Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia o moich rodzicach, którzy cierpią na pewien dziwny rodzaj ślepoty -…

Historia o moich rodzicach, którzy cierpią na pewien dziwny rodzaj ślepoty - nie widzą dat na produktach spożywczych. I przeterminowanego jedzenia w lodówce. A wczoraj przeszli samych siebie.

Na wstępie: wielki hipermarket mamy 5-10min piechotą od domu, drugi supermarket 15. Ja mogę tam chodzić i 2 razy dziennie po zakupy. Ale nie, moi rodzice robią zakupy sami, tyle że po dwie tony na raz. Na tydzień. Albo miesiąc. Rok czasami. Ot, przykładowo 13 kilo płatków kukurydzianych.

Jak można się spodziewać, masa tych rzeczy się psuje. Serki wiejskie, sery, ryby, jogurty - różne produkty. Już nawet nie pamiętam kiedy ostatnio cały chleb się zjadł. Wkurza mnie to niemiłosiernie. Czemu? Wyobraź sobie, drogi czytelniku, że jesteś głodny, otwierasz lodówkę i co nie weźmiesz, to niezdatne do spożycia. A skoro stało, to nikt nie kupował, bo przecież jest.

Dzisiaj rano idę do kuchni na płatki z mlekiem. W lodówce świeży zapas mleka - 8 butelek, kupione wczoraj wieczorem. Dobrze, już się kończyło. Biorę pierwszą - data 27/08. Dwa tygodnie. To może któraś ma krótszą datę? A i owszem. 6 butelek. DO DZISIAJ.

Niekończąca się historia...

rodzina dom

by Vayar
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar TakaFrancuska
8 26

A wiesz że data na opakowaniu jest tylko orientacyjna.. i produkt po dacie waznosci nadal jest zdatny do spozycia ( no moze poza produktami o krótkiej dacie waznosci.. soki jednodniowe, czy własnie takie mleka)... Ale wszystko pozostale jeszcze kilka miesiecy po tym co jest na opakowaniu mozna spokojnie zjesc, trzeba tylko sprawdzic czy jest dobre.. A platki.. to i kilka lat moga stac i nic im nie będzie... także nie musisz drzec o swoje zycie, bo data na opakowaniu minela

Odpowiedz
avatar PiekielnyDiablik
9 13

@TakaFrancuska: otwieram lodówkę, a tam: "kożuch pleśni skarży się, że mu zimno" datę można tratować jako sugestie nawet +50% czasu, z tym że trzeba ogonie wiedzieć ile dany produkt ma całkowitej długości czasu do spożycia. jeśli są to jogurty, które mają 2 tygodnie to max tydzień i to w dobrych warunkach. Paczkowane który ma kilka miesięcy , spokojnie +1-2 miesięcy. A suche czy konserwy to nawet trzy kwartały. Z tym że czasem opakowanie (folia i karton) ma krótszą trwałość, niż zawartość. albo mogą się zalegnąć i dogryźć różne owady biegające i latające... btw. kiedyś widziałem napis, choć nie na produkcie spożywczym: data przydatności do użycia: "nieograniczona w czasie - dopóki czytelność etykiety pozwala na identyfikację zawartości" http://img1.dmty.pl//uploads/201602/1456441464_cvdzvw_600.jpg http://demotywatory.pl/4622798/Jak-bedac-na-studiach-nalezy-postepowac-z-jedzeniem-

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 sierpnia 2017 o 13:07

avatar GlaNiK
0 0

@PiekielnyDiablik: Suche mają datę "Najlepiej spożyć przed". Mówi to tylko i wyłącznie tyle, że po upływie terminu produkt będzie cały czas jadalny dopóki dopóty opakowanie jest nienaruszone i suche. Jedyne co się może zmienić to walory smakowe. Konserwy to i po 10 lat mogą stać, ale te trzeba przed zjedzeniem sprawdzić czy się jeszcze nadają. Uważałbym z nabiałem i teoria, że jogurt ma jeszcze tydzień jest średnio trafiona. Zależy to od warunków przechowywania i często produkt może się wydawać dobry to jakieś niefajne bakterie zdążyły się już zadomowić. Raczej Cię nie zabiją, ale atrakcji jelitowych mogą dostarczyć.

Odpowiedz
avatar Zimny
0 0

Tak naprawdę to są dwa rodzaje oznaczenia przydatności do spożycia, i oba przyjęły się z języka angielskiego, Szkoda, że wielu ludzi nie zna tej różnicy. 1) "best before ..." -> najlepiej spożyć przed; data która mówi do kiedy produkt posiada najlepsze walory odżywcze i smakowe, ale można i go spożyć po tej dacie (w granicach rozsądku, rzecz jasna). 2) "expiration date" -> data przydatności; czyli data po której producent stanowczo nie zaleca spożycia produktu (no chyba że na własną odpowiedzialność).

Odpowiedz
avatar mijanou
18 20

Niestety, jeśli Twoi rodzice to starsi ludzie to chyba nic z tym nie zrobisz. Bardzo często widuję starszych ludzi robiących zakupy jak na atomową zimę lub inny kataklizm. Chyba im z komuny został nawyk robienia zapasów bo wtedy jak już cokolwiek w sklepach było to się kupowało na zapas. Moja babcia zawsze tak kupowała, choć sprawiedliwie przyznaję, że starała się nie marnować a przetwarzała sporo żywności lub mroziła. Zimą takie truskawki miały sens ale z kolei latem, zamiast kupić świeże truskawki to serwowała mrożone a świeże mroziła.

Odpowiedz
avatar PiekielnyDiablik
11 11

@mijanou: kiedyś produkty też mocniej konserwowano, bo takie było założenie, że będą leżały gdzieś na składzie w GS-ie. A ludzie kupią na zapas i dalej będą przechowywać. No zbyt zdrowe to nie było...

Odpowiedz
avatar mijanou
1 7

@PiekielnyDiablik: Niestety, nie umiem odpowiedzieć na pytani, czy kiedyś konserwowano mniej czy więcej. Ale podobno kiedyś z 1 kg mięsa uzyskiwano np 80 dkd szynki. W tej chwili z 1 kg uzyskuje się 120-130 dkg bo dodaje się multum wody i konserwantów.

Odpowiedz
avatar Rak77
7 7

@PiekielnyDiablik: Nie konserwowano żywności chemicznie lub raczej bardzo mało. Najczęściej stosowano siarczany ale to do słynnego PP :) Kiełbasa zwana zwykłą to była kiełbasa z mięsa, z najgorszego ale mięsa, Żadko którego masarza było stać na jakiekolwiek dodatki z zagramanicy bo z dewizami było krucho. Co lepsza wędlina po zostawieniu na powietrzu i w cieple, nie uciekała z talerza a wysychała. Nawet ta zwyczajna dawała się zasuszyć. Inne czasy inne problemy, a w papier toaletowy w pasztetowej też nie wierzcie. Papier był droższy i bardziej poszukiwany od pasztetowej :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 7

@PiekielnyDiablik: Chyba nie pamiętasz komuny, głupoty okropne opowiadasz, konserwanty były drogie do tego ciągłe niedobory, wszystko co rzucili an sklepy schodziło na pniu i to jeszcze na kartki, o jakim leżeniu w GSie ty opowiadasz? Gdzie ty taki GS widziałeś? Chyba ci się z pewexem pomyliło

Odpowiedz
avatar mijanou
4 4

@maat_: no z tego, co czytałam to chyba wlasnie tak było. Kolejki po mięso ustawiały się w nocy a godzinę czy dwie po otwarciu sklepu po towarze nie było śladu więc konserwowanie było chyba bez sensu.

Odpowiedz
avatar cija
4 4

@mijanou: może mówi np. o rzeczach produkowanych dla wojska i mateczki Rassiji, które dziwnym trafem lądowały na stołach krewnych i znajomych pracowników przetwórstwa? ;)

Odpowiedz
avatar PiekielnyDiablik
4 6

„Chemia żywi, leczy, ubiera i broni" @mijanou: akurat nie miałem na myśli wędlin, czy innych na prawdę szybko psujących się produktów, tutaj faktycznie nie walczono, bo koszt był w stosunku do efektu nieopłacalny, tak samo w wielu przypadkach nie zachowywano tego co dziś wydaje się naturalne np. tzw. ciąg chłodniczy; @Rak77: używano, ale to dalej... @maat_: oj trochę pamiętam, a produkty były robione nadal w tej samej technologii do połowy lat'90 a co do ilości mięsa na masę produktu, to est dyskusja o wypełniaczach, a nie konserwantach. Z tym że potem te wypełniacze często tez trzeba konserwować... Mocniej konserwowano, to co miało wytrzymać, czyli puszki z rybami, mięsem, marynaty zalewy, wszelkie produkty suche jak makarony, czy sypkie (czegoż to nie było "w proszku"?) a także dżemy czy bakalie. Procent w maśle zastępowano margaryną czy innymi utwardzonymi olejami. Ogólnie chodzi o to, że konserwowano najprostszymi metodami, i jednocześnie najtańszymi. Dzisiejsze konserwanty są "mniej szkodliwe", dlatego są powszechniejsze i jest ich więcej. Ale na potęgę walono sól, kwasek cytrynowy, ocet, saletry, a nawet benzoesan sodu wcale taki drogi nie był. Wspomniane też wcześniej siarczyny, w wszystkich winach i sokach. Czasami też przesładzano, np. cukierki które robiły się super twarde. Sporo produktów do granic możliwości liofilizowano, co też wpływało negatywnie na ich wartość odżywczą. Sypano niemożliwe ilości mąki ziemniaczanej, i mleka w proszku. Wiem że nie są to stricte konserwanty ale ich zawartość zmieniała w takim stopniu produkt, że wg mnie to nie mieściły się już w swojej definicji inaczej jak "oszukany". Już nie mówiąc o tym co pozostawało, w zbożu zatem mące, czy owocach warzywach po opryskach , właśnie tanimi środkami ochrony roślin. Czym pryskano potem przeciw grzybom. To też miało wpływ. Nawet pozostał po tym ślad w instrukcjach przyrządzania, że wiele produktów należało na początku namoczyć czy wypłukać albo obrać oskrobać. Pozostały też dowcipy że kiełbasa robotnicza rano była czerwona a wieczorem już zielona. Że smród na zapleczu jest bo się świeże jajko, dziś przywiezione stłukło. Albo to że mleko musiało mieć szybki transport bo się zsiada. Kończąc na tym, że od obierania skórek cytryn czy bananów, to kiedyś po prostu ręce śmierdziały jakąś chemią - ot taka osobista obserwacja. Nie jestem technologiem żywności, ale mam nos, język, oczy i wyczuwam różnicę. No to tyle z cyklu nie znam się, ale się wypowiem. Bo ten kto wiedział na prawdę jaką paskudną chamie serwowano ludziom, to lepiej żeby milczał. ile tam było aluminium, niklu, cynku, kadmu, ołowiu, związków azotu i siarki, azbestu, czy innych plastyfikatorów przenikających z taniego plastiku opakowań.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

@PiekielnyDiablik: Bakalie w latach 80? Pamiętam jak staliśmy w kolejkach po paczkę kawy, na jedno stanie jedna paczka kawy w srebrnym opakowaniu, staliśmy z innymi dzieciakami po kilka razy. W życiu bakalii nie widziałam w sklepie, rzucali przed Wigilią razem z kwaśnymi pomarańczami z Kuby

Odpowiedz
avatar Jorn
-3 3

@mijanou: Jeśli kupujesz najtańsze produkty za kilka złotych, to tak. Dopłać trochę i kup coś z wyższej półki, to będziesz mieć kilo kiełbasy, na którą poszło 1200 g mięsa.

Odpowiedz
avatar PiekielnyDiablik
1 1

@maat_: tak zdarzyło się dostać figi, choć częściej migdały, albo orzechy włoskie, raz na ruski rok. Jednak było ich mało i tak "zmaltretowane" że nie przypominały tego co znamy dzisiaj. i poniekąd właśnie o tym piszę, że jak coś było rzadkie i cenne to konserwowano to w dziki sposób, żeby się broń boże nie zepsuło, bo nie można zmarnować/wyrzucić. Tak a była wtedy doktryna, chora jak wiele innych rzeczy w tym czasie, ale to miało konsekwencje.

Odpowiedz
avatar GlaNiK
0 0

@PiekielnyDiablik: Możesz rozwinąć liofilizację? Dlaczego traci wartości odżywcze? Mam wrażenie, że pomyliły Ci się pojęcia. Suszenie to nie to samo co liofilizacja.

Odpowiedz
avatar PiekielnyDiablik
0 0

@GlaNiK: nie wiem jak to było robione, na etykietach pisano, że liofilizowano. Ile w tym prawdy? - diabli wiedzą. Ile czasu leżało to w kolejce, w zawilgoconym magazynie i gniło, przed procesem? A może najpierw wstępnie suszono na ciepło?, żeby zaoszczędzić czas pracy komory liofilizacyjnej, skrócić cykl. Był plan, to kilogramy musiały się zgadzać. A jakość? byle przeszło z przymrużeniem oka przez kontrole.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 5

Teściowa mojej siory uwielbia przeterminowane produkty. Jeszcze pal licho jeżeli ten produkt był zamrożony. Raz ugotowała z przeterminowanego kurczaka obiadek,przez co siostra zaliczyła dzień totalnego oczyszczenia. A wszystko to wina szwagra

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 5

@Day_Becomes_Night: Dlaczego wina szwagra?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

@maat_: A było to tak: Owy kurczak zrobił sie już czerwony. Trochę wstyd sie przyznawać, ale siedział w lodówce z gdzieś z 2 tygodnie po dacie ważności... No ale, mamy dwa śmietniki. Jeden na odpadki organiczne drugi na plastiki. Szwagr, zamiast wyjać kurczaka, wywalić to do organicznego śmietnika a opakowanie do plastiku, to wszystko chciał walnąć do plastiku. Tak jakoś rzucił, że kurczak wylądował na podłodze. Akurat wychodziłam do pracy,myślałam że on to podniesie i wyrzuci jak trzeba. Ech....takowa czynność to zbyt duży wysiłek dla szwagra.... On polazł do roboty. Tesciówa podniosła to cholerstwo z podłogi i zrobiła z tego obiadek. Jak było w lodówce to nic się nie stanie. Taaaa Chwała Panu, że dzieciak tego nie zjadł bo by się wykończyła. Siora zaliczyła jedną z najgorszych sraczek w historii. Mowila, że myślała że tego nie przeżyje.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 6

Przydatność do spożycia określają dwa typy kodów, określone słowami: "Należy spożyć do ..." oraz "Najlepiej spożyć do ..." Ten pierwszy to data, po której przekroczeniu produkt może być szkodliwy dla organizmu. Ten drugi nie odnosi się do terminu przydatności do spożycia, odnosi się do terminu kiedy produkt traci "pierwszą świeżość". Znaczy to tyle, że jak przekroczysz datę to się nie zatrujesz, produkt po prostu będzie miał inny smak niż powinien ale póki nie pojawią się wyraźne znaki zepsucia (pleśń) to jest nadal jadalny.

Odpowiedz
avatar Jorn
6 6

@noddam: Najważniejsze jest słowo "może". Bo wcale nie musi. Do tej daty producent gwarantuje przydatność do spożycia, potem tej gwarancji nie mamy, ale nie jest tak, że bakterie czy inne stwory tylko czekają, żeby tego konkretnego dnia rzucić się na konserwę.

Odpowiedz
avatar szafa
2 2

@Jorn: Dokładnie. Producenci często zaniżają daty po pierwsze, żeby mieć pewność, że na 100% nikt im nie naśle sanepidu, nie zaskarży itp itd, bo się jogurt zepsuł dzień przed datą; po drugie, to czysty biznes jest - Ty (albo sklep) wyrzucisz, kupi się (zamówi) kolejne i pieniążki płyną. Wszystko trzeba oceniać swoim nosem, ewentualnie smakiem.

Odpowiedz
avatar czaron
3 5

Zepsute jedzenie to najlepsza inwestycja - zawsze się zwraca ;)

Odpowiedz
avatar burninfire
2 2

Właśnie nie rozumiem tego mleka. Ludzie kupują butelkowe w ilościach hurtowych i pewnie potem wyrzucają (jak można wypić 10 l mleka w 2 tyg?), a w innym miejscu stoi mleko UHT, może mniej zdrowe, ale nie psuje się tak szybko i nawet zamknięte nie musi stać w lodówce.

Odpowiedz
avatar bazienka
-1 1

to jest data minimalnej trwalosci, nie przydatnosci do spozycia jesli mleko jest pasteryzowane, nic mu nie bedzie do momentu odkrecenia nakretki i dehermetyzacji no moze niekoniecznie rok po terminie, ale miesiac na pewno pociagnie podobnie wszelkie konserwy i produkty suche- makaron, maka, wpsomniane platki

Odpowiedz
avatar jass
1 1

@bazienka: Bez przesady z tym miesiącem. Tydzień, czasem dwa, ale nie miesiąc, zresztą przydatność mleka do spożycia akurat bardzo łatwo sprawdzić - jeśli nie jest kwaśne lub gorzkie to jest ok, ot cała filozofia. Ludzie dziś zdecydowanie przesadzają z tym ślepym wpatrzeniem w daty przydatności, wystarczy trochę się znać na produktach żeby wiedzieć, kiedy faktycznie nie nadają się do spożycia, a nie wyrzucać wszystko jak leci bo oto minęła magiczna data z opakowania.

Odpowiedz
Udostępnij