Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Kiedyś studiowałem. Przerwało mi się po drugim roku - wyprowadziłem się z…

Kiedyś studiowałem. Przerwało mi się po drugim roku - wyprowadziłem się z Lubą za granicę. Co pomogło w decyzji o wyprowadzce?

Zbliżał się termin zaliczenia trudnego przedmiotu - 15 godzin laborek, 30 godzin wykładów, żeby móc podejść do zaliczenia wykładu trzeba oczywiście najpierw zdać laborki.

Test miał się odbyć w czwartek, o godzinie 9.45 w sali 310 w budynku D. No to idę. I się od drzwi odbiłem. Zonk, o co chodzi. Biegnę szybko do domu, bo komputery informacyjne na uczelni odmówiły posłuszeństwa, sprawdzam USOS - no jak byk, miejsce i godzina się zgadzają, data też.

Co się okazało? Pani wykładowczyni zmieniła sobie termin i miejsce - dzień bez zmian, z tym że na 8.00 w sali 210 budynku C. Tylko jej się nie chciało wprowadzić zmiany do systemu. Ok, trudno, w poniedziałek jest termin poprawkowy, pójdę i odklepię (byłem w miarę solidnie przygotowany).

Poniedziałek, wchodzę na salę, razem ze mną niemała grupa mi podobnych.

Wykładowczyni: Ale pana to ja nie dopuszczę.
Ja: Dlaczego?
W: Regulamin studiów podpisał? To wie, że miał 3 dni, na usprawiedliwienie u mnie swojej nieobecności w pierwszym terminie.
Ja: (lekki zonk, podobnie jak pozostali, skinienie na innych, którzy już siedzą z testami na ławach) Przecież oni też nic nie usprawiedliwiali.
W: Ale brakło mi już testów, bo odbiłam określoną ilość.
Ja: (spoglądam wymownie na ostatni pusty test, który leży na jej biurku)
W: To jest kopia do archiwum uczelni.

Odwróciłem się na pięcie i wyszedłem.

Przez cały semestr byłem JEDYNĄ osobą w grupie, która była obligatoryjnie, z samego rana wywoływana "do tablicy" celem omówienia zadanej pracy. Jeżeli już szedł ktoś inny - to po mnie i "na ochotnika". A przedmiot niełatwy - to był pierwszy raz w życiu, kiedy regularnie musiałem zarywać nocki przed laborkami, żeby ogarnąć te zadania.

Nadal nic wielkiego? Zaniosłem wniosek o urlop dziekański (ot, rok do namysłu, czy warto to ciągnąć - po roku już złożyłem rezygnację) do BOS-u. Miła pani w BOS-ie (serio, one nie gryzą) pyta co się stało. Wyłuszczam sytuację, miłej pani szczęka spada pod biurko. Cóż... Regulamin studiów podpisał, ale nie ma tam nic na temat "usprawiedliwień". Jak się okazało, nie tylko moim prawem, ale wręcz obowiązkiem było po prostu stawić się w drugim terminie. Podobnie jak obowiązkiem wykładowcy było wprowadzić informację o zmianie terminu egzaminu do systemu.

studia

by piotrek18tw
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar kitusiek
7 17

Właśnie kończę pierwszy rok studiów, przez ten rok dowiedziałem się jednej rzeczy - że jak wykładowca chce "uwalić" jakąś część osób, to i tak to w jakiś sposób zrobi. Na moim kierunku, ale rok wyżej, prowadzący powiedział przed kolokwium, że gdzieś tam w internecie są wszystkie pytania, które on zawsze daje, odpowiedzi na nie i że warto się z tego uczyć. No to studenci posłuchali, nauczyli się, na 50 możliwych punktów mało kto miał mniej niż 45. No to facet dał zaliczenie od 46 pkt, czyli 92%. W innej grupie z tego samego przedmiotu, u tego samego faceta, próg zaliczenia wynosił około 60% - bo tej grupie gorzej poszło. I nikogo nie obchodzi, że studenci czują się pokrzywdzeni i nierówno traktowani.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 25 czerwca 2017 o 0:41

avatar piotrek18tw
8 10

@kitusiek: smutne ale prawdziwe :) spotkałem się nawet z sytuacją, że z jednego egzaminu babka wyrzuciła dwie osoby - dziewczyna miała lekko błękitnawą bluzkę, a chłopak miał czarne a'la jeansowe spodnie (bez żadnych wzorów, przetarć itp), do tego koszula, krawat, pantofle i marynarka. A powinien był mieć pełny garnitur... Na pocieszenie dodam, że teraz przygotowuję się do egzaminu na hakowego, w Wielkiej Brytanii. Test taki wygląda tak, że egzaminator zadaje 80 pytań i trzeba na nie odpowiedzieć ustnie, niemal słowo w słowo tak, jak przewidują przepisy/procedury. I nie ma zmiłuj, bo pomylić się można bodajże 2 razy. A egzamin kosztuje ok. 1300 funtów :P

Odpowiedz
avatar Armagedon
-4 12

@piotrek18tw: Po pierwsze - kto to jest hakowy? Po drugie - ściemniasz. Nikt nie jest w stanie odpowiedzieć na 80 pytań w ciągu jednego egzaminu, bo by musiał zdawać przez cały dzień, przynajmniej. Więc pewnie trzeba się NAUCZYĆ na pamięć odpowiedzi na te 80 pytań, gdzie znasz i pytania i odpowiedzi. Spokojnie do zrobienia.

Odpowiedz
avatar ampH
7 9

@Armagedon: Nie wiem czy trollujesz z tym "Nikt nie jest w stanie odpowiedzieć na 80 pytań w ciągu jednego egzaminu", ale polecam VCP6-DCV - 85 pytań i czas 120 minut. Dla kogoś, kto nie jest anglojęzyczny od dziecka bodaj o 30 minut czas wydłużony. Co prawda nie ustnie, ale przeczytać pytanie z odpowiedziami (uwierz, nie są to jednozdaniówki w wielu przypadkach), zrozumieć i odpowiedzieć - chwilę zajmuje. Jak bardzo chcesz to możesz wydłużyć czas tego egzaminu razy dwa, jeśli uważasz, że ktoś tak wolno myśli, że potrzebuje dwa razy tyle na odpowiedź ustną. :) Dalej wychodzi to raptem 240 minut, czyli cztery godziny na egzamin. Serio, nie robi to na mnie żadnego wrażenia. :) Zapytasz z ilu pytań jest losowanie tych 85? Jeśli ktoś chce dumpów się wykuć na blaszkę to chyba koło pół tysiąca. Ach, zapomniałem wspomnieć, że to jeden z pierwszych egzaminów w całej ścieżce certyfikacji. :) Drugi egzamin na ten konkretny certyfikat (obecnie nowi kandydaci muszą oba pstryknąć) ma 65 pytań i jest uznawany za niesamowicie łatwy. CCNA w skumulowanym egzaminie na R&S ma bodaj 70 pytań w 90 minut. Mógłbym zacząć wymieniać certyfikaty z wyższej półki, ale chyba byś nie uwierzyła, że ktoś umie zaginać czasoprzestrzeń. :) A odpowiedź na to kim jest hakowy jest trywialna do odnalezienia - nawet dziecko w przedszkolu da sobie radę w dzieiejszych czasach z wyszukiwaniem w Google lub innej wyszukiwarce. :)

Odpowiedz
avatar piotrek18tw
1 1

@Armagedon: Slinger Banksman. Przetłumaczyłem hakowy, bo tak się chyba to w Polsce nazywa - nie wiem, nie pracowałem w Polsce na budowach, a ostatnio ktoś się sapał, że landlorda nie przetłumaczyłem :P Slinger to ten, co zapina ładunki do dźwigu i przy okazji instruuje operatora dźwigu co ma robić (podnieś, opuść itp., korzystając z radia bądź sygnałów dłońmi) Co do egzaminu - owszem, pytania są znane, ale odpowiedzi to nie jest "tak" lub "nie". Tylko musisz np. opisać wszystkie rodzaje zawiesi, jakie poprawki bierze się w zależności od warunków pogodowych, opisać przeliczniki dopuszczalnej masy dźwiganej w zależności od rodzaju zawiesia i sposobu zapięcia itp. Egzamin wygląda tak, że dostajesz kartkę z 80 pytaniami, siedzisz przy biurku naprzeciwko egzaminatora, skierowana jest na was kamera oraz dyktafon i egzaminator kolejno zadaje ci ustnie pytanie (pytania masz też, jak wspominałem, na kartce, ale on je musi zadać, musi to być udokumentowane na nagraniu), a następnie ty mu ustnie odpowiadasz. O tyle dobrze, że pytań jest tylko 80 (nie ma większej puli), ale odpowiedzi są naprawdę szczegółowe. A nie jest to tak, że możesz sobie odklepać kurs, a po miesiącu iść na egzamin - kurs zaczynasz w poniedziałek, w czwartek masz cały dzień egzaminu. Tak jak ampH napisał niżej, cały egzamin trwa kilka godzin, najpierw ta teoria 80 pytań (jak ktoś zna język w miarę dobrze, to ok. 2 godzin), potem jeszcze część praktyczna (tutaj też nie idą na łatwiznę, bo egzamin zdaje się korzystając z dźwigu mobilnego, który jest najtrudniejszym dźwigiem do kierowania z dołu; w typowym, używanym na budowach dźwigu można a) obracać ramię wokół osi wieży b) wysuwać i przysuwać "wózek" w stronę wieży c) opuszczać i podnosić hak; w dźwigu mobilnym jest a) obrót ramienia wokół osi b) wysunięcie/schowanie teleskopu c) podniesienie/opuszczenie ramienia d) podniesienie/opuszczenie haka)

Odpowiedz
avatar asmok
3 5

@piotrek18tw: Ja się często czepiam słówek i tłumaczeń, ale są jakieś granice. Landlorda się czepiać to przesada. :)

Odpowiedz
avatar Allice
6 24

Pierwsza myśl foch na wykładowcę i ucieczka? Serio? Zamiast ruszyć do dziekana czy kogokolwiek? Mało dojrzałe zachowanie. Są różne sytuacje na uczelniach i warto walczyć o siebie. Koleżanki zapomniał prowadzący wpisać na listę na kolokwium poprawkowe. Była pewna że zdała aż się nie pojawiło 2 w systemie. Po chyba 3 terminach poprawkowych (wyjątkowo niewdzięczny dział matematyki). Poprawiała przedmiot za rok (z prowadzącym który nawet umiał to wytłumaczyć) bez opłat bo ją zwolnili przez tą sytuację. Jakby nie poszła to by wybuliła ponad 1000zł.

Odpowiedz
avatar piotrek18tw
3 19

@Allice: Z betonem nie wygrasz. Na trzecim roku miałbym z nią przedmiot 30/30 - jak myślisz, kto byłby ponownie górą? :) Zgadnij też, który wykładowca nie wyraził zgody na mój wniosek o eksternistyczne zaliczanie przedmiotu :)

Odpowiedz
avatar Ara
15 17

@piotrek18tw: Jeśli w dorosłym życiu będziesz też hołdować zasadzie, że z betonem się nie wygra, i zawsze machniesz ręką odpuszczając, to będziesz miał naprawdę bardzo ciężki żywot...

Odpowiedz
avatar Allice
6 6

@piotrek18tw: słaby sposób myślenia. Trzeba o siebie walczyć a nie odpuszczać gdy pierwsza przeszkoda się pojawi. Po 6 latach na studiach powiem Ci jedno: zawsze trzeba walczyć o swoje. Wykładowcy to też nie są święte krowy, ale z drugiej strony też trzeba podchodzić z pewnym szacunkiem (z ciekawości: nie spóźniłeś się na poprawkowy skoro już siedzieli z testami?). U mnie skargi kolejnych roczników spowodowały zmianę pewnego przedmiotu na inny. Tylko trzeba coś robić a nie olać sprawę. Mówię, mało dojrzałe zachowanie

Odpowiedz
avatar Raveneks
8 8

@Ara: Walczyć o swoje trzeba, ale bitwy należy wybierać z głową. Zmiana zachowań dydaktyków na uczelniach jest piekielnie trudna z pozycji zwykłego prodziekana a co dopiero szarego studenta. Nie zakładajmy też, że Autorka wprost z sali wykładowej pojechała za granicę. To zwykle decyzja, która gdzieś z tyłu głowy dojrzewa latami, w oczekiwaniu na odpowiedni moment.

Odpowiedz
avatar Raveneks
3 3

@Raveneks: Nie wiem dlaczego zakodowało mi się, że autorem jest kobieta. Przepraszam.

Odpowiedz
avatar piotrek18tw
1 3

@Raveneks: dokładnie. To był po prostu jeden z powodów, coś w rodzaju "teraz już nic mnie tu nie trzyma". Dlatego też specjalnie nie przejąłem i nie stresowałem się, że uwaliłem ten przedmiot :) Allice, Ara - potrafię W MIARĘ się o swoje dopominać - choćby dlatego zarabiam około 35% więcej, niż przeciętnie dostają rodowici Anglicy na tym stanowisku :) I nie narzekam jakoś na większe problemy, wręcz przeciwnie - odkąd zarejestrowałem samozatrudnienie i zacząłem ostrzej negocjować oferty pracy dochody wzrosły mi do poziomu, którego w Polsce po studiach raczej bym nie osiągnął (i to uwzględniając inne koszty życiowe itp. itd.)

Odpowiedz
avatar szafa
1 1

@Allice: Czasem trzeba walczyć, a czasem zastanowić się czy rzeczywiście warto. Czasem poddanie się koniec końców prowadzi do lepszych efektów niż walka z wiatrakami. Autor wyjechał za granicę i, jak widać, to była dobra decyzja. Na moją kumpelę uwziął się też wykładowca - w końcu zmieniła swoją ukochaną uczelnię i miasto na inne z dość sporym żalem, teraz uważa, że to była najlepsza decyzja w jej życiu :). Tak więc różnie bywa.

Odpowiedz
avatar piesekpreriowy
5 21

To jest właśnie kwintesencja... Studia to nie tylko nauka. Matura to tzw egzamin dojrzalosci. Musiałeś ja zdać skoro studiowałeś. Wytłumacz mi w jaki sposób to jest dojrzałe? Bez czytania absolutnie jakiegokolwiek regulaminu jest dość oczywiste, że drugi termin ci przysługuje. Ewentualnie odpada ci termin poprawkowy (w sumie trzeci). W jaki sposób nieobecność na egzaminie jest gorsza niż 0/100? Przecież taki wynik dostał by banan gdyby go posadzić w ławce (a raczej na niej położyć). I nawet banan ma drugie podejście. Nie walczenie o swoje, uległość, bierność na to co ktoś robi z twoim życiem... To nie są cechy wykształconych, inteligentnych, oczytanych ludzi (teoretycznie tych z wyższym :p). Zarywanie nocek i nauka jest ważna, ale na Boga, ogarnięcie życiowe dużo ważniejsze. Rozumiem - brak motywacji, może w ogóle studiować nie chciales i takie, takie... Z takim podejściem i dawaniem się robić w konia daleko nie zajdziesz, kotku.

Odpowiedz
avatar oszi90
4 12

Jedziecie po nim, a pewnie wyszło mu to na dobre. Za granicą pewnie więcej zarobi i będzie żył w cywilizowanym kraju.

Odpowiedz
avatar Ara
4 8

@oszi90: Mógł wyjechać także walcząc uprzednio o swoje prawa, a nie poddając się.

Odpowiedz
avatar piotrek18tw
1 1

@Ara: próbowałem jeszcze później z wnioskami o zaliczenia eksternistyczne. Wykładowcy nie mieli problemów - ocen może najlepszych nie miałem, ale uchodziłem raczej za tego myślącego, niż zakuwającego - ale u owej pani właśnie to nie przeszło. Zresztą właśnie to "myślenie" (tak coś przeczuwam :P ) było przyczyną tego, że owa wykładowczyni niezbyt mnie lubiła :P Bo wszystkie badania i obliczenia przeprowadzałem metodami dość... "niekonwencjonalnymi", ale - ku wielkiemu jej niezadowoleniu - skutecznymi i sprawdzającymi się nie tylko w konkretnych przykładach.

Odpowiedz
avatar piotrek18tw
5 5

@oszi90: noo, to też prawda :) w Polsce równolegle ze studiami musiałem pracować na utrzymanie, a i tak ledwo starczało na wyżycie samemu. Auto zarejestrowane na ojca, bo nie byłoby mnie stać na ubezpieczenie itp. A tutaj? Utrzymuję siebie i moją niepracującą partnerkę, co tydzień wyjazdy nad morze, samochód legalnie na moje nazwisko (a rozważam zakup kolejnego, czegoś wygodniejszego na weekendowe i wakacyjne wyjazdy). A praca? Jak wspominałem, pracuję na budowie. Zanim tylko ktoś sobie wyobrazi biednego, zmordowanego imigranta zasuwającego na czarno żeby ledwo co wyżyć - głównym narzędziem pracy jest długopis, mam nieduże, bo nieduże, ale swoje "biuro", a do pracy chodzę w białych koszulach. Chyba nie jest tak źle, biorąc pod uwagę, że rówieśnicy dopiero robią licencjat.

Odpowiedz
avatar Spyro
1 1

@Ara: fajna gadka. Zwłaszcza gdy to nie o twoją walkę chodzi.

Odpowiedz
avatar piotrek18tw
5 5

@greggor: piej sobie, hejterku :) na pewno dobrze dla mnie, przynajmniej jak spoglądam na rozliczenia miesięczne :)

Odpowiedz
avatar GlaNiK
1 1

@piotrek18tw: spotkałem się gdzieś w internetach z opinią, że tylko nieudacznicy, którzy nie potrafią sobie poradzić w kraju wyjeżdżają za granicę. I wiesz co? Mogę sobie uchodzić za nieudacznika (też wyemigrowałem po olaniu studiów), za to mam dobrą pracę i wynagrodzenie o którym w Polsce mógłbym tylko pomarzyć.

Odpowiedz
avatar Bryanka
3 3

@GlaNiK: Tak, tak. Tacy z nas nieudacznicy co to biegle mówią w obcym języku i potrafią się odnaleźć w obcej rzeczywistości :D A tak na serio to też słyszałam od znajomych, że "nie poradziłam sobie w kraju". Może i sobie nie poradziłam. Za to świetnie sobie radzę za granicą.

Odpowiedz
avatar GlaNiK
1 1

@Bryanka: I o to w tych chodzi :-). Za to oni nie poradzili sobie za granicą więc wychodzi na to samo ;D

Odpowiedz
avatar Lynxo
0 0

Są równi i równiejsi :|

Odpowiedz
avatar burninfire
0 4

A reszta osób (bo jak rozumiem ktoś przyszedł w 1 terminie?) czatowała od 7 pod drzwiami uczelni, bo może pani wykładowczyni zmieni termin? Nie chce mi się w to wierzyć. Widziałam różne sytuacje na studiach, a to brzmi jak kolejna wymówka osoby, która w sumie nie wie po co studiuje i nie chce jej się ogarniać co się dzieje, a potem zwala winę na innych.

Odpowiedz
avatar piotrek18tw
0 0

@burninfire: dla twojej wiadomości, wiedziałem po co studiuję i ogarniałem. Ba, na przeszło 700 aplikacji na kierunek zająłem 4 miejsce, a z niektórych przedmiotów - głównie tych wiodących na mojej specjalizacji - byłem w "czołówce". A uwalonych osób (nie tylko z tego przedmiotu zresztą) było więcej. Nie wiem, czy im się chciało wyrzucić te kilkaset złotych na poprawki, ja podziękowałem :)

Odpowiedz
Udostępnij