Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Zawsze uważałam się za osobę oszczędną. Według znajomej wcale taka jednak nie…

Zawsze uważałam się za osobę oszczędną. Według znajomej wcale taka jednak nie jestem. Dlaczego?

Bo zwykle kupuję produkty droższe od tych "marki [wstaw sobie nazwę dowolnego supermarketu]" oraz często nie kupuję produktów z półek, na których leżą produkty, których data przydatności do spożycia zbliża się wielkimi krokami, przez co są one w promocyjnych cenach.
Nie, nie mam nic przeciwko tym półkom. Zdarza mi się coś czasem kupić. Nie robię tego jednak wtedy, gdy niczego z tych półek nie potrzebuję.

Gdy robię zakupy ze znajomą, nie może ona zrozumieć, że zwyczajnie i nie kupię produktów, które tylko się u mnie zepsują, bo ich nie zjemy. Ona zaś kupuje na zapas. "Oh, przecenione o połowę? Wezmę 4 paczki!" Spoko, ma dzieci, może potrzebuje więcej? No nie, bo zwykle ze 2 z tych paczek są wyrzucane.

Dzieciaki często przybiegają do niej z jakimiś łakociami i pytaniem, czy mogą zjeść. Pytają, bo mama musi sprawdzić, czy dany jogurt/ciastko/pączek/owoc jest jeszcze jadalny, jeśli nie jest, to idzie szukać nowszego, bo ma ich więcej... dużo więcej. Prawdę mówiąc, w salonie stoi wielkie plastikowe pudło pełne słodyczy (bo w kuchni nie ma już miejsca na więcej jedzenia).

Nie ma tygodnia, w którym nie wyrzuciłaby jakichś produktów, bo są już "mocno przeterminowane". Hitem było, gdy opowiadała, jak znalazła w szafie ciastka z galaretką przeterminowane... prawie 3 lata.

Nie znoszę marnowania jedzenia. Jeszcze bardziej wkurza mnie, gdy osoba, która wyrzuca jedzenie kilogramami, mówi mi, że jestem nieoszczędna. Gdy zwracam jej uwagę na to wyrzucanie, mówi, że przecież "w każdej rodzinie się zdarza wyrzucić zepsute jedzenie" i, że "zrozumiem, jak będę mieć własną rodzinę". Cóż... Może nie założyłam rodziny, ale ta, z której pochodzę, naprawdę rzadko wyrzucała jakiekolwiek jedzenie.

Dlaczego o tym piszę? Byłyśmy dziś na zakupach (mieszkamy w wiosce, więc często zabieram ją, gdy wybieram się na rajd po supermarketach). Ona obładowana siatami. Gdy wróciłyśmy do niej, zobaczyłam szafki, blaty i lodówkę pełne jedzenia. W śmietniku znalazłam 1,5 bochenka chleba, szynkę, jakieś surówki i jogurty. Albo robiła przegląd lodówki i chlebaka, albo te produkty same z nich wyszły.

Nie da się jej wytłumaczyć, że jeśli kupi taniej, ale połowę wyrzuci, to wcale nie jest to oszczędność. Dla mnie jest to piekielność.

oszczędność

by konto usunięte
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar katem
13 17

@Dokurobei: Nie do końca się zgodzę - to nie tylko głupota, to zanieczyszczanie środowiska. Owa głupia istota zwiększa ilość śmieci na Ziemi. Myślę, że nie muszę tłumaczyć, jak do tego dochodzi.

Odpowiedz
avatar burninfire
10 14

@katem: No nie do końca. Nawet jakby to ktoś kupił i zjadł to przecież zostawia śmieci. Jak nikt nie kupi to sklep to wyrzuci. A żywność dosyć szybko się rozkłada, więc też nie jest to jakiś wielki problem. Przykre jest tu głównie marnowanie pieniędzy.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@burninfire: mnie wkurza marnowanie jedzenia. Jak lubi marnować pieniądze...

Odpowiedz
avatar szafa
2 2

@burninfire: Ta, ta, jasne. Jeśli ludzie byliby bardziej oszczędni, to i sklep by zamawiał mniej żywności, bo zamówienia, przynajmniej w teorii, są dostosowane do obrotów, więc mniejsza ilość zakupów wcale nie oznacza większych strat w asortymencie, jedynie mniejsze ogólne dochody. A i dodatkowy plus byłby taki, że mniejsze zamówienia = mniejsza produkcja, mniej dostaw, a więc mniejsze zużycie energii, mniejsza ilość samochodów dostawczych drałujących po drogach, mniej opakowań itp. A to, że pierwszy świat marnuje tony żywności jest faktem znanym i że niszczy się naturalne środowisko pod uprawy na potrzeby pierwszego świata też jest faktem znanym.

Odpowiedz
avatar katem
1 1

@burninfire: Jej pieniądze mnie nie obchodzą, nie ma co z nimi zrobić, niech wyrzuca,ale te produkty z reguły mają opakowania (i na nich przecież jest wydrukowana owa data przydatności), które zwiększają zaśmiecenie Ziemi. A to akurat mnie obchodzi. Poza tym - odpadów organicznych nie wrzuca na kompost, który potem zużyje w ogródku, tylko to idzie do śmieci - na razie to mamy niewielki odsetek recyklingu, i te śmieci w większości zwiększają hałdy wysypisk i smród w ich okolicy.

Odpowiedz
avatar mejoza
7 9

Ja mam taką pracę, że to co się przeterminuje, możemy zabrać do domu. Więc w domu mam pełno słodyczy, makaronów, mąki, ryżu, herbat. Bardzo dużo rzeczy rozdaję rodzinie i znajomym, którzy nie mają nic przeciwko. I tak oto przez przypadek zostałam częściowo freeganką :P

Odpowiedz
avatar Litterka
6 10

@mejoza: Tak sobie o tym freeganizmie doczytałam i naszła mnie myśl, żę kiedyś to się nazywało po prostu menelstwo.

Odpowiedz
avatar oszi90
1 3

@mejoza: Widzę żyjecie po studencku, co tam terminy ważności :) póki smaczne, to no problemo

Odpowiedz
avatar mejoza
3 3

@oszi90: wychodzę z takiego założenia, że większości tych produktów raczej nic nie grozi po terminie. Bo co może się stać np. z mąką? z makaronem? ryżem? Wiadomo nabiał, mięso takie rzeczy się psują ale większość jest w porządku :)

Odpowiedz
avatar GlaNiK
2 2

Są 2 rodzaje dat na opakowaniach. Należy spożyć przed, czyli wszelki nabiał, świeże mięso itp. I w przypadku tych dat raczej bym nie zakładał, że miesiąc po terminie to wciąż będzie dobre. Owszem kilka dni przy odpowiednich warunkach przechowywania nic temu zrobić nie powinny. Drugą datą jest "najlepiej spożyć przed", która mówi tylko i wyłącznie tyle, że dopóki produkt jest w oryginalnym, nie uszkodzonym, suchym opakowaniu to nawet i 2 lata po terminie powinien być zdatny do spożycia. Może co prawda tracić walory smakowe/zapachowe/wizualne ale nie powinien być trujący. Herbata, makaron, ryż, mąka, cukier itp. się nie zepsują :)

Odpowiedz
avatar katem
-1 1

@GlaNiK: A i na soli potrafi być data przydatności do spożycia - miliony lat leżała pod ziemia i się nie zepsuła (jest też konserwantem przecież) a tu drukują datę przydatności do spożycia :D

Odpowiedz
avatar GlaNiK
1 1

@katem: Drukują bo takie przepisy niestety. Prędzej się opakowanie po tej soli rozłoży niż sól się zepsuje. Aczkolwiek widziałem już spleśniałą sól.

Odpowiedz
avatar oszi90
0 2

Czasem rzeczy sprzedawane są w zbyt dużych opakowaniach (jak na potrzeby jednej osoby) i zanim zdążysz zjeść to już spleśnieje, mój problem częsty :/ Szkoda mi zmarnowanej kasy, ale jeszcze nie jestem aż tak biedna, żeby płakać z tego powodu.

Odpowiedz
avatar Irena_Adler
5 5

Bo biedy żadnej nie zaznała. By ją kiedyś przycisnęło, to by zobaczyła.

Odpowiedz
avatar marius
7 7

Mój szwagier dostał od swojego dietetyka rozpisaną dietę dla siebie i dla żony. Oszczędzili na jedzeniu więcej pieniędzy, niż wydali na dietetyka, bo już nic jedzenia nie wyrzucają. Nie wyrzucają, bo kupują dokładnie tyle jedzenia, ile mają zjeść w danym tygodniu i nie patrzą na promocje typu "druga paczka za 1 zł".

Odpowiedz
avatar szafa
1 1

Mam takiego współlokatora. Fakt faktem, że u niego to nie kwestia oszczędności, bo nie kupuje najtańszych produktów czy promocyjnych, ale ma niesamowitą potrzebę po prostu posiadania stosów jedzenia. Żeby przypadkiem czegoś nie zabrakło. To nic, że nie ma rodziny, czasem tylko dziewczyna wpadnie, to nic, że rzadko jest w domu, często je w pracy, musi leżeć stos wszystkiego i już. I leży i gnije/pleśnieje/schnie. I zajmuje nam czasem połowę lodówki swoimi rzeczami niepotrzebnymi. Ale muszą być, żeby być.

Odpowiedz
avatar broneq
1 1

Marnowanie jedzenia to jedna z najgorszych rzeczy jaka może się zdarzyć. Moja Żona pochodzi z rodziny, gdzie zawsze było dużo mięsa - dziadek rzeźnik, wujek rzeźnik, ojciec rzeźnik. W związku z tym po naszym ślubie regularnie w lodówce jest jakieś mięso. W pierwszych latach ciągle wyrzucaliśmy a to resztkę mielonego, a to kawałek jakiegoś kotleta. Za każdym razem była awantura, a to z nią, a to z teściową, że po co jej tyle tego daje. Trwa to do dziś, ale awantury jakiś skutek przynoszą. Zamiast raz na tydzień wywalić powiedzmy 1kg mięsa, wywalamy raz na miesiąc 200g. Ale walczę dalej :D

Odpowiedz
avatar Zanate
0 0

Babcia mnie tak uszczęśliwiała. Ja trzymałam sobie w lodówce stale masło, ketchup i światło, ewentualnie pojemniki z obiadem na kilka dni. Potrzebne rzeczy kupowałam codziennie na bieżąco, wracając z uczelni. Babcia z uporem maniaka zaopatrywała mnie w ogromne ilości śmietany i jajek (których nie znoszę),bo to trzeba w domu mieć. Tylko co ja zrobię z trzydziestu jaj, którym ważność kończy się za tydzień, mieszkając sama...? Jej zakupy zawsze lądowały w koszu, bo nic z nich nie robiłam. I tak, prosiłam dziesiątki razy, żeby mnie tak nie uszczęśliwiała.

Odpowiedz
avatar marius
0 0

@Zanate: Było nie brać.

Odpowiedz
avatar lucy1980
0 0

Ja kupuje na zapas lub jedzenie na przecenie (w UK sklepy nie moga sprzedawac jedzenia PO terminie waznosci na opakowaniu, wiec jak ten termin sie zbliza, to produkty sa przeceniane). Tylko, ze ja od razu wrzucam wszystko do zamrazalki, a potem wyciagam i od razu zjadamy.

Odpowiedz
Udostępnij