Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Wakacje - człowiek jedzie na nie, żeby odpocząć od padołu dnia codziennego,…

Wakacje - człowiek jedzie na nie, żeby odpocząć od padołu dnia codziennego, wyluzować i spędzić miłe chwile. No, ale tym razem nie wyszło. Ostrzegam, będzie tasiemiec.

Zarezerwowałam pokój na znanej stronie z pokojami do wynajęcia. Pozytywne opinie są, miejsce na zdjęciu również - zdaje się, że wszystko będzie w jak najlepszym porządku.
Nadszedł dzień wyjazdu. Kot spakowany, żar leje się z nieba, adres sprawdzony i w nawigację wbity, wyruszamy w daleką drogę przez pół naszej pięknej ojczyzny, aby przyjechać w godzinach zameldowania zawartych na stronie.

Po paru godzinach jazdy dojeżdżamy na miejsce chwilę po początkowej godzinie zameldowania - ani żywej duszy. Odpalam komputer i sprawdzam ponownie adres - jak wół się zgadza. Dzwonimy do drzwi, ale im bardziej dzwonimy, tym bardziej nikogo tam nie ma. Obchodzimy dom w koło - pusto. Wyciągam telefon, dzwonię do gospodarza, ale nikt nie odbiera. Siadam i zaczynam myśleć co mam robić. W końcu wpadłam na pomysł, aby zadzwonić z telefonu partnera. Odebrane! Dostajemy nakaz wjechania na teren posesji, bo brama jest otwarta, ale gospodarza nie ma w domu, za to ktoś inny powinien być, mamy poczekać. No dobrze, w takim razie otworzyliśmy bramę, wjechaliśmy na podwórko, a że był ogromny upał, to transporter z kotem został umieszczony w cieniu, bramę zamknęliśmy.

Czekamy dalej, mija 10 minut, 20, aż minęło ponad pół godziny i dalej nikt się nie pojawił. Wtedy coś mnie tknęło, żeby zadzwonić ponownie do gospodarza z pytaniem, czy ten adres jest właściwy. Okazało się, że jednak nie. Zapytałam więc z czystej ciekawości dlaczego, na to druga strona odpowiedziała mi krzykiem, że dlaczego miałaby podawać ten adres, skoro tam nie mieszka, że co ja sobie wymyślam. Pakujemy kota z powrotem do auta, otwieramy bramę, wyjeżdżamy i zamykamy bramę, kończąc tym samym włamanie, za które serdecznie przepraszam prawowitych właścicieli posesji.

Udajemy się pod właściwy adres. Bierzemy transporter i wchodzimy na teren posesji. Dostajemy zaproszenie do środka od mężczyzny, który od razu znika w otchłani garażu. Wchodzimy do budynku, stoimy i czekamy. Po kilku minutach stania zaczęliśmy wołać "halo", ale odpowiadało nam tylko echo. W końcu partner rzucił "to mamy sobie sami wybrać ten pokój?" i usłyszeliśmy kobiecy krzyk "<imię męskie>+<najbardziej pospolite polskie przekleństwo>", z pokoju na piętrze wybiegła kobieta z nagim dzieckiem na rękach i udając, że nas nie widzi, pobiegła na dwór. Stanęliśmy osłupieni nie wiedząc co robić. Doszliśmy do wniosku, że nasz pobyt się już tu przedłuża, zabraliśmy kota i postanowiliśmy wrócić do domu.

Przed tym jednak postanowiłam zadzwonić do gospodarza, aby poinformować o zaistniałej sytuacji i zażądać rekompensaty. Oto, co się dowiedziałam w rozmowie:

- błędny adres jest moją winą, bo mogłam zadzwonić przed przyjazdem i dopytać, a to, że wskazówki dojazdu pokazywały jak wół godziny przyjazdu i adres to się nie liczy, moja wina, bo nie zadzwoniłam,
- gospodarza nie ma w domu i nie odpowiada za ludzi w nim będących, którzy powinni mnie zameldować,
- to nie jest Hilton, żebym oczekiwała komitetu powitalnego, przyjechałam jak najtańszym kosztem (co nie było prawdą), to mam nie narzekać,
- że kłamię z tym powrotem do domu, bo na pewno jadąc kilka godzin nie będę wracać do domu, tylko będę szukać innego lokum na miejscu (tak, zdecydowanie pragnę jeździć od miejsca do miejsca w okrutnym skwarze w środku sezonu, gdzie nie dość, że miejsc za wiele nie ma, to jeszcze nie każdy chce przyjąć ludzi ze zwierzęciem),
- że jestem roszczeniowa, że zepsułam dzień (tak mi przykro).

Wyłączyłam się, wtedy przyszła wcześniej krzycząca kobieta z prośbą o pozostanie. Po tak "uprzejmym" przyjęciu nie chcieliśmy, ale zgodziliśmy się pojechać w proponowane przez nią miejsce u rodziny, żeby tam się zatrzymać. Niestety, tam również wszystko świeciło pustkami, więc kobieta zaczęła nas prosić, żebyśmy jednak zostali u nich. Mając na uwadze dobro kota, zmęczenie, temperaturę i finanse (nikt by nam za podróż nie zwrócił), zgodziliśmy się.

Pokój pozostawiał wiele do życzenia:

- syf był niemiłosierny, wyglądał jakby nikt nie posprzątał po poprzednich lokatorach, podłogi całe w piasku, kurzu, włosach i innych "cudach" niewiadomego pochodzenia, a na ścianach były pajęczyny (pościel była czysta na szczęście), po prośbie zostało odkurzone, ale "na okrągło", więc tylko ścieżki komunikacyjne oczyściły się na chwilę, żeby po niedługim czasie znów zostały obsypane brudem wypełzającym spod łóżek,
- gniazda elektryczne z wiszącymi kablami, w których podobno nie było prądu, ale z wiadomego powodu tego sprawdzać nie chciałam,
- oba łóżka w tragicznym stanie technicznym: jedno z ułamaną nogą, która co chwilę się przesuwała i powierzchnia spania leciała w jedną stronę, a drugie z połamanym stelażem.

Powinniśmy zawinąć się stamtąd tak szybko, jak to możliwe, ale stwierdziliśmy, że tylko do spania jakoś się przemęczymy. Podczas całego pobytu prawie każdy udawał, że nas nie widzi, nawet jak byliśmy obok, ale cóż, pal licho.

Wróciłam do domu, wystawiłam stosowną opinię, a w odwecie dostałam ulepek słów, który mnie, nie ukrywam, rozbawił:

- zarzucono nam, że mieliśmy pretensje, że nikt nas "nie wita" - takie słowa nawet nie padły,
- błędny adres był wynikiem błędu gospodarza, tak jak myślałam wcześniej, ale nikt nas za to nie przeprosił nawet za ten błąd,
- to, że mieliśmy problem z przyjazdem jest moją winą, bo mogłam dzwonić,
- to, że nikt nie przyszedł z nami porozmawiać o całym zajściu to również moja wina,
- że mój kot narobił bałaganu, tj. brudny żwirek był w pościeli - okej, to że żwirek był w pościeli to prawda, ale było go niewiele i był czysty, bo brudny się nie nosi poza kuwetę, poza tym zapłaciłam extra za sprzątanie po pobycie, więc nie wiem w czym problem,
- że kot pobrudził ściany - to mnie najbardziej rozśmieszyło, bo mam zrobione zdjęcia z drugiego dnia po przyjeździe, gdzie owszem, ślady kocich łap są, ale dużo mniejsze niż łapa mojego kocura, z pazurami (gdzie mój kot pazury ma obcięte do minimum) i w dodatku CZARNE. Niech mi ktoś wyjaśni, jak mój kot miałby pobrudzić ścianę na czarno, kiedy on nie wychodzi w ogóle na zewnątrz i jego łapy są czyste? Ściany jasne nie były, więc łapy zwierza, który te odciski zostawił musiały wyglądać jakby je kto w sadzy stemplował.

"Jedź na wakacje" mówili. "Będzie fajnie" mówili.

wakacje

by SamanthaFisher
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Allice
9 9

Hmm, niedawno pojechałam też praktycznie w ciemno (kwatery znalezione w internecie). Godzina wprowadzenia się- nie ma nikogo, nie wiadomo nawet gdzie się dobijać. Dzwonię do właściciela- nie ma go. Pada deszcz, my przyjechaliśmy pociągiem 3 godziny wcześniej, już myślę gdzie przesiedzieć... Dostałam kod do drzwi, informację gdzie pokój i klucz do niego, a właściciel wpadł 4 godziny później po pieniądze i formalności. Da się? Da

Odpowiedz
avatar SamanthaFisher
7 7

@Allice: Tylko trzeba traktować ludzi z szacunkiem i jak gości, a nie traktować tak, jakby się im robiło łaskę, że się ich przyjmuje pod swój dach.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
12 12

6 lat temu pojechaliśmy do Wilgi pod Warszawą do agroturystyki. Ze zdjęć ekstra, tuż przy lesie, ostatni dom, co prawda wysoki trzy poziomy, my na poddaszu, ale co tam będzie fajnie, pokój z łazienką, fajny ogród, zwierzaki. Przyjeżdzamy a tu zonk: 1. Oprócz nas sami robotnicy w delegacji, k..., ch... i wszystkie inne leca na maksa, ci chleją przed i po robocie 2. Pokój z łazienką: tak do naszego pokoju łazienka przypisana na pół piętrze. 3. Właściciele mieszkali na parterze żyje, darli się cały dzień w kółko, jeszcze jakies ich wnuki i dzieci darły się również nocą 4. Wisienka na torcie: zdjęcia tak zrobione że łapały teren sąsiadów i to co braliśmy za śliczny ogróod i gospodarstwo to wszystko należało do sąsiadów. A więc byłam w agroturystyce bez ani jednego zwierzaka i bez ogrodu!

Odpowiedz
avatar Kaetzen
1 7

Jeśli na podłodze był syf to kot mógł pobrudzić łapy i pobrudzić ściany. Ale nie zmienia to faktu, że faktycznie niezbyt ciekawie.

Odpowiedz
avatar SamanthaFisher
-1 7

@Kaetzen: Akurat mam pewność, że ślady nie były mojego kocura, bo: - w momencie odbioru pokoju ślady już były - ślady były mniejsze niż łapy mojego kota - ślady miały też odbite pazury, a mój kot pazury ma maksymalnie skrócone - podłoga miała brud, ale on nie był ciemny- głównie to był kurz, który byłby znacznie jaśniejszy a ślady ewidentnie byłby zrobione brudem z dworu, ciemną ziemią, bo ślady były wręcz czarne

Odpowiedz
avatar SamanthaFisher
5 11

@Zmora: Obcinanie pazurów to nie to samo, co ich całkowite usunięcie, za którym nie jestem i uważam to za znęcanie. Mój kot ma pazury podcięte, gdzie czynność porównywałabym do obcinania naszych paznokci, kota to nie boli i nie jest to zgrozą.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 sierpnia 2017 o 18:13

avatar SamanthaFisher
7 11

@Zmora: Zweryfikuj swoje informacje zanim coś napiszesz, bo piszesz bzdury. Nasze paznokcie nie są bezużyteczne, bo służą do ochrony palców, a dodatkowo palce pozbawione paznokci gorzej odbierają bodźce czuciowe. Kolejna rzecz to taka, że koty nie ostrzą pazurów, ale ścierają wierzchnią łuskę. Pazury owszem, są przydatne kotom, ale tym wychodzącym, które polują i wspinają się po drzewach, gdzie kot po pierwsze poluje, a po drugie zostawia materiał zapachowy, którym znaczy teren. Pazury ścierają się podczas chodzenia, wspinaczek i polowań. Kot, który całe życie spędza w domu, gdzie de facto nie ma gdzie na dobrą sprawę tych pazurów zetrzeć, powinien je mieć obcinane, bo nieobcinane pazury zawijają się i wrastają boleśnie w łapy. Poza tym, pazury kotu niewychodzącemu przeszkadzają, bo haczy nimi o każdy dywan czy materiał, mając później problemy z uwolnieniem się, co może być przyczyną nawet złamań. Dodatkowo starsze koty, które nie są już tak aktywne i nie mają obcinanych regularnie pazurów, mają później problemy z deformacjami łapek, bo pazury się zawijają i skręcają łapki. I nie uważam, że kot po obcięciu jest inwalidą. Kot po obcięciu posiada króciutkie pazury, które odrastają z czasem, a ja wcale nie zauważyłam, żeby kotu ich długość przeszkadzała w skakaniu po parapetach czy drapaku, w dalszym ciągu to robi i nawet bardziej chętnie niż wcześniej, bo nie zaczepia się pazurami na długi czas, nic mu nie utyka w materiale i też (co na plus dla mnie) nie zostawia śladów swojej egzystencji. Z kolei usunięcie pazurów całkowite jest bestialstwem, dodatkowo długotrwale bolesnym i z tego co mi wiadomo jest to zabieg nielegalny, a koty po usunięciu stają się agresywne. Tego efektu nie ma po skróceniu pazurów. Pomijam kwestię obcięcia mi palców, bo nie bardzo wiem o co ci chodzi.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 sierpnia 2017 o 20:38

avatar SamanthaFisher
2 6

@Zmora: "Chodziło mi o to, że nasze paznokcie nie mają żadnego określonego zastosowania." Przecież to, co napisałam wyżej TO JEST określone zastosowanie- ochrona palców i pośredni udział w odbieraniu bodźców czuciowych. "Zresztą, kocie pazury u przednich łap nie ścierają się podczas chodzenia. Jak mają się ścierać, jak kot ma ja w łapie schowane? Przy wspinaczce owszem, ale nie przy zwykłym chodzeniu. " Błąd. Pazury przy zwykłym chodzeniu ścierają się. Pazury, zwłaszcza długie, nie chowają się całkowicie w łapach, zawsze jakiś fragment jest poza pazurem, który w kontakcie z podłożem może się zetrzeć, więc nie można mówić o tym, że pazury się przy zwykłym chodzeniu nie ścierają. "Dasz kotu drapaczkę/pieniek/cokolwiek i twój kot doskonale sam zadba o stan swoich pazurów i nie wrosną mu się." Sam drapak czy pieniek to za mało, by zetrzeć pazury u kota niewychodzącego na tyle, żeby mu one nie przeszkadzały. "I nie wiem jak twój kot, ale mój lubi się wspinać po stojaku, czego by nie mógł zrobić, jakby ktoś mu obcinaczem pazury skrócił. " Ale mój kot nadal wspina się po drapaku czy meblach! Fakt, musiał się nauczyć wcześniej jak to zrobić bez większego udziału pazurów, ale robi to. To nie jest tak, że on w ogóle pazurów nie posiada, ale ma je na tyle krótkie, żeby nie robił szkód i nie zrobił krzywdy sobie. Mój kot jest niewychodzący i widziałam sama jakie przerośnięte pazury miał (przednie również) mimo tego, że miał miejsca do ścierania ich, a z takimi długimi się męczył, bo ciągle trzeba było go uwalniać z obicia kanapy, foteli, ubrań. Teraz po obcięciu i regularnym podcinaniu bawi się chętniej, bo mu nic nie przeszkadza. I nie uważam, żebym robiła tym kotu krzywdę.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 14 sierpnia 2017 o 8:37

avatar Zmora
-2 4

@SamanthaFisher: Sprawdź proszę różnicę w definicji między zastosowaniem a funkcją.

Odpowiedz
avatar SamanthaFisher
-1 3

@Zmora: Specjalnie dla ciebie sprawdziłam. funkcja «zadanie, które spełnia lub ma spełnić jakaś osoba lub rzecz» zastosowanie «użycie czegoś w jakiejś sytuacji» Nie można mówić o funkcji, kiedy się czegoś nie używa, a nie można użyć czegoś, co nie ma żadnej określonej funkcji, bo użycie świadczy o tym, że ta funkcja jest. Pokręcone, ale ma sens. I widzę, że stara zasada działa, która mówi o tym, że ktoś się doczepia do słówek, kiedy nie ma już żadnego rzeczowego argumentu w dyskusji :D

Odpowiedz
avatar Zmora
-2 4

@SamanthaFisher: Nie, po prostu nie chciało mi się tego wywodu czytać. Tam jest strasznie dużo "mój kot to, a twój kot tamto". Sorry, ale nie nie mam fizycznej możliwości zaprzeczenia, ze twój kot "to", bo twojego kota nigdy nie widziałam. Co prawda uważam, że stwierdzenie, że pieniek to za mało, jest wyjątkowo głupawe, bo koty bardzo dokładnie o przednie pazury dbają. Zresztą jak pieniek to za mało, to chyba miejsce na drugi pieniek też da się znaleźć. No chyba, że rasowe koty są jakieś powalone i ie umieją o siebie zadbać, ale wtedy to szkoda mi twojego kota. No i co, przeczytałaś definicje i nie zrozumiałaś. Dachówka ma funkcję. Tak samo jak paznokieć ma funkcję. Nie potrzeba użycia do istnienia funkcji. Funkcja może być bierna. I głównie taką bierną funkcję ma paznokieć. Pazury kot mają funkcję czynną, gdyż można je ZASTOSOWAĆ do np. polowania. Czyli pazury maja jakieś sensowne ZASTOSOWANIE. Wybacz, ale już bardziej łopatologicznie nie wiem jak wytłumaczyć. Naprawdę nie rozumiem, jak można mieć taki problem z czytaniem ze zrozumieniem, jak ty.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 15 sierpnia 2017 o 23:55

avatar SamanthaFisher
-1 3

@Zmora: Owszem, jest strasznie dużo "mój kot to, a twój tamto", bo odnosiłam się do twojej poprzedniej wiadomości. Skoro odniosłaś się do tego, co napisałam, oznacza to, że jednak to przeczytałaś. I ja z tobą dyskusję kończę. Nie masz żadnego sensownego argumentu w dyskusji to wyjeżdżasz z osobistymi tekstami w moim kierunku, a wcześniej zaczynasz gównoburzę odnośnie złego użycia słowa. I tak z dyskusji o kocich pazurach przeszłaś do wędrówek w innym kierunku. Dlatego ja nie zamierzam więcej polemizować. Pozdrawiam i życzę miłego dnia.

Odpowiedz
avatar Zmora
-1 3

@SamanthaFisher: Jakich kurna wędrówek w twoim kierunku? Nic co by było na niższym poziomie od tej twojej "starej zasady" nie napisałam. Personalne wędrówki to teraz dopiero zacznę, bo kurde, hipokryzja straszna, nieuctwo straszne. Kurcze, żeby nie rozumieć definicji słowa, jeszcze się wykłócać, a jak ktoś wytknie to, obracać się na pięcie i obrażać. A co do tego, że odpowiadałaś na mój post: Owszem, ja pierwsza napisałam "mój kot to", po czym ty odpisałaś "twój kot tamto". I to wyczerpało temat. Dlatego stwierdziłam w poprzednim komentarzu, że nie ma co odpowiadać, bo temat o tym, co nasze koty robią, a czego nie robią się skończył. Chyba jasne.

Odpowiedz
avatar zlosliwek
-2 2

Kocury moje sobie radza, ale kotce jak nie podcinam regularnie to klapie o podloge jakby na szpilkach chodzila.

Odpowiedz
avatar Bubu2016
1 1

Zdradzisz, gdzie to było?

Odpowiedz
avatar Balbina
4 4

Zachciało nam się w 10 osób wyjechać na sobotnio-niedzielny wypad. Szukałam długo aż znalazłam domek,taką agroturystykę. Mieszkać miał też tam właściciel.Pięć pokoi,prawie każdy z łazienkami. Na stronie ładnie,piękna zadaszona weranda,zielona trawka,wpisy klientów też całkiem całkiem. Tak się złożyło ze wyjechaliśmy pierwsi a znajomi mieli dojechać sukcesywnie. Na miejscu właściciel(ok 60 zrobiony na cowboya) obalał już browara z kolegą.Cały podjazd wyłożony był butlami z woda. Okazało się że wody"czasami brakuje" Dom capiący wilgocią i pleśnią.podłogi trzeszczące,łazienki pamiętające lata 70-te.Grill zrobiony z miski a dookoła fotele i krzesła od sasa do lasa czyli kto wyrzucił to biorę. Pan oprowadzał nas informując na każdym kroku -tu będziemy jeść śniadania- -tu będziemy robić grilla- -tu będziemy robić ognisko- Znaczy się on nam nocleg(za opłatą) my mu jedzonko i popitkę. Słabo się nam zrobiło i wte pędy odwrót do domciu Machnęłam ręką na te 100 zł zaliczki i dzwoniliśmy do znajomych żeby zawracali .Imprezka się odbyła ale w domu. Wpis na stronie internetowej- -Miejsce dla ludzi o szerokich horyzontach- Ja mam chyba wąskie.

Odpowiedz
avatar Leone
1 1

Tak z ciekawości - czemu brałaś że sobą kota, zwierzę bardzo terytorialne, które ciężko znosi zmianę miejsca?

Odpowiedz
avatar SamanthaFisher
1 5

@Leone: Tak myślałam, że prędzej czy później takie pytanie się pojawi. Moje zwierzę nawet zostając we własnym domu z osobą, którą zna, źle znosi brak mojej obecności- przestaje jeść, całe dnie się chowa, jest osowiały. Kot jest bardzo mocno przywiązany do mnie, dobrze znosi podróże i pobyt w nowych miejscach, jest odważny i nie boi się "zwiedzać" nowego terytorium, gdzie ja jestem. Często go zabieram na wyjazdy i jest to dużo lepsza opcja niż pozostawianie go nawet pod czyjąś opieką w moim domu. Każde zwierzę jest inne, jedne koty przywiązują się do miejsca, a inne do opiekuna, tak jak mój maine coon. Nawet w domu nie mam 5 minut tylko i wyłącznie dla siebie, bo mój kot chodzi za mną jak cień. Jeśli moje zwierzę źle znosiłoby zmianę miejsca, to nie byłoby problemu z tym, żeby zostało w mieszkaniu, nie jestem sadystką :)

Odpowiedz
avatar Leone
2 4

Dzięki za odpowiedź. Byłem po prostu ciekawy, czy to taki przywiązany zwierzak, czy na przykład nie miał kto się nim zająć podczas Waszej nieobecności :)

Odpowiedz
avatar asdf34
-2 4

Dlatego nie ufam ludziom, którzy mają koty...

Odpowiedz
avatar LoonaThic
0 0

Mam wrażenie, że to Twój chyba pierwszy wyjazd na agroturystykę? Ja miałem bardzo różne doświadczenia, byłem z dziewczyną w mieszkaniu w Łebie u prywatnych właścicieli w ich prywatnym mieszkaniu gdzie mieli swoje prywatne rzeczy. Mogliśmy korzystać z czego tylko chcieliśmy ale jeden warunek - porządek i nie kradniemy nic co nie nasze - łyżek, ręczników itd czy cokolwiek innego. Właściciele mieszkali na strychu. Chcieliśmy zapłacić za pokój i okazało się, że mój bank nie zaksięgował wpłaty (lat temu 20 to było - więc inaczej niż teraz :)), więc zamiast za pokój zapłacić 800 zł zapłaciłem 200 zł i na resztę właściciel czekał tydzień. Ogólnie mili ludzie, mieli swoje warunki - rano przychodzili jak wychodziliśmy np. na plażę pod naszą nieobecność, ew. jak byliśmy to pukali bo chcieli wziąć jakieś swoje rzeczy. Wieczorem nastawiał właściciel bojler ciepłej wody jak wiedział, że będziemy. Ostrzegali, żebyśmy nic nie ukradli im, a okazało się, że to Nas okradzono w ich mieszkaniu - winnym był ich 14 siostrzeniec, który jak wszedł i zobaczył spodenki adidasa czy nike to oczka mu się zaświeciły i nie opanował żądzy posiadania. Co ciekawe zniknęła także bielizna mojej dziewczyny - stanik i majtki... Inna kwatera - typowe pokoje do wynajęcia, łazienka wspólna, kuchnia wspólna, właściciel gdzieś w okolicy - standard niezły jak na cenę (ok. 40 zł za osobę i 80 zł za pokój). Potem pojechaliśmy jeszcze dalej w kierunku Rewala i za 60 zł od osoby wynajeliśmy też pokój u kobity - ale stamtąd chcieliśmy się ewakuować po 2 godzinach - nie da się tego opisać - to trzeba przeżyć - najkrócej ujmując - dziwaczka myśląca że ma hotel Hilton - zrobiony ze stodoły. Nie widzieliśmy dokładnie całości - bo jak przyjechaliśmy to było ciemno. Rano jak zobaczyliśmy gdzie spaliśmy to przeżegnanie się i ewakuacja. Szukanie kwater to nic złego jak jedna nam nie odpowiada - idziemy dalej :) Tu nic was nie trzymało :)

Odpowiedz
avatar SamanthaFisher
-1 1

@LoonaThic: Nie był to mój pierwszy wyjazd na agroturystykę, bo to nie była agroturystyka- to była porażka. ;) Nic nas nie trzymało, to prawda, ale tak jak pisałam- był środek sezonu, a my byliśmy z kotem. Znaleźć coś w pobliżu w tym czasie ze zwierzęciem w normalnej cenie graniczyło z cudem.

Odpowiedz
Udostępnij