Wyobraź sobie, że jesteś weterynarzem. Specjalizowałeś/łaś się w psach i kotach, bo tego ludzie mają najwięcej i o pacjentów najłatwiej. Ogarniasz jeszcze szczury i króliki, bo to też ssaki i z grubsza podobnie wszystko wygląda.
Przychodzi jednak pacjent z jakimś egzotycznym dziwadłem. Ledwo umiesz rozpoznać gatunek, nie mówiąc już o płci czy wieku. Zdarza się. Teraz ludzie trzymają coraz dziwniejsze stworzenia; kiedy studiowałeś, jeszcze się o takich nie słyszało.
Oczywiście nie masz pojęcia, co temu dziwadłu dolega. Co robisz?
A) Mówisz klientowi, że nie masz kompetencji, żeby się zająć dziwadłem i odsyłasz do kolegi po fachu, który może się na tym znać.
B) Ściemniasz klientowi, że to bardzo trudny i rzadki przypadek, prosisz, żeby przyszedł jeszcze raz następnego dnia, bo musisz się skonsultować ze specjalistą. Przez noc googlasz objawy i czytasz artykuły, by zacząć leczyć dziwadło w oparciu o swoją wiedzę ogólną, kompetencje w rozumieniu treści specjalistycznych artykułów i nowo nabyte informacje.
C) "Panie, zara mu damy antybiotyk i przejdzie jak ręką odjął!"
Już się pewnie domyślacie, którą opcję wybiera wielu weterynarzy. Niestety, klienci takich konowałów potem nie chcą słuchać rad hodowców podobnych zwierząt, bo przecież byli u weterynarza, on powiedział, że to quisquidoza plusquamperfectu i że trzeba antybiotyk i już. A potem... oj, zwierzątko jednak umarło. Widocznie antybiotyk był za słaby.
Weteryniarz
Przy podejściu C zagrożony jest każdy zwierzak, niezależnie od gatunku. Psy i koty w sytuacji, gdy trafi sie coś na co pierwszy z brzegu antybiotyk nie działa, króliki i gryzonie z kolei dlatego, że ów pierwszy z brzegu antybiotyk najczesciej jest amoksycylina - ktora bywa dla nich zabojcza.
OdpowiedzCzyli weterynarze niczym się nie różnią o ludzkich lekarzy. Damy pierwszy z brzegu antybiotyk i będzie dobrze
Odpowiedz@menevagoriel: To może nie tyle do lekarzy pretensje co do ogólnej organizacji "ochrony zdrowia", myślę, że gdyby lekarze mogli to chcieliby być dr Housami i wykonać ci pakiet badań od krwi po tomograf w ciągu godziny, tyle, że nie ma na to funduszy...
Odpowiedz@paski: Nie, nie chcieliby. Po 6 lakach na kierunku lekarskim i uważnej obserwacji ludzi wokół dam sobie rękę uciąć, że nie chcieliby.
OdpowiedzTa... skąd ja to znam. A kozy to ponoć takie swojskie zwierzaki :D
OdpowiedzAbstrahując od podejścia wetów do leczenia dziwadeł... Po pierwsze, wszystkie dziwadła, które są LEGALNE, można legalnie zakupić. Zanim się je zakupi - należy przedtem zakupić odpowiedni podręcznik/broszurę/opracowanie/poradnik dotyczący pielęgnacji oraz żywienia i warunków bytowych owego dziwadła, przestudiować i ściśle zawartych w nim porad się trzymać. Po to, by dziwadło żyło długo, szczęśliwie i zdrowo. Często wiele cennych informacji można otrzymać w specjalistycznym sklepie zoologicznym. Jeśli, mimo to dziwadło "kwęka", należy zorientować się gdzie, ewentualnie, należy szukać specjalisty od dziwadeł, a nie gnać do pierwszego z brzegu weta. Nie zaszkodzi skontaktować się w tej sprawie z ogrodem, lub specjalistycznym sklepem zoologicznym. No, a jeżeli ktoś posiada dziwadło NIELEGALNE, czyli takie, którego oficjalnie do Polski nie można sprowadzać, znaczy - przemycone, powiedzmy, aligatora w przydomowym basenie, to - po pierwsze - każdy "weteryniarz" ma obowiązek to zgłosić gdzie trzeba, a po drugie - nie ma co liczyć na to, że jakiś zwierzęcy doktor będzie się na nim znał. Jedyne co pozostaje - to jednak ZOO. Które TEŻ ma obowiązek zgłosić, że ktoś ma warana, dziobaka albo anakondę wielką (o pingwinie królewskim nie wspominając).
Odpowiedz@Armagedon: Masz racje. Tym bardziej, że na twarzoksiążce zazwyczaj są grupy miłośników różnych mniejszych lub większych dziwadeł, a na upartego to na necie jakieś forum o takich dziwadłach też się znajdzie.
Odpowiedz@rodzynek2: przecież właśnie między innymi o to chodzi w historii:że grupy, poradniki i fora to profani, a świeżo upieczony "hodowca" posłucha "weteryniarza", bo on ma literki przed nazwiskiem.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 10 lipca 2017 o 9:29
@Armagedon: Dodam, że dotyczy to nie tylko dziwadeł. To zastraszające, że kupując rybki człowiek czyta, szuka, kupuje podręczniki. A kupując psa czy kota, wsiada w samochód i jedzie po zwierzaka na targ, do zoologa, do wujka Zdziśka bo akurat ma na zbyciu, małe puchate kuleczki... miał topić ale skoro rodzinka weźmie... I potem spotykam na spacerze te psiaki i ich właścicieli, nie wiedzących NIC o ich prawidłowym żywieniu, szkoleniu, psychice. Bo po co - przecież każdy wie jak się hoduje psa, no nie?
Odpowiedz@KoparkaApokalipsy: Jak ktoś kupuje dziwadło przede wszystkim dla szpanu, to tak się to często kończy. Nie wyobrażam sobie, nawet z psem, czy kotem, chodzić do niesprawdzonego weterynarza.
Odpowiedz@rodzynek2: niestety wielu ludzi tak właśnie robi. Zresztą nie do końca rozumiem, co się tu dzieje. Po minusach i tonie wnoszę, że ktoś uważa, iż toczy się tu jakaś dyskusja, podczas gdy wygląda na to, że się zgadzamy...
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 10 lipca 2017 o 11:49
@Armagedon: Papugi to nie dziwadła, a ciężko znaleźć dobrego weta i nie w każdym, nawet większym, mieście jest chociaż jeden. Eh.
Odpowiedz@KoparkaApokalipsy: Wygląda na to, że się zgadzamy. Chodzenie do pierwszego lepszego weterynarza mija się z celem, tym bardziej, że opinie o weterynarzach można łatwo sprawdzić na necie.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 10 lipca 2017 o 13:29
@KoparkaApokalipsy: dyskusja to jest normalna rozmowa, sprzeczka juz nią nie jest.. ale dyskutowac i spierać sie argumentami kulturalnie awsze mozna..
OdpowiedzA co to za źwierze?
Odpowiedz@xyRon: Pewnie dziabąg.
Odpowiedz@greggor: ewentualnie dziub-dziub ;)
OdpowiedzJeśli ktoś decyduje się na zakup i posiadanie "dziwadła" powinien przygotować się na jego posiadanie. Oprócz klatki, terrarium wybiegu, karmy itp., to może jeszcze chociaż sprawdzić czy w okolicy ma odpowiedniego weta?
Odpowiedz@Edwin: Za wetem od głupich karpi na Dolnym Śląsku przeszukali prawie całą Polskę. A teraz znajdź takiego, który będzie umiał leczyć np. pszczoły i namów, żeby się osiedlił w twojej okolicy. POWODZENIA.
OdpowiedzTak dla porządku - szczury i króliki są ssakami i "podobnie wyglądają", ale działają inaczej niż psy czy koty. I tak samo jak dla dziabągów czy innych dziwadeł trudno znaleźć specjalistę, który się na nich zna, a nie każe np. przegłodzić.
Odpowiedz"Czterech chłopaków? A nie boi się pani, że się pozagryzają? Parkę trzeba trzymać" - moja najkrótsza wizyta u weterynarza ze szczurami na odrobaczeniu, po tym tekście zaproponowałam dokształcenie się, pożegnałam się i wyszłam. Przychodnia na stronie ma opis, że zajmuje się gryzoniami, w rozmowie telefonicznej przed wizytą również zostało potwierdzone, że "ze szczurem jak najbardziej".
Odpowiedz"Quisquidoza plusquamperfectu" mnie urzekła :D Kolega lubi łacinę? :)
Odpowiedz@szafa:co do quisquidoza to nie wiem ale Plusquamperfect to jeden z czasów w niemieckim ;p
Odpowiedz@timka: Plusquamperfectum to nazwa czasu zaprzeszłego w łacinie, a quis i quid oznaczają "coś" :) niemiecki czas zaprzeszły to Plusquamperfekt, przez "k".
OdpowiedzNiestety, znam to. Sama jestem miłośniczką zwierząt i wolontariuszem w fundacji. Co prawda, ja skupiam się na puchatych, miłych kulkach, ale działanie weterynarzy to samo. Po takich eksperymentach na moim prywatnym dziabągu, zanim znalazłam mojego obecnego weta, naprawienie szkód kosztowało dziabąga amputację i kilka operacji, a mnie ponad 7 tysięcy. Przykre to. W moim zawodzie nie wyobrażam sobie podjąć się zadania z obszaru, którym się nie zajmuję. Dlaczego weterynarze tak postępują? Nigdy nie zrozumiem.
Odpowiedz