mi pana Leszka... niestety w większości przypadków WTZ nie "oddaje" uczestników na rynek pracy, bo często nie ma nikogo na wolne miejsce, a brak uczestnika, to brak pieniędzy ze strony organu finansującego. Smutne ale prawdziwe - nie chodzi wcale o integrację, zsocjalizowanie i rozwój umiejętności niepełnosprawnych. I tkwią później latami w placówce, nudzą się, dostają 80 zł "wypłaty" miesięcznie i wszyscy udają, że to rozwój.

Odpowiedz
avatar misiak1983
0 0

*Innowacyjny* (koniecznie musi być "innowacyjny") program aktywizacji zawodowej finansowany z europejskich funduszy strukturalnych. Ależ ta mumia ewropejska nam pomaga! I jeszcze te miliony na rzeszę urzędników pracujących w pocie czoła cały rok, by poprawić byt rolników poprzez wypłatę raz do roku 300 zł dopłaty, co niechybnie ratuje nasze rolnictwo!

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 sierpnia 2017 o 0:37

Udostępnij