Historia z cyklu "wegeterroryści". Może nie bardzo piekielna, ale dość absurdalna.
Nie jem mięsa. Nie jest istotne dlaczego, za to ważne, że nie opowiadam o tym, dopóki ktoś nie zapyta. Pracuję w korporacji i o moim wegetarianizmie wiedzą tylko moi najbliżsi współpracownicy, bo akurat z nimi czasem jem obiady czy kolacje służbowe. Oprócz mnie na naszym piętrze pracuje jeszcze jedna wegetarianka [W]. W za to bardzo pilnuje, żeby absolutnie każdy o tym wiedział. Nie mam pojęcia, jak ma na nazwisko, ale za to doskonale znam szczegóły jej diety. Taki typ wiecznie żądny uwagi.
Ostatnio przyniosłam sobie do pracy wegepastę z cieciorki, którą ktoś nazwał pasztetem. Co ważne, pasta jest pakowana w małych słoiczkach z wielkim napisem "pasztet", a reszta informacji jest małym druczkiem. Poranek, robię sobie w pracy kanapeczki z tą właśnie pastą.
Wpada do kuchni W w towarzystwie kilku koleżanek, coś im opowiada, zaczynają robić sobie kawę/herbatę. Wtedy W mnie zauważa, gapi się chwilę na mój posiłek, po czym zaczyna teatralnie pociągać nosem i się do mnie krzywić. Nic nie mówię, bo zawsze była dziwna. Mój brak reakcji ją w końcu zirytował i głośno mówi do swoich koleżanek: "Naprawdę nie mogę pojąć, jak można być tak nieczułym i w MOJEJ obecności jeść zwłoki. Zwłaszcza w takiej, śmierdzącej mięsem, formie. Takie rzeczy powinno się jeść w domu!".
Szczęka mi opadła, ale dalej ją ignoruję, więc zwraca się do mnie: "Marynarka, słyszałaś? Naprawdę mogłabyś uszanować uczucia innych i nie przynosić takich rzeczy do pracy."
Zapytałam, czym w takim razie ona zastępuje mięso, skoro pasta z cieciorki jej śmierdzi, po czym wyszłam.
Czy są tu wegetarianie, którzy mogą mi wytłumaczyć jej tok myślenia?
wegetarianizm
"wege" na pokaz... możliwe, że w domowy zaciszu wpierdziela pieczonego kurczaka ;)
Odpowiedz@tick: przecież kurczak to nie mięso
Odpowiedz@Kumbak: Słyszałem, że śledź to nie ryba ;)
Odpowiedz@rodzynek2: no przecież śledź należy do zakąsek...
OdpowiedzPewnie się do Ciebie przywaliła bo widziała napis "Pasztet". Skoro reszta była zapisana małym druczkiem to pewnie nie zauważyła.
OdpowiedzA że ona ją olała, to opinia poszła
Odpowiedz@Woltarix: Nawet jeśli nie widziała to po prostu nie komentuje się czyjegoś śniadania we wspólnym pokoju socjalnym.
Odpowiedz@Woltarix: Tak właśnie sądzę. Ale nie mogę pojąć jakim cudem jej to śmierdziało mięsem. Cieciorka nie ma żadnego zapachu :D
Odpowiedz@Woltarix: Ostatnio w jakiejś kawiarni czy coś trafiłam na kanapkę z pasztetem z buraczka :D
Odpowiedz@Niamh: pasztet to generalnie coś co się zapieka. Obpjętnie czy to mięcho czy warzywo
Odpowiedz@marynarka: Bo myślała że pasztet to jej w głowie śmierdziało :D.
OdpowiedzNa następny dzień bym przyniósł tatara lub krwisty stek do pracy.
Odpowiedz@marynarka: Ma zapach, córce robię kotlety z ciecierzycy. Ale absolutnie nie pachnie mięsem.
Odpowiedz@Katka_43: Dla mnie to bezzapachowe. Co najwyżej o zapachu np. pomidorów, jeśli jest z ich dodatkiem. Ale nie upieram się, bo to subiektywne wrażenie :)
OdpowiedzNie da się tego wytłumaczyć inaczej niż: "są wegetarianie, weganie i wegeterroryści".
OdpowiedzTeż sądzę, że to pokazówa. Jestem bardziej mięsożercą, ale lubię czasem sobie zjeść niektóre wege produkty np. pasztet z soczewicy. I w sumie da się odróżnić ich zapach (przynajmniej te sklepowe, bo nie jadłam robionych domowym sumptem), czasem kolor czy konsystencja też podpowiada. W każdym razie, podejrzewam, ze lasia chciała błysnąć, zobaczyła sam napis "pasztet" , nie przyjrzała się i palnęła co palnęła. Piekielne jest jednak bardziej to, jak laska rozpowiada na prawo i lewo o swoich nawykach żywieniowych, i najwyraźniej chce uchodzić za eksperta żywieniowego, który nawet nosem wyniucha "złowieszcze mięsne pomioty". I próbuje obrzydzić jedzenie innym i jeszcze wciągnąć współpracowników w jakieś chore, żywieniowe gierki. To jest patologiczne, nie dość, że do talerza zajrzy to jeszcze napluje i namów innych do bojkotu, Twojego obiadu, chociaż to nie ich sprawa, co pakujesz do gęby :/
OdpowiedzAtencyjna dziwka i tyle.
Odpowiedz@mietekforce: No i mnie uprzedziłeś z komentarzem :(
Odpowiedznie wegetarianka, a wegeterrorystka "bede wege, bo to modne" a w domku ziemniaczki z sosem ;) mialam taka kolezanke, ktora podchodzila do osoby jedzacej bulke z szynka i szeptala na uszko " jesz trupa" jak sama byla wege, to nie zagladalam nikomu do talerza
Odpowiedz@bazienka: Myśmy mieli takiego typa w liceum. Efekt był taki, że koledzy się wkurzyli, wygooglali jakie gatunki owadów daje się jeść na surowo i przynieśli sobie takie właśnie drugie śniadanie do szkoły. I dopilnowali, żeby je w całości spożyć tak, żeby widział.
OdpowiedzKurcze, jakby mi ktoś w pracy skomentował w ten sposób mój posiłek, chyba miałby do rozwalonego na łbie. Co komu do tego, co ja jem? Nikogo nie zmuszam, żeby dzielił ze mną upodobania kulinarne, zatem nie życzę sobie również sama być w tej kwestii ograniczana.
OdpowiedzW biurze wege w domu szynka
OdpowiedzJa takich nazywam wegezjeby
OdpowiedzDobrałbym się do drugiego śniadania tej zaszczanej pindy i dodał trochę mięsa, tak aby zaczęła żreć i dopiero na końcu skapnęła się co spożyła.
Odpowiedz@Catholicbuster: I zachowałbyś się jak skończony cham, najłagodniej rzecz ujmując.
Odpowiedz@Catholicbuster: No pewnie, głupie gadanie kretynki a wrzucenie wegetariance mięsa do jedzenia to dwie równoważne sprawy...
OdpowiedzDobrze jej powiedziałaś ;) Babka zapewne jest "wege", bo taka moda inaczej by się nie chwaliła.
OdpowiedzJa mam chyba pecha, bo spotykam wyłącznie takie wegeterrorystki. Faceci wegetarianie/weganie w moim otoczeniu zachowują się jak autorka historii - jedzą co lubią i nikomu do talerza nie zaglądają. Niestety wszystkie kobiety wegetarianki/weganki jakie znam to takie wegeterrorystki jak opisano w historii, aż nóż w kieszeni się otwiera. Czy one naprawdę myślą że jak będą codziennie męczyć innych swoimi kazaniami, to oni przestaną jeść mięso? Ręce opadają...
OdpowiedzNie rozumiem wegeterroryzmu. Mam znajomą, która nie je mięsa. Mimo to osobiście tłucze kotlety dla męża i dla syna.
OdpowiedzPamiętam jak niedawno badano reakcje roślin na to jak zjada je np jakiś robaczek itp wydzielają jakąś substancje którą skrótowo można by nazwać hormonem strachu. Czyli rośliny też czują i do tego wychodzi na to że te potworne wege bestie pożerają je czasem żywcem!!! Ta biedna roślinka boi się i jest pożerana a że nie ma wzroku ani słuchu to nawet nie wie co zabiera jej kolejne części...horror!
OdpowiedzA co tu tłumaczyć? Mnóstwo ludzi lubi robić problem z tego, że ktoś myśli inaczej i tyle. A że jeszcze wybitnie głupia przy okazji i nie rozpoznaje wegetariańskiego pasztetu, to tylko świadczy o jej pseudowegetarianizmie
Odpowiedz