Kiedy zamiast przeczytać regulamin, masz pretensje do organizatora.
Niedawno brałam udział w pewnym rajdzie rowerowym. Rajd był odpłatny, można było zapisać się przez formularz na stronie internetowej, a każdy, kto się zapisywał, musiał przeczytać i zaakceptować regulamin.
Kilka informacji, które były tam zawarte:
- jedzie samochód, ale zabiera on wyłącznie bagaże (karimaty, śpiwory, ciuchy na zmianę itp.), nie ma możliwości zabrać rowerzysty i roweru;
- na trasie nie ma żadnej możliwości podjechania pociągiem lub powrotu do domu tym środkiem transportu (wniosek: trzeba liczyć na siłę swoich nóg, ewentualnie na znajomego z samochodem);
- trasa rajdu w pierwszym dniu będzie liczyła ponad 120 km, prowadzi drogami asfaltowymi, głównie powiatowymi i przez kilkanaście kilometrów stosunkowo ruchliwą drogą wojewódzką, będą też dłuższe podjazdy.
Wystartowaliśmy.
Po 10 km kilka osób się przyznaje, że ich dotychczasowe życiówki to 30-40 km w ciągu dnia.
Po kolejnych 20 km jedna osoba (wiek 50+) przyznaje się, że w tym roku pierwszy raz siedzi na rowerze, a nic nie trenuje. Organizator zadaje pytanie, czy w takim razie wraca do domu, czy jedzie z nami dalej. No jasne, że jedzie, przecież zapłacił!
No to jedziemy.
Dojechaliśmy do podjazdów. Przez jakieś 5-6 km trasa była na przemian raz w górę, raz w dół, ale podjazdy takie, że nie da się z rozpędu, bo dosyć długie. Przed tym odcinkiem krótki postój. Ruszamy wszyscy razem.
Po przejechaniu "górek" zatrzymujemy się pod sklepem. Na ostatnią osobę, tę, która pierwszy raz siedziała na rowerze w sezonie, czekaliśmy ze 40 minut…
Dramat. Bo nigdzie nie było informacji o takich podjazdach... Bo ta osoba już zmęczona, nie da się, żeby samochód organizatora po nią przyjechał? Co? To dopiero połowa trasy?
Ok, odpoczęliśmy, ruszyliśmy dalej, jeden z organizatorów został z tyłu. Wieczorem żal i pretensje, bo za szybko (średnia wyszła mi 16 km/h, bo starałam się dostosować do grupy), bo takie góry (wyżyny tak mają...), bo ruchliwa trasa (trasa była do obejrzenia w Internecie, każdy mieszkaniec tego regionu Polski mniej więcej wie, jak wygląda), bo dystans niedostosowany do formy uczestników (wszyscy dojechali cali i zdrowi, zadowoleni ze swoich nowych życiówek, poza tą jedną osobą).
Następnego dnia ta osoba została zwinięta przez jakiegoś znajomego samochodem do domu.
I tak sobie myślę... Chociaż lubię chodzić po górach, to w Himalaje nie pojadę, bo sobie tam nie poradzę. Niektórzy nie ogarniają, że podobna zasada działa również w tego typu rajdach. Problem miała ta osoba, problem miała grupa, która miała zdążyć na określoną godzinę na obiad i problem mieli przede wszystkim organizatorzy.
rajd_rowerowy
Najlepsza akcje z regulaminem to chyba mial pobieraczek.
OdpowiedzGarmin Iron Triathlon?
OdpowiedzOrganizator jest niekompetentny i nieodpowiedzialny. Obowiązkiem organizatora jest zapewnić, niekoniecznie nieodpłatnie, transport takich wypadkach. Pomijam już kwestie bezpieczeństwa gdzie nieznani ludzie są na słowo brani na tego typu (jednak) ekstremalny wysiłek. Co by się stało gdyby ktoś zasłabł lub stracił przytomność? Ludzie w masie są głupi a obowiązkiem organizatora jest to przewidzieć.
Odpowiedz@Rak77: Jeśli ktoś zasłabnie wzywa się pogotowie. Nigdy nie wiadomo, czy zasłabł, bo się odwodnił, czy mu spadł poziom cukry, czy coś poważniejszego. Jeśli ktoś jeździ w miarę regularnie, to dystans 100-120 km nie jest wysiłkiem ekstremalnym. I to z myślą o takich osobach był planowany rajd. Natomiast dla kanapowca- owszem. Tylko kanapowiec powinien mieć świadomość, że skoro dostaje zadyszki biegnąc na najbliższy przystanek, to może warto przynajmniej trochę poćwiczyć?
Odpowiedz@Rak77: politprop ma to do siebie że zdejmuje odpowiedzialność myślenia z odbiorcy i przerzuca na organizatora takie urabianie mas w bezkrytyczne stado owiec
OdpowiedzZawsze jakiś patafian się trafi
OdpowiedzSwoją drogą- jest możliwość zapisania się na konkretny odcinek trasy, czy od razu trzeba na całość? Dajmy na to, że jest fragment bez dużej ilości górek i czuję się w nim OK, to można tylko w nim uczestniczyć, a resztę odpuścić?
Odpowiedz@Habiel: Całość. Jechaliśmy z miasta A do B, gdzie były noclegi, ognisko itp., potem dzień jazdy po okolicach i na koniec, ostatniego dnia, powrót trochę inną trasą.
OdpowiedzHaha, aż sobie przypomniałam jak na pewnym rajdzie jeden "weekendowy dżokej" obtarł sobie tyłek do krwi od siodła i miał potem pretensje do organizatora :D
OdpowiedzO ciekawy rajd, mozna prosic o linka albo wiadomosc na priv, moze tez sie kiedys wybiore,
Odpowiedz