Historia z sieci sklepów zoologicznych, w której jakiś czas temu pracowałem. Przytrafiła się komu innemu, w innym centrum handlowym, ale wiadomo - w firmie takie wieści roznoszą się szybko. Piekielność raczej niewielka, ale zapadła w pamięć.
Nie wiem, jak zwyczaje wyglądają w innych sklepach, ale u nas do obowiązków załogi należało spędzanie czasu ze zwierzętami i oswajanie ich. Niejednokrotnie klienci zachwycali się, widząc noszone na rękach gryzonie czy podkradającą pieniądze z lady fretkę, której śliczny ryjec ukazywał się nagle w otworze na kable, gdy reszta zwierzaka ukrywała się w szufladzie. Biorąc pod uwagę zaistniałe zdarzenie, obstawiam, że może to być rzadkość.
Do sklepu weszła pani trochę P ze swoją matką. Trafiła akurat na pracownika noszącego swojego sklepowego pupila w celu oswajania. Zwierz uroczy i kochany, aczkolwiek przez masy uznawany raczej za mało atrakcyjnego partnera - był to wąż. Pani trochę P w krzyk, uruchamia się jej procedura panicznej ucieczki, a kilka kroków za wyjściem ze sklepu moduł upuszczenia emocji przy pomocy łez. Pracownicy zdębiali, do końca nikt nie wie, co właśnie zaszło, na wszelki wypadek potencjalny winowajca trafia karnie do swojej woliery i zostaje pouczony, że na przyszłość powinien się bardziej uśmiechać.
Pani trochę P wróciła po dłuższej chwili. Oczywiście rozmowa pozwoliła ustalić przyczynę wcześniejszego wybuchu - pani ma potwierdzoną fobię w stosunku do węży. Każdy z obecnych to zrozumiał, kolega wężonos przeprosił i moim zdaniem tu temat powinien się zakończyć jakimś wspólnym czochraniem szynszyli, ale nie... Pani trochę P prosi o papier, pisze pisemną skargę i kategorycznie domaga się zwolnienia kolegi, który naraził ją na taki stres, po czym wyniośle opuszcza sklep. Wszyscy zebrani oczy jak 5 zł, po czym, naturalnie, w śmiech.
Co w tym jest, moim zdaniem, piekielnego? To, że od kilku lat zastanawiam się, czy pani trochę P podczas wizyty w zoo też zawsze składa skargę na obecność węży i zwalnia pracowników.
Uważam, że jedyną osobą, którą może winić za narażenie się na stres, była ona sama.
sklepy
Najlepiej to wszystko zabić i nic nie robić bo ktoś ma fobię. Jak ja boję się strzykawek to nie krzyczę na pracowników apteki aby je wyrzucili bo ja się boję, ani nie połamie ich cukrzykowi bo ja się boję, ani nie napiszę skargi na firmę je produkującą bo ja się boję. Mój strach więc powinnam po prostu unikać spotkania ze strzykawkami a ona z wonszami. Serio, wąż w zoologicznym to aż tak niespotykane zjawisko.
Odpowiedz@Misiek_zadupia: Istnieją sklepy zoologiczne, gdzie nie ma węży (ani nawet żadnych innych zwierząt). Poza tym wąż w terrarium a wąż na czyichś rękach to jednak różnica, zwłaszcza dla kogoś, kto ma fobię. Piekielnej baby nie usprawiedliwiam, bo zachowała się poniżej wszelkiej krytyki.
OdpowiedzAle bym ci chętnie wywalił gonga w ten pusty łeb za te "wonsze". W życiu czegoś tak żałosnego i nieśmiesznego nie widziałem.
Odpowiedz@piesekpreriowy: śmieszne tak samo jak ten Twój "gong" :D Tak się u nas przyjęło mówić w pracy i nie widzę powodu, dla którego nie miałbym tak pisać :)
Odpowiedz@Modrzew: Powód jest taki, że nie piszesz do swoich współpracowników.
Odpowiedz@Modrzew: Tutaj nie ma Twoich współpracowników i nie każdy rozumie dlaczego tak piszesz. Ja osobiście myślałam, że to błąd.
Odpowiedz@piesekpreriowy: wonsz żeczny tududu tududu, jest niebezpieczny tududu tududu... ;p
Odpowiedz@Modrzew: gong to słowo ze słownika. Oznacza taki wielki talerz w który się uderza, tak jak w łby pacanów. Wonsze natomiast... Cóż... Ale rozumiem, że banda ludzi zatrudniona do handlu zwierzakami musi mieć jakieś swoje odpaly. Bardzo śmieszny żarcik. Szkoda, że bazuje na najbardziej prymitywnych pomysłach. Może jeszcze specjalnie nie połykacze śliny i się opluwacie mówiąc? (: To też byloby śmieszne!
Odpowiedz@piesekpreriowy: Śmieszne jest to, że dając ci minusa pojawia się napis "dziękuję!" :)
Odpowiedz@PiekloDzisModne: każdego śmieszy co innego (: biorąc pod uwage, że są produkowane takie gnioty jak np "dlaczego ja?", niespecjalnie robi to na mnie wrażenie. Ciesz się i śmiej (: miej coś z życia!
OdpowiedzBaba głupia jak but, historia fajna, wonsz kiepski. Pozdrawiam
Odpowiedz"Kolega wężonos" mię ujął. :D W ogóle fajna historia i fajny sklep.
Odpowiedz@eulaliapstryk: a mnie się skojarzył z człowiekiem mającym węża zamiast nosa ;-). Pewnie jak pani idzie do zoo, to omija część z gadami - podejrzewam, że w ogrodzie zoologicznym raczej się kóbr, anakond, pytonów czy innych boa na spacer nie wyprowadza...
OdpowiedzJejciu, wyobraziłam to sobie: W zoo do jakiejś pani podpełza wąż, ona zaczyna uciekać z wrzaskiem, a za nią pracownik zoo woła: Pani nie ucieka! On chce się tylko przywitać!
Odpowiedz@nindroid_007: no, taki boa to mógłby chcieć uściskać nawet :P.
OdpowiedzBardzo fajna historia i fajnie napisana :) Nie masz więcej w zanadrzu? Dobrze się Ciebie czyta :)
Odpowiedz@KatzenKratzen: mam, mam. Lata pracy za kasą robią swoje. :)
OdpowiedzDziwi mnie ocena historii i komentarze. Jak ktoś się boi węży, to nie może przyjść do sklepu po karmę dla kota, bez ryzyka natknięcia się na takowego "na wolności", skoro normalnie idzie w inną część sklepu i pewnie nawet terrarium nie widzi?
Odpowiedz