Oglądam właśnie program, w którym pani Bosacka opowiada w jaki sposób konsumenci są naciągani/oszukiwani przez producentów i sprzedawców. I wspomniała przed chwilą o tym, że krewetki nadają się do spożycia tylko i wyłącznie świeże. To właśnie przypomniało mi moja zeszłoroczną holenderski przygodę z pracą.
Przez tydzień z ok 10 innymi osobami pracowałam w małym zakładzie rybnym. Było to dziwne gdyż przeważnie pracy w tym miejscu było dla maksymalnie trzech osób. Robiliśmy też dosyć nietypowa rzecz. Mianowicie wyciągaliśmy krewetki z wody (o 'rybnym' zapachu z dodatkiem czegoś, przynajmniej pierwszego dnia, niezidentyfikowanego) i robiliśmy z nich szaszłyki. Nietypowy był stan 'robali': niektóre były całkiem zamrożone, inne wcale, jedne wyglądały dobrze, drugie jakby były gumowate, sine i generalnie wybierały się na emeryturę. Wybaczcie nie znam się, nie wiem jak powinna wyglądać dobra krewetka, ale nie sądzę, żeby tak jak tamte.
Wszystko to było dziwne, ale praca to praca. Po pociągnięciu za język przesympatycznego holenderskiego stałego pracownika wyszło szydło z worka. Na potwierdzenie swoich słów przyniósł pudełko po krewetkach. Co się okazało? Do zakładu trafił ogromny zwrot z serii wyprodukowane chyba w 2013 roku (już dobrze nie pamiętam) od ponad roku przeterminowane i żeby nie było strat właściciel postanowił je wymieszać ze świeżymi i 'przetworzyć' na szaszłyki. A w wodzie, w której się moczyły był środek w typie naszego domestosa.
Smacznego!
Ps: zakład mieścił się Amersfoort.
zagranica
Mieszkam niedaleko, agencja to pewnie Cov.bo?
Odpowiedz@Vitas: agencja była inna. Z tych co wysyłają ludzi do pracy po 100km od miejsca zamieszkania. Ale z nimi też były jaja ;)
Odpowiedz@Iksowate: Firma w Niemczech a praca w Holandii? "zrób to"?
Odpowiedz@Vitas: firma w Holandii ale znajomy dojeżdżal pod niemiecka granice ;p
OdpowiedzJak widać nie tylko w Polsce takie rzeczy się zdarzają. Nikt na całym świecie nie lubi strat. Powinnaś to zgłosić do odpowiednich służb bo jeśli ktoś się otruje/zatruje to będziesz współwinna, przynajmniej moralnie.
Odpowiedz@thebill: Ludziom w Polsce nie chce się takich rzeczy zgłaszać, a co dopiero w obcym kraju, do którego przyjechało się na pracę sezonową. Na pewno chętnie weźmie też dzień wolny, żeby udać się do odpowiedniego urzędu i w razie czego przyjedzie za pół roku na wezwanie jako świadek ;)
Odpowiedz@thebill: i tak nie miałabym możliwości zgłoszenia. Chociażby z powodu braku możliwości dojazdu do odpowiednich miejsc. A dwa, zależało mi na pracy. Co jeśli służby dzialalaby szybciej niż w Polsce i agencja dowiedzialaby się o moim 'przewinieniu'? Pracownik zatrudniony przez agencje bardzo łatwo może dostać 'kare'. Tzn siedzi w domu, który musi opłacać, pod telefonem i czeka aż łaskawie czasem z godziny na godzinę nie powiedzą mu ze ma iść do pracy. W tym czasie nie zarabia, a powietrzem się nie naje. Dostałam taka już kiedyś i naprawdę nie uśmiechało mi się dostać kolejnej
Odpowiedz@imhotep: A rzeczone krewetki w kraju typu POLSKA - bo tam poszedł export zjadła mamusia pani pracownicy z wielką radością "To córcia robiła!" i wylądowała na tydzień w szpitalu z chorobą układu pokarmowego. Może naciągane - ale prawdziwe.
Odpowiedz@Iksowate: Jesteśmy najgorzej zjednoczonym narodem na świecie i dlatego tak się dzieje. Zgłoś czym prędzej!
OdpowiedzMoge wiedziec jak ten zaklad sie nazywal? Moze zglosze znajomemu.
Odpowiedz@Nayka: gdybym pamiętała to na pewno bym podała. Ale to było rok temu. Pracowałam co tydzień w innym miejscu
OdpowiedzMoja koleżanka pracowała w Holandii w "fabryce mięsa". Praca polegała na pakowaniu mięsa w hermetyczne paczki. Wspominała kiedyś, że przyszła do nich cała wielka partia starej, gnijącej wieprzowiny lub wołowiny. Pracownicy musieli to mięso umyć, zapakować, a wysyłane było do Chin, żeby "W Europie nie było przypału"...
Odpowiedz