W weekend wpadł znajomy, który wrócił właśnie z urlopu i opowiedział mi taką historię, a która nawiązuje do jednej, która tu była. Publikuję za jego zgodą.
Pociąg InterCity startującego z dużego miasta na południu kraju, a jadącego prawie nad samo morze. Znajomy wsiadł do tego pociągu wracając ze swojego urlopu, gdyż uznał że dla niego i jego kobiety będzie to po pierwsze tańsze, a po drugie wygodniejsze. Do pierwszej stacji wszystko przebiegało bezproblemowo. W wagonie (dodam, że był bezprzedziałowy) dosyć spokojne, kilka osób sobie rozmawia ale na tyle cicho, że nikomu to nie przeszkadza.
Jednak wtedy wsiada piekielna rodzinka: matka z dzieckiem około 2-letnim, które na pierwszy rzut oka wyglądało na dziewczynkę a się okazało chłopcem, ojciec dziecka z naburmuszoną miną i ciotka klasyczna Dżesika z psem. Zapakowali się na miejsca przy stoliku i ojciec z Dżesiką pierwsze co zrobili to ruszyli do Warsu po "napoje", które okazały się piwem. I od tego zaczęła się piekielna podróż.
Dziecko raczej z nudów, gdyż przy nim nie było widać, żadnej zabawki zaczęło się wydzierać. I tak przez kilka następnych godzin średnio co 15-20 minut było słychać jego krzyk, wycie i w zasadzie próbę zwrócenia na siebie uwagi. Gdy tylko to mu się udało, to piekielny tatuś i ciotka Dżesika (którzy z każdą godziną byli coraz bardziej pod wpływem) to na dziecko krzyczeli, żeby się zamknęło, że następnym razem zostanie w domu z niańką i że ma im nie przeszkadzać.
Zapytacie co robiła matka? Ano tylko potakiwała na coś takiego. Gdy starsza kobieta siedząca prawie naprzeciwko nich w końcu zareagowała na to, żeby dzieciaka uciszyli i dali mu coś czym dziecko by się zajęło, to tatuś i Dżesika zjechali ją, że ma się nie wtrącać, że im też się nie uśmiecha jechać pociągiem ale nie stać ich na auto, że każdy był kiedyś dzieckiem i powinni rozumieć itp. Kobieta w końcu nie wytrzymała, coś im jeszcze odpowiedziała i poszła do Warsu, a za nią piekielny tatuś po kolejne butelki piwa.
I tak trwała dalej podróż przeplatana kolejnymi wyciami dziecka aż w końcu ktoś poszedł po kierownika pociągu. Znajomy jego interwencji nie słyszał, ale za to rodzice w końcu uspokoili dziecko i zaczęli się nim interesować. A raczej zaczęła matka, bo piekielny tatuś i Dżesika postanowili sobie w tym czasie w laptopie oglądać jeden z brutalniejszych amerykańskich seriali.
Znajomy wysiadł na swojej stacji po 5 godzinach podróży z nimi i ogromnym bólem głowy. I tylko dziecka szkoda, bo to nie jego wina że się nudziło, a rodzice i ciotka myśleli tylko o swoich tyłkach.
pkp ic kraków-szczecin pociąg piekielna rodzinka
Tak, jak napisałam niedawno w którymś komentarzy, takie sytuacje spotykam często. Na szczęście nie jest to kilkugodzinna podróż pociągiem a godzinny lot na stałej trasie. W bagażu podręcznym mam już teraz zawsze kolorowanki i kredki tylko stale się zastanawiam, dlaczego niektórzy rodzice nie pomyślą i nie biorą niczego, co mogłoby dziecko zająć podczas podróży. Przecież trudno wymagać od kilkulatka by podczas lotu/ kilkugodzinnej podróży autokarem, pociągiem,... udawało, że nie istnieje.
Odpowiedz@mijanou: Serio? Wozisz kolorowanki dla nie swoich dzieci? I rodzice nie palą się że wstydu, gdy dajesz je dzieciom? Mnie jest głupio, jak ktoś moją ciastkiem poczęstuje, a ja nie mam jak się zrewanżować... (Rzadko kupujemy ciastka w paczkach, po co mają stać i kusić. Chce się słodkiego? Do sklepu po batona. Nie ma kasy? No to trudno.) BTW: moja odkąd pamiętam w czasie podróży przyklejała twarz do okna i dziecka nie było... Pomijając oczywiście takie rzeczy jak: jeść, pić, siusiu i zadawanie pytań.
Odpowiedz@singri: Tak, wożę w bagażu podręcznym. Przynajmniej mam spokojny lot i się nie irytuję. A rodzice reagują różnie, najczęsciej jest to zdziwienie, że jednak się da.
Odpowiedz@mijanou: zapamiętam na przyszłość, żeby brać ze sobą takie bajery, bo też miałem trochę przejść jak autor posta. I dużo mnie to kosztowało.
OdpowiedzZ tego co mi wiadomo, nie mozna wynosić piwa z Warsa i jest to pilnowane.
Odpowiedz@aaggnness: W pociągach nie można też palić, podobnie na stacjach - a ilu to konduktorów palących na peronach widziałem podczas podróży tam i z powrotem z Wrocławia nad Bałtyk?
Odpowiedz@aaggnness: Oficjalnie nie można ale z tym pilnowaniem to bym nie przesadzał. Konduktor teoretycznie powinien przejść co jakiś czas po całym pociągu ale ilu tak robi?
Odpowiedz@vonavi: @Rollem: sporo jeździłam pociągami na trasie Wwa- Wrocław i odwrotnie i akurat w tych pociągach konduktorzy często chodzili i zwracali uwagę jak cos było nie tak.
Odpowiedz@aaggnness: widzisz a jak ja jeździłem na trasie Wrocław - Szczecin to pojawiali się najczęściej 2 razy - za Wrocławiem i za Poznaniem. Tak więc to wszystko jest zależne.
Odpowiedz@aaggnness: to chyba zależy od załogi. Raz jechałem pociągiem z Katowic do Wrocławia firmowanym przez inter city, też taki bez przedziałów. Pociąg jechał z Krakowa i kończył bieg gdzieś w Niemczech, pociąg nie zatrzymywał się na wszystkich stacjach i Katowice były jego drugą stacją. W przejściu pomiędzy rzędami siedzeń na podłodze siedział tak nawalony facet, że nie potrafił wstać z podłogi, a konduktorzy? Omijali go, tak jakby to był zawadzający bagaż.
OdpowiedzSuper. Tatuś bardziej interesuje się ciotką niż swoim dzieckiem i jego matką. A właśnie, czy matka nie wyglądała na upośledzoną?
OdpowiedzNiewychowane bachory to coraz częstszy problem, zważywszy na ogólną kondycję umysłową dorosłych. Możnaby takiemu porządnie złoić dupsko, ale tak prawdę mówiąc należałoby zacząć od rodziców.
Odpowiedz1. prosisz rodzine o uspokojenie dziecka i egzekwujesz to w dupiu majac, ze "to tylko dziecko" 2. dzwonisz na policje, ze w pociagu jedzie pijana para z malym dzieckiem, ktore ciagle krzyczy, a para krzyczy na nie i obawiasz sie o jego bezpieczenstwo, podajesz godzine odjazdu pociagu- juz widzialam taka interwencje, policja z sok-istami wbila do pociagu i wyprowadzila rodzinke, opieka spoleczna, te sprawy
Odpowiedz