Ponieważ lada moment otworzę własną kancelarię adwokacką, wzięło mnie na wspominki o najdziwniejszych klientach, którzy przewinęli się przez kancelarię, w której robiłam aplikację.
I tak oto przypomniał mi się dzień, w którym do kancelarii przyszła kobieta w wieku około 60 lat z mniej więcej o połowę młodszym synem.
Poinformowałam, że nie ma w chwili obecnej żadnego z adwokatów w kancelarii, mogę podać numery telefonu, żeby się umówili na spotkanie itp.
(Słowem wyjaśnienia: aplikanci nie mogą sami przyjmować spraw, u mnie w kancelarii pierwsze spotkanie było zawsze z adwokatem, potem - jeśli miałam zajmować się sprawą - uczestniczyłam w tych spotkaniach, chodziłam na sprawy itp.).
Kobieta: A tutaj adwokaci prowadzą sprawy o rozwód?
Ja: Oczywiście. Pani mecenas XYZ zajmuje się wyłącznie sprawami rodzinnymi.
Kobieta: O, to dobrze trafiliśmy. Bo my właśnie w sprawie rozwodu. Bo mój syn się rozwiedzie.
Patrzę na jej syna i zwracam się do niego.
Ja: Musi pan umówić się na spotkanie z panią mecenas, ja w tej chwili nie mogę nawet żadnej porady prawnej udzielić.
Kobieta: Ale nie! Nie ten syn. Drugi, starszy.
Ja: W takim razie on musi się umówić...
Kobieta: Ale on tego nie zrobi. Bo on tę k*** podobno kocha. Więc ja chcę, żeby pani mecenas mu zrobiła sprawę, żeby to małżeństwo zakończyć.
Na chwilę zawiesił mi się system. Próbuję przetrawić to, co przed chwilą usłyszałam. W międzyczasie słyszę, jaka ta synowa niedobra, że teściowej nie odwiedza, że na prezent kupiła jakiś tani wazon, a przecież ją stać na droższe prezenty... Argumenty w stylu "bo zupa była za słona" sypią się jeden za drugim.
Kobieta: I wie pani. Ja dam pieniądze na ten rozwód. Ale syn nie może wiedzieć.
Ja: To nie jest możliwe. Prawo do złożenia pozwu o rozwód przysługuje tylko małżonkom, nikomu innemu z rodziny.
Kobieta: No chyba pani żartuje? Ale ja zapłacę i powiem, co i jak, pani adwokat napisze ten papier, on do tego czasu zmieni zdanie. Ja mu powiem, żeby zmienił.
Starając się zachować spokój objaśniłam, że kancelaria przyjmie sprawę jedynie wtedy, gdy jej drugi syn zjawi się osobiście i udzieli pełnomocnictwa.
Kobieta: Pani to niedouczona jest. My przyjdziemy później, jak będzie pani adwokat, bo z panią porozmawiać się nie da.
Wyszli i, jak się później okazało, umówili się jednak na spotkanie z moją szefową. Powiedziała im to samo, a przez drzwi słyszałam, jak kobieta co chwilę wpada w histerię i krzyczy, że ona to małżeństwo rozwali i znajdzie kancelarię, gdzie prawnicy są mądrzy i znają się na przepisach.
Kilka dni później na profilu kancelarii na FB pojawił się wpis, w którym zostaliśmy obsmarowani od góry do dołu przez tę babkę, że nie znamy się, odmówiliśmy poprowadzenia sprawy bez przyczyny i że nas nie poleca. :)
kancelaria_adwokacka
A można "rozwieść" się z własnymi rodzicami? Może należałoby poszukać tego starczego syna i pomóc mu w "rozwodzie" z własną matką.
Odpowiedz@rodzynek2:To samo pomyślałam. Mam nadzieję, że po ujawnieniu takiej akcji "rozwód" nastąpiłby szybko :)
Odpowiedz@dzemzbiedronki: Pewnie już się "rozwiódł", dzięki żonie, stąd mamusia taka na nią cięta.
Odpowiedz@rodzynek2: to się nazywa wydziedziczenie
OdpowiedzBiedny syn i biedna synowa!
Odpowiedz@rodzynek2: @maat_: Co tam musi się odwalać....jeszcze jak razem mieszkają. Choć z drugiej strony może rzeczywiście coś jest nie halo? Nie popieram wtrącania się w czyjeś związki,kobieta z historii to furiatka, ale co wy byście zrobili gdyby wasze dziecko związało się z jakąś mendą?
Odpowiedz@Day_Becomes_Night: Pewnie by mi było przykro, że marnuje sobie życie... Ale dorosły człowiek chyba widzi w co się pakuje? Można doradzić, porozmawiać. Przedstawić swój punkt widzenia, a nuż przejrzy na oczy. Ale ostatecznie to jego życie i sam je sobie musi poukładać.
Odpowiedz@Day_Becomes_Night: Na pewno nie wpadłbym na debilny pomysł przeprowadzenia rozwodu za jego plecami.
Odpowiedz@Carima: Oj nie zawsze, mam znajomego, który umawiał się z pewną dziewczyną. Wiele osób (rodzice, rodzeństwo i wielu znajomych i przyjaciół) ostrzegało go przed nią. Była cała plejada argumentów od skłócania znajomego ze wszystkimi w około po zdrady. Znajomy przejrzał dopiero na oczy, gdy miał zamiar szukać pierścionka na oświadczyny.
Odpowiedz@rodzynek2: Ważne, że w ogóle przejrzał na oczy i najważniejsze, że przed ślubem i dziećmi.
Odpowiedz@Carima: no wychodzi na to, że bardzo często NIE widzi w co się pakuje. Moja koleżanka związała się z patolem. Zaszła w ciążę w wieku 17lat. On nigdy nie mógł znaleźć stałej pracy, ogólnie on i jego rodzina patologia. Koleżanka chciała zakładać sprawę w sądzie o uznanie jej za osobę dorosłą ( nie wiem jak to się nazywa w sądownictwie) i zgodę na zawarcie związku małżeńskiego....z planów nic nie wyszło, po uzyskaniu pełnoletności na krótko poszła na swoje ( czytaj do teściowej patolki) ale ta jakoś uszkodziła jej dziecko więc wróciła do rodziców którzy pomagali jej przy opiece nad dzieckiem i finansowo. Niby każdy ma swój rozum, ale niektórym on odmawia posłuszeństwa i cierpią na tym niewinne osoby postronne. Pomysł kobiety był debilny,ale nie dziwię się ludziom zdesperowanym. To tak jak gdybyś widział swoją skatowaną przez męża córkę a ta by wmawiała, że spadła ze schodów...
Odpowiedz@Day_Becomes_Night: to nie desperacja tylko głupota. Tylko debil mógł wpaść na pomysł (i pomyśleć, że to przejdzie) przeprowadzenia rozwodu bez wiedzy potencjalnego roz2odnika.
Odpowiedz@Czarnechmury:Też. Ale jak nawet jeżeli pomysł jest debilny jestem w stanie zrozumieć intencje. Tutaj złem chodzącym jest mamuśka, ale gdyby tym złem rzeczywiście była synowa?
Odpowiedz@Day_Becomes_Night: to musiałaby być złem dla syna i to syn musiałby to sobie uświadomić. I chcieć się rozstać. Nawet przestępcom nie zabrania się wchodzić w związki małżeńskie a raczej nie rokują zbyt dobrze. Jeżeli babeczka jest toksyczna odizolowanie jej od syna da raczej odwrotny skutek. Syn będzie walczył o związek niszczony przez złych obcych. To musi być jego decyzja i wyłącznie jego. Tak jak wyłącznie jego była jego zgoda na małżeństwo.
Odpowiedz@nasturcja: I to jest właśnie najgorsze...widzisz jak ktoś najbliższy gna ku samozagładzie i w sumie nic nie można zrobić....choc zawsze można próbować
OdpowiedzNie można kogoś zmusić do jakiejś decyzji, ale w takim wypadku - kiedy naprawdę ktoś bliski wpakował się w beznadziejną sytuację, warto chyba utrzymywać go w przekonaniu, że nie ma sytuacji bez wyjścia i jeżeli kiedyś się zdecyduje wyrwać, to będziemy go wtedy wspierać.
OdpowiedzI już w pierwszym zdaniu informacja "studiowałam prawo" :P A poważniejąc - jeśli to nie jest fejk - to współczuję i synowi, i synowej, że babsko próbuje usiłować coś mieszać w ich związku :/
Odpowiedz@Windowlicker: Jem mięso i zamiast crossfitu wolę rower :P więc nie pasuję do stereotypu ;)
Odpowiedz@astor: Nie traktuj mojego komentarza jako ataku, tak sobie, jak to mawiają młodzi ludzie, śmieszkuję :) Powodzenia z kancelarią i wszystkiego dobrego!
Odpowiedz@Windowlicker: potraktowałam jako żart, stąd te emotikonki :) nawiasem mówiąc to z perspektywy czasu śmieszą mnie studenci prawa :D i ich nieomylność :D
Odpowiedz@astor: a telefon to Huawei czy Samsung? ;)
Odpowiedz@Kumbak: A samsung stał się taki jakiś crossfitowy i wege?
Odpowiedz"...bo to zła kobieta była..." mamusia chce dobra swojego syna, syn dobra oddać nie chce...
Odpowiedz@thebill: Świetnie to ująłeś !! :D
OdpowiedzPo przeczytaniu historii, dałabym sobie rękę uciąć, że to moja teściowa, ale mąż nie ma brata ;) A tak poważnie to raczej nie jest aż tak powalona, ale porównywalnie zdesperowana, więc uważam historię za wiarygodną :)
Odpowiedz@marynarka: opowiadaj
OdpowiedzNie jestem marynarką, ale mam w zanadrzu podobnie piekielną historię z teściową w roli głównej. Dopóki byłam "tylko" dziewczyną mojego męża, miałyśmy z teściową bardzo fajne relacje. Wszystko zmieniło się diametralnie, gdy postanowiliśmy przenieść znajomość na wyższy level. Zaczęło się sabotowanie zaręczyn, wtrącanie się w sprawy prywatne, próba wywarcia wpływu na datę ślubu (no bo jak to tak, zostawić biedną matkę samą?), oczernianie jednego przed drugim itp. Koniec końców, zrobiliśmy "po swojemu", czyli wzięliśmy ślub i wyprowadziliśmy się kilkaset kilometrów od teściowej. Z czasem relacje się unormowały, a niedawno (jesteśmy małżeństwem od ładnych paru lat) teściowa przeprosiła mnie za "jazdy", jakie robiła kilka lat temu. Jak je usprawiedliwiła? Ano to nie syna chciała chronić przed "złą kobietą", tylko na odwrót: była świadoma, że mój mąż ma trudny charakter (fajne świadectwo wychowania syna sobie wystawiła nawiasem mówiąc :P) i oczami wyobraźni widziała albo mnie nieszczęśliwą w toksycznym związku, albo nieprzyjemny rozwód, jeśli po kilku latach "przejrzę na oczy". A że z biegiem czasu pokazałam, że mam charakterek i nie dam sobie wejść na głowę, przestała się martwić i odpuściła. Czyli wychodzi na to, że poprawę stosunków z teściową zawdzięczam wrednemu charakterowi :D
Odpowiedz@maat_: Zastanawiałam się, czy nie opisać tego tutaj, ale mąż czytuje piekielnych i mógłby skojarzyć fakty, bo historie są specyficzne. Anegdotek mam na pęczki, ale chyba już więcej nie będzie, bo po ostatnim starciu odmówiłam utrzymywania kontaktu z teściową. Ostatnie starcie odbyło się w czasie świątecznym. Nie lubiła mnie nigdy, więc rzadko się widujemy, ale postanowiłam przyjechać z gałązką oliwną na zgodę. Wzięłam też nasze futrzaki, bo, jak twierdziła, bardzo chciała je poznać. Zwykle zostawiamy je w hoteliku, ale jak chce, to niech będzie. Pierwsza awantura była o właśnie zwierzęta, bo teściowa wymyśliła, że będą siedzieć w piwnicy. Zimno, mokro i ciemno, a zwierzaki kanapowe i chorowite. Nie zgodziłam się, więc traktowała mnie jak powietrze. I bardzo mi ten stan rzeczy odpowiadał, niestety został zaburzony, gdyż reszta rodzinki zauważyła mój nowy tatuaż i zaczęła go chwalić. Każda pochwała w moją stronę jest dla niej nie do przyjęcia, więc uderzyła pięścią w stół i wykrzyknęła: "Trzeba być chorym psychicznie, żeby sobie NAPIER***Ć coś takiego na ręce!". Zabrałam zwierzaki i wyszłam. Mąż na szczęście nie miał obiekcji i wrócił z nami.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 26 lipca 2017 o 22:07
@marynarka: Współczuję. Urwać kontakt to chyba jedyne wyjście
OdpowiedzBoże, jak ja współczuję synowi matki :\ A synowa "zła" bo nie robi tego co jej teściowa każe...
OdpowiedzZnamienne jest to, że z historii wynika, że drugi syn stał jak kołek, kursy mamusia te wszystkie bzdety pociskała. Sądzę, że obaj synkowie zostali przez nią uznani za elementy na stałe przyspawane do matczynego cycka, ale jeden ośmielił się wyzwolić. A co gorsza znalazł alternatywny cycek!
OdpowiedzOj, straciłaś świetną okazję do nauczenia się, jak można przeprowadzić rozwód bez wiedzy stron zainteresowanych :) Pomyśl, jakby mogło Ci się to w przyszłej praktyce przydać. Byłabyś jedynym na świecie prawnikiem dysponującym taką wiedzą, miałabyś wyłączność, wiesz jaka kasa Ci przeszła koło nosa? :)))
OdpowiedzDobrze,że moja teściowa piekielnych nie czyta bo by jeszcze pomysł podłapała :) A tak serio to współczuję synowi tej kobiety. Kto wie do jakich akcji jest zdolna jeśli takie cyrki u adwokata wyprawiała.
Odpowiedz